31 sierpnia 2020

ANTYWIRUS /odcinek 13/

- Już nie żyjesz, ty pierdolona dziwko.
- Już mam pełne gacie.
Riposta Sue była natychmiastowa, lecz Ali raczej jej nie usłyszał, bo jeszcze szybszy był pan Arnold, który na sam koniec otrzepał dłonie i zwrócił się do stojących kobiet:
- Po prostu nie lubię chamstwa.
Sue spojrzała na okrwawione drzwi kabiny śmigłowca, potem przykucnęła przy leżącym na płycie człowieku. Szybko zbadała jego funkcje życiowe i odetchnęła z nieukrywaną ulgą.
- Dycha zwierzak. Panie Arnoldzie, jest pan zaiste dżentelmenem, ale jak pan widzi, mamy tu pewien problem.
- Biorę to na siebie. Od razu idę do pana Hagena. Wyjaśnię mu, co się stało i pani przezacna osoba nie ucierpi nawet minimalnie. Nie ma takiej możliwości.
- Nie za bardzo, bo mam dodatkową robotę. Takiego zdechlaka nie mogę wypuścić z wyspy, a pilot też go nie weźmie na pokład.
Pilot akurat się pojawił:
- Co temu misiu jest?
- Spadł ze schodów.
- Ja go w tym stanie nie wezmę.
- Spokojnie, to już jest ustalone.
- A jak się z tego wytłumaczę?
- Zwal to na mnie, że uznałam stan pacjenta za niepozwalający na transport. Zresztą lekarz zaraz podjedzie i to potwierdzi.
Sue sięgnęła po telefon:
- Doc? Rzuć wszystko co robisz, weź zestaw pierwszej pomocy, nosze z pasami i przyjedź mi tu zaraz wózkiem na lądowisko.
- ...
- Zero pytań. Po prostu zrób to, o co proszę.
Pilot z dezaprobatą oglądał kabinę.
- Maszynę mi upaprał.
Pan Arnold uśmiechnął się:
- Nie panikuj, wlecisz w chmurę i ci ładnie wszystko umyje.
Gdy Doc już przybył spojrzał na leżącego:
- Co mu się stało?
- Zderzył się z helikopterem.
Ali jakby wracał do siebie, ale Zofia nie pozwalała mu się poruszyć przytrzymując leżącego na płycie. Doc podrapał się w głowę.
- Pachnie wstrząsem mózgu. To co, do Briana z nim?
- Wykluczone. Bierzemy go do nas.
- Dlaczego?
- Dla dyskrecji. Poza tym to jest nasza kupa do sprzątnięcia, więc my ją po cichu sprzątniemy. Po co nam mieszać Briana do tego?
Tu wtrącił pan Arnold:
- To chyba już nic tu po mnie?
- Proszę tylko pomóc wtaszczyć go na nosze i na wózek, a reszta tak, jak ustaliliśmy. No, Zofio, do góry miśka.
Tak oto Ali wrócił do pokoju numer trzy. Był już całkiem przytomny, więc Doc udzielił mu instrukcji:
- Leż tak sobie i nie wstawaj, bo się źle poczujesz. Zaraz ci zrobimy tomografię, czy sobie czegoś nie popsułeś tam w środku. A ty Sue wreszcie mi opowiedz to całe wydarzenie.
...
Tomografia wypadła pomyślnie, Ali dostał coś na spanie, zaś Doc wreszcie mógł pójść do Sato. Wybierał się doń już wcześniej, ale telefon od Sue zmienił mu plany.
- Siadaj Sato, musimy chwilę pogadać. Możesz zdjąć maseczkę, twój pokój ma reżim żółty. Test się nie potwierdził.
- Nie mam korony?
- Nie masz, ale to nie był błąd Briana. Po prostu te testy są do kitu, czasem dają plusowy odczyt z różnych dziwnych powodów. Ale zrobiłem ci wszystkie wiremie, jakie mam możliwość tu zrobić.
- No, i co wyszło?
- Właściwie to nic ci nie jest. Masz florę wirusową jak większość normalnych zdrowych ludzi. Z tym się nic nie robi, nie ma powodu, żeby cię tu trzymać. Ale ja jednak drobny, trochę naciągany powód znalazłem. Przechodziłeś kiedyś wietrzną ospę?
- Chyba tak, nie bardzo pamiętam.
- Zresztą nieważne. Znalazłem śladową ilość VZV, to jest wirus półpaśca. Niczym ci to za bardzo nie grozi, jednak w wyjątkowych okolicznościach wirus może się namnożyć i zrobić ci kuku. Chcesz się tego pozbyć?
- No pewnie.
- Czyli od jutra dostaniesz nasz lek. To się podaje codziennie przez trzy dni. Potem trzy dni badań kontrolnych i po krzyku. Zgadzasz się na takie coś?
- Jasne.
- Tylko stawiam jeden warunek. Jak się zorientujesz, że z Rudą nic ci nie wyjdzie, to zwalniasz nas z umowy. Stoi? Liczę na to, że będziesz umiał odpuścić, jeśli trzeba. Nie każdy facet to umie.
- Postaram się. Ale wiesz, że to tylko słowa?
- Wiem, ale nic innego z tym nie zrobimy.
...
Podczas kolacji Doc z dość wyraźnym zaciekawieniem popatrywał w monitor numer cztery. Po chwili do dyżurki weszła Sue.
- To ta nowa?
- No.
- Jak ma na imię?
- Nova.
- No coś ty?
- Jako VIP jest incognito i tak chciała się nazywać.
- Ale wiesz Doc, jesteś świntuch.
- Dlaczego?
- Podglądasz gołą pacjentkę.
- Nie podglądam, tylko oglądam. Nie pacjentkę, tylko tatuaże.
- Ale cycki ma sztuczne.
- No, i kto tu podgląda pacjentki?
- Co mamy jeszcze dziś do roboty?
- Nie ma to, jak dobrze zmienić temat.
- Mamy coś, czy nie mamy?
- Na dziś koniec.
- To teraz zgaś ten peep show i zajmij się prawdziwymi cyckami.
Mówiąc to Sue zaczęła rozpinać bluzkę.
...
Rano Doc zrobił krótką odprawę:
- Sue. Antybiotyk dwójce, wiremia czwórce.
- Silikonowa Nova
- Że co?
- Nic, tak mi się zrymowało.
- Ruda. Założysz wenflony jedynce, piątce i szóstce. Dziewczyny mają koronę, więc u nich reżim czerwony, maseczki i tak dalej. Jedynka ma żółty i może wychodzić kiedy chce, nawet na dwór. Potem zmienisz opatrunek trójce, ale nie wchodzisz tam sama, tylko z Zofią. Jak już to zrobisz, masz wolne do popołudnia. Potem zostaniesz sama na oddziale. Weź sobie wtedy jakąś książkę, czy laptopa, ponudzisz się do wieczora w dyżurce. Resztę ci opowiem przed wyjściem, co jak działa, co robić, czego nie robić.
Gdy nieco później Doc podawał lek Sato, zagadnął go:
- Nie ma medycznych powodów, żeby cię tu zamykać na głucho, możesz nawet wyjść z ośrodka na ślub Zoe i Maksa, ale rozumiem, że nie wybierasz się?
- To dziś?
- Dziś. Ruda zostanie tu sama pilnować interesu.
- To nie wybieram się.
- Tak właśnie myślałem. Tylko mam drobną sprawę. Asystuj przy rozdawaniu kolacji, chodzi o pokój numer trzy. Zofia idzie na ślub, a innej ochrony pod ręką nie będzie.
- Kto jest pod trójką?
- No wiesz? Szef ochrony nie wie, co się dzieje na wyspie? Nie słyszałeś, co się stało na lądowisku?
- Aaa, o to chodzi. Oczywiście znam sprawę, Arnold dzwonił i mi wszystko opowiedział. Aż dziw, że tamten gamoń w ogóle żyje. Arnold ma takie sypnięcie ze wszystkich kończyn, że strach z nim nawet lekko sparować w pełnym rynsztunku ochronnym.
- Ile on ma lat?
- Nie wiem, nie mam pojęcia. Kiedyś go o to zapytałem, to tylko się uśmiechnął i odpowiedział, że długo już żyje.
- Dobrze. Teraz kładź się i nie ruszaj przez jakąś godzinę. Lek ci musi wejść na spokojnie. Zbytnich sensacji nie powinno być, ale jak chcesz, to ci mogę dać jakiegoś szybkiego, krótkiego śpiocha.
- Nie, nie używam takich rzeczy.
- Po południu możesz nawet poćwiczyć, ale tak na zupełnym luzie. Żadnej siłki, tylko rozruszaj się delikatnie.
Gdy Doc poszedł do Labu i wszedł do pokoju analiz, Sue na jego widok rozpięła bluzkę, podeszła doń kołysząc biodrami i zarzuciła mu ręce na szyję.
- Kobieto! Coś ty taka kochliwa od samego rana?
- No wiesz. Ten ślub. Klimat mi się udzielił.
...
W południe Sue wsiadła na rower i pojechała do Zoe. Cała impreza ślubna była zaplanowana na siedemnastą i choć miało to być dość skromne wydarzenie, to co nieco jednak trzeba było przygotować. Doc jako świadek miał przybyć dopiero już w ostatniej chwili. Tymczasem zaś siedział w Labie i przeglądał zadumany wyniki badań Novy.
- Czegóż my tu nie mamy. Toż to istna dżungla. Taka czyściutka dupeczka, a tyle tego w sobie nosi. I na nic nie choruje do tej pory.
Z tym cichym monologiem na ustach poszedł na górę na oddział. Po drodze spotkał Cleo idącą do siebie do pokoju.
- Co to, już po pracy?
- Nie bardzo. Tak tylko przyszłam na chwilę po coś tam. Mamy całą kolejkę ludzi do testowania na koronę.
Doc kiwnął głową. Brian miał swoją organizację testów. Podzielili między sobą całą wyspę i o ile Sue odwiedzała poszczególne działy "ośrodkowe", to ludzie z "ambulatoryjnych" sami po kolei zgłaszali się na testy. Na razie szło dobrze, ale Doc nawet nie chciał myśleć, co się stanie, gdy wybuchnie epidemia. Po prostu nie byłoby gdzie lokować zakażonych.
- Muszę o tym pogadać z szefuńciem.
Mruknąwszy to do siebie poszedł do pokoju numer cztery, aby odeń zacząć nieco za wczesny, jak na swoje zwyczaje obchód. Zapukał trzy razy i wszedł do środka.
- Chwileczkę, jestem niekompletnie ubrana.
- A ja jestem lekarzem, więc w pracy to na mnie nie działa.
- A poza pracą?
Nova owinęła się szlafroczkiem i odwróciwszy się do Doca zalotnie trzepocząc powiekami uroczo się doń uśmiechnęła.
- Poza pracą nie utrzymuję zbyt bliskich relacji z pacjentkami. Etyka zawodowa mi na to nie pozwala proszę szanownej pani.
- Po prostu Nova. Krępuje mnie ta "pani".
- Na to mogę się zgodzić, na wyspie większość osób jest ze sobą na "ty". No, więc nie mam dla ciebie zbyt dobrych wieści. Muszę ci nałożyć reżim czerwony. W całej swojej karierze zawodowej nie widziałem tak bogatego zestawu wirusów w ludzkim organizmie. Ani takiej odporności na ten zestaw.
- Sporo podróżuję, więc łapie się to i owo.
- Gdyby nie ten HIV to zapewne nic by ci nie groziło, ale obecnie masz w sobie bombę, która może w każdej chwili wybuchnąć. Na szczęście trafiłaś do nas.
- Co oznacza reżim czerwony?
- Większe wymagania higieniczne. Zakaz swobodnego poruszania się po obiekcie, tylko o ustalonej, wcześniej umówionej porze. Zakaz kontaktu fizycznego z innymi. No, i maseczka na buzię, gdy ktoś wchodzi do pokoju.
- Och, przepraszam, już coś zakładam, gdzie ja to mam? Tylko jak się potem do ciebie uśmiechać doktorze?
- Oczami, to wystarczy.
- Czyli jednak uśmiech pacjentki nie jest ci obojętny?
Doc przemilczał to pytanie.
- A czy dziś mogę się jeszcze gdzieś przejść?
- Tak, po obiedzie. Przyjdzie siostra dyżurna.
- A czy mogę liczyć wtedy na twoje towarzystwo?
- Niestety nie bardzo. Będę wtedy po pracy.
- No właśnie...
Nova westchnęła te słowa wyraźnie uwodzicielsko, ale Doc już był przy drzwiach. Zanim wyszedł odwrócił się do niej mówiąc:
- Masz naprawdę piękne tatuaże.
...
Przed wyjściem Doc udzielił Rudej ostatnich instrukcji.
- Tu masz pager do zawezwania ochrony jakby coś się naprawdę zadziało, na przykład przyszedł jakiś potwór i chciał cię zjeść. Ale nie przyjdzie, tak tylko mówię dla formalności. Pożaru też raczej nie będzie, tym się zajmują czujniki automatyczne.
- A gdy zawiodą?
- To ten pager jest ostatnią deską ratunku.
- Te dwa monitory nie działają?
- Są zablokowane, bo to jest podgląd do pokoi twojego i Cleo. Aha, dyżur masz do dziewiątej, potem wszystko pogaś, tylko na koniec sprawdź wejście do ośrodka. Miłej zabawy.
Po chwili Doc jechał na rowerze w stronę rezydencji pana Hagena, gdyż tam miała się odbyć ceremonia. Jednak po kilkudziesięciu metrach zatrzymał się nagle.
- No, żesz kurwa mać!!!

TO BE CONTINUED...

25 sierpnia 2020

ANTYWIRUS /odcinek 12/

- Więc mnie się wydaje, że ona woli z dziewczynami.
- No coś ty? Jesteś tego pewna?
- Nie. Mówię tylko, że mi się wydaje.
- Po jednym dniu znajomości chyba tylko może się wydawać. Ale nie bardzo rozumiem, jaki ty masz z tym problem? Gust to tylko gust, każdy tak samo jest dobry. Jedna lubi tylko z chłopakami, druga z dziewczynami, a trzecia z obojgiem naraz albo wcale.
- Doc, może nie rób teraz ze mnie idiotki i nie tłumacz mi takich elementarnych, oczywistych rzeczy. Problem jest zupełnie innego rodzaju. Chodzi o naszą umowę z Sato. Jeśli to prawda z Rudą, to ta umowa jest bez sensu.
- Niekoniecznie. Ustaliliśmy przecież, że nie obchodzi nas, jeśli plan mu nie wypali. To nieważne z jakich powodów. Jeśli on jej nie wpadnie w oko, to jest taka sama sytuacja, jak to, że żaden facet jej nie wpadnie w oko. Nie widzę różnicy.
- Niby masz rację. Ale nie daje mi to spokoju.
- Zróbmy może tak, że wrócimy do sprawy za jakiś tydzień, jak się upewnisz. Na razie tylko tracimy czas na jakieś twoje niejasne przeczucia. A teraz o tym nie myśl, jedź do Zoe i baw się dobrze. Tylko pamiętaj nie gadać z dziewczynami o tej sprawie.
- Teraz to już mnie obrażasz.
- Żartowałem kochanie.
- Bardzo głupi żart. A teraz wypad, bo mnie rozpraszasz.
- Aha, tylko zawołaj mnie jak będziesz wychodzić.
- Po co?
- Jadę z tobą.
- No coś ty? Wykluczone.
- Nie na twoją imprezę, tylko do baru. Piwa bym się napił.
- Ty? Od kiedy ty pijasz piwo?
- Właściwie to wcale nie pijam. Tak tylko czasem dziób umoczę raz na kwartał. To teraz mnie właśnie naszła ochota.
Pojechali razem golfcartem, po drodze im było, gdyż Zoe mieszkała w budynku "kuchni", gdzie mieścił się też bar na dole. Doc wszedł do środka, pobrał piwo i usiadł sobie z nim przy stoliku w kącie. Faktycznie bardzo rzadko tu bywał, więc dyskretnie rozglądał się po otoczeniu. Nie było zbyt dużego ruchu, za to w innym kącie dojrzał dwie znajome twarze. Przy stoliku siedzieli Sato i Brian. Szef ochrony coś żywo tłumaczył lekarzowi zakładowemu, jakby go do czegoś przekonywał. Po pewnej chwili obaj wstali, uścisnęli sobie dłonie, jakby dobijali jakiegoś targu lub umowy i wyszli na zewnątrz lokalu. Na Doca nie zwrócili uwagi.
...
Sue wróciła w środku nocy. Zapaliła światło, czym zbudziła Doca. Spojrzał na jej rozmazany makijaż i rzucił na wpół ironicznie:
- Wyglądasz bardzo sexy.
Ona zaś zdjąwszy buty rzuciła się na łóżko tak, jak stała. Zanim zasnęła zdążyła jeszcze oświadczyć nieco zblazowanym tonem:
- Nie mam czasu na seks.
- A kto zgasi światło?
Odpowiedział mu jedynie miarowy oddech.
...
- Dlaczego mnie nie zbudziłeś rano na obchód?
Z tym pytaniem i miną naburmuszoną niczym Mandy z kreskówki "Mroczni i źli" Sue weszła do dyżurki. Doc uśmiechnął się:
- Ano dlatego, żebyś się porządnie wyspała i wyglądała tak świeżo i kwitnąco jak teraz. Ruda sama zrobiła obchód przy mojej asyście. Cztery pobrania od czterech osób, to ileż to roboty? Na razie wypij kawę, zjedz coś, a potem obie pojedziecie robić testy do działu łączności i informacji.
- A ten z dwójki?
- Nic. Dostał antybiotyk i leży grzecznie.
- Ali?
- Był trochę jakby zaskoczony. Ruda nie jest wprowadzona w tą całą pedagogikę specjalną, więc traktowała go jak resztę. Miło, uprzejmie, z uśmiechem. Nie tak, jak zimna suka Sue Nightingale.
- Ja także jestem miła i uśmiecham się do pacjentów, zwłaszcza przeważnie w maseczce, gdy wchodzę do koroniastych. Ale nie do wszystkich. No właśnie, mówiłeś jej, o co chodzi z Alim?
- Nie ma takiej potrzeby. Jutro Ali wraca do domu, jeśli trzecia wiremia będzie zerowa. A będzie, bo niby jaka ma być?
- A jej się przyjrzałeś?
- Nie mam zastrzeżeń do jej pracy.
- Nie o to mi chodzi.
- Już chyba sobie wyjaśniliśmy, że nie wchodzę w te całe twoje obserwacje. Sama mówiłaś, że faceci tego nie czują. I masz rację, pojęcia nie mam, jak odróżnić leskę wśród innych kobiet.
- Tego nie czują, ale czują, czy kobieta jest sexy, czy nie. To chyba możesz ocenić swoim męskim okiem.
- Bo ja wiem? Kurwików w oczach to ona raczej nie ma, ale pomyśl logicznie. Dziewczyna jest drugi dzień w pracy i nie jest to taniec na rurce, gdzie te kurwiki są wręcz obowiązkowe. Więc może na razie je kontroluje? Kochanie, zostaw już to, kawa ci stygnie.
...
- Mam dwa nowe trafienia.
To były pierwsze słowa Sue, gdy wróciła z Rudą z działu łączności, gdzie testowały tamtejszy personel. Doc odparł krótko:
- Czyli razem trzy.
- Kto i skąd?
- Sam szef ochrony.
- Każdemu może się zdarzyć. Ale skąd to wiesz?
- Brian dzwonił, że go testował u siebie.
- To po południu ośrodek nam się zaludni.
- I tak, i nie. Ten spod jedynki pójdzie do domu, za to jutro mamy wymianę HIV-owych VIP-ów. Przyleci nowy, odleci Ali. Drugą wiremię ma zerową, więc trzecia to już raczej formalność.
- Ale dziś jeszcze wysprząta w rekreacyjnym. Coś mi zamówiłeś na obiad? Bo ja rano nie miałam głowy do tego.
- Będziesz zadowolona.
Gdy już jedli Doc opowiedział, co widział w barze poprzedniego dnia wieczorem. Sue spojrzała na niego badawczo:
- Czy to znaczy, że mój doktorek ma też jakieś swoje przeczucia? To nawet jest logiczne. Sato chce być bliżej Rudej, do tej pory nie miał jeszcze okazji zamienić z nią nawet słowa. Więc wymyślił na to sposób, by się wreszcie o nią jakoś otrzeć.
- Ja nie będę kwestionował testu od Briana, ale jak jutro się nie potwierdzi, to Sato dłużej tu nie pomieszka. Nie będę fałszował wyniku dlatego, że chłop chce sobie zamoczyć. Wystarczy mi już ten układ, na który poszliśmy.
- Nie czujesz się z tym dobrze?
- Nie za bardzo.
- Ale popatrz na to tak. To może być dobra okazja, żeby się z tego wycofać, jeśli Ruda da mu kosza. Szybciej się o tym przekonamy, gdy ułatwimy im więcej kontaktu ze sobą.
Doc tylko westchnął i zajął się jedzeniem.
Po południu faktycznie było trochę ruchu. Przybyły dwie nowe pacjentki, zaraz po nich pojawił się Sato, potem Doc zrobił szybki obchód, ale znowu tylko z Rudą. Sue zameldowała mu chwilowy spadek formy i poszła się położyć. Za to formą tryskał Ali, któremu Zofia po skończonym sprzątaniu zdjęła obrożę i pozwoliła szaleć na przyrządach rekreacyjnych.
...
Poranek Sue i Ruda zaczęły od trójki, a gdy już wyszły na korytarz, stażystka zapytała nieśmiało:
- Czy możesz mi powiedzieć, o co chodzi z tym pacjentem? Czemu on się tak jakby dziwnie zachowuje? I dlaczego ta duża Zofia nam asystuje u niego?
- Po prostu jest niezbyt stabilny psychicznie.
- Chyba zbyt stabilny?
- Właśnie dlatego, że jest Zofia. Gdyby jej tam nie było, to sprawy mogłyby wyglądać inaczej. Ale dziś go już wypisujemy, więc nie zawracaj sobie nim głowy. Chodźmy teraz do dwójki.
Mieszkaniec dwójki wyglądał raźniej, niż poprzedniego dnia.
- Pięknie, zupełnie inny człowiek. Gorączki już nie ma, antybiotyk zadziałał. Zerową wiremię miałeś już wczoraj, więc może doktor cię puści już pojutrze.
Po wyjściu z dwójki Sue zarządziła:
- Resztę zrobisz sama. Bardzo proste sprawy: podstawowe badania i wiremia korony. Dasz radę, ja mam coś teraz do załatwienia.
Gdy Ruda weszła do piątki, Sue ruszyła do dyżurki.
- Doc, wyłącz podgląd i podsłuch jedynki.
- Tam jest Sato.
- I za chwilę wejdzie Ruda. Niech się poznają, pogadają.
- Miałaś nie ingerować.
- To przecież nie ingeruję. Takt i dyskrecja. Idę teraz do Labu. Jak Ruda doniesie resztę materiału, to mi go tam dostarcz.
Doc tylko coś mruknął i sięgnął do konsoli.
...
Po południu w stronę lądowiska szło troje ludzi. Pochód otwierała Sue stukając szpilkami i przesadnie kręcąc pupą, za nią kroczył Ali ubrany w kandurę ciągnąc za sobą swoją walizkę, zaś ariergardę tworzyła salowa Zofia. W połowie drogi minął ich golfcart, który prowadził Doc, a obok niego siedziała elegancko ubrana kobieta.
- Nie spieszcie się, pilot poszedł sobie gdzieś.
Sue skinęła tylko głową i cała trójka maszerowała dalej. Na płycie stał śmigłowiec, a przy nim wielki, rozmiarami dorównujący Zofii ochroniarz. Był to wyraźnie starszy wiekiem, mocno szpakowaty mężczyzna. Sue widziała go tylko raz podczas robienia testów. Widać było wtedy, że cieszył się dużym respektem wśród innych, którzy zwracali się doń "panie Arnoldzie", co na wyspie było dość rzadko używaną formą. Ale on również traktował Sue niezwykle uprzejmie, tak też było, gdy wszyscy podeszli do śmigłowca.
- Dzień dobry siostro Sue, dzień dobry pani Zofio.
Na Alego pan Arnold nie raczył zwrócić nawet najmniejszej porcji uwagi. Sue bardziej dla formalności, tak w ramach small talks, niż pozyskania informacji spytała o pilota.
- Przypuszczam, że odszedł na stronę.
- No tak, pilot też człowiek i czasem chadza na stronę.
Sue i pan Arnold uśmiechnęli się do siebie, zaś Ali z ponurą miną patrzył na helikopter. Zofia jak zwykle milczała nie spuszczając zeń wzroku. Cisza trwała chwilę, wreszcie przerwała ją Sue:
- No co Ali, nie pożegnasz się z nami, nie podziękujesz?
Mężczyzna milczał.
- Do ciebie mówię. Reaguj!
To mówiąc Sue trąciła go dłonią w ramię. Ali spojrzał na tą dłoń, po czym przeszył kobietę wrogim spojrzeniem i wycedził powoli:
- Już nie żyjesz, ty pierdolona dziwko.

TO BE CONTINUED...

21 sierpnia 2020

ANTYWIRUS /odcinek 11/

- ...ale dlaczego ich jest cztery?
- Nie wiem, pewnie dwie są tu do innej roboty.
Nowo przybyłe zeszły na ląd. Kobieta z administracji milczała, panowie skupili się na rozbieraniu ich wzrokiem, więc Sue poczuła się uprawniona do objęcia roli kierowniczki zamieszania:
- Witam na naszej wyspie. Najpierw chodźmy tam, trzeba was przeszukać. Taka procedura, nie bierzcie tego osobiście.
To mówiąc wskazała na pobliski barak. Gdy cała gromadka tam doszła Sue stanęła przy wejściu i zarządziła:
- Panowie będą łaskawi poczekać na zewnątrz. My sobie już tutaj poradzimy same, a od oskomy zęby się psują.
- Ale my chętnie pomożemy.
- Doc, nie bądź obleśny, co?
Obaj mężczyźni zarechotali głośnym śmiechem, a Sue spojrzała na nich z politowaniem, po czym weszła do budynku i zamknęła drzwi. Minęło nieco czasu zanim drzwi się otwarły. Na zewnątrz wyszła administratorka, a za nią dwie kobiety ciągnąc za sobą walizki na kółkach. Potem wyjrzała Sue:
- Wejdźcie na chwilę.
Gdy weszli oświadczyła:
- Wyjaśniliśmy sobie pewną sprawę. To jest Cleo, a to...
- Też Cleo, ale mówią mi Ruda.
- Czyli problem zniknął. A teraz jedziemy do ośrodka.
- Ja też?
- Właściwie to doktor Brian nie jest konieczny. Jutro Cleo przyjdzie do ambulatorium do pracy, to wszystko sobie omówicie. Dziś tylko nasze nowe koleżanki zakwaterujemy i wprowadzimy w sprawy, że tak powiem, socjalno - bytowe.
...
Wieczorem Doc zapytał:
- Rozumiem, że Ruda zostaje u nas?
- Dobrze rozumiesz, a po tygodniu zmiana. Jutro tuż po obchodzie zabiorę ją do działu technicznego, pomoże mi przy testach. Ale ja ma do ciebie sprawę nieco innego rodzaju. Chcę wziąć trochę koki z magazynku leków Labu.
- Koki? Skąd cię naszła taka ochota?
- Jutro idę na wieczór panieński Zoe. Tak po małej kresce dla zdrowotności, dla wesołości, dla urozmaicenia wieczoru.
- Bierz, tylko nie przesadź za bardzo.
- No wiesz? Jestem rozsądna dziewczynka.
- To pewnie alkohol też będzie?
- Tak, ale też nie za dużo. Mamy trawkę, a wiesz jak wtedy jest, mało się pije. Więc przegięć będzie zero. Ale jest jeszcze coś.
- No?
- Tak sobie gadaliśmy o czipendajlu jakimś.
- Na mnie nie licz.
- Nie o tobie była mowa.
- A o kim?
- Nie domyślasz się?
- Chyba domyślam, ale zapomnij o tym.
- Nawet jak cię tak bardzo ładnie poproszę?
- Wykluczone.
- Nawet jak ci przyrządzę sushi nyotaimori?
- Wała! I nie życzę sobie focha.
- Aż tak źle nie będzie. To był pomysł Zoe, mnie na tym wcale nie zależy. Mówiłam jej, że się nie zgodzisz, ale obiecałam zapytać.
- To zapytałaś. I koniec tematu. A tak w ogóle, to co dla niego planujesz na jutro? Znowu jakieś show erosomańskie?
- Nic z tych rzeczy. Ten projekt jest już zamknięty. Będzie wręcz banalnie. Ali dostanie szczotkę, mopa i posprząta cały ośrodek.
- Cały?
- No, nie cały, bo do Labu go nie wpuszczę.
- Jest to jakiś pomysł.
...
Zanim jednak ten pomysł doszedł do skutku minęło pracowite przedpołudnie. Rano przywieziono identyfikatory dla nowych stażystek, po czym goniec zawiózł Cleo do ambulatorium. Ruda asystowała podczas porannych pobrań. Gdy obeszły pokoje mieszkalne Sue pokiwała głową z uśmiechem:
- No no, chyba się spodobałaś pacjentom. Zwłaszcza ten spod czwórki, ślinił się jak małolat. Mało cię nie przeleciał oczami.
Ruda wzruszyła ramionami i prychnęła pogardliwie:
- Nie wiem, nie zwróciłam na to uwagi.
Sue nie ciągnęła dalej tematu.
- Za piętnaście minut spotkamy się przy wyjściu, ja teraz muszę zejść do Labu, mam coś tam do zrobienia.
- Do Labu? Co to jest?
- To jest część badawcza ośrodka. Ale więcej wiedzieć nie musisz, przynajmniej na razie. Pracy w Labie twój kontrakt nie obejmuje.
Gdy Sue zeszła do podziemi przy wejściu czekała już Yoo-Yoo, aby się zająć pojmanym piratem zamkniętym w "esce". Obie kobiety szybko się uwinęły ze swoimi zajęciami. Sue sięgnęła po telefon:
- Doc zejdziesz do Labu zbadać próbki?
- ...
- Nie, nie mogę, bo jadę testy robić.
Tak też się zaraz stało. Po kilku minutach Sue i Ruda dziarsko pedałowały na rowerach. Zatrzymały się jedynie na chwilę mijając spory budynek.
- To jest dział gospodarczy zwany "kuchnią", ale to jest coś więcej, niż tylko kuchnia. Tam jest wszystko co ma związek z jedzeniem, ciuchami i wszystkim, co do życia potrzebne. Każdy, kto tu pracuje dostaje przydział, pakiet socjalny, ale  jest też sklep plus bar. Taka kantyna jakby. Gdy będziemy wracać to zajrzymy tam.
- Co tam można kupić?
- Bo ja wiem. Mnóstwo rzeczy. A jak czegoś nie ma, to można sobie zamówić i przywiozą kutrem po paru dniach. Co do jedzenia, to dowożą nam catering do ośrodka, tylko lepiej rano zamówić przez intranet co chcesz na obiad, bo inaczej ktoś zdecyduje za ciebie. Można też odwołać i samemu się wybrać tutaj. Ja tak właśnie zrobiłam dziś rano za nas obie, żeby ci pokazać to miejsce.
- Mówiłaś o barze. To taki bar z drinkami?
- Tak, alkohol, trawka, wieczorem nawet bywa spory ruch.
- Trawka? Słyszałam, że na wyspie nie wolno palić.
- Bo nie wolno. Ani tytoniu, ani trawy. Ale można wapować. Wiesz o co chodzi. Takie różne elektryczne maszynki. Jedziemy dalej.
Dział techniczny znajdował się za murem i nie każdy miał tam wstęp. Była tam elektrownia, ujęcie wody, przeróżne warsztaty, wszystko co potrzeba, aby wyspa funkcjonowała. Sue jeszcze nigdy tam nie była, tak więc dla niej było to tak samo nowe doświadczenie, jak dla Rudej. Na bramie ujrzała...
- Cześć Maks, co ty tu robisz?
- Jak to co? Pracuję.
- Ale co cię tak przerzucają, raz tu, raz tam?
- Zamieniłem się, żeby mieć wolną niedzielę.
- No tak, żandarm się żeni.
- Słyszałem, że coś knujecie z Zoe wieczorem.
- Nie interesuj się. To są babskie sprawy. A teraz mi powiedz, gdzie jest jakiś szef tego całego bałaganu? Miał tu wszystko jakoś zorganizować na nasz przyjazd. Albo jeszcze lepiej zadzwoń po kogoś, niech nas stąd odbierze. Same zabłądzimy w tym Babilonie.
Maks kiwnął głową i sięgnął po telefon.
...
Gdy Sue i Ruda wróciły do ośrodka ujrzały na korytarzu dość niecodzienny widok. Ta niecodzienność nie polegała bynajmniej na tym, że Ali machał mopem, bo sprzątający człowiek to nic takiego. Ale obroża na jego szyi to już było coś nieczęsto spotykanego. Do obroży była przyczepiona długa linka, zaś jej drugi koniec miała owinięty na nadgarstku Zofia, która siedziała na krześle i czytała sobie spokojnie książkę.
- No no, brawo Ali. Zasłużyłeś na cukierka, ale jest kłopot, bo ja nawet w kieszeni nie noszę cukierków, a tym bardziej w...
Sue nie dokończyła. Poklepała jedynie mężczyznę po policzku po czym poszła do dyżurki. Siedzący tam Doc z wielkim skupieniem studiował jakąś kartkę papieru.
- Co czytasz?
- Wyniki Wadima i pirata.
- Ile można to czytać? Na pamięć się uczysz, czy co? Co wyszło tak w ogóle, jeśli mogę zapytać?
- Nic. Wadim sobie już poszedł, a zbója zabrali.
- Czyli czwórka wolna?
- Wolna.
- Już nie jest. Mam jednego trafionego, zaraz tu będzie. Chyba trafionego, bo to trzeba potwierdzić. Plus na teście jeszcze nie...
- Wiem, jak działają te testy, nie tłumacz mi.
Sue wyjrzała z dyżurki:
- Zofio! Puść psiaka do budy i przygotuj proszę czwórkę. Zaraz będzie nowy lokator do sprawdzenia jutro.
- Sue, to był twój pomysł, czy znowu Zofia błysnęła inwencją twórczą? Myślałem, że się posikam ze śmiechu, gdy go troczyła.
- Ja ją tylko prosiłam, żeby go starannie pilnowała.
- Zrobiła to bez zarzutu.
- Doc, musimy pogadać.
- Co jest?
- Ja się idę laszczyć na imprezę, a ty jak przyjmiesz tego klienta, to zajrzyj tam do nas. Sprawa jest trochę dziwna, być może ja mam paranoję, ale... Po prostu przyjdź i ci powiem, o co chodzi.
Kiedy Doc wszedł do sypialni od razu rzucił od drzwi:
- No, to referuj tą trochę dziwną sprawę.
- Jak ci podoba Ruda?
- No cóż. Fajna laska z niej, z łóżka bym jej nie wyrzucił, ale to miejsce jest już zajęte. Sato ma dobry gust.
- Nie o to mi chodzi, czy to jest ładna dupa, tylko...
- Tylko o co?
- No, tak w ogóle.
- Tak w ogóle to ja nic nie wiem, to ty z nią spędziłaś prawie cały dzień, a ja nie zdążyłem jeszcze z nią pogadać nawet przez chwilę, więc pomyliłaś adres. A co ci w niej nie pasuje?
- Jeszcze dokładnie nic, ale mam takie niezbyt jasne przeczucie, że coś z nią jest nie tak.
- Nie tak, czyli jak?
- Trochę gadaliśmy, takie babskie ploty, trochę ją obserwowałam jak się zachowuje i coś mi się wydaje, że ona, no wiesz...
- Nie wiem, możesz jaśniej?
- Bo faceci to takich spraw kompletnie nie czują.
- Zaraz się pochlastam. Albo gadasz konkretnie, albo wychodzę.
- Więc mnie się wydaje, że ona woli z dziewczynami.

TO BE CONTINUED...

13 sierpnia 2020

ANTYWIRUS /odcinek 10/

- Tym razem będzie serio, to nie będą ćwiczenia.
- Ćwiczenia, ćwiczenia... Czekaj, muszę zadzwonić.
Doc sięgnął do kieszeni po telefon.
- Sue, mam szybkie, krótkie pytanie. Czy ty umiesz posługiwać się bronią, czy masz jakieś pojęcie na ten temat?
- ...
- Nie, nie taką bronią. Chodzi o broń palną.
- ...
- Rozumiem. To teraz mnie posłuchaj uważnie. Gdy skończysz już te testy, przyjdzie do ciebie ktoś, zaprowadzi na strzelnicę, a tam sobie przypomnisz, jak się tym bawić.
- ...
- Wiem, dopilnuję tego.
- ...
- Dowiesz się, jak wrócisz do ośrodka. Buziak...
- ...
- Tak, ja ciebie też.
Gdy Doc schował telefon spojrzał na Sato.
- Słyszałeś rozmowę?
- Mniej więcej.
- Załatwisz to?
- Jasne.
- To ja wracam do siebie, bo w tej sytuacji nagle przybyło mi zajęć, tylko jeszcze mi pokaż szybko fotki tych pigułek, żebym wiedział jutro która jest która.
- Spójrz tutaj, to ta ruda.
- Jak ma na imię?
- Cleo.
- A ta blondi?
- Cleo.
- To jak je rozróżnić?
- Jak to jak? Po włosach.
Sato miał tak poważną minę mówiąc to, że Doc tylko machnął ręką i ruszył do roweru nieopodal. Na odchodnym jeszcze tylko rzucił:
- Do wieczora dam ci finalną odpowiedź.
Szef ochrony kiwnął głową i zajął się telefonem. Doc wrócił do ośrodka i od razu zabrał się za obchód techniczny, aby sprawdzić wszelkie zabezpieczenia budynku. W międzyczasie zaś przyszła kobieta rozwożąca catering, więc ktoś musiał jej towarzyszyć dla asekuracji, gdy zaopatrywała pokój numer trzy. Ali przespał obiad po podanym rano środku, ale dostał za to podwójną kolację. Doc rzucił tylko na niego okiem, ale nie dojrzał nic niepokojącego, więc tą sprawę miał już zamkniętą. Za to pozostałą dwójkę pacjentów uprzedził, że rano może być trochę głośno z racji ćwiczeń ochrony. Mógł im powiedzieć prawdę, mógł nic nie powiedzieć, ale uznał, że taka opcja będzie najlepsza. Gdy już zrobił wszystko, co miał do zrobienia sam usiadł do kolacji, wkrótce też pojawiła się Sue.
- Coś taka rozpromieniona?
- Popatrz na te tarcze. Możesz być ze mnie dumny. Na początku było słabo, ale potem się rozkręciłam, A co się dzieje tak w ogóle?
- Usiądź, zjedz coś, zaraz ci opowiem.
Tak się też stało. Sue pochłaniała sałatkę z tuńczykiem, zaś Doc referował jej to, czego dowiedział się od Sato. Na koniec zostawił sprawę konkursu pielęgniarek i zapytał:
- Wchodzisz w to?
Odparła bez namysłu:
- Trochę to jest nie bardzo, ale zgodne z polityką kadrową naszego szefuńcia, a ja tą politykę popieram. Tylko jeszcze powiedz mi, co się stanie z tą drugą, która przegra?
- O to to ty się już nie martw. Na pewno krzywda się jej nie stanie. Dostanie inną propozycję pracy, gdzieś indziej, być może nawet ciekawszą i będzie zadowolona.
- Tylko wiesz, jednego tu nie rozumiem. Skoro to jest dziewczyna Sato, to po co te kombinacje? Mógł załatwić sprawę z szefuńciem, sprowadzić tu tylko ją i tyle.
- Według mnie to nie jest żadna jego dziewczyna. Sato mi jej tak wcale nie przedstawił. To dopiero ma być jego niunia, która wcale jeszcze o tym nie wie.
- Nie łapię.
- To jest takie proste. Sato jako szef ochrony dostał pełne dossier obu kandydatek, pewnie też jakiś zestaw fotek, jedna mu wpadła w oko i stworzył sobie plan.
- Może się okazać, że nie jest w jej typie.
- Może. Może się też okazać w praniu, że sama laska prywatnie jest beznadziejna. Wszystko jest możliwe. Tylko powiedz, co to nas tak naprawdę obchodzi? To jest jego mecz do rozegrania, nie nasz. Pozwól może teraz, że wyślę mu dobrą wiadomość, a potem tylko jeszcze mamy jeden drobiazg do zrobienia i fajrant na dzisiaj.
Doc sięgnął po telefon, a Sue po widelec, żeby dokończyć sałatkę. Gdy skończyła oboje ruszyli na dół do Labu. Doc otworzył pancerny schowek i spytał:
- Z czego strzelałaś tam u ochrony?
- Z tego.
- Dobry wybór, zaiste, niezła armata, godna siostry oddziałowej. To zabieraj to, pokaż mi tylko, czy sobie radzisz ze stroną techniczną, rozłóż, złóż, załaduj, rozładuj i takie tam.
Test wypadł pomyślnie, więc Doc oznajmił;
- Jutro rano masz mi się w to wyposażyć jeszcze przed zrobieniem oka do pracy. Weźmiemy kamizelki, tak na wszelki wypadek, żeby były pod ręką. A teraz zamykamy lokal i idziemy spać.
Jednak do spania tak szybko nie doszło. Przybyli zapowiedziani ludzie od Sato. Doc według planu wpuścił ich na dach ośrodka, zaś Sue gdzieś się ulotniła po drodze. Gdy poszedł do sypialni pokój był pusty. Dopiero po kilku minutach zguba się odnalazła.
- Tadam! Siostra Gorące Wargi przybywa!
- Kobieto! Jutro wojna, a tobie figle w głowie.
- Sam rano zamówiłeś. Poza tym skoro jutro wojna, to może być nasz ostatni raz. Ale jak ci nie pasuje, to ja mogę sobie iść.
- Nawet o tym nie myśl...
...
Wojna wybuchła jak mówił Sato, o wczesnym poranku. Zaczęło się dość hucznie, od dwóch grzmotów jeden tuż za drugim, A potem wszystko ucichło. Sue i tak już nie spała, zbudziła się pół godziny wcześniej, gdy Doc wychodził z sypialni. Zadzwonił telefon.
- Tak kochanie, właśnie wstaję. A ty gdzie jesteś?
- ...
- Aha.
- ...
- Tak, rozumiem. Mam działać normalnie.
Sue odłożyła telefon, wykonała kilka rutynowych ruchów porannej mini jogi instant, po czym mruknęła sama do siebie:
- Normalny poranek, normalna wojna, normalne siku.
Po chwili już była w łazience...
Gdy weszła do dyżurki Doc właśnie odkładał telefon.
- Co się dzieje?
- Nic specjalnego. Gadałem z Sato. Powiedział, że coś podpłynęło od strony przystani, chłopaki kropnęli ze stingera, poprawili drugim i na razie cisza.
- Nawet nie chcę wiedzieć, co to jest ten stinger. No, ale co teraz? Dwa razy coś hukło i już jest po wszystkim? Cała wojna?
- Zadzwoń do Sato, on na pewno wie więcej ode mnie, ale według mnie to nie koniec i lepiej mu teraz nie zawracaj głowy.
Jakby na potwierdzenie tego odezwała się ostra kanonada broni maszynowej okraszona głuchymi łupnięciami czegoś jeszcze.
- To od strony zatoczki?
- Na to wygląda.
- Co robimy?
- Nic. Czekamy na razie. Do nas się nic nie zbliża, bo by z dachu strzelali, więc tylko czekanie nam pozostaje.
- A co z bieżącą robotą?
- Za dużo na dziś jej nie ma. Na razie czekamy, możemy być za chwilę tam potrzebni, Brian też czeka, mogą być ranni.
- Brian?
- Lekarz zakładowy.
- Mnie się nigdy nie przedstawiał. Zawsze gdy tam zajrzę, to niby jest miły, ale taki oficjalny jakiś do mnie.
Doc tylko wzruszył ramionami. Strzelanina nagle ucichła, po czym zaraz po chwili zadzwonił telefon.
- Tak?
- ...
- Zaraz tam jesteśmy.
Szybko podjechali wózkiem ochrony na miejsce. Po chwili zjawił się też Brian i wszyscy podeszli do usianej skałami plaży.
- Niezły bajzel.
- Są ranni?
- Jeden nasz i jeden jeniec.
- Nasz jedzie do ciebie, do ambulatorium, jeniec do nas.
- Jeniec jedzie do nas, do ochrony.
- Sato, nie zgadzam się. Muszę go sprawdzić na koronę. Jak będzie czysty, to go zabierzesz i Hans go może sobie katować do woli, ale jak jest trafiony, to niestety, podpada pod program. Aha, czy była jakaś walka wręcz, kontakt bezpośredni?
- Wadim obezwładnił zbója.
- Aha, Wadim. Pamiętam, niedawno się widzieliśmy, dobry mołojec. Więc dzielny Wadim też idzie do nas na noc, jutro rano zrobimy mu wiremię. Teraz powiedz Sato, tak skrótem, co się działo?
- To w ogóle była jakaś porąbana akcja, na wariackich papierach. Gdy zaczęli tam na przystani, to tu była mgła do samego brzegu. Musieli nieźle błądzić zanim tu dopłynęli. Zobaczyliśmy ich dopiero w ostatniej chwili, jak pojawili się na plaży. Od razu zaczęli prać do nas z bliska. Wynik widzisz sam. Było ich ośmiu na pontonie desantowym. Dwa trupy mają znane nam tatuaże. Reszta to zwykli piraci, musieli się jakoś dogadać jedni z drugimi.
Nagle relację Sato przerwała głucha detonacja od strony morza. Nad horyzontem unosił się grzyb wybuchu.
- Co to było?
- To był kuter piratów, który ich tu wszystkich przywiózł. Regularne wojsko go rozwaliło, tak, jak miało być. To już zadziałały układy szefa. O dalsze detale nie pytaj, sam ich nie znam.
Sato przerwał na chwilę i klasnął w dłonie.
- No dobrze, koniec tych opowieści frontowych. Służbie zdrowia już dziękujemy, zabierajcie co swoje, a my zaczniemy tu sprzątać.
- Zabierzesz tych swoich ninja z dachu?
- Jak oddasz im nasz wózek. Zbój jest na razie skuty i ani drgnie, ale na miejscu pomogą ci go osadzić w tej twojej "esce".
...
Do obiadu w ośrodku trwał ruch związany z zakwaterowaniem nowych osób. Pojmany pirat trafił do "eski", zaś Wadim zajął pokój numer cztery. Potem dojechał nieco opóźniony catering, a tuż po śniadaniu Sue i Doc zajrzeli do jedynki. Pacjent tryskał zdrowiem, więc dużo czasu im to nie zajęło.
- Doktorze, jak długo jeszcze mam się tu nudzić?
- Co najmniej do pojutrza po południu. Jak dobrze wyjdą badania jutro i pojutrze, to chyba cię już stąd wypuszczę.
Gdy wyszli na korytarz Sue zapytała:
- Gdzie teraz?
- Do trójki. Też nie ma tam żadnej roboty do roboty, za to dwójką się zajmiemy na sam koniec, bo coś mi się w nim nie podoba.
Weszli tam razem z Zofią, tak na wszelki wypadek. Ali stał już wyprężony na środku pokoju. Sue spojrzała na niego mówiąc:
- Możesz usiąść, tu na krześle. Masz minę, jakbyś chciał o coś zapytać. Pytaj, dostajesz jedno pytanie do dyspozycji.
- Co to były za strzały?
- Nic specjalnego, ćwiczenia naszej ochrony. A teraz już stul dziób i rozbierz się do pasa, pan doktor cię zbada.
Doc osłuchał Alego, zmierzył mu ciśnienie, po czym wziął Sue za łokieć i odszedł z nią na bok w kąt pokoju.
- Daj mu coś na uspokojenie, tylko nie taką bombę, jak wczoraj. On mi wygląda na nieźle przerażonego.
Gdy wychodzili zwrócił się do Zofii:
- Po południu weź go na dwie godziny do rekreacyjnego.
Lokator dwójki nie wyglądał za dobrze. Wciąż miał gorączkę, a Doc po osłuchaniu go nie miał zbyt radosnej miny:
- Sue, pobierz krew na dodatkową wiremię i wymaz z gardła na antybiogram. Korony powinno być już w nim niewiele, ale mogła się przyplątać jakaś infekcja bakteryjna. Zbadaj ten materiał na cito, jak wyjdzie to, co myślę, to od razu damy mu jakiś antybiotyk i będzie po krzyku. A potem już tylko czekamy na nasz kuter z tymi nowymi dziewczynami.
...
Kuter przypłynął zaraz po obiedzie. Na nabrzeżu przystani czekał komitet powitalny: Sue, Doc, Brian - lekarz zakładowy oraz dość mało im znana kobieta od Bragina, pracownica administracji. Gdy statek już dobijał Sue trąciła Doca łokciem:
- Fajne cukiereczki. Która to ta nasza?
- Ta ruda.
- Ma jakieś imię?
- Cleo.
- A ta druga?
- Cleo.
- To jak je będziemy odróżniać?
- Po włosach.
- Idiota. No dobrze, ale dlaczego ich jest cztery?

TO BE CONTINUED...

10 sierpnia 2020

ANTYWIRUS /odcinek 9/

- Będzie cię prosił, żebyś został świadkiem.
- Jakim znowu świadkiem?
- Nie rozumiesz? Zoe i Maks biorą ślub.
- Zoe i Maks?
- Podobno sam ich niedawno skojarzyłeś ze sobą.
- No, to trochę było inaczej...
- Jakby nie było, to teraz są parą, a niektóre pary tak już mają, że chcą sobie wziąć ślub. To chyba proste doktorku.
- Ale...
- Co chcesz wiedzieć? Jakie masz pytania?
- To ma być tu, na wyspie?
- Wyobraź sobie, że tu na wyspie. Ty chyba naprawdę nie ogarniasz tej sytuacji. To nie będzie żaden ślub urzędowy, bo jak kiedyś mi już tłumaczyłeś, wyspa ma niejasny status polityczny. To ma być ślub rytualny, symboliczny, dla nich to jest ważniejsze, niż jakieś tam kwestie prawne.
- Kto go ma udzielić?
- Koziołek Rududu. Rozczarowujesz mnie Doc. Na morzu ślubów udziela kapitan statku, a my tu jesteśmy jak na statku. Tak?
- Rozumiem, tylko czy on to wie?
- Się dowie. Pójdziemy do niego we trójkę, oni tego nie załatwią sami. Gadać z nim będę ja, sam powiedział, że mnie lubi, więc...
- Czy włożysz kostium Siostry Gorące Wargi?
- Świnia!
Objęci wzajem, wtuleni w siebie wrócili do ośrodka.
...
Po zadaniu leku pacjentom jeden i dwa Sue przebrała się, po czym poszła pod trójkę. Tam już czekały na nią Zoe i Zofia. Sue spojrzała z pełnym podziwu uśmiechem na Zofię mówiąc:
- Już panią kocham, pani Hulk. Idziemy dziewczyny.
Uśmiech zniknął z jej twarzy i cała trójka wkroczyła do pokoju. Na ich widok Ali zerwał się z łóżka na równe nogi i stanął na środku pokoju. Zoe podeszła do niego i poklepała po policzku:
- Brawo misiu, robisz postępy.
Gdy Zofia trzasnęła pejczem o stół, pacjent rzucił się na podłogę. Ale Zoe pochyliła się nad nim ze słowami:
- Nie misiu, idź tam.
Pokazała ręką miejsce pod stolikiem. Ali spojrzał zdziwiony, ale Zofia dotknęła go lekko pejczem i pokazała ten sam kierunek. Sue obserwowała to wszystko z nieruchomą twarzą stojąc z boku. Ali wykonując to polecenie chciał się położyć, ale Zofia dotknęła go znowu pejczem i pokazała, by pozostał w pozycji na czworakach. Zoe przystąpiła do przeglądu pokoju, ale najpierw rzuciła ostro:
- Nawet nie myśl o patrzeniu mi się na tyłek!
Ali posłusznie wlepił wzrok w ścianę naprzeciwko, zaś inspektorka po zakończeniu kontroli czystości pomieszczenia ukucnęła przed nim i znów poklepała go po policzku.
- Zasłużyłeś misiu na nagrodę.
Po czym sięgnęła dłonią do krocza i wyjąwszy stamtąd cukierka podsunęła go mężczyźnie pod nos.
- Otwórz buzię, zamknij oczy. Am!
Gdy Ali przyswajał cukierka Sue otworzyła szeroko oczy. Widać było wyraźnie, że walczy ze śmiechem, ale w końcu dała radę. Gdy Zoe wstała i odeszła na bok, Sue wreszcie się odezwała:
- Wyłaź już stamtąd i siadaj na fotelu.
Pochyliwszy się nad pacjentem dodała:
- Nie waż mi się tam zaglądać.
Zofia pejczem podniosła mu brodę do góry. Ali wyraźnie drżał i nie oddychał zbyt równo. Sue szybko mu podała lek, po czym zabrała się sprawnie za mierzenie ciśnienia. Zmarszczyła nieco brwi na widok odczytu i wyjęła drugą napełnioną strzykawkę. Już podczas aplikacji widać było, jak pacjent się rozluźnia i nieco mętnieją mu oczy. Zbierając rzeczy ze stołu Sue odezwała się nadspodziewanie łagodnym, wręcz miłym głosem:
- Teraz idź się położyć i porządnie wypocznij. Nie! Czekaj, wróć. Jeszcze wenflon muszę ci wyjąć. Chyba będzie już zbędny.
Gdy kobiety już wychodziły z pokoju, Zoe odwróciła się i posyłając całusa w stronę kładącego się na łóżku szepnęła namiętnie:
- Śpij słodko mój książę.
Sue trąciła ją w ramię rzucając:
- Sama jesteś słodka idiotka.
Gdy kobiety znalazły się już na korytarzu dostały nagłego ataku śmiechu. Nawet kamienna twarz Zofii drgnęła, a jej oczy śmiały się już bardzo wyraźnie. Gdy już ucichło Sue oznajmiła:
- Moje drogie koleżanki, dziękuję wam za te wspaniałe chwile. To była naprawdę istna przyjemność z wami pracować podczas tego zadania. Zofio, masz wolne do jutra rano, nie będziesz potrzebna doktorowi przy obchodzie po południu. Zoe, ty wracaj do swojej roboty i czekaj sobie spokojnie na mój telefon. Mamy dziś jeszcze audiencję u szefa, tylko najpierw muszę ją umówić.
Doc zabierał się do śniadania, gdy Sue weszła do dyżurki.
- Co z nim?
- Przecież widzisz wszystko na ekranie. Śpi. Ale wiesz, mało go nie rozsadziło, nawet nie chcesz wiedzieć, jakie miał ciśnienie. Więc mu coś podałam, bo chyba by oszalał.
- Na pewno nie na skutek naszego leku. Ale jutro już go może oszczędź, co? Niech lek zadziała na spokojnym obiekcie.
- Ależ tak. Ten projekt jest już zamknięty, koniec przebieranek do końca terapii. Mam inny pomysł, ale to już od pojutrza. Jutro tylko Zofia wyprowadzi go rekreacyjnej, niech sobie pohasa, ale bez żadnych atrakcji ekstra.
- Tylko mam jeszcze jedną sprawę.
- Znaczy?
- To nie jest sprawa służbowa, tylko bardziej prywatna. Wiesz, ten twój kostium Siostry Gorące Wargi naprawdę mi się podoba.
- Nie kończ. Sprawa załatwiona, z wielką przyjemnością założę go dzisiaj wieczorem. Ale teraz twoja siostra gorą... znaczy siostra oddziałowa bardzo chce coś zjeść.
...
Pan Hagen jak zwykle nie zaszczycił spojrzeniem wchodzącej Sue, ale gdy do gabinetu weszła jeszcze Zoe i Maks podniósł wzrok jakby nieco zdziwiony. Stanęli za Sue gdy podeszła do biurka.
- Proszę mówić, pani Sue.
Gdy dziewczyna wyłuszczyła przedmiot sprawy zapadła chwila ciszy. Pan Hagen patrzył raz na Zoe, raz na Maksa, po czym na jego twarzy zagościł uśmiech.
- Naprawdę fascynujące. Jak zapewne wiecie moja firma nie jest bezduszną korporacją zabraniającą romansów, czy też związków pomiędzy pracownikami. Uważam za właściwsze, aby panowała tu rodzinna atmosfera, to ma bardzo dodatni wpływ na efekty naszej działalności. Wymagam jedynie od ludzi uczciwej pracy, lojalności, dyskrecji oraz braku wścibskości. Tak więc wasz związek ma jak najbardziej moją akceptację. Przyznam jednak, że wasz pomysł jest bardzo niecodzienny, wręcz pierwszy raz na tej wyspie coś takiego ma miejsce. Ale mnie się to podoba, więc udzielę wam tego ślubu, tylko mam parę uwag. Pewne względy powodują, że taki ślub będzie miał jedynie znaczenie rytualne, symboliczne, nigdzie nie będzie miał mocy prawnej. Ale to już dobrze wiecie. Po drugie, to ja wyznaczę termin, bo nie do końca jestem panem swojego czasu. Wyznaczam go na niedzielę po południu. Pani Sue, jak dobrze widzę motor tej całej sprawy, do sobotniego południa dostarczy mi konspekt, taki szkic jak to wszystko ma wyglądać. Rozumiem, że mogę też czuć się zaproszony na ewentualne after party? Ja ze swojej strony udostępnię wam do tego nieco zasobów działu gospodarczego. A teraz dziękuję już państwu, wracamy do pracy, tylko panią Sue zatrzymam jeszcze na chwilę.
Zoe i Maks wyszli z gabinetu.
- Pani Sue, prosze mi nalać szklankę wody. Rzadko mi się zdarza taka perora. Dziękuję bardzo. Mówiłem już kiedyś, że panią lubię, ale teraz dodam, że nie tylko za pracę. Lubię panią też za to, że mi pani nie przerywa, gdy mówię.
Gdy cała trójka szła korytarzem, Zoe zapytała:
- O co mu chodziło z tym brakiem wścibskości?
- Maks wytłumacz to ty, bo ja jej zaraz jebnę.
- To chodzi o to, żeby nie pętać się po wyspie tam, gdzie nie masz żadnej sprawy. Tak ja to przynajmniej rozumiem.
...
Gdy Sue podczas obiadu z egzaltacją nastolatki referowała Docowi przebieg audiencji u pana Hagena zadzwonił telefon.
- Co jest?
- ...
- Owszem, mogę, ale dopiero za jakąś godzinę. Zaraz mam obchód pacjentów, ale długo mi to nie powinno zająć. Może być?
- ...
- No, to na razie.
- Kto to dzwonił?
- Szefuńco coś wspominał o braku wścibskości.
- Sam mi zaraz powiesz.
- Mówił też o dyskrecji?
- No weź nie świruj już.
- Dzwonił Sato.
- Szefa ochrony?
- Tak, chce się spotkać, ale nic więcej nie wiem.
- Za to ja wiem, że zaraz tam sama jadę.
- Tam, to znaczy gdzie?
- Do baraku ochrony, testy im robić.
- Ale ja jadę nad zatoczkę.
- Ujuj, jakaś męska schadzka.
- Przez telefon nie chciał mówić. Więc pewnie coś poważniejszego, ale może daj mi wreszcie spokojnie zjeść.
...
Gdy Doc dotarł nad zatoczkę, Sato już tam był i uważnie lustrował teren spacerując po plaży usianej skałami.
- Widzisz Doc, sprawy mam dwie, jedna ważna służbowa, druga prywatna, też ważna, ale tylko dla mnie. Od czego mam zacząć?
- Może od tej drugiej, pewnie jest krótsza.
- Dobrze. Jutro na wyspę mają przypłynąć dwie pielęgniarki. Chodzi o wzmocnienie ambulatorium, jako pomoc zakładowemu.
- To co ja mam do tego?
- Widzisz, to ma być taki konkurs. Lepsza zostaje na kontrakcie, druga wraca do domu. System jest taki, że jedna będzie robić tam, druga trafi do ciebie. Po tygodniu się zmienią miejscami. Rzecz polega na tym, żeby wygrała konkretnie ta, nie inna.
- Rozumiem, że ściągnąłeś tu swoją dupę.
- Coś w tym rodzaju, można tak to nazwać.
- Sato, nie podoba mi się to za bardzo.
- Ale daj spokój. Obie są naprawdę tak samo dobre, przeszły już sito na kontynencie, więc różnice są na poziomie niuansów.
- No, dobrze, ale to chyba zakładowy zadecyduje?
- Teoretycznie tak, ale ta twoja Sue ma takie gadane, że owinie go sobie dookoła palca podczas dyskusji na ten temat.
- Dobrze Sato, idę na to, ale jeśli panienka okaże się całkiem do dupy, to nie było tej rozmowy. Ale to jeszcze nie koniec. Ostatnie słowo ma Sue, jeśli ona się zgodzi, to sprawę mamy załatwioną. Do wieczora dostaniesz ostateczną odpowiedź. Może tak być?
- Jak tak mówisz, to musi.
- To teraz ta druga sprawa.
- Pierwsza. Pamiętasz tą agentkę, co nie tak dawno...
- Co na niej testowałem Veracoco? Jasne.
- Więc wyobraź sobie, że to dało wyniki. Ten cały jej naćpany bełkot był na pozór szumem informacyjnym, ale wywiad szefa coś jednak z tego wydłubał. Nie znam wiele detali, tyle że chłopaki szefa kogoś tam złapali, stuknęli też paru ważnych z tego gangu, ale to nas już nie obchodzi. Ważne jest, że wiemy, że jutro rano możemy się tu spodziewać ostrego wjazdu. Dlatego tak sobie tu łażę, żeby wiedzieć, jak mam rozstawić chłopaków ze sprzętem. Do ciebie też kilku przyjdzie, wpuścisz ich na dach na noc.
- Wjazd, mówisz...
- Pamiętasz, kiedyś ćwiczyliśmy na wyspie tak scenariusz.
- Pamiętam.
- Tym razem będzie serio, to nie będą ćwiczenia.

TO BE CONTINUED...

07 sierpnia 2020

ANTYWIRUS /odcinek 8/

- Czy to znaczy, że...
- To znaczy, że...
Nie dokończył, bo nagle coś huknęło na korytarzu.
- Co to było?
- Nic. Pewnie Zofia dynamicznie zamknęła drzwi do trójki.
- To ja idę na obchód pacjentów.
- A ja idę po testy, maseczki i spadam do Zoe. Ale jeszcze coś mi miałeś wyjaśnić z tymi badaniami grypowiczów.
- Aha, te badania. Chyba sama się domyśliłaś, że jedynka i dwójka to nie grypa, tylko ten najnowszy koronawynalazek. Tak w ogóle, to nam to niczego nie zmienia. W ośrodku tym bardziej czerwony reżim zakaźny, a lek trzeba i tak wypróbować, co by im nie było.
Doc chwycił swój niezbędnik lekarski i ruszył na obchód. Zanim wszedł do jedynki coś przykuło jego uwagę przy drzwiach trójki. Gdy bliżej się temu przyjrzał, okazało się, że jest to telewizor.
...
Gdy wieczorem Doc wszedł do sypialni, Sue leżała całkiem naga na łóżku z rozchylonymi udami i robiła selfie. Spojrzał na nią i spytał:
- Czy możesz przestać na chwilę?
- Rozumiem, że chcesz pogadać o pracy?
- Jakże ty mnie dobrze rozumiesz. Tak, musimy zamknąć jakoś ten dzień, a twoje czynności nieco mnie...
- Dekoncentrują. Dobrze, zaczynaj.
Sue odłożyła telefon na bok, usiadła na posłaniu i okrywszy się dość niedbale kocem spojrzała na Doca w niemym oczekiwaniu.
- Obiekty numer jeden i dwa mają grzecznie leżeć. Rano zmierzysz im rutynowo gorączkę, pozakładasz wenflony i podasz nasz lek. Jedynka właściwie nie ma żadnych objawów, ale dwójka wygląda nieco gorzej. Nie jest jednak tragicznie.
- Co z Alim?
- Alim?
- Tak go nazwałam dla wygody.
- Ale czemu Ali?
- Bo krótkie.
- Więc może po kolei. Z nim to samo: wenflon i lek. Ale to jeszcze nie koniec. Czy jutro też planujesz odstawić tą szopkę ze strojem Siostry Gorące Wargi?
- Masz jednak z tym jakiś problem.
- Problem jest, ale nie tam, gdzie może ci się wydawać.
- Intrygujące doktorku.
- Wiesz, co to jest must?
- Musti, taki kotek ze starej kreskówki.
- Kompletnie nie to. Must to jest taki stan w który wpadają słonie podczas samczej rui. Właściwie to nawet nie jest ruja, to jest po prostu amok na skutek nagłego wzrostu poziomu testosteronu. Takie słonisko atakuje wszystko dookoła.
- Czy nasz Ali ma taki must?
- Nie aż tak, trochę teraz przesadziłem, aby oddać powagę sprawy. Testosteronu co prawda mu nie sprawdzałem, tylko tak zbadałem go ogólnie, ale choć zachowywał się spokojnie, to był naprawdę mocno pobudzony. Zresztą widziałaś podgląd jego pokoju.
- Albo się modli, albo łazi od ściany do ściany.
- Ten ban na telewizor to był twój pomysł?
- Nie. To już była samodzielna inicjatywa salowej Zofii w ramach pedagogiki specjalnej. Sama się mocno uśmiałam, jak zobaczyłam ten telewizor za drzwiami.
- Dobra, oddasz mu jak zasłuży, ale wróćmy do sprawy. Ja po prostu nie chcę, byś wchodziła do niego sama. Pamiętaj, że oprócz napalenia to on cię mocno nienawidzi.
- Spróbowałby mnie dotknąć.
- Nie bądź taka pewna siebie. Zresztą nawet jeśli ty go uszkodzisz to dla nas jeszcze gorszy kłopot. Wchodzisz razem z Zofią i to jest polecenie służbowe siostro Sue, nie podlega negocjacjom.
- Będzie jeszcze ciekawiej. Dołączy do nas Zoe, opowiedziałam jej wszystko i weźmie udział w zabawie. Widziałeś ją, laska jest jak trzeba. Czy to już jest koniec odprawy wieczornej? Czy mogę już pana pocałować doktorku?
Mówiąc ostatnie zdania Sue powstała na baczność. Ale Doc się odsunął i wstrzymał ją gestem dłoni mówiąc:
- Jeszcze pytanie. Skąd bierzecie takie ciuchy na wyspie?
Sue ukucnęła i rozpinając mu spodnie odparła:
- To już są nasze babskie tajemnice.
...
Następnego dnia jedli śniadanie w dyżurce:
- Wszystko widziałem na ekranie.
- Podobało się?
- Siostra Ratched super, ale Zoe to już żywy ogień.
- Taka miała być, jak kotka w rui.
- Widziałem, widziałem to jej zmysłowe ocieranie się o niego, niby przypadkiem, szkoda że mu cycków nie pokazała.
- Co innego mu pokazała, włącz replay. Tu, tu, właśnie tu. Widzisz? Kamera dokładnie nie pokazuje z tej strony, ale zwróć uwagę, co się dzieje, gdy on siedzi, a ja mu podaję lek przez wenflon. Zobacz, Zoe stawia tu nogę na krześle obok i poprawia pończochę. To był moment, gdy sama miałam kłopot, by nie wybuchnąć śmiechem.
- To nie jest mobbing, to jest już sadyzm.
- Nikt go nie tknął przecież.
- Tak, Zofia tylko pokazała palcem i już wykonał "padnij". Pojęcia nie mam, jak tak można zgnoić faceta w niecałe półtorej doby bez użycia przymusu bezpośredniego.
- Faceta? To przecież kompletna ciota. Ty zupełnie nie rozumiesz psychiki takich typów. Mocni są tylko w grupie z kałachami.
- No nie, nie tak. Przecież to nie jest żaden szmatogłowy bojownik dżihadu, tylko jakiś książę, inna sfera zupełnie.
- Zgoda. W jego przypadku to jest ochrona za plecami. Ale to jest tylko różnica przedstawień, istota sprawy jest jednak taka sama. Wystarczy na takiego huknąć i już ma pełne gacie. Jutro będzie jeszcze ciekawiej.
- Coś znowu jeszcze wymyśliła?
- To już jest pomysł Zoe. Czy przyjrzałeś się kiedyś Zofii uważnie? Kawał baby, co? Ale ona wcale nie jest tęga, tylko po prostu duża. Bardzo dorodna kobieta, żaden herod, tylko naprawdę sexy dupa.
- No, powiedzmy. Odkąd jesteśmy razem to jakoś mało zwracam uwagę na seksowność innych dup, skupiam się na tobie raczej, do tego w czasie wolnym przeważnie.
- To teraz zwróć uwagę mój pracusiu. Pomysł Zoe jest taki, żeby ubrać ją w stylu "dominatrix", wręczyć pejcz i...
- Chyba nie będzie go tłuc? Nie zgadzam się.
- Po co? Walnie raz w słół i Ali sam pod niego wejdzie.
- Pamiętasz "siatkarkę"? Może tak ją do kompletu?
- Yoo-Yoo? Znam ją, ale ona się nie nadaje. Za nerwowa jest, od razu gościa strzeli w japę. Wtedy naprawdę będą kłopoty.
- Ja tylko żartowałem. Ale żeby uniknąć kłopotów, to dziś trzeba gościa wyprowadzić do sali rekreacyjnej na dwie godziny. Niech się trochę porusza, wybiega na bieżni, pokica na steperze, niech się trochę rozładuje. Nie jest zakaźny jak grypiarz, czy koroner, więc można to zrobić. I oddaj mu ten telewizor.
- To ma już obiecane. Jak kibel porządnie u siebie umyje. Tylko mu zablokuję kanały erotyczne. Za dużo szczęścia na raz by było.
- Co za złośliwa suka.
- To co, idziemy do pracy?
...
Tego dnia jednakże zbyt wiele tej pracy nie było. Tyle tylko, co przygotować jedynie trzy małe pakiety leku do sprzedaży. Komu? To już była sprawa pana Hagena. Niemniej jednak trochę czasu zajęło, gdyż Doc wszystko sprawdzał po kilka razy. Popołudnie również było dość leniwe, więc Sue pojechała do Zoe, zaś Doc już po obchodzie pacjentów krzątał się po Labie wykonując różne kompletnie zbędne czynności. Ale jako nałogowiec po prostu źle się czuł bez jakiegoś zajęcia. Za to wieczorem Sue wyciągnęła go na romantyczny spacer nad morze. Jednak upojne chwile na skalistej plaży przerwało im nagle światło latarki i ostry krzyk:
- Stać! Ręce tak, żebym je widział!
Po chwili oświetlił ich drugi snop, a do ich uszu dobiegł znajomy, charakterystyczny głos Maksa:
- Przecież to nasi, daj spokój.
- Identyfikatory!
- Wyluzuj, to siostra Sue i pan doktor. Naprawdę przepraszamy państwa za to przykre nieporozumienie.
Tu odezwała się Sue:
- Przecież nic się takiego nie stało. Twój kolega bardzo zdrowo zareagował. To był nasz błąd, że nie zgłosiliśmy wam tego wyjścia po zmroku. Jak ci na imię kolego?
- Wadim.
- Jutro wasz szef, pan Sato dowie się, że pan Wadim jest dobrym pracownikiem. A ty Maks kiedy do nas zajrzysz?
- Jakoś tak jutro po południu. Nockę mam dziś.
Gdy ochrona odeszła Doc zapytał:
- Po co Maks ma do nas zaglądać?
- Bo będzie miał do ciebie sprawę. A sprawa jest dość ważna, tylko ja ci zapomniałam wcześniej powiedzieć.
- Czyli?
- Będzie cię prosił, żebyś został jego świadkiem.
- Jakim znowu świadkiem?
- Nie rozumiesz? Zoe i Maks biorą ślub.

TO BE CONTINUED...

04 sierpnia 2020

ANTYWIRUS /odcinek 7/

Z pojazdu powietrznego wysiadł...
- Fuck!
Tego to Sue się nie spodziewała. Ale młody mężczyzna w kandurze robił wrażenie jeszcze bardziej zaskoczonego, gdy ujrzał komitet powitalny. Spojrzał na Maksa, jakby szukając wyjaśnienia, ale ten tylko odwrócił wzrok. Sue od razu pojęła, dlaczego pan Hagen tak nalegał, aby to właśnie kobieta przyjmowała gościa. Pierwszym jej pomysłem było rzucić go na płytę lądowiska aplikując mu serię burpisów, ale uznała to za zbyt ostry początek zabawy. Wyjęła jedynie zza dekoltu złożoną kartkę ofoliowanego papieru, pod czym podsunęła ją przybyszowi pod nos.
- Przeczytaj to głośno.
Ten nieco oszołomiony wyrecytował:
- Warunkiem wyleczenia jest bezwzględne posłuszeństwo, ścisłe wykonywanie poleceń i nie utrudnianie przebiegu terapii.
- To jest twój regulamin pobytu. Innymi słowy, twoja dupa należy do mnie. Teraz bierz swoje rzeczy i chodź za mną. Tu, gdzie jesteś nie ma żadnych hostess, czy też boyów hotelowych.
- Ale...
- Zamknij się! Idziemy.
Sue odwróciła się, po czym ruszyła w stronę ośrodka jakby nieco przesadnie kręcąc pupą. Chwilę to trwało, gdy przybysz wyjął neseser na kółkach z kabiny pod zimnym, beznamiętnym wzrokiem Zofii. Maks dał znak do odlotu pilotowi maszyny, po czym cała trójka udała się za Sue. Nie padło ani jedno słowo, słychać było jedynie turkot kółek walizki oraz stukot szpilek, które siostra oddziałowa założyła na tą okazję. Gdy doszli do ośrodka weszli do przedsionka, tam zaś cały pochód się zatrzymał. Sue odwróciła się i tonem nie znoszącym sprzeciwu oświadczyła:
- Procedura sanitarna. Rozbierasz się. Całkowicie.
Obiekt otworzył szeroko oczy, ale Zofia stanęła przy nim patrząc nań z góry ze swoich dwóch metrów wzrostu. Po pewnej chwili stał już nagi zasłaniając się wstydliwie. Sue patrzyła jakby przez niego niewidzącym wzrokiem, po czy nagle zrobiła krok do przodu markując cios w brzuch.
- Muka!
Pacjent skulił się odruchowo, a Maks odwrócił się powstrzymując śmiech. Obie kobiety jednak zachowywały absolutną powagę.
- Wyprostuj się. Ręce połóż na karku, rozstaw szerzej nogi i nisko przykucnij. Wystarczy. Powstań.
Sue skinęła na Zofię, która wyjęła z kieszeni puszkę sprayu, po czym spryskała nim starannie całe ciało stojącego człowieka. 
- Yeah. Opuść już ręce. Idziemy dalej. Twoje rzeczy tutaj zostają na razie. Aha, załóż jeszcze to.
Sue podała mu maseczkę i wszyscy weszli do środka. Gdy mijali dyżurkę Doc stał w jej drzwiach mocno zdumiony tym, co zobaczył. Zatrzymał przechodzącą Sue i wciągnął za ramię do środka.
- Co to za golas?
- Teraz pracuję. Potem ci opowiem.
Sue wyszła i dołączyła do reszty stojących przed drzwiami pokoju numer trzy. Pierwsze dwa były już zajęte przez pacjentów, którzy przybyli z ambulatorium. Weszła pierwsza, za nią obiekt i Zofia. Maks pozostał na korytarzu.
- To tyle na dziś. W szafce masz ubrania szpitalne, swoje rzeczy dostaniesz po odkażeniu. Tam jest łazienka. Teraz się wykąpiesz porządnie. Higiena to podstawa. Aha. To masz na wypadek, gdybyś czegoś zapomniał. Tu ja decyduję, co jest halal, co jest haram.
Sue wyjęła tą samą kartkę, którą już pokazywała na lądowisku, rozłożyła ją i starannie ułożyła na stoliku. Wychodząc odwróciła się podnosząc dłoń z wyprostowanym do góry palcem:
- No!
Uśmiechnęła się dopiero na korytarzu.
...
- Szefuńcio nie powiedział nam wszystkiego. Wiedzieliśmy, że to rozpuszczony synalek jakiegoś bogatego do obrzydzenia gościa, ale do głowy mi nie wpadło, że ten gość to jakiś szejk arabski, czy coś podobnego. Rozumiem teraz, skąd był ten nacisk na żeńskie powitanie i żeby to kobiety go ustawiały.
- Zaiste, ma nasz szefuńcio poczucie humoru. Dobra, rób swoje, to ty jesteś siostra oddziałowa, a nie ja. Tylko go nie maltretuj za bardzo, bo jak widziałem, to on już był groogy na samym wstępie. Pamiętasz? Miało być bez zbytnich szykan.
- Ja jeszcze porządnie nie zaczęłam.
- Z kim ja się bzykam? Zaczynasz mnie przerażać.
...
Poranną pracę Sue zaczęła od pobrania próbek krwi mieszkańcom pokojów numer jeden i dwa. Gdy zaniosła je do Labu, Doc zapytał:
- Beduinowi nie pobrałaś?
- Pobiorę, tylko się najpierw przebiorę.
- Przebiorę?
Gdy Sue przyszła znów do Labu z kolejnym zestawem próbówek, Doc wstał na jej widok zaiste osłupiały:
- Jak ty wyglądasz?
- No co? Klasyczny uniform pielęgniarki.
- Chyba na planie pornola takie noszą.
- Chciałam trochę powkurzać naszego pupilka.
- Raczej twojego.
- Niech będzie. Żebyś ty widział jaką on miał minę, gdy mu robiłam inspekcję pokoju. Wiesz, przy takiej inspekcji czasem trzeba się schylić, czasem ukucnąć. Rozumiesz?
- Aż za bardzo. Twoja perfidia nie zna granic.
- Coś nie tak? Przeszkadza ci coś?
- Prywatnie nie, ale służbowo to mnie rozprasza, gdy chodzisz bez majtek w kusym stroju z takim dekoltem.
- Dobrze, już sobie idę.
- Cały dzień tak będziesz chodzić?
- No, coś ty. Myć się trzeba, a nie wietrzyć. Nie będę też ganiać tu w szpilkach cały dzień, nie jestem wrogiem własnego kręgosłupa. Zresztą ja już dziś do niego nie idę. Teraz Zofia go wzięła w obroty. Ma zrobić mu instruktaż sprzątania pokoju. Przy jej małomówności to może być bardzo ciekawe.
- Dobra, zostaw już te bzdury. Jak tylko się przebierzesz, to przyjdź tu do mnie. Pójdziemy podgonić produkcję.
- Kiedy ty go wreszcie obejrzysz?
- Po południu, obejdę wtedy wszystkich.
...
Po południu, tuż po obiedzie Sue oświadczyła:
- Jadę do Zoe.
- Na babskie ploty?
- Też. Ale nie  tylko. Przecież wiesz, że muszę wszystkim w kuchni testy porobić i maseczki im podrzucić.
- Dobrze, tylko spójrz jeszcze tu.
- Co to jest?
- Wyniki grypowiczów.
Uważnie przeczytała wydruk:
- Czy to znaczy, że...
- To znaczy, że...
Nie dokończył, bo nagle coś huknęło na korytarzu.

TO BE CONTINUED...

01 sierpnia 2020

ANTYWIRUS /odcinek 6/

- Czy jest coś, co powinnam wiedzieć?
- Jest. Tylko najpierw pożegnaj się ze swoimi pacjentami.
Gdy pacjenci wyszli z ośrodka Sue zameldowała:
- Zamieniam się w słuch.
- Pierwsza sprawa, to zmiana reżimu zakaźnego od jutra. Na razie był żółty, bo żeby załapać takie wirusy, jak HIV, czy HCV trzeba się trochę postarać. Ale od jutra mamy czerwony.
- Czemu więc?
- Do tej pory nikt nigdy nie przywlókł na wyspę grypy. Każdy przed przybyciem tu jest już zawczasu sprawdzany. Tak było do dziś. Do ambulatorium zgłosiły się dwie osoby, które mój szanowny kolega, zwany niezbyt słusznie "konowałem" widzi jako chorych na grypę, ale niekoniecznie też musi to być grypa. Wsadził ich do izolatki na razie, ale jutro już przejdą do nas. Jutro też wraca kuter, ten co odpływa teraz, przywiozą mi testy na "koronę". Wiesz, co to jest?
- Wiem, wiem, słyszałam, czytałam.
- Ale to nie koniec. Mamy na jutro zaproszenie do szefuńcia.
- My?
- Tak. I to bardziej ty, niż ja.
- O żesz ja bździam!
- Już masz mokro?
- Aż się leje po nogach. Ale o co chodzi?
- O to chodzi, że też nie wiem, o co chodzi.
...
Nadeszło jutro, nieco przed południem.
- Gotowa?
- Cicho. Laszczę się. To ma być moje pierwsze spotkanie z naszym wielkim, wspaniały szefem wszystkich szefów.
- Drugie.
- Tamto się nie liczy. Nawet na mnie wtedy nie spojrzał.
- Bo nie dupy mu były w głowie.
- Nieprawda! Jedną brew miałam źle zrobioną.
Przekomarzali się też po drodze, aż wreszcie dotarli do gabinetu pana Hagena. Ten zaś jak zwykle nie zaszczycił ich powitalnym spojrzeniem, ale za to:
- Weźcie sobie krzesła i siadajcie.
Co znaczyło, że szykuje się nieco poważniejsza rozmowa. Doc to wiedział, ale Sue nie. Usiadła tylko grzecznie i czekała co będzie dalej. Pan Hagen przeszedł do rzeczy:
- Od dziś czerwony reżim zakaźny. Ale to już wiecie, sprawa jest osobna. Dziś przywiozą obiekt specjalnej troski. Ale nieco innej troski niż ten poprzedni.
- Pan Five był wzorowym pacjentem.
Sue nie zauważyła karcącego spojrzenia Doca.
- Ja mówię. Ten może nie być zbyt wzorowy. Rzecz w tym, że ja tego człowieka nie za bardzo lubię. Ale zapłacono nie tylko za jego leczenie z HIV, ale też za to, aby pobyt tu trochę go zabolał. Taka pedagogika specjalna ma to być. Pani...
Tu pan Hagen spojrzał na...
- Sue.
- Ja mówię. Pani Sue zrobi to znakomicie. Dobrze wiem, że umie to. Ustawi go pani pod ścianą. Obiekt ma tak funkcjonować, jak pani siostra oddziałowa sobie zażyczy. Rzecz jasna bez mobbingu, bez zbytnich szykan, tylko w ramach regulaminu ośrodka. Do pomocy pani Sue weźmie sobie tą dużą salową, jak jej tam...
- Zofia.
- Ja mówię. Więc ta Zofia... Czy ja w ogóle mam coś wam jeszcze tłumaczyć? Aha. Na lądowisku obiekt ma odebrać pani Sue. To jest ważne dla całej sprawy. Pytania? Nie słyszę.
- Jest pytanie. Tylko nie na temat.
Pan Hagen spojrzał na Doca, potem na Sue. Doc spojrzał na Sue, zaś Sue na Doca, potem na pana Hagena. Ten zaś wstał i wciąż patrząc na Sue odparł:
- Pani Sue. Ja bardzo rzadko mówię takie rzeczy, ale teraz akurat mam na to chęć. Pani bardzo mi się podoba, mam na myśli pracę. Dlatego antycypując pani pytanie, pani Sue, to pani wolontariat już się skończył na tej wyspie.
Tu pan Hagen kliknął w laptopa i obrócił go na biurku.
- Przepraszam, ale co to jest?
- To jest pani konto bankowe.
- Ożż...
- Ja mówię. Jest pani zatrudniona na stałe. Jeszcze nie wiem, jak to będzie z urlopem, ale tym się zajmiemy później.
Gdy oboje wyszli z gabinetu Sue spojrzała na Doca:
- "Pani Sue"?
- Wyluzuj. Nasz szefuńcio ma szacunek do kobiet. Do każdej mówi per "pani". Widziałem kiedyś, jak niechcący potrącił sprzątaczkę na korytarzu i słyszałem rozmowę.
- Dobra, nieważne, chodźmy gdzieś.
- Gdzie?
- Naprawdę mam mokro i muszę ci obciągnąć na szybkiego. Do tego wieczorem masz mi z dupy zrobić jesień średniowiecza.
Zanim jednak jeszcze doszło do owej "jesieni" na lądowisku osiadł helikopter. Na płycie stała Sue, tuż za nią wielka, mocarna, nigdy nie uśmiechająca się salowa Zofia, a nieco jakby dalej Maks do kompletu. Z pojazdu powietrznego wysiadł...
- Fuck!


TO BE CONTINUED...