Trip po szałwii wieszczej jest niezwykle krótki, trwa zaledwie kilka minut, ale za to bardzo, bardzo intensywny, więc ludzie zwykle mają potem wiele do opowiadania. Zwłaszcza po swoim pierwszym razie. Mala jednak czuła się zbyt tym znużona, więc resztę sabatu oraz całego spotkania po prostu przespała. Nie pogadała nawet sobie porządnie tak na osobności, face to face z Ciocią Lalą już po sabacie, bo wcześniej były zbyt zajęte. Gdy wreszcie się spotkały znowu po paru dniach dziewczyna usłyszała:
- Spałaś słodko niczym mały koteczek, zaś jak wszystkim ogólnie wiadomo wielką, niewybaczalną zbrodnią jest zbudzić takie stworzonko.
Mala nie była też rozmowna podczas jazdy autem, gdy Roxy rozwoziła ją, Kaśkę i jeszcze jedną wiedźmę po ich domach. Dopiero poniedziałkowego poranka wróciła do swojego normalnego trybu aktywności, zaś gdy weszła do klubu od razu swoim zwyczajem zaczęła szukać sobie zajęcia. Nie było to akurat tak łatwe, jak zwykle, gdyż tego akurat miesiąca ośrodek przechodził rozbudowę, tudzież reorganizację, więc działał mniej, niż na ćwierć gwizdka. Sprawy techniczne przejęły różne dziwne ekipy pętające się po pustych pomieszczeniach, Mala zaś jak zazwyczaj zdobywała ich sympatię swoim osobistym urokiem, więc wszędzie była chętnie witana, gdy oferowała swoją pomoc. Te doświadczenia były dla niej ważne na przyszłe dni, gdy klub ruszy już swym normalnym tokiem pracy, zaś ona zostanie kierowniczką do spraw technicznych mającą pod swoją komendą kilka osób. Formalnie już nią była, tak wpisano do kolejnej, trzeciej już wersji jej umowy, na razie jednak do jej obowiązków na tym stanowisku należały rozmowy z kandydatkami oraz kandydatami do pracy. Mocno ją wspierała Kaśka, gdyż Mala była rzucona na głęboką wodę, nigdy bowiem nikomu nie szefowała. Zaś kilkoro amatorów tej pracy odeszło od razu oburzonych widokiem ich przyszłej przełożonej.
- Taka smarkula ma mną dyrygować? Niedoczekanie!
Tego typu tekst mury klubu słyszały przynajmniej raz dziennie. Mala nic sobie nie robiła z takiego gadania, nic nie potrafiło zgasić jej uśmiechu, gorzej jednak było, gdy takie gadanie usłyszała Kaśka. Nikomu bynajmniej nie robiła wtedy krzywdy, niemniej jednak nie było to za specjalnie miłe doświadczenie dla takiej marudnej osoby.
Tego poniedziałku akurat przyszła na rozmowę pani nastawiona pozytywnie, która z wieku Mali nie robiła żadnego problemu. Gdy już sobie poszła dwie wiedźmy zasiadły do lunchu, którym było nie byle co, tylko wielki słój zupy cebulowej, hitu poprzedniego wieczoru. Było tego aż tyle, że załapały się jeszcze trzy osoby, które akurat zajrzały też coś zjeść do pokoju socjalnego. Kaśka i Turbina nie spieszyły się z jedzeniem, wreszcie nadszedł moment, gdy zostały same. Wtedy ta pierwsza spytała:
- No, jak się czujesz po wczorajszym?
- Chyba sporo straciłam?
- Bo ja wiem? Ale mnie ciekawi jak po tej faji?
- Mocne i strasznie dziwne. Wiesz, ja z takich różnych odlotów to znam tylko Ziele, a z narkotyków tylko alkohol. Za to nigdy nie próbowałam tych takich różnych psychohalunów, tylko coś tam czytałam. Za to po tej szałwii to najpierw nic, potem coś mnie nagle tak szarpnęło, raz, drugi, trzeci, aż się normalnie mało co nie zlękłam...
- Po to byłam przy tobie, żebyś...
- Wiem. Spojrzałam wtedy na ciebie i nagle dotarło do mnie, że nic się strasznego nie dzieje, potem nagle zobaczyłam takie jakieś kafelki, taką całą ścianę nimi wyłożoną...
- Kafelki?
- Nie wiem jak to nazwać, posadzka jakby taka. Ta ściana mi się jakby rozdarła przed oczami, zaczęło mnie tam jakby wciągać i zobaczyłam Malinę. Machała do mnie, coś wołała, nie słyszałam co...
Kaśka spojrzała na nią uważnie i wtrąciła:
- Podpuszczasz mnie?
- Nie, no coś ty?
- Dużo o niej myślisz? Ja też wyobraź sobie. Ale już dobrze, dopięłaś swego. Coś ci więc powiem, tyle, ile mi pozwoliła.
- Gadałaś z nią?
- Pewnie, dziś rano przez telefon.
- To co ci pozwoliła?
- Tylko tak szkicowo. Lalka ma teraz problem sercowy.
- Jak to? Przecież jest z Mariolką i...
- Właśnie nie bardzo. Coś tam u nich rypsło. Grubo.
- Coś ty? Co się stało?
- Ode mnie to wszystko. Ale jest jeszcze inna wiadomość. Sama ją możesz zapytać, pewnie powie ci sporo więcej.
- Próbowałam. Wczoraj nie, bo było już późno, ale dziś rano dzwoniłam. To mnie szybko spławiła, odrzuciła rozmowę.
- Bo jest w pracy kochanie. Wzięłaś to zbyt osobiście. Złą porę wybrałaś na takie rzeczy. Zapytasz po pracy. Masz dzisiaj szkołę po południu?
- Teoretycznie. Praktycznie to dwoje nauczycieli jest na zwolnieniach lekarskich, więc wszyscy dostali zadania online. Ale to ja już sobie od ręki ogarnę wieczorem, łatwizna.
- To po robocie jedziemy do mnie. Czyli już niedługo, bo dziś nie mamy po co tu kwitnąć. Wpadniemy do galerii, pomożesz mi zrobić jakieś drobne zakupy, potem na nią poczekamy.
- Tak się z nią umówiłaś? Fajnie. A Dasiek?
- Dasiek dziś mieszka u siebie. Coś tam ma do zrobienia.
- To dogadane. A skoro nie mamy nic do roboty, to może po kawce? Coś mi opowiesz o tym naszym sabacie, bo ja faktycznie prawie cały przespałam.
Mali nieco ulżyło, bo taki problem sercowy to zwykle nie jest problem kardiologiczny wymagający intensywnej opieki lekarskiej. Mimo to jednak jej empatia do Maliny nadal nie pozwalała czuć się do końca dobrze. Poza tym wciąż nie wiedziała, co tak naprawdę zaszło, więc doszła jeszcze na dodatek zwykła, prozaiczna ciekawość.
Dowiedziała się dopiero po kilku godzinach, gdy Lalka uraczyła się resztą smacznej, pożywnej zupy cebulowej, której została jeszcze dość niezła porcja. Najpierw jednak została przez nią wyściskana ze wzruszenia, że dziewczyna tak się przejęła jej kłopotem. Malina zawsze była osobą dość wylewną stanowiąc pewne dopełnienie powściągliwej Kaśki co do tematu okazywania swoich uczuć, emocji.
- Najadłaś się, czy chcesz dopchać pierogami? My już jadłyśmy, ale trochę jeszcze zostało, wystarczy lekko odgrzać.
- Chcę dopchać. Zgłodłam czemuś.
- Ale nawijać już możesz?
- Mogę. Mala, co chcesz wiedzieć?
- Wszystko. Kolejność dowolna, jak ci pasuje.
- To może od środka. Środek jest taki, że znowu zostałam oszukana. Druga osoba, którą potraktowałam poważnie, a która mi wycina taki numer. Tylko coś innego było na rzeczy. Była umowa, że jak z chłopem na boku, to się nie liczy. No, to raz mi się zdarzyło, że mi się zachciało tego chłopa. Wyjątkowo. Bo tak centralnie, to mam ich dość. Próbowałam mimo to być dyskretna, ale Mariolka pechowo nas nakryła, po czym zrobiła aferę mimo naszej umowy, zerwała z mną. To mówię trudno, spadaj laska, jak tak ma być, to niech tak ma być. Ja wiem, że mogę rzucić urok, żeby ją przytrzymać, ale nie chcę tego robić, bo chcę mieć partnerkę, nie robota. Więc niech sobie idzie. Tylko mi smutno, mam humor zjebany, ale to się odchoruje po jakimś czasie. Nie chcę, żebyście mnie oceniały, bo już się sama oceniłam, tylko po prostu mnie jakoś tam wsparły, pobyły czasem ze mną, aż wyzdrowieję.
Do pokoju weszła Kaśka z pierogami.
- Już dawno gotowe, tylko się zasłuchałam, jeszcze raz dogrzałam. My to chyba mamy temat obgadany do spodu, więc ja się nie odzywam.
Malina spojrzała na Malę, ta zaś:
- Mam takie drobne pytanie. Czy Mariolę też ta umowa dotyczyła? Wiesz, że jak ona z facetem, to...
- Tak, ale to była teoria, ona jest złota gwiazda, więc...
- Kto ona jest?
- Złota gwiazda to taka, co tylko z kobietami, chłopów nie dotyka. Albo się ich brzydzi, albo po prostu jej nie kręcą.
- Aha. Wiesz, ja cię oceniać na pewno nie będę, tylko mi smutno, bo tobie smutno, poza tym fajną parą byłyście, tak na moje widzenie. Ale ani myślę was spikać na nowo. Nie będę ci mówić, jak masz żyć. Poza tym ja się na tym nie znam, nie mam żadnych doświadczeń. Jak się Mariolce nagle odwidzi, będzie chciała do ciebie wrócić, to poprę każdą twoją decyzję, obojętnie czy ją przyjmiesz, czy pogonisz.
Malina nagle wstała, odstawiła pierogi na stół, podeszła do Mali, liznęła ją po policzku kopiując zwyczaj Roxy, po czym spojrzała na Kaśkę mówiąc:
- No, i popatrz, jaka nam się fajna siostra trafiła, niby ma tylko szesnaście, za to gada jak dorosła, dojrzała kobieta. Znamy ją dopiero trzy miesiące, a ja czuję, jakby to były długie lata.
- Tylko nie wiem, co na to Nita i Ruda?
- Nic. Nawet nie będą o nic pytać. To są naprawdę mądre baby, do tego stare, doświadczone wiedźmy. Niby tylko trzy lata starsze, ale ile one czarują, a ile my? Będą się tylko śmiać, że pewnie Lalka znowu coś dupą nabroiła, więc nie dotarła na sabat. Tak więc tym się Młoda wcale nie przejmuj.
- To ja się przejmę tylko jednym. Podrzuci mnie któraś do domu? Za jakieś pół godziny, jakoś szybko nam czas zleciał. Bo ja mam dziś jeszcze lekcje swoje szkolne odrobić.
- Pewnie ja, bo też się zaraz zbiorę. Miałam dużo roboty, zjebana jestem, wpadłam tylko, bo Kasia prosiła, mówiła że warto. To jeszcze mi powiedzcie coś na temat wczorajszego sabatu.
- To już nie ja, prawie wszystko przespałam.
- Nie wszystko.
To zaprotestowała Kaśka.
- Na początku byłaś jak Anita wyrzuciła dwie dziewczyny, ja to znam od niej pobieżnie, a ty stałaś obok, bezpośrednio. Opowiedz o tym.
No, ale to już było tu opowiadane.
KONIEC
- Spałaś słodko niczym mały koteczek, zaś jak wszystkim ogólnie wiadomo wielką, niewybaczalną zbrodnią jest zbudzić takie stworzonko.
Mala nie była też rozmowna podczas jazdy autem, gdy Roxy rozwoziła ją, Kaśkę i jeszcze jedną wiedźmę po ich domach. Dopiero poniedziałkowego poranka wróciła do swojego normalnego trybu aktywności, zaś gdy weszła do klubu od razu swoim zwyczajem zaczęła szukać sobie zajęcia. Nie było to akurat tak łatwe, jak zwykle, gdyż tego akurat miesiąca ośrodek przechodził rozbudowę, tudzież reorganizację, więc działał mniej, niż na ćwierć gwizdka. Sprawy techniczne przejęły różne dziwne ekipy pętające się po pustych pomieszczeniach, Mala zaś jak zazwyczaj zdobywała ich sympatię swoim osobistym urokiem, więc wszędzie była chętnie witana, gdy oferowała swoją pomoc. Te doświadczenia były dla niej ważne na przyszłe dni, gdy klub ruszy już swym normalnym tokiem pracy, zaś ona zostanie kierowniczką do spraw technicznych mającą pod swoją komendą kilka osób. Formalnie już nią była, tak wpisano do kolejnej, trzeciej już wersji jej umowy, na razie jednak do jej obowiązków na tym stanowisku należały rozmowy z kandydatkami oraz kandydatami do pracy. Mocno ją wspierała Kaśka, gdyż Mala była rzucona na głęboką wodę, nigdy bowiem nikomu nie szefowała. Zaś kilkoro amatorów tej pracy odeszło od razu oburzonych widokiem ich przyszłej przełożonej.
- Taka smarkula ma mną dyrygować? Niedoczekanie!
Tego typu tekst mury klubu słyszały przynajmniej raz dziennie. Mala nic sobie nie robiła z takiego gadania, nic nie potrafiło zgasić jej uśmiechu, gorzej jednak było, gdy takie gadanie usłyszała Kaśka. Nikomu bynajmniej nie robiła wtedy krzywdy, niemniej jednak nie było to za specjalnie miłe doświadczenie dla takiej marudnej osoby.
Tego poniedziałku akurat przyszła na rozmowę pani nastawiona pozytywnie, która z wieku Mali nie robiła żadnego problemu. Gdy już sobie poszła dwie wiedźmy zasiadły do lunchu, którym było nie byle co, tylko wielki słój zupy cebulowej, hitu poprzedniego wieczoru. Było tego aż tyle, że załapały się jeszcze trzy osoby, które akurat zajrzały też coś zjeść do pokoju socjalnego. Kaśka i Turbina nie spieszyły się z jedzeniem, wreszcie nadszedł moment, gdy zostały same. Wtedy ta pierwsza spytała:
- No, jak się czujesz po wczorajszym?
- Chyba sporo straciłam?
- Bo ja wiem? Ale mnie ciekawi jak po tej faji?
- Mocne i strasznie dziwne. Wiesz, ja z takich różnych odlotów to znam tylko Ziele, a z narkotyków tylko alkohol. Za to nigdy nie próbowałam tych takich różnych psychohalunów, tylko coś tam czytałam. Za to po tej szałwii to najpierw nic, potem coś mnie nagle tak szarpnęło, raz, drugi, trzeci, aż się normalnie mało co nie zlękłam...
- Po to byłam przy tobie, żebyś...
- Wiem. Spojrzałam wtedy na ciebie i nagle dotarło do mnie, że nic się strasznego nie dzieje, potem nagle zobaczyłam takie jakieś kafelki, taką całą ścianę nimi wyłożoną...
- Kafelki?
- Nie wiem jak to nazwać, posadzka jakby taka. Ta ściana mi się jakby rozdarła przed oczami, zaczęło mnie tam jakby wciągać i zobaczyłam Malinę. Machała do mnie, coś wołała, nie słyszałam co...
Kaśka spojrzała na nią uważnie i wtrąciła:
- Podpuszczasz mnie?
- Nie, no coś ty?
- Dużo o niej myślisz? Ja też wyobraź sobie. Ale już dobrze, dopięłaś swego. Coś ci więc powiem, tyle, ile mi pozwoliła.
- Gadałaś z nią?
- Pewnie, dziś rano przez telefon.
- To co ci pozwoliła?
- Tylko tak szkicowo. Lalka ma teraz problem sercowy.
- Jak to? Przecież jest z Mariolką i...
- Właśnie nie bardzo. Coś tam u nich rypsło. Grubo.
- Coś ty? Co się stało?
- Ode mnie to wszystko. Ale jest jeszcze inna wiadomość. Sama ją możesz zapytać, pewnie powie ci sporo więcej.
- Próbowałam. Wczoraj nie, bo było już późno, ale dziś rano dzwoniłam. To mnie szybko spławiła, odrzuciła rozmowę.
- Bo jest w pracy kochanie. Wzięłaś to zbyt osobiście. Złą porę wybrałaś na takie rzeczy. Zapytasz po pracy. Masz dzisiaj szkołę po południu?
- Teoretycznie. Praktycznie to dwoje nauczycieli jest na zwolnieniach lekarskich, więc wszyscy dostali zadania online. Ale to ja już sobie od ręki ogarnę wieczorem, łatwizna.
- To po robocie jedziemy do mnie. Czyli już niedługo, bo dziś nie mamy po co tu kwitnąć. Wpadniemy do galerii, pomożesz mi zrobić jakieś drobne zakupy, potem na nią poczekamy.
- Tak się z nią umówiłaś? Fajnie. A Dasiek?
- Dasiek dziś mieszka u siebie. Coś tam ma do zrobienia.
- To dogadane. A skoro nie mamy nic do roboty, to może po kawce? Coś mi opowiesz o tym naszym sabacie, bo ja faktycznie prawie cały przespałam.
Mali nieco ulżyło, bo taki problem sercowy to zwykle nie jest problem kardiologiczny wymagający intensywnej opieki lekarskiej. Mimo to jednak jej empatia do Maliny nadal nie pozwalała czuć się do końca dobrze. Poza tym wciąż nie wiedziała, co tak naprawdę zaszło, więc doszła jeszcze na dodatek zwykła, prozaiczna ciekawość.
Dowiedziała się dopiero po kilku godzinach, gdy Lalka uraczyła się resztą smacznej, pożywnej zupy cebulowej, której została jeszcze dość niezła porcja. Najpierw jednak została przez nią wyściskana ze wzruszenia, że dziewczyna tak się przejęła jej kłopotem. Malina zawsze była osobą dość wylewną stanowiąc pewne dopełnienie powściągliwej Kaśki co do tematu okazywania swoich uczuć, emocji.
- Najadłaś się, czy chcesz dopchać pierogami? My już jadłyśmy, ale trochę jeszcze zostało, wystarczy lekko odgrzać.
- Chcę dopchać. Zgłodłam czemuś.
- Ale nawijać już możesz?
- Mogę. Mala, co chcesz wiedzieć?
- Wszystko. Kolejność dowolna, jak ci pasuje.
- To może od środka. Środek jest taki, że znowu zostałam oszukana. Druga osoba, którą potraktowałam poważnie, a która mi wycina taki numer. Tylko coś innego było na rzeczy. Była umowa, że jak z chłopem na boku, to się nie liczy. No, to raz mi się zdarzyło, że mi się zachciało tego chłopa. Wyjątkowo. Bo tak centralnie, to mam ich dość. Próbowałam mimo to być dyskretna, ale Mariolka pechowo nas nakryła, po czym zrobiła aferę mimo naszej umowy, zerwała z mną. To mówię trudno, spadaj laska, jak tak ma być, to niech tak ma być. Ja wiem, że mogę rzucić urok, żeby ją przytrzymać, ale nie chcę tego robić, bo chcę mieć partnerkę, nie robota. Więc niech sobie idzie. Tylko mi smutno, mam humor zjebany, ale to się odchoruje po jakimś czasie. Nie chcę, żebyście mnie oceniały, bo już się sama oceniłam, tylko po prostu mnie jakoś tam wsparły, pobyły czasem ze mną, aż wyzdrowieję.
Do pokoju weszła Kaśka z pierogami.
- Już dawno gotowe, tylko się zasłuchałam, jeszcze raz dogrzałam. My to chyba mamy temat obgadany do spodu, więc ja się nie odzywam.
Malina spojrzała na Malę, ta zaś:
- Mam takie drobne pytanie. Czy Mariolę też ta umowa dotyczyła? Wiesz, że jak ona z facetem, to...
- Tak, ale to była teoria, ona jest złota gwiazda, więc...
- Kto ona jest?
- Złota gwiazda to taka, co tylko z kobietami, chłopów nie dotyka. Albo się ich brzydzi, albo po prostu jej nie kręcą.
- Aha. Wiesz, ja cię oceniać na pewno nie będę, tylko mi smutno, bo tobie smutno, poza tym fajną parą byłyście, tak na moje widzenie. Ale ani myślę was spikać na nowo. Nie będę ci mówić, jak masz żyć. Poza tym ja się na tym nie znam, nie mam żadnych doświadczeń. Jak się Mariolce nagle odwidzi, będzie chciała do ciebie wrócić, to poprę każdą twoją decyzję, obojętnie czy ją przyjmiesz, czy pogonisz.
Malina nagle wstała, odstawiła pierogi na stół, podeszła do Mali, liznęła ją po policzku kopiując zwyczaj Roxy, po czym spojrzała na Kaśkę mówiąc:
- No, i popatrz, jaka nam się fajna siostra trafiła, niby ma tylko szesnaście, za to gada jak dorosła, dojrzała kobieta. Znamy ją dopiero trzy miesiące, a ja czuję, jakby to były długie lata.
- Tylko nie wiem, co na to Nita i Ruda?
- Nic. Nawet nie będą o nic pytać. To są naprawdę mądre baby, do tego stare, doświadczone wiedźmy. Niby tylko trzy lata starsze, ale ile one czarują, a ile my? Będą się tylko śmiać, że pewnie Lalka znowu coś dupą nabroiła, więc nie dotarła na sabat. Tak więc tym się Młoda wcale nie przejmuj.
- To ja się przejmę tylko jednym. Podrzuci mnie któraś do domu? Za jakieś pół godziny, jakoś szybko nam czas zleciał. Bo ja mam dziś jeszcze lekcje swoje szkolne odrobić.
- Pewnie ja, bo też się zaraz zbiorę. Miałam dużo roboty, zjebana jestem, wpadłam tylko, bo Kasia prosiła, mówiła że warto. To jeszcze mi powiedzcie coś na temat wczorajszego sabatu.
- To już nie ja, prawie wszystko przespałam.
- Nie wszystko.
To zaprotestowała Kaśka.
- Na początku byłaś jak Anita wyrzuciła dwie dziewczyny, ja to znam od niej pobieżnie, a ty stałaś obok, bezpośrednio. Opowiedz o tym.
No, ale to już było tu opowiadane.
KONIEC