18 marca 2024

BYŁO UWAŻAĆ

Przyjaciele są przeważnie od wielu rzeczy. Czasem także od tego, żeby sobie u nich pomieszkać. Gdy Malina stanęła w progu drzwi mieszkania Kaśki, ta miała dość zdziwioną minę:
- Mister Roper wkracza na Wyspę Hana...
- Że co?
- Nic, tak mi się coś przypomniało, film taki był. Lalka, po co ci aż tyle tych bambetli? To miało być tylko na kilka dni.
- No. Masz jakiś problem?
- Ależ skąd? Było gwizdnąć pod oknem, to bym ci pomogła.
- Luz, uprzejmi panowie z ławeczki na podwórku już mi pomogli. Masz jakieś drobne? Bo obiecałam im na wino, ale nie mają terminala do karty.
Żeby od razu wyjaśnić i potem już do tego więcej nie wracać, pojawienie się Maliny u swojej najpsiapsi nie było spowodowane żadną sytuacją kryzysową. Po prostu Roxy, inna jej psiapsia, tudzież też szefowa przyjęła zlecenie blisko miejsca zamieszkania Kaśki.
- To po co się codziennie pieprzyć z dojazdem do roboty z drugiego końca miasta, skoro można szybko z buta ogarnąć jedną przecznicę?
Trudno odtworzyć, która pierwsza zadała to pytanie, nie jest to jednak ważne, skoro odpowiedź dla obu była jednogłośna.
- Rzucaj na razie ten majdan, potem się tym zajmiemy, a teraz, jeśli nie masz innych ważniejszych spraw na głowie chodźmy na jakieś kawsko. Póki jest słonecznie na mieście. Po drodze spalimy sobie mojego ostatniego blanta.
- Jak to ostatniego?
- Trochę za dużo rozdałam. Ale to nie problem.
Bo z blantami tak jest, że jest zielsko - jest dobrze, nie ma zielska - też jest dobrze. Tym się różni ono od narkotyków, na przykład alkoholu, z którymi to w pewnych patologicznych przypadkach tak nie bardzo działa.
- Dobrze, idziemy, tylko oko poprawię.
Po iluś tam minutach obie panie przeszły przez podwórko, odprowadzane ukłonami uprzejmych panów raczących się winem, czy też raczej napojem winopodobnym. Po dalszych minutach wkroczyły do parku, zaś po jeszcze dalszych zrobiły popas na ławeczce. Jednak popas to tylko popas i gdy paniom zaczęły marznąć pupy czas było ruszyć dalej. Zanim jednak do tego doszło w oddali alejki pojawiło się dwóch panów. Gdy już się dobrze zbliżyli, nie wzbudzili zainteresowania siedzących, jednak one stały się obiektem ich uwagi. Gdy zbliżyli się jeszcze bardziej, Kaśka nadal wciąż nie reagowała, za to Malina spytała niewinnym głosem:
- To co? Idziemy?
- Siedź. Zobaczmy, co się wydarzy. Może być śmiesznie.
Mężczyźni podeszli już całkiem blisko, przystanęli przed ławką wyraźnie się gapiąc z obleśnymi uśmieszkami, a wtedy Kaśka spojrzała na nich nader zalotnie z uroczym, nieobleśnym uśmiechem na twarzy i spytała:
- No, i co teraz?
Malina otaksowała ich wzrokiem po kolei, zatrzepotała szybko powiekami, po czym zachichotała niczym słodka idiotka. Jeden otworzył usta jakby chciał coś zagaić, ale Kaśka go uprzedziła:
- Cicho! Teraz ja mówię. Streszczę wam, co się za chwilę stanie. Zaraz się przysiądziecie z jakimś debilnym tekstem, ty potem będziesz chciał mnie złapać za kolano, a ja ci złamię rękę. Pasuje?
Mężczyźni byli wyraźnie zaskoczeni takim obrotem sprawy. Wymienili ze sobą spojrzenia, zaś Malina chichotała dalej, wręcz się zapowietrzyła. Za to mina Kaśki wyraźnie zmieniła się, uroczy uśmiech zniknął, usta zaś syknęły:
- No, co jest z wami? Przekaz był jasny. Spierdalać!
Chichot Maliny nagle się urwał, ona zaś spojrzała na stojącego bliżej niej, otworzyła szeroko oczy i wydała z siebie:
- Uuuuu!
Scenariusz Kaśki chyba raczej nie przewidział tego, co się zaraz dalej stało. Mężczyzna nagle zachwiał się i upadł wyraźnie omdlawszy. Nastąpiła chwila nieco krępującej ciszy. Kolega omdlałego wyraźnie się zawiesił, za to Malina pociągnęła nosem:
- Ujuj. Chodźmy szybko stąd.
Kaśka również powęszyła chwilę i stwierdziła:
- Ale akcja. To nie jest żart. On to naprawdę zrobił.
Gdy obie wstały dodała z wyraźnie zniesmaczoną miną:
- Nie stój tak, pomóż koledze. Dycha, ale coś z nim nie hula.
Stojący mężczyzna z wyraźnym zakłopotaniem pochylił się nad leżącym, ale psiapsie już tego nie widziały. Wyminęły go, chwyciły się za ręce i radośnie rozchichotane ruszyły parkową alejką ostentacyjnie kręcąc pupami. On zaś spojrzał szybko za nimi, po czym osiadł ciężko na ławce, wyciągnął paczkę papierosów, zapalniczkę i westchnął:
- Ja pierdolę...
Spoważniały dopiero usiadłszy przy kawiarnianym stoliku.
- Lalka, jak ty to zrobiłaś? Tylko nie mów, że było uważać. Ruda cię nauczyła tego numeru? Bo chyba nie bratowa?
- Nie. Roxy nie ma tu kompletnie nic do rzeczy. Samo jakoś tak się porobiło, spontanicznie, bez zbędnego myślenia.
- No tak, Malinka i jej urocza, niewinna minka. Czytałam już o tym kiedyś, centralnie w Diunie bodajże. To się Głos nazywa.
- Magiczny głos?
- Po prostu głos. Ale to jest science fiction, bajka.
- Chyba już zdążyłaś zauważyć, że magia to wcale nie bajka? W końcu sama niedawno odkryłaś w sobie Moc i chodzisz do Anity na szkolenia, tak? A ty masz tą książkę? Tą Diunę znaczy?
- Wszystkie tomy.
- To koniecznie mi daj wieczorem do poduchy.
- Nigdy nie lubiłaś sci-fi, tylko te słodkie romanse, gdzie tylko się pieprzą na okrągło. Trochę znam twoje gusta literackie.
- Trzeba się rozwijać, poszerzać horyzonty.
Gdy tak sobie gadały Kaśka kątem oka zauważyła kilka stolików dalej dwóch panów, którzy wyraźnie popatrywali w ich stronę i wymieniali jakieś uwagi.
- Czekaj Lalka, muszę do klopa.
Gdy wróciła, Malina spytała:
- Co to za goście tam? Znasz ich?
- Nie. Po prostu poprosiłam, żeby nie podchodzili.
- Co im powiedziałaś?
- Że my tylko z dziewczynami. To zawsze działa.
- Ale dlaczego?
- Przecież nie powiem im, że moja kumpela ma dziś taką zabawną fazę, że jak się głośniej odezwie, to faceci walą w portki.

13 marca 2024

Trochę o związkach, trochę o idiotyczności

Ludzie się dzielą na takich, z którymi da się rozmawiać i z którymi się nie da. Ostatnio zaistniała konieczność odpuścić sobie pewną Panią, bo po pewnym czasie blogowej znajomości okazało się jednak, że Ona rozmawiać nie umie. Jakiś defekt mentalny posiada, czy cóś. Zostawmy to jednak, zajmijmy się przypadkami pozytywnymi. Za taki postrzegamy blogerkę B.K./=TU=/, która nie wali brudnymi chwytami ad personam, nie wykręca naszych słów na odwyrtkę, nie wmawia nam, nie wciska, że powiedzieliśmy coś, czego nie powiedzieliśmy, zaś rozmowa z Nią potrafi sprawić przyjemność, mimo że niekoniecznie kaszlemy tak samo. Ostatnio naszło nas, tak trochę bocznie od głównego wątku Jej posta, na temat związków na odległość. Teza, którą uznaliśmy za stosowne nieco podważyć jest taka, iż takie związki są idiotyczne. Jakoś trudno nam to zaaprobować, jako że istnieje sporo takich związków, które są bardzo sensowne. Za to równie sporo związków, czy raczej układów razem mieszkających bywa kompletnymi idiotyzmami. Nie wspólna chata tworzy związek. Mieszkać razem i być ze sobą niekoniecznie oznacza to samo, te rzeczy potrafią się nieraz mocno różnić.
Zacznijmy od definicji związku na odległość. To jest wtedy, gdy taka para nie mieszka ze sobą, nie dzieli wspólnego lokum na stałe, a jedynie okresowo, na czas, kiedy ze sobą przebywają. To tyle, nic poza tym. Za to otwarta jest kwestia tej odległości. Tu bywa naprawdę różnie. Od sąsiednich domów do niesąsiednich miast, czy nawet kontynentów. Przy czym czasy obecne są takie, że tej odległości wcale nie mierzymy metrami, tylko upierdliwością doprowadzenia do takiej sytuacji, aby do poprzebywania ze sobą doszło. Im bardziej jest to upierdliwe, tym szybciej taki związek się rozwala. Sytuacja jest na ogół wtedy jasna.
Za to bardzo niejasna bywa nieraz przy wspólnym mieszkaniu. Taka para, gdy przestaje być ze sobą często nadal jeszcze ze sobą mieszka, bardzo często udając, że ich związek istnieje, mimo, że już go wcale nie ma. To są nieraz bardzo zawikłane sprawy, gdyż jako że komunikację, bazę związku, dawno już szlag trafił, to ci ludzie mają niedogadane, jak to w ogóle z nimi jest. Aczkolwiek nie zawsze tak jest, bo czasem obie strony dobrze wiedzą, co jest grane, czy raczej co jest nie grane.
Przejdźmy teraz do kwestii tej idiotyczności jednego, czy drugiego rodzaju związku. Otóż idiotyczność nie jest cechą naukową, zaś kompetencje do określenia, czy dany związek jest idiotyczny, czy nie, mają tylko te dwie osoby, które dany układ tworzą. Obserwator zewnętrzny ma tu guzik do gadania, jego zdanie, jakie by nie było, po prostu się nie liczy. Więc dyskusja na temat, czy jakiś związek, jego rodzaj, czy też konkretny przypadek jest idiotyczny, czy nie, nie ma żadnego sensu. Wynika z niej tylko tyle, co ze wzajemnego opowiadania sobie kawałów.
Natomiast co można naukowego wycisnąć z tego tematu? Na przykład to, że związek na odległość nie jest dobrą opcją dla ludzi lękowych, którzy mają ambicję posiadania maksymalnej kontroli nad tą drugą osobą. Okresy, gdy nie przebywają razem będą im ubarwiać ataki paranoi, że partnerka, czy partner spędza czas nie tak, jak według nich powinna. Czyli na przykład mizia się z kimś trzecim na boku. Za to taki związek może być niezły dla indywidualistów, którzy chcą mieć trochę czasu dla siebie, żeby nikt im się nie wpieprzał, nawet ta druga, najbliższa osoba. To oczywiście można nieźle zorganizować mieszkając razem, ale wydaje się być jednak nieco trudniejsze. Związek na odległość nie jest też zbyt dobrym pomysłem dla par ludzi mających skrajnie wysokie libido, którzy nie potrafią kroczy od siebie odkleić. Ale jest druga strona tego medalu. Otóż według jakichś badań, gdy się mieszka razem, ten piękny sport po pewnym czasie zaczyna być nudny. Zaś jako, że jest kluczowym filarem związku, to gdy ten filar słabnie, to cała konstrukcja zaczyna się mniej lub bardziej chwiać. Taka sytuacja mniej grozi przy związku na odległość. Przy każdej okazji bycia razem mizianko jest głównym punktem programu. Mniejszą ilość kompensuje większa jakość. To zaś wzmacnia, cementuje wzajemną więź, co powoduje, że obie strony nadal chcą się tak bawić. Co prawda celem związków nie jest bynajmniej trwałość, ale to, żeby było fajnie, niemniej jednak ta trwałość jest pewnym miernikiem tego, czy jest fajnie, czy nie. Mowa jest rzecz jasna o trwałości bycia ze sobą, a nie mieszkania razem.
To może na razie tyle w temacie, choć pewnie można by więcej. Ale oddamy teraz piłkę Kawiarni, która zapewne również coś ciekawego opowie.
Aha, tekst posta zawiera lokowanie innego, też fajnego bloga.