Historię święta Halloween każdy może sobie znaleźć w necie, jest wiele materiałów na ten temat, tedy nie widzę sensu, by tworzyć kolejny. Na tą chwilę ciekawsze się mi się wydaje wspomnieć coś o tym zjawisku w Polsce. Jak się to święto praktykuje? Pomysłów jest sporo, inaczej to robią dzieciaki na osiedlach, inaczej ludzie bawiący się w klubach, czy na jakichś większych spędach, jeszcze inaczej to wygląda w kameralnym, domowym zaciszu. Ja akurat mam zbitkę terminów, bo zwykle jestem na urodzinach (nie moich), więc trudno orzec, co ma wtedy miejsce, czy Halloween, czy te urodziny. Jakby jednak nie było, to bez dyni ani rusz. Ale jeszcze ciekawsze jest zjawisko kliniczne lęku przed tą dynią, może nie samą dynią, ale przed owym świętem. Widać to po memach, nawet co poniektórych dość pomysłowych, ale ich przekaz jest jasny: "Halloween to ZUOOO!". Być może niektóre z nich mają charakter satyryczny, że nabijają się tylko z tego lęku, ale które to są, to już niekoniecznie jest takie jasne. Jakby nie było, to jest jakaś grupa ludzi, którzy tworzą sobie jakiś problem, jakąś paranoję na temat dyni i tego całego Halloween. Jak to z urojeniami bywa, ich posiadacz zwykle nie wie, że to tylko urojenia, nie widzi bowiem świata takim, jaki o jest, widzi tylko swój równoległy tworzony przez jego niezbyt zdrowy umysł. Często jednak racjonalizuje sobie swoją obłąkaną sytuację, aby lepiej się poczuć, zaś metody można zaobserwować trzy. Jedna idzie po linii chrześcijańskiej i chociaż zdarza się nawet sporo ludzi przytomnych, którzy etykietkują się jako owi chrześcijanie, to wielu ma obsesję, aby urządzać komuś życie, uszczęśliwić na siłę. Czy to jest ich cecha osobnicza, czy też cecha takiej interpretacji tej religii, tego do końca już nie wiadomo. Jak by jednak nie było, to ich ostrzeżenia, czy też napomnienia zawierają w sobie informację, że to święto jest niechrześcijańskie, wręcz szatanowskie jakieś. Druga metoda ma charakter narodowy, że Halloween jest niepolskie, albo wręcz niesłowiańskie. Akurat można to nawet uznać za niefałszywe stwierdzenie, tylko jako argument jest nawet nie do dyni, tylko wręcz do dupy. Gdyby się taki argumentator rozejrzał uważnie po własnym mieszkaniu, to obawiam się, że miałby spore kłopoty, by znaleźć coś rdzennie polskiego. Nie wspomnę już o jego własnych genach. Ale obecnie taki stadny odruch co poniektórymi kieruje, że ma być narodowo tak. Mnie zaś to się też kojarzy z mizoginami, którzy unikają dania kobiecie kwiatka na Dzień Kobiet lub chociaż uśmiechnięcia się do niej, bo to jest według nich "komunistyczne święto". Trzecia metoda to już nie jest nawet paranoja, ale czysty debilizm. Otóż według niej Halloween gryzie się ze Świętem Zmarłych, przez niektórym też nazywanym dniem Wszystkich Świętych. Rzut oka na kalendarz wystarczy, by stwierdzić, że to są dwa różne dni, to zaś kończy dyskusję.
Tu może przy okazji warto zwrócić uwagę na wręcz korzystne uplasowanie tych dni jeden za drugim. Może ono motywować, by nie przesadzić z trunkami podczas Halloween, bo po co sobie fundować wycieczkę na groby na kacu następnego dnia? Może tedy na tym też polega kolizja, którą taki ptyś sobie tworzy, że znając swoją słabość do owych trunków unika świętowania? Ale to już tylko takie tam dywagacje.
Po tej dygresji pora na jakąś puentę. Wstępna jest taka, że tych wszystkich "uszczęśliwiaczy bliźniego swego na siłę" raczymy Ostateczną Ripostą Wujka Stacha, która brzmi: "spierdalaj!". Skoro Halloween wywołuje u nich taki odruch zabrudzenia galotów, to niech sobie idą gdzieś i nie zawracają innym tyłka.
Główną puentę poprzedzę taką oto historyjką, że na jakimś blogu przeczytałem coś w tym guście /cytuję to bardzo z grubsza, ale zachowując sens/: "Nie świętuję Halloween, ale dynię zrobiłam, tak dla hecy". Nie pamiętam, gdzie to było, więc tu odpowiem:
- No, i o to właśnie chodzi! O hecę. Więcej nie trzeba.
Bo tu centralnie leży istota Halloween. Heca w dynię zaklęta jest sednem tego święta. Owszem, bywają święta dość dalekie od hecy, ale generalnie jednak, to ona stanowi o tym, że święto jest świętem. Tak? Tak więc zacna Autorka cytowanych słów choć nie świętuje, to jednak zaświętowała. Oby się fajnie bawiła, czego życzę też wszystkim percepującym tego posta.
Tu może przy okazji warto zwrócić uwagę na wręcz korzystne uplasowanie tych dni jeden za drugim. Może ono motywować, by nie przesadzić z trunkami podczas Halloween, bo po co sobie fundować wycieczkę na groby na kacu następnego dnia? Może tedy na tym też polega kolizja, którą taki ptyś sobie tworzy, że znając swoją słabość do owych trunków unika świętowania? Ale to już tylko takie tam dywagacje.
Po tej dygresji pora na jakąś puentę. Wstępna jest taka, że tych wszystkich "uszczęśliwiaczy bliźniego swego na siłę" raczymy Ostateczną Ripostą Wujka Stacha, która brzmi: "spierdalaj!". Skoro Halloween wywołuje u nich taki odruch zabrudzenia galotów, to niech sobie idą gdzieś i nie zawracają innym tyłka.
Główną puentę poprzedzę taką oto historyjką, że na jakimś blogu przeczytałem coś w tym guście /cytuję to bardzo z grubsza, ale zachowując sens/: "Nie świętuję Halloween, ale dynię zrobiłam, tak dla hecy". Nie pamiętam, gdzie to było, więc tu odpowiem:
- No, i o to właśnie chodzi! O hecę. Więcej nie trzeba.
Bo tu centralnie leży istota Halloween. Heca w dynię zaklęta jest sednem tego święta. Owszem, bywają święta dość dalekie od hecy, ale generalnie jednak, to ona stanowi o tym, że święto jest świętem. Tak? Tak więc zacna Autorka cytowanych słów choć nie świętuje, to jednak zaświętowała. Oby się fajnie bawiła, czego życzę też wszystkim percepującym tego posta.