To może trochę wyglądać na agitkę, żeby iść na wybory, choć wcale taką nie jest, ale zawsze lepiej brzmiącą, niż jakieś tam frajerskie pieprzenie na temat obywatelskiego obowiązku.
Okazuje się, że nie iść na wybory można na dwa sposoby. Można nie iść, czy nie jechać fizycznie, dosłownie, tylko zamiast tego iść na przysłowiowe piwo, czy na grzyby. Można też iść, ale oddać nieważny głos. Mimo to w każdym przypadku zawsze kogoś się popiera. Idący na wybory i oddający ważny głos popiera stuprocentowo tego, osobę lub ugrupowanie, na kogo odda ten głos. Kogo popierają pozostali?
Oddający nieważny głos popiera po równo wszystkie kandydatury. Czyli jeśli startują cztery opcje na ten przykład, to każda otrzymuje po ćwiartce głosu, czyli po dwadzieścia pięć procent. Tak?
Czy tak samo jest, gdy ktoś nie pofatyguje się do lokalu? Otóż nie jest tak samo. Tylko jak został podzielony taki nie oddany głos to wiadomo dopiero po wyborach. Użyjmy tego samego przykładu. Przypuśćmy, że wynikowy rozrzut głosów był taki: opcja A - 45%, B - 30%, C - 20%, zaś D - 5%. Tak samo jest rozłożona waga niegłosu oddanego przez leniucha. Tak więc jeśli taki gada, że nie idzie, bo jest mu wszystko jedno, to pieprzy regularne bzdury. Bo w rzeczywistości poparł najbardziej opcję A, potem B, potem C i tak dalej. Z praktycznego punktu widzenia to porównanie nie ma zbytniego znaczenia, bo waga każdego takiego niegłosu wynosi zero, niemniej jednak moralnie wygląda to nieco inaczej.
Jest tylko jeden wyjątek od tego przekazu. To jest wtedy, gdy jesteśmy absolutnie przekonani, że wybory będą robione, innymi słowy sfałszowane. Tak jak było za poprzedniej komuny. Pomijamy rzecz jasna jakieś drobne przekręty, które przy każdych wyborach mogą zaistnieć. Wtedy akt lenistwa wyborczego nie jest już zgodą na ich wynik, lecz wyrażeniem protestu na cały fałsz. Ta sytuacja przy obecnych, najbliższych wyborach jeszcze nie grozi, ale jeśli neokomuna utrzyma się przy korycie, to może już zagrozić przy następnych. Nieźle jest więc sobie zadać pytanie, czy chcemy tego, czy nie. Te zdania można już traktować jako agitkę prowyborczą. Nie tylko żeby iść, ale także na kogo wtedy nie głosować.
Okazuje się, że nie iść na wybory można na dwa sposoby. Można nie iść, czy nie jechać fizycznie, dosłownie, tylko zamiast tego iść na przysłowiowe piwo, czy na grzyby. Można też iść, ale oddać nieważny głos. Mimo to w każdym przypadku zawsze kogoś się popiera. Idący na wybory i oddający ważny głos popiera stuprocentowo tego, osobę lub ugrupowanie, na kogo odda ten głos. Kogo popierają pozostali?
Oddający nieważny głos popiera po równo wszystkie kandydatury. Czyli jeśli startują cztery opcje na ten przykład, to każda otrzymuje po ćwiartce głosu, czyli po dwadzieścia pięć procent. Tak?
Czy tak samo jest, gdy ktoś nie pofatyguje się do lokalu? Otóż nie jest tak samo. Tylko jak został podzielony taki nie oddany głos to wiadomo dopiero po wyborach. Użyjmy tego samego przykładu. Przypuśćmy, że wynikowy rozrzut głosów był taki: opcja A - 45%, B - 30%, C - 20%, zaś D - 5%. Tak samo jest rozłożona waga niegłosu oddanego przez leniucha. Tak więc jeśli taki gada, że nie idzie, bo jest mu wszystko jedno, to pieprzy regularne bzdury. Bo w rzeczywistości poparł najbardziej opcję A, potem B, potem C i tak dalej. Z praktycznego punktu widzenia to porównanie nie ma zbytniego znaczenia, bo waga każdego takiego niegłosu wynosi zero, niemniej jednak moralnie wygląda to nieco inaczej.
Jest tylko jeden wyjątek od tego przekazu. To jest wtedy, gdy jesteśmy absolutnie przekonani, że wybory będą robione, innymi słowy sfałszowane. Tak jak było za poprzedniej komuny. Pomijamy rzecz jasna jakieś drobne przekręty, które przy każdych wyborach mogą zaistnieć. Wtedy akt lenistwa wyborczego nie jest już zgodą na ich wynik, lecz wyrażeniem protestu na cały fałsz. Ta sytuacja przy obecnych, najbliższych wyborach jeszcze nie grozi, ale jeśli neokomuna utrzyma się przy korycie, to może już zagrozić przy następnych. Nieźle jest więc sobie zadać pytanie, czy chcemy tego, czy nie. Te zdania można już traktować jako agitkę prowyborczą. Nie tylko żeby iść, ale także na kogo wtedy nie głosować.
Od kilkudziesięciu lat wybory z reguły olewam ciepłą strugą. Wyjątkowo głosowałem: a/ na Cimoszewicza, aby nie wygrał Wałęsa, b/ za wejściem do UE, i c/ gdy jako członek komisji odwoławczej musiałem dać "dobry przykład". Te nadchodzące wybory uznaję jako przesilenie, po którym albo się pozabijamy na ulicach, albo przyjdzie "Wielki Gajowy" (obojętne ze Wschodu, czy Zachodu) i zrobi porządek, albo stanie się "cuś". Dlatego nie wdaję się w dywagacje związane z wyborami. Uważam, że POPiS-dowaci zepsuli już wszystko co było możliwe do zepsucia (od ordynacji do upolitycznienia sądów, policji i wojska) i nie ma to większego znaczenia, czy pójdziemy do wyborów, czy je olejemy. Decyzje podejmie "ktoś" inny.
OdpowiedzUsuńkilkadziesiąt lat temu nie było jeszcze ani PO, ani pis-u...
Usuńpo wyborach nic się specjalnego nie stanie... wygra pis /w sensie największej ilości zdobytych mandatów/, maliniak wyznaczy ich do sformowania rządu, ale sami nie będą mieli jak tego dokonać z powodów czysto rachunkowych, więc wszystko w rękach nazioli i wtedy:
- naziole wbrew zapowiedziom wejdą w układ koalicyjny, po czym kraj będzie w dupie do czasu rozwalenia się tej czerwono-brunatnej koalicji...
- naziole nie wejdą do koalicji, wtedy piłka przechodzi w ręce PO+L+TD i czekamy dwa lata, aż maliniak pójdzie w cholerę...
to taki uproszczony skrót futurologiczny...
POPiS-u nie było, ale "wybory" były. Ja nie mam uczulenia na wybory, tylko na polityków. W tej chwili wybieramy tych, których już wybrano bez naszego udziału. My mamy tylko zatwierdzać wybór czarnków, nowaków, klemp, omajtków, ziobrów, tusków, kwiatkowskich, banasiów, ujazdowskich, itp.,
Usuńrozumiem, o co Ci chodzi, ale uważam, że z tych, co nam łaskawie pozwolono wybrać można coś znaleźć w miarę niebezsensownego, można by rzec, że uprawiam politykę redukcji szkód...
UsuńWśród tych kilku tysęcy kandydatów z pewnością można znaleźć sporo uczciwych ludzi, ale dalej przejdzie tylko 560 osób i tam znajdą się głównie ci popierani (finansowo, medialnie, itd.,) przez liderów partyjnych. To jest zwykła manipulacja ze strony rządu, a ja nie lubię być wykorzystywanym. Mimo tego zachęcam do pójścia do urn, bo jest to być może ostatnia szansa na utrzymanie się w UE i NATO.
Usuńniekoniecznie wyborcom chodzi o to, aby jakiś ich kandydat był uczciwy, motywacje do glosowania na kogoś bywają nader rozmaite...
Usuń"Uczciwego" można zastąpić innymi przymiotnikami, ale podejrzewam, że tu nie chodzi o cechy kandydata tylko o poparcie tych co inni wybrali, i o frekwencję. Dlatego wybory ja osobiście olewam, chociaż zachęcam innych do udziału. Dziwne? Pewno tak, ale stoją za tym mocne uzasadnienia. Może coś o tym napiszę przed wyborami, bo w komentach jest za mało miejsca.
UsuńWszelkie wyliczenia statystyczne to jakiś kosmos!
OdpowiedzUsuńWolałabym głosować na osobę, nie na partię, ale jest jak jest.
Nie wiemy czy wybory będą sfałszowane, oby nie, ale uczciwe nie są na pewno, choćby ze względu na sposoby finansowania kampanii i dostęp do mediów.
ktoś, kto nie idzie wcale, według mnie stwierdza, że albo mu wszystko jedno, albo mu dobrze w tym bagienku.
te procenty to nie statystyka, tylko dokładne (przykładowe) wyniki...
Usuńz tą nieuczciwością w samej kampanii masz rację, mnie chodziło o takie fałszerstwo wprost na poziomie liczenia głosów...
Jeśli jeszcze jakoś mogę zrozumieć (choć nie poprzeć) nie pójście na wybory, to już oddanie nieważnego głosu (celowo) jest dla mnie przejawem kompletnej frustracji i desperacji. I masz rację; jeśli wynik wyborów będzie efektem, jak radzi była premier "zamknięcia oczu i zaciśnięcia zębów", to sama jestem w stanie ulec takiej desperacji lub olania. A nigdy nie opuściłam żadnych wyborów.
OdpowiedzUsuńja po 89-tym nie poszedłem dwa razy:
Usuńraz po prostu nie mogłem, miałem pracowitą niedzielę za niezłą kasę i wycieczka do konsulatu w Lyonie lub Marsylii nie wchodziła w rachubę...
drugi raz miałem poprawiny wesela i po prostu się spóźniłem...
powody opuszczenia wyborów mogą być różne, chyba najgłupszy, ale bardzo częsty, polega na racjonalizacji: "jeden głos i tak nic nie zmieni"...
Jeśli mnie pamięć nie myli (a mylić może), głosowałam zawsze, gdy mogłam. Nie wiem czy te wybory coś zmienią, ale jak zwykle użyję tego głosu, który mam.
OdpowiedzUsuńwedług mnie coś zmienią, ale na pewno nie będą to zmiany rewolucyjne, przełomowe, zbyt duża będzie równowaga sił potwornych i reszty, a w sprawach bazowych nie tworzę sobie oczekiwań. jednak to akurat umiem :)
UsuńNie oczekuję rewolucji, myślę, że będziemy mieli do czynienia z ewolucją. Trochę szkoda, bo to oznacza, że starsze, inteligentne i dobre osoby mogą Polski działającej wg reguł europejskich nie doczekać (i w tym sensie rozumiem ich rozczarowanie oraz tendencje do emigracji wewnętrznej).
UsuńZawsze chodzę na wybory
OdpowiedzUsuńTeraz
Do Sejmu zagłosuje kobietę z Lewicy
A do Senatu to wiadomo według paktu senackiego
u mnie do Sejmu też kobieta z Lewicy, a z Senatem wiadomo, choć z lekkim niesmakiem, bo u mnie jest koleś z PSL...
UsuńJa mam Borusewicza do Senatu
UsuńU mnie do senatu Bodnar.
UsuńCzasami tak sobie myślę... Po co iść na wybory skoro PIS i tak wygra? Jednak pójdę, bo trzeba osobiście dopilnować.
OdpowiedzUsuńto, że wygra w sensie ilości zdobytych mandatów wiadomo, chodzi o to tylko, żeby nie wygrał za bardzo...
UsuńBoja
UsuńJeżeli chcesz, żeby PiS wygrał
A uważasz, że wygra
można wybory sobie darować.
Jeżeli myślisz inaczej
Musisz zagłosować ,oczywiście nie na PiS (i broń boże Konfederację 😉)
Czyli
Musisz iść na wybory
Wybór należy do Ciebie!!!
Prawda to ,ż JKM zamknęli w piwnicy, żeby o pedofili nie gadał 😈
Jak już wspomniałam o Konfederacji
UsuńTo polecam obejrzeć
https://youtu.be/gGB73CHHxqU?si=x8oWFUhnYO6v4Rhl
swego czasu w blogosferze próbowałem trochę dyskutować z ludźmi o konfowej mentalności i takichże poglądach, ale szybko rozgryzłem ich hipokryzję i to, że ich gadanie o wolności nie ma właściwie nic wspólnego z żadną wolnością... sam wolny rynek to mało, a poza tym nie trzeba być za bardzo bystrym, aby zauważyć, że taki wolny rynek w ich rozumieniu szybko prowadzi w przeciwnym kierunku, do systemu korporacyjnego, czyli totalitaryzmu...
Usuńjesoo co za beton do przedarcia. no ale tym razem nie odpuściłam. Rozumiem, że ludzie nie chcą chadzać na wybory. że czują iż nic od niech nie zależy, że nienawidzą Tuska, że mają dość wybierania mniejszego zła. Ale tych teraz trzeba wywalić z hukiem od koryta !!!!! i rozliczyć, trzeba zmienić zasady gry, trzeba rozliczać urzędasów. i dlatego trzeba iść.
OdpowiedzUsuńno właśnie, chyba wielu leniuchów, takich, co to im wszystko jedno, też ma już dość i wreszcie ruszą tyłki...
UsuńZa komuny były wybory bez wyboru, dlatego raczej ich nie fałszowano. Zawsze chodziłam, głosowałam- odkąd miałam wybór to wybierałam zawsze tę samą opcję i na ogół nie zawiodłam się- mówię o latach 1990 do teraz. Na temat szans nie dyskutuję, na temat kandydatów nie dyskutuję, każdy zrobi, jak zechce. Mam dość gadania, przekonywania, nawracania.
OdpowiedzUsuńw sumie to za tamtej komuny, pomijając pierwszy okres, faktycznie takiego prostego fałszowania nie było, bo sprawa była zafałszowana już od samych podstaw, po prostu nie wpisywano na listy innych kandydatów, niż bmw, więc wtedy naprawdę nie było na kogo głosować...
UsuńGwoli sprostowania. W PRL przestrzegano, aby bezpartyjnym przyznawać kilkuprocentowy udział w: parlamencie, przyznawaniu odznaczeń państwowych, najwyższych stanowisk, i tp. beneficjów (przydziały, kredyty, wyjazdy). Przykładem mogą być powszechnie znani bezpartyjni: J. Urban, K. Wojtyłła, T. Mazowiecki i inni. Ale wśród pomniejszych także zdarzali się bezpartyjni tacy jak mój daleki kuzyn inż. J. Jablkiewicz, który cieszył się powszechnym szacunkiem, był 2 kadencyjnym posłem, wieloletnim dyrektorem (do dep. ministerstwa), i odebrał najwyższe odznaczenia VM. Także tacy pośledni bezpartyjni jak ja nie mogli specjalnie narzekać mimo, że byłem przeciw komuchom, ale za socjalem.
OdpowiedzUsuńjakby nie było, kandydaci byli ustalani z klucza przez centralny reżim, teraz jest pewien pluralizm, kandydatów ustalają i zatwierdzają reżimy poszczególnych ugrupowań...
UsuńTen mityczny klucz odnosił się tylko do: a/ regionów (aby kandydaci nie pochodzili np. tylko z Sosnowca, gniazda Gierka), b/ zawodów (aby np. nie kandydowali tylko prawnicy), c/ zakładów (aby kand. nie pochodzili np. tylko z Żerania, skąd kasę pobierał syn Jaroszewicza), itd., itp., ... Ustalano jeszcze ilość emerytów, bezpartyjnych, wolnych zawodów, ... Kandydatów na listy zatwierdzały doły (POP i Samorządy Pracownicze), a propozycje były przesiewane i w końcu trafiały do KC PZPR. Jeżeli jakiś kandydat podpadł, bo np. I POP załatwił krzywe choinki na Wigilię, to wypadał z obiegu, o ile litościwa KC nie przeniosła go do innego obwodu. Było więc poczucie, że na "dołach" głos partii i samorządów nie jest zmarnowany. A mityczny klucz był tylko mitem, bo nie odnosił się do personaliów.
UsuńIdę i głosuję przeciwko obecnym rządom oraz od lat jestem świadoma, ile waży mój głos. Na razie nie jest mi wszystko jedno, póki co nadal jestem obywatelką kraju nad Wisłą. I nie jest mi obojętny los mojego kraju i milionów moich sióstr (bo to głównie one ucierpią w świecie fanatycznego patriarchatu). Nie agituję tylko dlatego, ze nie mam chwilowo na to siły i mam już przeciążenie na łączach pod wpływem napływających informacji politycznych.
OdpowiedzUsuńAle kto może, to niech tłumaczy!
Popieram
nigdy nie byłem przeciwny, aby głosowali Polacy za granicami, nawet tacy, którzy postanowili już nie wracać, bo zawsze może im się coś odmienić, a dopóki mają obywatelstwo, to mają prawo zdalnie sobie urządzać miejsce, do którego ewentualnie wrócą...
UsuńWiele razy robiłam tak ,ze głosowałam sobie do sejmu na kogo chciałam a do senatu często osoby mi nie pasowały więc celowo oddawałam głos nie ważny i uważam ,że nie ma w tym nic złego , Czasami lepiej np. nie iść na wybory niż oddać głos na byle kogo . Jeszcze kilka lat temu nie było na kogo głosować , więc mnie taka postawa nie dziwi i ja ja popieram i nie przekonuje mnie twoja argumentacja ,że oddaje głos każdemu ...
OdpowiedzUsuńoddanie nieważnego głosu nie jest randomowym oddaniem głosu na byle kogo... chociaż można sobie wyobrazić sytuację, gdy przychodzimy, rzucamy kostką do gry i na kogo wypadnie, na tego bęc... zawsze potem można mieć pretensje do ślepego losu, a nie do siebie :)
UsuńŹle sie czuje przy tych wyborach. Głosować nie pójdę, bo od 19 lat w kraju nie przebywam. Nie powinnam głosować, choć praw nie utraciłam, ale urządzać ludziom w Polsce życia też nie chcę.
OdpowiedzUsuńnigdy nie byłem przeciwny, aby głosowali Polacy za granicami, nawet tacy, którzy postanowili już nie wracać, bo zawsze może im się coś odmienić, a dopóki mają obywatelstwo, to mają prawo zdalnie sobie urządzać miejsce, do którego ewentualnie wrócą...
UsuńNo i to jest dobre podejście. Bo ja kontaktu i checi powrotu do kraju nie utraciłam. Bujam sie z tym. Raz jestem na tak, raz na nie, ale losy mojej dawnej ojczyzny mnie zajmują.
UsuńWłaśnie sis ode mnie odjechała, w niedzielę chce być na wyborach. To ona jest przeciwna głosowaniu kogoś kto od lat nie przebywa w kraju.
zapytaj swej Sis dlaczego decyzję "wrócić? - nie wrócić?" ktoś ma podejmować w ciemno i nie może rościć warunków, które chce zastać na miejscu?...
UsuńWidzę, że się gorący temat zrobił. Ja się czuję zachęcony do wyborów, chociaż wątpie w wybieranych... (only no pis, no po)
OdpowiedzUsuńno pewnie, że lepiej wątpić, niż wierzyć :)
UsuńGłos nieważny to również głos oddany częściowo na tych, którzy wygrają, częściowo na drugich na podium itp. Głos nieważny to także pokazanie, że nie szanuje się swojego czasu- poszedłem, chu wie po co, zabazgrałem, zmarnowałem czas, zająłem miejsce na drodze/ w tramwaju/ autobusie/ kolejce i zrobiłem jedno wielkie nic, uprzykszając wszystkim dzień, bo zmarnowałem papier i zmarnowałem czas osób liczących głosy. Już lepiej siedzieć na tyłku.
OdpowiedzUsuń