Było trochę zabawnie, gdy kilku polityków, także dwóch dość istotnych dostało histerii co do tematu alkotubek. Sprawa ponoć jeszcze się nie skończyła, bo teraz reżim chce brać się za lody, czekoladki, czy inne jakieś tam cukierki, produkty kompletnie bez znaczenia, jeśli chodzi o podaż najbardziej popularnego narkotyku, czyli alkoholu. Tak naprawdę, to jest to czysta fanfaronada, pokazanie jak bardzo reżim chroni dzieciaki, bazująca na ludzkim lęku, czyli strachu przed fikcyjnym zagrożeniem.
Ale oprócz tego dzieją się też ruchy poważniejsze, czyli zapowiedź podwyżki cen tegoż. Tak to jest odbierane. Bo to, jaką drogą do niej dojdzie, czy ustaleniem ceny minimalnej za gram substancji czynnej, czy podwyżki akcyzy to jest już kwestia czysto techniczna, dla ewentualnego nabywcy kompletnie nieistotna. Puenta jest prosta: ma być drożej.
Tu reżim jest akurat porażająco szczery. Nie plecie bzdur na temat redukcji szkód wywołanych nadużyciem alkoholu, czy innych narkotyków, bo samej idei redukcji szkód kompletnie nie pojmuje, tylko przyznaje, że celem jest urealnienie cen, które jak wiadomo nie są do końca wolnorynkowe. Gdyby chciano tak realnie, na poważnie ograniczyć zjawisko owego nadużywania, to zalegalizowano by marihuanę, ale to jest za trudne dla decydentów, których większość to marychofobi, realni lub na takich pozujący. Za to zwykli ludzie, jak widać za mało doznają przykrości na skutek tego zjawiska, aby połączyć przysłowiowe kropki i wymóc taką zmianę. Jednak kwestia owych marychofobów, użytecznych idiotów działających dla alkolobby to jest już temat na inną, osobną dyskusję. Można z nimi pogadać jeśli są otwarci na wiedzę, ale zwykle to są zakute łby, na nich nie warto tracić czasu. Skupmy się więc raczej na spodziewanych skutkach zapowiedzianej podwyżki. Jakież one mogą być jeśli do niej dojdzie?
Trudno cokolwiek odpowiedzieć nie znając konkretniejszych liczb, ale skoro ma być "urealnienie", to stopa procentowa owej podwyżki powinna być mniej więcej zbliżona do stopy inflacji. Tak więc od strony takiej czysto ekonomicznej nic wielkiego nie powinno się dziać. Państwo, które jak wiemy, ma gdzieś tak zwaną "trzeźwość narodu", tylko bardziej dba o interesy dilerów alkoholu nie może zbyt ostro podnieść akcyzy, gdyż tym samym zadziała wbrew nim, więc także sobie.
Ale na kim zarabiają owe połączone siły? Podzielmy sobie ludzi pod kątem sposobu, tudzież ilości spożycia na pewne grupy. Zaznaczmy jednak na wstępie, że ów podział jest przybliżony, granice między tymi zbiorami nie do końca ostre, zaś ich nazwy umowne, na potrzeby tego tekstu:
"Alkoholicy". Czyli ludzie cierpiący na chorobę alkoholową, uzależnieni od omawianego narkotyku. Kupują go regularnie, chyba że czasem zdobywają inaczej, przerywają używanie jedynie przy krytycznych okazjach, albo gdy podejmą mniej lub bardziej udane próby leczenia.
"Pijacy". Osoby pijące dużo, jak to się naukowo określa: ryzykownie lub problemowo. Co do regularności, to bywa rozmaicie. Nie są uzależnione, choć wiele jest na dobrej drodze do tego. Ich ilość jest szacowana na nieco większą, niż pierwszej grupy, zaś łączną sumę wydawaną przez nich na alkohol można uznać za podobną lub nawet nieco większą.
"Umiarkowani". Grupa największa, najliczniejsza, choćby ze względu na bardzo szeroki stopień owego umiarkowania, na bardzo duży rozrzut częstotliwości używania. Jak prawie każdy użytkownik piją dla tripu, jednak nie przekraczają granic owego tripu na tyle, aby móc to nazwać nadużyciem. Do tej grupy można też zaliczyć pijących "tylko dla smaku", ale trzeba pamiętać, że przeważająca ich część nie deklaruje prawdy na swój temat. Nie ma więc sensu ich jakoś detalicznie oddzielać. Ludzie trzeciej grupy nie kupują zbyt dużo towaru, jak na jednostkę, choć być może swoją licznością nadrabiają to, jednak Intuicja podpowiada, że łączna suma wydawana przez nią na alkohol jest mniejsza, niż przez pierwszą lub drugą.
"Abstynenci". Tacy, którzy nie piją wcale lub tak mało i tak sporadycznie, że jest to całkowicie pomijalne. To zaś oznacza, że suma, którą ta grupa wydaje na alkohol jest zerowa lub bardzo bliska tego zera. Co więcej, nieraz dostaje ona po dupie. Dokładnie tak, bo ludzie tej pierwszej lub drugiej grupy niekoniecznie piją za swoje.
To wszystko teraz trzeba policzyć, nie ma za bardzo do tego chętnych, ale wychodzi, tak na czuja, na to, że alkodil najwięcej trafia na dwóch pierwszych grupach. Na czwartej wcale nie trafia, zaś ta trzecia jest do dyskusji.
Ale...
Nie jest koniecznym zbyt strasznie rozumować, żeby dojść do wniosku, iż na krótki dystans alkodilerom, tudzież państwu zależy na ludziach pierwszej oraz drugiej grupy. Zrozumienie tych pierwszych jest banalne, kłopot zaczyna się przy tych drugich. Jest bowiem tak, że spożycie omawianego narkotyku przez ludzi pierwszej, tudzież drugiej grupy przeważnie generuje jakieś szkody. To zaś powoduje pewne koszty. Część tych kosztów pokrywają rodziny, czy też jacyś inni bliscy userów alkoholu. Być może jakiś drobny promil biorą na klaty nawet sami userzy. Ale drugą część pokrywa państwo, zarządca kraju. Jakie szkody można wykonać skutkiem nadużycia tak ukochanego przez społeczeństwo narkotyku? Nagie małpy potrafią sporo nawet na trzeźwo, niektóre nawet po Zielu, po którym żadnych szkód raczej nie ma, którego zresztą nikt przytomny, nie będący marychofobem nie zaliczy do narkotyków sensu stricto. Ale za to pojawia się dość ciekawe pytanie. To, że dilerzy (producenci, sprzedawcy) alkoholu mają gdzieś szkody wywołane nadużyciem tego narkotyku jest sprawą jasną, klarowną. Za to nie jest do końca jasne, czy wpływy będące skutkiem podatku akcyzowego na pewno pokrywają koszty naprawiania owych szkód? Innymi słowy, czy ludzie mniej pijący, konsumujący mniejszą ilość narkotyku finansują, tak po części zabawę tych więcej pijących?
Pytanie do przemyślenia, zaś jako tło muzyczne proponujemy znowu piątkę Laleczek, od których jakoś nie potrafimy, czy też nie chcemy się odkochać. Akurat kawałek zagrają godny, znany, wręcz kultowy, jak świetnie to wiedzą maniacy prawdziwej, dużej muzyki.
Jeszcze bonus dla maniaków samych Laleczek:
Ale oprócz tego dzieją się też ruchy poważniejsze, czyli zapowiedź podwyżki cen tegoż. Tak to jest odbierane. Bo to, jaką drogą do niej dojdzie, czy ustaleniem ceny minimalnej za gram substancji czynnej, czy podwyżki akcyzy to jest już kwestia czysto techniczna, dla ewentualnego nabywcy kompletnie nieistotna. Puenta jest prosta: ma być drożej.
Tu reżim jest akurat porażająco szczery. Nie plecie bzdur na temat redukcji szkód wywołanych nadużyciem alkoholu, czy innych narkotyków, bo samej idei redukcji szkód kompletnie nie pojmuje, tylko przyznaje, że celem jest urealnienie cen, które jak wiadomo nie są do końca wolnorynkowe. Gdyby chciano tak realnie, na poważnie ograniczyć zjawisko owego nadużywania, to zalegalizowano by marihuanę, ale to jest za trudne dla decydentów, których większość to marychofobi, realni lub na takich pozujący. Za to zwykli ludzie, jak widać za mało doznają przykrości na skutek tego zjawiska, aby połączyć przysłowiowe kropki i wymóc taką zmianę. Jednak kwestia owych marychofobów, użytecznych idiotów działających dla alkolobby to jest już temat na inną, osobną dyskusję. Można z nimi pogadać jeśli są otwarci na wiedzę, ale zwykle to są zakute łby, na nich nie warto tracić czasu. Skupmy się więc raczej na spodziewanych skutkach zapowiedzianej podwyżki. Jakież one mogą być jeśli do niej dojdzie?
Trudno cokolwiek odpowiedzieć nie znając konkretniejszych liczb, ale skoro ma być "urealnienie", to stopa procentowa owej podwyżki powinna być mniej więcej zbliżona do stopy inflacji. Tak więc od strony takiej czysto ekonomicznej nic wielkiego nie powinno się dziać. Państwo, które jak wiemy, ma gdzieś tak zwaną "trzeźwość narodu", tylko bardziej dba o interesy dilerów alkoholu nie może zbyt ostro podnieść akcyzy, gdyż tym samym zadziała wbrew nim, więc także sobie.
Ale na kim zarabiają owe połączone siły? Podzielmy sobie ludzi pod kątem sposobu, tudzież ilości spożycia na pewne grupy. Zaznaczmy jednak na wstępie, że ów podział jest przybliżony, granice między tymi zbiorami nie do końca ostre, zaś ich nazwy umowne, na potrzeby tego tekstu:
"Alkoholicy". Czyli ludzie cierpiący na chorobę alkoholową, uzależnieni od omawianego narkotyku. Kupują go regularnie, chyba że czasem zdobywają inaczej, przerywają używanie jedynie przy krytycznych okazjach, albo gdy podejmą mniej lub bardziej udane próby leczenia.
"Pijacy". Osoby pijące dużo, jak to się naukowo określa: ryzykownie lub problemowo. Co do regularności, to bywa rozmaicie. Nie są uzależnione, choć wiele jest na dobrej drodze do tego. Ich ilość jest szacowana na nieco większą, niż pierwszej grupy, zaś łączną sumę wydawaną przez nich na alkohol można uznać za podobną lub nawet nieco większą.
"Umiarkowani". Grupa największa, najliczniejsza, choćby ze względu na bardzo szeroki stopień owego umiarkowania, na bardzo duży rozrzut częstotliwości używania. Jak prawie każdy użytkownik piją dla tripu, jednak nie przekraczają granic owego tripu na tyle, aby móc to nazwać nadużyciem. Do tej grupy można też zaliczyć pijących "tylko dla smaku", ale trzeba pamiętać, że przeważająca ich część nie deklaruje prawdy na swój temat. Nie ma więc sensu ich jakoś detalicznie oddzielać. Ludzie trzeciej grupy nie kupują zbyt dużo towaru, jak na jednostkę, choć być może swoją licznością nadrabiają to, jednak Intuicja podpowiada, że łączna suma wydawana przez nią na alkohol jest mniejsza, niż przez pierwszą lub drugą.
"Abstynenci". Tacy, którzy nie piją wcale lub tak mało i tak sporadycznie, że jest to całkowicie pomijalne. To zaś oznacza, że suma, którą ta grupa wydaje na alkohol jest zerowa lub bardzo bliska tego zera. Co więcej, nieraz dostaje ona po dupie. Dokładnie tak, bo ludzie tej pierwszej lub drugiej grupy niekoniecznie piją za swoje.
To wszystko teraz trzeba policzyć, nie ma za bardzo do tego chętnych, ale wychodzi, tak na czuja, na to, że alkodil najwięcej trafia na dwóch pierwszych grupach. Na czwartej wcale nie trafia, zaś ta trzecia jest do dyskusji.
Ale...
Nie jest koniecznym zbyt strasznie rozumować, żeby dojść do wniosku, iż na krótki dystans alkodilerom, tudzież państwu zależy na ludziach pierwszej oraz drugiej grupy. Zrozumienie tych pierwszych jest banalne, kłopot zaczyna się przy tych drugich. Jest bowiem tak, że spożycie omawianego narkotyku przez ludzi pierwszej, tudzież drugiej grupy przeważnie generuje jakieś szkody. To zaś powoduje pewne koszty. Część tych kosztów pokrywają rodziny, czy też jacyś inni bliscy userów alkoholu. Być może jakiś drobny promil biorą na klaty nawet sami userzy. Ale drugą część pokrywa państwo, zarządca kraju. Jakie szkody można wykonać skutkiem nadużycia tak ukochanego przez społeczeństwo narkotyku? Nagie małpy potrafią sporo nawet na trzeźwo, niektóre nawet po Zielu, po którym żadnych szkód raczej nie ma, którego zresztą nikt przytomny, nie będący marychofobem nie zaliczy do narkotyków sensu stricto. Ale za to pojawia się dość ciekawe pytanie. To, że dilerzy (producenci, sprzedawcy) alkoholu mają gdzieś szkody wywołane nadużyciem tego narkotyku jest sprawą jasną, klarowną. Za to nie jest do końca jasne, czy wpływy będące skutkiem podatku akcyzowego na pewno pokrywają koszty naprawiania owych szkód? Innymi słowy, czy ludzie mniej pijący, konsumujący mniejszą ilość narkotyku finansują, tak po części zabawę tych więcej pijących?
Pytanie do przemyślenia, zaś jako tło muzyczne proponujemy znowu piątkę Laleczek, od których jakoś nie potrafimy, czy też nie chcemy się odkochać. Akurat kawałek zagrają godny, znany, wręcz kultowy, jak świetnie to wiedzą maniacy prawdziwej, dużej muzyki.
Jeszcze bonus dla maniaków samych Laleczek:
Mnie zastanawia określenie reżim. Czy to ten drugi już reżim czy ciągle ten pierwszy?
OdpowiedzUsuńZabieranie się za cukierki z Alkoholem , ludzie zlitujcie się. Ja lubię czekoladę Lind'a z koniakiem.... dobrze, że mieszkam tu , bo w Polsce by mi odebrali.
Muzyka bardzo dobra.
Usuńpo wyborach rok temu zrobiłem warunkowe moratorium na słowo "reżim" w stosunku do nowych władz, ale że te nowe władze prawie nic nie zrobiły w kwestiach, które uważam za bazowe, zaś moje oczekiwania są szalenie skromne, to owo słowo wróciło do użycia... ale z drugiej strony nie jestem symetrystą i powrotu neokomuny (czyli PiS) stanowczo sobie nie życzę... doceniam starania nowych władz i rozumiem trudności, z którymi się borykają, jednak mimo wszystko uważam, że robią za mało w kierunku jakiejś normalizacji...
Usuń...
przecież to oczywiste, że śladowa ilość alkoholu w słodyczach służy jedynie do modyfikacji smaku, a zmiany percepcji są wręcz niemożliwe nawet u noworodka, który by zjadł całą bombonierkę... za to w temacie alkotubek, to przecież ostatnie słowo w sklepie ma pan(i) za kasą, więc tu również wyraźnie komuś odbiło, bo to jest traktowanie tej osoby jak idiotki/ty, której/mu "na pewno" musi się permanentnie coś pomylić za każdym razem albo mieć złą wolę świadomie sprzedając dzieciakowi...
...
czytałem, jak wygląda selekcja muzyczek/ków w Korei Południowej do takich kapel, te dziewczyny naprawdę muszą umieć dobrze grać... a wizualnie też moje męskie oko cieszą, jest to jednak już sprawa drugorzędna...
Nie trzeba za bardzo rozmyślać, bo na pewno wyjdzie tak, że my wszyscy do likwidacji tych szkód dopłacamy. U nas istniała izba wytrzeźwień, została zlikwidowana z oszczędności, a pijaków wożono do szpitala, prze co karetki były zajęte nie przez tych, co trzeba. W radiu słyszałam, że jakiś samorząd podniósł znacznie ceny za pobyt w takowej izbie, by nie trzeba było tyle do niej dopłacać.
OdpowiedzUsuńZ tego wynika, że takie izby utrzymują samorządy...
na izby wytrzeźwień mam swój pomysł, aczkolwiek komuś może się on wydawać zbyt drakoński, jednak uważam, że ustalenia powinny być takie, żeby uchlanie się na mieście było jak najmniej atrakcyjne dla takiej osoby... jeśli ktoś idzie na imprezę, na której się obawia, że może przesadzić, to niech sobie najpierw zabezpieczy bezpieczny nocleg, czy powrót do domu... najgorsza rzecz, jaką można zrobić, to uwalnianie kogoś od konsekwencji tego, że mu się zachciało ostro narąbać...
UsuńO czekoladki byłbym spokojny. Skoro legalny jest "normalny" alkohol, to nie zdelegalizują czekoladowych beczułek z wiśnią w środku. A co mi szkodzi, że na pudełko dodadzą widoczny napis "Zawiera alkohol"? Byle był estetyczny, bo głupio sprezentować komuś bombonierkę w brzydkim kartoniku.
OdpowiedzUsuńtrudno powiedzieć, jakie powstaną nowe regulacje prawne, być może ktoś pójdzie po rozum do głowy i zauważy, że w czekoladkach, czy innych wyrobach jest tak niski procent/promil "cukru w cukrze", że traktowanie tego jako "napój alkoholowy" jest po prostu absurdem...
Usuńistnieją dania w różnych kuchniach świata, w których do potraw dodaje się wino, czy też wódkę w jakiejś drobnej ilości, jest też na przykład "sos polski" (zawiera piwo), ciekaw jestem, czy ewentualne nowe przepisy wezmą to pod uwagę i jak sobie z tym poradzą :)
Kiedy słyszę JAK BARDZO COŚ JEST SZKODLIWE, to wiem, że będą podwyżki. Żeby nie było, alkohol w życiu mojej rodziny wyrządził wiele krzywd i mam prawo go nienawidzić.Tyle, że żadne podwyżki go nie zlikwidują.
OdpowiedzUsuńMnie natomiast przerażają zapowiadane drastyczne podwyżki tytoniu. Wiem, że palaczy się nie lubi, propaganda zrobiła swoje. Ja, broń Boże, nie namawiam nikogo do palenia, ale jestem przekonana, że na czas wojny zgromadzone są spore ilości papierosów. A jeśli w czyimś życiu jest jak na froncie? Jakieś propozycje? ;)
chyba w mediach obecnie nie ma zbyt wiele propagandy antyalko, jedynie nieco polityków /np. premier, marszałek Sejmu/ dostało ataku paranoi w związku z alkotubkami, ale generalnie o planowanej podwyżce pisze i mówi się raczej na chłodno, bez zadęcia...
Usuńkwestię tytoniu, wyrobów tytoniowych pominąłem, za to przyglądam się kątem oka rynkowi e-papierosów z punktu widzenia polityki redukcji szkód i tu widzę z kolei również braki edukacyjne reżimu, decydentów o prawie na ten temat, jak marnują szanse, które może dać ten dział w kierunku poprawy zdrowia publicznego...
Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że temat cen alkoholu to swego rodzaju kwadratura koła, bowiem każda podwyżka cen owego płynu powoduje wzrost nielegalnej produkcji owego - w końcu "pędzenie" owego płynu nie jest zbyt skomplikowane i nawet półanalfabeci ponoć to potrafią. A w kwestii szkód zdrowotnych alkoholu i palenia tytoniu - obawiam się, że uzależnionych nic nie jest w stanie uwolnić na zawsze od nałogu -no chyba, że ktoś wynajdzie sposób przeprogramowania mózgu osoby uzależnionej. Pozdróweczki!
OdpowiedzUsuńco prawda rozmawiając o problematyce narkotykowej /czyli także alkoholowej/ skupiamy się głównie na jednej dysfunkcji: uzależnieniu, to szkody będące skutkami nadużywania generowane są także przez wielu innych ludzi nie będących uzależnionymi...
Usuńza to co do samego uzależnienia, to nie ma jednoznacznego rozstrzygnięcia, czy jest ono do końca uleczalne, czy tylko zaleczalne, tu wszystko zależy od konkretnego pacjenta i przebiegu całego procesu jego leczenia, gdyż tak, jak przy każdej innej dysfunkcji psychicznej oszacowanie stanu jego zdrowia jest dość intuicyjne... pozdróweczki! :)
Metal w takim wykonaniu to samo miodzio. Alkoholizm to wytwór kulturowy i w dodatku tak silnie zakorzeniony w polskiej tradycji, że żadne czary-mary nie odwiodą ludzi od jego picia. Dlatego każda władza udaje, że coś robi w zakresie zmniejszenia picia alkoholu a tak naprawdę są to ruchy pozorowane.
OdpowiedzUsuńJak ludzie chcą pić, to niech piją, tylko w dwóch obszarach wkurza mnie picie alkoholu- jazda po pijaku i przemoc domowa z alkoholem w tle.
dziewczyny grają różne rzeczy, nie tylko metal, ale ogólnie rozumianego rocka i moim skromnym zdaniem nieźle im to wychodzi...
Usuń...
co do meritum, to faktycznie wygląda na to, że kolejnym władzom niezależnie od wyznawanej opcji politycznej za bardzo nie zależy, aby jakoś znacznie zmienić ludzkie podejście do alkoholu, ograniczają się jedynie do jakiejś gry pozorów... istnieje takie pojęcie, jak "wspóuzależnienie" od tego narkotyku, które odnosi się do relacji rodzinnych, wśród bliskich, jednak można je śmiało rozszerzyć na coś takiego, jak "wspóuzależnienie społeczne" i różnie się to objawia, całym pakietem wielu zaprzeczeń i przekłamań...
Olkohol olkoholem, ale co to się z fajkami staneło się! Drogie, łomatko. I w ogóle, jako 'pasjonat' korzystania z wyrobów tytoniowych powiem tylko, że krew mnie zalewa, gdy widzę co robi rząd. A gdy przypominam sobie, co UE wprowadziła w kwestii aromatyzowanych papierosów, to już w ogóle mi gorzej.
OdpowiedzUsuńJeśli którykolwiek 'reżim' robi coś pod pretekstem dbania o zdrowie obywateli, to oczywistym jest, że ma w tym jakiś, (do czasu) niejasny interes. Zawsze tak było.
Co do zielonego - wszystko jest dla ludzi, aby tylko korzystać z umiarem i nie popaść w nałóg. Generalnie, niech każdy sobie robi co chce, pije co chce i pali co chce - tak długo, jak nie szkodzi innym.
na tanie i niczym nie doprawiane fajki jest pewien sposób: trzeba podjechać rano gdzieś na targ i mieć bystre oko... zresztą nie trzeba za bardzo szukać, towar sam nas znajdzie... potem dokupić maszynkę, tutki i robić sobie samej/mu, to nie wymaga żadnej specjalnej wprawy... najgorsze i najdroższe dziadostwo to są gotowe fajki ze sklepu, paradoksalnie...
Usuń...
co do Zielonego, to rozmowa o nałogu jest jakimś kompletnym nieporozumieniem, są to zdecydowanie wykluczające się sprawy, nie licząc jakichś pojedynczych, prawie niespotykanych przypadków... co więcej, jeśli Zielone jest ludziom bardziej dostępne, to jest bezpieczniej od nałogów, tak to działa, wbrew różnym bajkom na ten temat...
Bardzo będzie mi żal baryłek alkoholowych w czekoladzie i cukierków z wódką mniam . ;-)))) Mam nadzieje ,że tego nie zlikwidują ,,, A oprócz legalizacji maryśki są jakieś jeszcze sposoby walki ze skutkami picia alkoholu ?
OdpowiedzUsuńtrudno powiedzieć, czy faktycznie słodycze ze śladową, znikomą ilością alkoholu znikną z rynku, pomysł wydaje się być zbyt szalony, aby wszedł w życie, choć z drugiej strony w obecnych czasach od rządzących można się spodziewać różnych idiotyzmów...
Usuń...
nie ma dobrego, a tym bardziej idealnego sposobu na szybkie, zdecydowane ograniczenie spożycia, a w konsekwencji wyraźnej redukcji szkód jako skutków nadużywania... legalizacja Ziela też w sumie nie zadziała błyskawicznie, tylko jest to projekt obliczony na ileś tam lat do przodu... obecny stosunek ludzi do alkoholu kształtował się przez tak długi okres czasu, że nie da się tego zmienić przez rok, czy dwa...
Wolę alkohol od marychy. Jestem marychofobem 😀 A swoją drogą, jak fajnie nazywała się nasza narodowa poetka i pisarka - nie dość, że Marycha, to jeszcze do tego Konopnicka 🤣 🤣 🤣
OdpowiedzUsuńbycie marychofobką/em wcale nie polega na woleniu narkotyków, czy tam czegoś innego bardziej od marychy, istota marychofobii nie ma nic wspólnego z gustem...
UsuńWiem, to logiczne 😜
UsuńKiedy byłam mała, to miałam takie dziwne szczęście do wyciągania zawsze alkoholowych czekoladek z bombonierek. Mogła być tylko jedna w całym opakowaniu, a ja, wyciągając na ślepo pierwszą-lepszą, absolutnie zawsze wyciągałam tą alkoholową.
OdpowiedzUsuńUważam, że ,,umiarkowani'' wydają łącznie na alkohol więcej niż alkoholicy i pijący sporo, bo umiarkowanych jest niesamowicie liczną grupą.
Alkohol niestety jest zbyt powszechny, a dochody z niego ogromne, dlatego nie zostanie zakazany czy ograniczony. To samo z papierosami. A szkoda, bo po co mają sobie ludzie rypać zdrowie? A potem podarnik za to buli. Ja bym jeszcze zakazała cukru i słodyczy. W sumie czasem nawet uważam, że cukier to większe gówno niż alkohol. Rozwala zdrowie najbardziej.
znaczy masz nosa do alko, mogłabyś zrobić karierę obwąchując bagaże na lotniskach, czy za dużo nie przemycają i związek zawodowy psiaków celniczych podniósłby zgiełk, LOL... ale teraz przemycają raczej fentanyl, alko jest passe, bo w końcu "wszyscy piją", nawet w muslimskim Arabowie, tam nawet kalif wszystkich kalifów pije, w nocy Allah nie widzi...
Usuńwłaśnie ciągle nie wiem, ile alkolobby zarabia na "pijakach" (druga grupa), a ile na "umiarkowanych" (trzecia grupa), w sumie to wiele zależy od tego, jak te grupy ustalimy, od kiedy się zaczyna "pić sporo", czysto umowna sprawa...
anegdota:
kiedyś ekipa radiowa zaczepiła takiego alkowujka fraglessa pod sklepem:
- pan to chyba dużo pije?...
wujek podrapał się po głowie i odparł:
- czy ja dużo piję? no, nie wiem, ja to jeden dzień piję, drugi, a trzeci... trzeci to już tylko tak...
LOL...
a ja tak sobie myślę, że jak taki fragless nie rozrabia, to niech sobie pije, do lóżka z nim nie muszę iść... dlatego jestem przeciwnikiem karania za picie w miejscach publicznych... karać trzeba za rozrabianie, a nie za picie...
Nawet mi się nie chce myśleć już nad tym tematem nie do ogarnięcia. Ostatnio piję coraz mniej, może w ogóle zaprzestanę spożywania alkoholu. Mój organizm mi za to dziękuje. Zwłaszcza że już nie odczuwam przyjemnego stanu upojenia, szybciej przychodzi gorsze samopoczucie. To już ten wiek? Czy raczej przez moją wagę jestem jak pijące dziecko? :P. W każdym razie jak przestanę pić, pewnie mi się po dupie dostanie (od rodziny na każdej imprezie).
OdpowiedzUsuńkiedyś Witkiewicz napisał, że "alkohol jest nudny", potem wpadłem na to samo, czy też może odkryłem, że gość ma rację i pewne imprezy sobie odpuściłem, przestały mnie po prostu bawić...
Usuń