Obudził się biegnąc. Wydawać by się to mogło absurdalną zaiste sytuacją, ale szybko skojarzył, że już tak kiedyś miał. Wpadł wtedy w trans podczas wieczornej przebieżki i ocknął się nagle na środku jezdni, na którą wybiegł z bocznej parkowej uliczki. Na szczęście pora była przyjazna, nie było zbyt dużego ruchu. Jednak teraz było jakoś tak inaczej. Wtedy wiedział, że biegnie, że przysnął, odjechał mentalnie, wiedział, co było nieco wcześniej. Ale teraz wcale nie pamiętał, aby zaczynał jakikolwiek jogging.
Bang! Bang!
Coś jakby otarło mu się o głowę, zapiekło. Nie, to nie był taki sobie bieg dla sportu, dla poprawy formy. Mknące przez mózg elektrony ułożyły się w konstatację, że to jest pościg. Ktoś na niego poluje, strzela. Oczy postrzegały jakby łąkę, może step, ale taką niezbyt równą, wręcz pagórkowatą. Ale też jakieś krzaki, pojedyncze drzewa, zaś naprzeciwko ścianę lasu.
Bang!
Przyspieszył i już za chwilę dotarł do gęstwiny podszycia. Zwolnił nieco, omijając slalomem drzewa i krzaki, nagle stracił grunt pod nogami i potoczył się gdzieś szybko w dół. Znieruchomiał gdy się zatrzymał, rozejrzał dookoła. To miejsce wydawało się bezpieczne: głęboki wykrot osłonięty zielenią. Pora była odetchnąć, ochłonąć, spróbować rozpoznać swoją sytuację. Najpierw skonstatował, że jest nagi i bosy. Obejrzał swoje stopy, po czym nieco się zdziwił, że po takim biegu miał całe podeszwy, nie poranione, nawet nie skaleczone. Przeciągnął rękoma po twarzy, poczuł zarost, który oszacował na dwu lub trzydniowy. Zbadanie włosów na głowie nie dostarczyło mu zbyt wiele danych. Takie chyba miał zawsze? Obejrzał ręce, przedramiona... Stop! Co to jest? To były wyraźne ślady po zastrzykach. Nagle poczuł w głowie falę przypomnienia...
Bang! Bang!
Coś jakby otarło mu się o głowę, zapiekło. Nie, to nie był taki sobie bieg dla sportu, dla poprawy formy. Mknące przez mózg elektrony ułożyły się w konstatację, że to jest pościg. Ktoś na niego poluje, strzela. Oczy postrzegały jakby łąkę, może step, ale taką niezbyt równą, wręcz pagórkowatą. Ale też jakieś krzaki, pojedyncze drzewa, zaś naprzeciwko ścianę lasu.
Bang!
Przyspieszył i już za chwilę dotarł do gęstwiny podszycia. Zwolnił nieco, omijając slalomem drzewa i krzaki, nagle stracił grunt pod nogami i potoczył się gdzieś szybko w dół. Znieruchomiał gdy się zatrzymał, rozejrzał dookoła. To miejsce wydawało się bezpieczne: głęboki wykrot osłonięty zielenią. Pora była odetchnąć, ochłonąć, spróbować rozpoznać swoją sytuację. Najpierw skonstatował, że jest nagi i bosy. Obejrzał swoje stopy, po czym nieco się zdziwił, że po takim biegu miał całe podeszwy, nie poranione, nawet nie skaleczone. Przeciągnął rękoma po twarzy, poczuł zarost, który oszacował na dwu lub trzydniowy. Zbadanie włosów na głowie nie dostarczyło mu zbyt wiele danych. Takie chyba miał zawsze? Obejrzał ręce, przedramiona... Stop! Co to jest? To były wyraźne ślady po zastrzykach. Nagle poczuł w głowie falę przypomnienia...
...rozumiem, że podjął pan decyzję?
- Tak królowo, rób ze mną ma pani, co tylko chcesz.
Próbował żartować wpatrzony w dekolt służbowego uniformu swojej pani doktor prowadzącej, aczkolwiek nadprogramowo przyjęty Tramal, który przyniosła mu nielegalnie jego osobista narzeczona nie podbijał mu zbytnio dobrego nastroju. Jechał jedynie na oparach kapitału poczucia humoru, które wypracował przez całe życie do czasu, zanim dowiedział się, że albo jest szansa na rybkę, albo na zero rybki. "Królowa pani" po męsku wyłuszczyła mu, jak szacuje te szanse, gdy podda się operacji lub gdy się nie podda. Być może zadziałała na niego magia jej dekoltu, ale tak naprawdę, to ze szkoły pamiętał, że więcej, niż zero procent to więcej, niż zero procent. Zapytał tylko na koniec:
- Dostanę Tiopental przed chwilą prawdy?
- Nie wiem, o tym decyduje anestezjolog.
Anestezjolog okazał się porządnym chłopem i gdy już nadeszła ta chwila zaczął od podania Relanium, potem dołożył Tiopental. Świat rozjechał się na ekranie jak podczas przejścia w nadprzestrzeń na pokładzie Sokoła Millenium. Zniknęły obiekty percepcji, zniknął podmiot percepcji, zniknęła percepcja, zniknęło zniknięcie...
- Tak królowo, rób ze mną ma pani, co tylko chcesz.
Próbował żartować wpatrzony w dekolt służbowego uniformu swojej pani doktor prowadzącej, aczkolwiek nadprogramowo przyjęty Tramal, który przyniosła mu nielegalnie jego osobista narzeczona nie podbijał mu zbytnio dobrego nastroju. Jechał jedynie na oparach kapitału poczucia humoru, które wypracował przez całe życie do czasu, zanim dowiedział się, że albo jest szansa na rybkę, albo na zero rybki. "Królowa pani" po męsku wyłuszczyła mu, jak szacuje te szanse, gdy podda się operacji lub gdy się nie podda. Być może zadziałała na niego magia jej dekoltu, ale tak naprawdę, to ze szkoły pamiętał, że więcej, niż zero procent to więcej, niż zero procent. Zapytał tylko na koniec:
- Dostanę Tiopental przed chwilą prawdy?
- Nie wiem, o tym decyduje anestezjolog.
Anestezjolog okazał się porządnym chłopem i gdy już nadeszła ta chwila zaczął od podania Relanium, potem dołożył Tiopental. Świat rozjechał się na ekranie jak podczas przejścia w nadprzestrzeń na pokładzie Sokoła Millenium. Zniknęły obiekty percepcji, zniknął podmiot percepcji, zniknęła percepcja, zniknęło zniknięcie...
Szpitalna sala operacyjna to było jego ostatnie wspomnienie miejsca, w którym się znajdował. Ale brakowało mu danych, aby dojść jak to doszło do tego, że znajduje się tu, gdzie jest. Szybko doszedł do wniosku, że aby te dane zdobyć, trzeba wyjrzeć na zewnątrz chwilowego schronienia. Już miał to realizować, gdy nagle do wykrotu wskoczył ktoś, tak samo nagi człowiek, jak on sam. Gdy minęło pierwsze zaskoczenie ów spojrzał nań mówiąc:
- Widzę, że mam gościa. Nie bój się, siedź spokojnie.
- Gościa?
- Nieraz tu zaglądam, więc uznałem to miejsce za swoje. Ale to tylko taka iluzja, chwilowa umowa, bo tu nikt nic nie ma swojego.
- Gdzie my jesteśmy?
- Widzę, że gość jest tu nowy w okolicy.
- Chyba nowy. Jestem tu od bardzo niedawna.
- Ja też od niedawna, choć już bardzo długo. Mam wrażenie, że jestem tu od wczoraj, tylko że tu nie ma żadnego wczoraj. Tu czas biegnie inaczej, a właściwie to raczej biegnie tak samo, tylko to my go inaczej postrzegamy.
- Jak się nazywa ta okolica?
- Ech ta głupkowata ludzka naiwność. Zdaje nam się, że gdy coś nazwiemy, to od razu to zrozumiemy. Tak, ktoś kiedyś nazwał to miejsce, powiedział o tym komuś, ktoś podchwycił, dotarło do mnie, a teraz ja ci powtórzę.
- To powtórz.
- Kraina Wiecznych Łowów.
- Trochę inaczej rozumiałem to określenie. Ale to prawda, że ktoś na mnie polował nie tak całkiem dawno.
- I będzie polować. Aż upoluje.
- Co wtedy?
- Nie wiem. Mnie jeszcze nigdy nie upolował. Ale widziałem, jak to się zdarzało innym. Zwykłe bum i człowiek się przewraca.
- Co z nim się dzieje potem?
- Tego już nie wiem, uciekałem, więc nie widziałem.
- Kto na nas poluje?
- Łowca. Tak go ktoś nazwał, logicznie zresztą.
- Widziałeś go?
- Próbowałem kiedyś, ale to, co zobaczyłem było zbyt przykre dla oczu, aby chcieć na to patrzeć dłużej. Zresztą nie było czasu na to.
- Chyba dotarło do mnie, że nie żyję.
- Ale jednak żyjesz. Życiem wiecznym. Był taki moment, gdy miałem już dość, próbowałem to zakończyć i zabić się sam.
- Udało się?
- Widzę, że masz takie poczucie humoru, jakie lubię. Udało się, musiało się udać, tak to zrobiłem technicznie, że nie mogło być inaczej. Mimo to, jak widzisz, nie udało się tego dokonać, miało miejsce kompletne fiasko.
Zapadła cisza, po chwili jednak przerwało ją pytanie:
- Jak tu jest?
- Głupszego pytania nie mogłeś już wymyślić? Rozumiem, że za chwilę spytasz, gdzie tu można coś zjeść, wypić, zapalić i czy są tu jakieś kobiety. Od razu więc ci mówię byś zapomniał. Nie ma żadnych potrzeb: jedzenia, picia, ani też wydalania. Kobiety są, owszem, przecież kobiety też umierają, ale nie ma libido. Jest tylko szczątkowa potrzeba, by czasem z kimś porozmawiać.
- A kiedy spać?
- Dobre pytanie. Tu nie ma nocy, więc nie ma ciszy nocnej. Ze snem jest za to dziwnie. Kucasz gdzieś na chwilę, przymykasz oczy i za tą chwilę jesteś wyspany, wypoczęty. To akurat jest bardzo, bardzo praktyczne.
Znowu zapadła cisza, ale znowu nie na długo:
- Chyba czas na nas. Nie wiem, jak ty, ale ja się zbieram. Łowca może zajrzeć wszędzie, więc nie wolno siedzieć w jednym miejscu.
- Jak rozpoznać, że się zbliża?
- Właśnie się zbliża. Pociągnij nosem i naucz się tej woni.
- Faktycznie coś czuję dziwnego. Ale...
- Pora na mnie!
Został sam i dotarło do niego, że też musi opuścić to miejsce. Wyskoczył na zewnątrz wykrotu i pobiegł przed siebie. Aby tylko być jak najdalej od zapachu Łowcy, z którym właśnie przed chwilą się zapoznał. Biegł, biegł, biegł...
Bang!
To zabrzmiało niezbyt blisko. Pomyślał od razu o swym niedawnym rozmówcy i przyszło mu do głowy, że zapomniał go spytać, czy Łowca jest tylko jeden. Nagła fala znanej już woni odcięła jednak to myślenie. Nie było ważne, czy to drugi Łowca, czy może tamten jest tak szybki. Ważne było, by biec dalej. Po jakimś czasie las się skończył, on zaś znalazł się na otwartej przestrzeni. Odnalazł wzrokiem gęstwinę zarośli w oddali, ruszył w tamtym kierunku. Był już coraz bliżej, prawie na miejscu...
Bang!
Zniknęły zarośla.
Zniknął podmiot postrzegający zarośla.
Zniknęło postrzeganie.
Zniknęło zniknięcie.
- Widzę, że mam gościa. Nie bój się, siedź spokojnie.
- Gościa?
- Nieraz tu zaglądam, więc uznałem to miejsce za swoje. Ale to tylko taka iluzja, chwilowa umowa, bo tu nikt nic nie ma swojego.
- Gdzie my jesteśmy?
- Widzę, że gość jest tu nowy w okolicy.
- Chyba nowy. Jestem tu od bardzo niedawna.
- Ja też od niedawna, choć już bardzo długo. Mam wrażenie, że jestem tu od wczoraj, tylko że tu nie ma żadnego wczoraj. Tu czas biegnie inaczej, a właściwie to raczej biegnie tak samo, tylko to my go inaczej postrzegamy.
- Jak się nazywa ta okolica?
- Ech ta głupkowata ludzka naiwność. Zdaje nam się, że gdy coś nazwiemy, to od razu to zrozumiemy. Tak, ktoś kiedyś nazwał to miejsce, powiedział o tym komuś, ktoś podchwycił, dotarło do mnie, a teraz ja ci powtórzę.
- To powtórz.
- Kraina Wiecznych Łowów.
- Trochę inaczej rozumiałem to określenie. Ale to prawda, że ktoś na mnie polował nie tak całkiem dawno.
- I będzie polować. Aż upoluje.
- Co wtedy?
- Nie wiem. Mnie jeszcze nigdy nie upolował. Ale widziałem, jak to się zdarzało innym. Zwykłe bum i człowiek się przewraca.
- Co z nim się dzieje potem?
- Tego już nie wiem, uciekałem, więc nie widziałem.
- Kto na nas poluje?
- Łowca. Tak go ktoś nazwał, logicznie zresztą.
- Widziałeś go?
- Próbowałem kiedyś, ale to, co zobaczyłem było zbyt przykre dla oczu, aby chcieć na to patrzeć dłużej. Zresztą nie było czasu na to.
- Chyba dotarło do mnie, że nie żyję.
- Ale jednak żyjesz. Życiem wiecznym. Był taki moment, gdy miałem już dość, próbowałem to zakończyć i zabić się sam.
- Udało się?
- Widzę, że masz takie poczucie humoru, jakie lubię. Udało się, musiało się udać, tak to zrobiłem technicznie, że nie mogło być inaczej. Mimo to, jak widzisz, nie udało się tego dokonać, miało miejsce kompletne fiasko.
Zapadła cisza, po chwili jednak przerwało ją pytanie:
- Jak tu jest?
- Głupszego pytania nie mogłeś już wymyślić? Rozumiem, że za chwilę spytasz, gdzie tu można coś zjeść, wypić, zapalić i czy są tu jakieś kobiety. Od razu więc ci mówię byś zapomniał. Nie ma żadnych potrzeb: jedzenia, picia, ani też wydalania. Kobiety są, owszem, przecież kobiety też umierają, ale nie ma libido. Jest tylko szczątkowa potrzeba, by czasem z kimś porozmawiać.
- A kiedy spać?
- Dobre pytanie. Tu nie ma nocy, więc nie ma ciszy nocnej. Ze snem jest za to dziwnie. Kucasz gdzieś na chwilę, przymykasz oczy i za tą chwilę jesteś wyspany, wypoczęty. To akurat jest bardzo, bardzo praktyczne.
Znowu zapadła cisza, ale znowu nie na długo:
- Chyba czas na nas. Nie wiem, jak ty, ale ja się zbieram. Łowca może zajrzeć wszędzie, więc nie wolno siedzieć w jednym miejscu.
- Jak rozpoznać, że się zbliża?
- Właśnie się zbliża. Pociągnij nosem i naucz się tej woni.
- Faktycznie coś czuję dziwnego. Ale...
- Pora na mnie!
Został sam i dotarło do niego, że też musi opuścić to miejsce. Wyskoczył na zewnątrz wykrotu i pobiegł przed siebie. Aby tylko być jak najdalej od zapachu Łowcy, z którym właśnie przed chwilą się zapoznał. Biegł, biegł, biegł...
Bang!
To zabrzmiało niezbyt blisko. Pomyślał od razu o swym niedawnym rozmówcy i przyszło mu do głowy, że zapomniał go spytać, czy Łowca jest tylko jeden. Nagła fala znanej już woni odcięła jednak to myślenie. Nie było ważne, czy to drugi Łowca, czy może tamten jest tak szybki. Ważne było, by biec dalej. Po jakimś czasie las się skończył, on zaś znalazł się na otwartej przestrzeni. Odnalazł wzrokiem gęstwinę zarośli w oddali, ruszył w tamtym kierunku. Był już coraz bliżej, prawie na miejscu...
Bang!
Zniknęły zarośla.
Zniknął podmiot postrzegający zarośla.
Zniknęło postrzeganie.
Zniknęło zniknięcie.
Obudził się biegnąc. Wydawać by się to mogło absurdalną zaiste sytuacją, ale szybko skojarzył, że już tak kiedyś miał. Być może nawet nie tak całkiem dawno temu...