Piątkowy sabat miał być tylko taki ćwiczebny, warsztatowy, tylko we własnym najbliższym gronie, okazało się jednak być inaczej. Gdy Anita jeszcze nie dotarła po pracy do domu, to rozdzwonił się telefon. Tak więc do głównej piątki na godzinę dwudziestą dobiły jeszcze Gotki, czwórka młodych wiedźm osieroconych swego czasu przez zmarłe na skutek katastrofy starsze liderki, które potem dołączyły do kowenu, na takich trochę luźniejszych warunkach. Za to sam sabat nagle zrobił się zadaniowy, gdyż przybyłe miały jakiś konkret do wyczarowania. Konkret poza kręgiem zainteresowania naszej piątki, ale że siostry siostrom, to całe spotkanie mocno się przeciągnęło. Wreszcie jednak drzwi od pracowni się otworzyły, szybko ustawiła się kolejka do łazienki, po czym wszystkie panie zaległy na sofach salonu. Tylko Mala była jak zawsze nie do zdarcia. Zająwszy strategiczną pozycję przy drzwiach kuchni zbierała zamówienia na jakieś kawy, herbaty, czy inne takie rekwizyty. Dopiero po jakiejś dalszej godzinie całe towarzystwo zaczęło stopniowo zbierać się do wyjścia, wreszcie Roxy spytała Kaśki:
- Kto podrzuca Młodą do... No, właśnie dokąd? Szkot-kot!
Tu Ruda uśmiechnęła się obleśnie do Mali oblizując zmysłowo wargi swych ust i przewracając oczami.
- No, jak to gdzie? Do domu kuźwa. Wyspać się muszę, a jutro od rana chcę się trochę pouczyć. Mam dwa sprawdziany w szkole na karku.
Mala wyraźnie dawała do zrozumienia, że nie chwyta żartu, ale być może tylko udawała, bo zaraz potem uśmiechnęła się promienniej, niż zwykle. Za to Kaśka, przez chwilę jakby zawieszona, wtrąciła się do dialogu:
- Ja ją zawiozę. Turbi, szykuj się, jeszcze mam do ciebie dwa słowa do pogadania po drodze. One już się zajmą tym bajzlem na stoliku.
- My?
Roxy rozejrzała się po wszystkich dodając:
- A od czego Nitka ma Borka?
- Na razie, to mój Borek robi swój bajzel z chłopakami obgadując przy piwie wszystkie dupy, jakie im przyjdą do głowy.
Mówiąc to Anita wstała i zrobiła ponaglający ruch ręką.
- Dobra, sio mi stąd wszystkie, wynocha!
Mala podeszła do stolika.
- Ale ja...
- Wiem Turbinko, wiem jaka jesteś kochana, ale ja chcę się już położyć. Tym wszystkim tu już się nie martw.
Gdy furgon Oktagonu ruszył Kaśka spytała Mali:
- To kiedy masz tam być?
- W piątek jest ważenie przed galą, wiesz, konferencja prasowa, wiesz, ten cały cyrk. Ja jadę rano busem z dziewczynami z agencji hostess, tak na doczepkę Mirek mnie wmiksował. Wszystkie są stąd, parę nawet zagląda do nas do klubu, więc je znam.
Maczeta tylko się uśmiechnęła, gdyż wszędobylska Mala faktycznie znała całą klientelę Oktagonu. Dla każdej, czy każdego miała zawsze co najmniej uśmiech, czasem też parę słów do zamiany, gdy myszkowała po klubie szukając czegoś do sprzątnięcia lub do poprawienia. Zaś teraz spytała:
- A co chcesz Kasiu zrobić?
- Nie wiem. Ba, jest jeszcze gorzej, bo ja nawet nie wiem, czego ja w ogóle chcę w tej całej sytuacji. Ale to u mnie tak działa, tak ma być.
- Czegoś jednak chyba chcesz ode mnie?
- To akurat wiem. Tylko jeszcze nie wiem dlaczego i po co, ale tym się nie przejmuj. To się wyjaśni wtedy, gdy się wyjaśni.
- Czyli co mam zrobić?
- Chodzi mi o to, żebyś podczas walki Aldony z Maczugą została tablicową między rundami. Rozumiesz, co mam na myśli? Żebyś to ty...
- To podobno ważna, topowa funkcja. Ja tam będę nowa, ale...
- Jesteś Turbina, a to zobowiązuje. Rozumiemy się?
- Więcej siostro. My się czujemy.
- No!
Tymczasem furgon zatrzymał się pod kamienicą Mali...
Nazajutrz w południe ten sam furgon ruszył za miasto do innego miasta, takiego powiatowego bardziej. Zaparkował pod skromnym baraczkiem, który mieścił miejscowe gym, czyli taki fitness klub koncentrujący się na sportach walki. Kaśka zatrzasnęła drzwi auta, po czym weszła do środka. Rozejrzała się po sali, po nielicznych tam ćwiczących, po czym już za chwilę została uściskana przez krótko ostrzyżoną blondynkę, która wyłoniła się zza ringu.
- Nie mam zbyt wiele czasu. Gdzie tu się mogę przebrać?
- Zaprowadzę cię. Jak się chcesz bawić?
- Najpierw w majtkach, a potem je sobie zdejmiemy.
Obie się zaśmiały, wreszcie Kaśka spytała:
- A jak jest ustalona twoja walka?
- Trzy rundy po tajsku, w razie remisu czwarta tak samo, ale na gołe piąchy aż do skutku.
- Aha. Czyli nie będzie prezentacji widzom pośladów w parterze. Można też tak. Dobrze, to tak się będziemy teraz tłuc. Prowadź Donico.
Po kilku minutach obie kobiety wyszły na salę w kaskach sparringowych na głowach i rękawicach na dłoniach. Po krótkiej rozgrzewce obie wskoczyły na ring. Kaśka rozejrzała się dookoła.
- Widzę, że mamy trochę widowni?
- Piękną tu znają wszyscy. Zadbałam o to.
- Tak. Widziałam plakat przy wejściu. Kocham cię Donia, więc w ramach gry wstępnej skopmy sobie teraz porządnie pizdy.
Dziewczyny stuknęły się rękawicami, ale po krótkiej wymianie ciosów i kopnięć Kaśka odepchnęła przeciwniczkę od siebie ze słowami:
- Aldona, co ty odpierdalasz? Co to kurwa w ogóle ma być? Zapomniałaś jak to się robi? Tak się nie wygrywa. Nie jestem czekolada, ty mnie nie liż, ty masz napierdalać!
Po ostatnim zdaniu wykonała szybki low kick, który ściął był Szaloną Aldonę z nóg. Kobieta szybko wstała, po czym ruszyła na Kaśkę zasypując ją lawiną uderzeń. Niewiele dotarło do celu, na byle kogo nie trafiło, ale reakcja była:
- Dobrze! Tak ma być! Szalona Aldona!
Ostatnie zdanie Kaśka powtórzyła głośno kilka razy zachęcając ręką do wtóru ludzi, którzy otoczyli ring, wyraźnie zaciekawieni tym, co się na nim dzieje. A działo się naprawdę dużo zaiste, istna uczta dla oczu konesera tego sportu. Dopingowana Aldona uruchomiła się po całości, były momenty, gdy Kaśka robiła wrażenie, jakby naprawdę była w dość porządnych opałach. To jednak nadal był tylko sparring, zero złych wibracji. Takie mogły się pojawić dopiero za tydzień. Po półgodzinnej naparzance obie kobiety zeszły z ringu. Za to już pod prysznicem Kaśka spytała:
- Kto cię prowadzi?
- Karaczyński.
- Karaluch? Dobra firma, wiedziałaś kogo wybrać. Donia, jest taka sprawa, że ja chcę być w twoim narożniku. Pogadasz z nim? Nie będę się wpieprzać. To jest świetny trener, ale kiedyś za bardzo się nie lubiliśmy, więc...
- On nie ma nic do gadania. To ja wybieram. Więc już masz tą robotę. Miałam cię sama poprosić, ale byłaś pierwsza. Wiesz, mam takie wrażenie, że bez ciebie mogłabym tej walki wogle nie wygrać.
Kaśka nic nie odpowiedziała. Wyszła spod natrysku i sięgnęła po ręcznik. Wycierając sobie starannie krocze i całą resztę spytała tylko:
- Doniczko, pokażesz mi, gdzie tu jest jakieś fajne jedzenie?
Tymczasem Anita i Roxy obgadywały Kaśkę przez telefon:
- Przecież to jest takie proste. Posłać jakąś lajtową klątwę i ta cała Madzia Maczuga już nie będzie taka ostra po tym całym magicznym dopingu. Nie wiem, w co ona gra.
- Ja też nie wiem. Kaśka to Kaśka. I o to chodzi.
- No, chyba że tak. To ja zatem w takim razie przepraszam. Misiek, zostaw na chwilę, gadam teraz. Nita, złociutka, to nie do ciebie było...
- Kto podrzuca Młodą do... No, właśnie dokąd? Szkot-kot!
Tu Ruda uśmiechnęła się obleśnie do Mali oblizując zmysłowo wargi swych ust i przewracając oczami.
- No, jak to gdzie? Do domu kuźwa. Wyspać się muszę, a jutro od rana chcę się trochę pouczyć. Mam dwa sprawdziany w szkole na karku.
Mala wyraźnie dawała do zrozumienia, że nie chwyta żartu, ale być może tylko udawała, bo zaraz potem uśmiechnęła się promienniej, niż zwykle. Za to Kaśka, przez chwilę jakby zawieszona, wtrąciła się do dialogu:
- Ja ją zawiozę. Turbi, szykuj się, jeszcze mam do ciebie dwa słowa do pogadania po drodze. One już się zajmą tym bajzlem na stoliku.
- My?
Roxy rozejrzała się po wszystkich dodając:
- A od czego Nitka ma Borka?
- Na razie, to mój Borek robi swój bajzel z chłopakami obgadując przy piwie wszystkie dupy, jakie im przyjdą do głowy.
Mówiąc to Anita wstała i zrobiła ponaglający ruch ręką.
- Dobra, sio mi stąd wszystkie, wynocha!
Mala podeszła do stolika.
- Ale ja...
- Wiem Turbinko, wiem jaka jesteś kochana, ale ja chcę się już położyć. Tym wszystkim tu już się nie martw.
Gdy furgon Oktagonu ruszył Kaśka spytała Mali:
- To kiedy masz tam być?
- W piątek jest ważenie przed galą, wiesz, konferencja prasowa, wiesz, ten cały cyrk. Ja jadę rano busem z dziewczynami z agencji hostess, tak na doczepkę Mirek mnie wmiksował. Wszystkie są stąd, parę nawet zagląda do nas do klubu, więc je znam.
Maczeta tylko się uśmiechnęła, gdyż wszędobylska Mala faktycznie znała całą klientelę Oktagonu. Dla każdej, czy każdego miała zawsze co najmniej uśmiech, czasem też parę słów do zamiany, gdy myszkowała po klubie szukając czegoś do sprzątnięcia lub do poprawienia. Zaś teraz spytała:
- A co chcesz Kasiu zrobić?
- Nie wiem. Ba, jest jeszcze gorzej, bo ja nawet nie wiem, czego ja w ogóle chcę w tej całej sytuacji. Ale to u mnie tak działa, tak ma być.
- Czegoś jednak chyba chcesz ode mnie?
- To akurat wiem. Tylko jeszcze nie wiem dlaczego i po co, ale tym się nie przejmuj. To się wyjaśni wtedy, gdy się wyjaśni.
- Czyli co mam zrobić?
- Chodzi mi o to, żebyś podczas walki Aldony z Maczugą została tablicową między rundami. Rozumiesz, co mam na myśli? Żebyś to ty...
- To podobno ważna, topowa funkcja. Ja tam będę nowa, ale...
- Jesteś Turbina, a to zobowiązuje. Rozumiemy się?
- Więcej siostro. My się czujemy.
- No!
Tymczasem furgon zatrzymał się pod kamienicą Mali...
Nazajutrz w południe ten sam furgon ruszył za miasto do innego miasta, takiego powiatowego bardziej. Zaparkował pod skromnym baraczkiem, który mieścił miejscowe gym, czyli taki fitness klub koncentrujący się na sportach walki. Kaśka zatrzasnęła drzwi auta, po czym weszła do środka. Rozejrzała się po sali, po nielicznych tam ćwiczących, po czym już za chwilę została uściskana przez krótko ostrzyżoną blondynkę, która wyłoniła się zza ringu.
- Nie mam zbyt wiele czasu. Gdzie tu się mogę przebrać?
- Zaprowadzę cię. Jak się chcesz bawić?
- Najpierw w majtkach, a potem je sobie zdejmiemy.
Obie się zaśmiały, wreszcie Kaśka spytała:
- A jak jest ustalona twoja walka?
- Trzy rundy po tajsku, w razie remisu czwarta tak samo, ale na gołe piąchy aż do skutku.
- Aha. Czyli nie będzie prezentacji widzom pośladów w parterze. Można też tak. Dobrze, to tak się będziemy teraz tłuc. Prowadź Donico.
Po kilku minutach obie kobiety wyszły na salę w kaskach sparringowych na głowach i rękawicach na dłoniach. Po krótkiej rozgrzewce obie wskoczyły na ring. Kaśka rozejrzała się dookoła.
- Widzę, że mamy trochę widowni?
- Piękną tu znają wszyscy. Zadbałam o to.
- Tak. Widziałam plakat przy wejściu. Kocham cię Donia, więc w ramach gry wstępnej skopmy sobie teraz porządnie pizdy.
Dziewczyny stuknęły się rękawicami, ale po krótkiej wymianie ciosów i kopnięć Kaśka odepchnęła przeciwniczkę od siebie ze słowami:
- Aldona, co ty odpierdalasz? Co to kurwa w ogóle ma być? Zapomniałaś jak to się robi? Tak się nie wygrywa. Nie jestem czekolada, ty mnie nie liż, ty masz napierdalać!
Po ostatnim zdaniu wykonała szybki low kick, który ściął był Szaloną Aldonę z nóg. Kobieta szybko wstała, po czym ruszyła na Kaśkę zasypując ją lawiną uderzeń. Niewiele dotarło do celu, na byle kogo nie trafiło, ale reakcja była:
- Dobrze! Tak ma być! Szalona Aldona!
Ostatnie zdanie Kaśka powtórzyła głośno kilka razy zachęcając ręką do wtóru ludzi, którzy otoczyli ring, wyraźnie zaciekawieni tym, co się na nim dzieje. A działo się naprawdę dużo zaiste, istna uczta dla oczu konesera tego sportu. Dopingowana Aldona uruchomiła się po całości, były momenty, gdy Kaśka robiła wrażenie, jakby naprawdę była w dość porządnych opałach. To jednak nadal był tylko sparring, zero złych wibracji. Takie mogły się pojawić dopiero za tydzień. Po półgodzinnej naparzance obie kobiety zeszły z ringu. Za to już pod prysznicem Kaśka spytała:
- Kto cię prowadzi?
- Karaczyński.
- Karaluch? Dobra firma, wiedziałaś kogo wybrać. Donia, jest taka sprawa, że ja chcę być w twoim narożniku. Pogadasz z nim? Nie będę się wpieprzać. To jest świetny trener, ale kiedyś za bardzo się nie lubiliśmy, więc...
- On nie ma nic do gadania. To ja wybieram. Więc już masz tą robotę. Miałam cię sama poprosić, ale byłaś pierwsza. Wiesz, mam takie wrażenie, że bez ciebie mogłabym tej walki wogle nie wygrać.
Kaśka nic nie odpowiedziała. Wyszła spod natrysku i sięgnęła po ręcznik. Wycierając sobie starannie krocze i całą resztę spytała tylko:
- Doniczko, pokażesz mi, gdzie tu jest jakieś fajne jedzenie?
Tymczasem Anita i Roxy obgadywały Kaśkę przez telefon:
- Przecież to jest takie proste. Posłać jakąś lajtową klątwę i ta cała Madzia Maczuga już nie będzie taka ostra po tym całym magicznym dopingu. Nie wiem, w co ona gra.
- Ja też nie wiem. Kaśka to Kaśka. I o to chodzi.
- No, chyba że tak. To ja zatem w takim razie przepraszam. Misiek, zostaw na chwilę, gadam teraz. Nita, złociutka, to nie do ciebie było...
Nie lubię tych tłukących sportów, a najbardziej, kiedy tłuką się prawdziwe, niepodrabiane kobiety.
OdpowiedzUsuńja nie lubię, gdy tłuką się te nieprawdziwe, podrabiane, chociaż jakiś drobny ubaw też jest, tylko że one techniki nie mają, LOL...
UsuńZ komentarza powyżej wnioskuję, że nie jestem osamotniony ;)
OdpowiedzUsuńNo, ale poczekajmy na rozwój, nomen-omen, wypadków.
jutro jadę do miasta, to się nic nie rozwinie, ale tak jakoś do końca tygodnia powinno się ogarnąć...
UsuńRozumiem, że twarz omijają w walce?
OdpowiedzUsuńAle to i tak niefajny widok...
zależy od formuły sportowej, ale one walczyły według muay thai, tam się wali po twarzy, z tym że podczas sparringu jest jeszcze kask, on trochę chroni, tak połowicznie...
Usuńale w przypadku Kaśki, to ona nigdy się nie dała uderzyć w twarz, w żadnej formule i bez formuły... poza jednym razem jako wczesna małolata, gdy oberwała na podwórku... to było wspomniane poprzednio...