23 sierpnia 2021

Już przed, czy dopiero po?

Nie jest to mój problem, jednakże problem seksu przed rejestracją związku, zwaną "ślubem" tworzy z niczego sporo ludzi, więc sprawa wydaje mi się godna blogowej uwagi. Nie jest to mój problem choćby dlatego, że owa rejestracja nie jest niczym koniecznym. To tylko taki dodatek do związku, czasem nawet praktyczny, zyskowny, niemniej jednak tylko dodatek. Poza tym trudno mówić o związku, jeśli nie ma w nim seksu. Toć to od seksu właśnie sprawa się zaczyna, to ten moment decyduje, czy dana para chce być ze sobą, czy nie. Inna sprawa, że nawet bardzo fajny seks nie oznacza wcale, że do tego związku musi dojść, ale to już nie jest temat tego posta. Tak więc cały omawiany problem jawi się jako jakiś surrealizm, stawianie sprawy do góry kołami.
Niemniej jednak moja prawda nie jest jedyną prawdą. Są pary, które uważają się za związek, mimo że zbyt bliskiej bliskości jeszcze nie było. Są też pary, dla których wspomniana rejestracja jest czymś nader ważnym. To one właśnie nieraz mają problem, który jest skutkiem takiego podejścia. Można rzecz jasna zmienić to podejście, ale to tak nie działa, z dnia na dzień raczej nie da się tego zrobić. Cóż więc takim ludziom można by rzec? Właściwie niewiele, to jest ich relacja, ich związek, ich sprawa. Jedyne co można stwierdzić, to na pewno więcej ryzykują ci ludzie, którzy odwlekają ów seks do chwili rejestracji, niż ci, którzy nie czekają, którzy działają harmonijnie ze sobą. Warunkiem udanego związku jest kompatybilność seksualna, nie można jej sprawdzić dokładnie samym tylko gadaniem na ten temat. Jeżeli jej nie ma, to taki związek nie ma zbytniego sensu, zaś po rejestracji trudniej jest się rozstać, niż bez niej. Nie każdy wtedy potrafi wykonać rozwód, więc woli się męczyć w martwym związku mając płonną nadzieję, że ta sprawa się jakoś tam dotrze. To rzecz jasna jest spore uproszczenie, laboratoryjny, statystyczny obraz, bo nieraz też tak jest, że ludzie czekają na ten moment, po czym nagle okazuje się, że jest super. Inna sprawa, że ci, którzy nie czekają też ryzykują. Nieraz jest tak, że po ślubie ludzki behawior się zmienia. Ilość różnych żartów, memów na ten temat świadczyć może, iż nie jest to takie unikatowe zjawisko. Ale tak rozumując można dojść do wniosku, żeby w ogóle nie wchodzić w związki, bo wtedy ryzyko jest zerowe. Tacy akurat ludzie są, single, które swój seks, jeśli go uprawiają, ograniczają tylko do jednorazowych ewentów. Ale ich omawiana sprawa nie dotyczy, więc tym zajmować się tu nie będziemy. Nie dotyczy też par, które mają niskie libido i seks jest dla nich niezbyt ważny, w skrajnych przypadkach wręcz zbędny. Przy okazji zauważmy też, że jeśli oboje tak mają, to są właśnie kompatybilni seksualnie, więc taki związek może być nader udany.
Na koniec jeszcze jedno spostrzeżenie. Otóż nieraz jest tak, że sprawa kręci się wokół jednej konkretnej techniki seksu. Dla niektórych nawet seks to tylko ta właśnie technika. Tabu przedślubne dotyczy więc głównie jej, ma to zresztą pewne swoje racjonalne wytłumaczenie. Ów patent, bez względu na zabezpieczenia jest najbardziej ryzykowny, jeśli chodzi o ciążowego pecha. Gdy tak się stanie, to obrywa głównie kobieta, zaś rejestracja związku daje jej złudzenie większego bezpieczeństwa. Tedy to więc wiele par stosuje prosty trick, że do ślubu owej techniki nie stosują kochając się na wszystkie inne znane im sposoby. Jedyny kłopot może być wtedy, gdy któraś ze stron nie akceptuje takiego układu, zwykle jest to mężczyzna. Ale tak naprawdę, to nie jest to żaden kłopot, bo taka sytuacja oznacza brak wspomnianej kompatybilności, czyli sam związek może się rozlecieć bez zbytniej szkody.

31 komentarzy:

  1. Ja prawdę mówiąc zawsze byłem zdania, że rejestracja nie jest potrzebna do zbliżenia, ona jest niejako jednym z wielu sposobów na zamanifestowanie wzajemnych uczuć. Co do tej kompatybilności - to chyba głównym problemem jest różnica temperamentów. Warto to faktycznie sprawdzić przed uszczęśliwieniem się ślubem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kompatybilność (seksualna) to mocno złożony temat i choć kwestia temperamentów jest w niej ważnym elementem, to nie jedynym i nie głównym, takiego wyróżnionego chyba raczej nie ma, to zależy od pary, bo drobiazg dla jednych może zepsuć wszystko w przypadku drugich...

      Usuń
  2. Podobno bywają takie pary, które czekają z seksem do ślubu, ich sprawa.
    Kłopot może powstać wówczas, gdy okaże się, że są kompletnie niedobrani, a jeszcze większy, gdy pojawi się, mało spotykane, ale jednak uczulenie na spermę ukochanego.
    Czytałam o takim zjawisku i kobieta zachodziła w ciąże dopiero po zmianie partnera, zresztą nie była to tylko kwestia problemów z ciążą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. owa substancyja bywa świetnym kosmetykiem, choć niektóre kobiety za kontaktem z nią nie przepadają... no, ale to jest kwestia gustu, sprawa psychologiczna... natomiast alergia to już grubsza sprawa i przyznam, że słyszę o niej po raz pierwszy... no, ale w obecnych czasach z alergiami jest jak z wirusami, wciąż przybywa nowych...

      Usuń
  3. Już na dzień dobry nie zgadzam się ze stwierdzeniem: „Toć to od seksu właśnie sprawa się zaczyna, to ten moment decyduje, czy dana para chce być ze sobą, czy nie”. To typowo samczy punkt widzenia, przy czym obraża nie tylko kobiety, ale również tych facetów, dla których związek (w założeniu udany, choć nie wiadomo na jak długo) to nie tylko seks. Doprecyzuję: najpierw jest „coś”, co sprawia, że zaczynasz myśleć o związku (niekoniecznie jeszcze formalnym), który ewentualnie będzie skutkował seksem, jako dodatek do związku. Należałoby określić to „coś”, ale ponieważ zależy to od osobistych czynników, trudno tu o jednoznaczne definicje. Ale w przybliżeniu może tu wchodzić w grę rozmowa, dzięki której łatwo się zrozumieć, przyjemność samego obcowania (towarzyskiego), czy wspólne zainteresowania i wspólne środowisko znajomych. Oczywiście, może się zdarzyć, że już przy pierwszym zetknięciu głównym czynnikiem mobilizującym do związku będzie seks, czasami nawet obopólna chęć, ale to nie wróży zbyt dobrze, bo nie sposób na samym seksie budować w miarę trwały związek. Nawet najbardziej wybujałe motyle w brzuchu obumierają, bo żywot motyli bywa krótki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kompletnie nie rozumiem, o co chodzi z tym obrażaniem, to raczej Ty sugerujesz, jakoby seks był czymś gorszym od innych aspektów życia i motywacji do bycia razem... poza tym nie wiem, czy zauważyłeś, że pierwszy akapit mówi o tym, jak to działa u mnie... a ja akurat nie myślę o związku /nigdy tak nie było/, zanim do tego seksu nie doszło /co nie znaczy, że zawsze myślę po/... i nieraz nie dochodzi, znam nieco kobiet, z którymi mam fajne kumplowskie, wręcz przyjacielskie relacje, seks nam raczej nie przychodzi do głowy /co najwyżej w żartach/, więc takiego układu "związkiem" sensu stricto nie nazwę...
      teraz przejdź do drugiego akapitu, przeczytaj powoli i uważnie, zwłaszcza pierwsze zdanie, jasno zeń wynika, że istnieją inne podejścia do tej sprawy i wcale nie uważam ich za jakieś "gorsze"...
      na temat budowania związku "na SAMYM seksie" nie widzę sensu dyskutować, bo takie coś nie istnieje... wspominam o tym w odpowiedzi Anabell, tam też wyjaśniam różnicę pomiędzy związkiem trwałym i udanym...

      Usuń
  4. Myślę, Piotrze, że podszedłeś do tematu z czysto męskiego punktu widzenia. Poznałam wiele kobiet i par, nie tylko prywatnie, ale i zawodowo, i nie spotkałam ani jednej kobiety dla której głównym powodem rozstania był seks. Jakaś zdrada, skok w bok - owszem, ale zerwanie związku nigdy. Nie twierdzę, że ta sfera nie jest w związku ważna, ale dla kobiet nie najważniejsza.
    Wiem, że Cię nie przekonam, ale pomyśl, ile super atrakcyjnych, młodych kobiet wychodzi za mąż za starych pierników. Dla seksu? No, proszę Cię :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja spotykałem przypadki kobiet, które odchodziły od partnera z powodu seksu... ale faktycznie, są też przypadki kobiet, które myślą kieszenią i gdy zerwanie (czy rozwód) miałoby je osłabić materialnie, wtedy się na to nie decydują i frustracje w sferze seksu ogarniają właśnie owymi skokami w bok...
      ...
      nie, nie przekonasz... seks jest na drugim miejscu (po opiekuńczości) listy motywacji wiązania się młódek z mocno starszymi od siebie facetami, po prostu uważają one, że taki partner lepiej się zna na temacie od młodego koguta, że lepiej zadba o ich potrzeby w tej dziedzinie...
      gwoli uzupełnienia: na trzecim miejscu jest doświadczenie życiowe, dziewczyny traktują takiego partnera jak "mistrza" /jednocześnie nieraz sam związek jako tymczasowy/, zaś stereotypowa kasa jest dopiero na czwartym...

      Usuń
    2. :)))
      Naprawdę wierzysz, że tak jest?! W sumie dla obu stron taka wiara ze strony mężczyzn jest użyteczna: oni czują się dobrze, one mają się dobrze.

      Usuń
    3. po prostu wiem, że tak jest... miałem nieco sporo młodszych partnerek /na chwilę lub w związku/ i żadna ze mną nie była dla kasy... wiesz, ja mam taki od dawna sprawdzony sposób na selekcję sensownych, wartościowych kobiet: jak nie mam tej kasy, to nie mam, zaś jak mam, to udaję, że nie mam...
      rzecz jasna wiem, że mój przypadek oraz parę innych, które kiedyś spotkałem jako obserwator z boku to jeszcze nie statystyka...
      wiem też, że do takich ankiet nie każda laska odpowie szczerze, bo trochę jej głupio przyznać przed sobą, że jest zwykłą dziwką, tak więc ten stereotyp ma pewne realne podstawy...
      niemniej jednak rozmiar nieszczęścia jest o wiele mniejszy, niż to popularnie funkcjonuje w ludzkim gadaniu...

      Usuń
    4. Piotr, ale ta Twoja próbka badawcza nie jest reprezentatywna :) Te dziewczyny wykorzystały Cię jako samca, a nie materiał na trwały związek, a przecież w notce piszesz, że seks to recepta na trwałość związku właśnie.

      Usuń
    5. dlaczego zawsze musi się trafić ktoś, komu się nie chce uważnie przeczytać tekstu? :)
      ...
      wcale tak w notce nie piszę, tam stoi jedynie czarno na białym, że /cytuję/ "warunkiem udanego związku jest kompatybilność seksualna"... poza tym wcześniej wspomniałem, że /cytuję/ "nawet bardzo fajny seks nie oznacza wcale, że do tego związku musi dojść"... nic tam nie ma o żadnej recepcie i żadnej trwałości...
      ...
      pojedynczy przypadek, czy nawet kilka nie są reprezentatywne i sam o tym piszę, że /cytuję/ "to jeszcze nie statystyka", ale ankieta (na większej próbce), o której wspomniałem to już jest statystyka, a to z niej właśnie wynika (statystycznie), że kasa w takich relacjach, gdzie jest "różnica wieku" wcale nie jest na pierwszym miejscu, mimo że nieraz bywa potwierdzając stereotyp...
      ...
      z tym "wykorzystaniem jako samca" to już fantazjujesz i w ogóle nie rozumiem, o co Ci chodzi... tak na dobrą sprawę, to w każdych relacjach międzyludzkich /nie tylko seksualnych/ ma miejsce jakieś wzajemne "wykorzystywanie" i czasem faktycznie ktoś może mieć odczucie braku równowagi, że więcej daje, niż bierze, że jakiś bilans wychodzi mu na minus, wtedy faktycznie ten ktoś może się czuć "wykorzystywany", bo stworzył sobie jakieś oczekiwania... tylko co o tym może wiedzieć obserwator z zewnątrz, który ma śladowe dane o sytuacji?...
      z tym "materiałem na związek" też brzmi to jakoś dziwnie... bo jeśli dwie osoby się sobie spodobały i chcą się pomiziać, i nawet fajnie się pomiziają, to może z tego wyniknąć związek, ale wcale nie musi, w końcu może być tak, że oboje nie chcą się w żaden związek wikłać... ale o tym już wspomniałem wcześniej...

      Usuń
    6. Komentarz był (nieco) prowokacyjny :) Zazwyczaj takie zarzuty czynią mężczyźni kobietom. Oni nigdy, przenigdy, nie mogą być wykorzystani! Okazałeś się bardzo męski :)
      Czytałam dokładnie notkę, tyle, że jej tezy nie są do końca czytelne. Warunek, czy recepta...w sumie co za różnica, ale mniejsza. Ciekawa jestem tych badań. Jakiś link?

      Usuń
    7. wyniki tego badania znam akurat nie z neta, ale gdybym wiedział, że zapytasz o źródło, to faktycznie bym sobie zapisał detale pracy, w której to wyczytałem...
      tak teraz na szybko grzebiąc w tym necie widzę, że pełen jest on różnych opinii, powielany jest także nieraz ów stereotyp "materialny" /np. prof. Starowicz jest jego wyznawcą/, ale znalazłem też takie coś:
      https://lovetime.pl/mlodsze-kobiety-lubia-starszych-mezczyzn.php
      nie ma tu gradacji, priorytetów, ale widać, że powody stricte materialne stanowią wybitną mniejszość...
      ale jest też coś, co z grubsza pokrywa się z wynikami wspomnianych badań:
      https://porady.sympatia.onet.pl/sympatia-radzi/5-powodow-dla-ktorych-kobieta-chce-miec-romans-ze-starszym-mezczyzna/7gwsq7e
      ...
      mój błąd polegał na tym, że napisałem "warunek", a nie dopisałem "konieczny", uznałem to za oczywistość, że ta kompatybilność to nie jest warunek dostateczny, gdyż aby związek zaistniał trzeba jeszcze paru innych czynników, nie zawsze łatwych do doprecyzowania...

      Usuń
  5. No cóż, w sumie uprawiając seks przedmałżeński nie zakładamy chyba, że za jakiś czas nastąpi rozstanie. Raczej zakładamy, że jest to ten jedyny, najcudowniejszy mężczyzna naszego życia. A że z czasem związek okazuje się z różnych przyczyn porażką to już inna sprawa. Z drugiej strony, gdyby nie seks przedmałżeński to nie byłoby tyle samotnych matek, może byłoby mniej chorób przenoszonych drogą płciową, pewnie o wiele mniej aborcji, oraz mniej dzieci dorastających bez obojga rodziców.
    Trudny temat, ale każdy ma wolny wybór.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bywa różnie, jedni z góry nastawiają się na związek "do grobowej deski", drudzy bronią się przed związkiem i wolą jednorazowe, niezobowiązujące przygody... prywatnie uważam, że najlepiej o tym wcale nie myśleć, tylko skupić się na chwili obecnej... często właśnie ów seks powoduje zmianę nastawienia o 180 stopni: kiepski seks może spowodować rozczarowanie tą drugą osobą, zaś fajny seks może spowodować, że ów singiel nagle zapragnie z nią związku...
      "samotne" (dokładniej: samodzielne) matki bardzo często są rozwódkami, czasem zdarzają się też i wdowy, więc nie widzę związku między seksem "bez ślubu" i zjawiskiem takich matek...
      choroby raczej rzadko zdarzają się w małżeństwach, ale trudno za nie winić ów seks bez ślubu, skoro jest on czymś naturalnym i oczywistym, tu pozostaje tylko dbałość o higienę i ostrożność w doborze partnera/ki...
      natomiast co do aborcji i dzieci dorastających bez obojga rodziców, to bez znaczenia jest, czy są efektem seksu bez ślubu, czy po ślubie, zdarza się to tu i tu... idąc torem Twojego rozumowania można dojść do wniosku, że najlepiej jest wcale seksu nie uprawiać, wtedy nie ryzykuje się żadnej ciąży...
      pozdrawiam :)

      Usuń
  6. Jako że nigdy nie zagłębiałem się w opinie seksuologów, ani nawet terapeutów małżeńskich na ten temat, kompletnie nie wiem, jak swoje doświadczenia przenieść na ogół. W każdym razie nigdy w życiu przez łeb mi nie przeszło, by czekać z seksem do ślubu, bądź wymagać od partnerki dziewictwa. Ale za to przyszła mi do głowy historia Kazia Marcinkiewicza, który pierwszą żonę poznał jeszcze w szkole (nie pamiętam, czy średniej, czy podstawowej), nie mieli przed sobą partnerów wielu, być może nie mieli ich w ogóle. I wyobrażam sobie siebie w takiej sytuacji. I natrętne myśli, na widok kobiet o innym typie urody lub o innym podejściu do życia, by z nimi spróbować. Jestem pewny, że musiałbym się z tym zmagać, a nie jestem pewien, czy bym zmagać się chciał. W każdym razie, moje doświadczenie ograniczone do jednej partnerki mogłoby mnie łatwo naprowadzić na minę, jak i Kazia naprowadziło.
    Wracając do tematu głównego: Kompletnie nie rozumiem, po co czekać z seksem do ślubu, podobnie jak nie rozumiem, po co sobie wkręcać imperatyw pozostawania przy jednym partnerze, skoro i tak mało kto w praktyce przeżył takie doświadczenie. Na pocieszenie tym, którzy jednak czekają i bardzo im zależy na utrzymanie jednego jedynego związku powiem, że to że ja nie rozumiem, niczego dla nich nie musi oznaczać. Mój brak zrozumienia jest moim problemem. Ich problemem są ich wybory wraz ze wszystkimi konsekwencjami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dla mnie też nigdy nie miało znaczenia dziewictwo partnerki, ani to fizjologiczne, ani rozumiane jako brak doświadczeń... aczkolwiek taka informacja jest ważna w tym sensie, że skłania do wyrozumiałości, gdy ta partnerka naszym zdaniem robi coś nie tak, ale to jest zupełnie osobna sprawa...
      pozostawanie z jedną osobą akurat rozumiem, nie rozumiem za to niektórych motywacji, uzasadnień tegoż... do nich właśnie należy ów wspomniany przez Ciebie imperatyw... wierność na skutek jakichś postanowień, przysiąg wydaje mi się jakimś nieporozumieniem... skoro z moją kobietą jest mi dobrze, to logiczne jest, że nie chcę tego ani zmieniać, ani tym bardziej psuć... problem będzie, gdy coś zacznie iść nie tak, ale skoro nie zaczyna, to po co mi o tym myśleć i tworzyć ten problem z niczego?...
      inna sprawa. że są ludzie, którzy kierują się inną logiką, ale to jest ich logika, nie moja, więc w gruncie rzeczy co mnie ona obchodzi?...

      Usuń
  7. Temat jest tak złożony, że ja chyba tylko "odhaczę się na liście obecności".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ano złożony, próbowałem go maksymalnie uprościć, a wyszło jak wyszło :)

      Usuń
    2. Z kilku - kontrowersyjnych dla mnie - wątków Twojej wypowiedzi na razie wybrałem to zdanie "...warunkiem udanego związku jest kompatybilność seksualna ...". To prawda, ale jak to z prawdą bywa, istnieje wiele związków gdzie seks, albo nie istnieje w ogóle (np.: Stephen Hawking, lub związki artystów, polityków, celebrytów - vide Picasso i Sylvette David https://www.anialuk.com/pl/2017/09/19/kobiety-pablo-picasso-i-sztuka/), albo odgrywa minimalną rolę, ale pomimo tego, te związki należy uznać za bardzo udane. Przecież oczekiwania Picasso, aby mieć młodziutką partnerkę (niekoniecznie dla seksu!), tak jak i oczekiwania Sylvette, aby być u boku znanego człowieka - spełniły się. Udany związek niekoniecznie musi opierać się na seksie, jeżeli obie strony uznają, że inne cele są dla nich ważniejsze, np. kariera naukowa, zawodowa, polityczna, itd., ...
      Bywa też tak (to dowód na prawdziwość Twojego zdania), że formalny związek istnieje tylko dla seksu, bo on codziennie bije ją po pijanemu, albo ona się łajdaczy, ale potem zgodnie idą do łóżka. Nie wnikam w to, czy powodem trwania takich związków są jakieś "gabaryty" narządów rodnych, psychika, inwencja "artystyczna", merkantylizm, zauroczenie, itd., bo fakt jest faktem. Seks dla jednych związków może nie istnieć, dla innych jest najważniejszy i nie ma w tym nieprawidłowości. To jest tylko jeden z kilkuset (!) wątków jakie można rozwinąć w kwestii "seksu przedmałżeńskiego", dlatego na razie się nie rozwijam. 😉

      Usuń
    3. kwestia definicji owej kompatybilności... w tekście wspomniałem o parach o niskim, lub wręcz zerowym libido, gdzie seksu prawie lub nawet wcale nie ma i uznałem to za skrajny przypadek kompatybilności... można to przeformułować tak, że braka seksu nikomu w parze nie sprawia problemu, seks we wzajemnych relacjach jest dla nich nieistotny...
      ...
      nie ma związków idealnie partnerskich, zawsze jedna strona jest odrobinę dominująca, druga odrobinę uległa i różnie to bywa w różnych sferach, także w seksie... natomiast skrajność to związki sado-maso, gdzie dominacja jednej strony jest wyraźna i jednoznaczna, zaś fenomenem tych związków jest nadzwyczajna ich trwałość... bywa jeszcze tak, że jedna strona wyraźnie dominuje we wszystkich sferach życia poza seksem, gdzie role się odwracają...
      to są wszystko ciekawe sprawy, ale z uwagi na szkicowość i zwięzłość mojego posta już ich nie rozwijałem... po prostu wykonałem szybki surfing po temacie, bez zanurzania się nigdzie weń...

      Usuń
  8. Żaden związek nie może być oparty tylko na seksie lub tylko na zauroczeniu walorami intelektualnymi partnera. I, powiedzmy to sobie szczerze - nikt nie jest w stanie przewidzieć czy związek dwojga będzie trwały czy też nie, chociaż na początku i seks i strona intelektualna wydawała się nam bez zarzutu. A sprawa czy ma być seks przed uprawomocnieniem związku czy też
    dopiero po - ma niewielkie znaczenie, bo my się z biegiem lat zmieniamy i to co kiedyś nas zachwycało po kilku lub kilkunastu latach może przestać zachwycać.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wydaje mi się, że żaden związek nie jest oparty "tylko na" jakimś pojedynczym słupku, np. seksie, wspólnym hobby, temacie rozmów, etc, nawet quasi-związki typu "fuckin' friends" nie sprowadzają się do samego seksu, więc nie widzę sensu roztrząsać nieistniejącej fikcji... jeśli piszę o kompatybilności seksualnej jako warunku udanego związku, to rozumiem to o wiele szerzej, niż jako "mieć ze sobą fajny seks"...
      nic nie jest trwałe i to oczywiste, że się zmieniamy... pytanie jak się zmieniamy, co z tym robimy i czy jest jakaś zgodność w parze co do kierunków tych zmian... czasem rozdźwięk jest taki, że nic z tym nie można zrobić i utrzymywanie takiego związku w całości na siłę to czysty masochizm, uprzykrzanie sobie nawzajem życia...
      numer polega na tym, że wiele osób myli pojęcia "trwały" (związek) i "udany"... tymczasem trwały wcale nie znaczy, że jest udany, zaś udany nie musi być trwały, kiedyś ta "udaność" może się skończyć, ale mimo tego końca sam związek nadal pamiętamy jako udany...
      miłego :)

      Usuń
  9. Też pomarudzę na tę wstawkę, że to moment seksu warunkuje to, czy będziemy z daną osobą czy nie. Są ludzie, którym na seksie nie zależy (mimo, że ich partnerom zalezy) i grają w tę grę, bo chcą sprawić radość partnerowi. Są związki, gdzie ten seks jest kiepski, a mimo to są z partnerem, bo seks odgrywa tak marginalną rolę, że nie może być powodem do rozstania. Prędzej uciekłabym od kogoś, kto ma zbyt odmienne poglądy, nie szanuje mnie, albo nie wspiera, niż od tego, z kim seks jest średni- w końcu seksu nie uprawia się tak często jak się rozmawia, seksu nie ma w związku tak dużo jak ilości problemów życia codziennego, które musimy z partnerem pokonywać. Ale co kto woli, jeśli dla Ciebie jest to tak nadrzędne, to nie będę przekonywać, że tak nie powinno być.
    Osobiście znam osobę, która od seksu zaczęła cały związek i na tym była zbudowana cała relacja. Mówię tu o koleżance, która wyemigrowała do Niemiec i nie za bardzo umiała mówić. Poznała tam Niemca i na tyle jej się podobał, a nie wiedziałą, jak z nim rozmawiać, że po prostu nie wychodzili z łóżka przez pierwsze sześć miesięcy związku. Zaczęli ze sobą rozmawiać dopiero, kiedy ona nauczyła się niemieckiego i właśnie, po czterech latach od ślubu, czekają na narodziny drugiego dziecka. Więc co kolejna osoba, to nowa, dziwna historia powstania związku : )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. źle bym się czuł w sytuacji, gdy kobieta się ze mną mizia tylko dla mnie, aby mi sprawić radość, zaś jej to generalnie wisi, czy to mizianie jest, czy go nie ma... taki związek skończyłby się, zanim by się zaczął, w ogóle by nie zaistniał...
      nie każda znajomość damsko - męska musi od razu sterować do seksu, może wręcz wcale nie sterować i nieraz ten (wzajemny) seks jest poza polem zainteresowania obojga, ale nie nazwę "związkiem" zażyłej relacji, gdy do seksu nie doszło, a jedynie np. "kumplowaniem się" lub "przyjaźnią"...
      no, ale jak wspomniałem w tekście "moja prawda nie jest jedyną prawdą" i na świecie jest cała fura fajnych związków opartych na jakiejś "innej prawdzie" :)
      o parach, dla których (obojga) seks stanowi marginalną rolę wspominałem już, że dla mnie jest to pewna odmiana kompatybilności...

      Usuń
  10. Jeśli ktoś "lubi seks jak koń owies" to jest mu/jej wszystko jedno "przed" czy "po"; byle było.
    Jest jedno ale...koń żywiony owsem chudnie i tarci siły;
    no i to by pasowało do drugiego powiedzonka;
    "dobry kogut- chudy kogut"
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. najważniejsze jest, aby oboje lubili ten owies lub oboje go nie lubili... gdy jedno lubi, a drugie nie, to lepiej się do tego samego wozu nie zaprzęgać...
      pozdrawiam :)

      Usuń
  11. A ja myślę, że ten problem dotyczy tych, którzy nieco na tym świecie żyją, bo młodzi w większości nie mają takich dylematów: po ślubie, czy przed. Jeśli chemiia między nimi, to wcześniej, czy później znajdą okazję, by pójść do łóżka, a nawet mieszkać ze sobą. Nie widzę w tym nic niestosownego, a nawet do głowy by mi nie przyszło, by kogoś poucza, jak ma żyć. :-)
    Serdeczności zasyłam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. myślę, że jest odwrotnie... starsi mają już zwykle ugruntowany pogląd, za to młodsi nie zawsze wiedzą, jak to ogarnąć...
      serdeczności :)

      Usuń
  12. Ja tam nikomu wchodzić do łóżka nie chcę (w sensie obcym parom, bo tak ogólnie to wiadomo, że chcę). Ale pamiętam jak znajoma uparcie chciała czekać do legalizacji a później wielki problem miała bo uwaga okazało się, że małżonek ma niższe libido i w ogóle jej nieziemskich fantazji spełniać nie chce :P. Ups, widziały gały co brały? No nie w tym problem, że nie widziały :P

    OdpowiedzUsuń