Któregoś dnia Karyna wpadła do Zetek w dzień powszedni, tak na chwilę tylko, żeby przyprowadzić pewną swoją psiapsię. Dokładnie tą, co to razem kiedyś przysiadały xero bez majtek. Podczas jakiejś tam ich rozmowy padło słowo zen, tamtą to zaintrygowało, ale Karyna niczego jej nie wyjaśniła, tylko wpadła na pomysł, żeby zrobił to ktoś inny, kto się na tym lepiej zna. Tedy złapała za telefon, po chwili już zostały zaproszone na jakieś popołudnie za parę dni. Tylko na bardzo krótko, bo coś tam. Więc się stało, panie weszły do pokoju, zaś karynowa psiapsia już od progu zagaiła:
- Jestem kompletnie zielona, nie wiem nic o zen.
Zula spojrzała na nią uważnie:
- Jak ci na imię?
- Joanna. Aśka znaczy, dla przyjaciół.
Zula spojrzała tym razem na Zoję mówiąc:
- No popatrz. I wmawia nam taka, że nic nie wie.
Pierwsza zaśmiała się Karyna, potem reszta, choć Aśka tylko raczej tak dla towarzystwa, bo jej oczy wyrażały mega galaktyczną niewiedzę. Niewiedzę tego, o co się rozchodzi. Potem Zoja, niczym czarownica Anita wzięła głęboki oddech, po czym to pokrótce, bardzo szkicowo udzieliła Joannie zwięzłego wprowadzenia. Gdy skończyła Karyna spytała:
- I jak ci to pasuje?
Aśka odparła:
- No, jak na te kilka słów wstępu to jeszcze nie wiem, ale ze wskazaniem na tak. Karynka mi powiedziała, że nie macie dziś zbyt wiele czasu, tylko tak na obwąchanie się, więc ja mam pytanie.
Zoja jak zwykle mile się uśmiechnęła i mruknęła:
- No?
- Czy mogę przyjść za jakiś czas tak na nieco dłużej? Tak bardziej dogłębnie poznać ten temat?
- Pewnie, choć dzisiaj się nie umówimy, ale po prostu zadzwoń po niedzieli, Karynka da ci numer, a wtedy...
Tu Zula przerwała nagle Zoji:
- Tylko jest jeden warunek.
- Jaki?
- Musisz obciąć włosy. Nie ma nic darmo.
Aśka otworzyła szeroko oczy, zapadła chwila jakby krępującej ciszy, wreszcie Karyna rozładowała napięcie mówiąc wesoło:
- Co się łamiesz? Ja przechodziłam dość podobny zabieg, choć jakby nieco inny, że tak powiem.
Zoja spojrzała bystro na Karynę i udając, tak udając, żeby widać było, że udaje wyraziła swoje oburzenie:
- Co ty Karynko opowiadasz najlepszego? Twoje, że tak to nazwę, niezbyt prawidłowo, postrzyżyny były zupełnie na inną okoliczność. To była czysta troska Zuli, bo to dzięki niej masz teraz Zenka i satysfakcjonujące, tego...
- No właśnie.
To już dodała Zula. Ale Aśka nie słuchała tej wymiany, tylko jakby lekko się nabzdyczywszy oświadczyła:
- Moje piękne włosy? Bardzo je lubię.
Zula jednak była niewzruszona:
- Skoro tak, to niestety. Dalszej nauki zero.
Aśka nie miała uradowanej miny i nagle spytała:
- Mogę do toalety?
Gdy wróciła po paru minutach minę miała już inną, po czym gdy usiadła na fotelu stwierdziła dobitnie:
- Dobrze. Obetnę te pieprzone włosy.
Zoja spojrzała na Karynę:
- Skoro mamy wyjaśnione, to daj jej mój numer. Ale teraz, zgodnie z umową musimy się już pożegnać. Do zdzwonienia po niedzieli.
Kiedy obie panie zakładały buty Zula podeszła do drzwi pokoju i uważnie spojrzała na Aśkę mówiąc:
- Aha. Jeszcze coś. Nie ścinaj włosów. Są naprawdę zajebiste, więc to by była zbrodnia, gdybyś się ich pozbyła.
Już na ulicy Aśka powiedziała do Karyny:
- Podobają mi się te laski, podoba mi się ten zen, tylko że nic, ale to nic nie zrozumiałam. Ni cholery!
- Dziewczyno! Dola ci sprzyja. Zajrzałaś tylko na kilka minut, nie dowiedziałaś się prawie niczego, za to dostałaś aż dwie lekcje zen za jednym zamachem!
- Na kawencję?
- Na kawencję.
- To dobrze, bo koniecznie musimy pogadać.