08 kwietnia 2019

Kotyfikacja - kocia magia i kocia ekonomika

Dom jest kota, kociarz tylko kołuje na czynsz lub spłatę kredytu.
= = =
Kocia magia zwykle kojarzy się z teleportacją lub telepatią, które to techniki koty, jak wiadomo, mają opanowane do perfekcji. Teraz jednak zajmiemy się inną jej odmianą.
Słowo "kotyfikacja" (domu) /catification/ wprowadził jakiś czas temu do języka i lansuje znany koci "guru" Jackson Galaxy. Cóż ono oznacza? Generalnie to są wszystkie domowe usprawnienia życia kotu, a przy okazji też kociarzowi. Na przykład drapaki, siatki na balkonach, kocie drzwiczki w drzwiach, czy co tam jeszcze. Ale przeważająca większość /ta prawdziwa, a nie 12,8%/ kotyfikacji polega na opółkowaniu mieszkania. Półki mogą być przeróżne, niekoniecznie proste i poziome, bo nie po to one mają być, aby stawiać lub kłaść na nich kolejne niepotrzebne śmieci. Jedyne co ma prawo przebywać na tych półkach to kot. To są jego kotostrady oraz miejsca, skąd może sobie kontrolować sytuację i gdzie może uprawiać swój ulubiony sport zwany "święty koci spokój".
Po co to wszystko? Kociarzom tego tłumaczyć nie trzeba, ale nie tylko tacy tu zaglądają. No cóż, zacznijmy może od tego, że gdy kot jest wychodzący, to kotyfikacja domu nie jest jakimś zbytnim priorytetem. Koci rewir, teren dookoła jest zwykle wystarczająco skotyfikowany sam z siebie, niejako naturalnie. Zwykle, bo nie zawsze tak jest, ale kwestią czy i kiedy kot może być wychodzący, a kiedy nie powinien nie będziemy się teraz tu zajmować. Za to jeśli jest niewychodzący, to kotyfikacja mieszkania jest absolutnie konieczna. Chodzi o przestrzeń, bo gdy kotu jest za ciasno, to nudzi się i męczy, zaczyna mu odbijać, to zaś z kolei odbija mu się na jego zdrowiu. Po prostu kot do normalnego życia potrzebuje przestrzeni, ale problem w tym, że mieszkania poszerzyć zwykle nie ma jak. Można je jednak wydłużyć, niejako poszerzyć wzwyż. Temu właśnie służy ten istotny element kotyfikacji, jakim jest opółkowanie. Proste chyba to jest.
Gdzie tu ta magia? Magia jest taka, że kotu przestrzeni przybędzie z niczego, zaś kociarzowi nic jej nie ubędzie. Pozostaje jeszcze na koniec pytanie, kto to wszystko ma sprzątać, odkurzać? Oj tam, oj tam. Odrobina ruchu więcej kociarzowi wyjdzie tylko na zdrowie.
Co prawda kotyfikacja dotyczy spraw przestrzeni, to można ten temat rozszerzyć na czas. Niech teraz każdy kociarz zada sobie pytanie, ile tego czasu poświęca swojemu kotu? Pomijamy sprawy bazowe, jak obsługa michy, czy kuwety. Zostawmy też na boku zabiegi nad kotem długowłosym, bo to jest jakby osobna sprawa. Pytanie dotyczy czasu zabawy ze swoim kotem. Okazuje się, że bardzo często słabo to wszystko wygląda. Na początku jest, że "kot w dom - bóg w dom" /a raczej bogini, Bastet zwana/. Nowy domownik skupia wiele uwagi, idą wtedy w ruch wszelkie kulki ze sreberka lub nakrętki po napojach. Dochodzi też tak zwana "wędka", to już jest standard. Czasem też laserek.
Tu dygresja. Kwestia laserka była tu już kiedyś poruszana, więc będzie tylko anegdota. Otóż nasza kota okazała się za mądra na laserek. Już przy pierwszej próbie zabawy tym sprzętem rzuciła tylko okiem na ruchomą plamkę, ogarnęła wzrokiem sytuację, po czym migiem skojarzyła związek przyczyny ze skutkiem. Olała ową plamkę i skoczyła do ataku na dłoń z laserkiem. Koniec dygresji.
Wróćmy do sytuacji, gdy mija "miesiąc miodowy", kot już się zadomowił, zaś kociarz przyzwyczaił do nowego członka rodziny. Otóż nieraz niestety tak jest, że ilość czasu poświęcanego na zabawę z kotem zaczyna powoli topnieć, dochodzi wreszcie do momentu, gdy nie ma go wcale. Co prawda śmiały kot potrafi się upomnieć o tą zabawę. Chodzi, marudzi, a mało lotny kociarz nie potrafi tego komunikatu prawidłowo odczytać. Ale różne są kocie usposobienia, więc powstaje fatalna sytuacja, gdy kot staje się kolejnym sprzętem w mieszkaniu, który sobie jest, ale na tym byciu sprawa się kończy. Tak po prostu nie można, tego kotu się nie robi i już. Nie ma o czym gadać.
Nadeszła teraz pora, by koniecznie obalić pewien mit na temat rzekomego samotnictwa kotów. Może nie tyle mit, co pewną błędną interpretację ich zachowań. To prawda, że kot nie lubi wtrącania się w jego Bardzo Ważne Kocie Sprawy i nie lubi narzucania mu tego, co ma robić. Prawdą jest też, że jakiś tam pewien procent kotów to samotniki sensu stricto stroniące od towarzystwa. Większość jednak chętnie przebywa obok człowieka, chętnie asystuje jego działaniom, chętnie też lgnie do innych kotów czy psiaków, jeśli takie są w domu. Jeśli po pewnym czasie przestaje lgnąć, to zwykle winny jest temu sam kociarz, który mu nie poświęca żadnej uwagi.
Tedy wracamy do tematu zabawy. Tu znowu uwaga, że kot wychodzący jakoś sobie radzi, ale ten niewychodzący już nie. Od tego jest kociarz, żeby mu dostarczyć bodźców, tak samo koniecznych kotu do zdrowego życia, jak zbilansowana micha. Tak naprawdę wielkich cudów wymyślać nie trzeba. Kilka prostych patentów już zostało wcześniej wymienionych, dorzućmy więc jeszcze jeden, równie prosty, którego jak się okazuje wielu kociarzy nie zna. Bierzemy pustą rolkę po papierze toaletowym lub jeszcze lepiej po ręczniku jednorazowym. Do środka wrzucamy kilka smakołyków, po czym potrząsając tą rolką demonstrujemy ją kotu. Po czym kładziemy na podłodze. Kot szybko załapuje reguły tej gry, więc uciecha jest obopólna, gdy zaczyna nad tą rolką majstrować. Przy okazji też kociarz dowiaduje się, czy jego pupil jest prawo, czy lewołapny /nasza sierściucha na przykład okazała się być "śmają"/, czego zapewne wcześniej nie wiedział. Po jakimś czasie wprowadzamy pewne utrudnienia. Rolkę przedłużamy drugą rolką, albo zszywamy, tworzymy różne konstrukcje z tychże rolek. Taka zabawka nic nas nie kosztuje, nie trzeba wydawać ani grosza na fikuśne wynalazki z animal shopu. Czyli znowu działa kocia magia, sztuczka zwana "coś z niczego".
Na koniec sprawa ekonomiki. W skrócie polega to na tym, że kotyfikacja to inwestycja. Na przykład wydajemy jakieś drobne na proste opółkowanie lokum, albo oddajemy kotu nieco czasu na zabawę z nim. Na czym polega zysk? Pierwszy pojawia się na planie niejako "duchowym", gdyż szczęśliwość kociarza wynika ze szczęśliwości jego kota. Drugi zaś przekłada się na prozaiczne dutki. Gdy kot jest szczęśliwy to jest zdrowy, więc później otwiera się czarna dziura w kieszeni weta, nawet o dobre kilka lat.

======
Post zawiera lokowanie produktów.