25 stycznia 2024

CIASTECZKA /nowy uczeń/

Zula i Zoja miewają czasem różnych gości. Co prawda nie uczą nikogo zen zawodowo, są też poza wszelkimi formalnymi strukturami, to czasem trafia do nich ktoś, kto coś tam usłyszał na ich temat, ktoś mu je polecił, ktoś zadzwonił, ktoś umówił na spotkanie, tedy czasem ma miejsce taka sytuacja:
- Ding-dong!
- Otwarte! Wchodź, wchodź, śmiało!
A po chwili:
- Buty kurwa!
Tekst pisany nie oddaje barwy i tembru głosu, ale już po stylu, sposobie stałe czytelnictwo łatwo rozpozna, że tak zaprosić może tylko Zula. Zoja zrobiłaby to subtelniej, czasem nawet pofatygowałaby się, aby sama osobiście otworzyć drzwi. Tedy gość wszedł, bez butów rzecz jasna, według instrukcji, mimo tego jednak zapytał od progu:
- Można?
- Chyba było wchodź, tak? Siadaj tu sobie wygodnie, pełną buzią, rytuały powitalne sobie darujmy, ja jestem Zula, a ty z pewnością nie?
- Tak. Znaczy nie...
Zula roześmiała się perliście i odparła:
- Powiedz mi tylko jedno, bo tego twoja znajoma nie doprecyzowała przez telefon. Przyszedłeś na lekcję zen, czy posłuchać o zen, czy może po prostu tak sobie pogadać, pobyć z nami? Jesteśmy otwarte na każdy wariant.
- No... Tak w sumie wszystko... Nie wiem...
- Nie wiem jak zwykle jest znakomite. 
Mówiąc to Zula chwyciła za brzeg tiszirta, który miała na sobie, uniosła go nagle do góry, po czym szybko opuściła. Gość, który do tej pory miał minę zlęknionego wypłocha zdębiał kompletnie, po czym nagle się uśmiechnął.
- Brawo Zula. Myślenie odcięte, a ty kolego trzymaj ten stan umysłu i nie przejmuj się tym, że właśnie już go zgubiłeś. Chcesz kawy, herbaty, czy czegoś tam? Pod warunkiem, że to coś tam to będzie woda, bo nic innego chwilowo nie mamy.
Te słowa padły od drzwi do kuchni, w których stała Zoja.
- Może herbaty? Proszę.
- Zwykła, czy zielona?
- Zielona?
- Okay, trochę to potrwa, bo jeszcze coś tam muszę zrobić, ale to dobrze, na razie zapraszam pod ścianę. Trzecia poduszka dla gościa. Jak zen to zen. Siedziałeś już kiedyś? Bo ta twoja koleżanka mówiła nam, że znasz temat od niedawna jakoś dopiero?
- Trochę medytowałem, dopiero zaczynam.
- Zazen to nie medytacja. Ale to już ci wyjaśnię później, przy herbacie. Na razie Zula powie ci w skrócie, co masz nie robić. Takie tam ileś tam minut, wstępna wprawka.
Zoja wyszła z pokoju, a Zula wskazała gościowi miejsce pod ścianą. Po cichu poinstruowała, jak ma usiąść, lekkim kuksańcem odgarbiła mu plecy, a na koniec dodała:
- A teraz po prostu siedź. Aż Zojka powie, że już.
Sama szybko usiadła na sąsiedniej poduszce, po czym w pokoju zapadła cisza, zaburzana jedynie odgłosami kuchennej krzątaniny. Tak minęło jakieś około dziesięciu minut, potem zaś Zoja weszła z pełną tacą do pokoju:
- Już. Zapraszam do stołu.
Gdy już usiedli dookoła zawartości tacy Zoja wzięła głęboki oddech i ze swoim jak zwykle ciepłym, uroczym, życzliwym uśmiechem spojrzała na gościa. Zaś Zula mruknęła jakby do siebie:
- Będzie anitować.
- Będę co?
- No wiesz, ta moja znajoma Anita, wiesz, ta czarownica tak robi. Najpierw się nadyma aż jej cycki mało nie wyskoczą, a potem zaczyna perorować. I tylko spróbuj jej przerwać, to masz zjebę. Bankowo.
- Nie będzie żadnych, jak ty to nazwałaś...
- Zjeb. No, i dobrze. Więc napierdalaj.
Zoja, która jak stałe czytelnictwo wie, nigdy nie używa słów publicznych, ani nawet ocierających się o takowe, zignorowała słowa partnerki, spojrzała tylko na gościa i zaczęła:
- Lekki przedsmak praktyki już miałeś. Dziesięć minut zazen to rzecz jasna mało, zwykle siedzenie powinno trwać od dwudziestu do czterdziestu minut, dłużej się nie zaleca, ale po takiej sesyjce można sobie wstać, rozprostować nogi, pochodzić sobie chwilę, po czym zabrać się do kolejnej. Jeśli masz na to czas, rzecz jasna. Tak to z grubsza wygląda. Najkrótszą i chyba najlepszą instrukcję zazen przekazała ci Zula: siadaj i siedź. Pilnuj też prostego kręgosłupa i nie zamykaj oczu, trzymaj powieki na wpół otwarte. Tym się na przykład różni zazen od vipassany, czyli takiego rodzaju buddyjskiej medytacji, którą teraz ostatnio na Zachodzie nazywają mindfulness. Ale zazen to nie medytacja, tylko ćwiczenie obecności, więc aby być obecnym trzeba też widzieć to, co masz w zasięgu wzroku. Chcesz coś zapytać, jak widzę po twojej minie?
- Tak. Bo siadaj i siedź nic nie wyjaśnia mi co ja mam dalej robić. Znaczy mentalnie, tak w umyśle. Skupić się na czymś, na przykład?
- Przez pierwsze minuty to jest nawet dobry pomysł. Najczęściej stosowane jest liczenie oddechów, tak na wstępne odcięcie myślenia, ale potem powoli od tego odchodzisz. Oczywiście nie łudź się, że od razu przestaniesz myśleć, bo myśli nadal będą się jakieś pojawiać, tak same, spontanicznie. Ale nie walcz z nimi. Kiedyś jakiś mądry wujek bardzo fajnie to ujął, że...
Tu nagle wtrąciła Zula:
- Myśli wchodzą lub wychodzą drzwiami i oknami umysłu, czasem trochę się po nim pokręcą. Nie częstuj ich herbatą, nie zagaduj ich, więc same sobie pójdą, ty tylko po prostu je sobie oglądaj, nie myśl nic na ich temat.
Tu znowu podjęła temat Zoja:
- Powtórzę ci raz jeszcze, żebyś się dowiedział i skutkiem tego to wiedział. Praktyka zen, ta bazowa, nie jest medytacją.
- Ale przecież...
- Wiem, co chcesz powiedzieć. Prawie wszyscy mistrzowie, czy nauczyciele zen plotą o medytacji, mnóstwo książek i cały internet nudzi na ten temat. Nieporozumienie bierze się z mylnego tłumaczenia słowa chan, po japońsku zen, po koreańsku soen, po wietnamsku thien, czy jakoś tam jeszcze. Tymczasem całe mnóstwo sinologów, znawców tego języka uważa, że to wcale tak nie jest. Bo do jest tak, że każda medytacja, każda jej technika tworzy jakiś rodzaj odlotu. Za to jednym ze skutków ubocznych zazen, być może najczęstszym jest przylot, lądowanie. Umysł zaczyna postrzegać to co jest takim, jakie jest.
Tu znowu wtrąciła Zula:
- Co zresztą nie jest wcale takie pewne. Nie ma żadnych dowodów na to, że ten real, który zobaczysz, którego doświadczysz, to ten najrealniejszy real. Ale przynajmniej będziesz bardzo blisko.
Pałeczkę przejęła Zoja:
- Tylko nie próbuj tego osiągać, bo tylko się od tego jeszcze bardziej oddalisz. Po prostu siadaj siedź. Być może kiedyś wcale nie będziesz musiał siedzieć, bo nauczysz się siedzieć podczas dowolnej czynności życiowej. Może na tym zakończmy, za dużo nauki naraz dotarciu jej nie służy. Chcesz jeszcze herbaty?
- Chętnie poproszę.
Gdy Zoja wyszła do kuchni Zula spytała:
- Choć to jest bez znaczenia, to jak ci na imię?
- Janusz.
- Też ładnie. A czego słuchasz, jakiej muzy?
- Rock'n'rolla?
- To bardzo porządny Janusz z ciebie.
Takim sposobem spotkanie edukacyjne przeszło do fazy luźnych pogaduch, zaś gdy Janusz zbierał się już do wejścia pobrał od Zoji numer telefonu, gdyż wszyscy byli zgodni, że chyba raczej dojdzie do kolejnej jego wizyty...

14 komentarzy:

  1. Oj, musiał się Janusz spocić, by wszystko pojąć, a te drzwi i okna do mózgu to co?

    OdpowiedzUsuń
  2. W czasie medytacji myśli wychodzą, ale gdzie? I potem wracają? Ale tak naprawdę chodzi rzeczywiście o odlot? Czego to ludzie nie zrobią, by pobyć w chmurach i odsunąć od siebie niewygodne myśli, czego nie zjedzą i nie wypiją, aby zmienić rzeczywistość na science fiction...
    Zasyłam serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. większość ludzi żyje na jakimś odlocie, a gdy zaczynają eksperymentować z taką, czy inną formą medytacji, to jedną z ich motywacji często jest pragnienie odlotu, tylko innego, mniej codziennego... ćwiczenie obecności, czyli zazen jest czymś zgoła innym, tu chodzi o przylot, powrót z każdego, jakiegokolwiek odlotu...
      a gdzie wychodzą myśli, które pojawiają się podczas zazen?... może rozpływają się w eterze, a może połyka je jakiś Kosmiczny Pożeracz Myśli?... czy to w ogóle jest istotne?... gdy zaczynamy o tym myśleć, to nic się nie zmienia, wciąż tkwimy w tym samym kanale, to nadal jest jakiś odlot...
      p.jzns :)

      Usuń
  3. Nie lubię nauczycieli, którzy ,,każą mi od samego początku samej wymyśleć i poczuć'', co powinnam zrobić. Od nauczyciela wymagam wstępnych wskazówek, trochę bardziej rozległych niż proponują panie Z. Ale to tylko znaczy, że ja potrzebowałabym innego rodzaju nauczyciela, inni w takiej formie mogą się świetnie odnajdywać.
    Ja się za to doczepię tego pokazywania cycków dla odcięcia myślenia. Zazdroszczę facetom, że u nich to tak działa, że w trakcie seksu nie myślą o niczym innym niż o tym, co tu i teraz. Mi to myślenia nie odcina, wręcz przeciwnie, włącza to nadmierne myślenie i wysypują mi się na głowę wszystkie szufladki o starych zadrach, wyglądzie, co będę robić jutro, gdzie mnie aktualnie boli mięsień, czemu teraz, czemu tak, po co, czy mi to potrzebne. Chciałabym, żeby to wyłączało mózg, ale u kobiet to chyba tak nie działa. My się musimy nauczyć wyłączać podczas seksu mózg. Panowie mają to we krwi. Przynajmniej większość z nich.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. z tekstu wynika, że Janusz coś już tam liznął wcześniej, więc Zula widać uznała, że na pierwszy raz wystarczy instrukcja "siadaj i siedź", a potem się zobaczy, bo jak znowu wynika z tekstu gość jeszcze się u Zetek pojawi, a poza tym w tym duecie to raczej Zoja zajmuje się jakimiś werbalnymi wyjaśnieniami, a Zula działa tak bardziej oldskulowo: minimum słów - więcej doświadczeń...
      mistrzowie (nauczyciele, mentorzy) zen używają różnych, z reguły bardzo prostych, wręcz prymitywnych chwytów do (chwilowego) odcięcia myślenia u ucznia, Zula akurat miała taki pod ręką, jaki miała i z seksem jako takim nie miało to nic wspólnego...
      ale co do samego seksu to masz sporo racji: wiele kobiet faktycznie za dużo wtedy myśli, a za mało czuje, wiele dopiero po jakimś czasie uczy się, że to nie jest czas na myślenie i różnie im ta nauka wychodzi, więc być może stąd tak wiele jest pań, które miewają kłopoty z osiągnięciem pełnej frajdy z tego sportu?...
      aha... odcięcie myślenia to nie jest wyłączenie mózgu, bo czucie też się tam odbywa, więc mózg dalej wciąż pracuje i wcale nie na jałowym biegu bynajmniej...

      Usuń
  4. Fajna lekcja Zen zwłaszcza dla facetów , bo sobie mógł obejrzeć cycki . ;-)A jakby Janusz był dziewczyną to jak wyglądałaby ta lekcja u Zoji i Zuli ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. być może tak samo, bo rzecz nie w cyckach, tylko w zaskakującym początku, więc efekt mógłby być podobny, bez względu na to, czy Janusz byłby dziewczyną, czy też gejem na ten przykład...

      Usuń
  5. "siadaj i siedź"
    Ale potem trzeba wstać, a to już je jest takie proste.
    Dla niektórych oczywiście 😏

    "Nieporozumienie bierze się z mylnego tłumaczenia słowa chan, po japońsku zen, po koreańsku soen, po wietnamsku thien, czy jakoś tam jeszcze"

    Potrzebne są mi jakieś korepetycje 🤨

    OdpowiedzUsuń
  6. Porządny Janusz z tym się zgodzę, ciekawe czy zostanie tu jeszcze wspomniany :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. faktycznie, pobranie numeru telefonu to pobranie numeru telefonu, reszta to tylko jakieś tam myślenie :)

      Usuń
  7. W celu rehabilitacji kolana kupiłem sobie rower stacjonarny. Jak pedałuję, to się nudzę i mógłbym medytować, albo nie medytować, albo odciąć się, albo odciąć się nie odcinając. Ale zamiast tego pokazują mi się parametry jazdy łącznie z pulsem. Rośnie, a od pewnego momenty spada. Może ten spadek mógłby być początkiem rowerowego zen.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. teoretycznie organizmowi jest wszystko jedno, czy podczas jazdy medytujesz, czy też po prostu jedziesz, ale w sytuacji roweru stacjonarnego ponoć(!) najlepsze efekty przynosi jednak medytacja, a konkretnie wizualizacja regenerującego się organizmu... w przypadku roweru mobilnego sprawa się trochę komplikuje, ale na pewno nie jest zbyt dobrą strategią koncentracja na pośladkach wyprzedzających nas rowerzystek, bo ryzykujemy uszkodzenie tegoż organizmu przez auto wyjeżdżające z bramy lub bocznej uliczki... uzgodnijmy kontrolnie, że wiem coś o tym, jakieś tam co nieco :)
      ale tak, czy owak, choć zen niczego nie ocenia, to rowerowy zen zawsze jest dobry w ogólnym bilansie wszechświatowym: w domu, w zagrodzie i na polu/dworzu...

      Usuń