- Nie oceniaj mnie!
Czasem tak bywa, że mamuśka stworzy sobie jakiś problem, zaczyna truć, czepiać się bez sensu, wtedy zbuntowana małolata broni się powyższym pedagogicznym kontratakiem. To bynajmniej nie jest jedyna sytuacja, gdy pada zacytowane zdanie, co więcej, bywa ich całe mnóstwo. Tedy nie będziemy się nimi zajmować, bo ni miejsca, ni czasu, lecz na tą chwilę omówmy kwestię oceniania jako takiego. Tak bowiem jest, że ludzie jakoś tak mają, iż lubią oceniać, wielu nawet próbuje oceniać samo ocenianie szukając odpowiedzi na pytanie, czy oceniać to dobrze, czy źle?
Tak, ale zanim coś omówimy, to uzgodnijmy, co jest do omówienia. Język polski nie zawsze bywa precyzyjny, choć być może to nie język, ale ludzie bywają niezbyt precyzyjni używając go. Tak więc na ten przykład słowo "ocenianie" niekoniecznie musi oznaczać ocenianie, lecz szacowanie. Druga sprawa to słowo "oceniać" bywa skrótem frazy "komunikować wynik swojej oceny". Ocena jednak sensu stricto to nie jest przekaz informacji, tylko to, co zaistnieje w umyśle, zaś oznacza dokładnie pewną wartość, którą umysł nadaje temu, co percepuje.
Długo by się rozwodzić na temat mechanizmu oceniania, jak to się dzieje, że coś jest dla nas /na przykład/ dobre lub złe, dokładniej zaś, że takie nam się wydaje. Długo by też dociekać, jakie znaczenie ma to ocenianie dla naszego życia i przeżycia. Tu niech nam na razie wystarczy, że nic nie ma wartości jako cechy obiektywnej, ale to my, nagie mapy tą wartość temu czemuś (lub komuś) nadajemy. Jedno jest pewne, że nie pomaga nam to widzieć świata takiego, jakim jest w istocie. Oceny są plamami na szybie, przez którą ten świat widzimy, nie zawsze też potrafimy rozpoznać, czy plama jest tylko plamą, czy częścią tego świata. No tak, ale świat tej szyby nie paprze, to my ją paprzemy, więc do nas należy jej mycie, bo świat tego za nas nie zrobi, ma wyrąbane na to, czy nań patrzymy, czy nie. Lecz żeby rozpoznać, czy plama jest tylko plamą musimy najpierw popatrzeć na siebie. Dokładniej zaś: spojrzeć we własne oczy. Tylko bez cwaniakowania, nie w ich odbicie lustrzane, bo lustro wcale nie musi być czyste.
Stop! Dalej już tego rozwijać nie będziemy, wróćmy do kwestii oceniania. Jak stwierdziliśmy wcześniej, ludzie lubią oceniać, zaś najchętniej oceniają innych ludzi. Co to powoduje? Jedno już ustaliliśmy, że utrudnia to im ich poznanie, ale pojawiają się też dalsze skutki tegoż, jak mylne rozumienie, dalej zaś idąc niezbyt trafione relacje. Umówmy się na chwilę, że ocenimy jako ciekawy eksperyment polegający na próbie odpowiedzi na takie oto pytanie: "Z kim ja rozmawiam /albo robię coś razem lub jestem w jakiejś interakcji/?". Jako wariant można też przyjąć, że "on(a)" to "ja". Otóż ta odpowiedź nieraz bywa taka, że nie rozmawiamy /przykładowo/ z tym, z kim rozmawiamy, lecz z jakąś fikcyjną postacią, którą tworzymy sobie w umyśle za pomocą własnych ocen. Czyli cała relacja jest de facto pewną fikcją, czymś realnie nieistniejącym. Tak?
Ta konstatacja może komuś wydawać się zaskakująca, jednak tak po prostu jest. Niech pozostanie ona puentą tego posta, ale odpowiedź na pytanie, czy to źle, czy dobrze, niech każda/y stworzy już sobie sam(a). Stworzy, nie szuka, bo znaleźć się nie da.
Czasem tak bywa, że mamuśka stworzy sobie jakiś problem, zaczyna truć, czepiać się bez sensu, wtedy zbuntowana małolata broni się powyższym pedagogicznym kontratakiem. To bynajmniej nie jest jedyna sytuacja, gdy pada zacytowane zdanie, co więcej, bywa ich całe mnóstwo. Tedy nie będziemy się nimi zajmować, bo ni miejsca, ni czasu, lecz na tą chwilę omówmy kwestię oceniania jako takiego. Tak bowiem jest, że ludzie jakoś tak mają, iż lubią oceniać, wielu nawet próbuje oceniać samo ocenianie szukając odpowiedzi na pytanie, czy oceniać to dobrze, czy źle?
Tak, ale zanim coś omówimy, to uzgodnijmy, co jest do omówienia. Język polski nie zawsze bywa precyzyjny, choć być może to nie język, ale ludzie bywają niezbyt precyzyjni używając go. Tak więc na ten przykład słowo "ocenianie" niekoniecznie musi oznaczać ocenianie, lecz szacowanie. Druga sprawa to słowo "oceniać" bywa skrótem frazy "komunikować wynik swojej oceny". Ocena jednak sensu stricto to nie jest przekaz informacji, tylko to, co zaistnieje w umyśle, zaś oznacza dokładnie pewną wartość, którą umysł nadaje temu, co percepuje.
Długo by się rozwodzić na temat mechanizmu oceniania, jak to się dzieje, że coś jest dla nas /na przykład/ dobre lub złe, dokładniej zaś, że takie nam się wydaje. Długo by też dociekać, jakie znaczenie ma to ocenianie dla naszego życia i przeżycia. Tu niech nam na razie wystarczy, że nic nie ma wartości jako cechy obiektywnej, ale to my, nagie mapy tą wartość temu czemuś (lub komuś) nadajemy. Jedno jest pewne, że nie pomaga nam to widzieć świata takiego, jakim jest w istocie. Oceny są plamami na szybie, przez którą ten świat widzimy, nie zawsze też potrafimy rozpoznać, czy plama jest tylko plamą, czy częścią tego świata. No tak, ale świat tej szyby nie paprze, to my ją paprzemy, więc do nas należy jej mycie, bo świat tego za nas nie zrobi, ma wyrąbane na to, czy nań patrzymy, czy nie. Lecz żeby rozpoznać, czy plama jest tylko plamą musimy najpierw popatrzeć na siebie. Dokładniej zaś: spojrzeć we własne oczy. Tylko bez cwaniakowania, nie w ich odbicie lustrzane, bo lustro wcale nie musi być czyste.
Stop! Dalej już tego rozwijać nie będziemy, wróćmy do kwestii oceniania. Jak stwierdziliśmy wcześniej, ludzie lubią oceniać, zaś najchętniej oceniają innych ludzi. Co to powoduje? Jedno już ustaliliśmy, że utrudnia to im ich poznanie, ale pojawiają się też dalsze skutki tegoż, jak mylne rozumienie, dalej zaś idąc niezbyt trafione relacje. Umówmy się na chwilę, że ocenimy jako ciekawy eksperyment polegający na próbie odpowiedzi na takie oto pytanie: "Z kim ja rozmawiam /albo robię coś razem lub jestem w jakiejś interakcji/?". Jako wariant można też przyjąć, że "on(a)" to "ja". Otóż ta odpowiedź nieraz bywa taka, że nie rozmawiamy /przykładowo/ z tym, z kim rozmawiamy, lecz z jakąś fikcyjną postacią, którą tworzymy sobie w umyśle za pomocą własnych ocen. Czyli cała relacja jest de facto pewną fikcją, czymś realnie nieistniejącym. Tak?
Ta konstatacja może komuś wydawać się zaskakująca, jednak tak po prostu jest. Niech pozostanie ona puentą tego posta, ale odpowiedź na pytanie, czy to źle, czy dobrze, niech każda/y stworzy już sobie sam(a). Stworzy, nie szuka, bo znaleźć się nie da.
Coś tu już o lustrze było:)Ocena powstaje, tu jestem nudna, bo się powtarzam, na bazie własnych doświadczeń. Zwłaszcza ocena ludzi. Do tej bazy dodajemy wpierane nam stereotypy i zanim człowiek przemyśli już oceni. Myślę, że dużą rolę odgrywa również empatia- wczucie się w sytuacje, zachowania i uznanie motywów osoby ocenianej. A jak empatia to i otwarcie się na drugiego człowieka. Ideał prawie, no nie? Nic z tego. Choćby się człowiek wściekł, i chciał nie oceniać, to pierwszy moment zetknięcia się z drugim człowiekiem, wywołuje natychmiastową ocenę. Choćby sposobu ubierania się, czy powitania. Takie prymitywne stwierdzenia: ale fajnie wygląda, lub o rany, co ona na siebie włożyła.
OdpowiedzUsuńBo człowiek już tak ma, że na pierwszy rzut widzi ubiór i minę drugiego. Potem zaczyna się wszystko inne.
Powiesz, że takie stwierdzenia nie są oceną. Są, bo już się ustawiamy na sposób dalszego przebiegu np. spotkania, załatwiania interesów, rozmowy kwalifikacyjnej itp. Do tego momentu się w miarę zgadzamy. Nie bardzo rozumiem, w jaki sposób mam przeprowadzić taki eksperyment, kiedy czas jest krótki na nawiązanie relacji z np. obcą osobą.
Uważam, że nawet przy przeprowadzeniu takiego eksperymentu ryzyko wpadki z właściwą oceną jest również duże- ja to jestem ja i nigdy nie zastąpię swojego ja innym ja, nawet przy próbach fikcyjnego wcielania się. Może do pewnego momentu, a potem zaczynają odgrywać rolę- różnicować nasze ja te czynniki, o których pisałam na początku komentarza. Poza tym, ludzie są "dynamiczni", zmieniają się, zaskakują reakcjami, wyglądem, poglądami. Może ten eksperyment być pułapką, bo wyimaginujemy sobie,na jego podstawie,ocenę danej osoby i taką ją przyjmiemy, a po niedługim czasie okaże się, że ocena jest błędna.
chyba nie tylko na bazie własnych doświadczeń powstaje ta ocena, lecz na bazie schematów wbijanych do głowy przez najbliższe otoczenie... zauważmy, jak często zdarza się ludziom coś ocenić z góry, zanim tego doświadczą...
Usuńzgadzam się jednak z Tobą, że ocena potrafi pojawić się sama, bez naszej woli... po prostu nie potrafimy kontrolować własnej podświadomości...
możemy jednak kontrolować jej wytwory... pod warunkiem, rzecz jasna, że chcemy... ale walka pomiędzy wolą i spontanem to już jest temat na osobniejszą opowieść...
tak, czas (kontaktu) we wspomnianym eksperymencie jest cholernie ważny... nawet nie próbuję sobie wyobrażać takiego eksperymentu w przypadku kogoś za kasą hipermarketu, skoro po wyjściu z niego zapominamy zwykle jak ten/ta ktoś wyglądał(a) /"zwykle", bo nie zawsze tak jest/... ale w samym eksperymencie nie chodzi o tworzenie sobie alternatywnego obrazu tej osoby, bo to jest kręcenie się w kółko, lecz próbę spojrzenia "po prostu", bez tego tworzenia...
No dobra, dzisiaj byłam w sklepie- oceniłam(spontanicznie) kasjerkę. Teraz usiadłam i... poczułam się bezradna- za mało wiedzy o niej mam. Mnie zostało niemiłe wrażenie,w związku z tym i ocena negatywna, a przecież mogę się mylić. Niestety- mogę, ale nie muszę, bo nie mam danych o niej na tyle, by zmienić swoje zdanie. Zobaczymy przy następnym "spotkaniu", jak się zachowa. Potwierdzi, czy sprawi, że zmienię zdanie. No i masz następny czynnik- liczba kontaktów z daną osobą, by prawidłowa (?) ocena się zaczęła wykształcać. I żeby nie było- spróbowałam przeprowadzić taką ocenę (w wyobraźni)innej osoby. Nie da rady- jeżeli suma negatywnych cech jest większa od pozytywów, nawet "wczucie się", nie poprawi oceny. I tu wychodzi moje "ocenianie" innych. Jeżeli zależy mi na danej osobie, robię rachunek- pozytywy kontra negatywy. Dalej już wiadomo.
UsuńMożna by powiedzieć: "A po co oceniać, bierz osobę taką, jaka jest". Ja się nagminnie z takimi stwierdzeniami spotykam. Stop! Nie mam zamiaru stresować się i wpuszczać w negatywne emocje tylko dlatego, że ktoś jest taki, a nie inny, a ja to mam akceptować. Oceniam np. negatywnie i do wiedzenia. Dlatego oceniam i to ostro, mimo, iż twierdzi się, że to bardzo nieładnie. Nie jestem emocjonalną altruistką i tyle.
akurat co do kasjerek w hipermarkecie niewiele jest do oceniania poza "miła - niemiła" podczas zabiegu płacenia... no, chyba że czymś jeszcze zwróci na siebie uwagę, kiedyś miałem do czynienia z taką w Lidlu, która oceniłem jako "nieszablonowo ładna" i potem zawsze się ustawiałem do jej kasy, zaś nudę czekania ubarwiałem sobie w umyśle erosomańskimi scenkami z jej udziałem... ale to już były czyste fantazje wynikłe z tej oceny, tak dla sportu... zaś w skali "miła - niemiła" mieściła się gdzieś w środku skali, jako "neutralna"...
Usuń...
generalnie to wcale nie chodzi o to, by nie oceniać, ale mieć świadomość, że to tylko ocena i może mieć się ona nijak do stanu faktycznego... jak wspomniałem w tekście, co poniektórzy miewają kłopot z odróżnieniem jednego od drugiego...
Co to znaczy: "to tylko ocena"? Przecież ta ocena może mieć duży wpływ na relacje. Nie.... i nie chodzi o kłopot w odróżnianiu mojej oceny od stanu faktycznego. Moja ocena, jest wytyczna do dalszych relacji. Osoba może być fajna, ale ja ją oceniłam na NIE i nie chcę mieć z nią kontaktu. Może 100 osób powiedzieć, że jest super, dla mnie liczy się moja ocena osoby, jeżeli mam mieć z nią do czynienia z własnej woli, a nie tylko dlatego, że ona jest fajna. Tu stan faktyczny jest mi podany (w pewnym sensie ocena narzucona), a jednak ja go nie przyjmuję. Nie przyjmuję również wyższości świadomości, że to tylko ocena nad stan moich emocji.
UsuńCo to znaczy "to tylko ocena"? Przecież w zasadzie większość relacji opiera się "na tylko ocenie". I wcale to nie musi być dla nich stan obiektywny, tylko to, co działa na ich subiektywny odbiór.
Według mnie moja ocena, własna, nie narzucona przez kogoś, jest ściśle związana z układami, relacjami i stosunkiem do danej osoby.
Sporo myślałam na temat oceniania. Wydaje mi się nieuchronne, bo na podstawie najpierw wstępnych a później pogłębionych ocen nawiązujemy relacje z innymi ludźmi, bądź z tych relacji rezygnujemy.
OdpowiedzUsuńNatomiast narzucanie się z własnymi ocenami może być dla otoczenia mocno uciążliwe i irytujące, szczególnie, gdy dominują oceny krytyczne- a te , niestety, są nadużywane. Reasumując: oceniajmy do woli- wyłącznie na użytek własny, wygłaszajmy swoje opinie tylko wtedy, gdy jesteśmy o to proszeni i gdy sami chcemy taką oceną się podzielić.
Nie wiem, czy to na temat, ale tak mi się właśnie pomyślało. Po.ba.s. :)
narzucanie komuś swoich ocen jest pochodną lęku... zastanawiam się, jak strasznie lękowi muszą być twórcy tabloidów, w których informację o fakcie dominuje ocena tego faktu...
Usuńpo.ba.s. :)...
Myślę, że od oceniania nie uciekniemy, bo to bardzo trudne, jak sam stwierdziłeś. Ważne, by błędne oceny umieć zweryfikować i przyznać się do błędu, bo szufladkowanie ludzi bardzo krzywdzi czasami, choć z drugiej strony, niektórzy sami siebie szufladkują...a to ma także związek z poczuciem wartości.
OdpowiedzUsuńszufladkowanie jest po prostu praktyczne... popatrzmy na spektrum kolorów RGB... jest ich, tych kolorów... powiedzmy, że sporo... ale nazw niewiele... co prawda kobiety znają ich więcej, niż mężczyźni, ale to nadal jest niewiele... jest jednak pewna różnica, gdy mamy świadomość tych ograniczeń lub ich nie mamy...
UsuńNie bardzo rozumiem po co to roztrząsać (nie żebym negował sens tej notki)? To dzięki możliwości oceniania przetrwaliśmy (jako gatunek) do dziś. Dzięki nabywanej inteligencji, ta nasza ocena jest coraz bardziej złożona, co nie znaczy, że bardziej trafna. A to, że czasami się w tej ocenie mylimy, jest właściwie bez większego znaczenia, przynajmniej do momentu kiedy dochodzi do rękoczynów. Mój sławetny kolega Jasiu zwykł mawiać: Strzeż się pierwszego wrażenia, możesz się strasznie pomylić. I tego należy się strzec przede wszystkim. Jest tylko jeden problem natury wręcz polityczno-ideologicznej: skoro już sami oceniamy, a tego nikt nie uniknie, nie miejmy pretensji, że i nas oceniają.
OdpowiedzUsuńczy istotą inteligencji jest ocenianie?... świadome ocenianie, bo nieświadomie oceniają też koty i wychodzi nieraz na to, że częściej dokonują trafniejszych wyborów, niż nagie małpy, które wciąż się potykają o te swoje oceny... mnie akurat wciąż wychodzi na tej podstawie, że koty są inteligentniejsze od ludzi...
Usuńskoro o inteligencji mowa, to pewien mądrala /Jiddu Krishnamurti/ stwierdził kiedyś, iż: "Umiejętność obserwowania bez oceniania jest najwyższą formą inteligencji" i przyznam, że nijak mi się z nim nie zgodzić...
Kierując się jakimś zespołem zachowań - które są nabyte - zauważamy różnicę u osób, które zachowują się inaczej. Ponieważ część z tych zachowań to standard - osoba ich pozbawiona jest oceniana negatywnie. Chyba że wyznajemy jakiś inny, niż ogólnie przyjęty system wartości, o co w obecnych czasach nietrudno...
OdpowiedzUsuńpozwolę sobie ocenić(!), że świat z tylko jednym "ogólnie przyjętym" systemem wartości to zaiste piekło, bardzo(!) zimne do tego, nie istnieją słowa, by tą piekielność wyrazić...
Usuńale mniejsza z tym... pytanie pojawia się bowiem, czy "inne" zawsze musi być "gorsze" /lub "lepsze"/?... według mnie nie musi...
"Rok 1982" się kłania.
UsuńRóżnie to bywa. Często bywają systemy z założenia dobre, niestety nie biorące pod uwagę jakiegoś "czynnika x" i całego założenia mamy koszmar zamiast sielanki...
https://www.youtube.com/watch?v=OOh7hxZFL1s
co było w roku 1982, a raczej "Roku 1982"?... literówka?... bo "Rok 1984" akurat znam, a od wyborów rozwija się w realu... pis-lemingi aż piszczą złaknione tej sytuacji, gdy im ktoś wreszcie powie /już mówi zresztą/, jak mają żyć...
Usuńza to w 1986 w Polsce grał Accept właśnie... byłem tam, a owszem!... fajne akcje miały wtedy miejsce... obecnie mam jednak drobny problem z akceptacją Accept-u bez Udo... nie dramatyzujmy jednak, to nie jest tej klasy problem, co "KAT bez Romana" /bo nie ma KAT-a bez Romana!/... ten kawałek np. jest okay:
https://youtu.be/req-oDf2ZRc
Literówka, pomyliłem się, patrząc na książkę która stoi na półce - level hard. :D
UsuńPłytę "Eat the Heat", z którego pochodzi ten trudno mi w ogóle zaklasyfikować jako "Accept", (accept as "Accept"? :)) bo jest w swej melodyjności niezwykle wręcz amerykańska. Nie mniej jednak lubię ją jako przykład dość przyjemnego, niezbyt agresywnego grania.
to, że zapodany przez Ciebie kawałek jest "amerykański" i niewiele ma wspólnego z metalem "niemieckim" zauważyłem od razu, ale nie chciałem za bardzo myśleć /intelektualizować/, wolałem posłuchać "po prostu"...
UsuńA może to przystosowanie ewolucyjne? Za dużo ludzi wokół nas, żeby każdego dobrze poznać, a żyć między nimi jakoś musimy. Oceny tworzą nam jakiś obraz, jakieś tło do działania, wyznaczają jakieś ramy, w których możemy się poruszać. Nie jest to doskonałe narzędzie, ale na co dzień skuteczne.
OdpowiedzUsuńjak najbardziej zgadzam się z oceną, że ludzi jest za dużo...
Usuńale kiedyś nie było, zaś oceny już istniały... przyznam, że trop "przystosowań ewolucyjnych" mi też się wydaje nęcący, ale równie, a nawet bardziej wątpliwy... bliżej mi, choć również z dużym ładunkiem wątpliwości, do określenia "błąd ewolucyjny"...
Ocena jest wdrukowana w nasze geny- całe nasze życie składa się właściwie z oceniania. Spotykamy kogoś nieznajomego i zaraz uruchamia się w naszym umyśle "klawisz" oceniania- czy sympatyczny ten ktoś, czy nam zagraża lub nie.Chcąc cokolwiek zrobić musimy zawsze wpierw oceniać sytuację- czy dany plan jest możliwy do zrealizowania czy nie. Oceniamy też często siebie- czasem nazbyt negatywnie, czasem zbyt optymistycznie.
OdpowiedzUsuńW kontaktach z osobami nieznajomymi zdarza się nam niewłaściwie ocenić nową znajomość- i też jest tu błąd czasem na plus, czasem na minus.
W sytuacjach gdy zaczynamy oceniać partnera , z którym ileś tam lat jesteśmy razem, często wypływa problem "nie wiedziałam, że ten/ta ma takie wady, jest taki/a małostkowy itp.
I wtedy należy spojrzeć w lustro i zastanowić się, czy jest się takim samym człowiek jak wtedy, gdy się z tym kimś wiązaliśmy.
Bo przecież i nasze zachowanie/działanie w jakiś sposób rzutowało na postępowanie partnera.
Oczywiście- jasność oceny partnera bywa zakłócona gdy mylimy pożądanie z miłością i obiekt pożądania idealizujemy. Pożądanie zamiera po jakimś czasie, miłości brak a my się czepiamy partnera. Historie stare jak świat.;)))
Reasumując- myślenie realistyczne jest podstawą egzystencji względnie spokojnej.
Miłego;)
chyba nie tylko geny to determinują?... potem jest jeszcze całe mnóstwo uwarunkowań kulturowych /pominę imprinting, który akurat tym tematem się nie zajmuje/, wpływ otoczenia i takie tam...
Usuń"czy dany plan jest możliwy do zrealizowania czy nie?"... to akurat już nie jest ocenianie, lecz szacowanie... aczkolwiek jakieś ocenianie też miewa wtedy miejsce, nie pomaga jednak w trafności tego szacowania, tylko zamula obraz... tu niezłym przykładem może być początkujący gracz na wyścigach, który typuje kierując się wrażeniem czysto estetycznym, jaki nań wywiera dany koń... tymczasem prawda jest taka, że ładne konie rzadko wygrywają gonitwy... co prawda wytrawni znawcy koni też się kierują urodą konia, ale tą "urodę" definiują zupełnie inaczej...
no tak, wybór partnera to już jest niezły bigos, gdzie mieszają się emocje i racjonalne rozumowanie... tak daleko swoim postem już nie sięgałem... wspomnę tylko, że na początku ocenia za nas podświadomość, dopiero potem, gdy poziom endorfin i serotoniny zaczynają się stabilizować pojawia się ocenianie świadome... wątpię jednak, czy ono pomaga prawidłowo rozpoznać sytuację i dokonać wyboru, czy nadal się bawić w związek z tym partnerem, czy sobie odpuścić tą zabawę... bo może być tak, że ta ocena przysłoni nam coś ważnego...
miłego :)...
Bo życie wcale a wcale nie jest łatwe;))) Coś jakby równanie z 10 niewiadomymi;)))
UsuńNa szybko też napisałabym "lubimy oceniać", ale po zastanowieniu wydaje mi się trochę bardziej radykalnie "nie możemy nie oceniać". Tak działa nasz mózg, w zasadzie głównie do tego służy, do szacowania. Szacujemy różne rzeczy, zagrożenie, przydatność, możliwość. I tak jest. Trudno.
OdpowiedzUsuńCoraz mniej mam przekonania, że istnieje coś takiego jak prawda obiektywna, być może jest to sztuczny konstrukt potrzebny naszym ograniczonym umysłom do pielęgnowania złudzenia, że pojmujemy świat.
Możemy rzeczywiście w sieci rozmawiać z fikcyjną postacią, a jednak ... przekonałam się, że nic tak nie odsłania człowieka jak pisanie. Mogłam się pomylić co do ludzi w realu, gdy tylko do mnie mówią, natomiast, gdy spotykałam osoby, które wcześniej znałam wyłącznie w sieci, po jakimś czasie dochodziłam do wniosku, że to, co pisali było kwintesencją tego, kim są. Owszem, zdarzało mi się, że byłam zaskoczona innością tego, co sobie wyobrażałam nie znając twarzy. Ale ta osoba pisząca zawsze tam w środku była, czy tego chciała czy nie.
w tekście wspomniałem o różnicy pomiędzy ocenianiem i szacowaniem, oraz o tym, że język sprzyja myleniu tych pojęć, gdyż szacowanie też często nazywamy "ocenianiem"... dokładnie jednak to szacowanie jest próbą określenia pewnego stanu rzeczy /obecnego lub przyszłego/, zaś ocenianie jest to przypisywanie czemuś jakiejś wartości... przykładowo:
Usuń"Polska drużyna (raczej) wyjdzie /nie wyjdzie/ z grupy" - to jest szacowanie...
"Polska drużyna gra dobrze /kiepsko/" - to jest ocenianie...
albo takie coś:
"Boli mnie noga" - stwierdzenie faktu...
"Źle mi z tym" - ocena /własnego samopoczucia/...
"To może być złamanie" - szacowanie...
no tak, ale w mowie potocznej często się mówi, że "Lekarz ocenił to jako złamanie /i zarządził rentgen, aby to sprawdzić/"...
tyle o niuansach lingwistycznych...
...
kwestię prawdy obiektywnej planuję poruszyć w następnym poście, trzecim odcinku serialu, więc teraz na razie nie chcę sobie palić tematu...
...
zdarzało mi się spotykać z ludźmi poznanymi by net, ale w tych przypadkach, gdy wcześniej nie widziałem fotki nic mnie nie zaskakiwało w ich wyglądzie, gdyż nie tworzyłem sobie nigdy w umyśle ich wizualnego obrazu... natomiast co do wniosków z pisania, to do treści postów podchodzę ostrożnie, gdyż traktuję je jako ekspresje artystyczne /projekcja/... więcej mogę się dowiedzieć z rozmów pod tymi postami...
:) Doczytałam to, co napisałeś w odpowiedzi na inne komentarze (to, co powiedział Krishnamurti ... ładne to, tylko co oznacza najwyższa forma inteligencji?).
UsuńRozumiem, że chcesz podzielić ocenianie na potoczne i wyższego rzędu, niech będzie. To ocenianie o którym Ty piszesz (odróżnione od szacowania :)) traktuję w kategoriach terapeutycznych. Terapeuta mi zapewne powie: zawieś sądy, albo jeśli nie możesz zawiesić sądów, zawieś przynajmniej działanie oparte na tych sądach (to takie ćwiczenia psychoterapeutyczne przy okazji pracy nad współuzależnieniem na przykład). Można zawiesić. Natomiast czy uznałabym to za przejaw wyższej inteligencji? Nie wiem, czy zmierzam w kierunku, który byś sobie życzył :-) Przeciążona nerwowo dzisiaj jestem.
Jeśli chodzi o spotkania z osobami, które znam od strony pisarskiej. W tekście widzę np. dojrzałość ... i z tego powodu wyobrażam sobie pewne osoby jako starsze niż okazują się w rzeczywistości. Zresztą podobnie zaskoczyły mnie młode umysły u osób metrykalnie starszych. Zawsze to miło być zaskoczonym w tak pozytywny sposób - że to, co jest moim jakimś wyobrażeniem w gruncie rzeczy było dość stereotypowe z mojej strony a rzeczywistość okazuje się być zróżnicowana, czyli ciekawsza i po prostu lepsza.
Myślę, że każdy z nas pisząc kreuje to, co chciałby, żeby inni o nim wiedzieli. Ale nie nad wszystkim ma się kontrolę ... Tylko naprawdę ludzie biegli w słowach potrafią sprawnie kreować wizerunek niezgodny ze stanem faktycznym. A jest ich niewielu ... wątpię czy ja do nich należę. Na żywo jest łatwiej, można włączyć więcej przeszkadzaczy, ozdóbek, uśmiechów. Do wniosków zawsze podchodzę ostrożnie, niemniej w osobach, które poznałam po długiej znajomości tylko w sieci, cechy widoczne w ich tekstach dla mnie stały się kwintesencją ich podejścia do życia.
Tak, rozmowy pod tekstami to też teksty. Ludzie zazwyczaj nie czytają na głos tego, co piszą. Zrobiłoby to ogromną różnicę. Ważne jest też to, czego nie piszemy. Czasami to, że nie piszemy jest w zasadzie najlepszym komentarzem :-)
inteligencja to wieloznaczne słowo, w tym przypadku chodzi o zdolność rozpoznania, że tworzenie sobie zbędnych ocen zamula obraz postrzeganego świata...
Usuń...
zalecenie i ćwiczenie nader popularne, jakby nie było większość psychoterapii oparta jest na odkryciach Buddhy zgapionych lub odkrytych na nowo...
za to skoro przy temacie, to przypomina mi się, jak w pewnym gronie zawodowym, terapeutycznym właśnie, zapanowała wręcz swoista moda na "nieocenianie", także w prywatnych sytuacjach... zniknęły wtedy z rozmów wszelkie przymiotniki oceniające, zaś na ich miejsce pojawiło się robiąc zawrotną karierę słowo "sensowny/a", jakby nie było, również oceniające... to był taki wytrych funkcjonujący w sytuacjach, gdy bez oceny nie dało się obejść... strasznie mnie to wtedy bawiło, bo nikt wiedział co to słowo dokładnie ma znaczyć, ale z drugiej strony miało to pewien walor, gdyż zmuszało to do spojrzenia nieco głębiej na pacjenta/klienta, wyjścia poza ramki innych oceniań...
...
przyznam, że ostatnio jakoś przestało mnie kręcić rozkminianie profili osobowościowych ludzi, których teksty czytam... ale kiedyś faktycznie nieco mnie zaskakiwało, że wiek metrykalny jest dość słabo skorelowany z tym, co skłonny bym był określić jako dojrzałość... teraz mnie to już kompletnie nie dziwi, mam to przepracowane, przestała też zajmować moją uwagę kwestia ile lat może sobie liczyć piszący/a...
...
czytanie swoich własnych tekstów na głos podczas pisania to wartościowa technika, sam często ją stosuję... tylko w moim przypadku /zdradzę Ci swój drobny sekret warsztatowy/ gra jeszcze rolę pewien niuans... kiedyś pracowałem w DTP i wyniosłem z tego pewną manierę(?), że oko mnie boli, gdy widzę brzydko wyjustowany tekst, gdy słowa są zbyt rozstrzelone w linijce... tedy więc wciskam różne dodatkowe, króciutkie słowa, by ten tekst uzwarcić... najzabawniejsze jest w tym to, że w innych przeglądarkach ten tekst wcale tak nie musi wyglądać, więc ta cała pedanteria jest o kant dupy potłuc... ale zbytnio się tym nie przejmuję, bo chodzi o to, by mieć zabawę, więc ją mam...
p.s. brak komentarza uważam za pozbawiony znaczenia, nie niesie on żadnej informacji... w końcu nikt /poza jakąś grupą maniaków/ nie ślęczy non stop przy sprzęcie, ludzie mają swoje zajęcia w realu, więc ktoś może po prostu nie mieć czasu na zajmowanie się czytaniem takiego, czy innego tekstu, zaś sam komentarz też nieco czasu zajmuje...
UsuńWidzisz, wpadłam do Ciebie o ciąg dalszy mojej prokrastynacji zasuwa :-)
UsuńNie chodziło mi w tym braku komentarza o obserwowanie wszystkich. Wczoraj rozmawialiśmy sobie z Kraciastym o tym, co ja też zauważyłam ... jeśli napiszę coś z czym mój stały komentator się nie zgadza, a stały komentator chce z jakichś powodów być stałym komentatorem to ... pojawia mi się pod tematem komentarz o czymkolwiek. Wczoraj wydało mi się to dość zabawnym zjawiskiem.
Rozumiem Twój zapał do justowania, ja mam pewnie inne ulubione poprawiajki, a właśnie nie justuję w ogóle. Nie wiem dlaczego ... po wielu latach blogowania doszłam do wniosku, że chcę mieć nieład i te krzywo zakończone linie mi się podobają.
A w kwestii nieoceniania ... tak nad tym wczoraj rozmyślałam sobie i doszłam to wniosku pozytywnego. Ludzie boją się oceny, dlatego tak chętnie mówią "nie oceniaj". Tymczasem ocena jest przyznaniem, że dany ktoś / coś jest ważny dla oceniającego. Kiedy spojrzę na to, co pomijam, nie oceniam, to idzie za tym "nie chce mi się", "whatever", "dalej dalej". Nawet jeśli oceniam coś negatywnie, jest to danie ważności ... hm ... ok, nie smucę Ci już, pora się zbierać. Pozdrawiam :-)
czy stały komentator przestaje być stałym komentatorem, gdy odpuści sobie jeden, czy nawet kilka postów?... według mnie nie, ale ów komentator być może ma inne zdanie...
Usuń...
w przypadku podobnym do tej małolaty na początku posta "nie oceniaj" rozumiałbym jako "nie wyciągaj zbyt szybkich wniosków /na podstawie oceny/", tego się wiele osób obawia moim zdaniem, a nie samej oceny...
pozdrawiam :)...
Hmmm ... do ostatniego akapitu: czy ja wiem, czy ludzie boją się ocen pochopnych? A może raczej osoby z zaniżonym poczuciem własnej wartości boją się, że usłyszą negatywną (ale w ich mniemaniu właściwą) ocenę, bo uważają (subiektywnie), że na pozytywną nie zasługują, więc lepiej nieść sztandar "nie oceniaj", bo ocena to zawsze coś niemiłego? Taka hipoteza :-)
UsuńMyślę, że pochopność nie ma tu nic do rzeczy. Przecież większość znanych mi osób paraliżuje myśl przed pójściem do psychologa właśnie dlatego, że tam ocena naszego stanu wcale nie ma być pochopna.
Gdy słyszymy przyjemne kłamstwo o nas, czyż się wzdragamy "oj nie oceniaj, nie oceniaj"? :-)
"tieoretycznie" rzecz biorąc, to psycholog powinien być nieoceniający, ale...
Usuńpowinien też być "ludzki", więc nieprzywiązany do tego nieoceniania...
a poza tym całe mnóstwo psychologów miewa zacięcie pedagogiczne, więc zamiast pomagać próbują klienta wychowywać za pomocą ocen właśnie... czasem to nawet bywa konieczne, np. w terapii uzależnień, ale to już osobna bajka, na wyższym poziomie "specjalizacyjności"...
gdy to wszystko jeszcze podniesiemy do potęgi, której wykładnikiem jest całe multum różnorodnych oczekiwań ich klientów, to sprawa zaczyna się robić bardziej niż złożona...
więc ja nie znam generalnej odpowiedzi na pytanie "czego się mogą bać ludzie przed wizytą u psychologa?"... co więcej, znam przypadki ludzi, którzy cisną psychologów, by dokonali tej oceny...
...
ale to wszystko podsunęło mi taką myśl, że ocena /przyczyna/ i skutek tej oceny niekoniecznie muszą dać się rozdzielić... znaczy dać może dadzą, ale badanie każdego z osobna może nie mieć sensu...
A co np. z ocenami w szkole? Niektórzy twierdzą, że są bezsensowne, że w sumie to nie oceniają tego, co powinny, że przecież zasada 3xZ (zakuć, zdać, zapomnieć) jest na topie w szkolnictwie (także wyższym).. Troszkę odbiegłam od tematu, no ale cóż! Powiało mną w taką stronę. :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
no tak, słowo "oceniać" ma też takie znaczenie jak piszesz... gdy wrzucisz je do wujku Guglu, to większość stron będzie na ten temat... ja go unikałem, bo uznałem za kompletnie osobną bajkę... teraz też Ci wiele nie napiszę... może tylko tyle, że ani myślę negować potrzeby tak rozumianego oceniana, nie tylko zresztą w szkole, ale w innych działalnościach... przysłowiowy diabeł siedzi jednak w detalach, takich jak kryteria, sposób oraz bazowym pytaniu, co tak naprawdę chcemy oceniać i co tym chcemy osiągnąć... no, i czynnik ludzki, czyli "kto ocenia?"... ostatnio na przykład sporo się mówi na temat "oceniania kształtującego"... nie biorę w tym udziału nawet pośrednio, nie obserwuję tego, więc poza ogólnikowym stwierdzeniem, że to "niegłupia koncepcja" nic więcej Ci napisać nie umiem...
Usuńpozdrawiam serdecznie! :)...
Zakładając, że chodzi tylko o iluzoryczne oceny, to temat zbyt obszerny, nawet dla "wyświęcenia" nim kilkudziesięciu doktorantów i kilkuset magistrantów. Z ciekawości zajrzałem na stronę:
OdpowiedzUsuńhttps://synonim.net/synonim/ocena
a tam ... kilkadziesiąt synonimów wyrazu ocena, i co najciekawsze wszystkie - nawet te polegające na arytmetycznym zliczaniu danych - oparte są na iluzji w mniejszym lub większym wydaniu.
Rozumiem jednak, że chodzi o te najprostsze oceny w komunikacji ludzkiej człowiek-człowiek.
No cóż ja, na przekór, aby zagmatwać, jeszcze bardziej to uproszczę. Ocena to podstawa naszego funkcjonowania. Bo przecież musimy ocenić np. stan naszego organizmu, i wiedzieć, czy chce się nam jeść z głodu, czy dlatego, że akurat tv pokazała reklamę zgrillowanego żeberka. Powinniśmy też wiedzieć, czy musimy się wypróżnić, czy tylko mamy "motylki" w brzuchu, bo akurat egzamin, albo miłość nastała. Itd., itp., ... ;)
Zanim jednak zaczniemy oceniać innych to pierw musimy ich "ometkować", czyli przypiąć jakieś łatki rozpoznawcze, np. wg takiego kodu:
http://www.edurada.pl/artykuly/metkowanie/
Jest na to już zgoda w wielu dziedzinach, np. medycyny:
https://www.pcworld.pl/news/FDA-zgadza-sie-na-metkowanie-ludzi,71499.html
Bez zgody robią to potentaci internetowi (Google, Fb, Twitter). I to przynosi nawet ciekawe wyniki. Ja np. nie zakładam konta na w.wym. portalach, ale istnieję tam ... wg. Google'a jestem np. zboczonym młodzieńcem (siostrzeniec wchodzi na pornochy z mojego kompa, bo tu mu się łatwiej przeszukuje), i 70 letnią emerytką buszującą po portalach randkowych (to moja sąsiadka). Patrzę w lustro, i za cholerę mi się to nie zgadza. ;)
popularnie mówimy "ocenić" czy nam się chce jeść z głodu, czy pod wpływem innego bodźca, ale de facto nie jest to ocena, tylko próba wglądu w stan faktyczny, szukanie odpowiedzi na pytanie "dlaczego?", natomiast ocena /w świetle sensu treści tekstu/ to odpowiedź na pytanie "jak/jaka/jaki?"...
UsuńTrochę się czuję jakbyś właśnie mnie ocenił. ;) A przecież na pytanie: "jaki" nasuwa się prosta odpowiedź: syty, wypróżniony.
UsuńPS. Ten drugi klip jest niesamowity, tak gdzieś od 4m40s zagrało mi w brzuchu. Może dlatego tak mi się kojarzy?
"syty/wypróżniony" to nie jest ocena, lecz stwierdzenie pewnego stanu... ale faktycznie może to być odpowiedź na pytanie "jaki?" /vide uwaga w tekście dotycząca precyzji języka/...
UsuńPiątki na świadectwie szkolnym to przecież też "stwierdzenie pewnego stanu" psychofizycznego (nauka, gimnastyka, religia, wiedza o świecie).
UsuńJa rozumiem "trynd" i kontekst postu, ale ... "czy ocena musi mieć tylko znaczenie pejoratywne?" To dlatego przytoczyłem skrajne i surrealistyczne oceny "syty/wypróżniony", które n.b. są tylko skrótem - bo jak określić stan "motylków w brzuchu", aby wiadomo było, że chodzi o miłość, egzamin, albo o coś b. prozaicznego? ;)
Tylko po co zastanawiać się "z kim rozmawiamy", skoro najbardziej powinno nam zależeć na doświadczeniach związanych z postępowaniem tej osoby (i to możliwie aktualnych) oraz na innych faktach, z których najmniej istotny, to: kim jest nasz rozmówca.
OdpowiedzUsuńjest taka opowiastka zen o młodym mnichu, który nie potrafił usiedzieć spokojnie na tyłku podczas zazen, ciągle wszystkim przeszkadzał, więc mistrz zlecił mu inną praktykę wysyłając go do klasztornej pralni... ale od czasu do czasu zaglądał do niego i któregoś dnia zastał go płuczącego jakieś gacie... zadał mu pytanie koanowe uchodzące w tej tradycji za standardowe: "kim jesteś?"... na co mnich bez słowa wyjął gacie z balii i pokazał je mistrzowi...
Usuń...
właśnie tak... doświadczenia i fakty wydają mi się lepszą odpowiedzią na pytanie "z kim rozmawiam?", lepszą od myślowych spekulacji, które są tylko spekulacjami zmieniającymi jedną fikcję w drugą...
Ocenianie ludzi, wydarzeń, zjawisk zawsze jest ograniczonym punktem widzenia niezależnie jak staralibyśmy się o obiektywizm. Ponieważ każdy człowiek ocenia przez pryzmat własnych doświadczeń, ale także kultury, cywilizacji, z której się wywodzi. Np. dla muzułmanina oblanie kwasem kobiety, dziecka, zabijanie dla honoru jest jak najbardziej pozytywnym zjawiskiem, które ma miejsce w ich kulturze .To samo dla hindusów jak najbardziej pozytywne moralne jest palenie żon gdy mąż umrze. Dla naszego kręgu kulturowego to są patologie lub zjawiska niedozaakceptowania. Niektórzy próbują nie oceniać kultur im odległych np. Beata Pawlikowska w swoich książkach stara się być jak najbardziej obiektywna i nie oceniać innych kultur z perspektywy zachodu, lecz zrozumieć inne kultury, dlaczego tak a nie inaczej oceniają świat, ale już jej eks mężowi Cejrowskiemu to się totalnie nie udaje.
OdpowiedzUsuńbadanie innych kultur faktycznie jest mocno zaburzone naszymi ocenami, które z kolei same są uwarunkowane są kulturowo...
UsuńNie wydaje mi się, żeby życie bez oceniania było możliwe. To element, tak mi się wydaje, instynktu samozachowawczego.
OdpowiedzUsuńdobrze Ci się wydaje, bo ocenianie tkwi już w podświadomości i przekłada się od razu na emocje, więc wpływ na to mamy niewielki, prawie żaden... ale w przypadku oceniania świadomego proces często przebiega odwrotnie, więc można nad tym popracować, bo łącznik skojarzeniowy niekoniecznie musi być prawidłowy...
UsuńDobrze, że napisałeś "można", a nie "trzeba" :)
UsuńPKanalia
OdpowiedzUsuńPowiem Ci na własnym przypadku z czego to wynika
Jestem najbardziej sfiksowaną matek z matek
Widzę swoje życie, błędy i chyba tak mojego gamonia kocham że chcę dla niego lepszego życia
Wiem co spieprzyłam
I zupełnie niechcący przenoszę to na nasze relacje ratuje nas dystans
Co pewien czas muszę wyjeżdżać
To daje mu szanse na popełnianie błędów według własnego widzimisie
Pozdrawiam
chyba nigdy nie ma tak, by komunikowanie komuś swojej oceny jego osoby nie niosło ze sobą dodatkowego, niezwerbalizowanego przekazu... w przypadku, gdy jest to bliska osoba, a szczególnie dziecko, to ten przekaz czasem wydaje się być ważniejszy, niż sama treść komunikatu, który spełnia wtedy raczej rolę transportową...
Usuńpozdrawiam :)...
Na samym początku 10 synonimów słowa „oceniać”:
Usuńwartościować, szacować, lustrować, sprawdzać, testować, weryfikować, opiniować, osądzać, odnosić się, traktować;
Różne, niekiedy o nieznacznym odcieniu bliskoznaczne wyrazy stwarzają niejednoznaczną sytuację socjolingwistyczną. Aspekty oceniania mają przede wszystkim charakter ogólnospołeczny i psychologiczny.
Złożoność relacji społecznych powoduje, że ocenianie ludzi oraz ich aktywności ma zawsze charakter subiektywny. Posiada swój kontekst, podlega często nawet silnym emocjom i niestety bardzo często zależne jest od utartych schematów i stereotypów .Decyduje o tym funkcja poznawcza języka, a owe stereotypy powiązane są z płcią, rasą, religią, narodowością i pochodzeniem społecznym. Nieuchronnie prowadzi to do różnych uprzedzeń, w tym wszelkiej maści ksenofobii.
Profesjonalny sposób oceniania powinien oparty o gruntowną wiedzę psychologiczną w kontekście szeroko pojętych doświadczeń społecznych,
Kiedy nasze ocenianie dotyczy osób w jakiś sposób od nas zależnych np. uczniów, podwładnych czy podkomendnych to pozytywne oceny, nawet te na wyrost, przynoszą o wiele więcej korzyści niż miażdżąca, po części nawet słuszna krytyka, stymulują w miarę obiektywną samoocenę i poczucie własnej wartości
The Happy End
Oceniamy przez pryzmat własnych zachowań, bo trudno jest zlokalizować inne
OdpowiedzUsuńJesteśmy pewni tego co znamy
Tym nie mniej staram się trzymać z dala od oceniania
Wolę obserwować
Pozdrawiam
ocenia za nas podświadowmość i na to mamy raczej niewielki wpływ... ale świadome ocenianie to już osobna bajka... tworzymy dobre/złe, ładne/brzydkie, etc, więc to takie jest... ups!... powinno być "jest"...
Usuńpozdrawiam :)...
Piotr, z mojej oceny wynika, że długo Cię tu nie ma? Coś się dzieje, czy urlop, wyjazd, odjazd, czy cóś?
OdpowiedzUsuńcoś...
Usuńale spoko i luz...
Ocenianie przychodzi nam bardzo naturalnie, wszystko widzimy przez pryzmat siebie. Trzeba naprawdę wyćwiczyć w sobie patrzenie na świat bez oceny.
OdpowiedzUsuńA ja oceniam i krytykuję brak mozliwości anonimowych komentarzy (choć rozumiem, że mozesz nie chceć ich mieć) bo muszę 10 razy klikać zaloguj :p.