- Nie oceniaj mnie!
Czasem tak bywa, że mamuśka stworzy sobie jakiś problem, zaczyna truć, czepiać się bez sensu, wtedy zbuntowana małolata broni się powyższym pedagogicznym kontratakiem. To bynajmniej nie jest jedyna sytuacja, gdy pada zacytowane zdanie, co więcej, bywa ich całe mnóstwo. Tedy nie będziemy się nimi zajmować, bo ni miejsca, ni czasu, lecz na tą chwilę omówmy kwestię oceniania jako takiego. Tak bowiem jest, że ludzie jakoś tak mają, iż lubią oceniać, wielu nawet próbuje oceniać samo ocenianie szukając odpowiedzi na pytanie, czy oceniać to dobrze, czy źle?
Tak, ale zanim coś omówimy, to uzgodnijmy, co jest do omówienia. Język polski nie zawsze bywa precyzyjny, choć być może to nie język, ale ludzie bywają niezbyt precyzyjni używając go. Tak więc na ten przykład słowo "ocenianie" niekoniecznie musi oznaczać ocenianie, lecz szacowanie. Druga sprawa to słowo "oceniać" bywa skrótem frazy "komunikować wynik swojej oceny". Ocena jednak sensu stricto to nie jest przekaz informacji, tylko to, co zaistnieje w umyśle, zaś oznacza dokładnie pewną wartość, którą umysł nadaje temu, co percepuje.
Długo by się rozwodzić na temat mechanizmu oceniania, jak to się dzieje, że coś jest dla nas /na przykład/ dobre lub złe, dokładniej zaś, że takie nam się wydaje. Długo by też dociekać, jakie znaczenie ma to ocenianie dla naszego życia i przeżycia. Tu niech nam na razie wystarczy, że nic nie ma wartości jako cechy obiektywnej, ale to my, nagie mapy tą wartość temu czemuś (lub komuś) nadajemy. Jedno jest pewne, że nie pomaga nam to widzieć świata takiego, jakim jest w istocie. Oceny są plamami na szybie, przez którą ten świat widzimy, nie zawsze też potrafimy rozpoznać, czy plama jest tylko plamą, czy częścią tego świata. No tak, ale świat tej szyby nie paprze, to my ją paprzemy, więc do nas należy jej mycie, bo świat tego za nas nie zrobi, ma wyrąbane na to, czy nań patrzymy, czy nie. Lecz żeby rozpoznać, czy plama jest tylko plamą musimy najpierw popatrzeć na siebie. Dokładniej zaś: spojrzeć we własne oczy. Tylko bez cwaniakowania, nie w ich odbicie lustrzane, bo lustro wcale nie musi być czyste.
Stop! Dalej już tego rozwijać nie będziemy, wróćmy do kwestii oceniania. Jak stwierdziliśmy wcześniej, ludzie lubią oceniać, zaś najchętniej oceniają innych ludzi. Co to powoduje? Jedno już ustaliliśmy, że utrudnia to im ich poznanie, ale pojawiają się też dalsze skutki tegoż, jak mylne rozumienie, dalej zaś idąc niezbyt trafione relacje. Umówmy się na chwilę, że ocenimy jako ciekawy eksperyment polegający na próbie odpowiedzi na takie oto pytanie: "Z kim ja rozmawiam /albo robię coś razem lub jestem w jakiejś interakcji/?". Jako wariant można też przyjąć, że "on(a)" to "ja". Otóż ta odpowiedź nieraz bywa taka, że nie rozmawiamy /przykładowo/ z tym, z kim rozmawiamy, lecz z jakąś fikcyjną postacią, którą tworzymy sobie w umyśle za pomocą własnych ocen. Czyli cała relacja jest de facto pewną fikcją, czymś realnie nieistniejącym. Tak?
Ta konstatacja może komuś wydawać się zaskakująca, jednak tak po prostu jest. Niech pozostanie ona puentą tego posta, ale odpowiedź na pytanie, czy to źle, czy dobrze, niech każda/y stworzy już sobie sam(a). Stworzy, nie szuka, bo znaleźć się nie da.
Czasem tak bywa, że mamuśka stworzy sobie jakiś problem, zaczyna truć, czepiać się bez sensu, wtedy zbuntowana małolata broni się powyższym pedagogicznym kontratakiem. To bynajmniej nie jest jedyna sytuacja, gdy pada zacytowane zdanie, co więcej, bywa ich całe mnóstwo. Tedy nie będziemy się nimi zajmować, bo ni miejsca, ni czasu, lecz na tą chwilę omówmy kwestię oceniania jako takiego. Tak bowiem jest, że ludzie jakoś tak mają, iż lubią oceniać, wielu nawet próbuje oceniać samo ocenianie szukając odpowiedzi na pytanie, czy oceniać to dobrze, czy źle?
Tak, ale zanim coś omówimy, to uzgodnijmy, co jest do omówienia. Język polski nie zawsze bywa precyzyjny, choć być może to nie język, ale ludzie bywają niezbyt precyzyjni używając go. Tak więc na ten przykład słowo "ocenianie" niekoniecznie musi oznaczać ocenianie, lecz szacowanie. Druga sprawa to słowo "oceniać" bywa skrótem frazy "komunikować wynik swojej oceny". Ocena jednak sensu stricto to nie jest przekaz informacji, tylko to, co zaistnieje w umyśle, zaś oznacza dokładnie pewną wartość, którą umysł nadaje temu, co percepuje.
Długo by się rozwodzić na temat mechanizmu oceniania, jak to się dzieje, że coś jest dla nas /na przykład/ dobre lub złe, dokładniej zaś, że takie nam się wydaje. Długo by też dociekać, jakie znaczenie ma to ocenianie dla naszego życia i przeżycia. Tu niech nam na razie wystarczy, że nic nie ma wartości jako cechy obiektywnej, ale to my, nagie mapy tą wartość temu czemuś (lub komuś) nadajemy. Jedno jest pewne, że nie pomaga nam to widzieć świata takiego, jakim jest w istocie. Oceny są plamami na szybie, przez którą ten świat widzimy, nie zawsze też potrafimy rozpoznać, czy plama jest tylko plamą, czy częścią tego świata. No tak, ale świat tej szyby nie paprze, to my ją paprzemy, więc do nas należy jej mycie, bo świat tego za nas nie zrobi, ma wyrąbane na to, czy nań patrzymy, czy nie. Lecz żeby rozpoznać, czy plama jest tylko plamą musimy najpierw popatrzeć na siebie. Dokładniej zaś: spojrzeć we własne oczy. Tylko bez cwaniakowania, nie w ich odbicie lustrzane, bo lustro wcale nie musi być czyste.
Stop! Dalej już tego rozwijać nie będziemy, wróćmy do kwestii oceniania. Jak stwierdziliśmy wcześniej, ludzie lubią oceniać, zaś najchętniej oceniają innych ludzi. Co to powoduje? Jedno już ustaliliśmy, że utrudnia to im ich poznanie, ale pojawiają się też dalsze skutki tegoż, jak mylne rozumienie, dalej zaś idąc niezbyt trafione relacje. Umówmy się na chwilę, że ocenimy jako ciekawy eksperyment polegający na próbie odpowiedzi na takie oto pytanie: "Z kim ja rozmawiam /albo robię coś razem lub jestem w jakiejś interakcji/?". Jako wariant można też przyjąć, że "on(a)" to "ja". Otóż ta odpowiedź nieraz bywa taka, że nie rozmawiamy /przykładowo/ z tym, z kim rozmawiamy, lecz z jakąś fikcyjną postacią, którą tworzymy sobie w umyśle za pomocą własnych ocen. Czyli cała relacja jest de facto pewną fikcją, czymś realnie nieistniejącym. Tak?
Ta konstatacja może komuś wydawać się zaskakująca, jednak tak po prostu jest. Niech pozostanie ona puentą tego posta, ale odpowiedź na pytanie, czy to źle, czy dobrze, niech każda/y stworzy już sobie sam(a). Stworzy, nie szuka, bo znaleźć się nie da.