Sabat to słowo pobudzające wyobraźnię, istnieją także, funkcjonują różne stereotypy tegoż, opisują je czasem filmy lub literatura, tymczasem prawda wygląda nieco inaczej. Sabatem jest każde spotkanie co najmniej dwóch czarownic podczas którego wykonują one razem jakieś działania magiczne. To mogą być rozmaite ćwiczenia, eksperymenty, także rzecz jasna konkretne działania mające wywołać określone skutki. Jednak wścibski podglądacz, który miałby okazję być świadkiem sabatu mógłby zwykle poczuć się mocno zawiedziony. Żadnych efektów specjalnych, żadnych spektakularnych zjawisk, po prostu nic niezwykłego przeważnie nie zobaczy.
Tegorocznego Halloweenu piątka naszych ulubionych bohaterek nie odbyła żadnego sabatu. Nie było woli magicznej, aby coś takiego organizować. Ograniczyły się jedynie do skromnej imprezki, tak skromnej, że nie do końca godnej tej nazwy. Po prostu takie tam spotkanie towarzyskie, bynajmniej nie żaden babski comber, bo trzech panów też było obecnych. Kto nie pamięta, nie jest na bieżąco, to przypomnimy: Borek Anitowy, Dasiek Kaśkowy oraz Misiek, ten od Roxy. Do kompletu Ciocia Lala, jak wiadomo mentorka wspomnianej piątki, do tego Najlepsza Pupa Świata, jak mówi Kaśka, która jako fachotrix od wuefu na najwyższym poziomie wie, co mówi. To wszystko jednak nie jest zbyt istotne dla przebiegu akcji tego opowiadania, przejdźmy więc lepiej do niej.
Zero sabatu wiedźmy uzgodniły dwa dni wcześniej podczas spotkania na kawce w ich ulubionej Pleciudze, nie oznacza to jednak, że żaden sabat się odbył. Otóż podczas beztroskiego szczebiotania o szalenie arcyważnych babskich sprawach, czyli o niczym Malina nagle pisnęła:
- A ja mam zlecenie!
Przypomnijmy, że cała piątka nie trudni się magią zawodowo, nie zarabia nią na bieżące rachunki, tylko jest to dla nich raczej hobby, czy wręcz pasja. Co wcale zresztą nie przeczy czarowaniu na iście profesjonalnym poziomie. Tak więc jeśli czasem którejś tym sposobem zdarzy się dorobić coś ekstra do rutynowych dochodów, to jest to jakieś tam wydarzenie, warte omówienia chociaż przez kilkanaście minut.
Sprawa na pewno była bardzo świeża, bo nawet Kaśka, przed którą Lalka nie miała żadnych sekretów uniosła lekko brwi, jakby ze zdziwienia. Roxy, która miała akurat za sobą dwa lata twardego zarabiania czarami zareagowała pierwsza, dość konkretnie:
- Grube? O jakiej sumie mowa?
- Powiedzmy, że dość pulchnej.
- Co konkretnie?
- Wiernidło.
- Ożkurwa!
To już westchnęła Anita, zaś Mala, która nie za specjalnie wiedziała, co jest grane zapytała bystro i wnikliwie:
- Dlaczego ożkurwa?
- Bo to jest syf.
- Sorry, ale nie pomagasz mi. Nadal nie wiem...
Tu wtrąciła się Roxy:
- Luz kochanie, ja ci to wytłumaczę. Co to jest urok wiesz. Tak po wierzchu, bo detali różnych odmian to już my cię douczymy. Wiernidło jest jakby pokrewnym zaklęciem, choć takim trochę na odwrót. Urok ma wywołać chęć, wiesz jaką, na konkretną osobę, za to wiernidło powoduje, że traci się tą chęć na wszystkie inne. Właśnie, Lalka, to ma być saute, czy combo?
- Znaczy plus urok?
- Przeważnie tak zamawiają. Ale nie zawsze.
- Akurat bez uroku.
- Jesteś już po rozmowach?
- Wstępnych. I po zaliczce.
Mala jednak nie czuła się doinformowana do końca:
- Ale dlaczego syf?
Tym razem Anita zabrała głos:
- Technicznie to jest dość prosta, czysta robótka. Tylko ci kurwa klienci, czy raczej klientki, bo chyba częściej, nie wiem zresztą. Malinko, to chłop, czy baba zamawia tą aferę?
- Baba.
- Aha. Dobrze, Młodej dokończę. Jak myślisz, kto staluje takie zaklęcia? Jaki typ ludzi może chcieć, aby ktoś nie miał chęci na...
- Zdradzane żony? Mężowie? No, partnerzy.
- Też. Głównie jednak osoby zazdrosne w związku. Rozumiesz różnicę? Jak ktoś już jest zdradzany, ma na to dowody, to już nie jest zazdrość, tylko złość zranionego ego. Zazdrość jest wtedy, gdy nie ma tych dowodów, jest tylko urojenie zdrady. Lubisz takie paranoiczne osoby?
- No... Raczej nie bardzo.
- No właśnie. Żadna wiedźma takich nie lubi. Nawet zawodowe, które są bardziej wolne od uprzedzeń wobec klientów. Dlatego też kropimy im pulchne, jak to Lalka ujęła, ceny za takie zaklęcia.
- To dobrze trafiła?
- Niby tak, ale jest haczyk. Zaklęcie działa na sam obiekt, lecz nie leczy takiego klienta z jego paranoi. Dlatego potrzebna jest niezła gadka, żeby potem nie zawracał dupy reklamacjami. Czujesz ten kłopot?
- Aha... Tak jakby.
Tu odezwała się Malina:
- Czekaj Mala, ty nie masz dziś szkoły?
- No, nie...
- To jedź ze mną. Ja dziś jeszcze mam się z nią spotkać, znaczy z tą klientką, bo ma mi wymaz z cipy dostarczyć.
- To jest potrzebne?
- Jakaś jej próbka de-en-a. Tak naprawdę, to wystarczy do tego nawet włos, czy paznokieć, ale taki wymaz poważniej wygląda, robi lepsze wrażenie. Odbierzemy, potem pojedziemy do mnie i poasystujesz mi przy pichceniu dekoktu. Co ty na to, siostrzyczko?
Pomysł Maliny od razu poparła reszta:
- No pewnie. Jedź z nią.
- Przecież masz się szkolić.
- Jeszcze działkę dostaniesz.
Mala, jak zwykle uśmiechnięta całą sobą nigdy nie odmawiała żadnej okazji, gdy było coś do zrobienia, więc odniosła się do tego wręcz entuzjastycznie.
- Kiedy jedziemy?
- Za jakieś pół godziny.
Dziewczyna nagle straciła jakby humor.
- A wiecie. Jest jeszcze jedna grupa klientów. Czasem rodzice mogą to zamówić, żeby niby chronić swoje dzieci, wiecie, o co chodzi.
- Wiem, tylko to jest trochę inne zaklęcie, takie antyamo. Ale z takimi to żadna szanująca się wiedźma nie pogada. Są pewne zasady, ograniczenia co do czarowania dzieciaków.
- Moja ma... Znaczy Pamala pogadała. Kiedyś podsłuchałam taką dziwną rozmowę, teraz już wiem, o co miało wtedy chodzić.
Przy stoliku nagle zrobiło się jakoś niezręcznie cicho. Wreszcie przerwała to Roxy trącającą siedzącą obok Malinę:
- No, Lalka, wyskakuj z kasy. Mówiłaś nam, że wzięłaś zaliczkę? To płacisz rachunek za tą naszą tu dzisiejszą konsumpcję. Potem możesz już jechać.
Dobry klimat jakoś więc wrócił na skutek wymiany różnych żartobliwych, zabawnych docinków, wreszcie Malina z Malą pojechały pracować. Sabatu halloweenowego nie było, ale taki nieduży sabacik dwa dni wcześniej się odbył. Lalka obejrzała pod światło malutką fiolkę wypełnioną jakąś cieczą, wynik wspólnego czarowania, schowała do kieszeni, a z drugiej wyjęła plik banknotów. Odliczyła kilka, zaś wręczając je Turbinie spytała:
- Może być?
- No pewnie.
- Reszta w sobotę u Anity na imprezie. Jutro oddaję towar klientce, a potem czekamy na ewentualne reklamacje. Niestety, zazdrość w związku to ciężka choroba, czasem nawet magią nie da się jej uleczyć.
Właściwie można by zepilogować to opowiadanie wspomnieniem piątkowej imprezy. Tylko po co? Impreza, jak impreza. Było fajnie i jak zwykle gwiazdą wieczoru okazała się Malina ze swoim tradycyjnym strip teasem. Jak zgodnie stwierdziła widownia równie tradycyjnie coraz lepszym od poprzednich.
Tegorocznego Halloweenu piątka naszych ulubionych bohaterek nie odbyła żadnego sabatu. Nie było woli magicznej, aby coś takiego organizować. Ograniczyły się jedynie do skromnej imprezki, tak skromnej, że nie do końca godnej tej nazwy. Po prostu takie tam spotkanie towarzyskie, bynajmniej nie żaden babski comber, bo trzech panów też było obecnych. Kto nie pamięta, nie jest na bieżąco, to przypomnimy: Borek Anitowy, Dasiek Kaśkowy oraz Misiek, ten od Roxy. Do kompletu Ciocia Lala, jak wiadomo mentorka wspomnianej piątki, do tego Najlepsza Pupa Świata, jak mówi Kaśka, która jako fachotrix od wuefu na najwyższym poziomie wie, co mówi. To wszystko jednak nie jest zbyt istotne dla przebiegu akcji tego opowiadania, przejdźmy więc lepiej do niej.
Zero sabatu wiedźmy uzgodniły dwa dni wcześniej podczas spotkania na kawce w ich ulubionej Pleciudze, nie oznacza to jednak, że żaden sabat się odbył. Otóż podczas beztroskiego szczebiotania o szalenie arcyważnych babskich sprawach, czyli o niczym Malina nagle pisnęła:
- A ja mam zlecenie!
Przypomnijmy, że cała piątka nie trudni się magią zawodowo, nie zarabia nią na bieżące rachunki, tylko jest to dla nich raczej hobby, czy wręcz pasja. Co wcale zresztą nie przeczy czarowaniu na iście profesjonalnym poziomie. Tak więc jeśli czasem którejś tym sposobem zdarzy się dorobić coś ekstra do rutynowych dochodów, to jest to jakieś tam wydarzenie, warte omówienia chociaż przez kilkanaście minut.
Sprawa na pewno była bardzo świeża, bo nawet Kaśka, przed którą Lalka nie miała żadnych sekretów uniosła lekko brwi, jakby ze zdziwienia. Roxy, która miała akurat za sobą dwa lata twardego zarabiania czarami zareagowała pierwsza, dość konkretnie:
- Grube? O jakiej sumie mowa?
- Powiedzmy, że dość pulchnej.
- Co konkretnie?
- Wiernidło.
- Ożkurwa!
To już westchnęła Anita, zaś Mala, która nie za specjalnie wiedziała, co jest grane zapytała bystro i wnikliwie:
- Dlaczego ożkurwa?
- Bo to jest syf.
- Sorry, ale nie pomagasz mi. Nadal nie wiem...
Tu wtrąciła się Roxy:
- Luz kochanie, ja ci to wytłumaczę. Co to jest urok wiesz. Tak po wierzchu, bo detali różnych odmian to już my cię douczymy. Wiernidło jest jakby pokrewnym zaklęciem, choć takim trochę na odwrót. Urok ma wywołać chęć, wiesz jaką, na konkretną osobę, za to wiernidło powoduje, że traci się tą chęć na wszystkie inne. Właśnie, Lalka, to ma być saute, czy combo?
- Znaczy plus urok?
- Przeważnie tak zamawiają. Ale nie zawsze.
- Akurat bez uroku.
- Jesteś już po rozmowach?
- Wstępnych. I po zaliczce.
Mala jednak nie czuła się doinformowana do końca:
- Ale dlaczego syf?
Tym razem Anita zabrała głos:
- Technicznie to jest dość prosta, czysta robótka. Tylko ci kurwa klienci, czy raczej klientki, bo chyba częściej, nie wiem zresztą. Malinko, to chłop, czy baba zamawia tą aferę?
- Baba.
- Aha. Dobrze, Młodej dokończę. Jak myślisz, kto staluje takie zaklęcia? Jaki typ ludzi może chcieć, aby ktoś nie miał chęci na...
- Zdradzane żony? Mężowie? No, partnerzy.
- Też. Głównie jednak osoby zazdrosne w związku. Rozumiesz różnicę? Jak ktoś już jest zdradzany, ma na to dowody, to już nie jest zazdrość, tylko złość zranionego ego. Zazdrość jest wtedy, gdy nie ma tych dowodów, jest tylko urojenie zdrady. Lubisz takie paranoiczne osoby?
- No... Raczej nie bardzo.
- No właśnie. Żadna wiedźma takich nie lubi. Nawet zawodowe, które są bardziej wolne od uprzedzeń wobec klientów. Dlatego też kropimy im pulchne, jak to Lalka ujęła, ceny za takie zaklęcia.
- To dobrze trafiła?
- Niby tak, ale jest haczyk. Zaklęcie działa na sam obiekt, lecz nie leczy takiego klienta z jego paranoi. Dlatego potrzebna jest niezła gadka, żeby potem nie zawracał dupy reklamacjami. Czujesz ten kłopot?
- Aha... Tak jakby.
Tu odezwała się Malina:
- Czekaj Mala, ty nie masz dziś szkoły?
- No, nie...
- To jedź ze mną. Ja dziś jeszcze mam się z nią spotkać, znaczy z tą klientką, bo ma mi wymaz z cipy dostarczyć.
- To jest potrzebne?
- Jakaś jej próbka de-en-a. Tak naprawdę, to wystarczy do tego nawet włos, czy paznokieć, ale taki wymaz poważniej wygląda, robi lepsze wrażenie. Odbierzemy, potem pojedziemy do mnie i poasystujesz mi przy pichceniu dekoktu. Co ty na to, siostrzyczko?
Pomysł Maliny od razu poparła reszta:
- No pewnie. Jedź z nią.
- Przecież masz się szkolić.
- Jeszcze działkę dostaniesz.
Mala, jak zwykle uśmiechnięta całą sobą nigdy nie odmawiała żadnej okazji, gdy było coś do zrobienia, więc odniosła się do tego wręcz entuzjastycznie.
- Kiedy jedziemy?
- Za jakieś pół godziny.
Dziewczyna nagle straciła jakby humor.
- A wiecie. Jest jeszcze jedna grupa klientów. Czasem rodzice mogą to zamówić, żeby niby chronić swoje dzieci, wiecie, o co chodzi.
- Wiem, tylko to jest trochę inne zaklęcie, takie antyamo. Ale z takimi to żadna szanująca się wiedźma nie pogada. Są pewne zasady, ograniczenia co do czarowania dzieciaków.
- Moja ma... Znaczy Pamala pogadała. Kiedyś podsłuchałam taką dziwną rozmowę, teraz już wiem, o co miało wtedy chodzić.
Przy stoliku nagle zrobiło się jakoś niezręcznie cicho. Wreszcie przerwała to Roxy trącającą siedzącą obok Malinę:
- No, Lalka, wyskakuj z kasy. Mówiłaś nam, że wzięłaś zaliczkę? To płacisz rachunek za tą naszą tu dzisiejszą konsumpcję. Potem możesz już jechać.
Dobry klimat jakoś więc wrócił na skutek wymiany różnych żartobliwych, zabawnych docinków, wreszcie Malina z Malą pojechały pracować. Sabatu halloweenowego nie było, ale taki nieduży sabacik dwa dni wcześniej się odbył. Lalka obejrzała pod światło malutką fiolkę wypełnioną jakąś cieczą, wynik wspólnego czarowania, schowała do kieszeni, a z drugiej wyjęła plik banknotów. Odliczyła kilka, zaś wręczając je Turbinie spytała:
- Może być?
- No pewnie.
- Reszta w sobotę u Anity na imprezie. Jutro oddaję towar klientce, a potem czekamy na ewentualne reklamacje. Niestety, zazdrość w związku to ciężka choroba, czasem nawet magią nie da się jej uleczyć.
Właściwie można by zepilogować to opowiadanie wspomnieniem piątkowej imprezy. Tylko po co? Impreza, jak impreza. Było fajnie i jak zwykle gwiazdą wieczoru okazała się Malina ze swoim tradycyjnym strip teasem. Jak zgodnie stwierdziła widownia równie tradycyjnie coraz lepszym od poprzednich.
Zazdrość w związku to ciężka choroba, zgadzam się.
OdpowiedzUsuńMi ciągle to czarodziejstwo panienek nie leży. Ciągle włazi mi podczas czytania przed oczy jakiś fragment, który mi doskwiera.
Dziewczyny mają moc. Superbohaterki pracujące z mocami. W niektórych sytuacjach potrafią nazwać rzeczy po imieniu, a tak tą moc dziadersko wykorzystują. Wiedzą, że to zleceniodawczyni ma problem ze sobą i to ją trzeba by było " odczarować" a przyjmują chore zlecenie i będą naprawiać, ustawiać być może kogoś Bogu ducha winnego.
dziewczyny są szczere i pragmatyczne w tym, co robią: czy słyszałaś, żeby działało leczenie pacjenta, którego się nie lubi?... ale skoro już jest, to można go chociaż wydoić, choć też niekoniecznie, bo dla niektórych taka robota "to syf"...
UsuńCzarowanie to intratny zawód. Co rusz jakaś dziewczyna odlicza plik banknotów, no i impry częste, a to także kosztuje.
OdpowiedzUsuńZasyłam serdeczności
Czyli pokazałeś jak Mala uczy się na wiedźmę i nawet zarobiła na tym pierwsze pieniądze fajnie . Jednak myślę ,że przydałaby się jakaś dla niej terapia , bo widać ,że dziewczyna ma traumy a one mogą kiedyś przeszkadzać w magii i nie tylko w magii
OdpowiedzUsuń