Świeżym fanom "Czarownic" oraz też starszym (stażem), tylko leniwym /czyli większości/ wyjaśniamy tytułem wprowadzenia:
Czarownice nie są boginiami, tylko ludźmi, więc nie potrafią wszystkiego, co więcej czasami też popełniają błędy. Taki błąd kiedyś popełniła Roxy, zaś ofiarą mogła paść jedna z jej przyjaciółek - Kaśka. Otóż Ruda sprzedała kiedyś urok, do tego jeszcze urok typu głupi jaś. Klientem był mężczyzna, zaś potencjalną ofiarą kobieta. Roxy nie wiedziała, że ma nią być właśnie Kaśka. To tak w uproszczeniu, zaś dokładny opis sprawy jest w serialu "PLUSKWA W MAJTKACH". Jeśli komuś się nie chce z tym zapoznawać, co przeważnie tak akurat jest, to tu dodamy tylko, że cała sprawa skończyła się dobrze dla wszystkich, oprócz wspomnianego wcześniej klienta. Kaśka nigdy nie miała żalu do Rudej, szybko zresztą zapomniała o całej sprawie, niestety Roxy nie zapomniała i zaczęło ją to wszystko jakoś tam gryźć. Co prawda normalny, zdrowy psychicznie człowiek nie odczuwa ani wstydu, ani poczucia winy, szczególnie zaś wiedźma, ale jak już wspomniano, wiedźmom także zdarzają się słabsze okresy. Więc Roxy postanowiła coś jednak z tym zrobić, aby w swym umyśle domknąć sprawę do końca...
Niedzielne sierpniowe wczesne popołudnie. Pod bliźniak będący wspólnym domem Pati i Anity zajechał sobie samochód. Nic nadzwyczajnego, po prostu normalne auto. Ale za to z auta wysiadły trzy nadzwyczajnej urody kobiety. Pierwsza wyskoczyła blondynka z różowymi kokardkami na rozpuszczonych włosach ubrana niczym uczennica liceum z japońskich filmów dla dorosłych. Druga śliczna była odzianą w ekstremalnie obcisłe legginsy plus równie obcisły króciutki top brunetką z końskim ogonem i twarzą ozdobioną wyrazistym, gotyckim makijażem. Niejako świątecznym, gdyż malowała się niezmiernie rzadko. Jako trzecia zatrzasnęła była drzwi od auta ruda piękność z włosami uplecionymi w liczne warkoczyki, w zielonej sukience określanej przez konserwatywną kołtunerię jako dupa i cycki na wierzchu. Urody ekstra dodawały wszystkim paniom tatuaże, choć nie było akurat ich zbyt przesadnie wiele. Jedno jest pewne, że pewien rodzaj buractwa doznałby pewnie szoku na widok wizażu całej trójki. Blondynka doskoczyła od razu do rudej trajkocząc jak poniżej:
- Naprawdę Roxy to nie jest dobry pomysł. Całą drogę ci to tłumaczę po raz któryś. Anita będzie wściekła, jak ją najdziemy o tej porze. Nieraz już tak do niej wpadałam. Usta mówią kocham cię, zaś oczy umrzyj suko. Wreszcie dostałam kiedyś taki opierdol, że mi się odechciało.
- Lalka przestań wreszcie marudzić, przez ciebie mało kota nie rozjechałam na drodze. Przecież znam Nitkę tyle lat, jako siusiary w piczkach sobie dłubałyśmy. Wiem, że nie lubi, bo nikt nie lubi, jak ktoś mu przerywa słodkie pukanko, ale ja to muszę jej powiedzieć. Nie przez telefon, nie jutro, ale teraz, w same oczy. Kaśka, weź coś zrób z tą swoją najpsiapsią, bo zaraz ja jej coś zrobię. I to nie będzie to, co jej zwykle robi Mariolka.
Ale czarnowłosa odparła:
- Możesz nie zdążyć. Tak w ogóle, to ja nie rozumiem, co cię napadło, żeby dziś, teraz zawracać Anicie poślady. Już ci tyle razy mówiłam, że nic do ciebie nie mam, że sprawa dawno zapomniana, ale ty się musiałaś uprzeć, żeby mieć poczucie winy. Normalni, zdrowi ludzie tak nie mają. Poczucie winy i wstyd są dla słabych. Ja tu jestem tylko przy okazji, żeby zobaczyć jej roślinki na żywo, a ty obiecałaś podrzucić mnie potem do domu.
Wszystkie trzy wiedźmy podeszły do furtki, przy której to był zamontowany domofon z dwoma guzikami. Przy jednym było doktor Patrycja, przy drugim Dzięcielinek i Świerzopski.
- Tydzień temu było Pięć Kilo Gwoździ.
Zauważyła Malina. I dodała:
- No, dzwoń wreszcie.
Roxy zadzwoniła. Stoją wszystkie, stoją, nagle domofon zacharczał:
- Co jest kurwa?!! Wypierdalać!!!
Ale już po chwili z tegoż urządzenia poszło:
- Ej chłopaki, jesteście tam? Żartowałam.
- Wiemy.
- To właźcie.
Coś zaterkotało przy zamku. Wlazły. Tylko idąc między furtką i domem Roxy nagle uszczypnęła Malinę w jej nader kształtą i sczypliwą właśnie pupę.
- No widzisz?
- Co widzisz? Akurat nam się tylko poszczęściło wjechać podczas przerwy między sesjami. I to cała historyja. Ale równie dobrze mogła też nas zabić.
Wreszcie weszły, prosto do salonu, zaś ze schodów zeszła, jak łatwo się domyśleć, ich najlepsza psiapsia, czyli Anita. Bratowa Maliny zresztą, ale to już wszyscy wiedzą. Ubrana była jedynie w bawarskie spodenki, sex shopowa wersja mini, z opuszczonymi szelkami odsłaniającymi tym samym pewien kawałek jej kobiecości, oraz wielkie, różowe bambosze. Całości wizażu dopełniał makijaż, ale tak już rozmazany, że nie sposób było dociec, jaki to miał być styl. W obecnym stanie najbardziej to przypominało barwy wojenne Indian ze szczepu Cipasów. Jeszcze nie zeszła całkiem na dół, gdy podskoczyła do niej Kaśka:
- Te, Pocahontas daj mi pin do ogródka, a wy sobie tu gadajcie.
- Ten sam, co rok temu.
- Aha. To ja idę sobie pooglądać.
Ogródek Anity, tam gdzie uprawiała Święte Zioło szlachetnych odmian był dosyć specyficzny. Nikt postronny nie mógłby go namierzyć. Zaklęcie powodowało pewną deformację okolicznej przestrzeni, więc obcy nie znający magicznego pinu nie mieli szansy tam wejść, a nawet go zobaczyć. Jedynie kudłaty Dredek nie miał tych barier, bo ludzka magia na koty nie działa, więc zabawne było czasem zobaczyć nagle pół zwierza na trawniku. Kaśka weszła tam i podziwiała kwitnące dziewczyny.
Dlaczego akurat dziewczyny, to Kawiarnia już wie. Święte Zioło jest rośliną dwupienną, co oznacza krzaczki męskie i żeńskie. Tych pierwszych raczej się nie uprawia, chyba że na samo włókno lub do celów hodowlanych, jako reproduktorów, bo wartość medyczną i rozrywkową mają głównie te drugie.
Tymczasem w salonie Roxy zapytała:
- Nitka, co ty masz na sobie?
- Bawimy się z Borkiem w Królewnę Śnieżkę.
- A ty jesteś Złym Wilkiem?
- Powiedzmy. Ale że chwilowo Śnieżka jest Śpiącą Królewną, a jej laserowy miecz podpięty do ładowarki, to możemy sobie nieco pogawędzić. Herbatki, ciasteczko? Malinko, jak najmłodsza zajmiesz się tym?
Lalka poszła do kuchni, za to Roxy i Anita rozsiadły się wygodnie na sofach po obu stronach stołu. Ta pierwsza szybko zagaiła:
- Właśnie wracamy z konwentu zawodowych.
- Wiem. Przecież wiem. W czwartek mnie namawiałaś na wspólny wyjazd, ale jakoś nie widziałam w tym spotkaniu nic atrakcyjnego. Ale ty to co innego. Sama byłaś zawodową, co prawda bardzo krótko, ale też się liczy. Za to fajnie, że wzięłaś dziewczyny, niech się uczą, rozwijają, niech poznają inne siostry. Pokolegują się, porobią sobie kontakty.
Tu wyjaśnijmy, że zawodowe czarownice, czyli takie, dla których usługi magiczne są głównym sposobem pozyskiwania środków na opłacanie rachunków raczej się nie zrzeszają. Żyją samodzielnie, czasem jedynie zawierają chwilowe sojusze do wykonania konkretnej pracy, ale napewno nie tworzą kowenów, tak jak wiele innych wiedźm. Jedynie od czasu do czasu zbierają się na zlotach zwanych konwentami. Jest to dla nich okazja podzielić się doświadczeniami, czasem też rozładować ewentualne konflikty, czy też inne nieporozumienia, które mogły były wcześniej zaistnieć między niektórymi. Zaś gdy już się nagadają, to potem robią wspólny sabat, na koniec zaś after party.
- No właśnie. Nasza Lalka zrobiła striptiz finałowy?
- Zrobiłam, zrobiłam.
To już stwierdziła Malina wnosząc zastawioną tacę.
- Tak w ogóle, to nie miałam takiego planu, ale okazało się, że niektóre siostry znały skądś ten mój zwyczaj i jak już była końcowa impreza, to zaczęły się tego domagać. Nie sposób było im tego odmówić. Za to spróbowałam wreszcie bielunia, jeszcze podczas sabatu.
- I jakie wrażenia?
- Nie za specjalne. Może było tego za mało, ale tak w ogóle, to nie powiem, żebym się dobrze bawiła. Wolę już naszą szałwię wieszczą, tą której my używamy podczas sabatów.
- Ale my nie bierzemy psychodelików tylko dla samej zabawy. A sabaty nie są bynajmniej po to, aby zawsze było miło.
- Wiem, jednak szałwia jest lepsza. Szybki start, szybkie lądowanie, za to ten bieluń zanim się rozkręci... Poza tym wlecze się to potem za tobą, ja jeszcze go coś tam czuję, jeszcze nie wróciłam do końca do reala.
- Do niektórych praktyk jest konieczny, nic go wtedy nie zastąpi. Ale lepiej mi powiedzcie, co było w piątek, w części gadanej tego konwentu.
Roxy odpowiedziała:
- Sporo różnych rzeczy. Ale dla mnie najważniejsze było, że...
Tu wtrąciła Malina:
- Mogę ja to opowiedzieć?
Roxy kiwnęła głową, za to Anita podciagęła szelki zasłaniając sutki:
- Czuję, że sprawa jest poważna, więc się porządniej ubiorę.
- No, więc Roxy zrobiła to, co planowała zrobić.
- Wiem, co planowała, ale opowiedz, jak się to odbyło.
- Odbyło się tak, że zebrała wszystkie wiedźmy i nakręciła je na cały pomysł. Na początku strasznie kwękały, ale większość jednak dała się przekonać. Czyli puenta jest taka, że nie ma przyjmowania zleceń na uroki od facetów. Chyba, że klient jest gejem i chce zauroczyć innego chłopa. To akurat prawie każda z nas umie rozpoznać.
- Ale chyba nie było jednogłośności?
- Deklarację podpisały, niektóre nawet krwią, prawie wszystkie, ale ze sporym naciskiem na owo prawie. Niektóre zastrzegły, że nie będą sprzedawać głupiego jasia, który całkiem zniewala i odbiera pamięć. Bo to jest po prostu magiczna piguła gwałtu. Ale co do tych lajtowych uroków, które zostawiają sporo świadomości i wolności wyboru, to tego nie obiecały.
- A ile całkiem odmówiło wzięcia w tym udziału?
- Dosłownie kilka.
- Wiecie siostry, że taki papier, nawet podpisany krwią nie ma żadnej mocy wiążącej, jego znaczenie jest czysto symboliczne?
- Oczywiście.
Odparła Roxy i dodała:
- Ale mnie ten wynik satysfakcjonuje. Ja wiem Nita, że ciebie ta sprawa raczej wcale nie dotyczy, bo ty prawie wcale ani nie sprzedajesz uroków, ani sama ich nie używasz do prywatnych celów. Ale imperatyw opowiedzenia ci tego, właśnie dokładnie teraz był silniejszy ode mnie. W końcu mówimy sobie wszystko, tak?
- To się w psychologii nazywa sprawy niedokończone.
- Więc ja wreszcie dokończyłam.
- Przy okazji nieco podrożeją wszystkie usługi magiczne, ale to jest bez wielkiego znaczenia, ten rynek nigdy nie był ani stabilny, ani uregulowany.
W tym momencie do salonu weszła Kaśka.
- Widziałam Nitka, że dwa krzaki już ścięłaś?
- No. Może te kilka dni za wcześnie, ale chciałam spróbować tej akurat odmiany, bo nigdy jej wcześniej nie miałam. Poczekajcie chwilę.
Anita wstała z sofy i poszła do pracowni, po chwili wróciła niosąc jakieś puzderko, talerz, faję bongo oraz paczkę bibułek. Położyła talerz na stole, wsypała doń zawartość pojemniczka, obok położyła inne akcesoria, wreszcie usiadła z powrotem na sofie.
- No? Co jest z wami dupeczki? Się panie częstują.
- Naprawdę Roxy to nie jest dobry pomysł. Całą drogę ci to tłumaczę po raz któryś. Anita będzie wściekła, jak ją najdziemy o tej porze. Nieraz już tak do niej wpadałam. Usta mówią kocham cię, zaś oczy umrzyj suko. Wreszcie dostałam kiedyś taki opierdol, że mi się odechciało.
- Lalka przestań wreszcie marudzić, przez ciebie mało kota nie rozjechałam na drodze. Przecież znam Nitkę tyle lat, jako siusiary w piczkach sobie dłubałyśmy. Wiem, że nie lubi, bo nikt nie lubi, jak ktoś mu przerywa słodkie pukanko, ale ja to muszę jej powiedzieć. Nie przez telefon, nie jutro, ale teraz, w same oczy. Kaśka, weź coś zrób z tą swoją najpsiapsią, bo zaraz ja jej coś zrobię. I to nie będzie to, co jej zwykle robi Mariolka.
Ale czarnowłosa odparła:
- Możesz nie zdążyć. Tak w ogóle, to ja nie rozumiem, co cię napadło, żeby dziś, teraz zawracać Anicie poślady. Już ci tyle razy mówiłam, że nic do ciebie nie mam, że sprawa dawno zapomniana, ale ty się musiałaś uprzeć, żeby mieć poczucie winy. Normalni, zdrowi ludzie tak nie mają. Poczucie winy i wstyd są dla słabych. Ja tu jestem tylko przy okazji, żeby zobaczyć jej roślinki na żywo, a ty obiecałaś podrzucić mnie potem do domu.
Wszystkie trzy wiedźmy podeszły do furtki, przy której to był zamontowany domofon z dwoma guzikami. Przy jednym było doktor Patrycja, przy drugim Dzięcielinek i Świerzopski.
- Tydzień temu było Pięć Kilo Gwoździ.
Zauważyła Malina. I dodała:
- No, dzwoń wreszcie.
Roxy zadzwoniła. Stoją wszystkie, stoją, nagle domofon zacharczał:
- Co jest kurwa?!! Wypierdalać!!!
Ale już po chwili z tegoż urządzenia poszło:
- Ej chłopaki, jesteście tam? Żartowałam.
- Wiemy.
- To właźcie.
Coś zaterkotało przy zamku. Wlazły. Tylko idąc między furtką i domem Roxy nagle uszczypnęła Malinę w jej nader kształtą i sczypliwą właśnie pupę.
- No widzisz?
- Co widzisz? Akurat nam się tylko poszczęściło wjechać podczas przerwy między sesjami. I to cała historyja. Ale równie dobrze mogła też nas zabić.
Wreszcie weszły, prosto do salonu, zaś ze schodów zeszła, jak łatwo się domyśleć, ich najlepsza psiapsia, czyli Anita. Bratowa Maliny zresztą, ale to już wszyscy wiedzą. Ubrana była jedynie w bawarskie spodenki, sex shopowa wersja mini, z opuszczonymi szelkami odsłaniającymi tym samym pewien kawałek jej kobiecości, oraz wielkie, różowe bambosze. Całości wizażu dopełniał makijaż, ale tak już rozmazany, że nie sposób było dociec, jaki to miał być styl. W obecnym stanie najbardziej to przypominało barwy wojenne Indian ze szczepu Cipasów. Jeszcze nie zeszła całkiem na dół, gdy podskoczyła do niej Kaśka:
- Te, Pocahontas daj mi pin do ogródka, a wy sobie tu gadajcie.
- Ten sam, co rok temu.
- Aha. To ja idę sobie pooglądać.
Ogródek Anity, tam gdzie uprawiała Święte Zioło szlachetnych odmian był dosyć specyficzny. Nikt postronny nie mógłby go namierzyć. Zaklęcie powodowało pewną deformację okolicznej przestrzeni, więc obcy nie znający magicznego pinu nie mieli szansy tam wejść, a nawet go zobaczyć. Jedynie kudłaty Dredek nie miał tych barier, bo ludzka magia na koty nie działa, więc zabawne było czasem zobaczyć nagle pół zwierza na trawniku. Kaśka weszła tam i podziwiała kwitnące dziewczyny.
Dlaczego akurat dziewczyny, to Kawiarnia już wie. Święte Zioło jest rośliną dwupienną, co oznacza krzaczki męskie i żeńskie. Tych pierwszych raczej się nie uprawia, chyba że na samo włókno lub do celów hodowlanych, jako reproduktorów, bo wartość medyczną i rozrywkową mają głównie te drugie.
Tymczasem w salonie Roxy zapytała:
- Nitka, co ty masz na sobie?
- Bawimy się z Borkiem w Królewnę Śnieżkę.
- A ty jesteś Złym Wilkiem?
- Powiedzmy. Ale że chwilowo Śnieżka jest Śpiącą Królewną, a jej laserowy miecz podpięty do ładowarki, to możemy sobie nieco pogawędzić. Herbatki, ciasteczko? Malinko, jak najmłodsza zajmiesz się tym?
Lalka poszła do kuchni, za to Roxy i Anita rozsiadły się wygodnie na sofach po obu stronach stołu. Ta pierwsza szybko zagaiła:
- Właśnie wracamy z konwentu zawodowych.
- Wiem. Przecież wiem. W czwartek mnie namawiałaś na wspólny wyjazd, ale jakoś nie widziałam w tym spotkaniu nic atrakcyjnego. Ale ty to co innego. Sama byłaś zawodową, co prawda bardzo krótko, ale też się liczy. Za to fajnie, że wzięłaś dziewczyny, niech się uczą, rozwijają, niech poznają inne siostry. Pokolegują się, porobią sobie kontakty.
Tu wyjaśnijmy, że zawodowe czarownice, czyli takie, dla których usługi magiczne są głównym sposobem pozyskiwania środków na opłacanie rachunków raczej się nie zrzeszają. Żyją samodzielnie, czasem jedynie zawierają chwilowe sojusze do wykonania konkretnej pracy, ale napewno nie tworzą kowenów, tak jak wiele innych wiedźm. Jedynie od czasu do czasu zbierają się na zlotach zwanych konwentami. Jest to dla nich okazja podzielić się doświadczeniami, czasem też rozładować ewentualne konflikty, czy też inne nieporozumienia, które mogły były wcześniej zaistnieć między niektórymi. Zaś gdy już się nagadają, to potem robią wspólny sabat, na koniec zaś after party.
- No właśnie. Nasza Lalka zrobiła striptiz finałowy?
- Zrobiłam, zrobiłam.
To już stwierdziła Malina wnosząc zastawioną tacę.
- Tak w ogóle, to nie miałam takiego planu, ale okazało się, że niektóre siostry znały skądś ten mój zwyczaj i jak już była końcowa impreza, to zaczęły się tego domagać. Nie sposób było im tego odmówić. Za to spróbowałam wreszcie bielunia, jeszcze podczas sabatu.
- I jakie wrażenia?
- Nie za specjalne. Może było tego za mało, ale tak w ogóle, to nie powiem, żebym się dobrze bawiła. Wolę już naszą szałwię wieszczą, tą której my używamy podczas sabatów.
- Ale my nie bierzemy psychodelików tylko dla samej zabawy. A sabaty nie są bynajmniej po to, aby zawsze było miło.
- Wiem, jednak szałwia jest lepsza. Szybki start, szybkie lądowanie, za to ten bieluń zanim się rozkręci... Poza tym wlecze się to potem za tobą, ja jeszcze go coś tam czuję, jeszcze nie wróciłam do końca do reala.
- Do niektórych praktyk jest konieczny, nic go wtedy nie zastąpi. Ale lepiej mi powiedzcie, co było w piątek, w części gadanej tego konwentu.
Roxy odpowiedziała:
- Sporo różnych rzeczy. Ale dla mnie najważniejsze było, że...
Tu wtrąciła Malina:
- Mogę ja to opowiedzieć?
Roxy kiwnęła głową, za to Anita podciagęła szelki zasłaniając sutki:
- Czuję, że sprawa jest poważna, więc się porządniej ubiorę.
- No, więc Roxy zrobiła to, co planowała zrobić.
- Wiem, co planowała, ale opowiedz, jak się to odbyło.
- Odbyło się tak, że zebrała wszystkie wiedźmy i nakręciła je na cały pomysł. Na początku strasznie kwękały, ale większość jednak dała się przekonać. Czyli puenta jest taka, że nie ma przyjmowania zleceń na uroki od facetów. Chyba, że klient jest gejem i chce zauroczyć innego chłopa. To akurat prawie każda z nas umie rozpoznać.
- Ale chyba nie było jednogłośności?
- Deklarację podpisały, niektóre nawet krwią, prawie wszystkie, ale ze sporym naciskiem na owo prawie. Niektóre zastrzegły, że nie będą sprzedawać głupiego jasia, który całkiem zniewala i odbiera pamięć. Bo to jest po prostu magiczna piguła gwałtu. Ale co do tych lajtowych uroków, które zostawiają sporo świadomości i wolności wyboru, to tego nie obiecały.
- A ile całkiem odmówiło wzięcia w tym udziału?
- Dosłownie kilka.
- Wiecie siostry, że taki papier, nawet podpisany krwią nie ma żadnej mocy wiążącej, jego znaczenie jest czysto symboliczne?
- Oczywiście.
Odparła Roxy i dodała:
- Ale mnie ten wynik satysfakcjonuje. Ja wiem Nita, że ciebie ta sprawa raczej wcale nie dotyczy, bo ty prawie wcale ani nie sprzedajesz uroków, ani sama ich nie używasz do prywatnych celów. Ale imperatyw opowiedzenia ci tego, właśnie dokładnie teraz był silniejszy ode mnie. W końcu mówimy sobie wszystko, tak?
- To się w psychologii nazywa sprawy niedokończone.
- Więc ja wreszcie dokończyłam.
- Przy okazji nieco podrożeją wszystkie usługi magiczne, ale to jest bez wielkiego znaczenia, ten rynek nigdy nie był ani stabilny, ani uregulowany.
W tym momencie do salonu weszła Kaśka.
- Widziałam Nitka, że dwa krzaki już ścięłaś?
- No. Może te kilka dni za wcześnie, ale chciałam spróbować tej akurat odmiany, bo nigdy jej wcześniej nie miałam. Poczekajcie chwilę.
Anita wstała z sofy i poszła do pracowni, po chwili wróciła niosąc jakieś puzderko, talerz, faję bongo oraz paczkę bibułek. Położyła talerz na stole, wsypała doń zawartość pojemniczka, obok położyła inne akcesoria, wreszcie usiadła z powrotem na sofie.
- No? Co jest z wami dupeczki? Się panie częstują.
No tak, sprawa niby domknięta, ale jednak nie do końca, chyba w takich kręgach demokracja się nie sprawdza?
OdpowiedzUsuńskoro Roxy stwierdziła, że wynik całej akcji ją satysfakcjonuje, to sprawa z pewnością jest domknięta, gdyż nie ma innej instancji, która mogłaby cokolwiek orzec na ten temat...
Usuńa z tą demokracją, to czarownice są indywidualistkami i nawet jeśli tworzą jakieś chwilowe lub stałe konstrukcje społeczne, to chyba trudno mówić o demokracji, tylko prędzej o jakiejś miękkiej anarchii, zaś ich wzajemne relacje można uznać wtedy za siostrzane, w porywach do matriarchalnych...
przeczytałem także zalinkowaną historię. intrygujące, w jaki sposób facet zaimplementował urok w majtkach wybranki. bo potem, to jak zrozumiałem było już łatwo. jednak dobrać się do majtek niezainteresowanej, to duża sztuka, na ogół wymuszenie.
OdpowiedzUsuńfacet zrobił to ukradkiem w szatni klubu dostając się do szafki w szatni, pamiętajmy, że to się działo w czasach, gdy wybranka nie była jeszcze czarownicą, więc nie poczuła miny, którą jej podłożono...
UsuńW sumie każdy zawód, nawet zawód czarownica, powinien mieć jakiś zbiór zasad i etyki pracy. Dlatego dobrze, że Roxy zmusiła je do podpisania tego papierka, że nie będą rzucać uroków, ale na facetów też nie powinny, szczególnie na gejów, bo pzrecież oni też mogą zostać skrzywdzeni, jeśli zaklęcie im odbierze świadomość (jeśli kobieta zamawia zaklęcie na facete, to może jest ok, bo wszyscy panowia cały czas opowiadają, jak to marzą o nimfomance, jak to marzą, by jakaś ładna ich zgwałciła i jak to marzą, żeby ktoś ich wykorzystał jako zabawkę. No to niech mają : ) ).
OdpowiedzUsuńMuszę koniecznie zapamiętać ,,Usta mówią kocham cię, zaś oczy umrzyj suko.'' Bardzo mi się spodobało.
Roxy ogarnęła swój osobisty problem, ale po drodze trzymając się nauk Cioci lali o konieczności dbania o równowagę świata, a także po linii babskiej solidarności...
UsuńKaśka ma wyrąbane na te gwałty mężczyzn, bo ona sobie radzi z tym maczetą a Malinka sama gwałciła metodą czary mary to nie bardzo była za tym pomysłem Roxy . Niemniej jednak Roxy dobrze zrobiła bowiem wiadomo faceci teraz to nie tylko chcą pukać panienki ,ale ostatnio się naczytałam ,że chcą je zapładniać taki odpierdol mają . Piosenki fajne zwłaszcza ta druga.
OdpowiedzUsuńMalina chyba wyrównała w swoim mniemaniu rachunku z facetami, a teraz ma akurat dziewczynę do miziana dla odmiany, a być może nawet dwie, ale to akurat nie jest nic pewnego, pozostaje jedynie w sferze żartów...
Usuń"podrożeją wszystkie usługi magiczne"
OdpowiedzUsuńGdzie ja swoje runy schowałam?
Trochę sobie przypomnę ,trochę się douczę
I w usługi magiczne pójdę 😁
podrożeją, bo te wiedźmy, które całą umowę potraktują poważnie będą sobie chciały wyrównać straty, a te, które nie zastosują się zaczną sobie winszować o wiele wyższe ceny za ten rodzaj usług, co też będzie po myśli Roxy...
Usuń