Jak się za bardzo nie ma (chwilowo) o czym pisać, wtedy pisze się o krasnoludkach. Tytuł posta może brzmi dość buńczucznie, ktoś więc może stworzyć sobie jakieś zbędne oczekiwania, tedy od razu mu je zniknę, bo po co ma sobie robić problem z niczego? Bo nie będzie to bynajmniej żadne grube naukowe rozwalenie tematu "krasnoludki", realia blogowe zresztą na to nie pozwalają, tylko tak sobie gawęda na luzie. Jak zwykle zresztą, bo luz to podstawa.
Zacznijmy od pytania, a raczej zarzutu, który czasem pada podczas dyskusyj, iż ktoś wierzy w krasnoludki, w ich istnienie. Zwykle funkcjonuje to jako chwyt erystyczny ad personam, aby przypisać adwersarzowi naiwność. Bo jak to tak? Toć normalny, trzeźwo myślący człowiek w krasnoludki wierzyć nie może. Okazuje się jednak, że sprawa nie jest wcale taka prosta. Bo kto to jest ten krasnoludek? Mitologia wielu nacji zawiera taką to postać pod wieloma synonimicznymi nazwami w wielu językach. Długo by je tu wymieniać, za długo zresztą, dlatego ograniczymy się tylko jedynie do niemieckiego "zwerg", do angielskiego "dwarf", zaś polskie ograniczmy może do "skrzat", "gnom" i "karzeł" (lub też zdrobniale "karzełek"). Owego "karła" sobie zakonotujmy, bo jeszcze się nam przyda. Ale czy taka postać istnieje lub kiedyś istniała realnie? Aby tego dociec sięgnijmy po klasykę literatury:
Naród wielce osobliwy.
Drobny — niby ziarnka w bani:
Jeśli które z was nie wierzy,
Niech zapyta starej niani.
W górach, w jamach, pod kamykiem,
Na zapiecku czy w komorze,
Siedzą sobie Krasnoludki
W byle jakiej mysiej norze.
/Maria Konopnicka - "O krasnoludkach i sierotce Marysi"/
Ten opis dość klarownie sugeruje rozmiary takiego stworka. Wyjaśnię tylko po drodze, że "bania" to gwarowa nazwa dyni, dokładnie tej, którą strugamy na Halloween, a której walorów spożywczych negować nie sposób. Otóż Nauka twierdzi, że taki mini człowiek, mający zbliżone proporcje do zwykłej nagiej małpy istnieć nie może. Po prostu fizjologia nie pozwoli, tak to skrótowo można ująć. Na takiej samej zasadzie, tylko na odwrót, nie może istnieć mrówka powiększona do rozmiarów kota. Ni czasu, ni miejsca, aby to rozwijać, niech wystarczy nam, że wiem to od znajomego, który ma znajomego na jakimś wydziale biologii, ergo to musi być prawda. Tak?
Ale to jeszcze nie do koniec, wręcz dopiero początek. Sięgnijmy bowiem po inną klasykę, która powstała zanim pani Konopnicka pojawiła się na świecie:
Zaczęła biec i biegła tak po kamieniach i przez ciernie, a dzikie zwierzęta uchodziły jej z drogi,nie robiąc jej nic złego,aż zabrakło jej tchu, a był już wieczór; wtem ujrzała maleńki domek i weszła do niego chcąc odpocząć. W domku tym wszystko było maleńkie, ale tak czyste i miłe, że trudno opowiedzieć. Pośrodku stał stoliczek nakryty białą serwetką, z siedmioma małymi miseczkami, a przy każdej miseczce leżała łyżeczka, nożyk i widelczyk, a na środku stało siedem kubeczków. Pod ścianami ustawionych było siedem łóżeczek, jedno przy drugim, starannie zaścielonych czyściutką pościelą. Ponieważ Śnieżka była bardzo głodna i spragniona, zjadła z każdej miseczki po odrobinie jarzynki i po kawałeczku chleba, a z każdego kubeczka upiła kropelkę wina, gdyż nie chciała jednemu zjeść wszystkiego. Potem chciała się położyć do jednego z łóżeczek, ale ani jedno nie było odpowiednie, jedno za długie, drugie za krótkie, aż wreszcie, wypróbowawszy wszystkie, ułożyła się w siódmym, gdyż to jedno było w sam raz, i oddawszy się w opiekę Bogu - zasnęła.
Kiedy się już zupełnie ściemniło, przyszli gospodarze tego domku. Było to siedmiu karzełków, którzy do tej pory pracowali w górach, wydobywając drogie kruszce.
/J. i W. Grimm - "Schneewittchen und die sieben Zwerge";
tłumaczenie: Marceli Tarnowski/
Czyli okazuje się tedy, że krasnoludki (karzełki, zwerge) są sporo większe, jest sugestia, że jeden nawet większy od małolaty, którą była Śnieżka. Co teraz? Jak to wszystko pojąć? Tu znowu pora odwołać się do Nauki, czyli do znajomego mojego znajomego, który jak już wiemy, łgać nie może. Tacy ludzie istnieją po prostu. Po co zresztą pytać Nauki, skoro można się uważnie rozejrzeć po ulicy, oderwać na chwilę wzrok od srajfona, by od czasu do czasu takiego zobaczyć. Zaś jeśli kogoś stać może sobie pojechać do Południowej Afryki. Tam żyje ich cała gromadka, Pigmejami zwana.
Pozostaje jeszcze wyjaśnić, tak gwoli kosmetyki, co owi ludkowie robili w lesie? No tak, mieszkali, wydobywali drogie kruszce, ale nie o to chodzi teraz. Skąd oni w ogóle się tam wzięli? To akurat jest dość proste do wyjaśnienia. Obecnie karły (karzełki) łatwo nie mają, ale jakoś sobie radzą, czasem nawet świetnie robiąc na przykład karierę w branży rozrywkowej. Akcja "Śnieżki" odbywa się w domyśle w czasach średniowiecza. Wtedy tacy ludzie mieli zaiste przechlapane. Co prawda co poniektórzy też pracowali byli w show biznesie, ale zwykle na bardzo niemiłych warunkach. Tedy zebrało się siedmiu chwatów, którzy mieli już tego dość, wzięli sprawy w swoje ręce i udali się do lasu tworząc tam swoją małą społeczność. Co prawda "Śnieżka" to tylko bajka, ale ten detal jest jak najbardziej realny.
Zmierzamy do finału, bo sprawa wydaje się być wyjaśniona, pozostaje jedynie to jakoś spuentować. Otóż prawda jest taka, że krasnoludki istnieją, za to nie ma problemu krasnoludków. To tylko nagie małpy tworząc swój kod komunikacji stworzyły przy okazji taki problem z niczego, jak to nagie małpy zwykły robić. Słowo "krasnoludek" (lub "krasnal") może oznaczać tak istotę realną, jak też urojoną. Za to my mamy oręż, gdy ktoś próbuje sobie drwić pytaniem "No coś ty, w krasnoludki wierzysz?". Nasza riposta jest wtedy masakrująco - miażdżąca, do tego piękna we w swojej prostocie. Jest to odpowiedź pytaniem na pytanie, która brzmi: "Przepraszam, a w które?".
Aczkolwiek nie ma co dramatyzować i tworzyć sobie inny zbędny problem. Homonim to ciekawy twór językowy mogący dostarczyć fajnej zabawy zaiste. Chociażby na ten przykład podczas tworzenia i sensowania percepcyjnie tego posta.
Zacznijmy od pytania, a raczej zarzutu, który czasem pada podczas dyskusyj, iż ktoś wierzy w krasnoludki, w ich istnienie. Zwykle funkcjonuje to jako chwyt erystyczny ad personam, aby przypisać adwersarzowi naiwność. Bo jak to tak? Toć normalny, trzeźwo myślący człowiek w krasnoludki wierzyć nie może. Okazuje się jednak, że sprawa nie jest wcale taka prosta. Bo kto to jest ten krasnoludek? Mitologia wielu nacji zawiera taką to postać pod wieloma synonimicznymi nazwami w wielu językach. Długo by je tu wymieniać, za długo zresztą, dlatego ograniczymy się tylko jedynie do niemieckiego "zwerg", do angielskiego "dwarf", zaś polskie ograniczmy może do "skrzat", "gnom" i "karzeł" (lub też zdrobniale "karzełek"). Owego "karła" sobie zakonotujmy, bo jeszcze się nam przyda. Ale czy taka postać istnieje lub kiedyś istniała realnie? Aby tego dociec sięgnijmy po klasykę literatury:
Naród wielce osobliwy.
Drobny — niby ziarnka w bani:
Jeśli które z was nie wierzy,
Niech zapyta starej niani.
W górach, w jamach, pod kamykiem,
Na zapiecku czy w komorze,
Siedzą sobie Krasnoludki
W byle jakiej mysiej norze.
/Maria Konopnicka - "O krasnoludkach i sierotce Marysi"/
Ten opis dość klarownie sugeruje rozmiary takiego stworka. Wyjaśnię tylko po drodze, że "bania" to gwarowa nazwa dyni, dokładnie tej, którą strugamy na Halloween, a której walorów spożywczych negować nie sposób. Otóż Nauka twierdzi, że taki mini człowiek, mający zbliżone proporcje do zwykłej nagiej małpy istnieć nie może. Po prostu fizjologia nie pozwoli, tak to skrótowo można ująć. Na takiej samej zasadzie, tylko na odwrót, nie może istnieć mrówka powiększona do rozmiarów kota. Ni czasu, ni miejsca, aby to rozwijać, niech wystarczy nam, że wiem to od znajomego, który ma znajomego na jakimś wydziale biologii, ergo to musi być prawda. Tak?
Ale to jeszcze nie do koniec, wręcz dopiero początek. Sięgnijmy bowiem po inną klasykę, która powstała zanim pani Konopnicka pojawiła się na świecie:
Zaczęła biec i biegła tak po kamieniach i przez ciernie, a dzikie zwierzęta uchodziły jej z drogi,nie robiąc jej nic złego,aż zabrakło jej tchu, a był już wieczór; wtem ujrzała maleńki domek i weszła do niego chcąc odpocząć. W domku tym wszystko było maleńkie, ale tak czyste i miłe, że trudno opowiedzieć. Pośrodku stał stoliczek nakryty białą serwetką, z siedmioma małymi miseczkami, a przy każdej miseczce leżała łyżeczka, nożyk i widelczyk, a na środku stało siedem kubeczków. Pod ścianami ustawionych było siedem łóżeczek, jedno przy drugim, starannie zaścielonych czyściutką pościelą. Ponieważ Śnieżka była bardzo głodna i spragniona, zjadła z każdej miseczki po odrobinie jarzynki i po kawałeczku chleba, a z każdego kubeczka upiła kropelkę wina, gdyż nie chciała jednemu zjeść wszystkiego. Potem chciała się położyć do jednego z łóżeczek, ale ani jedno nie było odpowiednie, jedno za długie, drugie za krótkie, aż wreszcie, wypróbowawszy wszystkie, ułożyła się w siódmym, gdyż to jedno było w sam raz, i oddawszy się w opiekę Bogu - zasnęła.
Kiedy się już zupełnie ściemniło, przyszli gospodarze tego domku. Było to siedmiu karzełków, którzy do tej pory pracowali w górach, wydobywając drogie kruszce.
/J. i W. Grimm - "Schneewittchen und die sieben Zwerge";
tłumaczenie: Marceli Tarnowski/
Czyli okazuje się tedy, że krasnoludki (karzełki, zwerge) są sporo większe, jest sugestia, że jeden nawet większy od małolaty, którą była Śnieżka. Co teraz? Jak to wszystko pojąć? Tu znowu pora odwołać się do Nauki, czyli do znajomego mojego znajomego, który jak już wiemy, łgać nie może. Tacy ludzie istnieją po prostu. Po co zresztą pytać Nauki, skoro można się uważnie rozejrzeć po ulicy, oderwać na chwilę wzrok od srajfona, by od czasu do czasu takiego zobaczyć. Zaś jeśli kogoś stać może sobie pojechać do Południowej Afryki. Tam żyje ich cała gromadka, Pigmejami zwana.
Pozostaje jeszcze wyjaśnić, tak gwoli kosmetyki, co owi ludkowie robili w lesie? No tak, mieszkali, wydobywali drogie kruszce, ale nie o to chodzi teraz. Skąd oni w ogóle się tam wzięli? To akurat jest dość proste do wyjaśnienia. Obecnie karły (karzełki) łatwo nie mają, ale jakoś sobie radzą, czasem nawet świetnie robiąc na przykład karierę w branży rozrywkowej. Akcja "Śnieżki" odbywa się w domyśle w czasach średniowiecza. Wtedy tacy ludzie mieli zaiste przechlapane. Co prawda co poniektórzy też pracowali byli w show biznesie, ale zwykle na bardzo niemiłych warunkach. Tedy zebrało się siedmiu chwatów, którzy mieli już tego dość, wzięli sprawy w swoje ręce i udali się do lasu tworząc tam swoją małą społeczność. Co prawda "Śnieżka" to tylko bajka, ale ten detal jest jak najbardziej realny.
Zmierzamy do finału, bo sprawa wydaje się być wyjaśniona, pozostaje jedynie to jakoś spuentować. Otóż prawda jest taka, że krasnoludki istnieją, za to nie ma problemu krasnoludków. To tylko nagie małpy tworząc swój kod komunikacji stworzyły przy okazji taki problem z niczego, jak to nagie małpy zwykły robić. Słowo "krasnoludek" (lub "krasnal") może oznaczać tak istotę realną, jak też urojoną. Za to my mamy oręż, gdy ktoś próbuje sobie drwić pytaniem "No coś ty, w krasnoludki wierzysz?". Nasza riposta jest wtedy masakrująco - miażdżąca, do tego piękna we w swojej prostocie. Jest to odpowiedź pytaniem na pytanie, która brzmi: "Przepraszam, a w które?".
Aczkolwiek nie ma co dramatyzować i tworzyć sobie inny zbędny problem. Homonim to ciekawy twór językowy mogący dostarczyć fajnej zabawy zaiste. Chociażby na ten przykład podczas tworzenia i sensowania percepcyjnie tego posta.