30 września 2023

Gdzie jest drugi film?

Pytanie tytułowe zadałem sobie zaraz po wyjściu z sali kinowej. Bo podczas projekcji nie myślałem prawie wcale, tylko tyle, ile trzeba. Nadmiar myślenia podczas obcowania z produktem artystycznym jest po prostu szkodliwy, bo nie percepujemy go prawidłowo. Myśląc bowiem za dużo zasłaniamy sobie ów produkt tymi właśnie myślami. Dochodzi wtedy do idiotycznej sytuacji, bo okazuje się, że zamiast za możliwość bycia z dziełem sztuki, postrzegania go, taki myślacz zapłacił za coś, co może robić za darmo.
Okay, ale już było po filmie i pytanie teraz, skąd się pojawiło to wspomniane pytanie? Stąd, że jeszcze przed filmem trafiło mi się przeczytać co nieco wypowiedzi na jego temat. Wartościujących, więc bez żadnego znaczenia, ale trochę ukrytego spojlerowania akcji również w nich było. To właśnie był ten szkopuł. Tymczasem jednak to były takie fejkowe spojlery, bo nic takiego, co niby miało mieć miejsce nie miało tam wcale tego miejsca. To zaś mogło sugerować, że jest jakiś drugi film pod tym samym tytułem. Opieram tą hipotezę nie na opiniach potworów, którzy stwierdzili otwarcie, że filmu nie widzieli, przyznając tym samym, że są idiotami, tylko na słowach tych, którzy oświadczyli, że widzieli fragmenty. 
Tylko, że tu pojawia się kolejny szkopuł. Jak doskonale wiadomo, potwory rządzące ostatnio tym krajem, tudzież ich elektorat, nie widzą tego, co jest, tylko jakiś tam swój urojony świat równoległy. Co prowadzi do jednoznacznej konkluzji, że drugiego filmu nie ma lub jest, ale inaczej. Jako, że nie mam zasranego umysłu niczym te wspomniane potwory, to zobaczenie tego hipotetycznego, urojonego filmu jest dla mnie niedostępne.
Takim oto sposobem pytanie oń szybko straciło sens i zniknęło. Został tylko pomysł na wykonanie tego posta. Tedy więc voila...

19 września 2023

PLUSKWA W MAJTKACH DWA /odc. 5/

- Rozumiem, że wiesz, jaki jest najlepszy naturalny kosmetyk?
...
- Ale on i tak ma u mnie ostry łomot. Ta twoja renowacja nic nie zmienia. Tak postanowiłam, tak będzie i już.
...
- Nadal myślę dupą, ale od tamtego czasu zmądrzała mi ta dupa.
...
- Co z tego ma być?
- Tarcze ekranujące.
- A tak po ludzku, mniej naukowo?
...
- Nie wiem, jak ona czaruje, ale walnąć w łeb potrafi nieźle.
...
- Czyli robimy trzy amulety. No, to do roboty!
***Wtorek, ZULU wczesny poranek.
- No, dziewczyny, chyba trochę się zagadałyśmy, a planu jak nie było, tak nie ma. Nawet wstępnego.
Mówiąc to Anita przeciągnęła się rozwlekle. Malina ziewnęła za to, ale mniej rozwlekle i dodała:
- Za to była wspaniała burza mózgów.
- Chyba w mózgach. Okrutne jest to wasze zielsko.
Roxy spojrzała na stolik pełen naczyń, a wśród nich też licznych akcesoriów stonerskich. Kaśka nie omieszkała zapytać:
- Moje lepsze, prawda?
- Lepsze, gorsze, pieprzenie. Przy takiej mieszance nijak się wcale rozeznać, co i jak klepie. Jedno jest pewne, że obie jesteście z Anitą growerki pierwsza klasa. Powinnyście połączyć siły i wtedy...
- Właśnie nie. Nie znasz się. My się wspieramy, ale przede wszystkim musimy konkurować, bo to nas motywuje do coraz lepszych wyników.
Kaśka spojrzała z uśmiechem na siedzącą obok Anitę i obie przybiły żółwika. Za to Roxy zmieniła temat:
- Lepiej pokaż nam, czego cię nauczyła Ciocia Lala.
- Niczego mnie nie nauczyła. Kazała tylko być sobą.
- I tak ma być, to jest najważniejsze. Malinka zrobi maślane oczka do niego, rozepnie się do pępa, bo taka jest Malinka, taki ma styl. Ale ty masz inny. Tylko popraw jedno. Patrz na Jarka tak, jakby chciał kupić hurtem najmniej chodliwy towar z tego waszego sklepu, bez morderczego błysku w oczach.
- Mam taki błysk?
Tu ożywiła się Malina:
- Oj masz. Pamiętasz, jak ostatnio przyczepił się do nas ten buc w kawiarni? Nie umiałam go spławić, wtedy ty się włączyłaś.
Odezwała się Ciocia Lala:
- Chciałabym to zobaczyć.
- Gdybym jej nie zatrzymała, to by go wypatroszyła.
Kaśka wzruszyła ramionami mówiąc:
- Bo jak moja Malinka mówi nie, to ma być nie!
- Jestem naprawdę wzruszona. Żeby wszystkie kobiety na świecie umiały się tak przyjaźnić. To wtedy...
- To wtedy wszystkie straciłybyśmy zajęcie, bo ten świat nie potrzebowałby czarownic. Byłyby zbędne.
- Jesteś tego pewna?
- Nie. Ale to fajnie zabrzmiało. Dobrze, moje panie. Mamy dwie godziny do wyjścia. Teraz trzeba ogarnąć to wszystko, włącznie z nami samymi. Są dwie łazienki na pięć dup. Kurwa, jaki tu bajzel na tym stole, po sobotniej imprezie takiego nie było.
- Na cztery dupy. Mnie się nigdzie nie spieszy. Pozwolisz mi chyba Anitko tu zostać i trochę odespać tą naszą sesję? Za to ja ci posprzątam ten bajzel, jak to elegancko raczyłaś nazwać. Tylko to zielsko schowaj, bo nie wiem, gdzie trzymasz takie rzeczy. Bo kuchnię już widziałam, wiem co i jak.
- Nie ma sprawy Ciociu Lalu. Klucze oddasz mamie, tam w drugim skrzydle domu. Uprzedzę ją, jak będziemy wychodzić. Tylko jeszcze jeden drobiazg.
Anita wstała, ruszyła do kuchni, po czym wróciła za chwilę niosąc niewielką salaterkę wypełnioną czymś wyglądającym jak pasta miso. Zaczerpnąwszy łyżeczką tej tajemniczej substancji podeszła do Kaśki.
- Buźka! Am! No...
- Co to za paskudztwo?
- Odświeżające śniadanie czarownic. Zero chemii, zero koksu. Tylko trochę ziółek plus szczypta magii. Będziesz jak nowo narodzona po tej zarwanej nocy. Śmiało! Tylko jedna łyżeczka za... Za Ciocię Lalę. Jedziemy, jedziemy, nie blokuj tej łyżeczki, dziewczyny czekają w kolejce.
***Ten sam wtorek, ZULU wczesne przedpołudnie.
Istnieje wiele stereotypów na temat wyglądu typowej czarownicy, ale pani Ewa nie pasowała do żadnego z nich. Sztukę mimikry wśród mugoli miała opanowaną do perfekcji, więc Malina wchodząc do jej mieszkania zobaczyła zwykłą biurwę. Jak najbardziej stereotypową zresztą. Biurwa od razu, bez żadnych wstępnych gier  przystąpiła do rzeczy:
- Podpisz tutaj, czytelnie lub nieczytelnie i jedź do tego swojego marketu. Zaniesiesz im ten papier, z nikim nie gadaj, nie dyskutuj, tylko dzień dobry, proszę, dziękuję, do widzenia. Tylko te cztery magiczne słowa i pozamiatane.
- Co to jest?
- Wypowiedzenie pracy bez okresu wypowiedzenia.
- Ale tu nic nie ma, pusta kartka.
Pani Ewa spojrzała na Malinę sponad oldskulowych okularów, ciepło się do niej uśmiechnęła i odparła:
- Zaufaj mi, moje dziecko. Będzie dobrze.
***Ten sam wtorek, ZULU późne przedpołudnie.
- Tadam! 
Zanim jednak Malina weszła do szatni na zapleczu fit klubu, przeparadowała przez sklep uroczo się uśmiechając do Jacusia urzędującego za ladą, który na jej widok wstał, zatrzasnął laptopa i wykrztusił:
- Kaśka chyba jest w szatni...
- Trafię, trafię.
Wcale nie musiała się oglądać za siebie w korytarzu, żeby wiedzieć, że Jacuś opuścił stanowisko pracy. Czuła jego wzrok na pupie, to zaś zapowiadało ciekawy dalszy ciąg. Ale chwila pogaduch z Kaśką była teraz priorytetem.
- Co ty masz na sobie?
- Jak już pojechałaś, to wyrwałam od Anity kieckę.
- To na Jacusia?
- A skąd? Jacuś to by mnie wziął nawet w muzułmańskim namiocie. To na tego dupka w markecie, żeby ogarnąć moje zwolnienie. Ale to wcale nie było potrzebne. Wszystko ogarnęła pani Ewa.
- Kto to jest pani Ewa? Zresztą potem mi opowiesz, bo zaraz mam sesję fizjo z inną panią Ewą. Wracaj teraz mizdrzyć się do Jacusia. Jak skończę z panią Ewą, to przyjdę do sklepu. Zastąpię Jacusia, będziecie mieli pół godziny, bo potem mam następną klientkę. 
- I co ja wtedy mam z nim zrobić?
- Nie udawaj idiotki. Lepiej mnie zapytaj gdzie. Możecie nawet tu w szatni, ale lepiej chyba w tej salce obok, są materace do ćwiczeń. Szefostwa dziś nie ma, pani od sprzątania już poszła, chata wolna.
- A ten Czarek, co mówiłaś?
- Też go nie ma, na szkoleniu jest.
***Ten sam wtorek, ZULU południe.
Anita wkroczyła do pokoju, w którym pracował Borek. Akurat coś klikał na klawiaturze w wielkim skupieniu wpatrzony w monitor.
- Kochanie, zrób sobie przerwę. Zjemy coś.
Gdy już szli sobie korytarzem trzymając się za ręce Borek nagle się zatrzymał i spytał z dużym zaciekawieniem:
- Gdzie ty mnie prowadzisz? Tam się teraz je?
- Tam się robi coś innego. Ale my zrobimy jeszcze coś innego. Mamy drobną zaległość, tak za wczoraj, nie uważasz?
- Myślałem, że już wyrośliśmy z takich akcji?
- Za dużo myślisz i gubisz romantyzm od tego myślenia.
- Romantyzm?
- Oj chodź już, nie marudź. Bo potem jeszcze musimy zdążyć faktycznie coś zjeść. No, ruchy mój książę, ruchy.
***Ten sam wtorek, ZULU popołudnie.
Roxy rzeczywiście miała urwanie pizdy, jak sama to elegancko, niezmiernie kulturalnie nazwała. Lista spraw do załatwienia jakoś nie chciała się kończyć. Na to nawet czary pani Ewy nie mogły nic poradzić. Po drodze zlustrowała dwa miejsca, gdziej sprzątały jej kobiety, odpuściła sobie tylko to, gdzie ekipą dowodziła Tamara. Co prawda było to najważniejsze zlecenie, ale pod okiem Tami spieprzenie czegokolwiek nie miało tam możliwości zaistnieć. Wreszcie jednak znalazła chwilę czasu na sprawy zasadnicze, jednak nie był to żaden seks, tylko rozpracowanie zawartości paczki zakupionej w mijanym po drodze fast foodzie. Roxy spokojnie, nienerwowo poruszała szczękami siedząc za kierownicą auta zaparkowanego na jakimś cudem znalezionym miejscu, wreszcie jej wzrok powoli, powoli zaczął spoczywać na telefonie umocowanym na desce rozdzielczej. Zanim jednak sięgnęła po niego, pogłaskała się po dekolcie, centralnie zaś po amulecie tam przebywającym, potem zaś sięgnęła do kieszeni, sprawdzając, czy nie wypadł z niej pistolet, nie na wodę bynajmniej, ani na żadne gumowe kulki. Bo magia magią, ale tradycyjne sposoby jej wsparcia uważała za konieczne, bo żarty dawno już się skończyły, przynajmniej poprzedniego dnia. 
- Kaśka? Malina? Kaśka? Malina?
Właściwie było to bez żadnego znaczenia, ale pora było przetestować świeżo zapisany numer do tej pierwszej.
- No, co tam?
- ...
- Aha. Nie pokazał się mówisz? A wisiorek coś nadaje?
- ...
- Aha. Rozumiem, że Malina jest u ciebie? Jej amulet też jest cicho? Zresztą daj mi ją proszę na chwilę.
- ...
- Rozuuumiem. Co? Już drugi raz? Ja jestem pełna empatii, bo też uwielbiam ten sport, tylko jest jeden problem.
- ...
- Taki to, że ona tam ma wyjątkowo dziś się wcale nie bzykać, tylko ciebie asekurować, mieć uszy i oczy otwarte na wszystko.
- ...
- Akurat świetnie wiem, co ona może mieć teraz pootwierane, tylko że to naprawdę nie jest dobry moment ma takie otwarcia. Jak się pojawi, to jej powiedz, żeby do mnie zadzwoniła. Tylko jej nie mów, że ją chcę opieprzyć. 
- ...
- Wiem, że i tak jej to powiesz, tylko skąd ta pewność, że ja ją na pewno chcę opieprzyć? To by było samobójstwo, bo tobie podpadnę.
- ...
- Dobrze, już. Nic jej nie mów. Sama później zadzwonię.
***Ten sam wtorek, ZULU późne popołudnie.
- No, Jacuś poszedł do domu, zostałyśmy same. 
- Chciał mnie zaciągnąć ze sobą do tego domu, bo mu się spodobało, ale wyjaśniłam mu, że mamy tu jeszcze takie babskie sprawy, to się odpieprzył.
- Planujesz jakiś ciąg dalszy?
- Raczej nie, aż taki rewelacyjny to on nie był. A poza tym przecież znasz moją strategię co do facetów. To kiedy ten Czarek przyjdzie? Bo ja tak teoretycznie mam jeszcze dzień wolny, choć nie wiem, co na to Roxy.
- Czemu?
- Bo mam się zjawić w pracy, gdy już ogarnę formalności z tą poprzednią. Ogarnęłam dziś rano wszystko, poszło jak po analnym lubrykancie, takim wiesz, z najwyższej półki.
- O, właśnie. Miałaś opowiedzieć, jak to było.
- Wiesz co? Może najpierw zamkniemy budę, potem skoczymy coś zjeść, bo z tego wszystkiego to oprócz tego magicznego miso Anity, to ja jeszcze nic dziś nie jadłam.
- Chyba jeszcze nie zamkniemy.
Mówiąc to Kaśka chwyciła za amulet na dekolcie. Jednocześnie Malina wykonała podobny gest. Obie spojrzały w kierunku drzwi na ulicę.
- Chyba nie. Też to czuję.
- Schowaj się na razie na zaplecze. Jakby coś, to krzyknę na ciebie. No, już, kicaj. I zdejm te cholerne szpilki. Że też cię kręgosłup od nich nie boli, cały dzień w nich tak chodzisz.
- Dużo w nich nie chodziłam.
- W sumie prawda. Ale teraz znikaj.
Kaśka weszła za ladę, schyliła się i włożyła dłoń w zakamar, do którego nie zaglądał nigdy ani Jacuś, ani nawet pani od sprzątania. Wyjęła stamtąd klasyczną maczetę. Gdy wracała od Anity wpadła po drodze do domu, po czym przywiozła do pracy ów gadżet. Wytarła go z kurzu, którego pełno było w zakamarze i dotknęła palcem ostrza.
- Ałć!
Trzymając ten palec w ustach i dzierżąc w drugiej dłoni narzędzie rolnicze do ścinania trzciny cukrowej podeszła do drzwi. Amulet parzył jej kliwidż coraz mocniej. Drzwi skrzypnęły i do sklepu wszedł elegancko ubrany mężczyzna. 
***Ten sam wtorek, ZULU dziesięć minut później.
Telefon Roxy zaśmiał się upiornie, ona zaś sięgnęła po niego szybciej, niż gotuje się szparag.
- Co jest Kasiu?
- ...
- Aha. Rozumiem. To znaczy nic nie rozumiem.
- ...
- Tak, już jadę.
Kobieta zawczasu starała się być jak najbliżej fit klubu, więc dojechała szybciej, niż gotuje się pęczek szparagów. Gdy weszła, odebrało jej mowę.
- Zamykaj szybko te drzwi! Na zasuwę!
Na ladzie siedziała Kaśka i tuliła do siebie spazmującą Malinę.
- Jak widzisz Roxuś, trochę tu napaprane, a ty akurat jesteś fachmanką od sprzątania, twoja firma ma znakomitą opinię na mieście.
- Był tu Jarek?
- W pewnym sensie jest nadal.
- Gdzie?
- Trochę tu, trochę tu. Sama widzisz. W takim syfie nie będzie można tu jutro pracować. Dasz radę to jakoś ogarnąć? Masz do dyspozycji mnie i swoją nową pracownicę, tylko jeszcze ją trzeba doprowadzić do stanu używalności. W gruncie rzeczy to dość delikatna dziewczyna, wrażliwa na niektóre widoki. Sprowadzanie większej ekipy nie wydaje mi się zbyt mądre.
- Daj mi pięć minut, bo ja też czasem bywam wrażliwa. Potem włączy mi się profesjonalny chłód. A naszej Malince daj to.
Roxy wyjęła z kieszeni małą fiolkę po pestkach konopi wypełnioną jakimś płynem. Malina uniosła głowę i rzuciła:
- Nie chcę żadnej chemii!
- Jaka znowu chemia, Malinko, siostrzyczko - czarowniczko? To tylko olejek cebede, ze szczyptą magii jako swego rodzaju dopalaczem. No, już mi lepiej. Kasiu, ty uzdatniaj Malinę, a ja się rozejrzę po tym całym waszym biznesie za jakimś konkretnym sprzętem.
***Ten sam wtorek, ZULU wieczór.
- No! Wykonałyśmy kawał porządnej, uczciwej roboty. Kasiu, ty byś się świetnie sprawdziła u mnie w firmie. Żart. A ty Malinko jutro masz oczywiście jeszcze wolne. Pozostaje tylko pan Jarek, coś trzeba z tym zrobić.
Roxy pokazała na plastikowy worek przy drzwiach. Kaśka wykonała dłonią langsam i odparła:
- Ja to biorę na siebie, a ty zawieź Malinę do domu. Kto dzwoni do Anity?
- Po co?
- Tak dla formalności, że już po sprawie. Żadnych detali rzecz jasna, żadnych otwartych tekstów.
- Mogę ja zadzwonić. Ciekawe, czy się bardziej wkurzy, czy bardziej ucieszy tą wiadomością?
- Dziś ucieszy, a jutro wkurzy, gdy się dowie tego wszystkiego. Taka fajna rzeźnia ją ominęła. 
- Idziemy już?
Malina nie czekając na odpowiedź ruszyła do drzwi. Ruszyła boso niosąc ze sobą parę szpilek.
***Ten sam wtorek, ZULU ten sam wieczór.
- No, nie dłub już Boreczku, nie dłub. Ja mam już naprawdę dosyć na dzisiaj.
- Ja też.
- To czemu dłubiesz?
- Z rozpędu. Bo przecież nie z nudów.
- A ja głupia myślałam, że ty tak z miłości.
- Teraz ty za dużo myślisz, a od tego się właśnie głupieje.
Nagle zadzwonił telefon. Anita wtulona dotąd w Borka wyzwoliła się z jego objęć, wstała z łóżka i sięgnęła po aparat leżący na stole.
- Co tam?
- ...
- Aha. No, to doskonale. A coś dokładniej?
- ...
- Rozumiem. To jutro się spotkamy, opowiecie mi to.
- ...
- Nie. Tylko na mieście i tylko na krótko.
- ...
- Po prostu potem mam bardzo ważne sprawy w domu.
Mówiąc to odwróciła się do Borka, pocałowała go na odległość i zakolebała zmysłowo biodrami. Gdy odłożyła telefon, mężczyzna zapytał:
- Co jest? Co się dzieje?
- Nic. Takie tam babskie sprawy.
***Ten sam wtorek, ZULU wczesna noc.
Ciocia Lala patrzyła w kryształową kulę, skupiona na niej niczym kibic na ekranie telewizora podczas ważnego meczu. Gdy już seans się zakończył, nakryła ją czarną aksamitną serwetą, po czym oświadczyła do maneki neko machającego łapką na szafce:
- One kiedyś z niej zrobią czarownicę. Tylko ja wcale nie jestem taka pewna, czy to jest dobry pomysł.
KONIEC

16 września 2023

PLUSKWA W MAJTKACH DWA /odc. 4/

- Roxy, kto ci to kurwa zrobił?!
...
- Dostawiał się do ciebie? Próbował flirtować?
- Nie, chyba nie? Normalnie rozmawialiśmy.
...
- Znaczy co? Według planu miałam usiąść na ladzie i rozłożyć nogi?
...
- Nikt nigdzie jeszcze nie jedzie! Taka fajna, ładna i mądra dziewucha, a takie kretyńskie samobójstwo chce popełnić.
***Wciąż ten sam poniedziałek, ZULU wieczór.
Na sofach w salonie siedziała Ciocia Lala i Kaśka. Kot Dredek leżał, też na sofie, ale nie bezpośrednio, bo uplasował się na kolanach tej pierwszej. 
- Czy mogę spytać, co było we flakoniku?
Mówiąc to Kaśka wskazała palcem na stół, na którym tegoż flakoniku już nie było, gdyż Anita zabrała go idąc z Roxy do pracowni, za nimi zaś poszła Malina, tak dla asysty w ramach czarowskiej praktyki.
- Możesz. Nazywam to Regenerum, mój osobisty wynalazek. To było tak, że kiedyś miałam faceta, z którym lubiliśmy uprawiać sadomaso, ale takie mocno przegraczające granice standardów. Ale po takiej sesji głupio było wyjść na ulicę, więc postanowiłam coś na to poradzić. Rozumiem, że jako normalna, dorosła kobieta wiesz, jaki jest najlepszy naturalny kosmetyk? Lepszy, niż olejek cebede.
- Czy jestem normalna, tego już nie wiem, ale kosmetyk znam. Tylko, że to podobno mit, jakoby był taki świetny.
- Mit, czy nie mit, to jest nieistotne, ważne jest tylko, że na pewno nie działa od razu, czyli do moich celów zupełnie się nie nadawał. Po serii wielu prób znalazłam jednak formułę na taki szybki patent. Te prace trwały przez jakiś czas, a zabawne jest to, że mnie osobiście przestał być potrzebny.
- Dlaczego?
- Bo zmieniłam faceta, a przy okazji zmienił mi się również gust. Takie zbyt hardkorowe igraszki przestały mnie kręcić. Dalej lubię sadomaso, tylko takie bardziej pedalskie, bez siniaków. Ale nie byłam samolubna, przekazałam sposób kilku innym koleżankom, Anita też go zna. Trochę byłam zdziwiona, że dziś nie miała tego serum pod ręką i zadzwoniła do mnie, ale jakby nie było, każdej się może zdarzyć, że skończy jej się chwilowo na przykład cukier do kawy, czy też inna sól. Obite buźki lub tyłki z kolei też nie zdarzają się nikomu tak nagminnie. 
- Mnie się czasem zdarza, bo ćwiczę, sparuję na macie lub na ringu. W ogóle to byłby dobry pomysł, gdyby go upowszechnić. Więcej dziewczyn by się garnęło do takiego sportu, jak boks, czy też do ememej.
- No, nie wiem, bo niektóre składniki są bardzo trudne do zdobycia, a to by już rzutowało na cenę. Ale powiem Anicie, żeby dała ci ten flakonik, jak tylko skończą zabieg. Ona sobie umie zrobić sama.
Zabieg faktycznie się wreszcie zakończył. Pierwsza do salonu weszła Malina, za nią Anita, na końcu zaś Roxy. Na jej widok Ciocia Lala uśmiechnęła się szeroko i pokazała lajka.
- No? Barbie pełną buzią, nic, tylko ją...
Nie dokończyła, bo Kaśka zerwała się z kanapy z okrzykiem:
- Ja pierdolę! Nówka sztuka, nie śmigana! Pokaż resztę. 
Roxy bez słowa uniosła bluzę i okręciła się wdzięcznie dookoła własnej osi. Kaśka podeszła do niej mówiąc:
- Muszę pomacać, bo nie uwierzę. Mogę?
- No pewnie, może wreszcie uwierzysz.
- Ale on i tak ma u mnie ostry łomot. Ta twoja renowacja nic nie zmienia. Tak postanowiłam, tak będzie i już.
- Z tym łomotem to jeszcze nie tak prędko. Usiądźmy siostry, obgadajmy całą sprawę. Bo tak, jak teraz stoisz, to nic mu nie zrobisz. Ciocia Lala ma rację, zna tego kolesia.
- Tak, znałam go, gdy jeszcze byli parą. Niestety Kasiu, to twoje ememej to nieco za mało na tego zawodnika. Siadajcie, a ciebie Anitko poproszę o małą herbatkę. Tą japońską, matczę, masz chyba coś tam?
Gdy reszta pań rozsiadła się dookoła, pierwsza zagaiła Malina, jakby trochę niepewnie patrząc na Roxy:
- Zanim Anita przyjdzie, to mnie ciekawi taki jeden drobiazg. Czy myślałaś może o zwróceniu mu kasy?
- Chyba cię porąbało?
- Spokojnie. Teraz to już pozamiatane, nic mu się nie należy, ale przedtem? Jeszcze zanim cię pobił?
- Po pierwsze, to nawet nie zdążyłam nawet o tym pomyśleć. Weszłam do domu po jakieś papiery, czy po coś tam, a on już był za mną. Czaił się widać na klatce, nie zauważyłam go. Nie mam takiego instynktu samuraja, jak Kaśka. A potem to już tylko leżałam na glebie, on tłukł mnie jakąś lagą, po wszystkim, gdzie popadło. Kręciłam się tylko, ale marnie, bo jeszcze mnie obezwładnił jakimś polem mocy.
- Mówił coś przy tym?
- Nic, ani słowa. A po drugie, to ja ani myślę mu cokolwiek oddawać, nawet już po tym, jak zdjęłam w sobotę zaklęcie z majtek Kasi.
Roxy przerwała na głębszy oddech.
- Coś ci wyjaśnię. Anita zna sprawę, więc nic nie traci. To on tak naprawdę był mi winien pieniądze.
- Mówiłaś, że rozstaliście się bez złości?
- Tak, bez złości, bo mu tą kasę odpuściłam. Byliśmy ze sobą jakieś kilka miesięcy, ale ja wszystko finansowałam. Chatę, życie, wyjazdy, rozrywki, on był mocnym magiem, ale także gołym magiem. Ale mnie wtedy było wszystko jedno, bo myślałam dupą.
Roxy znowu przerwała na chwilę, po czym dodała:
- Nadal myślę dupą, jak normalna, zdrowa psychicznie baba, ale od tamtego czasu zmądrzała mi ta dupa. 
Tu wtrąciła Ciocia Lala:
- To prawda. Trochę znałam Jarka, zdolny mag był i jest z niego, ale nie umiał tej magii zamieniać na pieniądze. 
- Widać potem się nauczył. Bo gdy zgłosił się do mnie chcąc zamówić urok na jakąś panienkę, bo przecież nie wiedziałam na kogo, to na biedaka już nie wyglądał. Cenę mu dałam zaporową, żeby się odpieprzył, ale jemu nawet powieka nie drgnęła. To ja pomyślałam, że to przecież niezły sposób, żeby odzyskać dług, na którym wtedy postawiłam krzyżyk. A resztę już znacie.
Malina słuchała bardzo uważnie tej opowieści, po czym spojrzała na Ciocię Lalę i spytała cicho, jakby nieśmiało:
- To znaczy, że on Jarek ma na imię? Ciekawy zbieg okoliczności, bo ja też byłam kiedyś z pewnym Jarkiem i też okazał się złamasem. Od tamtej pory staram się nie pytać swoich facetów o imię, ani przed, ani po, bo chcę sobie oszczędzić pewnych... Że tak powiem, przykrości. No, bo jak to tak? Robię chłopu finałowego loda, a potem się okazuje, że to był jakiś Jarek. Masakra!
Pierwsza parsknęła śmiechem Ciocia Lala, to zaś pociągnęło za sobą taką lawinę rechotu, że aż Dredek podniósł głowę i rozejrzał się po zebranych wzrokiem żądającym wyjaśnień.
- Coś mnie ominęło?
To zapytała Anita, która bezszelestnie, przez nikogo nie zauważona weszła do salonu i właśnie stawiała przed Ciocią Lalą czarkę z herbatą.
- Nie. Nic specjalnego, wspominamy stare dzieje czekając na ciebie. Teraz siadaj i trzeba zrobić plan, jak zgnoić tego całego Jarka. Katę już mamy, ale bez dobrego planu ani rusz.
- To ja mam tylko pytanie, dopóki stoję. Która jeszcze coś chce, bo jak usiądę, to już przepadło. Same sobie będziecie dymać do kuchni.
***Wciąż ten sam poniedziałkowy wieczór, ZULU kwadrans później.
- Musicie zacząć od tego.
Ciocia Lala sięgnęła po torbę leżącą za kanapą i po chwili grzebania w niej położyła na stole...
- Co to jest? Mam tym go udusić?
Kaśka wzięła do ręki mały kłębek zwiniętych rzemyków, do których było jeszcze coś doczepione.
- Rozplącz to moja droga, pokaż.
- Aha, jakieś wisiorki?
- Na razie jakieś. Anitka pewnie ma podobne na stanie, ale ja noszę ze sobą takie różne duperelki, podręczny zestaw Mała Wiedźma.
- Co z tego ma być?
- Tarcze ekranujące.
- A tak po ludzku, mniej naukowo?
- Amulety. Bez tego do Jarka nie podchodź. A gdy on podejdzie, to wzmocni twój samurajski instynkt ostrzegawczy. Gdy będzie dalej, w zasięgu iluś tam metrów, to trochę ci sparzy twój uroczy rowek między cyckami.
- To naprawde działa?
- Jeszcze nie. To tylko nośnik. Trzeba go teraz tylko naładować, innym słowy zaczarować i będzie już gotowy do użycia. Brakuje nam tylko do kompletu jeszcze jednego drobiazgu. Anitko, masz drukarkę?
- No.
- To niestety rusz swą zacną pupę i wydrukuj fotkę z Roxy telefonu. Zresztą zaraz wszystkie się ruszymy do pracowni. Na pewno trzeba zrobić takie dwa. Jeden dla Kasi, drugi dla Roxy. Pierwszy jest oczywisty, drugi raczej też. Bo on przecież wróci po zwrot pieniędzy. Na razie ją tylko stłukł pedagogicznie, tak wstępnie, informacyjnie, ale to dopiero początek.
Tu Roxy wtrąciła:
- Nic nie mówił o pieniądzach. W ogóle nic nie mówił.
- Po co miałby coś mówić?
- Czekajcie.
Kaśka wyraźnie się ożywiła.
- Mam drobne pytanie. Takie natury technicznej. Czy to całe zaklęcie w moich majtkach może zadziałać z pewnym opóźnieniem?
Czarownice spojrzały szybko nawzajem po sobie, a potem skupiły wzrok na Kaśce. Anita spytała:
- Do czego zmierzasz?
- Bo jeśli tak może być, to on może przyjść najpierw do mnie. Bo ja w sumie dziś z nim rozmawiałam bardzo krótko, wręcz przelotnie. Więc skoro jest taki na mnie napalony, to może przyjść jeszcze raz, tak już dla pewności, aby sprawdzić, czy może jednak zadziałało?
Tym razem Roxy stała się centrum uwagi. 
- To ma pewien sens. Zaczynam się też domyślać, o co ci może chodzić. On przychodzi do ciebie, zagaduje, a ty zachowujesz się, jakbyś...
- Dokładnie. Tylko jest jeden taki problem. Ja nie umiem się tak zachowywać w stosunku do facetów. Po prostu nie czuję tego.
Malina pokręciła głową mówiąc:
- No, ale zaraz, zaraz. A jak się zachowujesz podczas tych swoich orgietek okazjonalnych, gdy nagle mrówki w dupie zaczynają ci szaleć?
- Wtedy jest zupełnie inaczej. Skrzykujemy się przez net, to już jest w miarę stała ekipa. Bierzemy duży pokój w hotelu i kowboju do dzieła. Nikt się nie bawi w jakieś wstępne gierki.
Anita pokręciła głową i westchnęła:
- Niezła synchronizacja. Tak wszyscy na raz.
- Co wszyscy na raz?
- No, takie skrzyknięcie.
- Oj weź Anita, to nie jest tak dosłownie, tylko...
Nagle wtrąciła się Ciocia Lala:
- Dziewczyny, dajcie spokój. Nie omawiamy teraz detali zwyczajów godowych Kaśki, tylko co zrobić, żeby Jarek wpadł w pułapkę, jeśli ta hipoteza ma jakieś ręce i nogi. Według mnie ma. Tylko problem, jak to wykonać, żeby Kaśka nie wypadła sztucznie, gdy już dojdzie do takiej sytuacji. Bo dalszy scenariusz jest prosty. Wychodzą gdzieś potem razem, czy umawiają się jakoś, a gdy będą sam na sam, to już nasza nindża wie, co robić. Niestety Kasiu, przez godzinę nie nauczysz się tej roli zauroczonej nim panienki, ale coś ci spróbuję podpowiedzieć.
Głos zabrała Anita:
- Pozostaje jeszcze kwestia asekuracji naszej Kasi kochanej. Ja jutro pracuję, Roxy pracuje, a Malinka to już nie wiem.
- Ja mam tylko dwie sprawy rano do ogarnięcia związane ze zmianą swojej pracy, a potem jestem free.
- To przyjedziesz do Kaśki do fit klubu.
- Bardzo dobry pomysł. Wpadniesz do mnie, poćwiczysz sobie, pobajerujesz Jacusia, może nawet skutecznie?
- Skutecznie?
- Jakby co, to jakiś dyskretny zakamar na szybkie małe co nieco wam znajdę. A w ogóle przy Malince będzie mi bezpieczniej. Nie wiem, jak ona czaruje, ale walnąć w łeb potrafi nieźle.
Anita kiwnęła głową i dodała:
- Oj, potrafi.
- Widziałaś? 
- Nie, ale mój Borek widział. Też stłukła Jarka, tylko innego, tego byłego swojego. Zmuszanie kobiety do kontynuacji niechcianej ciąży powinno być karalne. Niestety nie jest, więc moja szwagierka wzięła prawo w swoje ręce.
Ciocia Lala uśmiechnęła się i skwitowała:
- Czyli robimy trzy amulety. No, to do roboty!
- Idźcie już, ja jeszcze tylko...
Nie dokończyła i wyjęła telefon.
- Wierna żona musi się opowiedzieć Boreczkowi, że nie wróci na noc.
Anita z udawanym gniewem zamierzyła się na Roxy aparatem, ale ta już zniknęła za drzwiami pracowni.
BĘDZIE CIĄG DALSZY

14 września 2023

PLUSKWA W MAJTKACH DWA /odc. 3/

- Jestem wkręcana w śledztwo w sprawie, która mnie wcale nie obchodzi.
...
- Nie wierzę w te wasze zaczarowane majtki.
...
- Dla mnie ta sprawa jest zamknięta.
...
- Wstawaj, jedziemy.
***Wciąż ten sam poniedziałek, ZULU późne popołudnie.
Drzwi otworzyła Anita.
- Masz taką minę Kasiu, jakbyś wcale tu nie chciała być.
- Ale rozmyśliłam się po drodze, tylko zapomniałam maski zmienić. Roxy ma kłopot, więc Malina ma kłopot, a gdy ona ma kłopot, to i ja mam kłopot.
- Wchodźcie dziewczyny.
W salonie na kanapie siedziała Roxy, na twarzy miała ciemne szkła w dużych oprawkach, a obok niej kot Dredek demonstrował światu, jak ma na ten swiat wyjebane. Malina usiadła na sofie naprzeciwko.
- Rozumiem, że nie czekamy do piątku z rozmową?
Zamiast Roxy odezwała się stojąca do tej pory Anita:
- Kaśka, siadaj proszę. Której coś do picia?
- Mnie nic. Prosto z obiadu jedziemy.
- Ja też dziękuję.
Ale gdy milcząca wciąż Roxy zdjęła okulary, Malina nagle wstała na równe nogi i krzyknęła, niezbyt głośno, ale zdecydowanie:
- Nie! Chcę już coś do picia. Nalej mi proszę jakąś dużą, mocną, treściwą, satysfakcjonującą lufę.
Po czym prawie jednym tchem dodała:
- Roxy, kto ci to kurwa zrobił?!
Kobieta bez słowa wyjęła telefon, maźnęła po nim chwilę, po czym położyła aparat na stoliku.
- Dredek, przesiadka!
Kaśka chwyciła kota, usiadła obok Roxy, a gdy przełożyła sieściucha na bok objęła ją ramieniem i przytuliła do siebie. Chyba trochę za mocno.
- Ałaaa!
- Co jest?
- To!
Roxy powolnym, przerywanym ruchem zdjęła z siebie bluzę, pod którą nie miała już nic więcej, nawet bra.
Wciąż jeszcze stojąca Malina krzyknęła w stronę kuchni:
- Anita! Przynieś mi od razu na drugą nogę!
***Wciąż ten sam poniedziałek, ZULU parę minut później.
- To mówisz, że widziałaś go już wcześniej?
Anita spojrzała uważnie na Kaśkę, która akurat przestała równie uważnie patrzeć na telefon Roxy.
- Tak, pierwszy raz przyszedł do sklepu, jakieś parę miesięcy temu, Jacuś mnie wtedy zawołał, bo gość chciał wiedzieć, ile wezmę za pełne fizjoreha po operacji złamania ręki.
- Miał złamaną rękę?
- Nie. Mówił, że idzie do szpitala na...
- Na łamanie ręki?
- Malinko, nie przerywaj. Takie rzeczy się zdarzają. Wcześniej miał wypadek, potem coś tam się źle zrosło, koleś wybierał się do poprawki.
- No, dobrze, to nieważne. Kiedy później go znowu zobaczyłaś?
- Jakieś trzy tygodnie temu. Był już po zabiegu, po tej całej chirurgii i wykupił u nas cały cykl reha. Ale ja się nim nie zajmowałam, tylko Czarek go ogarniał. Ćwiczenia, masaż, takie tam inne, wiadomo.
- Czarek?
- Kolega, nasz drugi instruktor.
- Nowy? Bo nigdy go nie widziałam u ciebie w pracy. Fajny?
- Malina! 
Anita szybkim, aczkolwiek jakby nieco ostentacyjnym ruchem odsunęła od szwagierki szklankę z niedopitym drinkiem.
- Kasiu, opowiadaj dalej.
- Raz z nim miałam tylko sesję, tak na zastępstwo, Czarek mnie prosił, bo coś tam mu wyskoczyło.
- Dostawiał się do ciebie? Próbował flirtować?
- Nie, chyba nie? Normalnie rozmawialiśmy. Ale przecież wiesz, że ja takich rzeczy na codzień zupełnie nie czuję.
- Jednak wpadłaś mu w oko. Może za tym pierwszym razem, może potem, nieważne w sumie kiedy.
- I ukradł ci frotkę.
To dodała Roxy.
- Ciągle je gubię. A ty skąd to wiesz?
- Bo mi ją dał. Potrzebna była do uroku.
- Nie rozumiem.
Tu wtrąciła się Anita:
- Kasiu, wiesz co to jest?
Mówiąc to pokazała jej malutką fiolkę. Na ten widok Kaśka pierwszy raz się uśmiechnęła od chwili przyjazdu.
- No pewnie. W to się pakuje pestki w head shopach.
- Nie tylko, jeszcze wiele, wiele innych rzeczy. Na przykład dekokty magiczne, no wiesz, eliksiry takie różne. Ta jest pusta, ale w takiej samej nasz wujek przyniósł urok od Roxy i nakapał ci do majtek.
- Ale jak, kiedy, jakim cudem?
W tym momencie odezwała się chwilowo milcząca Malina, która zdążyła już trzy razy spoważnieć:
- Kasiu, ja ci to już wiele razy mówiłam, że macie źle zorganizowaną szatnię. Wasze szafki, szafki klientów razem, ktoś się ciągle kręci, to naprawdę żadna sztuka coś komuś buchnąć. Albo podrzucić.
- Ale szafki są przecież zamykane...
- Nie rozśmieszaj mnie może. Z dupy jest to całe wasze zamykanie! Dredek to otworzy pazurem tylnej łapy w ułamek sekundy.
Anita uspokoiła ją gestem i zapytała:
- A dziś był? No, ten klient.
- Był.
- Też na zajęcia?
- Nie. Już skończył swój cykl. Wpadł tylko coś tam kupić, nie wiem nawet co, Jacuś go obsługiwał. Chwilę gadałam z nim, wtedy się kręciłam w sklepie.
- I właśnie wtedy się zorientował, że urok nie zadziałał. Po to przyszedł, aby sprawdzić, jak się sprawy mają.
- Znaczy co? Według planu miałam usiąść na ladzie i rozłożyć nogi?
- Nie aż tak, bez przesady. Ale poczuł, że coś nie gra...
- Od kiedy to faceci są tacy czujący?
- Poczuł, bo jest magiem! Mocnym magiem.
Kaśka i Malina spojrzały na Roxy pytająco.
- Byłam z nim kiedyś. Ostatni facet, którego traktowałam tak na poważnie. Zresztą nieważne. Długo to nie trwało, ale intensywnie. Rozstaliśmy się na spokojnie, bez złości. Po paru latach, właśnie niedawno, skontaktował się ze mną i dał mi to zlecenie. Naprawdę nie wiedziałam, na kogo to jest. Bywają takie zbiegi okoliczności, które nam do głowy nie przychodzą. 
- Czegoś tu nie rozumiem.
- Czego Kasiu nie rozumiesz?
- Jeśli on jest taki mocny czarodziej, to czemu nie umiał sam tego ze mną rozegrać, sam mnie zakląć w lalunię do pukania? 
- Murarz domy muruje, krawiec szyje ubrania...
- Rozumiem. Macie swoje specjalizacje w tym sporcie. Ale teraz już jestem bezpieczna? Bo siłą przecież mnie nie zerżnie.
- Nie jestem tego taka pewna.
Kaśka nagle wstała, dotknęła twarzy Roxy, obróciła ją lekko do siebie, przyjrzała się jej, uniosła jeszcze na chwilę jej bluzę, rzuciła okiem, po czym odeszła od stołu i oświadczyła stanowczo rozglądając się po zebranych:
- Wiecie co? Mnie już reszta szczegółów nie interesuje. Wiem, co chcę zrobić. Malinko, jedziesz? Podrzucę cię do domu. Aha, tylko poproszę mi jeszcze dać namiar na tego całego mojego niedoszłego oblubieńca.
- Nikt nigdzie jeszcze nie jedzie! Taka fajna, ładna i mądra dziewucha, a takie kretyńskie samobójstwo chce popełnić.
Kot Dredek konsekwentnie nie zmieniał swojej postawy życiowej. Ale reszta oczu osób zebranych w salonie zwróciła się w stronę drzwi, w których stała Ciocia Lala. Podeszła do stołu i postawiła na nim niepozorny flakonik.
- Anitko, tu masz to, o co prosiłaś. Zabieraj szybko Roxy do pracowni i ją odsiniacz, wylalkuj porządnie. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego dopuściłaś, żeby zostać bez rezerwy.
BĘDZIE CIĄG DALSZY

12 września 2023

PLUSKWA W MAJTKACH DWA /odc. 2/

- Odpuść Malinko. Odpuść, bo nawet nie wiesz, pojęcia nie masz zielonego, w co się wpakujesz.
- Ty wiesz, kto to był? Tobie Roxy powiedziała?
***Poniedziałek, ZULU późne przedpołudnie.
- Cześć dziewczyny! Jak humorki, jak idzie robota?
Roxy dziarsko wkroczyła do obszernego pomieszczenia, w którym krzątało się kilka kobiet. Rozdając po drodze uśmiechy i powitalne machnięcia dłonią podeszła do jednej z nich i spytała:
- Jak ta nowa?
Zapytana kiwnęła głową i pokazała lajka.
- To znakomicie. Do której skończycie? Tak orientacyjne pytam, żeby Stefan wiedział, kiedy ma podjechać po sprzęt. 
- Do piętnastej. Tak około.
- Piękny poniedziałek. Jutro może być gorzej, bo praca na kilka dni. Za to płatne ekstra. Tami, tu masz adres, przekaż go wszystkim, bo ja tylko na chwilę zajrzałam. Aha, Malinko, pozwól do mnie na moment.
Zaproszona odstawiła trzymaną w ręku myjkę okienną na kiju i podeszła do Roxy, która zachęciwszy ją gestem głowy odwróciła się i zrobiła kilka kroków w stronę drzwi. Gdy Malina do niej dołączyła, obie wyszły na zewnątrz.
- Krótka opinia Tamary mi całkowicie wystarczy. Teraz tylko ty mi powiedz, czy zostajesz? Pasuje wszystko?
- Jest dobrze. Tylko...
- Wiem, wiem. Dziś wzięłaś na żądanie w tym swoim markecie, więc teraz ogarnij z nimi sprawy, ile dni ci to zajmie, tyle zajmie, potem dzwoń i dołączaj do drużyny. Jeszcze jakieś pytania?
- Mogę już tam wcale nie wracać i przyjść jutro.
- Nie kochanie, tak nie graj. Po co ci kłopoty, jakieś tam porzucenia pracy, takie tam. Zrobimy tak, że dam ci teraz telefon do pani Ewy. To jest nasza prawniczka, księgowa, kadrowa, pięć w jednym, człowiek orkiestra. Do tego jeszcze jest nasza.
Mówiąc to Roxy puściła oko do Maliny.
- Rozuuumiem.
- Tylko z innego kowenu, ale super babka. Zadzwonisz do niej jutro rano, ja ją już uprzedziłam, ona ci powie, jak szybko formalnie, w cywilizowany sposób to wszystko ogarnąć.
- Roxy, ale ja bym chciała jeszcze o czymś...
- O robocie? Bo w robocie to ja tylko o robocie.
- Nie bardzo...
- Sorry, to pogadamy dopiero w sobotę u Anity. Wcześniej nie dam rady, bo ten tydzień roboczy mam po prostu urwanie pizdy. Ale czekaj!
Roxy klepnęła się w głowę dłonią.
- Co ja gadam. Spotkamy się już w piątek.
- Co ma być w piątek?
- Jest pewien pomysł.
Tu Roxy spojrzała na Malinę i widząc jej pytający wzrok lubieżnie oblizała usta, znów też puściła oko. Po czym pochyliła do niej głowę i coś zaczęła szeptać. Wreszcie się wyprostowała i spytała już głośniej:
- Ja ci się to widzi?
Malina otworzyła szeroko oczy i pisnęła:
- Yummmy!
- No! To ja lecę sobie dalej, a ty wracaj do roboty. Zdzwaniamy się czwartek, piątek rano, jakoś tak.
Z kieszeni spodni Roxy dobył się nagle upiorny śmiech, ale ona zanim sięgnęła po telefon cmoknęła jeszcze Malinę w policzek na odchodnym.
***Ten sam poniedziałek, ZULU popołudnie.
Motocykl z koszem stojący pod fit clubem upewnił Malinę, że Kaśka jeszcze nie wyszła z pracy, że czekała, tak jak się umówiły. Do lokalu wchodziło się przez sklepik z suplementami pakerskimi, za którego ladą siedział pyzaty rumiany blondyn wpatrzony w ekran laptopa.
- Cześć aniołku. Gdzie Kaśka?
Chłopak potrzebował chwili czasu na odpowiedź, bo najpierw musiał oderwać wzrok od gołych dupek na tymże ekranie, potem skupił go na camel toe wchodzącej kobiety, dopiero potem rozpoznał osobę.
- Aaaa... Cześć Malinka... Kasia maltretuje klientkę.
Malina przesłała mu uroczy uśmiech "kiedyś nadejdzie twój czas", po czym skierowała się do drzwi na zaplecze. Na zapleczu była mała salka do ćwiczeń. Na jej podłodze była mata, na niej zaś siedziała tęga kobieta w eleganckim dresie sraczkowatego koloru, nad nią zaś stała pochylona Kaśka tłumacząca jej żarliwie, która lewa ręka jest prawą nogą. Na widok Maliny wykonała rękami kombinację gestów znaczącą "jeszcze tylko pięć minut, a na razie spierdalaj". Tak też się zresztą stało. Nawet więcej. Malina stymulowała rozmową erekcję rumianka za ladą jeszcze przez piętnaście minut. Wreszcie opasła pani wyszła, a po dalszych kilku minutach pojawiła się sama Kaśka przebrana już do wyjścia. 
- Jedziemy. Do jutra Jacusiu.
Gdy wyszły na zewnątrz Malina spytała:
- Jacusiu?
- Już od kilku tygodni go molestujesz i dotąd jeszcze nie wiesz, jak on ma na imię? Tak się nie szanować!
Obie parsknęły gromkim śmiechem.
- Te klika tygodni trochę mnie martwi. Bo w międzyczasie przysiadłam już dwóch, a z nim jakoś coś idzie nie tak. Miałabym go nawet dziś, ale nagle muszę jechać na zakupy z jakąś kretyńską Kaśką.
- Bo wszystkie Kaśki tak już mają. Wsiadaj.
- Dziś jadę na oklep.
- Mrówki w dupie? Rozuumiem, choć kompletnie tego nie czuję. I dobrze, bo w koszu jedzie ta torba. Tylko nie macaj mnie po cyckach podczas jazdy, nie jestem Jacuś. Chyba nie powinno ci się pomylić?
Obie panie musiały się najpierw porządnie wyśmiać, zanim ulica zahuczała odgłosem odjeżdżającego motocykla z niezbyt przepisowym tłumikiem.
***Ten sam poniedziałek, ZULU jakieś pół godziny później.
- On wyciąga swój interes. Myśli o szklance. Myśli o szklance. Myśli o fiucie. Fiut, szklanka, fiut, szklanka, fiut, szklanka, fiut, szklanka. I wtedy wypuszcza strumień. Szcza po całym barze. Szcza na ladę. Szcza na stołki, na podłogę, na telefon. Na barmana! Szcza wszędzie z wyjątkiem tej jebanej szklanki! Barman się śmieje. Jest bogatszy o 300 dolarów.
- Kaśka, co ty mi opowiadasz?
- Film. Przecież nie byłam przy tym.
- Ale ja byłam na tym. Znam ten film.
- No, i co z tego?
Malina spojrzała w bok i z drobnym opóźnieniem odparła:
- Nie wiem.
Zwracając się już do Kaśki zakontynuowała:
- Ale ja chcę powspominać coś innego. 
- Aha. Malinka mi się poprawia w siodle, to będzie coś na poważnie. Ale powiedz mi najpierw, dlaczego w tej knajpie nie można sobie zapalić jointa po jedzeniu, jak cywilizowany człowiek?
- Kasiu skup się może teraz i powiedz mi jedno. Kiedy nie masz kontroli nad swoimi majtkami?
- To nie zabrzmiało zbyt poważnie.
Po tych słowach Kaśka zaczęła się śmiać, tak, jakby faktycznie zapaliła przed kilkoma minutami jointa.
- Kasiu, proszę. To może inaczej. Kiedy ktoś obcy może mieć dostęp do twojej bielizny osobistej? Nikt u ciebie przecież chyba nie mieszka?
- Moje dziewczyny. W growboxie.
- Mówię o ludziach, a nie o konopielkach. Prosiłam skup się. Przecież dobrze wiesz, o co mi chodzi, tak?
- Tak, rozumiem cię doskonale. Dom się nie liczy, to pozostają tylko szafki na siłce, na basenie i u mnie w robocie. Tylko tam się przebieram do treningu, robię to gruntownie, z majtami. Tedy leżą sobie smutne w tej szafce, smutne, bo pozbawione frajdy dotykania mojej...
- Kaśka!
- No cooo? A kluczyk mam ja, czyli wychodzi nam na to, że sama sobie zaczarowałam te jebane majtki. Tak?
- Właśnie niekoniecznie tylko ty.
- Czuję, że jestem wkręcana w śledztwo w sprawie, która mnie wcale nie obchodzi. Chyba wytłumaczyłam to jasno na imprezie, ale Malinka raczyła się zalać okrutnie i nie wszystko dotarło. 
- Powinno obchodzić! Bo koleś nie odpuści.
- Może chce tylko popatrzeć, jak robię siku? Niech sobie patrzy, ja tam niewstydliwa jestem bynajmniej.
Twarz Kaśki nagle spoważniała.
- Zacznijmy od tego, że nie wierzę w te wasze zaczarowane majtki. Ja wiem, że jesteście nawiedzone, a ten rodzaj nawiedzenia jest nawet w porządku. To jednak nie znaczy wcale, że wierzę w te wasze iluzje. Tym samym również nie wierzę w istnienie tajemniczego Don Pedro, który nastaje na moje, jak to się nazywa... Części niewieście.
- Ale załóżmy, że ten Don Pedro istnieje?
- To go poczuję w swoim pobliżu i coś z tym zrobię.
- Mówiłaś kiedyś, że jesteś nieczuła na wibracje seksualne?
- Owszem, ale co to ma wspólnego z moim wyczuciem realnego zagrożenia? Nie jestem neurotyczną, czy paranoiczną idiotką, która drży ze strachu, gdy facet spojrzy na jej cycki. Ty chyba nie boisz się w takiej sytuacji, tak?
- Pewnie, że nie. Lubię, gdy mi patrzą na cycki. Ale...
- Nie ma co alować. Dla mnie sprawa jest zamknięta.
- No tak, tylko jest problem. Koleś niedługo pojawi się w pobliżu ciebie, może nawet już dziś był. Zorientuje się, że zaklęcie nie działa, a wtedy Roxy może mieć problem. Przecież go oszukała.
- To, że nie zadziała to ja akurat wiem. Roxy wcale nie musiała mnie macać wtedy na imprezie. Ale nie chciałam wam psuć zabawy.
- Wiesz, bo nie wierzysz. Ale teraz to już jest bez znaczenia, bo czy istniało, czy nie, to nie zadziała tak, czy inaczej. Czyli na pewno będzie miał pretensje do Roxy. Czy nie uważasz, że powinnyśmy jej pomóc?
- A czy ty uważasz, że ona w ogóle potrzebuje jakiejś pomocy? Rozmawiałaś z nią o tym w ogóle?
- No... Próbowałam, ale...
- Coś mi się zdaje, że próbujesz jej zrobić dobrze na siłę. Będzie tak, że jej nie pomożesz, za to sama sobie zafundujesz kłopoty.
- Anita też mnie ostrzegała. Ona zresztą chyba wie, kto to jest. Tylko nie chce za bardzo powiedzieć.
- Sama widzisz. To może być ktoś na tyle mocny, że twoja pomoc na nic się nie zda. Szukasz kłopotów, a gdy je znajdziesz, to ja będę musiała cię z nich wyciągać. Jak zwykle zresztą nie wypominając.
Malina zmarszczyła czoło, zacisnęła usta i wpadła w namysł. Nie przerwał go nawet dziwny dźwięk dobywający się z jej torebki. Kobieta nie reagowała.
- Hej, Ziemia do Maliny! Chyba telefon ci dzwoni.
- Co mówisz? A, telefon, faktycznie.
Malina wyciagnęła aparat i rzuciwszy nań okiem rzuciła:
- O wilku mowa.
Przyłożyła telefon do ucha:
- No, co tam? Coś się stało?
- ...
- Pewnie, że znam. Ale to nie jest konieczne.
- ...
- Bo ona jest obok mnie. Dać ci ją?
- ...
- Aha. Powtórzę, oczywiście. To pa, na razie.
Malina włożyła telefon do torebki.
- Wstawaj, jedziemy.
- Gdzie? Do Roxy?
- Nie. Do Anity.
- Ale gdzie do Anity? Do Borka, czy do...
- Do Anity Anity, znaczy do willi.
- A zakupy?
- Potem zdążymy.
- Mam jeszcze wieczorne bieganie.
To już nie dotarło, bo Malina była przy drzwiach baru.
BĘDZIE CIĄG DALSZY

07 września 2023

PLUSKWA W MAJTKACH DWA /odc. 1/

- Co jest Anitko? Co mi się tak przyglądasz?
- Kasiu, proszę, stój, zostań tu tak...
...
- Mówiąc krótko masz pluskwę.
- Pluskwę? Znaczy podsłuch?
- Nie taką pluskwę. Magiczną.
...
- Ciekawe, co będzie, gdy też będą czyste.
- Zabawnie to zabrzmiało.
...
- Krótko mówiąc, to na zaklęciu jest moja sygnatura.
...
- Chyba Kaśka ma prawo wiedzieć, kto chciał ją zgwałcić? Tak, zgwałcić, bo jak dobrze zrozumiałam, to taki urok tak należy traktować.
- Tego niestety nie powiem. Etyka zawodowa.
...
- Trochę powinno mnie boleć, że nie zapytano mnie o zdanie. Ale nie boli, bo mnie to wcale nie obchodzi, kto zlecił Roxy tą robotę.
...
- Jaką ty masz zajebistą siorkę!
Te retrospekcje to chyba ciut za mało, nieźle jest teraz zapoznać się całością "PLUSKWA W MAJTKACH (jeden)", żeby wiedzieć lepiej, o co chodzi.
*** Niedziela, ZULU południe, tak mniej więcej.
- Gdzie są wszyscy?
Istotnie, salon był pusty, nie licząc Borka siedzącego na kanapie i bawiącego się podrzucaniem na dłoni piłeczki tenisowej. Piłeczka zawisała w powietrzu, ale uszło to uwadze Maliny.
- Siostra, ty się mnie nie pytaj, gdzie są wszyscy, ty mnie się lepiej zapytaj, gdzie zgubiłaś majtki.
Kobieta stojąca na schodach jakby dopiero teraz pojęła, że jest w samym krótkim tiszercie. Szybko go naciągnęła jak najniżej i usiadła zaciskając uda.
- Chodź, pokażę ci gdzie one są.
- Nie patrz się.
- Malinko, nie bądź dziecko.
- Właśnie już nie jestem.
- Brata się krępujesz?
- Borek! Teraz ty nie bądź dzieckiem. Podaj mi to takie coś, co tam leży obok ciebie. No, tą szmatę.
- To nie szmata, to chusta Roxy.
- Dawaj, dawaj. Znaczy Roxy jeszcze jest?
Borek bez słowa podszedł i podał siostrze kawał tkaniny, którą dziewczyna szybko owinęła wokół bioder uzupełniając tym samym swoje skąpe odzienie. Podeszli do kanapy, usiedli.
- Wypij to duszkiem.
- Co to jest?
- Pierwsza pomoc. Krwawa Mary lajt. Bo przecież nie wmówisz mi, że nie masz żadnego kaca. Kaców po takim chlaniu nie miewa tylko Adaśko, wiesz który, bo on jest w ogóle nieupijalny.
- Wiem, poznałam go, podobno tytanowa wątroba.
Mówiąc to Malina sięgnęła po szklankę i pospiesznie opróżniła zawartość. Odstawiła na stół, po czym beknęła radośnie.
- Lepiej?
- Lepiej. Ale kiedy będzie dobrze?
Borek znowu bez słowa sięgnął po telefon ze stołu, chwilę pomaćkał palcem po wyświetlaczu i podsunął aparat siostrze pod nos.
- Ulala. To ja?
- Nie. Ciocia Lala po przemianie ksenomorficznej.
- No, popatrz. Zawsze myślałam, że tylko Kaśka potrafi tak wysoko zadrzeć nogę do góry aż po sufit. 
- Patrz teraz. Wiesz już, gdzie są twoje majtki?
- Za szybko. Jeszcze raz. Ahaaa...
Malina wskazała palcem na pobliski regał, na którego półce stał porcelanowy smok, a na jego głowie wisiał kawałek materiału tekstylnego.
- Są!
Gdy Malina odziewała ów kawałek, nagle otworzyły się drzwi do pracowni. Do salonu weszła Roxy, a za nią Anita. Obie miały poważne, skupione twarze, co nie uszło uwadze Maliny:
- Ej, wiedźmy, co jest w wami?
Nie padła żadna odpowiedź. Anita zamknęła pracownię, za to Roxy ruszyła od razu do drzwi wyjściowych. Ale tuż przed nimi zatrzymała się. Sięgnęła do przepastnej kieszeni bojówek, wyjęła jakąś karteczkę, odwróciła się, po czym podeszła do Maliny ze słowami:
- Jutro na ósmą, tu masz adres.
I dodała, lustrując ją od stóp do głowy:
- Tylko zrób coś ze sobą, bo jak ty kurwa wyglądasz?! Aha, i oddawaj chustę.
- Ale ja muszę jeszcze z tobą pogadać!
Jednak Roxy była już zdecydowanie za drzwiami. Za to Anita stwierdziła nader stanowczo i równie zdecydowanie:
- Teraz, to ty musisz wskoczyć pod prysznic i się odgrzybić, bo faktycznie wyglądasz, jak pół kilo gwoździ. Masz pół godziny czasu, a my tu zrobimy jakieś... Śniadanie? Tylko z czego, jak wszystko wyżarli? Idę do matki kuchni, coś od niej skubnę. A ty co tu jeszcze robisz? Wypad!
Malina, która zawiesiła się była na drobną chwilę, otworzyła szeroko oczy, po czym posłusznie ruszyła po schodach na górę. Za to Anita podeszła do Borka i robiąc maślane oczy wetchnęła:
- Gdy wrócimy do nas do domu, to zrobię się na Kleopatrę, a ty mi to potem ładnie rozmażesz. Tak jak miała Malina przed chwilą. 
Borek nie zdążył nawet zareagować, bo Anita już była przy drzwiach rzucając jeszcze tylko na odchodnym:
- Zaraz jestem z jakimś żarciem.
*** Ta sama niedziela, ZULU jakaś godzina później.
Cała czwórka siedziała przy zastawionym stoliku w salonie. Czwórka, bo do kompletu dołączył jeszcze kot Dredek, który ewakuował się na czas imprezy, a teraz zmaterializował się na kanapie.
- Ja nie wiedziałem, że moja siostra ma nową pracę. Ale wy mi nigdy nic nie mówicie. Babskie sprawy, babskie sprawy, a jak trzeba szafę złożyć, to...
- Nie marudź braciszku. To akurat nie jest żaden sekret, tylko my to dogadałyśmy wczoraj, zanim film mi się urwał. A sprawa jest krótka. Koniec pocenia cipy w pampersie za kasą, bo Roxy zatrudnia mnie u siebie. Przecież wiesz, że ma firmę sprzątającą. Jutro mam dzień próbny.
- To teraz moja siostra będzie latać na mopie?
Anita wtrąciła się w dialog:
- Jak na przyszłą czarownicę to chyba niezła praktyka?
- Dobrze Anitko, ale ja chcę z tobą poważniej o czymś innym.
Mówiąc to Malina spojrzała wymownie na Borka. On zaś na Anitę, ale ta tylko pokiwała głową z pewną dozą rezygnacji.
- Aha, czyli znowu babskie sprawy. Nie ma problemu, bo i tak właśnie miałem iść sobie zapalić.
Gdy Borek wyszedł, Anita spojrzała bystro na Malinę:
- Świetnie wiem, dlaczego tak się żarliwie kumplujesz z Roxy. Masz takie same mrówki w dupie, jak ona.
- Wspólne hobby zbliża ludzi.
- Ty mnie tu nie czaruj. Chcesz od niej wyrwać te jej hardkorowe uroki na facetów. To się niestety zdziwisz szwagierko. Bo ona ci nic nie powie. 
- Niedługo kończę podstawowe szkolenie.
- To nie ty o tym zdecydujesz. Znasz zasady. Ale ona i tak ci nic nie powie, bo samo bazowe szkolenie to za mało na takie zaklęcia.
- Anitko, ale teraz to mi chodzi o to, żeby coś innego powiedziała. Dobrze wiesz co chcę wiedzieć.
- Oczywiście, że wiem. Kto nadał Roxy robotę na Kaśkę, tak? To najpierw ja ci coś powiem: odpuść Malinko. Odpuść, bo nawet nie wiesz, pojęcia nie masz zielonego, w co się wpakujesz.
- Ty wiesz?
- Niby co?
- Ty wiesz, kto to był? Tobie Roxy powiedziała?
Anita wstała z kanapy i zaczęła zbierać naczynia ze stołu.
- Pomożesz mi zmywać?
*** Ta sama niedziela, ZULU jakieś trzy kwadranse później.
Samochod zatrzymał się przed domem.
- Bye, dzięki za podwózkę.
Malina podeszła do furtki, ale auto stało nadal. Kobieta obejrzała się i ujrzała, jak Anita tuli się do Borka siedzącego za kierownicą. A już po chwili głowa czarownicy zniknęła z pola widzenia. Malina uśmiechnęła się i mruknęła ni to do siebie, ni to do nikogo:
- I ona mi mówi, że nie ma mrówek w dupie.
Odwróciła się i sięgnęła po telefon:
- Kasiu, co robisz jutro po robocie?
- ...
- Aha. To poczekaj na mnie, razem zrobimy te zakupy.
BĘDZIE CIĄG DALSZY