05 lutego 2021

Wychodzący, czy niewychodzący?

Temat jest zagadany w necie wręcz na śmierć, ale kot ma ponoć dziewięć żyć, zaś prawdziwych kociarzy gadanie o kotach nigdy nie nudzi, mogą to robić bez końca. Tak naprawdę, to problem nie wszystkich dotyczy, bo jeśli ktoś mieszka (na przykład) na szóstym piętrze bloku, to ma inne pytanie przed sobą: "Czy w ogóle mieć kota?", skoro jasne jest, że wychodzącym ten kot na pewno nie będzie. Istnieje bowiem taki pogląd, że tylko wychodzący kot ma optymalne warunki do rozwoju. Prywatnie z tym sympatyzuję, aczkolwiek niefanatycznie. Bo kot niewychodzący również może być szczęśliwym kotem, jednak pod pewnymi warunkami, takimi jak przytomny opiekun, czy kotyfikacja mieszkania /==TU==/. Czyli wstępnie patrzymy, jak mieszkamy, czy mamy warunki na to, aby kot wychodził, zatem pytanie tytułowe dotyczy tych, którzy te warunki mają. Okazuje się, że wśród nich są zwolennicy kociego niewychodzenia. Jakież mają na to argumenty? Pierwszy to bezpieczeństwo. Prawdą jest niestety, że kota na dworze może spotkać wiele niemiłych okoliczności. Chyba najczęstsza to wypadek drogowy przy udziale auta. Dalej robale: kleszcze, pchły, czy też lokatorzy kiszek. Kontuzje na skutek bójki z drugim kotem, psem, czy też innym zwierzem. Choroby i zatrucia. Inne wypadki, jak na ten przykład wpadnięcie do studzienki lub rynny, czy też samouduszenie foliówką. Listę zamyka spotkanie złego człowieka.
Ten zestaw, mimo że zwięzły, może robić wrażenie, nie można go jednak demonizować. Przecież kot nie jest idiotą, to bardzo mądry, inteligentny stwór, który całe mnóstwo zagrożeń potrafi uniknąć. Istotna jest też kwestia "jak, gdzie mieszkamy?", czy okolica jest spokojna, czy też nasze okno wychodzi na ruchliwą ulicę. Poza tym kot od tego ma swojego opiekuna, aby ten zabezpieczył go przed chorobami lub robalami. Jakby jednak nie było, średnia wieku kota wychodzącego jest niższa od niewychodzącego.
Tu dygresja: W necie można znaleźć informację, jakoby ta średnia wynosiła od trzech do pięciu lat. Jest to jakieś nieporozumienie, ktoś wliczył do rachunku koty bezdomne, "piwniczne", którymi zajmują się jedynie "kocie babcie", fundacje pomocowe, czasem też miasto patronuje opiece nad nimi. Mimo tego jednak warunki ich życia są nieporównywalnie gorsze, niż kotów wychodzących mających swoje domy, swoich prywatnych opiekunów. Takie dzikie koty faktycznie żyją krótko, pięć lat jest raczej poza zasięgiem nawet mistrza kociego surwiwalu. Inne źródło podaje dla kotów wychodzących średnią wieku od siedmiu do dziesięciu lat. To już jest bardziej do przyjęcia, jednak trzeba pamiętać, że odchylenia od tej średniej są dość spore. Dla przykładu: nasza wychodząca rekordzistka dożyła lat dziewiętnastu, zaś inna, trzylatka wróciła do domu z objawami zatrucia, po czym odeszła, zanim doszło do interwencji fachowca. Koniec dygresji.
Tak czy owak, lista zagrożeń dla kota niewychodzącego jest krótsza, sprowadza się ona w sumie do niedoinformowanego opiekuna, który za bardzo nie potrafi się kotem zajmować. Najczęściej efektem tego jest nieodpowiednia dieta plus nuda, zdarzają się też czasem inne wypadki.
Drugi argument za niewychodzeniem kotów jest natury eko. Otóż tak to jest, że nasz miły mruczek jest jednocześnie perfekcyjną maszyną do zabijania. Eksterminuje bez litości wszystko, co żywe w okolicy, co nadaje się na ofiarę. Dane na ten temat faktycznie wyglądają poważnie /==TU==/, funkcjonuje nawet pogląd, że kot domowy to gatunek inwazyjny, zagrażający bioróżnorodności. Po drugiej jednak stronie mamy opinie, jakoby kot był naturalnym selektorem, zaś gatunki jego ofiar szybko się mnożą, więc nie ma co dramatyzować. Jak sytuacja wygląda naprawdę, pozostawię to już czytającym do rozważenia.
Próbą kompromisu rozważanych alternatyw bywa wyprowadzanie kota na smyczy, lince. To może nawet działać, jeśli kota wcześnie przyzwyczaimy do szeleczek, do takiej właśnie formy spaceru. Nie wszędzie jednak można to praktykować, zaleca się spokojne okolice. Wystraszony nagle kot odruchowo wskakuje na drzewo, jeśli zaś nie ma drzewa, to będzie nim opiekun. To może boleć zaiste mocno. Opiekuna, nie kota.

34 komentarze:

  1. Byłem właścicielem kotów niewchodzących do domu, wchodzących i wychodzących z domu, teraz mam kota niewychodzącego. I powiem z pełną odpowiedzialnością, że dla kogoś, kto naprawdę lubi koty najbardziej komfortowa sytuacja to ta ostatnia. Pytanie czy dla kota? Nie wejdziesz w jego mózgownicę, więc trudno to ocenić z naszej pozycji, a jednak. Moja Hava ma teraz dwa lata. Szybko była poddana sterylizacji, choć nie miałem w planach mieć kocura. Okres najbardziej szalonych pomysłów ma już jakby za sobą, choć wciąż potrafi czymś zaskoczyć. Ostatnio rozwinęła mi w nocy całą rolkę papieru toaletowego na wszystkie pomieszczenia. Wymaga wspólnej zabawy, ale po to ją właściwie mam, więc tu nie problem. Najważniejsze jest jednak to, że teraz sama nie wyjdzie z mieszkania, nawet jeśli drzwi są uchylone. Jej moja, sorry, jej kawalerka w zupełności wystarcza. A ja nie mam problemów z bieganie do weterynarza, ani z nasłuchiwaniem, czy na drodze samochód jej nie przejechał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nawet kawalerka może dostarczyć kotu wiele bodźców i okazji do ruchu, a gdy opiekun współuczestniczy w zabawie, to czegóż więcej kotu trzeba do prawidłowego rozwoju psychicznego?... dodajmy jeszcze, że są rasy, odmiany, czy też przypadki osobnicze kotów, które bardziej sobie cenią domowy spokój i ciszę, niż wyprawy w nieznane...
      natomiast jak poznać, czy kot jest szczęśliwy?... to raczej ludzki problem, niż koci, kot nie zawraca sobie głowy pojęciem "szczęścia", a my możemy jedynie próbować rozpoznać stan jego "ducha" na podstawie jego stanu zdrowia, funkcjonowania, a także tego, co sam kot nam komunikuje...

      Usuń
  2. Nie miałam nigdy kota, ale widuję osiatkowane balkony i zwierzaki wyprowadzane na smyczy, tylko jakoś ze smyczą kot mi się nie kojarzy...
    W mieście chyba trudno o samowyprowadzanie kota, zbyt wiele zagrożeń, jak piszesz...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. osiatkowania balkonu wydaje się być dobrym pomysłem, dość często praktykowanym, za to widok kota na smyczy faktycznie bywa dość rzadki... sam nie mam takich doświadczeń z kotami, za to mam kotkę, która chętnie chodzi na spacery bez smyczy /też rzadkość/, ale jest to zasługa spokojnej, bezpiecznej okolicy, że takie wyjścia są możliwe...

      Usuń
  3. Toczę od lat spory z kociarzami w temacie picia, czy nie picia przed te stwory mleka. "Tylka karma sucha! Nic więcej!" - wykrzykują. "Po mleku koty mają sraczkę!" To jak te koty przeżyły czas do "wynalezienia" karmy? Wcześniej miałem kilka kotów i na mleku żyły i przeżyły jak każdy porządny ssak - oczywiście polowały... Daję tutaj link do takiego "polowacza"; https://www.facebook.com/100003124093615/videos/3568936623220439

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dyskusja o mleku dla kotów przypomina dyskusję o klapsach: "ojciec mnie lał, a mimo to wyrosłem na porządnego człowieka"...
      no, to ja twierdzę na podstawie obserwacji, że koty mają sraczkę po mleku i nie daję kotom mleka... znaczy daję naszej kocicy mleko bez laktozy z Rossmanna, nie za wiele, jako bonus... kocur mleka nie dostaje, ale on jest "przypadkiem medycznym" na specjalnej karmie weterynaryjnej... co do suchej karmy to faktycznie jest wygodna /dla opiekuna/, ale ja uważam, że kotu trzeba dietę urozmaicać...
      ...
      za to pamiętam czasy PRL, gdy w ogóle był kłopot z wyżywieniem kota... czego to się nie kombinowało... sytuację ratowały kalmary, które wtedy zasypały rynek za grosze zresztą, a potem się pojawiły "wolne jatki", gdzie dawało się uprosić okrawki i podroby... wreszcie ktoś wyprodukował suchą karmę "Filemon", to była nowinka, ale dość tania, a ówczesna kocica nie grymasiła...

      Usuń
  4. Ja znam jeszcze trzeci gatunek kota, to kot balkonowy. Opisałem i sfotografowałem go na blogu:
    https://bezkomentarza.wordpress.com/2020/02/06/zorganizowane-grupy-przestepcze/
    Nie wiem, czy to zdjęcie da się tutaj odtworzyć, więc dodam, że to jest XI piętro, a kot zachowuje się tak jak by to był parter, co widać na tym zdjęciu:
    https://bezkomentarza.files.wordpress.com/2020/02/kot-a1.jpg?w=640
    Oczywiście rozmawiałem z "właścicielami" kota, ale bezskutecznie. Kot nie nauczył się fruwać, więc właściciele kupili sobie innego, ale na szczęście powiadomiona policja zakończyła tę zabawę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to znaczy jak zakończyła?... zabrała kota, czy wystąpiła o sądowy nakaz montażu zabezpieczenia?...

      Usuń
    2. To była jakaś patologiczna rodzina ciągle się awanturująca, policja zatrzymała go w innej sprawie. Kot spadł na kwietniku balkonowym piętro niżej skąd zabrał go jakiś krewniak. Na razie jest spokój.

      Usuń
  5. Nie po drodze mi z kotem w domu- miałam psa.Koty bywają bardzo fotogeniczne, łatwiej je focić niż psy.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie dziwota, że koty zawojowały internet swoimi fotkami...
      miłego :)

      Usuń
  6. Kota ma za sobą trudne lata. Była wzięta ze schroniska, więc pewnie była wychodząca :) Nie przejawia jednak żadnej ochoty na opuszczanie mieszkania, jak np. kot mojego znajomego. Dla niej jedyne co się liczy, jest obecność syna. Wtedy jest szczęśliwa. Mieszkanie jest duże, więc ma gdzie "polować" w nocy, ku rozpaczy syna, bo drzwi jego sypialni nie mogą być zamknięte :))) - zawsze musi mieć gdzie wrócić, czyli wtulić w niego. Za innymi ludźmi nie przepada, delikatnie rzecz ujmując. Taka Kota.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kot zaiste potrafi mocno się przywiązać do wybranej osoby...

      Usuń
  7. Widok kota duszącego małego zajączka zapamiętałem na całe życie. Przyznaję, kot ma klasę i wdzięk, ale mimo wszystko jest zabójcą. To taki James Bond świata zwierząt - wszyscy go kochają i podziwiają, a on zabija bez mrugnięcia okiem. I to zabija dla przyjemności - wiele zabitych stworzeń po prostu porzuca. Kiedyś myśliwy, widzący wałęsającego się po polach kota, miał obowiązek go odstrzelić. Fakt, to było dość drastyczne rozwiązanie - ale jak inaczej było chronić drobną zwierzynę i ptactwo? Teraz jest jeszcze gorzej - głównie dlatego, że kotów jest po prostu więcej.
    Nie ma dobrego wyjścia z sytuacji. Ograniczymy liczbę kotów - pojawią się myszy i szczury.

    Jakoś jednak ich liczbę trzeba regulować. Nigdy nie miałem kota, więc nie wiem - płaci się za niego, tak jak za psa? Jeśli tak, to można by uzależnić wysokość tej opłaty od liczby kotów, zamieszkujących okolicę - im ich więcej, tym droższa opłata i odwrotnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiele samorządów rezygnuje z podatku "za psa", ale to osobny temat...
      za to podatek "za kota" dotyczy jedynie kotów rasowych: hodowli i obrotu nimi... koty również nie podlegają ustawowemu obowiązkowi szczepień przeciw wściekliźnie, zdarzają się jedynie w gabinetach weterynaryjnych "darmowe" akcje promocyjne, czyli finansowane przez miasto...

      Usuń
    2. No, to przepisy są dziurawe jak diabli. Kot, wałęsając się po okolicy, może zarazić się wścieklizną znacznie łatwiej niż pies, który praktycznie nie odstępuje swego pana. Widać w kociologii prawnej trzeba zacząć pracę u podstaw.
      Byle nie za tej ekipy, bo się okaże, że za kota trzeba płacić proboszczowi pogłówne.

      Usuń
  8. Kot to straszliwy despota. Pozwala się głaskać ale jak głąskanie ustaje to się wścieka - drapie i gryzie. - to z obserwacji kota w dalszej rodzinie.
    No i nie ulega wątpliwości, że to kot ma nas a nie my jego.
    No i jest z pewnością - jako drapieżnik - mordercą...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj tak, kot potrafi nader skutecznie ustawić resztę domowników, a gdy wyczuje u kogoś wyjątkową słabość do kotów, to już jest "jego", nie ma litości :)

      Usuń
  9. Moja Mozart była przez ok. 7-8 lat kotem wychodzącym i świetnie sobie radziła na swojej dzielni. Kłopoty zaczęły się po przeprowadzce do Niemiec. Na pewno pamiętasz nasze dramaty i jej zranienia. Widocznie tamten rejon jej kompletnie nie pasował, albo obecne na nim inne zwierzęta zdominowały okolicę i ona nie dała rady już się przebić. Sytuację komplikował fakt jej problemów zdrowotnych z ogonem, na pewno była przez to słabsza.
    Od kiedy mogę jej nie wypuszczać z mieszkania, czuję się o wiele spokojniejsza.... I raczej chcę, żeby tak zostało. Co ciekawe, opiekun kota nawet przy rozważaniach o własnej nieruchomości musi od razu uwzględnić, czy chce, żeby jego kot wychodził (przy domu to moim zdaniem nieuniknione) czy chce mieć ten spokój, że wie, gdzie jest jego kot i że jest na pewno bezpieczny. Ten drugi przypadek dotyczy mieszkań.
    Ale na pewno każda sytuacja jest indywidualna. A ja jestem daleka od nakazów wobec innych opiekunów kotów, w jaki sposób mają się nimi opiekować.
    Uważam, że koty dzieli się na takie, które mają dom i które go nie mają i to jest moim zdaniem jedyna klasyfikacja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak też pamiętam, to Mozart trochę się najeździła po świecie i przeszła solidny trening zdolności adaptacyjnych do nowych miejsc, do nowych warunków, tak więc zdaje mi się, że obecnie bardziej sobie ceni spokój, niż wypady poza dom, w którym ma tak zacną opiekę...
      ...
      wszelkie klasyfikacje mają charakter sztuczny i przybliżony, na przykład jak zaklasyfikować słynne rzymskie koty z Colonia Felina Torre Argentina?... teoretycznie bezdomne, ale czy na pewno?...

      Usuń
  10. W Irlandii mamy kota wychodzącego, głównie dlatego, że to bezdomniak, który nas adoptował, ponieważ mieszkaliśmy w jego rewirze. W Polsce mamy koty wychodzące, niewychodzące i wychodzące tylko na smyczy, każdy ma życie wg swych potrzeb psychicznych i dolegliwości fizycznych. O ile rozumiem luźną rozmowę w celu uzasadniania takiej a nie innej polityki wobec konkretnego zwierzaka (historie życia naszych kotów są bardzo interesujące), argumentacja w celu przekonania co jest lepsze i jak "należy robić" skutecznie skraca rozmowę ze mną. Postępuję jak uważam za słuszne, nie tylko z kotami zresztą ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak zapewne zauważyłaś, jako autor nie zajmuję arbitralnego stanowiska w temacie, czy kot "ma wychodzić", czy "ma nie wychodzić", a inna niż luźna rozmowa na forum raczej nie wchodzi w rachubę, w końcu co kot(a), i co opiekun(ka) to osobna, indywidualna historia, z którą polemizowanie jest wręcz nie na miejscu i w ogóle pozbawione sensu...

      Usuń
  11. Mój kot powiedział mi od razu, że może być niewychodzącym, ale co to za życie, kiedy chodził po gzymsie bloku i nie dał się sprowadzić wezwanym strażakom. Skoczył z drugiego piętra i tyle wszyscy go widzieli. Po dachowcu pozostały zdjęcia w albumie.
    Serdeczności i radości

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. podobno to kot wybiera...
      serdeczności i radości :)

      Usuń
    2. On wybrał i ja także. Teraz wybieram koty u znajpmych lub na obrazku. Wszyscy zadowoleni.
      Zasyłam pozdrowienia i serdeczności

      Usuń
    3. co prawda "dom bez kota to głupota", ale bywają pewne, nawet dość liczne wyjątki od tej zasady...
      pozdrowienia i serdeczności :)

      Usuń
  12. Tia, temat wuciurlany do granic. Byłam, jestem i będę za niewychodzącymi samopas! mam 11 Kotów, przybłędy, ocaleńcy. Mieszkanie, dom, ogród są na maxa skotyfikowane. Na oknach i balkonach siatki, w ogrodzie duża woliera, masa innych atrakcji i zabezpieczeń, kuwet bez liku, zabawek też, no i zaangażowanie ludziuf. Dwóch lubi spacerki na smyczy a la pies. Bez wysiłku i nakładu, dostosowania do kociego behawioru byłoby słabo. Pozdro cieplutkie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jedenaście mówisz?... niezła gromadka i wdzięczne pole do obserwacji kocich interakcji, relacji społecznych, nadzwyczaj bogatych zresztą przy takim zakoceniu terenu...
      pozdro cieplutkie :)

      Usuń
  13. Dziś Dzień Kota- wiedziałeś? Pozdrówka dla kotów i Kociarzy! :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak się ma Dzień Kota na co dzień w domu, to o tych oficjalnych dniach mniej się pamięta :)

      Usuń
  14. Mój kot wychowany głównie w mieszkaniu, z piwnicy zgarnięty jako kociak, kiedy przeprowadziliśmy sie na wieś, schudł i wyszczęśliwiał ... nie wracał na noce, polował etcetra. przeżył z z nami 18 lat. jasne, że sie boję o moje koty, że zjedzą mysz zatrutą... że wpadną pod auto, w każdym przypadku zagrożeniem jest człowiek.ale nie wyobrażam sobie, że teraz wracają do bloków czy kamienic. Rozśmieszył mnie doprawdy argument ekologiczny. no na prawdę człowieki by należało wykastrować, spóścić zarazę i wytruć z powodów ekologicznych. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiadomo: kot wychodzący ma więcej ruchu, więc zwykle ma lepszą "linię"... U.G. Krishnamurti kiedyś wykpiwał hipokryzję ekologów jeżdżących autami, ale faktycznie, największym wrogiem ekosystemu (jako gatunek) jest człowiek...
      pozdrawiam :)

      Usuń
  15. Na wsiach nie wytłumaczysz ludziom, że puszczanie kotów samopas to kiepski pomysł. Ciągle w moich okolicach widuję jakiegoś rozjechanego przez auto.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak szczerze mówiąc, to dość trudno jest utrzymać kota w domu mając posesję z ogródkiem i terenami zielonymi dookoła... ale z drugiej strony jest to możliwe, sam znam panią, która mając warunki na "wychodzącość" i kilka kotów nie wypuszcza ich z domu, czasem tylko wyjątkowo któryś się wymknie na chwilę, poza tym część tych kotów jest na zasadzie "domu zastępczego", więc tym bardziej nie może ich wypuszczać...

      Usuń