Okay, ale co to było to coś? Opisów powstało wiele, jako że ludzie miewają różnie zapaprane swoje szyby percepcji, niemniej jednak większość z nich była dosyć zbliżona do siebie. Otóż tu oraz tam, często i gęsto na niebie pojawiły się jakieś nieznane obiekty. Niektóre tkwiły nieruchomo, niektóre poruszały się dość leniwym tempem. Nie wyglądały te obiekty na żadne znane ludziom pojazdy powietrzne. Pojawiły się również na ekranach wszelkich radarów, jednak znikały przy każdej próbie zbyt aktywnego namierzenia. Najwięcej danych dostarczały obserwacje optyczne: obiekty jawiły się jako torusy bez żadnych detali na powierzchni, zaś rozmiary szacowano na jakiś hektar bez mała. Ale na tym koniec, nic więcej nie było wiadomo. Dodać jeszcze należy, że na żadne "is anybody home?" nie było nawet cienia reakcji. Co najwyżej zniknięcie, gdy sygnał radiowy był zbyt namolny.
Wśród mieszkańców Ziemi zapanowało było pewne zamieszanie, aczkolwiek nie wśród ich wszystkich, bo tylko wśród ludzi. Innym zwierzakom ta cała sprawa wydawała się być obojętna. Niemniej jednak cała sytuacja stała się zbyt złożona i zbyt dynamiczna, aby opisać ją dokładnie. Tak najprościej mówiąc, to populacja gatunku "naga małpa" zamanifestowała odwieczny podział na bardziej lub mnie lękowych. Pierwsi wyznawali ideologię konserwatyzmu, że jeżeli coś jest nowe, nieznane, za trudne, to należy zabić, rozwalić, zniszczyć, unicestwić. Drudzy optowali za zdrowym rozsądkiem: obejrzeć, zbadać sprawę lepiej, poczekać, nigdzie się nie spieszyć. Zwłaszcza że pączki nic złego nikomu nie robiły.
Dlaczego "pączki"? To musiał ktoś w Stanach wymyślić, bo tam te wyroby cukiernicze tak właśnie wyglądają. Jakaś fotka poszła do mediów, rozeszła po necie, zaś nazwa szybko się przyjęła. Jak na razie na poziomie politycznym przeważała opcja druga, czyli nic nie robić, zbierać dane jedynie. Co prawda zdarzyło się też parę nerwowych ruchów bojowych pod postacią wystrzelenia jakiejś tam rakiety, ale okazywało się to zawsze zwykłym marnowaniem materiału. Pociski nie dolatywały, bo strzelały armie mające za słaby sprzęt do takich akcji. Samolotem nie dawało się podlecieć, bo wtedy pączek znikał, co już samo w sobie było nadzwyczaj ciekawe. Dla płaskoziemców był to cud, magia, dla naukowców jakaś odmiana systemu "stealth" z wyższej półki.
Wśród szarego ludu niedecyzyjnego na poziomie detali panował taki rozrzut poglądów i postaw, że nijak tego opisać. Tyle tylko warto wspomnieć, że serwery netowe przegrzewały się nagminnie od natłoku wymiany opinii. Nie tylko opinii zresztą, bo sprawa inspirowała sztukę, kulturę, pop kulturę i wszelakie subkultury. Zaś cukiernicy zbijali fortuny na sprzedaży pączków.
Tak się działo przez jakieś parę miesięcy. Znaczy nic się nie działo ze strony pączków, więc trochę zaczęło się uspokajać, ludzie przyzwyczajać, co prawda nie wszyscy. Bo jak to tak? Wisi coś tam na niebie, polatuje czasami, nic więcej nie robi, przecież tak być nie może. Coś musi się wreszcie wydarzyć. Tak?
No, to się wydarzyło. Zaczęło się niewinnie. Na YouTube pojawił się był filmik pod tytułem "Pączek wylądował". Takich filmików, fantazji przeróżnych krążyło już mnóstwo. Tym razem jednak ktoś zbadał wnikliwie ten materiał, po czym wyszło, że to żaden trick, żadne tam ef-iks, tylko autentyk nakręcony srajfonem. Cóż na nim było? Otóż nad pewien miejski placyk nadleciał, po czym miękko na nim osiadł pączek, miniaturowa wersja pączków bujających się od pewnego czasu nad Ziemią. Tak na oko miał on około pięciu metrów średnicy. Poza autorem filmu nikogo innego na placu nie było, jako że pora była dość wczesna. Powierzchnia pączka była gładka, koloru metalicznej zieleni. Po chwili pojawił się na niej okrągły otwór, tym otworem zaś wytoczyły się kolorowe kudłate kule wielkości piłki futbolówki, nazwane później "pomponami", która to nazwa przyjęła się już potem dość powszechnie na stałe. Pompony nie były do końca okrągłe, gdyż miały dwoje coś, co przypominało uszy serwala. Do tego jeszcze dwie duże wypukłości, które wybitnie mogły uchodzić za oczy złożone owada. Zgodność zdań specjalistów na ten temat była absolutna. Całość uzupełniały długie cienkie wypustki, coś jakby wibrysy niektórych ssaków. Pompony rozeszły się po okolicy dość zagadkową techniką, gdyż nie widać było żadnych kończyn ani innych efektorów ruchu. Po prostu lewitowały sobie nad nawierzchnią placu, po drodze to wysuwając, to chowając coś, co przy późniejszej analizie filmu okazało się elastyczną rurką. Tymi rurkami badały elementy terenu, czasem zasysały jakiś drobny przedmiot napotkany po drodze. Nagle jeden pompon zniknął, po chwili pozostałe, zaś po następnej cały pączek. Autor filmu twierdził, że mogła to być reakcja na jego ruch, że za bardzo się zbliżył. Materiał kończył widok patyka rzuconego tam, gdzie przed chwilą stał pączek, który to patyk odbił się jak od niewidzialnej ściany.
Jak już wspomniano, film został starannie zbadany pod kątem autentyczności, jednak wydarzenia następnych dni potwierdziły ją całkowicie. Ze wszystkich regionów Ziemi zaczęły sypać się wiarygodne doniesienia na temat lądowania kolejnych pączków oraz pomponów jako ich załóg, czy też pasażerów. Lub być może wyposażenia, gdyż nikt nie potrafił określić, czy są to żywe istoty, czy urządzenia, roboty jakoweś. Ta zagadka nie została zresztą nigdy rozwiązana do samego końca tej całej historii. Pączki przylatywały, odlatywały, pompony badały okolice, głównie formy życia, ale wyglądały na kompletnie niezainteresowane ludźmi. Ignorowały wszelkie próby kontaktu, zaś na zbyt aktywne próby tegoż reagowały zasłoną pola siłowego, dzięki któremu stawały się niewidoczne. Pozwalały za to tylko zbliżać się do siebie innym zwierzętom, szczególnie kotom. W tym ostatnim przypadku dawało się nawet zauważyć pewne interakcje. Najbardziej znana relacja to film pokazujący pompony wśród słynnych Gatti di Roma.
Zwiedzanie Ziemi przez pompony trwało przez kilka miesięcy. Wreszcie któregoś tam dnia wsiadły do swoich małych pączków lądowniczych, wróciły nimi do dużych pączków stacjonujących na niebie, po czym zniknęły, odleciały gdzieś. Zostało po nich niemałe zamieszanie wśród ludzi na poziomie kulturowym, długo by to opisywać. Jednak nikomu nie udało się nawiązać z nimi kontaktu, żadnego złapać ani upolować, choć było wiele takich prób. Udało się jedynie uzyskać przesłankę, że istnieje jakaś cywilizacja poza Ziemią. Oraz naukę, że człowiek wcale nie jest najważniejszy na świecie, dla niektórych jest wręcz niewart żadnej uwagi. Kto umie ją pobrać, przyjąć i pojąć, ten umie, ale to już osobna sprawa.
Można by jeszcze przepytać koty, czegóż to się dowiedziały od swoich chwilowych znajomych. Ale kot, jak to kot. Bywa bardzo komunikatywny, miewa człowiekowi wiele do powiedzenia. Ale ma też swoje Bardzo Ważne Kocie Sprawy, swoje tajemnice, z których niekoniecznie chce się zwierzać.