Polityka redukcji szkód, cała jej filozofia zaczyna się od spostrzeżenia, że pewnych negatywnych, szkodliwych zjawisk zlikwidować się nie da, zaś próba ich ograniczania metodami restrykcji pobudza jedynie ich rozwój lub rozkwit jeszcze gorszego syfu. Co można tedy zrobić? Można takie zjawisko próbować skanalizować, przejąć na nim kontrolę, popularnie to się nazywa "wybór mniejszego zła", bo do tego de facto cała sprawa się sprowadza.
Przykładem na poziomie indywidualnym może być e-papieros. Ktoś na przykład pali papierosy, co więcej, jest też od tego uzależniony, ma też świadomość, że na dłuższą metę szkodzi sobie plus innym. To "innym" może jeszcze ograniczyć paląc friendly dla otoczenia, niemniej jednak nie czuje się w tym wszystkim komfortowo. Co może więc zrobić? Pierwsza odpowiedź, która przychodzi do głowy, to po prostu "rzucić" to palenie. No tak, ale dla niektórych, nawet wielu, może być to po prostu za trudne. Poza tym skoro ten ktoś lubi palić, sprawia mu to frajdę, to dlaczego ma się jej pozbawiać? Tedy szuka on jakiegoś kompromisu, zaś e-papieros okazuje się takim być. Kwestia otoczenia odpada zupełnie, bo ten przyrząd dymu nie wydziela, więc nikomu on smrodzić nie może. Odpada też sprawa substancji smolistych grożących rakiem. Zostaje tylko sam rytuał, a raczej jego substytut, oraz czysta nikotyna. Tu trzeba zwrócić uwagę na pewien kruczek, bo ten kompromis nie jest tak idealny z uwagi na wspomnianą nikotynę, gdyż za pomocą e-papierosa można się od niej uzależnić mocno głębiej. Niemniej jednak łatwiej jest tu utrzymać samodyscyplinę, niż rzucając palenie. Summa summarum redukcja szkód jest znaczna.
Innych przykładów na dowolnym poziomie, czy dziedzinie każdy może znaleźć wiele, ta cała "polityka redukcji szkód" to de facto nic specjalnego, istniała już od dawien dawna, być może jeszcze od wiele wcześniej. Samo określenie zaś pojawiło się podobno tak gdzieś około lat osiemdziesiątych, gdy w pewnym porcie w Rotterdamie służby celne odkryły spory ładunek przemycanej heroiny. Pomińmy już kwestie natury chemicznej, gdyż medialnie słowo "heroina" niekoniecznie oznacza heroinę, ale jakiś inny produkt tego typu, niemniej jednak teraz tu nie ma to znaczenia. Co prawda policja zajęła się aspektem kryminalnym tej sprawy, pozostał jednak ból głowy, co zrobić z samym ładunkiem. Część jakowąś wzięła sobie policja do celów szkoleniowych, część ukradli sami celnicy oraz policjanci, jednak to było bardzo niewiele, więc ogromna sterta towaru nadal istniała. Przemysł farmaceutyczny tego nie przerobi, bo się po prostu nie opłaca, dla nich ta sterta była za mała, by przestawiać całą produkcję. Spalić lub zatopić? Nie bardzo, niezbyt by to było ekologicznie, więc nikt się nie chciał podjąć. Ale ktoś we władzach miasta Rotterdam wpadł na pomysł, by to wszystko rozdać narkomanom. Co prawda problem narkomanii Holandia rozwiązała była już sporo wcześniej legalizując (semi)narkotyki z konopi, czyli haszysz i marihuanę, jednak to rozwiązanie, choć zaiste znakomite, nie było jednak całkowite. Tedy założono punkty dystrybucji i rozpuszczono wieści do środowiska ćpunów opiatowych /"heroinowych"/, że jest towar do wzięcia. Oczywiście nie wszystko, nie od razu, tylko pod pewnymi warunkami. Każdy amator musiał się zarejestrować, po czym regularnie zjawiał po działkę. Po kilku miesiącach magazyn miejski opustoszał. Jednak cała korzyść nie polegała jedynie na opróżnieniu miejsca, lecz na czymś zupełnie innym. Otóż przez ten czas drobna przestępczość typu kradzieże lub napady osiągnęła poziom około trzydziestu procent poprzedniego jaki był przed tą całą akcją. Zaś miasto zaoszczędziło przy okazji mnóstwo guldenów, gdyż euro jeszcze wtedy nie było. To wszystko podsunęło pomysł, by pociągnąć temat dalej. Co prawda nie co dzień trafia się statek przemytniczy, ale zamiast heroiny można było użyć czegoś innego. Obecnie najpopularniejszy jest syntetyczny opioid zwany metadon, choć są też kraje, gdzie używa się naturalnych opiatów, czyli także wspomnianej heroiny. To ostatnie zresztą popiera wielu lekarzy, tudzież także innych fachowców, gdyż naturalna substancja nie jest wcale toksyczna, gdy się ją porówna ze sztucznymi opioidami. Programy "leczenia substytucyjnego" prowadzone są także w Polsce od wielu lat.
Polityka redukcji szkód to jednak nie tylko te programy, ale wiele innych działalności, związanych z zachowaniami ryzykownymi, długo by tu teraz wymieniać. Do tej pory wywołują one różne kontrowersje, czasem też borykają się z pewnymi przeszkodami prawnymi zależnie od kraju. Oczywiście jak zwykle przysłowiowe diabły potrafią tkwić w detalach, czyli więc innymi słowy "trza umić", generalnie jednak to działa i summa summarum z punktu widzenia kosztów społecznych po prostu się opłaca.
= = =
Do "polityki redukcji szkód", tudzież profilaktyki antynarkomańskiej, można też zaliczyć wspomnianą wcześniej legalizację marihuany. Holandii wyszła ona na zdrowie, wychodzi też na zdrowie innym krajom, które taką, czy inną formę legalizacji, a przynajmniej liberalizacji prawa na temat tej używki wprowadzają, a dokładniej państwa nimi zarządzające..
Argumentacji za takimi rozwiązaniami jest wiele, z opartymi na kwestiach wolności obywatelskiej włącznie. Mocnym także argumentem jest zapytanie o logikę prawa, które promuje jeden wybrany, bardzo szkodliwy zresztą narkotyk, czyli alkohol, wrzuca zaś o wiele, wiele mniej szkodliwy (semi)narkotyk do jednego worka z napisem "zło". Najważniejszy jest jednak inny, bazujący właśnie na filozofii redukcji szkód. To prawda, że stare pijusy, czy inne ćpuny na zioło się już nie przerzucą, oni są już straceni, trzeba jednak patrzeć do przodu. Jak wiadomo, każdy narkoman zaczyna od alkoholu, większość na nim poprzestaje /alkoholizm to też narkomania/, niektórzy jednak szukają dalej. Co znajdują na rynku? Całe mnóstwo różnych rzeczy: klasyczne "twarde" lub dopalacze przeróżne, których wiele można zaliczyć do zwykłych trucizn. Czasem też się trafi "zioło", ale gdy ktoś już zostaje ćpunem, to zwykle ma to zioło w pogardzie, co najwyżej jako okazjonalny dodatek. Zresztą cóż to jest za zioło? Często jest to jakiś syf, konopie podrasowane dodatkami nieznanego pochodzenia. Taki jest skutek obecnego prawa, tudzież jego praktyki. Obecną polską politykę narkotykową /jako całość/ można śmiało uznać za sabotaż oraz zbrodnię dokonywaną na narodzie. Redukcja szkód na poziomie lokalnych pojedynczych programów ginie w morzu szkód, kosztów społecznych generowanych na poziomie ogólnokrajowym, pełnym topionych w tymże pieniędzy podatnika. Legalizacja marihuany to morze wybitnie wysusza, gdyż wielu potencjalnych ćpunów mając legalny dostęp do zdrowego, gwarantowanego jakościowo ziela tymi ćpunami się nie stanie. Jeśli będą używać alkoholu, to o wiele mniej, zaś na inne dragi większość z nich nawet nie spojrzy. A jeśli już tego ziela nadużyją, to wiele sobie nie zaszkodzą, zaś innym tym bardziej nie i o to właśnie chodzi! Tak to dokładnie działa, gdyby ktoś nie wiedział, a od teraz już wie.
To prawda jest, że /oby/ chwilowe realia są takie, że można sobie tylko poteoretyzować. Obecny reżim cierpi nie tylko na narkofobię /poza jednym wyjątkiem - alkoholem/, lecz także i przeważnie na marihuanofobię. Nawet leków z konopi się boi, czego dowodem jest obecna wykastrowana postać tak zwanej "Ustawy Liroya", więc co tu gadać, szkoda słów. Jednak chyba warto gadać, wręcz trzeba, by ogłupiani ludzie nie zgłupieli do reszty.
Przykładem na poziomie indywidualnym może być e-papieros. Ktoś na przykład pali papierosy, co więcej, jest też od tego uzależniony, ma też świadomość, że na dłuższą metę szkodzi sobie plus innym. To "innym" może jeszcze ograniczyć paląc friendly dla otoczenia, niemniej jednak nie czuje się w tym wszystkim komfortowo. Co może więc zrobić? Pierwsza odpowiedź, która przychodzi do głowy, to po prostu "rzucić" to palenie. No tak, ale dla niektórych, nawet wielu, może być to po prostu za trudne. Poza tym skoro ten ktoś lubi palić, sprawia mu to frajdę, to dlaczego ma się jej pozbawiać? Tedy szuka on jakiegoś kompromisu, zaś e-papieros okazuje się takim być. Kwestia otoczenia odpada zupełnie, bo ten przyrząd dymu nie wydziela, więc nikomu on smrodzić nie może. Odpada też sprawa substancji smolistych grożących rakiem. Zostaje tylko sam rytuał, a raczej jego substytut, oraz czysta nikotyna. Tu trzeba zwrócić uwagę na pewien kruczek, bo ten kompromis nie jest tak idealny z uwagi na wspomnianą nikotynę, gdyż za pomocą e-papierosa można się od niej uzależnić mocno głębiej. Niemniej jednak łatwiej jest tu utrzymać samodyscyplinę, niż rzucając palenie. Summa summarum redukcja szkód jest znaczna.
Innych przykładów na dowolnym poziomie, czy dziedzinie każdy może znaleźć wiele, ta cała "polityka redukcji szkód" to de facto nic specjalnego, istniała już od dawien dawna, być może jeszcze od wiele wcześniej. Samo określenie zaś pojawiło się podobno tak gdzieś około lat osiemdziesiątych, gdy w pewnym porcie w Rotterdamie służby celne odkryły spory ładunek przemycanej heroiny. Pomińmy już kwestie natury chemicznej, gdyż medialnie słowo "heroina" niekoniecznie oznacza heroinę, ale jakiś inny produkt tego typu, niemniej jednak teraz tu nie ma to znaczenia. Co prawda policja zajęła się aspektem kryminalnym tej sprawy, pozostał jednak ból głowy, co zrobić z samym ładunkiem. Część jakowąś wzięła sobie policja do celów szkoleniowych, część ukradli sami celnicy oraz policjanci, jednak to było bardzo niewiele, więc ogromna sterta towaru nadal istniała. Przemysł farmaceutyczny tego nie przerobi, bo się po prostu nie opłaca, dla nich ta sterta była za mała, by przestawiać całą produkcję. Spalić lub zatopić? Nie bardzo, niezbyt by to było ekologicznie, więc nikt się nie chciał podjąć. Ale ktoś we władzach miasta Rotterdam wpadł na pomysł, by to wszystko rozdać narkomanom. Co prawda problem narkomanii Holandia rozwiązała była już sporo wcześniej legalizując (semi)narkotyki z konopi, czyli haszysz i marihuanę, jednak to rozwiązanie, choć zaiste znakomite, nie było jednak całkowite. Tedy założono punkty dystrybucji i rozpuszczono wieści do środowiska ćpunów opiatowych /"heroinowych"/, że jest towar do wzięcia. Oczywiście nie wszystko, nie od razu, tylko pod pewnymi warunkami. Każdy amator musiał się zarejestrować, po czym regularnie zjawiał po działkę. Po kilku miesiącach magazyn miejski opustoszał. Jednak cała korzyść nie polegała jedynie na opróżnieniu miejsca, lecz na czymś zupełnie innym. Otóż przez ten czas drobna przestępczość typu kradzieże lub napady osiągnęła poziom około trzydziestu procent poprzedniego jaki był przed tą całą akcją. Zaś miasto zaoszczędziło przy okazji mnóstwo guldenów, gdyż euro jeszcze wtedy nie było. To wszystko podsunęło pomysł, by pociągnąć temat dalej. Co prawda nie co dzień trafia się statek przemytniczy, ale zamiast heroiny można było użyć czegoś innego. Obecnie najpopularniejszy jest syntetyczny opioid zwany metadon, choć są też kraje, gdzie używa się naturalnych opiatów, czyli także wspomnianej heroiny. To ostatnie zresztą popiera wielu lekarzy, tudzież także innych fachowców, gdyż naturalna substancja nie jest wcale toksyczna, gdy się ją porówna ze sztucznymi opioidami. Programy "leczenia substytucyjnego" prowadzone są także w Polsce od wielu lat.
Polityka redukcji szkód to jednak nie tylko te programy, ale wiele innych działalności, związanych z zachowaniami ryzykownymi, długo by tu teraz wymieniać. Do tej pory wywołują one różne kontrowersje, czasem też borykają się z pewnymi przeszkodami prawnymi zależnie od kraju. Oczywiście jak zwykle przysłowiowe diabły potrafią tkwić w detalach, czyli więc innymi słowy "trza umić", generalnie jednak to działa i summa summarum z punktu widzenia kosztów społecznych po prostu się opłaca.
= = =
Do "polityki redukcji szkód", tudzież profilaktyki antynarkomańskiej, można też zaliczyć wspomnianą wcześniej legalizację marihuany. Holandii wyszła ona na zdrowie, wychodzi też na zdrowie innym krajom, które taką, czy inną formę legalizacji, a przynajmniej liberalizacji prawa na temat tej używki wprowadzają, a dokładniej państwa nimi zarządzające..
Argumentacji za takimi rozwiązaniami jest wiele, z opartymi na kwestiach wolności obywatelskiej włącznie. Mocnym także argumentem jest zapytanie o logikę prawa, które promuje jeden wybrany, bardzo szkodliwy zresztą narkotyk, czyli alkohol, wrzuca zaś o wiele, wiele mniej szkodliwy (semi)narkotyk do jednego worka z napisem "zło". Najważniejszy jest jednak inny, bazujący właśnie na filozofii redukcji szkód. To prawda, że stare pijusy, czy inne ćpuny na zioło się już nie przerzucą, oni są już straceni, trzeba jednak patrzeć do przodu. Jak wiadomo, każdy narkoman zaczyna od alkoholu, większość na nim poprzestaje /alkoholizm to też narkomania/, niektórzy jednak szukają dalej. Co znajdują na rynku? Całe mnóstwo różnych rzeczy: klasyczne "twarde" lub dopalacze przeróżne, których wiele można zaliczyć do zwykłych trucizn. Czasem też się trafi "zioło", ale gdy ktoś już zostaje ćpunem, to zwykle ma to zioło w pogardzie, co najwyżej jako okazjonalny dodatek. Zresztą cóż to jest za zioło? Często jest to jakiś syf, konopie podrasowane dodatkami nieznanego pochodzenia. Taki jest skutek obecnego prawa, tudzież jego praktyki. Obecną polską politykę narkotykową /jako całość/ można śmiało uznać za sabotaż oraz zbrodnię dokonywaną na narodzie. Redukcja szkód na poziomie lokalnych pojedynczych programów ginie w morzu szkód, kosztów społecznych generowanych na poziomie ogólnokrajowym, pełnym topionych w tymże pieniędzy podatnika. Legalizacja marihuany to morze wybitnie wysusza, gdyż wielu potencjalnych ćpunów mając legalny dostęp do zdrowego, gwarantowanego jakościowo ziela tymi ćpunami się nie stanie. Jeśli będą używać alkoholu, to o wiele mniej, zaś na inne dragi większość z nich nawet nie spojrzy. A jeśli już tego ziela nadużyją, to wiele sobie nie zaszkodzą, zaś innym tym bardziej nie i o to właśnie chodzi! Tak to dokładnie działa, gdyby ktoś nie wiedział, a od teraz już wie.
To prawda jest, że /oby/ chwilowe realia są takie, że można sobie tylko poteoretyzować. Obecny reżim cierpi nie tylko na narkofobię /poza jednym wyjątkiem - alkoholem/, lecz także i przeważnie na marihuanofobię. Nawet leków z konopi się boi, czego dowodem jest obecna wykastrowana postać tak zwanej "Ustawy Liroya", więc co tu gadać, szkoda słów. Jednak chyba warto gadać, wręcz trzeba, by ogłupiani ludzie nie zgłupieli do reszty.
Jednak nie do końca się z Tobą zgodzę, bo nie do wszystkich aspektów się odnosisz. Powołujesz się na przykład Rotterdamu i teraz nie wiem, oni ten towar rozdawali, czy jednak trzeba go było kupić? Jeśli rozdawali, to spadek przestępczości nie dziwi, ale wyobraź sobie że państwo Polskie ma rozdawać zioło, każdemu kto chce? Ok, nie będzie rozdawać, ale zezwoli na kupowanie. Aby kupić musisz mieć kasę. Jak się uzależnisz, możesz nie wydolić, chyba, że pracujesz jako minister. Inna sprawa to skutki zażywania zioła. Nie znam, nie zażywałem, ale z opowiadań wiem, że jakiś wpływ na psychikę ma. Mało nam pijanych piratów na drogach, przybędzie naćpanych.
OdpowiedzUsuńw Rotterdamie towar był rozdawany, zresztą wszędzie tak jest, gdzie stosuje się programy substytucyjne, w Warszawie w kilku punktach /akurat metadon, ale to bez znaczenia/ też jest rozdawany za darmo, sam towar zresztą kosztuje grosze... to, że nie każdemu, to przecież zaznaczyłem w tekście, choć być może niezbyt wyraźnie, tak akurat nie ma nigdzie, program dotyczy pacjentów ze zdiagnozowanym uzależnieniem i nieudanymi próbami wcześniejszego leczenia... każdy punkt ma już swoje sito kwalifikacyjne...
Usuń...
ale nic nie wspomniałem o rozdawaniu Maryśki, to jakieś nieporozumienie zaszło, w drugiej części posta mowa jest o innym sposobie realizacji "harm reduction"... poza tym o jakim uzależnieniu wspominasz?... uzależnienie od MJ jest szalenie rzadkie, naprawdę trzeba się o to mocno starać...
niestety na tym polega cała dezinformacja, medialnie zresztą podtrzymywana, że mnóstwo ludzi postrzega MJ jako narkotyk typu heroina, kokaina, czy alkohol... ups!... stop, wróć!... dla całej rzeszy idiotów alkohol to przecież nie narkotyk, tylko "coś innego"...
kompletnie też nie rozumiem, dlaczego ma przybyć "naćpanych"?... akurat będzie na odwrót, bo ubędzie naćpanych alkoholem właśnie...
Czyli to nie żaden sposób na ograniczenie przestępczości (rozdawania narkotyków)?
UsuńNie wiem jakie jest z tym uzależnieniem od Maryśki. Znam tu w okolicy kilku, którzy mimo kilku odsiadek bez niej żyć nie mogą. Na parapetach widywałem okazałe krzaki. W kilku przydomowych ogródkach widziałem mak, który nigdy nie doczekał się stanu pełnej dojrzałości.
oczywiście, że jest to pewien sposób na ograniczenie, choć nie na likwidację... może spróbuję jeszcze raz, powoli i prościej:
Usuńprogram substytucyjny jest targetowany do grupy ludzi uzależnionych od opiatów i opioidów /heroina i tym podobne/... wielu z nich zdarza się popełniać przestępstwa, by zdobyć środki na uniknięcie tzw. "głodu narkotycznego" /termin niemedyczny, ale popularny/... dzięki programowi pewna ich część po prostu nie jest już do tego zmuszona, mają możliwość normalnego funkcjonowania i szansę na wyprostowanie swojego życia, bo program nie polega tylko na samym rozdawnictwie substancji... system /państwo/ przy okazji na tym oszczędza, gdyż odpadają koszty ścigania i trzymania takiego ptysia w pudle, gdy zostanie złapany na przestępstwie...
...
ja akurat wiem, jak to jest... krzaki Maryśki na parapetach to z pewnością nie jest przesłanka, by domniemywać uzależnienie właściciela...
...
ścinanie makówek na ogródkach przez amatorów opiatów nie ma nic wspólnego z MJ... znowu mieszasz ciurkiem te tematy jak leci, bez ładu i składu... tak swoją drogą, to ciekawe, że ten ogródkowy mak jeszcze może mieć tak wysoki "woltaż", by mógł być dla kogoś atrakcją... od dawna już stwierdzono, że od czasu wprowadzenia zakazu uprawy maku /wysokoopiumowego/, mak legalny drogą zapylania zdążył już mocno zdegenerować te nieliczne bardziej "wartościowe" rośliny... chociaż, może tu i ówdzie jeszcze rosną takie niedobitki...
/rzecz jasna nie mówimy o maku ozdobnym, kwitnącym wcześniej, bo to jest osobny gatunek/...
Nie zrozum mnie źle. Po prostu ten program uważam za lekkie pomieszanie z poplątaniem. Aby iluzorycznie zmniejszyć przestępczość związaną z głodem narkotycznym, pewną grupę obdarowuje się narkotykami, zamiast ich leczyć i to tylko dlatego, aby przez spalenie w minimalny sposób nie zanieczyścić środowiska. Przecież to chore już w samym założeniu.
UsuńNie wiem jaki mak hoduje się na ogródkach, ale z ego co wiem, tylko na makówki bożonarodzeniowe. Ozdobny chyba się nie nadaje ;)
"iluzorycznie"?... może byś to jeszcze raz przekalkulował?... na przykład na koszta łapanki do leczenia "garnących się" do tego leczenia... nawet, jeśli to "leczenie" miałoby polegać na zatopieniu pacjentów w dżonce na pełnym morzu /taki wariant był już przerabiany kiedyś na Dalekim Wschodzie/...
UsuńCiekawe czemu nie zdelegalizują alkoholu, a tylko chcą utrudniać do niego dostęp...to też podpada pod mniejsze zło?
OdpowiedzUsuńtego to na pewno nigdy nie zrobią, wystarczyło, że Gorbaczow wprowadził w Soyuzie "suchyj zakon" i nie dość, że stracił władzę, to cały Soyuz się rozleciał... tak więc oni próbują strategii salami, ale zbyt ostro nie mogą z tym pojechać, bo budżet państwa szlag trafi, gdy część "pincetek" do niego nie wróci i stracą poparcie lobby dilującego alkoholem, a jest ono naprawdę spore: producenci, posiadacze koncesji na sprzedaż i czekający na otrzymanie kolejnych, nie za darmo zresztą przecież...
UsuńNa sprawach w sferze narkotykowej raczej się nie będę wypowiadać.Sprawa jest tak trudna,że sama nie wiem legalizować czy nie
OdpowiedzUsuńJeżeli chodzi o cover piosenki A.Jantar-ktoś (wykonawca) będzie się kiedyś w piekle smażył za profanację :)
tak, to prawda, że w wersji metalowej można by to scoverować o niebo /piekło?/ lepiej, ale wiesz... ta panienka mnie zauroczyła :)...
UsuńJakoś nie widzę możliwości prowadzenia "z głową" takiej akcji w Polsce.
OdpowiedzUsuńPapierosy są na światowej liście WHO uznane za narkotyk. Uzależnia nikotyna, która w ciągu 7 sekund od chwili zaciągnięcia pierwszego dymka dociera do mózgu i powoduje wyrzut dopaminy- hormonu szczęścia.
W kwestii medycznej- nikotyna powoduje stwardnienie i zmniejsza elastyczność naczyń krwionośnych. Tyle co do nikotyny.A drugi składnik papierosa, czyli dym niszczy oskrzela, powoduje Przewlekłą Obturacyjną Chorobę Płuc, która jest nieuleczalna, poza tym dym papierosowy sprzyja powstawaniu guzów nowotworowych w płucach i to nie tylko u palaczy aktywnych ale i biernych. E-papierosy zawierają nikotynę, więc też szkodzą.Wszelkie plastry, gumy do żucia i tabletki, które mają pomóc rzucić palenie też zawierają nikotynę, a więc są oszustwem, nikomu nic nie pomogą. Organizm trzeba po prostu odtruć z nikotyny, podobnie jak z narkotyku.Oczywiście, alkohol też jest uzależniający, ale papierosy uzależniają znacznie szybciej, niestety.
Pozostaje problem jak ludzi uświadamiać żeby nie pili, nie palili i nie ćpali.
Ja to bym polecała filmy dokumentalne nagrane na oddziałach odwykowych dla alkoholików. A niedowiarków to bym tam nawet zatrudniała jako salowych. To dobre lekcje poglądowe.
Miłego;)
P.S.
W pewnym okresie kierowców , którzy spowodowali wypadek drogowy lub ich przyłapano "na cyku" wysyłano razem z ratownikami na miejsce wypadku, żeby na żywo zobaczyli jak to wygląda. Działało, ale niestety "kursanci" mdleli i akcję zarzucono, a szkoda.
ależ oczywiście, że w obecnych polskich realiach /nie chodzi już o realia polityczne/ słabo widzę legalizację MJ w Polsce w najbliższych latach, bo za mało jest fachowców od tematu, za to wielu mądrali ma zbyt sprane umysły, by umieć to zbadać, skonsultować i coś doradzić... stąd właśnie potrzeba edukacji społecznej prowadzonej przez ludzi "high class minded" pokroju profesora Vetulianiego... na razie są to jedynie piski myszy zagłuszane pierdami wieprzy i nie ma znaczenia, że te wieprze są kompletnie pozbawione mózgów... niemniej jednak próbować trzeba...
Usuń...
uzależnienie od palenia papierosów to nie tylko uzależnienie od nikotyny, ale uzależnienie behawioralne... zasygnalizowałem to w tekście pisząc o "rytuale"... natomiast faktycznie "leczenie substytucyjne", termin używany w medycynie zresztą, jest nieco mylący jeśli nie stoi za nim plan "zerowania", pierwszy etap faktycznego leczenia uzależnienia...
natomiast nie można zaprzeczyć, że e-papierosy, gumy i wszelkie tabletki z nikotyną zmniejszają ryzyko chorób spowodowanych samym dymem jako takim, tak więc nie można tego nazwać "oszustwem", to raczej reklamy oszukują tworząc iluzję, że to wystarczy, by cały problem mieć z głowy...
...
co do tych filmów, to muszę Cię zmartwić... to się fachowo nazywa "terapia awersyjna" i doświadczenia całych pokoleń uczą, że pomijając jakieś pojedyncze przypadki, to prostu nie działa...
miłego :)...
Gdzieś już chyba rozmawialiśmy o blaskach i cieniach legalizacji zioła. Temat dziś to dla mnie odległy, choć buchnąłem ze śmiechu, jak przeczytałem, że pozytywnym aspektem legalizacji jest spadek przestępczości. Cóż, po lagalizacji np. złodziejstwa statystyki będą jeszcze lepsze, aż w końcu przestępczość idąc tą drogą da się w ogóle wyeliminować...
OdpowiedzUsuńteż kiedyś czytałem/słyszałem taką "argumentację"... mogę to skomentować tylko tak, że zdarzają się tacy zwolennicy legalizacji zioła, którym używania go powinno się zabronić nawet po legalizacji...
Usuńzaś ogólniej to ujmując, to czasem lepszy jest legion wrogów jakiejś idei, niż jeden zwolennik idiota...
Mam wrażenie,że polityka zabraniania dla samej tylko przyjemności zabraniania niczego dobrego nie przynosi, ale co ja się tam znam...
OdpowiedzUsuńPo.ba.s.;)
przyjemność to też dobro i może o takie dobro właśnie im chodzi?...
Usuńpo.ba.s :)...
W czasach jak najbardziej współczesnych Królewna Śnieszka wali amfę na okrągło. Pinokio ma plantację gandzi, a Miss Kopciuszek zalegalizowała oficjalną ksywę: Lucy In The Sky With Diamonds...
OdpowiedzUsuńA może by tak po kielonku?!!!
paciula
gdyby Pinokio hodował gandzię, to nie miałby takiego nosa, bo "in herbum veritas"...
Usuńnatomiast pora odkłamać sprawę Śpiącej Królewny... książę wcale jej nie pocałował, tylko wdmuchnął jej meth-ę w nosek... po meth-cie nie idzie spać, nawet Ewie, "tej co chciała spać" się odechciało...
paciula :)...
Wiele razy ten temat poruszałeś także w tych postach, które usuwałeś, gdy przeorganizowywałeś bloga, więc ciągle wracasz do tego tematu a tu trzeba iść dalej. Trzeba się zastanowić, podać propozycje jak taka legalizacja narkotyków pod względem prawnym ma wyglądać, jak to konkretnie wygląda w innych krajach, jak napisane są ustawy dotyczące narkotyków w tym marihuany. Masz do dyspozycji Urugwaj, Holandie i niektóre stany USA to trzeba przetłumaczyć i pokazać konkretne rozwiązania, jak to działa w praktyce, bo mówienie tak ogólnie o redukcji szkód to niewiele daje tzn. to jest podstawa, ale na tej podstawie nie może się to zakończyć a mam wrażenie, że tylko mówi się na ten temat, pisze się, tak ogólnie, ale nic z tego nie wynika.
OdpowiedzUsuńTrzeba się zastanowić, co zrobić, aby małolaty legalnie nie mogły tego kupować a przecież tak łatwo kupują alkohol, trzeba się zastanowić, kto miałby sprawdzać, jakość narkotyków, kto legalnie mógłby to prowadzić itd. Trzeba się zastanowić nad detalami, bo jeśli tego się nie zrobi to wtedy stoimy w miejscu i nadal ludzie postronni, niewiele wiedzący na ten temat będą uważali, że narkotyki kupią sobie w spożywczaku i nie poprą legalizacji, bo się jej będą bali.
Druga sprawa, o której często się zapomina to oddemonizowanie narkotyków. Niestety, ale w Polsce nawet w medycynie narkotyki są uznawane, jako wielkie zło natomiast syntetyczne środki, które szkodzą bardziej zdrowiu nawet nieodwracalnie są tolerowane.To trzeba zmienić, dlatego tak ważne jest mówienie o walorach leczniczych narkotyków, które po prostu oddemionizowywują te medykamenty. Warto by było także opisywać jak te narkotyki działają, czym się różnią, bo ludzie o tym nic nie wiedzą, Sam w swoich postach głównie skupiasz się na marihuanie rekreacyjnej a leczniczą traktujesz po macoszemu a kluczem do legalizacji marihuany i innych specyfików są walory lecznicze tych roślin.
Trzecia sprawa dominuję w Polsce kult Marka Kotańskiego i wszyscy w tym także kiedyś ja przejęły jego poglądy na temat narkotyków, że mają być nielegalne i tyle i lepiej, aby były niedostępne dla wszystkich, czyli zamiatamy pod dywan .To trzeba zmienić, ale aby to zmienić trzeba o tym pisać, że ten człowiek nie we wszystkim miał racje.
Głównym jednak wrogiem legalizacji marihuany i innych środków ( będę się tutaj upierała przy swoim zdaniu), jest przemysł farmaceutyczny, który po prostu na legalizacji by bardzo dużo stracił a ewentualna produkcja tych specyfików nie zwróciłaby się im finansowo, więc będą robić wszystko, aby do legalizacji nie doszło. Trzeba o tym pamiętać i temu przeciwdziałać a mam wrażenie, że tego się nie robi.
Rozwiązanie tego problemu będzie wymagało gigantycznej pracy pierwszym jednak krokiem jest wyjście z ogólnego opisu tego problemu oraz zajęcie się konkretami na wielu płaszczyznach, jeśli tego nie zrobimy przez następne lata będziemy sobie pisać notki na blogu a legalizacja nadal będzie w sferze nierealnych fantazji.
bo generalnie ten blog nie jest sprofilowany na jeden określony temat, więc edukacja w dziedzinie "narkotyki i marihuana" ma tu miejsce tylko od czasu do czasu, a gdy powstanie strona edukacyjna centralnie, wcale tej tematyki tu nie będzie... kiedy powstanie, nie wiem, bo już z Twojej wypowiedzi wynika, jak to jest obszerny temat, a nie chcę powielać formuły innych istniejących już witryn /choćby wylinkowanych w bocznej szpalcie/, których targetem są raczej ludzie, którzy jakąś wiedzę już posiadają... być może mam za mało empatii w stosunku do kompletnych ignorantów i dlatego tak mi się wlecze ta robota?...
Usuńtak, Kotański pomimo swoich zasług narobił też wiele złego i chociaż nawet Monar już nie podziela pewnych jego poglądów, to szary ludek nadal ma sieczkę w głowach, do tego jeszcze utrwalaną przez media, więc roboty z odkręcaniem tego jest mnóstwo...
tak jak legalizacja MJ "rekreacyjnej" to konkurencja dla lobby alkoholowego, tak jestem w stanie z Tobą się częściowo zgodzić, że MJ "medyczna" to konkurencja dla przemysłu farmaceutycznego, ale trudno mi się zgodzić, że zajęcie się produkcją leków z konopi byłoby dla nich nieopłacalne... a kto wie, czy już tego nie robią, przecież my z pozycji mieszkańca Polski niewiele o tym wiemy...
Jesteś PKanalio w wielkim błędzie, jeśli chodzi o przemysł farmaceutyczny. Podam ci przykład chorób , które według tradycyjnej medycyny jest zazwyczaj nieuleczalna i do końca życia muszą pacjenci brać toksyczne tabletki. Tymi chorobami są niedoczynność tarczycy, Hashimoto oraz nadczynność tarczycy.
UsuńWiele osób wyleczyło się z tych chorób właśnie marihuaną. A teraz wyobraź sobie, że niemal wszyscy odstawiają tradycyjne leki i zostają wyleczeni z tej choroby. To byłaby gigantyczna strata finansowa dla przemysłu framceutycznego, nieodwracalna strata. Celem Przemyślu farmaceutycznego jest zarabianie, leczenie danego pacjenta im dłużej się leczy tym więcej ten przemysł zarabia, więc wyleczenie się pacjentów jest nie na rękę temu gigantowi biznesowemu.
Tu masz linki
https://www.medycznamarihuana.com/jak-medyczna-marihuana-zmienila-moje-zycie/
https://www.forum.haszysz.com/showthread.php?75127-Niedoczynno%C5%9B%C4%87-tarczycy
okay, nie będę się spierał, bo nie znam się na leczeniu Hashimoto, poza tym Twój wywód na temat samego mechanizmu rzeczywiście brzmi logicznie...
UsuńPierwszy raz jestem u ciebie i muszę przyznać, że twój post mnie bardzo zainteresował. Więcej - ja się zgadzam z twoim pogladem na sprawę "polityki redukcji szkód". Szkoda tylko, że władza koncentruje się (i to też nie zawsze) na mniejszym złu a nie idzie za tym nic dalej. Jakoś niechętnie wyciągane są wnioski z doświadczeń innych państw (np. opisanej u ciebie Holandii). U nas jako mniejsze zło traktuje się alkohol, który był jest i pewnie będzie największą ogólnodostępną trucizną. Ciekawe czy ktoś przeliczył lub choćby porównał skutki zdrowotne dla jednostki i społeczeństwa w ogóle wynikające z powszechności w dostępie do alkoholu i kompletnego zbanowania "zioła". To w ogóle sprawa sięgająca głęboko w nasz utrwalony pogląd na świat - wystarczy sobie uświadomic, jak bardzo rodzice boją się, by dziecko za wcześnie nie spróbowało alkoholu, ale czy równie często myślą o tym, że może spróbować czegoś innego? W naszym społeczeńswie alkohol jest największym straszakiem a pod jego przykrywką dzieje się tyle złego
OdpowiedzUsuńoby nie ostatni, bo choć nie zależy mi na nabijaniu licznika wejść, to miłe jest, gdy na forum pojawi się wypowiedź nowej osoby...
Usuńtematem, który porusza post, a także pokrewnymi od czasu do czasu zajmuję się na tym blogu i kwestia podejścia do alkoholu /głownie w Polsce/ również do nich należy, postrzegam je jako niesamowicie obłudne, zakłamane, można wręcz mówić o "współuzależnieniu społecznym", które dotyka również wielu stuprocentowych abstynentów... oczywiście jestem w stanie pojąć pewne uwarunkowania kulturowe, w wyniku których ten narkotyk jest traktowany dość szczególnie, ale sytuacja, w której traktuje się z pobłażaniem, sympatii, a nawet wręcz podziwem ludzi, którzy np. rozjeżdżają samochodem kilka osób mając śmiertelny promil tej substancji we krwi sami pozostając żywymi po takim doświadczeniu jawi mi się jako patologiczna...
tu zastrzegam, że nie w głowie mi postulowanie owej stuprocentowej abstynencji, a tym bardziej jakichś prohibicyjnych rozwiązań, postuluję jedynie umiar w używaniu... ale co z tego postulowania, skoro niektórzy rządzący wpadają na takie pomysły, jak podniesienie akcyzy na alkohole niskoprocentowe... na szczęście do realizacji nie doszło, ale jak to się ma do promowania tzw. "kultury picia"?...
tak, Polak podobno potrafi, ale jeśli chodzi o nieedukowalność i ślepotę na doświadczenia innych państw /czy krajów/ można go uznać za mistrza, dotyczy to zresztą wielu dziedzin, nie tylko tzw. "polityki narkotykowej"... co prawda jakiś czas temu były prezydent Kwaśniewski przyznał się do błędu tkwiącego w podpisaniu jednej z najbardziej restrykcyjnych w Europie ustaw, ale jak do tej pory niewiele z tego wynikło... jakoś niewielu ludziom przychodzi do głowy, że np. istnienie na polskim rynku najbardziej hardcore'owych odmian dopalaczy i szkody przez nie powodowane to konsekwencja tegoż właśnie prawa, a dopisywanie kolejnych produktów do listy prohibitów to droga donikąd...
Alkohol - młodzież sięga po dopalacze, a policja nic nie robi sobie z problemu i pozwala na istnienie sklepów !!!
OdpowiedzUsuńTo jest dopiero zabójstwo dla mózgu!
dopalacze obecnie istniejące na polskim rynku to nie są te same dopalacze, które pojawiły się na samym początku i faktycznie to nie są narkotyki, tylko wręcz trucizny...
Usuńale rozważania co z tym teraz robi lub nie robi policja to jest spłycenie problemu, bo cała sprawa została sknocona już o wiele wcześniej, gdy tylko pierwsze dopalacze się pojawiły...
Mam ojca w policji, tyle zioła już musieli zutylizować... bo przecież nie rozdadzą, nie sprzedadzą, sobie też nie wezmą, bo to złe narkotyki są. Znaczy no, samych policjantów oczywiście nie winię, ktoś by nakrył, to z roboty by wylecieli.
OdpowiedzUsuńnie jest tajemnicą, że część zatrzymanego towaru trafia z powrotem na rynek za sprawą samych, co poniektórych policjantów, o tym już była mowa w poście... część idzie na cele operacyjne, innymi słowy na wynagrodzenie dla kapusiów... ale czasem nadal zostaje taka duża reszta, że faktycznie jest ból głowy z utylizacją... swego czasu w Szczecinie zajęto duży przerzut haszu, w polskim prawie traktowanego jako nielegalny narkotyk... ktoś wpadł na pomysł, aby dodać do żwiru, czy tłuczonej cegły i wysypać nim bieżnię na jakoś szkolnym boisku... ale był przeciek informacji i przez całe lato na to boisko chodziły całe gromady eksplorerów... na ile ta historia jest true, na ile tylko urban legend, nie wiadomo, ale mój były szwagier twierdził, że też tam wtedy chodził i ponoć miał wyniki :)
Usuń