Jest jeszcze Lato, chwilowo nie chce mi się tworzyć literatury, więc nasze "Czarownice" mogą sobie poczekać, zaś Kawiarnia też mnie raczej nie zahejtuje za tą przerwę. Dziś pobloguję sobie klasycznie, zwłaszcza że jest okazja, gdyż za jakiś ponad tydzień temu blogu stuknie pełnoletność. Nie planuję jednak na tą okoliczność specjalnego posta, uznajmy, że jest nim właśnie ten, co teraz. Duża część klasycznych blogów to opisy, gdzie ktoś był oraz co sobie kupił. Bo kupowanie jest przecież takie ważne. Pojechałem, więc kupiłem. Kupiłem, więc mam. Mam, więc jestem. Posiadanie jest osią, czy też treścią życia większości ludzi, tak?
No, to ja akurat pojechałem sobie do pobliskiego miasteczka. Nie ukrywam, że właśnie po zakupy. Nie, wróć! Głównie po zakupy, bo zajrzałem jeszcze do biblioteki dokonać wymiany stuffu do lektury. Zaś co kupiłem? To było kilka dni temu, nie starałem się za bardzo pamiętać listy tych rzeczy, ale na pewno była sobie wśród tych sprawunków główka sałaty lodowej. Tak! Zostałem szczęśliwym posiadaczem tejże sałaty.
Teraz według reguł klasycznego blogowania powinna być fotka. Ale nie będzie. Nie mam odruchu, czy też nawyku fotkowania wszystkiego, co się napatoczy. Zaś teraz już jest za późno, bo sałata jest niekompletna. Nie kolekcjonuję sałat, tylko je sukcesywnie zjadam. Można rzecz jasna wkleić jakąś inną sałatę. Net jest przecież pełen fotek takich sałat. Ale to by było oszukaństwo, więc tak się chyba nie robi?
No, ale oprócz odwiedzenia kilku sklepów do programu odwiedzin masteczka zmieściła się też przerwa. Przerwa spędzona na ławeczce na cetralnym skwerze. Już sięgałem po telefon, aby nim rytualnie pogadżetować, ale coś mi nie dawało spokoju. Bo nie byłem sam na tej ławeczce. Obok bowiem leżała gazeta, czysta, świeża, niezgęgana, aż sama się prosiła, żeby się nią zająć. Dość rzadko przeglądam takie, tego typu papierowe nośniki danych, więc czemu nie zajrzeć?
Gazeta okazała się być tabloidem, do tego nie takim poważnym, politycznym, jak niektóre tygodniki suportujące poprzedni reżim neokomunistów. To była taka zwykła szmata, tabloid codzienny, najniższa półka. Rzecz jasna wiem świetnie, co taki może zawierać, bo nieraz net nam funduje na chama linki do różnych wersji cyfrowych. Ale taki głupi małpi odruch przerzucania wziął spowodował, że doń zajrzałem. Jak zwykle było to samo, ale opiszę szkicowo kilka kwiatków. Kolejność randomowa, bez żadnych priorytetów.
Jako pierwsze niech będzie coś, co większość mediów by zamieściło, choć rzecz jasna nie wszystkie. Była to krótka relacja, jak dzielna policja przypaliła ekipę działającą na rynku narkotykowym. Normalny człowiek w normalnym kraju słysząc słowo "narkotyki" wizualizuje sobie jakieś butelki z wiadomym płynem, potem torebki z różnymi, przeważnie białawymi proszkami, tudzież może jeszcze jakieś tabletki. Ale to nie jest normalny kraj, tylko kraj, gdzie większość jest współuzależniona od alkoholu, do tego pełen marychofobów. Tu nie wolno nazywać alkoholu narkotykiem, bo choć co prawda za to nie ukamieniują, to potraktują jak idiotę. Tu bowiem, wbrew faktom naukowym, narkotykiem, do tego tym najgorszym, nazywa się Zioło. Tu nie wolno na temat Zioła mówić dobrze, bo gdy się zacznie mówić dobrze, to dojdzie wreszcie do jego legalizacji, zaś ta doprowadzi po latach do zahamowania narkomanii. Szczególnie alkoholowej. Tego zaś prawie nikt, szczególnie każdy kolejny reżim nie chce. Więc na fotce łupów zdobytych przez policję nie było żadnych butelek z trunkami, za to na pierwszym miejscu leżały torebki domyślnie zawierające Ziele narzucając ludziom fałszywe dane jako prawdę. I niestety cała masa niedouków to łyka.
Tak poważniej, to nie jest aż tak tragicznie. Ludzie jednak się uczą, zaczynają łączyć kropki, jakaś tam edukacja konopna funkcjonuje, więc kiedyś będzie normalnie. Ale to idzie tak powoli, że ja na pewno tego nie dożyję.
Klimat tej niezbyt wesołej refleksji rozwiał drugi artykuł. Tym razem już kompletnie tabloidalny. Najpierw zacytuję tytuł: "Oburzające zachowanie celebrytki". Do tego jest podtytuł drobniejszym drukiem: "Pani Iksińska fotografuje się nago na bulwarze". No, i właśnie...
Czym się różni uczciwe, obiektywne dziennikarstwo od tabloidalnego? To pierwsze nic nie ocenia, tylko zapodaje fakty. Za to tabloid narzuca odbiorcy, co ma sobie na temat tych faktów myśleć. Tu akurat on ma się oburzyć, zapewne też potępić działania pani Iksińskiej. Dalej jest kilka zdań na temat miejsca oraz czasu akcji, na tym zasadniczo ta krótka notka się kończy. Puentuje ją wzmianka na temat interwencji straży miejskiej. Ale wisienką na torcie jest fotka demaskująca kłamstwo dziennikarza, gdyż na tej fotce pani Iksińska wcale nie jest nago! 😵
Za to trzeci, ostatni z omawiany artykułów to istny popis znajomości języka polskiego. Jego tytuł brzmi: "Zazdrosny mąż zastrzelił żonę i kochanka". Bardzo to jest dwuznaczne, bo nie wiadomo czyjego kochanka, żony, czy swojego. Być może korektor przeoczył brak słowa "jej" w tytule, ale dalszy tekst już wyjaśnia tą kwestię. Jednak to jeszcze nic.
Dalszy tekst relacjonuje przebieg wydarzeń. Otóż, gdy mąż wrócił do domu, zastał żonę baraszkujacą z owym kochankiem. Wtedy ich oboje zastrzelił. Notka nie precyzuje kwestii posiadania przez niego broni, ale autor widać uznał, że odbiorcy może to wcale nie interesować. Potem dowiadujemy się, że mąż sam zawiadomił policję, co czasem się faktycznie zdarza w takich sytuacjach. Natomiast najlepsze zaczyna się dopiero teraz. Autor miał wgląd we wstępne przesłuchanie zatrzymanego, co też czasem się zdarza, i nie omieszkał przytoczyć niektórych fragmentów. Mianowicie takiego, że ów mąż oświadczył, iż byli ze swoją żoną zgodnym małżeństwem i nigdy mu do głowy nie przyszło, że jego połowica może go zdradzić.
Ponieważ czytałem dość uważnie, ze zrozumieniem, to w tym momencie musiałem przerwać lekturę, aby spojrzeć jeszcze raz na tytuł, gdzie stoi jak byk, że gość był zazdrosny. Zaś teraz, kilka zdań niżej dowiadujemy się, że wcale nie był zazdrosny.
Przypomnijmy czym jest zazdrość? To taki rodzaj choroby psychicznej, zaburzenia urojeniowego, bazującego na lęku, że partner(ka) zdradza lub ma taki właśnie oto zamiar.
Tu jakby nie chce mi się powstrzymać od dygresji, jakże bawi mnie czytanie w necie opinii różnych takich domorosłych psychologów, jakoby odrobina zazdrości ma być zdrowa, bo jest to wyraz troski o partnera/kę. Primo, to nie wyraz troski, tylko braku zaufania, pogratulować tak udanych związków. Zaś secundo to tak, jakby stomatolog gadał o walorach zdrowotnych małego, takiego odrobinowego ubytku zęba 😁
Tymczasem mąż zeznał, że nic takiego nie miało miejsca. Jak więc można wyjaśnić sprzeczność, że tytuł mówi jedno, zaś dalsza treść coś innego? Najwyraźniej autor nie zna za dobrze języka polskiego. To już do tego doszło, że tabloidy zatrudniają aż tak źle wykształcony personel?
Tym retorycznym pytaniem zakończyłem wtedy lekturę. Zaś samą gazetę zabrałem ze sobą. Bynajmniej nie tylko po to, aby innych chronić przed zgłupieniem do reszty. Planuję wykonać remont domku dla pewnego kota, który do nas zagląda, ale nie jest stałym domownikiem, zaś papier to świetna izolacja cieplna. Nie mam zbyt dużo tego gruzu na stanie, więc tabloid akurat się przyda. Ku chwale Bastet Mądrej i Nadobnej.
No, to ja akurat pojechałem sobie do pobliskiego miasteczka. Nie ukrywam, że właśnie po zakupy. Nie, wróć! Głównie po zakupy, bo zajrzałem jeszcze do biblioteki dokonać wymiany stuffu do lektury. Zaś co kupiłem? To było kilka dni temu, nie starałem się za bardzo pamiętać listy tych rzeczy, ale na pewno była sobie wśród tych sprawunków główka sałaty lodowej. Tak! Zostałem szczęśliwym posiadaczem tejże sałaty.
Teraz według reguł klasycznego blogowania powinna być fotka. Ale nie będzie. Nie mam odruchu, czy też nawyku fotkowania wszystkiego, co się napatoczy. Zaś teraz już jest za późno, bo sałata jest niekompletna. Nie kolekcjonuję sałat, tylko je sukcesywnie zjadam. Można rzecz jasna wkleić jakąś inną sałatę. Net jest przecież pełen fotek takich sałat. Ale to by było oszukaństwo, więc tak się chyba nie robi?
No, ale oprócz odwiedzenia kilku sklepów do programu odwiedzin masteczka zmieściła się też przerwa. Przerwa spędzona na ławeczce na cetralnym skwerze. Już sięgałem po telefon, aby nim rytualnie pogadżetować, ale coś mi nie dawało spokoju. Bo nie byłem sam na tej ławeczce. Obok bowiem leżała gazeta, czysta, świeża, niezgęgana, aż sama się prosiła, żeby się nią zająć. Dość rzadko przeglądam takie, tego typu papierowe nośniki danych, więc czemu nie zajrzeć?
Gazeta okazała się być tabloidem, do tego nie takim poważnym, politycznym, jak niektóre tygodniki suportujące poprzedni reżim neokomunistów. To była taka zwykła szmata, tabloid codzienny, najniższa półka. Rzecz jasna wiem świetnie, co taki może zawierać, bo nieraz net nam funduje na chama linki do różnych wersji cyfrowych. Ale taki głupi małpi odruch przerzucania wziął spowodował, że doń zajrzałem. Jak zwykle było to samo, ale opiszę szkicowo kilka kwiatków. Kolejność randomowa, bez żadnych priorytetów.
Jako pierwsze niech będzie coś, co większość mediów by zamieściło, choć rzecz jasna nie wszystkie. Była to krótka relacja, jak dzielna policja przypaliła ekipę działającą na rynku narkotykowym. Normalny człowiek w normalnym kraju słysząc słowo "narkotyki" wizualizuje sobie jakieś butelki z wiadomym płynem, potem torebki z różnymi, przeważnie białawymi proszkami, tudzież może jeszcze jakieś tabletki. Ale to nie jest normalny kraj, tylko kraj, gdzie większość jest współuzależniona od alkoholu, do tego pełen marychofobów. Tu nie wolno nazywać alkoholu narkotykiem, bo choć co prawda za to nie ukamieniują, to potraktują jak idiotę. Tu bowiem, wbrew faktom naukowym, narkotykiem, do tego tym najgorszym, nazywa się Zioło. Tu nie wolno na temat Zioła mówić dobrze, bo gdy się zacznie mówić dobrze, to dojdzie wreszcie do jego legalizacji, zaś ta doprowadzi po latach do zahamowania narkomanii. Szczególnie alkoholowej. Tego zaś prawie nikt, szczególnie każdy kolejny reżim nie chce. Więc na fotce łupów zdobytych przez policję nie było żadnych butelek z trunkami, za to na pierwszym miejscu leżały torebki domyślnie zawierające Ziele narzucając ludziom fałszywe dane jako prawdę. I niestety cała masa niedouków to łyka.
Tak poważniej, to nie jest aż tak tragicznie. Ludzie jednak się uczą, zaczynają łączyć kropki, jakaś tam edukacja konopna funkcjonuje, więc kiedyś będzie normalnie. Ale to idzie tak powoli, że ja na pewno tego nie dożyję.
Klimat tej niezbyt wesołej refleksji rozwiał drugi artykuł. Tym razem już kompletnie tabloidalny. Najpierw zacytuję tytuł: "Oburzające zachowanie celebrytki". Do tego jest podtytuł drobniejszym drukiem: "Pani Iksińska fotografuje się nago na bulwarze". No, i właśnie...
Czym się różni uczciwe, obiektywne dziennikarstwo od tabloidalnego? To pierwsze nic nie ocenia, tylko zapodaje fakty. Za to tabloid narzuca odbiorcy, co ma sobie na temat tych faktów myśleć. Tu akurat on ma się oburzyć, zapewne też potępić działania pani Iksińskiej. Dalej jest kilka zdań na temat miejsca oraz czasu akcji, na tym zasadniczo ta krótka notka się kończy. Puentuje ją wzmianka na temat interwencji straży miejskiej. Ale wisienką na torcie jest fotka demaskująca kłamstwo dziennikarza, gdyż na tej fotce pani Iksińska wcale nie jest nago! 😵
Za to trzeci, ostatni z omawiany artykułów to istny popis znajomości języka polskiego. Jego tytuł brzmi: "Zazdrosny mąż zastrzelił żonę i kochanka". Bardzo to jest dwuznaczne, bo nie wiadomo czyjego kochanka, żony, czy swojego. Być może korektor przeoczył brak słowa "jej" w tytule, ale dalszy tekst już wyjaśnia tą kwestię. Jednak to jeszcze nic.
Dalszy tekst relacjonuje przebieg wydarzeń. Otóż, gdy mąż wrócił do domu, zastał żonę baraszkujacą z owym kochankiem. Wtedy ich oboje zastrzelił. Notka nie precyzuje kwestii posiadania przez niego broni, ale autor widać uznał, że odbiorcy może to wcale nie interesować. Potem dowiadujemy się, że mąż sam zawiadomił policję, co czasem się faktycznie zdarza w takich sytuacjach. Natomiast najlepsze zaczyna się dopiero teraz. Autor miał wgląd we wstępne przesłuchanie zatrzymanego, co też czasem się zdarza, i nie omieszkał przytoczyć niektórych fragmentów. Mianowicie takiego, że ów mąż oświadczył, iż byli ze swoją żoną zgodnym małżeństwem i nigdy mu do głowy nie przyszło, że jego połowica może go zdradzić.
Ponieważ czytałem dość uważnie, ze zrozumieniem, to w tym momencie musiałem przerwać lekturę, aby spojrzeć jeszcze raz na tytuł, gdzie stoi jak byk, że gość był zazdrosny. Zaś teraz, kilka zdań niżej dowiadujemy się, że wcale nie był zazdrosny.
Przypomnijmy czym jest zazdrość? To taki rodzaj choroby psychicznej, zaburzenia urojeniowego, bazującego na lęku, że partner(ka) zdradza lub ma taki właśnie oto zamiar.
Tu jakby nie chce mi się powstrzymać od dygresji, jakże bawi mnie czytanie w necie opinii różnych takich domorosłych psychologów, jakoby odrobina zazdrości ma być zdrowa, bo jest to wyraz troski o partnera/kę. Primo, to nie wyraz troski, tylko braku zaufania, pogratulować tak udanych związków. Zaś secundo to tak, jakby stomatolog gadał o walorach zdrowotnych małego, takiego odrobinowego ubytku zęba 😁
Tymczasem mąż zeznał, że nic takiego nie miało miejsca. Jak więc można wyjaśnić sprzeczność, że tytuł mówi jedno, zaś dalsza treść coś innego? Najwyraźniej autor nie zna za dobrze języka polskiego. To już do tego doszło, że tabloidy zatrudniają aż tak źle wykształcony personel?
Tym retorycznym pytaniem zakończyłem wtedy lekturę. Zaś samą gazetę zabrałem ze sobą. Bynajmniej nie tylko po to, aby innych chronić przed zgłupieniem do reszty. Planuję wykonać remont domku dla pewnego kota, który do nas zagląda, ale nie jest stałym domownikiem, zaś papier to świetna izolacja cieplna. Nie mam zbyt dużo tego gruzu na stanie, więc tabloid akurat się przyda. Ku chwale Bastet Mądrej i Nadobnej.