"Spektakl przeznaczony tylko dla widzów dorosłych.
Zawiera sceny odnoszące się do zachowań seksualnych i przemocy, a także tematyki religijnej, które pomimo ich satyrycznego charakteru mogą być uznane za kontrowersyjne. Wszelkie sceny przedstawione w spektaklu są odzwierciedleniem wyłącznie wizji artystycznej."
/warning note ze strony oficjalnej Teatru Powszechnego/
Uczciwe postawiona sprawa, ale można prościej:
Spektakl może być za trudny dla niektórych widzów.
Zrozumiałe jest jednak, że producent musiał wtrącić coś tam na zanętę, by sprzedać bilety. Nie można rzecz jasna mieć mu tego za złe. Artyści to też ludzie, którzy jedzą, mieszkają, płacą jakieś rachunki.
No, i dla co poniektórych ów spektakl faktycznie okazał się być za trudny...
Jak zwykle w takich przypadkach bywa, najbardziej za trudny był nie dla samych widzów, ale dla tych, którzy wcale go nie widzieli. Co najwyżej poznali jakieś odpryski informacji, niekoniecznie zresztą prawdziwych. Na przykład narodowi lewacy, którzy jakoś tak parę dni po premierze narobili zgiełku pod teatrem. Czy ktoś z nich widział spektakl? Jak wiadomo, dla nich teatr jako taki jest już za trudny. Ale nie generalizujmy zbytnio. Naziol naziolowi nierówny i choć jest to grupka bardzo homogeniczna, to mógł jednak któryś kiedyś do teatru zabłądzić. Nie ma co się jednak nad tym za bardzo skupiać. Można tu jedynie dodać, że grono użytecznych idiotów wypowiadających lub wypisujących pełne świętego gniewu opinie na temat czegoś im nieznanego jest o wiele większe liczebnie od wspomnianej subkultury. Dla kogo użytecznych? To chyba nie jest za trudna zagadka.
Zostawmy to już jednak, zostawmy też sam konkretny spektakl. Niech go omawiają we własnym gronie ludzie bardziej kompetentni, czyli widzowie. Warto jednak obejrzeć samo zjawisko. Polega ono na tym, że raz na jakiś czas ma miejsce jakieś wydarzenie artystyczne, albo pojawia się produkt tak dla kogoś za trudny, że aż się źle poczuł od tego. To może być koncert, film, widowisko jakoweś, może też być płyta, książka, czy obraz. Albo coś jeszcze innego tego typu. Zaś niedługo potem jest jeden wielki zgiełk. Gdy zgiełk się już wyzgiełczy, jego energia opada, sytuacja się uspokaja. Tylko promieniowanie szczątkowe pęta się jeszcze po okolicy. Na przykład jakieś sprawy sądowe wleką się latami, albo rehabilitacje poszpitalne po zbyt dynamicznych dyskusjach. Do następnego razu, gdy coś się wydarzy.
I tak to się właśnie kręci, niczym koło życia i śmierci...
Mnie w tym wszystkim ciekawią dwie sprawy:
Pierwsza, naukowej natury, to kto zacz jest tym drugim, który ten proces uruchamia, niekoniecznie świadomie zresztą? Bo pierwszy zapłon to samo wydarzenie twórcze. Ale co dalej? Czy ten, kto poznał, zobaczył, usłyszał, doświadczył całości, po czym źle się poczuł, bo okazała się za trudna? Czy ten, kto miał do czynienia jedynie z odpryskiem informacji?
Druga wydaje się być ciekawsza, bo łączą się z nią pewne emocje. Można ją ująć takim pytaniem: Co kogo obchodzi nagle, co ktoś inny czyta, ogląda, słucha i takie tam inne? Czyżby stała za tym prozaiczna zawiść o to, że nie jest to dla niego za trudne i może się po tym dobrze poczuć?
I na sam koniec, nieco na skróty, pytanie dodatkowe, taka refleksja natury bardziej ogólnej. Czy to naprawdę aż taki obciach przyznać, że coś jest za trudne? Niekoniecznie publicznie, niekoniecznie też przed wybranymi, bo takiego obowiązku nie ma. Ale przynajmniej przed sobą samym.
Zawiera sceny odnoszące się do zachowań seksualnych i przemocy, a także tematyki religijnej, które pomimo ich satyrycznego charakteru mogą być uznane za kontrowersyjne. Wszelkie sceny przedstawione w spektaklu są odzwierciedleniem wyłącznie wizji artystycznej."
/warning note ze strony oficjalnej Teatru Powszechnego/
Uczciwe postawiona sprawa, ale można prościej:
Spektakl może być za trudny dla niektórych widzów.
Zrozumiałe jest jednak, że producent musiał wtrącić coś tam na zanętę, by sprzedać bilety. Nie można rzecz jasna mieć mu tego za złe. Artyści to też ludzie, którzy jedzą, mieszkają, płacą jakieś rachunki.
No, i dla co poniektórych ów spektakl faktycznie okazał się być za trudny...
Jak zwykle w takich przypadkach bywa, najbardziej za trudny był nie dla samych widzów, ale dla tych, którzy wcale go nie widzieli. Co najwyżej poznali jakieś odpryski informacji, niekoniecznie zresztą prawdziwych. Na przykład narodowi lewacy, którzy jakoś tak parę dni po premierze narobili zgiełku pod teatrem. Czy ktoś z nich widział spektakl? Jak wiadomo, dla nich teatr jako taki jest już za trudny. Ale nie generalizujmy zbytnio. Naziol naziolowi nierówny i choć jest to grupka bardzo homogeniczna, to mógł jednak któryś kiedyś do teatru zabłądzić. Nie ma co się jednak nad tym za bardzo skupiać. Można tu jedynie dodać, że grono użytecznych idiotów wypowiadających lub wypisujących pełne świętego gniewu opinie na temat czegoś im nieznanego jest o wiele większe liczebnie od wspomnianej subkultury. Dla kogo użytecznych? To chyba nie jest za trudna zagadka.
Zostawmy to już jednak, zostawmy też sam konkretny spektakl. Niech go omawiają we własnym gronie ludzie bardziej kompetentni, czyli widzowie. Warto jednak obejrzeć samo zjawisko. Polega ono na tym, że raz na jakiś czas ma miejsce jakieś wydarzenie artystyczne, albo pojawia się produkt tak dla kogoś za trudny, że aż się źle poczuł od tego. To może być koncert, film, widowisko jakoweś, może też być płyta, książka, czy obraz. Albo coś jeszcze innego tego typu. Zaś niedługo potem jest jeden wielki zgiełk. Gdy zgiełk się już wyzgiełczy, jego energia opada, sytuacja się uspokaja. Tylko promieniowanie szczątkowe pęta się jeszcze po okolicy. Na przykład jakieś sprawy sądowe wleką się latami, albo rehabilitacje poszpitalne po zbyt dynamicznych dyskusjach. Do następnego razu, gdy coś się wydarzy.
I tak to się właśnie kręci, niczym koło życia i śmierci...
Mnie w tym wszystkim ciekawią dwie sprawy:
Pierwsza, naukowej natury, to kto zacz jest tym drugim, który ten proces uruchamia, niekoniecznie świadomie zresztą? Bo pierwszy zapłon to samo wydarzenie twórcze. Ale co dalej? Czy ten, kto poznał, zobaczył, usłyszał, doświadczył całości, po czym źle się poczuł, bo okazała się za trudna? Czy ten, kto miał do czynienia jedynie z odpryskiem informacji?
Druga wydaje się być ciekawsza, bo łączą się z nią pewne emocje. Można ją ująć takim pytaniem: Co kogo obchodzi nagle, co ktoś inny czyta, ogląda, słucha i takie tam inne? Czyżby stała za tym prozaiczna zawiść o to, że nie jest to dla niego za trudne i może się po tym dobrze poczuć?
I na sam koniec, nieco na skróty, pytanie dodatkowe, taka refleksja natury bardziej ogólnej. Czy to naprawdę aż taki obciach przyznać, że coś jest za trudne? Niekoniecznie publicznie, niekoniecznie też przed wybranymi, bo takiego obowiązku nie ma. Ale przynajmniej przed sobą samym.
Masz według mnie dużo racji. W kwestii tej sztuki wydaje mi się ciekawe właśnie to, że najwięcej mają do powiedzenia ci, którzy sztuki nie widzieli. Czyli lekki absurd na samym początku. Widziałem ,,wycieki" ze sztuki w gazecie, ale postawiłem sobie jedno pytanie, skąd mam wiedzieć, że ,,wycieki" pochodzą akurat z tego dzieła? Poza tym uważam, że nie dorosłem chyba do takiego teatru, więc nie zmuszam się do mierzenia z czymś, co wykracza jakoś poza moje ramy poznawcze. Z drugiej strony nie wychodzę protestować przeciwko takim przedstawieniom, autor miał w tym jakiś cel, nie wiem jaki, bo nie znam dokładnie scenariusza czy podobnych źródeł. Na miejscu reżysera jednak bym przemyślał sprawę, czy w kraju takim jak nasz warto dotykać niektóre kręgi osób swoją wizją świata.
OdpowiedzUsuńWarto chyba w tym kontekście wspomnieć o koncertach Behemotha, które niemal za każdym razem chce zawiesić Krucjata Różańcowa. Sytuacja jest zbliżona do tej o której piszesz. Ludzie krzyczą: ,,Precz z Behemothem" nie będąc nawet na koncercie. A potem łykają newsy o darciu Biblii i podobnych sytuacjach. Tak samo powiem, nie byłem na koncercie Behemotha, więc nie wiem jak to jest. Poza tym jak przeczytałem książkę w formie wywiadu z Nergalem uznałem go za jednego z bardziej bystrych twórców. Jak dla mnie w wielu kwestiach wypowiadał się sensownie, co więcej sporo z jego poglądów jest zbliżonych do moich. :)
Dlatego robię tajemnicę z mojego zainteresowania Cracovią. :D
Dobrze, w sumie też mam już niesmak, jak wstałem i niemal wszędzie jest o tych bohaterach (znaczy w większości, bo wiadomo, że różni ci Żołnierze Wyklęci bywali), do tego władza lansuje się ich kosztem. To takie wycieranie sobie ust, tak samo jak słowo Polska w ustach rządzących zmienia swoje znaczenie.
Pozdrawiam!
oficjalne zajawki, czy inne informacje generuje sam teatr przed premierą i jest to normalny zabieg... zaś wycieki nieoficjalne może wygenerować choćby jakiś pracownik techniczny teatru, który niechcący zajrzał na próbę... takim sposobem wychodzi mi na to, że niechcący wdepnąłem w poście w ogólniejszy temat mechanizmu powstawania plotki... to jednak nadal nie wyjaśnia dlaczego wiewiórki zajęły się akurat tą sztuką, a nie inną...
Usuń...
co do afery makulaturowej o kryptonimie "Behemoth", to najzabawniejsze jest w tym wszystkim, że nie udowodniono, czy naprawdę został użyty egzemplarz Biblii, czy atrapa /np. jakaś inna książka/, co więcej, z kontekstu całego widowiska wcale stuprocentowo nie wynika, że chodziło o tą właśnie "świętą księgę" /w końcu jest wiele innych/... zauważ, że Nergal wspomniał wtedy coś o "zbrodniczej sekcie", ale nie powiedział o jaką chodzi... skoro więc jedna grupa wyznaniowa i związana z nią organizacja podnosi wrzask, to by znaczyło, że sami się ze "zbrodniczą sektą" identyfikują...
nie znam akt sprawy sądowej, która potem się wlekła bez sensu, ale coś mi się wydaje, że nawet Nergal nie wpadł na taki pomysł linii obrony...
p.s. na koncertach Behemotha byłem parę razy, było super, ale niestety na żadnym z tej akurat trasy...
pozdrawiam! :)...
Jest to dla mnie temat trudny do dyskusji, ponieważ nie byłam ostatnio w teatrze (nikt mnie nie zaprosił, nie zabrał ze sobą, a sama nie pojdę, bo to mniej przyjemniej jest), nie widziałam sztuki, nie wiem co co chodzi, choć jakieś tam szczątkowe plotki na temat zdjęcia z programu kilka spektakli słyszałam. Nie pogadamy Piotrze.... cóż, mówi się trudno i idzie do domu, albo do pracy. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
trudno, co robić... pozwolę sobie tylko zauważyć, że post nie jest centralnie na temat żadnej sztuki teatralnej, ani na temat teatru w ogólności...
Usuńpozdrawiam :)...
No dobra, to się przyznam otwarcie: czytanie u Ciebie wpisów jest dla mnie za trudne.... ;) :D Jeszcze gorzej z komentowaniem. ;)
UsuńPozdrawiam i wszytskiego dobrego życzę :)
przecież nie musisz do mnie przyjeżdżać, możesz czytać i komentować u siebie... a u kogo napisałaś ostatni komentarz?... to dość prywatne pytanie, więc nie pogniewam się, gdy nie odpowiesz...
Usuńpozdrawiam i wszystkiego :)...
Nie wiem do czego zmierzasz, ale szczerze odpowiadam, że na chwilę obecną ostani komentarz zamieściłam u Ciebie :)
UsuńBo mail ostatni to napisałam do kogoś innego. ;) Ale to chyba było nie na temat i w ogóle to przyjechałam zobaczyć co mi odpisałeś i pozdrowić Ciebie serdecznie :)
luz!... do niczego nie zmierzam, bawię się tylko grą słów i ich znaczeń...
Usuńżeby nie było, to Twoje przyjeżdżanie postrzegam nader pozytywnie...
żelka?... czekaj, niech przeczytam: "pico - balla"... mnie się wydają /te żelki/ naprawdę niezłe :)...
Uwielbiam żelki..... Koledzy i koleżanki ze studiów wrzucali żelki miśki Haribo do piwa. (Pojęcia nie mam, dlaczego.) Ja nie piję piwa, więc je po prostu zjadałam. Ale muszę sprawić jak smakują w winie....
UsuńSztuki nie widziałam więc o szczegółach wypowiadać się nie mogę.
OdpowiedzUsuńSłowo prowokacja znaczy tyle, że ktoś kogoś chce sprowokować.
Artysta, który decyduje się na prowokację świadomie podejmuje ryzyko sprowokowania różnych delikwentów.
Niektórych ludzi sprowokuje do myślenia, innych sprowokuje do modlitwy przed teatrem przeciwko prowokacji.
Myślę, że w gruncie rzeczy, twórcy prowokacji zależy na tym, aby jego prowokacja wywołała reakcje histeryczne u niektórych zaangażowanych - acz nieoglądających.
Na tym polega prowokacja. Ostatnio w TV zobaczyłam artystę, który postanowił zamknąć się na tydzień w bryle kamienia. Jego instalacja wywołała we mnie jedynie zainteresowanie w kwestii problemów z wypróżnianiem oraz troskę o jego kręgosłup. Następną jego instalacją ma być wysiadywanie jajek. Jako artysta ma prawo prowokować, a ludzie mają prawo myśleć. Dopóki nie dochodzi do zrywania przedstawienia i wtrącania się władzy to daję prawo do pikietowania przez przeciwników sztuki przed teatrem. Przecież o to chodzi żeby sprowokować dyskusję i to się dzieje.
Osobiście nie lubię grubych prowokacji w teatrze, robionych specjalnie w celu sprowokowania szczególnie czujnych członków "krucjaty różańcowej".
Pozdrawiam.
świadomie nie użyłem w tekście słowa "prowokacja" /artystyczna/, by nie prowokować :) dyskusji, czy celem artysty /w danym lub ogólnym przypadku/ było sprowokowanie czegoś, czy po prostu wyraził to, co czuje i myśli, zaś kwestia bycia /lub nie/ sprowokowanym to już problem odbiorcy, bo taka dyskusja nigdy nie prowadzi do żadnej konkluzji... natomiast, jak widać z przykładu "mieszkańca kamienia", odbiór może być rozmaity i nie sądzę, by stawiał on sobie jakieś dokładniejsze cele... chociaż znałem też artystów, którzy potrafili być mocno sfrustrowani, gdy odbiorcy nie pojmowali, co przysłowiowy poeta chciał wyrazić...
Usuńten przykład za to przypomniał mi pewne zabawne wydarzenie, gdy kiedyś byłem na jakimś pokazie sztuk walki... występował tam gościnnie pewien przyjezdny Wietnamczyk, który wprawnie obracał wielką, bogato zdobioną i głośno brzęczącą halabardą, ponoć starą pamiątką rodzinną... wiele osób na widowni, zamiast podziwiać jego umiejętności, zastanawiało się, jak on taką maszynę przewiózł przez granicę :)...
...
ani mi w głowie żadne prawne zakazy pikiet, bez względu na to, czy uznaję racje pikietujących, czy uważam, że robią oni z siebie idiotów... chyba o takie myślenie(?) w stylu podłej zmiany mnie nie posądzasz?...
pozdrawiam :)...
Właściwie mogłabym się podpisać pod przedmówcą /poza Cracovią oczywiście, bo nic na jej temat nie wiem/. Myślę, że Polacy to taka dziwna nacja, która zawsze wie lepiej, co dobre i potrzebne -i nie wystarcza jej ta wiedza- koniecznie musi przekonać do niej wszystkich pozostałych. A jak się nie dadzą przekonać- zmusić!
OdpowiedzUsuńOt i propozycja wyjaśnienia wszystkich naszych niepowodzeń...po.ba.s. ;(
co prawda mechanizm procedury moderacyjnej nieco zamącił w układzie komentarzy, ale wiemy o którego przedmówcę chodzi...
Usuń...
przyznam, że zawsze mam kłopot, gdy mowa jest o jakichś zachowaniach, czy postawach "typowo polskich"... bo z jednej strony zwykle coś w tym jest, ale spotykając owe cechy także u innych nacji, ów "monopol" przestaje być dla mnie klarowny...
po.ba.s :)...
Niestety, ciągle jednak mam tendencję do uogólniania, choć wielokrotnie obiecywałam sobie, że będę się pilnować. Nie zawsze mi wychodzi. ;(( Po.ba.s
Usuńuogólnianie niekoniecznie musi być złe... można mówić o wspólnych, podobnych cechach ludzi żyjących w podobnych warunkach... problem polega tylko na tym, że czasem do końca nie wiadomo, czy mamy do czynienia z taką właśnie cechą, czy cechą osobniczą...
UsuńNie wiem czy pamiętasz, ale największa afera, jaka miała miejsce to była afera z książką Dana Browna Kod Leonarda Da Vinci. Naziolskie strony internetowe powstawały jak grzyby po deszczu z pomstami na książkę i jej autora. Naiziole robili z siebie takich kretynów, że ręce opadały. Czytałam zarówno książkę jak i oglądałam film i w ogóle nie widziałam w niej niczego kontrowersyjnego, co miałoby spowodować aż taką reakcję. Fakt była wzmianka o tym, że Maria Magdalena była żoną Jezusa i miała z nim potomstwo oraz, że bodajże jeden z kardynałów miał obsesje na punkcie Zakonu Syjonu.Wierzył on, że ta tajna organizacja chce ujawnić prawdę o potomkach Jezusa a nie miała nigdy takich planów, chcieli tylko bronić swoich bliskich, których świry chciały zabić i wcale nie była to instytucja Kościoła katolickiego czy Opus Di a raczej niektórzy jej członkowie. Co ciekawe Opus Dei owszem skrytykowało książkę, ale dzięki niej zarobiło miliony, bo turyści zaczęli odwiedzać miejsca, które opisał Dan Brown w książce?
OdpowiedzUsuńNatomiast wściekłość konserwatystów na książkę Kod Leonarda da Vinci była zastanawiająca. Jak oni strasznie nienawidzą kobiet. Jak wkurzało ich, że jakaś kobieta mogła stać u boku ich Jezusa Chrystusa i była ważniejsza od nich, od ich apostołów, że mogła mieć coś do pwoedzenia, ze nie była tylko rozpłodówką jak wolą na kobiety patrzeć, ale partnerką Jezusa Chrystusa, która znała jego tajemnice.
A spektakl Klątwa nie oglądałam, więc trudno mi się wypowiadać, oglądałam tylko fragmenty, urywki tego spektaklu , więc o nich się wypowiem .. Myślę, że konserwatyści, politycy poczuli się urażeni, że pokazano, co robią z religią i wiarą . Jak wycierają sobie tyłek flagą papieską na każdym kroku i jak robią mentalnie oral hierarchom Kocioła katolickiego? Najśmieszniejsze jest to, że opozycja bardzo zachwala ten spektakl zwłaszcza Nowoczesna a sami robiliby to samo, też by lizali tyłek kościołowi . Chyba niezrozumiali przekazu spektaklu, który tak naprawdę opisywał całe środowisko polityczne zwłaszcza dzisiejszą opozycje, która w ukryciu robiła to, co PiS. No i ten fragment o zbierania na likwidacje fizyczną Kaczyńskiego znowu to uderza w opozycje, która zapewne marzy o drugim wypadku, jakim był Smoleńsk.
Natomiast ten cały szum przypomina mi islamistów, którzy mordują innych tylko, dlatego, że ktoś obraził w ich oczach Mahometa .To jest ten sam styl myślenia tylko jeszcze za niby bluźnierstwo nie zabijają.
która afera była największa, to trudno orzec... bo ja pamiętam też aferę z filmem "Ostatnie kuszenie Chrystusa"... wtedy się dopiero działo... też był motyw związany z kwestią pożycia owej Marii Magdaleny i Jezusa... z Watykanu huczało wtedy niczym z koszarowych latryn, gdy na obiad zapodano bretonkę z niedogotowanej fasoli...
Usuń...
chyba nie ma za bardzo sensu omawianie nawet fragmentów "Klątwy", skoro ja ich nie widziałem, tylko coś tam słyszałem... nie wykluczam więc, że może się okazać podobnie, jak z "Biblią Nergala", która niekoniecznie musiała być Biblią, ale mogła być np. książką kucharską, tak samo więc "flaga papieska" mogła być de facto starym obrusem o podobnych kolorach...
za to "mentalny oral" brzmi bardzo ciekawie, niemniej jednak dość wieloznacznie...
aha... ciekawe też są te atrapy pistoletów maszynowych, które mają na końcu takie dziwne zakończenia z drutu... to akurat widziałem na fotkach...
...
natomiast masz rację, że jeśli opozycja /chodzi o tą oficjalną?/ zachwala jakieś elementy antyklerykalne w spektaklu, to śmierdzi to zaiste koszmarną hipokryzją...
...
skoro nadmieniłaś coś o islamistach, to niedawno słyszałem tekst a propos tej całej "flagi papieskiej":
- z flagą ISIS by tego nie zrobili, bo ciapaci by im wysadzili ten ich teatr...
jest to zresztą dość oklepany motyw, znany z wielu dyskusji, tylko rekwizyty się zmieniają... ale świadczy to tylko o tym, że ktoś, kto wyjeżdża z takim argumentem, sam myśli jak islamista i chętnie takie porządki by w tym kraju widział...
Nie wiem, nie widziałem, zarobiony jestem.
OdpowiedzUsuńjednak życiowe doświadczenie każe mi ostrożnie podchodzić do tzw. "świętego oburzenia". Jest to bowiem narzędzie ludzi małostkowych o "bardzo małym rozumku". Czasami wydaje mi się, że cytowany Kubuś Puchatek, to przy nich mistrz intelektu.
O spektaklu nie powiem ani słowa. Zresztą podejrzewam, że nie o spektakl Ci chodziło. Twoja opowieść jest o fanatykach, sekciarzach. To oni mają "łaskę" poznania "prawdy" bez poznawania faktów.
A "ciemny lud" to kupuje, bo "ciemny lud" nie lubi myśleć. Podobno myślenie ich bardzo boli. Wolą więc by ktoś inny za nich tą niewdzięczną i bolesna pracę wykonał a oni zadowolą się rolą krzewicieli i obrońców "prawdy".
dokładnie tak... spektakl był tylko inspiracją do pewnych rozważań na temat spraw ogólniejszych... sam tekst męczyłem kilka dni /zarobienie też miało co nieco do powiedzenia/ i nadal ma on pewne braki... np. przydałoby się w nim na okrasę coś o sądzeniu rzeczy po przedstawieniach...
Usuńodnoszę sie z dystansem do tego typu sztuk,bo autor na pewno chciał sprowokować,ale słowo sprowokowac ma dwa różne cele, zawsze autor cos chce zasygnalizować, cos poruszyć, tak,że prowokacja niekoniecznie jest czymś złym...i na pewno masz rację,że najwięcej krzycza ci co nie wiedzą tak naprawdę o co chodzi, czyli normalka:))
OdpowiedzUsuńpytanie,czy ci co najwięcej krzyczą teraz a pro po sztuki tez tak krzyczą,jak pewne sceny niemoralne, obrzydliwe dzieją sie w życiu, wśród ludzi, którzy swoją przynależnością powinni dawac wzór, a niszczą czyjeś życie?sztuka jest sztuką, ale gdzie sa ci krzykacze, kiedy dochodzi do zamiatania pewnych rzeczy, brudnych zreszta pod dywan na ich podwórku, księdza pedofila przenosi sie np.do innej parafii?, przeciez to jest jawne opluwanie krzyża, przez kosciół tak naprawdę, a co gorsze, to nie dzieje sie na deskach teatru, tylko w życiu...dzień dobry hipokryzjo...
pozdrawiam:)
poruszyłaś ważną sprawę... otóż dość częstym niestety zjawiskiem jest, że ludzie, którzy żądają szacunku do swoich świętości, sami go do nich nie mają...
Usuńczasem rzeczywiście jest tak, że ktoś nabijając się z cudzych świętości chce komuś centralnie sprawić przykrość... generalnie jednak takie nabijanie się tylko pozornie jest nabijaniem się ze świętości, de facto jest to nabijanie się z takich ludzi, o których wspomniałem na początku... taki przeważnie jest przekaz tego typu przedstawień... ale wiesz, jak to jest... taki przekaz zwykle nie dociera tam, gdzie dotrzeć powinien...
pozdrawiam :)...
media jak zwykle specjalnie robią szum,by zaognić, a nie wyjaśnić,a najlepiej niech przychodzą odgórnie tematy i scenariusze, które nam wolno będzie oglądnąć...i po krzyku, może o to chodzi:))))
UsuńJak dla mnie jeszcze ciekawszym wątkiem jest próba wytłumaczenia obecności niejakiego pana Nowaka, który zwalcza sekty na koncercie Behemotha. Z tego co pamiętam chyba tylko on i druga osoba poczuły się urażone słowami Nergala. Pozostałe kilkaset osób bawiło się znakomicie. Sam Nergal w książce swojej wypowiedział się na temat pana Nowaka, że to jego prywatny krzyż, bo użera się z tym facetem już długi czas. Żal mi pana Nowaka, który swoją działalnością nie jest w stanie zapewnić sobie sławy (w sumie rozumiem nawet, likwidowanie sekt nie jest czymś niesamowitym) i musi sobie wynajdywać takie sytuacje jak z Behemothem. Dobrze przynajmniej, że część sędziów wtedy myślała i sprawa zakończyła się przez umorzenie chyba.
OdpowiedzUsuń:) Ja się ostatnio koncertowo zaniedbałem w sprawie koncertów. Ostatnio widziałem na żywo chyba Kult na Pomarańczowej Trasie ale nie w tym roku, tylko rok albo dwa lata wstecz nawet.
Pozdrawiam!
wspomniany Nowak /czyli jednoosobowy ogólnopolski komitet obrony przed sektami(???)/ wcale nie był na żadnym koncercie... obejrzał jedynie nielegalnie nakręcony materiał wrzucony na YT /co akurat nie jest problemem, bo przeważnie nikt nie robi joł z powodu takiej nielegalności/... zafunkcjonował centralnie jak dupek, który się zgorszył podglądając zza krzaków plażę naturystów... zaś ten drugi być może nic nie widział, tylko wszedł do spółki podczas rozmowy przy kielichu w ramach autopromocji politycznej /ponoć był senatorem, czy kimś takim/...
Usuńistnieje hipoteza, że Nowak ma coś prywatnie, osobiście do Nergala i próbuje go tępić na każdym kroku /niczym taki jeden bloger, który tępi Owsiaka włócząc go po sądach - analogiczna sytuacja/... ot, i cała historyja...
...
z koncertami bywa u mnie bardzo różnie... nie ma żadnej prawidłowości w tym temacie... z większych gigów myślę o Evanescence w czerwcu, ale co z tego wyniknie pojęcia nie mam...
pozdrawiam! :)...
Możliwe, nie pamiętam już szczegółów sprawy. Poza tym nie mam w zwyczaju zajmować się kimś dłużej na blogu czy poza nim niż kilka dni. A jak ktoś jest taki jak pan Nowak to nawet krócej wolę. :)
OdpowiedzUsuńWpadł mi do głowy pomysł, że w kwietniu po badaniach kontrolnych w kwestii mojej choroby tarczycy poszukam czegoś wartego uwagi z koncertów. :)
To fakt. Poza tym chyba żaden chory nie wyzdrowieje jeśli dowie się, że jest jego święto.
Oj źle się dzieje w kwestii przyrody u nas. W mojej okolicy poleciało tyle drzew, że szok. Dosłownie dla usunięcia z 10 maksymalnie jest wytłumaczenie, bo rosły już zbyt blisko budynku szpitala. A reszta to samowola, z pieczęcią najwyższej władzy.
Pozdrawiam!
Nie wiem czy to kwestia ogólnoludzka czy nasza narodowa, ocenianie książki po okładce i robienie burzy w szklance wody.No i to święte oburzenie jak coś wykracza poza szablon,bleeh. Niedługo bedzie o tym u mnie, a propos sławnego mrocznego Greya ;)
OdpowiedzUsuńw pełni empatyzuję z Twoim "bleeh"...
UsuńMnie też z powodu tej awantury, PiotrZe, robią się odciski na mózgu! Jakby tu najkrócej i najprościej ująć ten mentalny mechanizm Zadupia Wszechpolskiego? Posłużę się topornym sylogizmem:
UsuńJeżeli czegoś nie rozumiem, to tego nie ma, jeżeli zaś tego nie ma, to ma nie być i już, bo to fałszywe i nieligiczne!
W rękawie jeszcze pozostaje "młot na czarownice" za obrazę mych wiadomych uczuć i łubudu...
pacię podaję i niezmiennie zapraszam
znakomicie tu pasuje pewna opowieść zen:
Usuńdwóch buddyjskich mnichów szło polną drogą, nagle napotkali wielką, mocno podejrzaną kałużę, która im tą drogę zatarasowała... na jej skraju stała piękna i elegancko ubrana kobieta, wyraźnie okazująca obawy przed próbą jej sforsowania... jeden z mnichów bez namysłu wziął ją na ręce i przeniósł ją przez tą kałużę, ona zaś dla pewności objęła go za szyję... po zakończeniu przeprawy kobieta poszła swoją drogą, mnisi swoją... po przejściu pewnego dystansu drugi mnich zaczął wypominać temu pierwszemu dość obcesowe potraktowaniu wskazania zalecającego mnichom minimalizację kontaktu z kobietami... na to pierwszy odpowiedział:
- ja tą kobietę przeniosłem około godziny temu, ale widzę, że ty nadal ją niesiesz...
...
cytowany sylogizm stosowany przez wspomniane Zadupie jest fundamentalnie nielogiczny... bo skoro czegoś już nie ma, to po co nadal dociekać prawdziwości i logiczności tegoż, a na dodatek próbować niszczyć?...
bulba :)...
PiSdologia z logiką ma niewiele wspólnego i to chyba stanowi ich rację bytu!
Usuńpardon;,lapsus; powinno być: (...)nielogiczne"
OdpowiedzUsuńMnie zastanawia pewna rzecz. Mamy sztukę z robieniem laski figurze JP, mamy z drugiej strony kukłę Żyda paloną podczas onrowskiego happeningu.
OdpowiedzUsuńWartościować i interpretować te wydarzenia tak samo, czy różnie?
kwestia punktu widzenia... np. strażak chyba nie miałby z tym problemu, zwłaszcza z wartościowaniem...
Usuńczy myślimy o tym samym konkretnym happeningu?... pamiętam, że wtedy była straszna draka o to, czy to w ogóle był Żyd...
Otóż to. Tak mam wrażenie, że ludzie oburzający się sztuką Frljićia, nie mają problemu z paloną kukłą Żyda, natomiast fani tej sztuki wręcz przeciwnie, uważają to za coś strasznego... Taką dziwną zależność zauważyłem.
UsuńŻyd miał być nawet konkretny, niejaki Soros. :D
czaję o czym piszesz... znałem kiedyś nieco kolesi z Antify... jedni mieli /moim zdaniem/ dość sensownie pod sufitem, drudzy niestety mentalnie niczym się nie różnili od tych, których zwalczali...
Usuń...
przypomina mi się historia z przed wielu lat, gdy do Polski zajechała kapela No Remorse... ileż było wtedy zgiełku na temat tego koncertu... napisałem wtedy posta o tym, że:
- zagrali na terenie prywatnym...
- daleko od reszty wioski, więc spokoju ciszy nocnej nie zakłócili...
- zwierzaków też wiele nie wypłoszyli, bo do lasu też zbyt blisko nie było...
- nikt nie zginął, nikt nie oberwał po ryju, żadna panienka nie została zgwałcona, nie było pożaru, powodzi i tym podobnych eventów...
- więc what's the fuckin' problem?...
bo nie chyba nie w ich muzyce, którą osobiście uważam za niezbyt twórczą, ale co to ma do rzeczy?... mój gust, moja sprawa...
zebrałem za tego posta niezłą zjebę... za to, że "bronię nazioli"...
no, i stąd też moja wstępna wzmianka o strażaku, bo podobnie podchodzę do sprawy, po strażacku, profesjonalnie:
palta, co chceta, dowolne kukły, byle tylko pożaru z tego nie było...
Nic z tego nie zrozumiałam, no beznadziejny ten post :P. Zaraz zrobię Ci taką gównoburzę, że będziesz sławny w internetach :D.
OdpowiedzUsuń