Mimo, że Roxy na początku była niechętnie nastawiona do Mali, to jednak ona zrobiła pierwszy ruch. Jeszcze tego samego dnia pamiętnego spotkania pobrała od Anity numer do dziewczyny, od niej samej adres, po czym od razu do niej pojechała, mimo sprzeciwu Miśka i swoich mrówek w dupie, którym się mocno spieszyło. Ale Ruda nie byłaby Rudą, gdyby nie znalazła na to sposobu. Po prostu pojechali trochę okrężną drogą robiąc krótką przerwę na jakimś ustronnym, małym parkingu. Zaś efekt wizyty u Mali był taki, że już nazajutrz była spakowana, po czym Roxy osobiście, truckiem własnej firmy zawiozła ją do siebie do domu. Jakby nie było, obiecała przecież Anicie, że pomyśli o nowym lokum, więc pomyślała szybko i wymyśliła tymczasowe rozwiązanie. Po drodze zaś powiedziała dziewczynie to, co dzień wcześniej psiapsiółom w Pleciudze:
- Nie lubię cię i nie ufam ci.
Po czym szybko dodała z uśmiechem:
- Ale nie bierz tego zbyt na poważnie. Bo ja bardzo lubię ryzyko, a gust miewam czasem bardzo kapryśny i zmienny.
W rzeczywistości nigdy potem nie okazała dziewczynie niechęci, ani także nieufności, bo takie drobiazgi, jak zamykanie zbyt prywatnych szuflad na klucze lub zaklęcia stosuje raczej każdy i nikt nie ma prawa czuć się tym dotkniętym. Było raczej centralnie wprost przeciwnie, Ruda traktowała ją nader przyjaźnie i życzliwie przy każdej okazji.
Po drodze zajrzały jeszcze zrobić fotkę do dowodu. Bo Mala miała przecież dopiero szesnaście lat, więc aby uniknąć kłopotów, gdyby nagle pojawił się ojciec gdzieś tam zaginiony, albo upomniało się o nią państwo, trzeba było ją trochę formalnie postarzyć. Tym już się zajęła pani Ewa, księgowa w firmie Roxy, która jak już wiemy, była najlepsza w magicznym usuwaniu różnych formalnych urzędowych raf.
Następnego dnia po instalacji u Rudej Mala grzecznie stawiła się w klubie Kaśki, która oddała ją pod komendę pani Zosi, zaś po południu pojawiła się Malina, która z ochoczym zapałem zabrała się do realizacji swoich zadań resocjalizujących. Po zrobieniu jej oka i reszty, przynajmniej tego, co było widać zakomunikowała:
- Już nie wyglądasz jak zwykła miotła, tylko jak miotła wiedźmy.
Po czym zabrała ją na miasto. I tak poleciały pierwsze dni nowego życia nowej pupilki naszych czarownic. Zaś już w następnym tygodniu...
Malina jak zwykle swoim zwyczajem wparowała do Anity i Borka jak do siebie, i ujrzawszy bratową majstrującą przy swojej garderobie spytała:
- Dobry moment? Jesteście przed, czy po?
Odpowiedział Borek:
- Na twoje wizyty zawsze jest dobry moment. Ale tym razem się spóźniłaś. Nie popatrzysz sobie, a szkoda, bo mogłabyś się czegoś nowego nauczyć.
Anita wtrąciła:
- Boreczku, twoja siostra chyba już umie wszystko.
- Nie lubię cię i nie ufam ci.
Po czym szybko dodała z uśmiechem:
- Ale nie bierz tego zbyt na poważnie. Bo ja bardzo lubię ryzyko, a gust miewam czasem bardzo kapryśny i zmienny.
W rzeczywistości nigdy potem nie okazała dziewczynie niechęci, ani także nieufności, bo takie drobiazgi, jak zamykanie zbyt prywatnych szuflad na klucze lub zaklęcia stosuje raczej każdy i nikt nie ma prawa czuć się tym dotkniętym. Było raczej centralnie wprost przeciwnie, Ruda traktowała ją nader przyjaźnie i życzliwie przy każdej okazji.
Po drodze zajrzały jeszcze zrobić fotkę do dowodu. Bo Mala miała przecież dopiero szesnaście lat, więc aby uniknąć kłopotów, gdyby nagle pojawił się ojciec gdzieś tam zaginiony, albo upomniało się o nią państwo, trzeba było ją trochę formalnie postarzyć. Tym już się zajęła pani Ewa, księgowa w firmie Roxy, która jak już wiemy, była najlepsza w magicznym usuwaniu różnych formalnych urzędowych raf.
Następnego dnia po instalacji u Rudej Mala grzecznie stawiła się w klubie Kaśki, która oddała ją pod komendę pani Zosi, zaś po południu pojawiła się Malina, która z ochoczym zapałem zabrała się do realizacji swoich zadań resocjalizujących. Po zrobieniu jej oka i reszty, przynajmniej tego, co było widać zakomunikowała:
- Już nie wyglądasz jak zwykła miotła, tylko jak miotła wiedźmy.
Po czym zabrała ją na miasto. I tak poleciały pierwsze dni nowego życia nowej pupilki naszych czarownic. Zaś już w następnym tygodniu...
Malina jak zwykle swoim zwyczajem wparowała do Anity i Borka jak do siebie, i ujrzawszy bratową majstrującą przy swojej garderobie spytała:
- Dobry moment? Jesteście przed, czy po?
Odpowiedział Borek:
- Na twoje wizyty zawsze jest dobry moment. Ale tym razem się spóźniłaś. Nie popatrzysz sobie, a szkoda, bo mogłabyś się czegoś nowego nauczyć.
Anita wtrąciła:
- Boreczku, twoja siostra chyba już umie wszystko.
Lalka zaoponowała:
- No, nie wiem. Tego, co robiła Nitka ostatnim razem, gdy tu wpadłam, to ja bym chyba tak dobrze nie umiała.
- Spróbuj, teraz ja popatrzę.
- No, co braciszku? Przypomnimy sobie nasze miodowe lata? Skoro twoja pani się zgadza, to innych przeszkód chyba nie ma?
Nie było w tym gronie żadnym sekretem, że niektóre dziewictwa Malina straciła właśnie z Borkiem, do tego jeszcze nielegalnie wiekowo. On jednak tylko burknął:
- Ja nic nie wiem. Spałem wtedy.
- Do czasu. W pewnym momencie przestałeś.
- Dobrze Lalka, dość tego porno, lepiej mów, co na mieście.
Borek, choć to on zaczął, wyraźnie robił wrażenie, jakby już przestał się wyrabiać w tej rozmowie, więc spróbował zmienić temat.
- Na mieście, jak to na mieście. Dziś ciepło.
- A co tam u tej waszej nowej... Córci? Siostrzenicy?
- Jedno i drugie nie pasuje. Wiekowo to raczej młodszej siostrze.
- Podobno strasznie ją polubiłyście?
- Bo to fajna dziewczyna. Tylko wymaga trochę pracy. Taka dzika jest trochę, niewiele widziała, niewiele poznała, ta jej mamuśka to jednak kawał wrednej kurwy był. Więc próbujemy laskę trochę odgiąć, wyluzować, pokazać różne rzeczy i to działa.
Potem Malina poszła z Anitą do kuchni, aby obgadać różne ważne babskie sprawy, zaś Borek nieco się zamyślił. Czy miał nad czym? Tego nie wiedział, postanowił obgadać to ze swoją kobietą, gdy jego siostra zostawiając po sobie mnóstwo dobrych wibracji wreszcie sobie poszła. Wtedy zaczął:
- Pupcia, pamiętasz jak kiedyś gadaliśmy sobie na temat mizianych snów? Konkluzje mieliśmy fajne, ale ostatnio zaistniała taka dziwna sytuacja.
Faceci nie bardzo lubią słuchać na temat snów, czy fantazji erotycznych swoich dupek, za to kobiety ponoć mają wręcz odwrotnie, bardzo chętnie nadstawiają ucha. Anita tłumaczyła to kiedyś tak:
- Bo ja się wtedy staram uczyć. Za to dla odmiany chłopy, nawet ci zdrowi, niezazdrośni są zadufani w sobie, że są w tym sporcie najlepsi i pewne formy edukacji do nich nie trafiają.
Tak więc Anita usiadła na łóżku w pozycji przez buractwo uznawaną za brzydką, po czym właśnie nadstawiła ucha.
- No, opowiadaj Słodziak, opowiadaj.
- Bo widzisz, ostatnio regularnie co noc mam taki sen, że kocham tą samą panienkę, do tego scenariusz jest wciąż ten sam.
- Co konkretnie robiliście?
- Po prostu podawałem jej.
- Wiesz, mnie niedawno przez trzy noce z rzędu śnił się ostry anal z Lemmym Kilmistrem, do tego jako napoczętym już przez insekty nieboszczykiem i było mi bardzo fajnie.
- Mnie nie było fajnie. To zawsze wciąż była Mala. Jakoś nie wiedzieć czemu, nie czułem się z tym dobrze, chociaż umiała to robić.
Anita nagle zmieniła konfigurację ciała.
- Czekaj kochanie, tu faktycznie coś nie gra. Nie chodzi o Malę, bo to w sumie fajna cipa, ale o tą regularność w dłuższym dystansie. To wygląda na zmorę. Czyżby Ruda coś spieprzyła? Przy tak mocno porąbanym uroku, kaleczącym rzemiosło, to nawet Roxy, najlepsza w urokach mogła coś przeoczyć, jakieś tam śmieci. Rozumiem kochanie, że nie chcesz tych snów?
- Nie chcę.
- To trzeba cię znowu okopcić.
- Nie rozumiem.
- To taki nasz wiedźmowski żart, nie myśl o tym za dużo.
- Chyba rozumiem. Trzeba ze mną zrobić jakieś pow-pow?
- Centralnie.
- Umiesz to zrobić?
- Tak, choć nie jest to najlepszy pomysł. Nie pytaj dlaczego, bo to jest na cały referat teorii magii. Poza tym to Roxy spaprała, więc niech poprawia. To będzie nawet zabawnie popatrzeć, jak cię znowu chwilę potrzyma za moją ulubioną babską zabawkę.
- Jak to znowu?
- Oj, bo ty wtedy nie byłeś zbyt obecny. Nie pamiętasz miłości z Malą, nie pamiętasz oduroczania i w ogóle... Ale podświadomość mimo wszystko zapamiętała tą miłość. Już dzwonię do Rudej. Ona naprawdę zrobi to lepiej. Zaufaj mi. Tak w ogóle, to najlepiej jest, gdy urok odczynia ta, która go skonstruowała. Tylko że Mala jest tak niedorobioną i popapraną wiedźmą, że pewnie w ogóle nie umiałaby się do tego zabrać.
Następnego dnia Ruda pojawiła się u nich.
- No, pacjent gotowy? To kładź się na łóżku. Na razie na brzuchu.
Roxy wyjęła z torebki jakiś dziwny kamień i powoli zaczęła nim przesuwać wzdłuż borkowego kręgosłupa. Od kości ogonowej po sam czubek głowy, potem z powrotem. Potem spojrzała na Anitę:
- Jest. Coś tam faktycznie zostało, jakiś drobny robal.
- Robal?
Tak spytał Borek i usłyszał;
- No, niedosłownie. Taki nasz żargon. To teraz wyskakuj z portek i reszty. Nie krępuj się, czuj się jak u lekarza. Nitka cię nie opieprzy za to, że dałeś innej babie potrzymać cię przez chwilę za sprzęt.
Gdy mężczyzna się rozbierał Roxy zwróciła się do Anity:
- Zawsze ci go zadrościłam, ale coś obiecałam, więc do głowy mi nigdy nie przyszło, że kiedyś będę mogła go sobie bezkarnie pomacać, do tego jeszcze dwa razy. Gotowy? To leż spokojnie.
Ruda położyła Borkowi kamień na brzuchu, lewą dłonią chwyciła za krocze, drugą zaś położyła mu na czole. Zamknęła oczy i cicho zaczęła coś mruczeć. Po chwili przestała, wstrząsnęła dłońmi jakby coś z nich strzepywała, zabrała kamień i wstając rzuciła:
- No, już po zabiegu. Możesz się ubrać.
Gdy wyszła do łazienki Anita wyjaśniła:
- Tak naprawdę, to nie chodzi wcale o łapanie pacjenta za genitalia, tylko istotny jest punkt, nie pamiętam już jego chińskiej nazwy, który leży między nimi i zakrystią. Tam jest jeden koniec meridianu energetycznego, na nim jest skupiona uwaga. Tak ci to mówię, żebyś wiedział, jak to wygląda od strony technicznej. Ciocia Lala to by zrobiła całkiem bez dotykania klienta, nawet na odległość, ale to ona jest Ciocia Lala, nie my.
Gdy Roxy wróciła dodała na koniec:
- Już jesteś zdrów, ale nie wystrasz się, gdy którejś nocy Mala znowu ci się przypadkiem przyśni, nawet erotycznie. Ale to będzie już tylko zwykłe wspomnienie, jak każdej innej osoby, którą kiedyś tam spotkałeś. Przecież nie chodziło o to, żeby ci czyścić pamięć. To już jest bardzo gruby zabieg, tu zupełnie zbędny. A teraz będziesz tak miły i zrobisz mi jakąś kawkę?
Sprawa niefortunnego uroku, którego ofiarą padł Borek została zamknięta eschatologicznie, ale okazuje się jednak, że jego szybka randka z Malą, czy jak to inaczej nazwać, miała jeszcze inne konsekwencje.
💓
Od czasu przeprowadzki do Roxy Mala miała wrażenie, że jest w jakiejś cudownej bajce. Rzecz jasna nie żyła dotąd na drzewie, mimo wirtualnej klatki, którą jej tworzyła apodyktyczna mamuśka zdążyła poznać trochę świata, trochę życia. Ale tu akurat chodziło bardziej o ludzi, którzy nagle zaczęli ją otaczać. Zwłaszcza cztery wiedźmy, których troskę o nią odczuwała prawie na każdym kroku. Podziwiała ich wzajemne relacje, zaś jako że nigdy nie miała przyjaciółki, co najwyżej jakieś koleżanki, czy znajome, to wszystko dla niej było strasznie nowe. Czuła też wyraźnie ich przyjazne do niej nastawienie, nigdy też nie dawały jej odczuć pewnej różnicy wieku, która ją od nich dzieliła. Jak w innym miejscu wspomniała Malina, była po prostu jak młodsza siostra. Z drugiej strony z każdą miała inne relacje. Co prawda Anita i Kaśka budziły w niej pewien respekt, zaś z Roxy i Maliną czuła się bardziej bezpośrednio, to generalnie po pewnym czasie była po prostu jedną z nich. Najbardziej chyba lubiła Malinę, której maniera szalonej małolaty wcale nie była udawana, ona po prostu taka była.
Wszystkie rozmawiały na luzie o wszystkim, jednak były pewne dwa tematy, które można było uznać za nieco wyjątkowe. Po pierwsze, to na wyraźne życzenie Anity, nigdy przy Mali nie poruszano tematu czarów.
- Przyjdzie moment, kiedy sama z nią o tym wszystkim pogadam w cztery oczy, ale na razie ona sama musi dojrzeć do takiej rozmowy.
Być może ten moment kiedyś miał niedługo nastąpić, gdyż według spostrzeń Kaśki moc Mali powoli jakby nabierała pewnej stabilności. Zaś sama Mala raczej mało poświęcała tym sprawom uwagi, zajęta napływem nowych bodźców żyła trochę jak nieświadoma krypta.
Drugą rzeczą były sprawy bazowe, zasadnicze. Jednak to nie był już temat tabu, to tylko Mala jakby milkła, wyłączała się, gdy kobiety czasem wymieniały się żartami o tychże sprawach. Wśród obecnych szesnastolatek istnieje bardzo szerokie spektrum doświadczeń, od prawie żadnych, do bardzo bogatych. Jednak Mala miała dosyć szczególne. Nigdy nie uprawiała miziania całkiem dobrowolnie. Zwykle bywała stręczona przez matkę różnym wujkom, jej chwilowym przydupasom albo czasem podsuwana jako karta przetargowa podczas dziwnych interesów, które to Pamala prowadziła. Także w ostatnim przypadku, gdy miała szybką przygodę z Borkiem była tylko narzędziem do intrygi. Ale tym razem sprawiło jej to realną przyjemność, do tego na tyle wyjątkową, że wciąż wspominała smak tego mężczyzny. Prawda była taka, że Borek jej się bardzo podobał. Na tyle podobał, że czasem uzupełniając swoją wiedzę teoretyczną za pomocą różnych filmów dla dorosłych tworzyła sobie, czy raczej odtwarzała swój film, gdzie klęczy przed nim uprawiając z nim miłość tak, jak wtedy, prostą i dość standardową techniką. Wiedziała jednak, że taka sytuacja raczej nigdy się już nie powtórzy. A przecież widziała go tylko kilka razy. Najpierw na fotce, którą pokazała jej matka zlecając jej zadanie, potem podczas owej randki, potem podczas spotkania pod jego firmą, zaś ostatni raz, gdy niedawno zajrzał do klubu Kaśki. Mala wtedy na jego widok szybko się gdzieś schowała, centralnie zaś do toalety, gdzie uspokoiła się dopiero wtedy, gdy się sama zaspokoiła.
Tak, Mala po prostu była zakochana w Faliborze, nieraz to mówiła do swojego obrazu w lustrze i to były te jedyne momenty, gdy czuła się bardzo bezradna, gdyż nie wiedziała, co ma z tym robić. Czasem zwierzała się ze swoich różnych rozterek swoim nowym siostrom i protektorkom, najchętniej Malinie, ale w tym przypadku bała się kłopotów, które takie zwierzenie może wywołać. Co prawda nie wiedziała, nie umiała sobie wyobrazić, jakie one mogą być, ale uważała, że to może wiele popsuć. Czy się myliła? Na razie po prostu czekała i cieszyła się wszystkim, czego doświadczała do tej pory...
Zaś najnowsze doświadczenie było takie, że któregoś wieczoru po powrocie do domu Roxy oświadczyła dziewczynie:
- No, dupeczko, czas na kolejną przeprowadzkę.
- Jak to?
- Zamieszkasz u Borka.
- Nie rozumiem.
- Bo za bardzo streściłam. Zamieszkasz w mieszkaniu Borka.
- A oni?
- Oni się przeprowadzają do domu Anity, tego po matce. Połowa należy do niej, połowa do jej siostry. A mieszkanie chcą wynająć i uznali, że wynajmą je akurat właśnie tobie.
- Ale to chyba nie jest zbyt tania dzielnica?
- W tym mieście tanie są tylko klitki na Bajorze. Ale nie zedrą z ciebie skóry. Anita powiedziała, że wezmą połowę tego, co wzięliby od obcego, pokryją też zaległe rachunki. Wyrobisz się, Kaśki stryjek chyba ci płaci dość przyzwoicie.
- To im się opłaci?
- Co cię to obchodzi? Ale powiem ci tak, że ten kawałek domu od trzech lat był przeważnie pusty. Nitka tam zaglądała tylko podczas różnych okazji, do tej pory nie bardzo rozumiem, dlaczego wcześniej tego nie zrobili. Ale Nita to Nita, skoro ona tak robiła, to dobrze robiła.
Tak więc firmowy truck Roxy wkrótce zaparkował pod kamienicą Borka. Malina, która ofiarowała się do pomocy bardziej przeszkadzała, niż pomagała trajkocąc wciąż na temat parapetówy, ale że Mala zbyt wiele rzeczy nie miała, to było tylko miłe urozmaicenie całej akcji. Zaś gdy dziewczyna została już sama w nowym mieszkaniu zaczęła oglądać sobie wszystkie kąty. Stary nordycki mit mówi, że z naramiennika Odyna codziennie spada na Ziemię jedna złota bransoleta. Przez ostatnie dni, czy tygodnie te bransolety trafiały do Mali. Tylko był jeden szkopuł. Ściany, podłoga, sufit, każdy fragment tego mieszkania pachniały Borkiem. Tego wszystkiego było już dla dziewczyny za dużo. Usiadła na podłodze w środku pokoju i cała kunsztowna robota Maliny, która tego dnia miała wyjątkową wenę do jej laszczenia poszła się jebać spływając po policzkach.
- No, nie wiem. Tego, co robiła Nitka ostatnim razem, gdy tu wpadłam, to ja bym chyba tak dobrze nie umiała.
- Spróbuj, teraz ja popatrzę.
- No, co braciszku? Przypomnimy sobie nasze miodowe lata? Skoro twoja pani się zgadza, to innych przeszkód chyba nie ma?
Nie było w tym gronie żadnym sekretem, że niektóre dziewictwa Malina straciła właśnie z Borkiem, do tego jeszcze nielegalnie wiekowo. On jednak tylko burknął:
- Ja nic nie wiem. Spałem wtedy.
- Do czasu. W pewnym momencie przestałeś.
- Dobrze Lalka, dość tego porno, lepiej mów, co na mieście.
Borek, choć to on zaczął, wyraźnie robił wrażenie, jakby już przestał się wyrabiać w tej rozmowie, więc spróbował zmienić temat.
- Na mieście, jak to na mieście. Dziś ciepło.
- A co tam u tej waszej nowej... Córci? Siostrzenicy?
- Jedno i drugie nie pasuje. Wiekowo to raczej młodszej siostrze.
- Podobno strasznie ją polubiłyście?
- Bo to fajna dziewczyna. Tylko wymaga trochę pracy. Taka dzika jest trochę, niewiele widziała, niewiele poznała, ta jej mamuśka to jednak kawał wrednej kurwy był. Więc próbujemy laskę trochę odgiąć, wyluzować, pokazać różne rzeczy i to działa.
Potem Malina poszła z Anitą do kuchni, aby obgadać różne ważne babskie sprawy, zaś Borek nieco się zamyślił. Czy miał nad czym? Tego nie wiedział, postanowił obgadać to ze swoją kobietą, gdy jego siostra zostawiając po sobie mnóstwo dobrych wibracji wreszcie sobie poszła. Wtedy zaczął:
- Pupcia, pamiętasz jak kiedyś gadaliśmy sobie na temat mizianych snów? Konkluzje mieliśmy fajne, ale ostatnio zaistniała taka dziwna sytuacja.
Faceci nie bardzo lubią słuchać na temat snów, czy fantazji erotycznych swoich dupek, za to kobiety ponoć mają wręcz odwrotnie, bardzo chętnie nadstawiają ucha. Anita tłumaczyła to kiedyś tak:
- Bo ja się wtedy staram uczyć. Za to dla odmiany chłopy, nawet ci zdrowi, niezazdrośni są zadufani w sobie, że są w tym sporcie najlepsi i pewne formy edukacji do nich nie trafiają.
Tak więc Anita usiadła na łóżku w pozycji przez buractwo uznawaną za brzydką, po czym właśnie nadstawiła ucha.
- No, opowiadaj Słodziak, opowiadaj.
- Bo widzisz, ostatnio regularnie co noc mam taki sen, że kocham tą samą panienkę, do tego scenariusz jest wciąż ten sam.
- Co konkretnie robiliście?
- Po prostu podawałem jej.
- Wiesz, mnie niedawno przez trzy noce z rzędu śnił się ostry anal z Lemmym Kilmistrem, do tego jako napoczętym już przez insekty nieboszczykiem i było mi bardzo fajnie.
- Mnie nie było fajnie. To zawsze wciąż była Mala. Jakoś nie wiedzieć czemu, nie czułem się z tym dobrze, chociaż umiała to robić.
Anita nagle zmieniła konfigurację ciała.
- Czekaj kochanie, tu faktycznie coś nie gra. Nie chodzi o Malę, bo to w sumie fajna cipa, ale o tą regularność w dłuższym dystansie. To wygląda na zmorę. Czyżby Ruda coś spieprzyła? Przy tak mocno porąbanym uroku, kaleczącym rzemiosło, to nawet Roxy, najlepsza w urokach mogła coś przeoczyć, jakieś tam śmieci. Rozumiem kochanie, że nie chcesz tych snów?
- Nie chcę.
- To trzeba cię znowu okopcić.
- Nie rozumiem.
- To taki nasz wiedźmowski żart, nie myśl o tym za dużo.
- Chyba rozumiem. Trzeba ze mną zrobić jakieś pow-pow?
- Centralnie.
- Umiesz to zrobić?
- Tak, choć nie jest to najlepszy pomysł. Nie pytaj dlaczego, bo to jest na cały referat teorii magii. Poza tym to Roxy spaprała, więc niech poprawia. To będzie nawet zabawnie popatrzeć, jak cię znowu chwilę potrzyma za moją ulubioną babską zabawkę.
- Jak to znowu?
- Oj, bo ty wtedy nie byłeś zbyt obecny. Nie pamiętasz miłości z Malą, nie pamiętasz oduroczania i w ogóle... Ale podświadomość mimo wszystko zapamiętała tą miłość. Już dzwonię do Rudej. Ona naprawdę zrobi to lepiej. Zaufaj mi. Tak w ogóle, to najlepiej jest, gdy urok odczynia ta, która go skonstruowała. Tylko że Mala jest tak niedorobioną i popapraną wiedźmą, że pewnie w ogóle nie umiałaby się do tego zabrać.
Następnego dnia Ruda pojawiła się u nich.
- No, pacjent gotowy? To kładź się na łóżku. Na razie na brzuchu.
Roxy wyjęła z torebki jakiś dziwny kamień i powoli zaczęła nim przesuwać wzdłuż borkowego kręgosłupa. Od kości ogonowej po sam czubek głowy, potem z powrotem. Potem spojrzała na Anitę:
- Jest. Coś tam faktycznie zostało, jakiś drobny robal.
- Robal?
Tak spytał Borek i usłyszał;
- No, niedosłownie. Taki nasz żargon. To teraz wyskakuj z portek i reszty. Nie krępuj się, czuj się jak u lekarza. Nitka cię nie opieprzy za to, że dałeś innej babie potrzymać cię przez chwilę za sprzęt.
Gdy mężczyzna się rozbierał Roxy zwróciła się do Anity:
- Zawsze ci go zadrościłam, ale coś obiecałam, więc do głowy mi nigdy nie przyszło, że kiedyś będę mogła go sobie bezkarnie pomacać, do tego jeszcze dwa razy. Gotowy? To leż spokojnie.
Ruda położyła Borkowi kamień na brzuchu, lewą dłonią chwyciła za krocze, drugą zaś położyła mu na czole. Zamknęła oczy i cicho zaczęła coś mruczeć. Po chwili przestała, wstrząsnęła dłońmi jakby coś z nich strzepywała, zabrała kamień i wstając rzuciła:
- No, już po zabiegu. Możesz się ubrać.
Gdy wyszła do łazienki Anita wyjaśniła:
- Tak naprawdę, to nie chodzi wcale o łapanie pacjenta za genitalia, tylko istotny jest punkt, nie pamiętam już jego chińskiej nazwy, który leży między nimi i zakrystią. Tam jest jeden koniec meridianu energetycznego, na nim jest skupiona uwaga. Tak ci to mówię, żebyś wiedział, jak to wygląda od strony technicznej. Ciocia Lala to by zrobiła całkiem bez dotykania klienta, nawet na odległość, ale to ona jest Ciocia Lala, nie my.
Gdy Roxy wróciła dodała na koniec:
- Już jesteś zdrów, ale nie wystrasz się, gdy którejś nocy Mala znowu ci się przypadkiem przyśni, nawet erotycznie. Ale to będzie już tylko zwykłe wspomnienie, jak każdej innej osoby, którą kiedyś tam spotkałeś. Przecież nie chodziło o to, żeby ci czyścić pamięć. To już jest bardzo gruby zabieg, tu zupełnie zbędny. A teraz będziesz tak miły i zrobisz mi jakąś kawkę?
Sprawa niefortunnego uroku, którego ofiarą padł Borek została zamknięta eschatologicznie, ale okazuje się jednak, że jego szybka randka z Malą, czy jak to inaczej nazwać, miała jeszcze inne konsekwencje.
💓
Od czasu przeprowadzki do Roxy Mala miała wrażenie, że jest w jakiejś cudownej bajce. Rzecz jasna nie żyła dotąd na drzewie, mimo wirtualnej klatki, którą jej tworzyła apodyktyczna mamuśka zdążyła poznać trochę świata, trochę życia. Ale tu akurat chodziło bardziej o ludzi, którzy nagle zaczęli ją otaczać. Zwłaszcza cztery wiedźmy, których troskę o nią odczuwała prawie na każdym kroku. Podziwiała ich wzajemne relacje, zaś jako że nigdy nie miała przyjaciółki, co najwyżej jakieś koleżanki, czy znajome, to wszystko dla niej było strasznie nowe. Czuła też wyraźnie ich przyjazne do niej nastawienie, nigdy też nie dawały jej odczuć pewnej różnicy wieku, która ją od nich dzieliła. Jak w innym miejscu wspomniała Malina, była po prostu jak młodsza siostra. Z drugiej strony z każdą miała inne relacje. Co prawda Anita i Kaśka budziły w niej pewien respekt, zaś z Roxy i Maliną czuła się bardziej bezpośrednio, to generalnie po pewnym czasie była po prostu jedną z nich. Najbardziej chyba lubiła Malinę, której maniera szalonej małolaty wcale nie była udawana, ona po prostu taka była.
Wszystkie rozmawiały na luzie o wszystkim, jednak były pewne dwa tematy, które można było uznać za nieco wyjątkowe. Po pierwsze, to na wyraźne życzenie Anity, nigdy przy Mali nie poruszano tematu czarów.
- Przyjdzie moment, kiedy sama z nią o tym wszystkim pogadam w cztery oczy, ale na razie ona sama musi dojrzeć do takiej rozmowy.
Być może ten moment kiedyś miał niedługo nastąpić, gdyż według spostrzeń Kaśki moc Mali powoli jakby nabierała pewnej stabilności. Zaś sama Mala raczej mało poświęcała tym sprawom uwagi, zajęta napływem nowych bodźców żyła trochę jak nieświadoma krypta.
Drugą rzeczą były sprawy bazowe, zasadnicze. Jednak to nie był już temat tabu, to tylko Mala jakby milkła, wyłączała się, gdy kobiety czasem wymieniały się żartami o tychże sprawach. Wśród obecnych szesnastolatek istnieje bardzo szerokie spektrum doświadczeń, od prawie żadnych, do bardzo bogatych. Jednak Mala miała dosyć szczególne. Nigdy nie uprawiała miziania całkiem dobrowolnie. Zwykle bywała stręczona przez matkę różnym wujkom, jej chwilowym przydupasom albo czasem podsuwana jako karta przetargowa podczas dziwnych interesów, które to Pamala prowadziła. Także w ostatnim przypadku, gdy miała szybką przygodę z Borkiem była tylko narzędziem do intrygi. Ale tym razem sprawiło jej to realną przyjemność, do tego na tyle wyjątkową, że wciąż wspominała smak tego mężczyzny. Prawda była taka, że Borek jej się bardzo podobał. Na tyle podobał, że czasem uzupełniając swoją wiedzę teoretyczną za pomocą różnych filmów dla dorosłych tworzyła sobie, czy raczej odtwarzała swój film, gdzie klęczy przed nim uprawiając z nim miłość tak, jak wtedy, prostą i dość standardową techniką. Wiedziała jednak, że taka sytuacja raczej nigdy się już nie powtórzy. A przecież widziała go tylko kilka razy. Najpierw na fotce, którą pokazała jej matka zlecając jej zadanie, potem podczas owej randki, potem podczas spotkania pod jego firmą, zaś ostatni raz, gdy niedawno zajrzał do klubu Kaśki. Mala wtedy na jego widok szybko się gdzieś schowała, centralnie zaś do toalety, gdzie uspokoiła się dopiero wtedy, gdy się sama zaspokoiła.
Tak, Mala po prostu była zakochana w Faliborze, nieraz to mówiła do swojego obrazu w lustrze i to były te jedyne momenty, gdy czuła się bardzo bezradna, gdyż nie wiedziała, co ma z tym robić. Czasem zwierzała się ze swoich różnych rozterek swoim nowym siostrom i protektorkom, najchętniej Malinie, ale w tym przypadku bała się kłopotów, które takie zwierzenie może wywołać. Co prawda nie wiedziała, nie umiała sobie wyobrazić, jakie one mogą być, ale uważała, że to może wiele popsuć. Czy się myliła? Na razie po prostu czekała i cieszyła się wszystkim, czego doświadczała do tej pory...
Zaś najnowsze doświadczenie było takie, że któregoś wieczoru po powrocie do domu Roxy oświadczyła dziewczynie:
- No, dupeczko, czas na kolejną przeprowadzkę.
- Jak to?
- Zamieszkasz u Borka.
- Nie rozumiem.
- Bo za bardzo streściłam. Zamieszkasz w mieszkaniu Borka.
- A oni?
- Oni się przeprowadzają do domu Anity, tego po matce. Połowa należy do niej, połowa do jej siostry. A mieszkanie chcą wynająć i uznali, że wynajmą je akurat właśnie tobie.
- Ale to chyba nie jest zbyt tania dzielnica?
- W tym mieście tanie są tylko klitki na Bajorze. Ale nie zedrą z ciebie skóry. Anita powiedziała, że wezmą połowę tego, co wzięliby od obcego, pokryją też zaległe rachunki. Wyrobisz się, Kaśki stryjek chyba ci płaci dość przyzwoicie.
- To im się opłaci?
- Co cię to obchodzi? Ale powiem ci tak, że ten kawałek domu od trzech lat był przeważnie pusty. Nitka tam zaglądała tylko podczas różnych okazji, do tej pory nie bardzo rozumiem, dlaczego wcześniej tego nie zrobili. Ale Nita to Nita, skoro ona tak robiła, to dobrze robiła.
Tak więc firmowy truck Roxy wkrótce zaparkował pod kamienicą Borka. Malina, która ofiarowała się do pomocy bardziej przeszkadzała, niż pomagała trajkocąc wciąż na temat parapetówy, ale że Mala zbyt wiele rzeczy nie miała, to było tylko miłe urozmaicenie całej akcji. Zaś gdy dziewczyna została już sama w nowym mieszkaniu zaczęła oglądać sobie wszystkie kąty. Stary nordycki mit mówi, że z naramiennika Odyna codziennie spada na Ziemię jedna złota bransoleta. Przez ostatnie dni, czy tygodnie te bransolety trafiały do Mali. Tylko był jeden szkopuł. Ściany, podłoga, sufit, każdy fragment tego mieszkania pachniały Borkiem. Tego wszystkiego było już dla dziewczyny za dużo. Usiadła na podłodze w środku pokoju i cała kunsztowna robota Maliny, która tego dnia miała wyjątkową wenę do jej laszczenia poszła się jebać spływając po policzkach.
No tak, sytuacja typu: wpuścić lisa do kurnika.
OdpowiedzUsuńAle że aż tak jej dziewczyny pomogły?
Lubią skomplikowane sytuacje albo nie wyczuwają niebezpieczeństwa...
jak pomagać, to porządnie...
Usuńmyślę, że cała czwórka mimo wszystko bacznie dziewczynę obserwuje, ale z tekstu wynika, że raczej nie ma powodu wpadać w paranoję... tu raczej więcej może namącić to jej zakochanie się w Borku, to może narobić nieco kłopotów...
No, to sprawy się zaczynają komplikować. I wiedźmy tego nie przewidziały? Dziwne.
OdpowiedzUsuńrozumiem, że chodzi o stereotyp wiedźmy wszechwiedzącej, jasnowidzącej, znającej przyszłość na wylot, ale to tylko stereotyp, bo w rzeczywistości ich ponadprzeciętnym Intuicjom też czasem coś umyka...
Usuńpoza tym Mala też jest wiedźmą, choć jeszcze niedouczoną i jakby zwichrowaną, ale jak widać coś tam w sobie potrafi przed nimi ukryć...
Przyczepie się do dwóch wątków dość kontrowersyjnych z punktu społecznego . Wątek miziania Maliny z bratem jak przeczytałam ,to opowiadanie to sobie przypomniałam słynną aferę z profesorem Hartmanem , który mówił ,że osoby dorosłe uprawiające seks kazirodczy nie kończący się rozrodem nie powinny być karane za taką relacje jeśli wynika to ze zgody dwóch partnerów . Afera była na cała Polskę wtedy . Erotyczne sny Anity hm taki seks to się może skończyć w taki sposób ,że się dana ossoba normalnie już nie załatwi , więc lepiej nie realiziować takich snów erotycznych ….Zakochana Mala , to też ciekawy wątek dziewczyna nie ma nikogo ,więc psychicznie sobie może wmawiać takie zauroczenie . Ciekawa jestem jak się jej dalsze losy potoczą .
OdpowiedzUsuńwydaje mi się, że dyskusja o seksie techniką analną, na ile jest bezpieczna i pod jakimi warunkami to chyba zbyt dalekie odejście od tematu...
Usuńza to z fantazjami, czy też snami erotycznymi ponoć jest tak, że kobiece fantazje bywają często bardzo dalekie od ich faktycznych pragnień, one po prostu tylko tak sobie fantazjują, na luzie, niezobowiązująco, nic poza tym, więc raczej nie ma co zbytnio się na tym skupiać... Anita z pewnością nie pójdzie na cmentarz ekshumować żadnego wybitnego rockmana...
pierwsze eksperymenty seksualne wśród rodzeństwa ponoć nie zdarzają się wcale tak rzadko, trudno to jednak sprawdzić ze względu na mocne tabu, które w naszym społeczeństwie ten temat pokrywa...
za to wątek zakochanej Mali ma jeszcze wszystkie drogi otwarte przed sobą, jako autor nie mam jeszcze nawet wstępnego szkicu wizji, jak to się może dalej potoczyć, chwilowo pozostańmy w napięciu, które wywołał...
No i właśnie dlatego mówiłam, że nie powinny jej pomagać. Jak ktoś ma złe wzorce odnośnie miłości, to zaraz rzuci się w objęcia pierwszego lepszego, którego zaliczyła, który jej pomógł/ nie skrzywdził jak cała reszta poprzedników i już sie dziewczynie będzie wydawać, że to nie wiadomo jaka ogromna miłość. W sumie trochę je wiedźmy krzywdę robią, trzymając ją tak blisko Borka. Nie wyjdzie jej to na dobre. Będzie się zastanawiać, dlaczego nie jest lepsza od Anity, dlaczego nie może mieć tego, co chce, dlaczego musiała się zakochać akurat w nim, i będzie się trochę z tego leczyć. Szkoda mi jej.
OdpowiedzUsuńtrochę nie tak, bo wiedźmy wcale nie trzymają jej blisko Borka i w sumie nie bardzo wiem, co przez to rozumiesz... tak w ogóle, to w tym momencie czasowym chyba jeszcze nie zdążyły wyczuć, co się dzieje, jeśli chodzi o mrówki w dupie Mali... na razie Anita ma swoją wersję, że na tej randce Mala była tylko robotem i wydaje jej się, że po tym ostatnim "okopceniu" Borka jest już po sprawie... za to Mala zrobiła zamek i boi się spieprzyć swój obecny raj jeśli za wcześnie, czy nawet w ogóle go odemknie ujawniając komuś tą swoją małolacką miłość...
Usuńco z nią dalej?... jako twórca postaci i całego cyklu jeszcze nie wiem...
Widzę to jako ,,trzymanie jej blisko niego'', bo jest w jego mieszkaniu, spotyka jego dziewczynę, siostrę, koleżanki, on wpada do tamtego klubu. Przy opętanej miłością tyle wystarczy, bo pogłębić problem. Jak dla mnie Anita trochę przecenia ,,czarymary'' i zapomniała o hormonach- biologiczne czarymary robi tak, że przy okazji seksu wydziela nam się oksytocyna, która przywiązuje nas do danego partnera. Działa to u zdrowych, może być obezwładniającym procesem nadrzędnym u ,,chorych''. Byłe i niedoszłe dziewczyny swoich facetów trzyma się na dystans. To powinna być prawda objawiona również wśród pań czarownic.
Usuńale te szybkie, nieliczne kontakty to raczej zbiegi okoliczności, "trzymanie jej blisko niego" rozumiałbym raczej jako zabieranie jej na różne spotkania, w których on by też uczestniczył, a na razie do niczego takiego jeszcze nie doszło... na razie Anita ograniczyła się do korekty wcześniejszego niedopatrzenia i do uzbrojenia Borka w amulet chroniący przez urokami, tymi magicznymi, bo z naturalnymi to już grubsza sprawa, ale tych ostatnich to ona się nie boi, bo jest super dupą, jak oznajmiła kiedyś Ewce...
Usuńnatomiast sprawa może ulec pewnej komplikacji, gdy Mala ujawni swój sekret, albo któraś z wiedźm coś wyczuje, co nie musi być łatwe, bo choć z Mali dość marna czarownica, to nie znaczy, że wcale nią nie jest...
Przeczytałam ostatni fragment i styknie. Natomiast oba dyski wysłuchałam z przyjemnością. Zwłaszcza pierwszy:):)
OdpowiedzUsuńIstnieją kosmetyki odporne na łzy:)
okay... są ludzie, którzy zobaczywszy ogon słonia myślą, że już wszystko wiedzą o słoniu... nie czuję tego, ale rozumiem...
Usuńco do pierwszego teledysku, to mam dla Ciebie gift:
https://youtu.be/U-yYG00Nr8I?si=ex47MkkttzxlQQ0Q
moim zdaniem najlepsze z twórczości Kima Bendixa Petersena, ale masz oczywiście niezbywalne prawo, niczym wszystkie kobiety do likwidacji pewnych kłopotów, do zdania odrębnego :)
Szkoda dziewczyny, w tym mieszkaniu na pewno będzie jej trudno, lecz wysłano ją tam specjalnie. No ciekawa jestem czy wymyślisz tutaj jeszcze jakieś zamieszanie :)
OdpowiedzUsuńczy specjalnie?... przecież one nie wiedzą za bardzo jeszcze, jaki ślad w psychice zostawiła jej ta randka z Borkiem, choć w końcu coś się jednak musi wydać...
Usuńjeszcze nie wiem, jak będzie z tym zamieszaniem, być może postać Mali, która ostatnio był w centrum uwagi zostawię na razie i przeniosę tą uwagę gdzieś indziej, w końcu bohaterki mają też wiele innych spraw na głowie...
Pratchettowi wystarczały trzy czarownice do sabatu. Ty najwyraźniej jesteś bardziej społeczny. dobrze się czyta. zbierasz w większą całość?
OdpowiedzUsuńuściślijmy:
Usuńw tym uniwersum nie ma limitów ilości czarownic koniecznych do odbycia sabatu... ostatnio zebrały się właśnie trzy wykonać sabat awaryjny, aby pomóc przyjaciółce... ale zdarzają się im też sabaty bardziej gromadne, za to z drugiej strony w którymś odcinku jest wzmianka o sabacie tylko we dwie...
jak na razie całość to wszystkie opowiadania /plus te ewentualne następne/ opatrzone na dole posta tagiem "Czarownice"... zebrania wszystkiego w jakąś większą zbiorczą całość nie planuję, ale never say never...