23 lipca 2022

Dura magia, sed magia

POST JEST DEDYKOWANY...
- Komu?
- Co komu?
- Komu dedykowany?
- Czytać ze zrozumieniem nie umiesz?
- Ja tam nic do rozumienia nie widzę.
- Bo to takie niedopowiedzenie jest.
- To jakiś żart?
- Żart jest taki, że dedykacje nie dla idiotów!
Czwarty nasz kot ma na imię Hamlet, jak widać na fotce jest kotem systemu "maine coon" i jest kotem magicznym. Tak, jak wszystkie koty zresztą, ale on swoją magiczność pokazał niedawno, więc to się akurat pamięta na świeżo. Zaraz to dalej omówimy, ale najpierw kilka słów na temat samej kociej magii. Kiedyś to już tu było poruszane, więc być może coś się powtórzy, ale na temat kotów chętnie się czyta nawet to samo w kółko a la longue. To także jest objaw, a raczej skutek uboczny kociej magii, jakby ktoś nie wiedział 😼
Tak naprawdę, to nie wiadomo, ile tej magii istnieje, ile zaś istnieje inaczej, wirtualnie, jako iluzja, twór ludzkiego umysłu. Długo by to wałkować, skupmy się tedy na twardej magii, na takich akcjach, jak telepatia, czy teleportacja. To są akurat dwie zdolności chętnie przypisywane kotom. Wiele przypadków można wyjaśnić racjonalnie. Za rzekomą telepatią nieraz stoi znakomity koci słuch, tudzież jego nader wysoka inteligencja. Jako, że kot raczej (chyba?) nie myśli dyskursywnie, tylko intuicyjnie, tedy więc wykorzystuje swój mózg optymalnie. Nie tak, jak nagie małpy, które zdolność takiego myślenia, jako gatunek, uparcie zatracają. Zaś jego rzekoma teleportacja to po prostu kocia zwinność, umiejętność cichego poruszania się, plus również niedoskonałość zmysłów ludzkiego obserwatora. Ale nie zawsze tak właśnie jest. Zdarzają się sytuacje, gdy racjonalne wyjaśnienie nie istnieje.
Telepatię manifestowała kiedyś nasza kocica, taka, której już nie ma. Była do mnie bardzo przywiązana, więc źle znosiła moje wyjazdy na kilka dni. Za to gdy wracałem, głośno anonsowała, bardzo szczególnym miaukiem, że za pół godziny zjawię się w domu. Po analizie kilku takich sytuacji wyszło, że jakimś niepojętym kocim sposobem sensowała, iż właśnie już wyszedłem z metra. Prostą drogą dojście ze stacji trwało krócej, ale ja zawsze zbaczałem po drodze do sklepu, stąd też te pół godziny. Od razu też wspomnę, że czas mojej nieobecności, liczba dni, oraz pora przyjazdu nigdy nie była stała. Bez telepatii, jakiegoś jej rodzaju, behawioru kotki pojąć się nie da.
Za to teleportacji niedawno dokonał wspomniany na wstępie Hamlet. To było tak, że po jego przywiezieniu kot został na parę dni zalogowany do jednego pomieszczenia. To jest rutynowa czynność, gdy przenosimy futrzaka na nowe miejsce. Przeważnie, choć niekoniecznie zawsze, staje się ono potem jego bazą. Aby go nauczyć swojej osoby, szczególnie zapachu, który dla kota jest ważną informacją, spałem tam przez parę nocy. Sporo razy też tam zaglądałem podczas dnia. Wchodziłem i wychodziłem zawsze tak, że nie było opcji, aby się wymknął. Kluczowego poranka wyszedłem jak zwykle nie dając kotu nawet cienia szansy na to wymknięcie. On zresztą ani myślał tego robić. Siedział sobie nader spokojnie na fotelu zajęty higieną własnych kłaków. Gdy przyszedłem jakoś później po coś tam, Hamleta nie było. Pomieszczenie nie miało żadnej innej opcji wyjścia, nieliczne zaś jego zakamary wręcz zionęły brakiem kota. Zaistniała jego kompletna dematerializacja. Tylko lokalne moje pole kwantowe było przesycone pytaniem "whadda fuck?".
Kot pojawił się dopiero jakimś późnym popołudniem na podwórzu. Ja zaś uznałem, że ten etap jego adaptacji się dlań skończył. Okno do tego pokoiku zostało otwarte, zaś sam Hamlet stał się pełnoprawnym "wychodzącym".
Kolejna kocia opowieść, jeśli zaistnieje na tym blogu, będzie na temat kociej gromadki. Pojawienie się nowego sierściucha na obiekcie zaburzyło nieco panującą homeostazę, ale sytuacja jest jeszcze zbyt dynamiczna, aby coś sensownie na ten temat napisać. Tyle tylko wspomnę, tak dla uspokojenia, że żadnych drak nie ma, sprawy się toczą bezdracznie.

55 komentarzy:

  1. W kocią magię wierzę, bo to niesamowite zwierzęta, choć w drugiej opowieści mógł kota wypuścić ktoś inny, nawet nie zdając sobie sprawy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie, akurat byłem sam na włościach od paru dni, do tej pory zresztą, taki mamy układ, potem ktoś wróci ja sobie wyjadę, a z zewnątrz wejść nikt nie mógł, tego dnia od razu bym to widział zajęty czymś na podwórzu...

      Usuń
  2. Nawet na teleportacje jest jakies wyjasnienie... przemysl sprawe, moze cos znajdziesz. Nie mogl sobie tak po prostu zniknac.
    Na kotach nie znam sie totalnie. Siostrzeniec ma dwa sierciuchy takie, jak twoj czarny. Jeden brazowy zwie sie Borys, drugi siwy i niebieskooki, na dodatek mlodszy- troche" glupszy". Przy drugim jest problem z imieniem. Siostrzeniec nazywa go Ragnarök a jego rodzice mowia na niego Heniek. Kociak ma wywalone jak go wolaja.... przychodzi, kiedy mu sie chce.
    Nie widze w nich jakichs magicznych umiejetnosci oprocz tego , ze Borys przychodzi i mnie obmiziuje. Nie zabiegam o to mizianie, bo potem trzeba sie odklaczac:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zasadniczo to kot imienia nie potrzebuje, sam biegnie do michy, świetnie się orientuje, co, gdzie, kiedy i jak... to tylko ludzie w swej głupocie myślą, że jak coś nazwą, to pojmą i zaczną to kontrolować... to czasem działa, ale nie z kotem... owszem, można kota nauczyć imienia wymawiając je konsekwentnie podczas dawania michy... teoretycznie to może być przydatne, gdy chcemy z kotem jechać np. do weta... ale tylko teoretycznie... kot postrzega doskonale po naszej mimice i mowie ciała, że to o coś innego chodzi i ma wyjebane na to wołanie...

      Usuń
    2. No dobra... nie wazne co sobie koty o nas mysla i na co maja wyje...., a na co nie. W ogole obcowanie z nimi, ze zwierzetami, jest przejemne, ale ja sie znowu totalnie na nich nie znam (koty). Nie potrafie chyba czerpac pelni tej przyjemnosci.
      Natomiast teleportacja,ok wierze, ze istnieje.... bardziej bilokacja. Mysle jednak, ze na wszystko jest wyjasnienie tylko my jeszcze go nie znamy:)

      Usuń
    3. Kot jest imponujacy. Niewatpliwie wiekszy niz pozostale wasze kocie osobniki.

      Usuń
    4. największy... do tego jeszcze powiększony wizualnie kłakami... ale jak na kocura maine coon'a nie za wielki i trochę masy mu brakuje, bo poprzedni opiekun marnie dbał o niego... pracujemy jednak nad tym...

      Usuń
    5. Ostatnio siostra ubezpieczyla swoje koty i do weta beda chodzic na ubezpieczenie.... dwa koty kosztuja jakies 40 euro miesiecznie. Ubezpieczylismy tez Lune, do tej pory wyciagalismy ze swoich prywatnych za wizyte, a jedna wizyta to jakies 120-140 euro. szczepienie,odrobaczanie cos na kleszcze... sprawdzenie uszu, nosa... jak do tej pory pies nigdy powaznie nie chorowal, ale poszlismy za rada mojej siory i tez zwierzaka ubezpieczylismy. Psy sa drozsze . Pies miesiecznie kosztuje tyle co dwa koty. Szukalismy dogodnej cenowo firmy ubezpieczeniowej, zadna z firm nie bawila sie w ubezpieczanie takich wlasnie ras zwierzecych genetycznie modyfikowanych... ze wzgledu na ich czeste chorobska. Nieoplacalny jest ten biznes przy tego typu rasach zwierzat.
      Znajac ludzi biora takie sliczne zwierzaczki a potem trzeba wkladac kase bo choruja wiec... siedza zaniedbane gdzies w kacie, bo za drogie to wszystko. Wlascicieli nie stac.

      Usuń
    6. opieka zdrowotna weterynaryjna w Polsce działa na wariackich papierach, bo nie podlega resortowi zdrowia, tylko rolnictwa...
      zaś ubezpieczenia funkcjonują, ale głownie w przypadków zwierzaków gospodarczych, bo w przypadku domowych to raczej fanaberia...
      może z wyjątkiem hodowli rasowych psów i kotów, ale nie znam tego światka, więc się nie wypowiem...
      tak odbiegnę od tematu, ale jestem trochę przerażony, gdy pomyślę, ile zwierzaków w obecnym okresie może wylądować w schroniskach, czy na ulicy... właśnie przeglądam statystykę Na Paluchu i widzę niepokojący wzrost stanu osobowego:
      https://napaluchu.waw.pl/bip/dane-statystyczne/

      Usuń
    7. Z tymi ubezpieczeniami w przypadku hodowlii jest jeszcze trudniej, to musialby byc hodowca z prawdziwego zdarzenia. Ja mialam do czynienia z hodowca dorobkiewiczem. Akurat dom sobie budowal... sprzedawal wszystko co sie rusza bez wzgledu na stan zdrowotny tego co sie rusza.
      Nawet chore okazy. Nas tak z pierwszym psem przerobil. My nieopierzeni to weszlismy w interes.
      Tutaj tez roznie z tymi hodowcami bywa. Psa Lune mielismy juz stad, ale urodzona na Slowacji. Miala jednak chip, paszport, dowod badan lekarskich... wszystko w porzadku.
      Siostrzeniec kupowal tu koty od hodowcy. Pierwszy Borys , w porzadku , choc musial na poczatku odrobaczyc.... troche uszami sie zajac. Nie bylo jednak zle. Ten drugi jakis taki markotny sie im trafil. Miauczacy , nieskory do zabawy choc mlody. Oczy mial zainfekowane i uszy... powazne zapalenie uchola. Wyprowadzili na prosta- hodowca zbytnio nie inwestowal w stan zdrowotny zwierzakow. Szybko sprzedac, tzn od momentu kiedy mozna juz, i po sprawie, Niech sie wlasciciele bujaja ze zwierzaczkami.

      Usuń
    8. czyli nie hodowca, tylko raczej "fabrykant", bo u nas tak mówimy na takie "hodowle", że "fabryki"... policja czasem robi naloty na takie przybytki, ale to wcale nie jest takie proste ich skłonić do interwencji... wolą zwinąć studenta z ziołem, bo tak samo się liczy w systemie premiowym... jeśli jednak już to się zdarzy, to schroniska mają ból głowy... kiedyś mieliśmy takiego setera z odzysku... kochane psisko było, ale ile pracy, że go odgiąć psychicznie...
      ale że w niemieckim ordnungu takie akcje?...

      Usuń
    9. Hm... to nie az takie akcje jak te po polskiej stronie. Ze odrobaczyc trzeba bylo... co jakis czas trzeba przeciez odrobaczac, ze ucho... no faktycznie...
      Ale to, ze nam psa w Szczecinie sprzedal na papierach, ze niby i zaszczepiony i w ogole, a pies podrozy nie przetrzymal. To byl bol!
      Potem te pieczatki szczepien przegladalismy. Pies ze Szczecina a szczepiony przez fachowca z Tarnowa. Gdyby sie mialo zaciecie mozna by mu bylo niezlego syfu narobic. Facet na dorobku i sprzedawal jak szlo. Mi sie juz ta hacjenda jego nie podobala. I ujadanie psow ( wiele ich bylo), jak w schronisku... gdzie on mial miejsce aby dac zwierzynie warunki?
      Wuj wet mowi, ze to iz fachowiec z Tarnowa szczepil jeszcze nic nie znaczy.... moze byl na urlopie w Szczecinie i poszczepil koledze psiarnie. Ale dla mnie to wszystko bylo ciut nie tak. Zrobil nas w bambuko.
      Gdybym chciala dochodzic swego bylby rwetes, ze tak to tylko Polak Polakowi potrafi zrobic. Doniesc, policje wezwac i te inne.... a jak juz Polka z Niemiec, oj .... to dopiero by bylo.

      Usuń
    10. kapować nie wolno, ale zakapować takiego "fabrykanta", pedofila, czy jakąś inną mendę to się nie liczy jako "kapowanie"...

      Usuń
  3. O kurczaki. Przypomina mi nieco Behemota z ,,Mistrza i Małgorzaty". Maine coon to dla mnie nadkot. Coś po prostu wspaniałego. Widziałem takiego jak byłem w Konstancinie na rehabilitacji, chodził luzem po obiekcie, nawet się zdziwiłem, bo to jednak kot niespotykany luzem tak raczej. A drugi, typowy dachowiec, do tego nieco chory dermatologicznie wybrał sobie mnie jako kocią poduszkę. Siedział sobie na kanapie jak nikogo nie było, ja akurat przykuśtykałem i usiadłem. A on wpakował mi się na kolana i nastąpiła na dłuższy czas blokada systemu mojego. Nie miałem co z nim zrobić, w końcu sam poszedł sobie. :)

    Pozdrawiam!
    Mozaika Rzeczywistości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kota przyszpitalnego Maćka pamiętam z czasów praktyk w szpitalu na Nowowiejskiej... zwykle buszował na zewnątrz, pojawiał się na moim oddziale w porze obiadowej z idealną punktualnością w samo południe równo z hejnałem mariackim z radia... obiad przywożono zwykle z jakimś opóźnieniem, więc Maciek darł japę... na ten sygnał pod pomieszczeniem kuchennym ustawiała się kolejka pacjentów z naczyniami i sztućcami... normalnie zegarki się regulowało zgodnie z Maćkiem... był to kawał wielkiego kocura rasy EU, typowy podwórkowy zabijaka ze szramą na pysku i naddartym uchem...
      za to maine coone'y są spokojne, wyluzowane, pewne własnej siły, nikt im nie podskoczy, a lekkomyślnych zakapiorów ignorują, co najwyżej na nich usiądą...
      pozdrawiam! :)

      Usuń
    2. :) Koty to są jednak oddzielnymi bytami. Nie ma co. Czyli można uprościć, że maine coon to taka kapibara wśród kotów?

      Usuń
    3. dość spory jest jeszcze kot rasy bengalskiej, do tego bardzo żywy, temperamentny, na pewno nie nadaje się do mieszkania w bloku...
      ciekawy i również niemały jest kot rasy savannah, hybryda z genami serwala, rasa promowana w Polsce, przez piosenkarza Wademara Koconia (RIP), jednak w kraju jest ich niewiele, bo to nie jest tani kot...

      Usuń
    4. Widziałem chyba coś niecoś w Sieci o tych rasach. Dla mnie sfinksy są intrygujące. Chociaż pobudka z takim pomarszczonym pyszczydłem rano nie należy do lekkich. :D Na plus podobno te koty wybierają sobie jedną osobę i są jak przyklejone do niej.

      Usuń
    5. Przyjrzalam sie kotu savannah... nie rozumiem dlaczego ludzie robia takie hybrydy, to powinno byc zakazane. Gmeranie w genach moze zle sie skonczyc. Tak, jak gmeranie w DNA roslin i to cale GMO... alergie nekaja teraz ludzi jak nigdy.

      Usuń
    6. ja lubię koty sfinksy, są przemilusie, aczkolwiek trochę mi się ta rasa kłóci z ideą kota... zwłaszcza w zimie, jak węgla i gazu zabraknie... tylko że to nie jest rasa stworzona przez człowieka, lecz efekt samoistnej mutacji... jednak mocno od opieki tego człowieka uzależniona...
      natomiast mam wątpliwości przy tworzeniu ras, które potem są mocno podatne na choroby, na przykład ragdoll...

      @Ania...
      wylazła ciekawa różnica w podejściu do tematu, Ty się martwisz o ludzi, ja o koty :)

      Usuń
    7. Fakt, doczytałem o sfinksie, że kiedyś takie młode, łyse się urodziły. I też o tym jak wymagające są. Wiedziałem co nieco, bo była szefowa mojej Mamy ma takie dwa koty. Na pewno dbanie o ich skórę jest czymś, przy czym można się załamać. A doczytałem jeszcze, że trzeba je kąpać, a przy tym wkładać im do uszu watę. No po prostu obsługa kota wykraczająca poza moje możliwości. @_@

      Krzyżówki są do bani. Przeczytałem gdzieś, że jakaś rada kynologiczna (albo coś takiego) postuluje, żeby buldogi przywrócić do dłuższego pyska. Bo te co teraz są mają dużo minusów zdrowotnych.

      Usuń
    8. z wieloma rasami tak jest, zwłaszcza psów, nawet u znanych i popularnych owczarków alzackich (wilczurów) od pewnego czasu częsta jest dysplazja bioder... rady kynologiczne ciągle coś poprawiają we wzorcach ras, jakiś czas temu np. bassetom "podłużono" łapy...

      Usuń
    9. Wolę chyba psy bliższe tzw. kundelkom. Dużo zdrowsze, spora część bardzo fajna.

      Usuń
    10. :) To rodzaj usprawiedliwienia dla mnie. Bo nie zawsze da się opisać wrażenia słuchowe. Czasem jedyna opcja to posłuchać. I też nie bardzo chcę szukać wzorców, bo ważniejsze jest dla mnie co zespół prezentuje jako on.

      :D Recenzja na pewno trafiająca do dusz fanów gatunku.

      Kiedyś poszedłem na koncert grupy Korn. Spóźniłem się na pierwszy support, nawet już nie pamiętam kto to był. Za to drugi support, Hunter stał się moim dość ulubionym zespołem. A Korn wiadomo, jako stopniowo wciągający się w ich świat fan bezkrytycznie pochłonąłem wszystko, od ich klasycznych kawałków, po te z udziałem Skrillexa i podobnych muzyków. :)

      Usuń
  4. A u nas duży smutek, bo Kota zachorowała. I nikt by się nie zorientował, bo to dzielna i kochana Kota, gdyby nie tajemnicze ślady krwi w łazienkowej umywalce, gdzie nikt nigdy jej nie widział. Sąsiadka podejrzewała syna o zwidy, on sam zaczął podejrzewać duchy :) Jako matka musiałam wykazać się racjonalnością, więc stanowczo postawiłam tezę, że duchy nie krwawią :))) więc może to być krew albo syna albo Koty. Uwierzył dopiero, gdy znalazł małe krople przy kuwecie. Krew od tej pory leje się obficie, ale nie Koty, tylko tych, co starają się jej podać antybiotyk do pyszczka.
    Nie umiemy sobie wytłumaczyć po diabła właziła do łazienki i umywalki?! Nigdy tam nie wchodziła. Gdyby nie to, do tej pory nie wiedzielibyśmy, że choruje.
    Nie wiem, czy koty mają cudowną moc, ale charakterki - na pewno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobno koty potrafią bardzo ukrywać symptomy choroby. Ale czemu tak jest to nie wiem.

      Usuń
    2. ojej, a co rozpoznano?... kiedyś nasza kotka /nie ta od telepatii, tylko inna/ przyszła z dworu krwawiąc z przodu i z tyłu, szybko ją złapaliśmy i pojechaliśmy o weta, a tam się okazało zatrucie strychniną... wystarczyło nieco spóźnienia i byłoby po kocie... na szczęście dało radę i dożyła 15 lat... a zważywszy na bardzo ciężkie przejścia w dzieciństwie to było sporo...
      życzymy Kocie /nasze koty też/ szybkiego powrotu Koty do formy...

      Usuń
    3. @Piotr P.
      przyczyna takich zachowań jest prosta: kot zachował mnóstwo cech kota dzikiego, a w Naturze ukrywanie chorób, czy niepełnosprawności jest czymś normalnym... chodzi o ryzyko narażenia się na ataki ze strony drapieżników lub konkurencji, osobnik chory "aż się prosi" o taki atak...
      widziałem kiedyś film, na którym ekipa lwów podchodziła stado antylop... antylopy to zauważyły i wiele z nich zaczęło nagle popis nadzwyczajnej formy fizycznej dziarskimi podskokami...
      ale z kotami jest o tyle ciekawie, że choć tworzą bardzo luźne społeczności, to jednocześnie zachowują dość silne związki rodzinne... gromadka kotów w domu zachowuje się jak taka rodzina i osobniki chore są traktowane jakby pod ochroną... pamiętam, gdy nasza kotka Gandzia, nieformalna szefowa grupy zaczęła mocno podupadać na zdrowi i reszta kotów schodziła jej z drogi ustępując miejsca do michy...

      Usuń
    4. @Piotr @Piotr
      To ma sens. Ewidentnie ukrywała.

      @Piotr
      Ma kamienie w pęcherzu. Opieka weterynaryjna super i od ręki, ale ceny po zbóju: RTG, USG, zastrzyki; nawet ma dochodzącą "pielęgniarkę" do robienie iniekcji :) ale to już przypadek. Dzięki za życzenia, ale wygląda na dłuższe leczenie :(

      Usuń
    5. ujuj... temat mi znajomy, bo nasz /jak jeszcze nie był nasz/ Lucek miał za wczesnego młodu kamienie w pęcherzu... na szczęście skończyło się na cewnikowaniu, płukaniu, ale od tamtej pory jest na specjalnej karmie, jest tak uwarunkowany na nią, że nic innego nawet nie kojarzy jako "jedzenie"... a to nie jest najtańsza karma... jako ze ma dodatki smakowe, to dla reszty kotów bardzo atrakcyjna, więc trzeba ciągle pilnować, aby mu nie wyjadały...
      ceny, koszta... tiaaa... jak zwierzak jest zdrowy, to jest zdrowy, ale jak zaczyna chorować, to otwiera się czarna dziura na dutki...
      aha... jeśli to są zastrzyki podskórne, to akurat jest bardzo łatwe, nie tak, jak u człowieka...

      Usuń
    6. Tiiiia...Ma już tę dietę cud :-/ Wpiernicza aż jej się uszy trzęsą :)
      Dzięki Piotr.

      Usuń
    7. to są karmy tagowane jako "urinary"... kiedyś koty takich rzeczy nie chciały w ogóle jeść, ale producenci zaczęli je wzbogacać smakowo, zapachowo, więc sytuacja się zmieniła... najlepsza jest firma Royal Canin, ale najdroższa, jednak te tańsze też nie są złe... my kupujemy w Zooplus przez net z dostawą do domu...

      Usuń
  5. Miał! Koty na pewno są magiczne. W końcu to im przypisaliśmy miejsce koło czarownic, traktując koty jako istoty tajemnicze.
    Co do telepatii, to z pewnością koty się nią wykazują. W rodzinie też mieliśmy gdzieś futrzaka, który przewidywał moment przyjścia głównego domownika do domu- i nie ważne, czy dzisiaj zmieniła się godzina, czy domownik wrócił dzień później, po pracy, nad ranem- kot wiedział, jakoś.
    Co do teleportacji, to może kot przechodzi jakoś przez ściany? Bo faktycznie maine coon jest na tyle spory, że aby nie zauważyć przemykającego się osobnika tego gatunku, to na prawdę musiałoby się mieć dużą wadę wzroku : ) Albo otworzył sobie pokój, tylko nie umiem wyjaśnić, dlaczego miałby zamykać też za sobą pokój i ,,zacierać ślady''.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no właśnie, bo to że koty mają zegarki w głowach i to bardzo dokładne, to wiadomo i nie ma nic w tym magicznego... gdy opiekun wraca regularnie, o tej samej porze, to nie trzeba żadnej telepatii, czy jasnowidztwa, wystarczy ten zegarek... ale gdy nieregularnie, chaotycznie?... jednak kot i tak wie...
      ...
      z tym pokojem to jest jeszcze tak, że wchodzi się przez "śluzę" w postaci przedsionka, czyli już mamy dwoje zamykanych drzwi, co jeszcze bardziej komplikuje zadanie... ja nie mam wzroku doskonałego, ale mam tylko +0,5 dioptrii, czyli tyle, co nic, okularów używam bardzo sporadycznie... i nic rano nie wciągałem takiego, żeby widzieć fikcyjnego myjącego się kota na fotelu w chwili wyjścia...
      w szkole miałem trochę fizyki kwantowej i coś tam było o efekcie tunelowym, ale gdzie w ścianach tego pokoju taki tunel, aby się zmieściła taka cząstka elementarna, jak kocia głowa?... piszę głowa, bo u kota jak ona przejdzie, to i cały kot przejdzie :)

      Usuń
  6. Bo to był kot Schroedingera ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wszystkie koty są Schrodingera, wszystkie są z Chesire, chodzą w butach i włażą na płotki blaszanych dachów, a do tego dranie...
      i za to wszystko je kochamy :)

      Usuń
  7. I ,jak tu nie kochać tych słodkich drani? Tylko kochać!

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeżeli kiciuś para się magią... Nie dziwię się, że post jest dedykowany.

    OdpowiedzUsuń
  9. Znając już twojego pierdolca na temat kotów na Hamlecie się nie skończy. To tylko kwestia czasu. Rzeczywiście koty są magiczne i bardzo lubią siedzieć na swoich opiekunach zwłaszcza, jeśli ów opiekun ma jakieś problemy zdrowotne …Taki domowy lekarz.
    A tu znalazłam taka psychozabawę . Którego kota chciałbyś wziąć na kolana? Wiem ty lubisz czarne, ale sprawdź przynajmniej tak dla siebie.
    https://www.onet.pl/styl-zycia/kobietaxl/ktorego-kota-chcialabys-wziac-na-kolana-twoj-wybor-powie-czego-ci-brakuje/hxsk7jx,30bc1058

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. raczej nie skończy się pisanie o kotach... o wielu sprawach jestem w stanie nie pisać, ale o kotach mus, chociaż raz na jakiś czas... to zresztą też jest efekt kociej magii, jakby ktoś się pytał...
      natomiast czy będzie kolejny kot?... o tym to już decyduje tylko Bastet, wyznawcy i czciciele nie mają nic do gadania...
      to siadanie na chorych rejonach można wytłumaczyć niemagicznie, po prostu tam nieraz jest stan zapalny i ciało lokalnie cieplejsze, a koty lubią ciepełko, zwłaszcza pogrzać sobie łapki... ale to nie jest pełne, wyczerpujące wyjaśnienie...
      test jest niekompletny, brakuje kotów niebieskich...
      a tak w ogóle, to czy kolor jest tu najważniejszy?...

      Usuń
  10. Mój kot ma za to umiejętność robienia się niewidzialnym :) Zwłaszcza, gdy czeka go kąpiel, bo się wypaskudził.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to gdzie on łazi?...
      ale o co ja pytam, co najwyżej retorycznie :)
      nasze koty ostatnio są jak ruchome ogródki, ciągle jakieś nasiona na sobie znoszą do domu...

      Usuń
  11. Trudno mi się do tego odnieść, jako że na kotach nie znam się zupełnie. Potrafię tylko odróżnić pręgowanego dachowca od tego takiego długowłosego, co nieodłącznie kojarzy mi się z rozleniwionym i spasionym politykiem.
    A ich zachowanie - no cóż, do tej pory nie miałem z kotami dobrych doświadczeń. Znałem je raczej jako morderców wszelkiego drobiazgu - od wróbli do małych zajączków, co sam niejednokrotnie widziałem. Ale pewnie nie mam racji, bo nie obserwuję ich permanentnie. Jedno wiem - nie zaufałbym kotu. Nigdy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie wiem, czy słowo "morderca" jest tu prawidłowe... pasuje mi tylko do jednego gatunku zwierząt: do ludzi odmiany "myśliwi" /w obecnej postaci myślistwa/... czy kotu można zaufać?... do niczego się nie zobowiązywał, więc słowo "zaufać" nie bardzo ma sens... można tylko mówić o zaufaniu do własnych przeczuć i przewidywań na temat zachowania kota... nawet najwięksi znawcy kotów nie potrafią przewidzieć wielu jego ruchów... jedno tylko jest pewne, że gdy kotu powiesz "chodź lub nie", to on przyjdzie lub nie...

      Usuń
  12. Dziękuję za wizytę na moich szumiących stronkach.
    Zaskoczył mnie Twój komentarz u mnie. Już wcześniej widziałam twoje komentarze u innych, ale nie sądziłam, że może zainteresować Cię pisanie takie jak moje.
    Ale będzie miło, jak znowu zajrzysz. Nie mogę zaoferować Ci herbatki i czegoś słodkiego, ale zawsze znajdziesz ciepłe słowo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a moje Cię zainteresowało?... bo nic o tym nie wspomniałaś...

      Usuń
    2. Czy ja wiem? Trudno powiedzieć. Może jak bardziej się wczytam. Zobaczymy:)))

      Usuń
    3. Nadal czytam, ale z komentarzami trudno

      Usuń
    4. staram się co najmniej dwa razy dziennie zaglądać do spamu i wyłapywać komentarze, które system tam wtrynił... przeglądam też te do moderacji, które system odkłada, gdy post jest nieco starszy... nie pozostaje więc nic innego, jak pewna doza cierpliwości... czy pół doby to jest wiele?... w blogosferze czas biegnie inaczej i trzeba z tym jakoś być :)

      Usuń
  13. o i wsiąkł gdzieś mój komentarz:(((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bez paniki, ten system tak ma, że czasem wrzuca komentarze do spamu, więc zawsze tam zaglądam i nieraz udaje się naprawić sytuację...

      Usuń
  14. Nasz koteczek też doskonale wie kiedy mąż wroci z pracy i chwilę przed tym ustawia się pod drzwiami, żeby go przywitać. Mąż pracuje na trzy zmiany, więc albo tak inteligentnie to oblicza, albo właśnie wyczuwa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. koteczek ma zegarek kwantowy w... w głowie i pewne regularności doskonale ogarnia... może jeszcze brać temat na słuch: przyjazd auta, kroki na klatce lub na posesji, itp. znajome odgłosy... u nas to była taka akcja, że to nie było "chwilę przed" i znikąd żadnej fizycznej przesłanki... i stąd zagadka :)

      Usuń