19 czerwca 2018

Ocena - iluzja umysłem tworzona.

- Nie oceniaj mnie!
Czasem tak bywa, że mamuśka stworzy sobie jakiś problem, zaczyna truć, czepiać się bez sensu, wtedy zbuntowana małolata broni się powyższym pedagogicznym kontratakiem. To bynajmniej nie jest jedyna sytuacja, gdy pada zacytowane zdanie, co więcej, bywa ich całe mnóstwo. Tedy nie będziemy się nimi zajmować, bo ni miejsca, ni czasu, lecz na tą chwilę omówmy kwestię oceniania jako takiego. Tak bowiem jest, że ludzie jakoś tak mają, iż lubią oceniać, wielu nawet próbuje oceniać samo ocenianie szukając odpowiedzi na pytanie, czy oceniać to dobrze, czy źle?
Tak, ale zanim coś omówimy, to uzgodnijmy, co jest do omówienia. Język polski nie zawsze bywa precyzyjny, choć być może to nie język, ale ludzie bywają niezbyt precyzyjni używając go. Tak więc na ten przykład słowo "ocenianie" niekoniecznie musi oznaczać ocenianie, lecz szacowanie. Druga sprawa to słowo "oceniać" bywa skrótem frazy "komunikować wynik swojej oceny". Ocena jednak sensu stricto to nie jest przekaz informacji, tylko to, co zaistnieje w umyśle, zaś oznacza dokładnie pewną wartość, którą umysł nadaje temu, co percepuje.
Długo by się rozwodzić na temat mechanizmu oceniania, jak to się dzieje, że coś jest dla nas /na przykład/ dobre lub złe, dokładniej zaś, że takie nam się wydaje. Długo by też dociekać, jakie znaczenie ma to ocenianie dla naszego życia i przeżycia. Tu niech nam na razie wystarczy, że nic nie ma wartości jako cechy obiektywnej, ale to my, nagie mapy tą wartość temu czemuś (lub komuś) nadajemy. Jedno jest pewne, że nie pomaga nam to widzieć świata takiego, jakim jest w istocie. Oceny są plamami na szybie, przez którą ten świat widzimy, nie zawsze też potrafimy rozpoznać, czy plama jest tylko plamą, czy częścią tego świata. No tak, ale świat tej szyby nie paprze, to my ją paprzemy, więc do nas należy jej mycie, bo świat tego za nas nie zrobi, ma wyrąbane na to, czy nań patrzymy, czy nie. Lecz żeby rozpoznać, czy plama jest tylko plamą musimy najpierw popatrzeć na siebie. Dokładniej zaś: spojrzeć we własne oczy. Tylko bez cwaniakowania, nie w ich odbicie lustrzane, bo lustro wcale nie musi być czyste.
Stop! Dalej już tego rozwijać nie będziemy, wróćmy do kwestii oceniania. Jak stwierdziliśmy wcześniej, ludzie lubią oceniać, zaś najchętniej oceniają innych ludzi. Co to powoduje? Jedno już ustaliliśmy, że utrudnia to im ich poznanie, ale pojawiają się też dalsze skutki tegoż, jak mylne rozumienie, dalej zaś idąc niezbyt trafione relacje. Umówmy się na chwilę, że ocenimy jako ciekawy eksperyment polegający na próbie odpowiedzi na takie oto pytanie: "Z kim ja rozmawiam /albo robię coś razem lub jestem w jakiejś interakcji/?". Jako wariant można też przyjąć, że "on(a)" to "ja". Otóż ta odpowiedź nieraz bywa taka, że nie rozmawiamy /przykładowo/ z tym, z kim rozmawiamy, lecz z jakąś fikcyjną postacią, którą tworzymy sobie w umyśle za pomocą własnych ocen. Czyli cała relacja jest de facto pewną fikcją, czymś realnie nieistniejącym. Tak?
Ta konstatacja może komuś wydawać się zaskakująca, jednak tak po prostu jest. Niech pozostanie ona puentą tego posta, ale odpowiedź na pytanie, czy to źle, czy dobrze, niech każda/y stworzy już sobie sam(a). Stworzy, nie szuka, bo znaleźć się nie da.

12 czerwca 2018

Sztuka ze sztuką o sztuce w galerii sztuki - krótkie studium

- Faaajne...
- ...
- Ciekawe, co on przyswajał, zanim to namalował?
- ...
- Jak myślisz, ile to może być warte?
- ...
- Wiesz, słyszałam, że...
- Lalka, zamknij się wreszcie do kurwy bladzi! Oglądam!
- Przecież ja też oglądam.
- Nie jestem tego taka pewna.

Też nie jestem tego taki pewien. Być może Lalka coś tam ogląda, ale raczej tylko tak patrzy i generuje myśli pod wpływem tego, na co patrzy. Zaś to, co potem widzi, to raczej już nie jest ten obraz taki, jaki jest, lecz obraz obrazu przepuszczony przez szybę zapapraną tymi myślami. Prędzej jej kumpela jest bliższa zobaczenia go, bo próbuje z tym obrazem po prostu BYĆ, a nie używać go jako narzędzie. To jest dokładnie tak, jak z palcem Bruce'a Lee, który wskazuje Księżyc. Ba, jest jeszcze gorzej, gdyż ma miejsce próba pchania tego palca komuś do oka. Ciekawe, czy Lalka nosi tipsy?
To właściwie wszystko, bo wszystko zostało już powiedziane. Ale czasem jest nieźle dodać jakąś puentę dla tych, którym nie chce się znajdywać własnej. Bynajmniej nie polega ona na tym, by dyktować komuś, jak należy prawidłowo obcować ze sztuką, bo na ten temat nie ma żadnego "należy", zaś "prawidłowo" ma wiele odmian. Co prawda wolę obrazy oglądać, niż tworzyć myśli na ich temat zamiast oglądania, ale to wcale nie znaczy, że kogoś ma nie kręcić to drugie właśnie. Tak? Może ograniczę się więc tylko do takiej sugestii, że niekoniecznie jest dobrze brać ze sobą na wystawy obrazów jakąś Lalkę. Nawet gdy ta Lalka jest zajebista w łóżku.
...
Aha, a tak wracając do kwestii tego palca, to akt wepchania go komuś do oka nie zawsze musi się kończyć źle. Ba, bywa czasami nawet początkiem czegoś naprawdę pięknego. Co widać na poniższym przykładzie: