Kiedy samochód zajechał był na parking nieopodal Pleciugi Borek nie gasił silnika, lecz Anita jakoś nie kwapiła się do wysiadania.
- No, Pupcia, co jest z tobą?
- Poznajesz to auto, co tam stoi?
- Pewnie. To nasze, znaczy twoje auto.
- Dobra tam, nasze, moje, kwestie własności chyba mamy przerobione. Ale pytanie jest za to, dlaczego ono tam stoi?
- Testujesz mój poziom inteligencji? Stoi, bo Malina nim przyjechała.
- Brawojasiu, ale gdzie tak naprawdę powinno stać?
- Na szrocie?
- Nie, no weź. Aż taki rzęch to chyba jeszcze nie jest.
Po tych słowach Borek jakby nieco się skrzywił, jednak Anita raczej tego nie dostrzegła i kontynuowała dalej:
- Ponawiam pytanie, gdzie ta fura teraz powinna stać?
- Nie wiem. Dobrze Lalka zaparkowała, równiutko.
- Rozczarowujesz mnie. Czy nie powinna stać u nas pod domem, czy też na podjeździe? Może nie mam racji?
- To by się marnowała. A tak...
- Zaraz mi wyjdzie, że się pukam z idiotą.
- Ależ ja świetnie wiem, o co ci chodzi.
- No?
- Po prostu przypomniałaś sobie nagle, że przed urlopem pożyczyłaś grata Malinie, na miesiąc zresztą i do tej pory nie odebrałaś.
- Ja pożyczyłam, czy myśmy pożyczyliśmy?
- Ja tylko byłem za.
- Jakoś nie przypominam sobie, żebyś kiedykolwiek był przeciw zrobieniu Lalce dobrze. Ale zostawmy to, wszak od tego są młodsze siśki, żeby im robić dobrze. Czy nie myślisz jednak, że termin już dawno minął?
- To czemu się wcześniej nie upomniałaś?
- Ja?
- Przecież nie ja. Ja jej nie widziałem od września, ostatnio na walce Kaśki, ale była zajęta, nawet nie było jak pogadać. Zresztą wtedy jeszcze termin nie minął. Ty ją spotykasz co najmniej dwa razy na tydzień. Więc?
- To ja mam się upominać, czy ona ma tego dopilnować?
- To przecież Malina. Dobrze Pupcia, ale nie srajmy ogniem. Ustalmy kropki. Faktycznie, Lalka się za bardzo przyzwyczaiła do tego auta. Tylko powiedz mi, dlaczego sobie o tym przypomniałaś dopiero...
- My sobie przypomnieliśmy.
- Dobrze, myśmy przypomnieliśmy sobie dopiero teraz?
- Za mało magnezu jemy?
- Teraz ty świrujesz idiotkę. Sprawa jest trywialna. Po prostu dwa auta tak naprawdę wcale nie są nam potrzebne. Dajemy radę jednym.
- To czemu kupiliśmy to drugie?
- Bo źle rozpoznaliśmy sytuację. Odbiło nam. Albo coś tam innego. Po prostu nam się tak zachciało. To już nie ma znaczenia. Teraz jest bardziej ważne, zresztą komu ja to tłumaczę?
- To co robimy teraz?
- Teraz nic nie robimy. Ty idziesz na kawę, ja jadę po zakupy. Tak jak co każdy czwartek, według procedury.
- A tak w ogóle? Jakiś plan?
- Najlepiej byłoby jej to truchło sprzedać. Stać ją, bo to będą naprawdę jakieś grosze. Nikt ci więcej za to nie da. Ale skoro grosze, to może jej po prostu dajmy. Taki prezent świąteczny.
- Grosze, czyli ile konkretnie?
- Pół twojej, czy mojej pensji?
- Serio?
- Pupcia, zaufaj mi. To jest naprawdę padlina.
- Muszę to przemyśleć.
- Ale na razie z nią o tym nie gadaj.
- Dobrze. To buźka, pa. O! Kaśka z Malą jadą.
Anita wykokosiła się z auta, zaś na parking akurat wtoczył się zielony van ozdobiony logiem klubu Oktagon. Wysiadły zeń wspomniane panie, po czym cała trójka po rytualnych obściskach ruszyła razem do kafejki.
= = = = = =
Tegoż dnia wieczorem Anita wróciła do domu stosunkowo wcześniej, niż zazwyczaj. Borek zapytał od razu:
- Jak wróciłaś?
- Normalnie. Lalka mnie podrzuciła po drodze do domu.
- No, i widzisz. Przedtem normalnie było tak, że to ty ją zawoziłaś do niej, co nieco nadkładając drogi. Ale to nie jest istotne. Istotne jest, kto tankuje auto? Wtedy ty, teraz ona. Zaprawdę, Pupcia, ten prezent dla Maliny szybko nam się zwróci. Nie trzeba matematyki, wystarczy porachować.
Kobieta otworzyła szeroko oczy, jakby ze zdumienia.
- Ty wiesz, Słodziaczku, nigdy tak na to nie patrzyłam.
- I kto to mówi? Pierwsza gwiazda działu logistyki naszej firmy. Aha, jest jeszcze coś, czego możesz nie wiedzieć, mimo żeś wiedźma.
- Czyli co?
- Zapunktujesz u teściowej. I tak cię lubi, ale...
- Nie trybię.
- Malina mieszka z mamą. Znaczy moją i jej. Na przedmieściu, tak? Mama nie ma auta, nie prowadzi zresztą. Używa komunikacji. Jednak od początku września Lalka wszędzie ją wozi, znaczy jak sama nie jest w pracy. Mam dalej tłumaczyć? Czy wszystko jasne?
- Wcześniej to wszystko uknułeś?
- No... Tak jakby.
- To ja już przemyślałam.
- No, Pupcia, co jest z tobą?
- Poznajesz to auto, co tam stoi?
- Pewnie. To nasze, znaczy twoje auto.
- Dobra tam, nasze, moje, kwestie własności chyba mamy przerobione. Ale pytanie jest za to, dlaczego ono tam stoi?
- Testujesz mój poziom inteligencji? Stoi, bo Malina nim przyjechała.
- Brawojasiu, ale gdzie tak naprawdę powinno stać?
- Na szrocie?
- Nie, no weź. Aż taki rzęch to chyba jeszcze nie jest.
Po tych słowach Borek jakby nieco się skrzywił, jednak Anita raczej tego nie dostrzegła i kontynuowała dalej:
- Ponawiam pytanie, gdzie ta fura teraz powinna stać?
- Nie wiem. Dobrze Lalka zaparkowała, równiutko.
- Rozczarowujesz mnie. Czy nie powinna stać u nas pod domem, czy też na podjeździe? Może nie mam racji?
- To by się marnowała. A tak...
- Zaraz mi wyjdzie, że się pukam z idiotą.
- Ależ ja świetnie wiem, o co ci chodzi.
- No?
- Po prostu przypomniałaś sobie nagle, że przed urlopem pożyczyłaś grata Malinie, na miesiąc zresztą i do tej pory nie odebrałaś.
- Ja pożyczyłam, czy myśmy pożyczyliśmy?
- Ja tylko byłem za.
- Jakoś nie przypominam sobie, żebyś kiedykolwiek był przeciw zrobieniu Lalce dobrze. Ale zostawmy to, wszak od tego są młodsze siśki, żeby im robić dobrze. Czy nie myślisz jednak, że termin już dawno minął?
- To czemu się wcześniej nie upomniałaś?
- Ja?
- Przecież nie ja. Ja jej nie widziałem od września, ostatnio na walce Kaśki, ale była zajęta, nawet nie było jak pogadać. Zresztą wtedy jeszcze termin nie minął. Ty ją spotykasz co najmniej dwa razy na tydzień. Więc?
- To ja mam się upominać, czy ona ma tego dopilnować?
- To przecież Malina. Dobrze Pupcia, ale nie srajmy ogniem. Ustalmy kropki. Faktycznie, Lalka się za bardzo przyzwyczaiła do tego auta. Tylko powiedz mi, dlaczego sobie o tym przypomniałaś dopiero...
- My sobie przypomnieliśmy.
- Dobrze, myśmy przypomnieliśmy sobie dopiero teraz?
- Za mało magnezu jemy?
- Teraz ty świrujesz idiotkę. Sprawa jest trywialna. Po prostu dwa auta tak naprawdę wcale nie są nam potrzebne. Dajemy radę jednym.
- To czemu kupiliśmy to drugie?
- Bo źle rozpoznaliśmy sytuację. Odbiło nam. Albo coś tam innego. Po prostu nam się tak zachciało. To już nie ma znaczenia. Teraz jest bardziej ważne, zresztą komu ja to tłumaczę?
- To co robimy teraz?
- Teraz nic nie robimy. Ty idziesz na kawę, ja jadę po zakupy. Tak jak co każdy czwartek, według procedury.
- A tak w ogóle? Jakiś plan?
- Najlepiej byłoby jej to truchło sprzedać. Stać ją, bo to będą naprawdę jakieś grosze. Nikt ci więcej za to nie da. Ale skoro grosze, to może jej po prostu dajmy. Taki prezent świąteczny.
- Grosze, czyli ile konkretnie?
- Pół twojej, czy mojej pensji?
- Serio?
- Pupcia, zaufaj mi. To jest naprawdę padlina.
- Muszę to przemyśleć.
- Ale na razie z nią o tym nie gadaj.
- Dobrze. To buźka, pa. O! Kaśka z Malą jadą.
Anita wykokosiła się z auta, zaś na parking akurat wtoczył się zielony van ozdobiony logiem klubu Oktagon. Wysiadły zeń wspomniane panie, po czym cała trójka po rytualnych obściskach ruszyła razem do kafejki.
= = = = = =
Tegoż dnia wieczorem Anita wróciła do domu stosunkowo wcześniej, niż zazwyczaj. Borek zapytał od razu:
- Jak wróciłaś?
- Normalnie. Lalka mnie podrzuciła po drodze do domu.
- No, i widzisz. Przedtem normalnie było tak, że to ty ją zawoziłaś do niej, co nieco nadkładając drogi. Ale to nie jest istotne. Istotne jest, kto tankuje auto? Wtedy ty, teraz ona. Zaprawdę, Pupcia, ten prezent dla Maliny szybko nam się zwróci. Nie trzeba matematyki, wystarczy porachować.
Kobieta otworzyła szeroko oczy, jakby ze zdumienia.
- Ty wiesz, Słodziaczku, nigdy tak na to nie patrzyłam.
- I kto to mówi? Pierwsza gwiazda działu logistyki naszej firmy. Aha, jest jeszcze coś, czego możesz nie wiedzieć, mimo żeś wiedźma.
- Czyli co?
- Zapunktujesz u teściowej. I tak cię lubi, ale...
- Nie trybię.
- Malina mieszka z mamą. Znaczy moją i jej. Na przedmieściu, tak? Mama nie ma auta, nie prowadzi zresztą. Używa komunikacji. Jednak od początku września Lalka wszędzie ją wozi, znaczy jak sama nie jest w pracy. Mam dalej tłumaczyć? Czy wszystko jasne?
- Wcześniej to wszystko uknułeś?
- No... Tak jakby.
- To ja już przemyślałam.