15 marca 2021

Ogórek

Podobno w obecnych czasach lockdownów, kwarantann, czy też izolacyj pewien come back przeżywają różne gry planszowe, tudzież karciane. Wydaje się to być fajnym pomysłem, jako pewna rozwijająca relacje międzyludzkie alternatywa do zabawy solo komputerem. Poniższą propozycję można uznać za wsparcie tego nurtu. Tedy voila, rośnijcie w siłę i bawcie się dobrze.
...  
Turniej brydża sportowego. Do rozpoczęcia jeszcze jest ponad godzinę czasu, ale na sali już się pojawiają pierwsi zawodnicy. Być może właśnie przyjechali, być może (jeśli sesja popołudniowa) właśnie zjedli gdzieś obiad, po czym nie za bardzo mieli co ze sobą zrobić. Spotykają się znajomi, toczą się różne rozmowy na tematy brydżowe lub nie tylko. Nagle niespodziewanie pada gdzieś zew:
- Ogór! Ogór!
Co znaczy, że zbiera się skład do gry w OGÓRKA. Tak dla zabicia czasu, gwoli relaksu, zaś przy okazji aby jakieś nieduże sumy pieniędzy zmieniły właściciela. Tu zaznaczmy, że ta sytuacja ma miejsce jakoś tak pod koniec lat dziewięćdziesiątych, zaś na temat jak to było później nie mamy danych. Podobno obecnie gra jest mocno zapomniana, tedy przypomnijmy jej reguły. Są one bardzo proste, jednak OGÓREK nie jest grą losową, tylko (według naukowej klasyfikacji gier) jest to gra "strategiczna z ograniczoną informacją". To oznacza, że jeśli gra toczy się dostatecznie długo, to według Prawa Wielkich Liczb wygrywa gracz lepszy. Same reguły mogą mieć pewne lokalne warianty, poniżej przypomnimy odmianę zwaną "OGÓREK MIĘDZYNARODOWY", tak to nazwano.
Do gry potrzebna jest klasyczna, brydżowa talia kart, jest ich 52 sztuki, zaś graczy może być od dwóch do ośmiu. Wytypowany drogą losowania tasuje, po czym rozdaje każdemu zegarowo po 6 kart, porcjami po dwie (wariant małopolski) lub po trzy (wariant mazowiecki). Celem gry, pojedynczego rozdania, jest posiadanie na jego koniec jak najniższej możliwie karty. Kolory nie mają znaczenia, istotna jest tylko wysokość. Wartość punktowa to: As =21, Król = 13, Dama = 12, Walet =11, reszta tyle, ile jest napisane na karcie. Pierwszy wychodzi zaręczny rozdającego, czyli ten po lewej, zaś dalsi gracze dokładają karty zegarowo. Kart nie kładzie się na środek stołu, każdy kładzie swoją przed sobą. Kolejny gracz musi położyć kartę taką samą co do wartości lub wyższą od karty poprzednika. Jeśli takich nie ma, musi położyć najniższą ze swojego zestawu. Po zakończeniu tury następną zaczyna ten, kto miał najwyższą w poprzedniej, zaś jeśli najwyższych było kilku zaczyna ten najpóźniejszy. Poniżej przykład czterech osób:
S /rozdający/ ma:  A, 9, 9, 7, 6, 2
W ma: K, K, 7, 6, 4, 3
N ma: D, D, 10, 5, 5, 2
E ma: D, 9, 9, 8, 7, 3
Kolejne ruchy:
W - K, N - 2, E - 3, S - A
Tura 2, zaczyna S:
S - 9, W - K, N -5, E - 7
Tura 3, zaczyna W:
W - 7, N - D, E - D, S - 2
Tura 4, zaczyna E:
E - 9, S - 9, W - 3, N - D
Tura 5, zaczyna N:
N - 10, E - 8, S - 6, W - 4
Tura 6 - koniec rozgrywki, gracze pokazują karty, każdy swoją ostatnią:
N - 5, E - 9, S - 7, W - 6
Najstarszą kartę ma E - 9, on PRZEGRAŁ rozdanie.
Graczowi E zapisuje się UJEMNY wynik 9
Gra w tymże składzie, kolejne rozdania, toczy się dotąd, aż ktoś przekroczy limit 21 punktów. Reszta gra dalej w trójkę. Gdy "wypada" kolejny gracz, dalej gra dwóch. Gdy któryś wypadnie, zwycięzcą całej partii jest ten, kto pozostał na "boisku".
Aby zmotywować graczy do odpowiedzialnej gry, toczy się ona zwykle o pewne /drobne/ pieniądze. Klucz rozliczeń jest taki:
Pierwszy wypadający wpłaca do puli sumę równą (N - 1) x 2P, gdzie N to liczba graczy, zaś P to ustalona wcześniej stawka. Drugi wypadający płaci (N - 2) x 2P, i tak dalej. Wygrany, czyli ten który pozostał po wyeliminowaniu reszty graczy, inkasuje całą pulę. Współczynnik 2 przy liczbie P jest po to, aby łatwiej było rozliczać sytuację, gdy dwóch lub więcej graczy wypada razem ex aequo podczas jednej rozgrywki.
Wariant asowy:
Jest to pewna drobna modyfikacja reguł. Polega na tym, że AS, mimo że jest najstarszy podczas rozgrywki ma wartość "minusów" równą 1 (jeden). Niewiele to tak naprawdę zmienia co do samej techniki gry, może mieć jedynie czasem znaczenie, gdy mamy fazę finałową "1 (gracz) versus 1 (gracz)". Jak pamiętam jednak, to nie był to wariant zbytnio popularny, co więcej nieraz taka reguła napotykała na mocny sprzeciw ze strony ortodoksów tej gry. Nie ma jednak zbyt istotnych powodów, aby sobie nie spróbować takiej opcji, tak gwoli ciekawości.
Nie przekładamy!
Przy prawie każdej grze używającej kart dealer /czyli rozdający/ tasuje te karty, po czym daje je do przełożenia komuś po prawej przy stole. W przypadku OGÓRKA jest pewną (świecką) tradycją, aby nie przekładać przetasowanej talii, co więcej, jest to karalne pewną umowną sumą liczb ujemnych. Jako że podczas gry zwykle ma miejsce mnóstwo śmiechu, tedy jest go więcej, gdy ktoś da się załowić, machinalnie przełoży taką przetasowaną talię.

34 komentarze:

  1. Prosta, ciekawa i wciągająca. Talii mam kilka, brakuje tylko graczy. A czy jest jednoosobowa forma tej gry. Np. sam kilku nieistniejących współgraczy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. można grać samemu ze sobą klonując się na iluś tam graczy, ale to w sumie nie będzie granie, tylko taka układanka w stylu problemów brydżowych typu "double dummy"...
      ale myślę, że można zaprogramować bota, skoro można tak z brydżem, czy innymi grami, to czemu nie z takim ogórkiem?... szukałem w necie możliwości zagrania online, ale nie znalazłem... możliwe opcje są trzy:
      - słabo szukałem...
      - nie ma takiej wersji w necie...
      - jest, ale pod inną nazwą...

      Usuń
  2. Nie znałem tej gry. Przypomina ona nieco "preferansa" w którym podczas licytacji można było poza kolorem zgłosić chęć zagrania "betla". Jest to taka rozgrywka, gdzie licytujący zobowiązuje się do oddania wszystkich "lew". Wyrazy w cudzysłowie mają chyba znaczenie regionalne, bo słyszałem także: proferek, bejtel, sztych ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. piszesz o opcji zwanej tu ;lub tam "mizerka" lub jakimś wariancie gry w kierki, w sumie jest tego sporo... ale ogórek to coś innego... nie chodzi o to, aby coś brać lub nie brać, ale tak manewrować, aby nie zostać na końcu z kartą wyższą, niż przeciwnicy...

      Usuń
  3. Nie znam. Tu najczęściej gram w gry planszowe,a ostatnio głównie w Carcassonne.Dobrze, że mamy olbrzymi stół. Poza tym moi ilekroć wędrują gdzieś po Europie przywożą różne gry, np. z Londynu przywieźli o złodziejach i policjantach. A z karcianych- z młodymi odchodzi remi-brydż. Oni z kolei miedzy sobą to mają jakieś karty z modelami samochodów ale nijak nie połapałam się jeszcze o co biega;)Na szczęście obaj grają ze sobą i ja już z nimi nie muszę.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. planszówki są fajne, co prawda wiele już istnieje w wersji elektronicznej, ale oryginalna gra z fizycznymi rekwizytami ma zaiste swój urok, tak jak klasyczna papierowa książka w porównaniu z e-bookiem...
      miłego :)

      Usuń
  4. Nigdy nie słysaałam, u mnie w domu rodzice grywali w brydża, my w tysiąca lub remika cz makao.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. gier karcianych istnieje wiele, dodajmy do tego warianty, odmiany tych gier, natomiast ogórek był praktykowany w środowisku brydżystów i tak naprawdę, to nie wiem, gdzie jeszcze...

      Usuń
  5. O! To coś dla mnie. Kocham karty. Rodzinka też. Najczęściej gramy w kanastę, parami. Młoda ciężko znosiła porażki, ale się uczy ;)
    Już "widzę", że ten ogórek to wcale taki bezmyślny nie jest :) Trzeba będzie nauczyć się kombinować. Fajnie, że o nim napisałeś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kanasta jest fajna, aczkolwiek parami nie grałem nigdy, to może być ciekawe doświadczenie...

      Usuń
  6. Nie znam się na brydżu.
    Nie gram w żadne inne gry, bo nie lubię przegrywać 🤣

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. gry /karciane, planszowe, etc/ są bardzo "pedagogiczne", bo uczą właśnie przegrywania, zachowania właściwego stanu umysłu, gdy zdarzy się porażka, która przecież może się zdarzyć każdemu...

      Usuń
    2. Zdarzają się porażki, ja wiem .Ale przegrać w warcaby z dziesięciolatką to już jednak trochę za dużo 😁
      A tak mi się kiedyś spotkał.
      Więc na wszelki wypadek z nikim i w nic nie gram.

      Usuń
    3. no tak, taka przegrana może boleć, ale może ta dziesięciolatka jest wybitnie utalentowana i sięgnie kiedyś po mistrzostwo świata, niczym Natalia Sadowska, a to już zmienia postać rzeczy :)

      Usuń
  7. Lubiłam gry w karty- różne gry. Ostatnio nie grywam, nie mam z kim. ;(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. reguły gry są bardzo proste do nauczenia się przez prawie dowolną osobę w ciągu kilku minut, strategii można się nauczyć doświadczalnie, ale też dość szybko, więc problem "nie mam z kim grać" wydaje się być łatwiejszy do ogarnięcia, niż w przypadku bardziej złożonych gier...

      Usuń
  8. Przestałam grywać, bo mam szczęście w miłości, to nie mam szczęścia w grach; zawsze przegrywam, a przecież nikt nie lubi być przegranym :)
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. znam to przysłowie, ale nigdy do mnie nie przemawiało, takie tam "gadanie", zawracanie tyłka...
      pozdrawiam :)

      Usuń
    2. A pamiętasz zabawę [grę ] w pomidor???
      Dawniej pomidor, teraz ogórek; a co potem ???
      to ja już wolę swoje zezowate szczęście :) :) :)
      masz rację > miłość może niektórym kojarzyć się
      z zawracaniem tyłka :)

      Usuń
    3. z roślinności spożywczej jest jeszcze kalafior, tak się nazywa wynik zagrania niestarannego, niefrasobliwego, niemądrego...

      Usuń
    4. Aaa> to ja pewnie grałam w "kalafior" i dlatego przegrywałam :)

      Usuń
  9. Karty w dzieciństwie i wczesnej młodości traktowałem jak świetny pretekst do integracji, który nie wymagał skomplikowanych warunków, więc był łatwo dostępny. Nawet w najgorszych zaopatrzeniowo czasach PRL nabycie talii kart nie stanowiło problemu. Działo się tak do momentu, gdy nauczyłem się grać w brydża i jak na niezrzeszonego w żadnym klubie laika szło mi nie najgorzej. Wtedy każda inna gra karciana nudziła mnie do zarzygania. Tak zostało do tej pory. W dodatku brydża zarzuciłem, jako zbyt absorbującego czasowo i wymagającego składu dobranego umiejętnościami, a to w moim środowisku było na tyle trudne, że mi się odechciało. Na przejście do klubu zaś nie starczyło mi motywacji, dorzucanie do kalendarza kolejnego stałego punktu nie było mi na rękę. W dodatku, gdy zbyt długo grałem w brydża, myślałem tylko o nim, było to męczące i rozpraszające. Gra w ogóra zaś jest mi kompletnie nieznana, choć nazwę ma prowokacyjną, a dziś to nawet kojarzącą się blond-politycznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kompletnie nie znam etymologii nazwy opisywanej gry i jak pamiętam, to nikt tego nie wiedział, skąd się wzięła, ale z pewnością oddaje ona jej rangę, pozycję w stosunku do brydża, którego z pewnością nikt na poważnie tak by nie nazywał, w końcu jakby to wyglądało w panteonie czwórki najbardziej cenionych sportów umysłowych, gdyby obok go, szachów i warcabów 100-polowych pojawił się nagle "ogórek" :D

      Usuń
  10. Bardzo ciekawy post. Dawno temu grywałam w brydża ale gry w ogórka nie znałam. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no, to już znasz, przynajmniej reguły...
      pozdrawiam :)

      Usuń
  11. Tylko w oko i w pokera, poza tym karty mnie nie interesują:)A tu na Śląsku grywano jeszcze w skata, ale to nie dla mnie. Ta gra, która opisujesz zupełnie mi nieznana. Trzymaj się zdrowo:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. znam je wszystkie, aczkolwiek w skata grałem tylko raz w Niemczech, taką niewinną towarzyską partyjkę "o piwo", wyszło dla mnie remisowo, bo zbyt wielkich głupot technicznych nie popełniałem, mimo żem był świeżak...
      zdrowego trzymania się :)

      Usuń
  12. Grałam kiedyś w makao i inne gry karciane, ale to było dawno temu nawet już nie pamiętam zasad tych gier. Natomiast bardzo lubię układać pasjanse i tarota taka moja czarownicza pasja; -))) W ogórka nie grałam, nie znałam tej gry.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no tak, karty nie tylko do gry mogą służyć, czego przykładem jest właśnie tarot... za to talia tarotowa może dla odmiany służyć też i do gry, bardzo starej, istniejącej w kilku odmianach zresztą, zwanej "tarok" /literka różnicy w nazwie/... ot, ciekawostka taka...

      Usuń
  13. Wolę chyba gry planszowe. Nigdy do kart mnie nie ciągnęło jakoś. Nie mówiąc o tym, że ta nazwa kojarzy mi się z pewną panią z TV. ;)

    Coś w tym mogło być. Wtedy Staruszek skarżył się na problem żołądkowy, jak to się stało akurat opuszczał WC. Osłabienie, proszek przeciwbólowy i mamy możliwą kombinację do ,,odjazdu" świadomości. Oj tak, wszystko skończyło się na większym strachu niż na jakichś urazach na przykład.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. większość planszówek to gry "strategiczne z pełną informacją", co faktycznie wielu może bardziej pasować, niż gra w warunkach pewnej niepewności... za to ową panią z TV niedawno widziałem na YT próbującą tańczyć /a raczej podrygiwac/, nawet jakoś jej to szło i tak sobie pomyślałem, że bardziej do tego się nadaje...
      pozdrawiam! :)

      Usuń
  14. Zapraszam po odbiór "nagrody"

    OdpowiedzUsuń
  15. Ciekawa gra, wszystko jest dobre co zabija czas i nie trzeba włączać tv. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  16. Karty to totalnie nie mój świat. Mimo iż cała rodzina grała (akurat nie w ogórka, tej gry przyznaję, że nie znałam), to ja zawsze tego unikałam. Zresztą ja ogółem nie przepadam za grami żadnego typu. Tak się jednak złożyło. Los tak chciał, nie miałam wyjścia :P - poznałam męża gamera. O ile w komputer mnie nie wciągnął, tak w planszówki już owszem i karcianki ale w te nie z tradycyjnymi kartami :)

    OdpowiedzUsuń