Jestem mizantropem. Stereotyp takowego to osobnik stroniący od ludzi, mało kontaktowy, wiecznie skrzywiony, nieraz złośliwy. Gdy zajrzymy do neta, aby znaleźć synonim do słowa "mizantrop" to wszystkie pasują do tego stereotypu. Za to żaden synonim nie pasuje do mnie. Nie powiem, czasem zdarzają się tacy, prezentujący takie to właśnie cechy, czy zachowania, generalnie jednak tak nie jest. Mówi się, że mizantrop "nie lubi ludzi", to akurat jest prawda, tylko pod warunkiem jednak właściwego rozumienia tego zdania. Mizantrop nie lubi ludzi jako gatunku zwierząt, tylko tyle, nic ponadto, wcale to nie determinuje jego cech osobniczych, które bywają bardzo różne.
Okay, ale ten post nie jest o mnie, tylko o tym, dlaczego nie lubię ludzi, czym sobie ten małpiszon zasłużył na ów brak sympatii. Bo nie lubię też kilku innych gatunków, na przykład kleszczy, czy komarów, ale nie aż tak bardzo. Jest nieco powodów, abym uznał, że "człowiek" to wcale nie brzmi dumnie, spróbuję wymienić trzy kluczowe:
Okrucieństwo.
Tak naprawdę, to nie ma czegoś takiego, jak obiektywne okrucieństwo. To tylko taka nazwa na określenie oceny pewnych zachowań, negatywnej oceny zresztą. Istnieje wiele czynności dokonywanych przez istoty żywe, które bywają postrzegane jako "okrutne". Na przykład to, jak kot traktuje nieraz swoją zdobycz po schwytaniu. Za to właśnie niektórzy nie lubią za bardzo kotów, ale to już jakby inna sprawa. Różnica pomiędzy okrucieństwem kota oraz człowieka jest zasadnicza. Kot tak właśnie został "narysowany" przez Naturę, taki ma schemat wpisany do swej matrycy zachowań, której nie kontroluje. Kot po prostu "musi" tak działać, tak samo zresztą jak inne zwierzęta innych gatunków, niż "naga małpa". Człowiek nie musi być okrutny. Nie wiadomo jest za bardzo, czy ten gatunek posiada jakiś "gen okrucieństwa", nie jest to jednak zbyt ważne. Istotne jest to, że pomijając pojedyncze przypadki, człowiek może chęć bycia okrutnym kontrolować. Być może czasem trzeba być okrutnym, to można poddać pod osobną dyskusję, nie ma jednak żadnej wątpliwości, że przeważająca część okrucieństw popełnianych przez ludzi to okrucieństwa zbędne, nadmiarowe, pozbawione sensu, przynajmniej zaś dostatecznego uzasadnienia.
Mania samobójcza.
Od razu trzeba tu wyjaśnić, że nie mam na myśli jakiejś indywidualnej, czy grupowej skłonności do odbierania sobie życia. Owa "mania" to raczej umowna nazwa obłędnego pędu do zniszczenia Natury, środowiska, które człowiek zamieszkuje. Samobójstwo, zbiorowa autodestrukcja swojego gatunku, plus innych przy okazji to raczej konsekwencja, niż cel owego pędu. Tak naprawdę, to raczej nikt nie dąży do zniszczenia siebie używając do tego zniszczenia Ziemi jako sposobu. Niemniej jednak wiadomo już od jakiegoś czasu, że tak to wszystko musi się skończyć. Mimo to robi się tak niewiele, aby ten proces zahamować. Doraźne "mieć i żreć" dominuje nad mniejszościowym, tudzież perspektywicznym "być". Można by teraz zapytać, skąd ta antypatia do tej ślepoty? Być może bardziej zrozumiały byłby jedynie brak szacunku? Ano stąd, że ta ślepota uderza już teraz we mnie plus osoby mi bliskie. Weźmy sobie na ten przykład zatrute powietrze, którym muszę oddychać, jako że drugiej atmosfery Ziemia nie ma. Reszta już jest logiczna: nie lubię tego, kto mi szkodzi.
Głupota.
To również jakby trzeba rozumieć hasłowo. Nie ma jednoznacznej definicji głupoty, jest to pojęcie dość intuicyjne. Na pewno jednak nie jest to brak kompetencji, bo wszystkiego wiedzieć oraz umieć się nie da, tego od nikogo wymagać nie można. Historia głupoty jest taka, że kiedyś, nie wiadomo kiedy, człowiek podczas swojej ewolucji doznał pewnego defektu. Efekt tego defektu jest taki, że narzędzie zwane "mózgiem" otrzymane od Natury po prostu go przerasta. Naga małpa za dużo myśli dyskursywnie, za to olewa własną intuicję. Jej umysł tworzy całą stertę iluzji, których po prostu nie ogarnia. Takim zaś sposobem generuje fikcyjne problemy, tak jakby za mało było realnych. To wszystko może byłoby do przyjęcia, ale człowiek swoimi urojonymi problemami narzuca problemy innym, tym razem już faktyczne. No cóż, można by rzec, że to tak ma być, że tak działa ten gatunek, że tak jest "narysowany", więc co można zrobić? Okazuje się jednak, że można. Temat został już rozpracowany dawno, narzędzia istnieją, aby wspomniany defekt usunąć lub chociaż próbować. Ale pomijając jednostki człowiek nie chce tego zrobić, woli cierpieć, woli upieprzać życie sobie, tudzież innym. Nie jest to powód do sympatii, bynajmniej - przynajmniej.
Puentując ten esej można rozwinąć niejako "na odwrót" słowa pewnego ważniaka: "Bywają fajni, czasem wręcz wspaniali ludzie, warci sympatii, szacunku lub nawet miłości. Tylko gatunek czemuś kurewski".
Okay, ale ten post nie jest o mnie, tylko o tym, dlaczego nie lubię ludzi, czym sobie ten małpiszon zasłużył na ów brak sympatii. Bo nie lubię też kilku innych gatunków, na przykład kleszczy, czy komarów, ale nie aż tak bardzo. Jest nieco powodów, abym uznał, że "człowiek" to wcale nie brzmi dumnie, spróbuję wymienić trzy kluczowe:
Okrucieństwo.
Tak naprawdę, to nie ma czegoś takiego, jak obiektywne okrucieństwo. To tylko taka nazwa na określenie oceny pewnych zachowań, negatywnej oceny zresztą. Istnieje wiele czynności dokonywanych przez istoty żywe, które bywają postrzegane jako "okrutne". Na przykład to, jak kot traktuje nieraz swoją zdobycz po schwytaniu. Za to właśnie niektórzy nie lubią za bardzo kotów, ale to już jakby inna sprawa. Różnica pomiędzy okrucieństwem kota oraz człowieka jest zasadnicza. Kot tak właśnie został "narysowany" przez Naturę, taki ma schemat wpisany do swej matrycy zachowań, której nie kontroluje. Kot po prostu "musi" tak działać, tak samo zresztą jak inne zwierzęta innych gatunków, niż "naga małpa". Człowiek nie musi być okrutny. Nie wiadomo jest za bardzo, czy ten gatunek posiada jakiś "gen okrucieństwa", nie jest to jednak zbyt ważne. Istotne jest to, że pomijając pojedyncze przypadki, człowiek może chęć bycia okrutnym kontrolować. Być może czasem trzeba być okrutnym, to można poddać pod osobną dyskusję, nie ma jednak żadnej wątpliwości, że przeważająca część okrucieństw popełnianych przez ludzi to okrucieństwa zbędne, nadmiarowe, pozbawione sensu, przynajmniej zaś dostatecznego uzasadnienia.
Mania samobójcza.
Od razu trzeba tu wyjaśnić, że nie mam na myśli jakiejś indywidualnej, czy grupowej skłonności do odbierania sobie życia. Owa "mania" to raczej umowna nazwa obłędnego pędu do zniszczenia Natury, środowiska, które człowiek zamieszkuje. Samobójstwo, zbiorowa autodestrukcja swojego gatunku, plus innych przy okazji to raczej konsekwencja, niż cel owego pędu. Tak naprawdę, to raczej nikt nie dąży do zniszczenia siebie używając do tego zniszczenia Ziemi jako sposobu. Niemniej jednak wiadomo już od jakiegoś czasu, że tak to wszystko musi się skończyć. Mimo to robi się tak niewiele, aby ten proces zahamować. Doraźne "mieć i żreć" dominuje nad mniejszościowym, tudzież perspektywicznym "być". Można by teraz zapytać, skąd ta antypatia do tej ślepoty? Być może bardziej zrozumiały byłby jedynie brak szacunku? Ano stąd, że ta ślepota uderza już teraz we mnie plus osoby mi bliskie. Weźmy sobie na ten przykład zatrute powietrze, którym muszę oddychać, jako że drugiej atmosfery Ziemia nie ma. Reszta już jest logiczna: nie lubię tego, kto mi szkodzi.
Głupota.
To również jakby trzeba rozumieć hasłowo. Nie ma jednoznacznej definicji głupoty, jest to pojęcie dość intuicyjne. Na pewno jednak nie jest to brak kompetencji, bo wszystkiego wiedzieć oraz umieć się nie da, tego od nikogo wymagać nie można. Historia głupoty jest taka, że kiedyś, nie wiadomo kiedy, człowiek podczas swojej ewolucji doznał pewnego defektu. Efekt tego defektu jest taki, że narzędzie zwane "mózgiem" otrzymane od Natury po prostu go przerasta. Naga małpa za dużo myśli dyskursywnie, za to olewa własną intuicję. Jej umysł tworzy całą stertę iluzji, których po prostu nie ogarnia. Takim zaś sposobem generuje fikcyjne problemy, tak jakby za mało było realnych. To wszystko może byłoby do przyjęcia, ale człowiek swoimi urojonymi problemami narzuca problemy innym, tym razem już faktyczne. No cóż, można by rzec, że to tak ma być, że tak działa ten gatunek, że tak jest "narysowany", więc co można zrobić? Okazuje się jednak, że można. Temat został już rozpracowany dawno, narzędzia istnieją, aby wspomniany defekt usunąć lub chociaż próbować. Ale pomijając jednostki człowiek nie chce tego zrobić, woli cierpieć, woli upieprzać życie sobie, tudzież innym. Nie jest to powód do sympatii, bynajmniej - przynajmniej.
Puentując ten esej można rozwinąć niejako "na odwrót" słowa pewnego ważniaka: "Bywają fajni, czasem wręcz wspaniali ludzie, warci sympatii, szacunku lub nawet miłości. Tylko gatunek czemuś kurewski".
Być może ktoś czytając powyższy tekst jest na tyle głupi, aby wziąć go osobiście i poczuć się obrażonym. Nie sądzę, aby tak się stało, bo idioci tu raczej nie zaglądają. Ale gdyby jednak, przypadkiem, to tak miało właśnie być. Poza tym to nie ja go obraziłem, tylko sam sobie to obrażenie stworzył.