31 lipca 2024

DŁUGI PIĄTEK I MĘCZĄCA SOBOTA

Tego dnia, a był to centralnie właśnie piątek, Anita wstała dość wcześnie i po rutynowym siku dokonała gwałtu na Faliborze techniką na śpiocha. Bo jak inaczej można zakwalifikować działania złożone z siadu na twarzy chłopa bez jego zgody i zajęcie się jego dolnymi partiami aż do skutku? Gdy Borek się zbudził od razu skonstatował, że nie ma tu nic do gadania i pozostaje mu tylko aktywna współpraca. Zaś gdy było już po wszystkim jakoś nie przyszło mu do głowy kapować na własną kobietę, że dokonała przestępstwa. Zresztą nie był to regularny proceder, tylko tak raz na jakiś miesiąc, czy dwa, więc czemu miał robić z tego problem?
Za to gdy jechali już razem do pracy czarownica przekonała wreszcie Borka co do konieczności zakupu drugiego samochodu, co więcej wyrwała od niego zapewnienie, że po niedzieli się tym zajmie. Miała sporo racji, gdyż do czasu przeprowadzki nawet nieźle sobie radzili, ale po zmianie lokum system zaczął mocno zgrzytać, gdyż było to sporo dalej od różnych kluczowych dla nich miejsc, zaś komunikacja miejska obsługująca tenże rejon miasta traktowała go wybitnie po macoszemu. Warto przy tym dodać, że nie użyła do tego czarów, tylko naturalnej magii mniejszej, znanej każdej kobiecie, nie tylko wiedźmom, tu akurat polegającej na wierceniu dziury w brzuchu, gdyż jej facet przez ostatnie kilka dni nie wykazywał należytego entuzjazmu do tego pomysłu. Anita zresztą nigdy, od samego poczęcia ich związku nie stosowała magii, tej sensu stricto, wobec Borka. Raz tylko kiedyś zrobiła wyjątek, gdy chłopisko się zdrowo pochorowało, ale ten przypadek był jak najbardziej usprawiedliwiony.
Czas pracy upłynął wiedźmie dość szybko i nawet miło, poza jednym epizodem, gdy idąc do baru na lunch spotkała Ewkę. 
- Nita... Chyba powinnaś to wiedzieć...
- Znaczy co?
- Ta małolata, wiesz, ta co kiedyś...
- No? Jaki masz problem z tą małolatą co kiedyś?
- Widziałam, jak przedwczoraj w południe kręciła się pod firmą.
- To zaiste strasznie ciekawe, bo ja mam akurat zupełnie inne informacje, stuprocentowo wiarygodne, co ta małolata robiła przedwczoraj w południe.
Akurat zbiegiem okoliczności Anita wiedziała od Kaśki, że ona i Mala cały dzień były za miastem jeżdżąc po różnych hurtowniach. Nie uważała jednak za konieczne mówić o tym Ewce, tylko syknęła:
- Laluniu, coś mi się zaczyna mocno wydawać, że chyba cię już nie lubię. Nie wiem w co grasz, nawet nie chcę tego wiedzieć, ale te swoje siusiarskie intrygi możesz sobie wsadzić w piczkę lub w pupcię. Sama sobie wybierz.
Po czym odwróciła się uznawszy rozmowę za skończoną i poszła dalej korytarzem. Nie widziała więc reakcji Ewki, która zresztą jej zupełnie, ani nawet trochę nie obchodziła.
Zaś gdy nadszedł fajrant, czarownica wychodząc z firmy wymieniła czułe buziaczki z Borkiem i ruszyła do auta. On zaś poszedł w stronę wana, przy którym już czekał uśmiechnięty od ucha do ucha Adaśko, po czym szybko pojechali do niego, po drodze zahaczając o jakiś sklep, który oferował jakieś niezłe, bynajmniej niesieciowe piwo.
Gdy Anita weszła do Pleciugi, Hogata siedziała już przy stoliku. Obsługa w tej kafejce jak zwykle była bez zarzutu, więc już po kilku minutach obie panie raczyły się kawą, która również zresztą była bez zarzutu. Wreszcie, jak to na każdym zebraniu, nawet takim dwuosobowym, ktoś musi zacząć pierwszy, tu akurat zaczęła Anita:
- No?
- W największym skrócie chodzi o usunięcie ciąży...
Widząc podniesione ze zdziwienia brwi Hogata szybko dodała:
- Ale jest tu pewien gruby haczyk, inaczej bym ci tej ślicznej pupci nie zawracała, nie marnowałabym ci czasu. Może jednak zacznę od początku.
- To chyba niegłupi pomysł.
- Więc zaczęło się od tego, że zgłosiła się do mnie pewna klientka, która przyprowadziła córkę, lat trzynaście. Dzieciak jakiś kompletnie zamulony, mamuśka najpierw wywaliła kasę na jakiegoś psychologa, ale ten tylko coś tam ściemniał, więc ktoś jej nadał wiedźmę, czyli akurat mnie. Już po sekundzie wiedziałam, że to urok, do tego dość toporny, ale do zdjęcia od ręki. Jako że spotkanie odbyło się w kafejce, to poszłam z małą dyskretnie do toalety i po chwili było po sprawie. Niestety nie do końca, bo poczułam, że dziewczyna jest w ciąży, do tego jeszcze magicznie chronionej. To już nie jest drobiazg do ogarnięcia w kawiarnianym klopie, poza tym sama nie będę decydować, co z tym robić, więc referuję mamuśce, jak wygląda sytuacja. Obie wielkie oczy, jak to się mogło stać, bo mała choć już przytomna, to ma luki w pamięci, zaś stara też nic nie wie, bo nie trzymała przecież dziewczyny pod kluczem. Umówiłyśmy się na telefon, niech same dogadają, co dalej, wreszcie klientka dzwoni po dwóch dniach, że usuwamy. Jak dobrze wiesz, takie zabiegi robi się przeważnie w domu zainteresowanej, więc tam pojechałam. I wtedy zaczęły się schody. Bo same usuwanie to się robi samo, ale najpierw trzeba zdjąć zaklęcie. Nietypowa sprawa, nawet jak dla mnie.
- Ja jakiś rok temu miałam taką akcję, ale znałam wiedźmę, która położyła pieczęć, dostała propozycję nie do odrzucenia i sama zdjęła zaklęcie. A ty wiesz, kto to zrobił?
- Właśnie nie bardzo. Znam sygnatury wielu okolicznych czarownic, twoją zresztą też, ale ta jest mi kompletnie nieznana, do tego jakaś taka dziwna, nietypowa. No, ale nic. Spróbowałam delikatnie to odczynić, ale nie puszcza.
- Czekaj, ale czy urok położyła też ta sama? To co prawda wiele do sprawy nie wnosi, ale coś tam może pomóc.
- Ta sama. Tylko o ile urok był bardzo prosty, to dla odmiany to cholerstwo jest nie dość, że mocne, to jeszcze jakieś strasznie porąbane. Pachnie mi jakąś miną, wiesz, takim zabezpieczeniem przed odczynianiem. Głupio mi to mówić, ale ja nie umiem tego zrobić. Poza tym klientki szkoda, bo chce nieźle płacić. Mowa jest o sporej sumie.
- O pieniądzach na razie nie teraz. A wstydzić się nie ma czego, bo nie ma takiej wiedźmy na świecie, która by wszystko umiała. Te, którym tak się wydaje zwykle marnie kończą.
Anita zrobiła pauzę, upiła łyk kawy i zakontynuowała:
- Hogatko, zrobimy tak. Pojadę tam z tobą i zobaczę, co bym mogła zrobić. Bez tego nic nie mogę obiecać. Jeśli uznam, że mnie to przerasta, to sama rozumiesz, że koniec tematu.
- Dzisiaj nie możesz?
- Nie ma takiej opcji. Mam coś jeszcze ważnego do ogarnięcia. Ale jutro, czemu nie? Tylko nie za wcześnie, bo planuję się porządnie wyspać. Mój chłop dziś pije piwo, wróci jakoś jutro, więc całe wyrko moje.
Na tym właściwie ich rozmowa się zakończyła. Żadnych plotek, żadnego babskiego szczebiotu o niczym, bo Hogata akurat nie lubiła tego sportu, zaś Anita chciała jeszcze chwili relaksu przed jazdą do Mali. Więc gdy wsiadła do auta, to zanim ruszyła wykonała krótkie ni to zazen, ni to coś tam innego, wreszcie sięgnęła po telefon. A potem ruszyła.
Co prawda miała swój, czy raczej borkowy klucz do wynajmowanego Mali lokum, ale są podobno pewne zasady, które szanują także, czy raczej tylko przeważnie czarownice, więc zadzwoniła. Gdy tylko drzwi się otworzyły, uśmiechnięta buzia oznajmiła:
- Czekałam na ciebie.
Co prawda Anita jako zenistka nie tworzyła sobie żadnej wizji przywitania, ale rzut na szyję ją po prostu zbombardował. Do tego te namiętne usta. Ostatni raz tak ją całowała dziewczyna, gdy jako czternastka uprawiała kiedyś z Roxy nielegalną miłość.
- Puść mnie landryno jedna, bo zaczynam mieć już mokro w majtkach! Nie przyszłam się z tobą pieprzyć, tylko pogadać. Zrób mi lepiej herbaty, Malina mówiła, że jesteś w tym najlepsza.
- Jakiej chcesz?
- Sama wybierz. Mam do ciebie zaufanie.
Anita generalnie była heteryczna, jednakże widok obciśniętych legginsami pośladków biegnącej do kuchni Mali zrobił na niej pewne wrażenie. Zamknęła drzwi i poszła za dziewczyną rozglądając się po mieszkaniu.
- Ale fajnie się tu urządziłaś.
- To nie do końca ja. To praca zbiorowa. Z Maliną i Mariolką.
Gdy już usiadły na kanapie racząc się zaiste świetną herbatą, Anita spojrzała uważnie na Malę i oznajmiła:
- No, to skoro tak się już lubimy, to ci najpierw popsuję humor i spytam, jak tam sytuacja z twoją szkołą?
- Jeszcze do końca nie wybrałam. Ale mam czas. Pani Ewa, wiesz, ta od Roxy kazała mi się zgłosić pod koniec sierpnia, wtedy mnie wczaruje do dowolnej szkoły, jaką sobie wybiorę. Rzecz jasna do jakiejś wieczorówki. Ty mi powiedz, jak to jest? Na samym początku Roxy mi powiedziała, że mnie nie lubi. A potem na każdym kroku mi pokazywała, że wcale tak nie jest. 
- Bo Ruda taka jest. Wredna, kłamliwa zdzira.
Tu Anita puściła oko do Mali.
- Gdyby Roxy cię naprawdę nie lubiła, to byś już dawno była karaluchem. Nie wiem, komu gorzej jest podpaść, jej, czy Kaśce.
- Kaśka jest super, kochana strasznie, ale faktycznie raz widziałam, jaka potrafi być okrutna. Kiedyś byłam w klubowym sklepie, coś tam robiłam, szyby myłam, czy coś tam innego, wtedy przyszedł jakiś koleś, jakieś miał wrzaskliwe reklamacje do Jacusia. Nagle weszła Kaśka. Posłuchała chwilę tej dyskusji, wreszcie mówi spokojnie gościowi, żeby zamknął pizdę, bo nie ma racji. Ale on się sadzi dalej jeszcze głośniej. To ona jak go nie chapnie za jaja i jedną ręką wyniosła go ze sklepu. A potem drugą pieprznęła nim o chodnik. Na koniec jeszcze mu strzeliła kopa w arbuz.
- Cała Kaśka. Jak ją znam, to potem go zreanimowała.
- Dokładnie tak było. Bo koleś stracił przytomność, wtedy Kaśka zaczęła go cucić. Nawet mu usta usta zrobiła. Ale mieliśmy z Jacusiem polewę jak to widzieliśmy przez szybę. Bo zobacz, jak to wyszło. Żeby taka fajna dupa złapała chłopa za jaja i jeszcze mu dała buzi, to chłop musi zrobić awanturę. 
Chwilę się pośmiały, wreszcie Anita spytała:
- Ty wiesz, jaką masz ksywę w klubie?
- Wiem. Turbina. Kaśka mi mówiła, że to jej stryjek wymyślił. A ty wiesz, jak na niego tam mówią?
- Tego akurat nie wiem.
- Mitu. Stryjek Mitu.
- Mitu? A czemu tak?
- Bo widzisz, jak on przychodzi do klubu, to zwykle siedzi w tej swojej dziupli w papierach po uszy. Kawę mu wtedy tylko donoszę. Ale czasem wychodzi na obiekt, tak popatrzeć, co się dzieje. Albo parę brzuszków porobić, tak dla formy. No, i czasem jak mija jakąś panienkę, to ta zalicza klapsa.
- Aha, już załapałam dlaczego Mitu. A jak taka strzeli focha?
- Niechby tylko spróbowała. Jedna nawet tak kiedyś zrobiła, to ją inne laski zwrzeszczały od ostatnich. Zero fochów. Powiem ci więcej, że jak on się pojawia na siłce, to dziewczyny same się podkładają, że tak niby się zagapiły.
- Fajnie się tam bawicie. Ty też dostajesz klapsy?
- No pewnie. Nawet po kilka dziennie. Dzień bez klapsa od stryja to dzień stracony. To dlatego dziewczyny w klubie mają takie fajne pupcie.
- Ja myślałam, że to od ćwiczeń.
- To też. Ale bez klapsa takie ćwiczenie się nie liczy.
- Chyba za rzadko tam zaglądam, bo mnie się jeszcze takie bliskie spotkanie czwartego stopnia ze stryjkiem nie trafiło.
- Ty nie musisz, tobie nic nie brakuje.
- Dobra, nie słodź mi już tak. Zresztą żadna z nas nie przebije Cioci Lali. Jak wyjdzie na miasto, to cała ulica marzy, żeby ją lizać.
- Chciałabym ją spotkać. Niekoniecznie w temacie lizania, ale tak w ogóle. Malina tyle mi o niej opowiada, jaka jest super i w ogóle.
- Przyjdzie i twoja pora. Na razie wyjechała, nie ma jej w kraju już ze dwa miesiące. Ale gdzie wyjechała, to się dowiemy jak wróci. Tybet, Amazonia, Czukotka, wszystko jest możliwe. Czekaj Turbi, skoro już przy temacie, to...
Anita upiła łyk herbaty.
- To co?
- Chcesz czarować? Myślałaś ostatnio o tym?
- Średnio. Matka mnie coś tam uczyła, ale od tamtego dnia, co wiesz, to nawet nie próbowałam. Poza tym mam pewien kłopot z mocą. Chyba cię poproszę o drobną pomoc.
- Dziewczyny mówią, że ci się ostatnio ustabilizowała. Ja też teraz nie czuję, żeby coś było nie tak. To w czym ten kłopot?
- W dzień jest spoko, ale czasem w nocy jest tak, że budzę się i demolka pokoju sama się dzieje.
- Wiem, o chodzi. To bierz poduszkę i siadamy na glebę, pokażę ci parę ćwiczeń, jak to opanować. Bo na razie faktycznie o czarowaniu mowy nie ma.
W tym momencie narrator został grzecznie wyproszony z pokoju, wiadomo tylko, że Anita wróciła do domu dosyć późno.
Za to nazajutrz tak jakoś po dziesiątej zadzwoniła do niej Hogata. Zaś około dwunastej czarownica wkroczyła do domu pod wskazanym adresem dzierżąc mały plecaczek pełen różnych magicznych gadżetów, które wzięła tak na zapas. Badanie pacjentki trwało chwilę, Anita położyła jej jedną dłoń na brzuchu, drugą na czole, po czym uśmiechnęła się.
- Biorę tą robotę. Ale ciążę ty już ogarniesz, ja zdejmę tylko samo to zaklęcie ochronne. Tak się umawiamy, resztę robisz ty.
- Co powiesz na jedną czwartą?
Hogata podała jej kartkę papieru.
- To jest cała suma?
- Tak.
- To chcę połowę.
- Cenisz się, jak zawodowa wiedźma.
- Żadna inna w okolicy tego nie zrobi.
- Czemu tak uważasz?
- Bo to jest afrykańska magia. Nie wiem, czy znajdziesz w mieście jakąś inną siostrę, która by to znała. Może jeszcze Roxy. Ale ona też cię odeśle do mnie.
- Voodoo?
- Nie. Coś pierwotniejszego. Z samego jądra ciemności.
- A ty skąd to znasz?
- Przecież wiesz, kto mnie uczył?
- Fakt. Cocia Lala zna magię całego świata. Trudne?
- Bardzo trudne, ale jak znasz klucz, to robi się trywialne. Tylko jest szalenie energochłonne. Dlatego siedź przy mnie i mnie wesprzesz mocą jakby co.
- Czy ja mam wyjść, czy mogę być przy córce?
Anita spojrzała na klientkę.
- Mnie pani nie przeszkadza. Tylko proszę sobie wziąć jakąś ciekawą książkę i usiąść sobie tam na boku. Bo to trochę potrwa, będzie strasznie nudne, nic widowiskowego. Żadnych efektów specjalnych.
- Długo?
- Dwie godziny minimum, ale pewnie jeszcze dłużej.
Wiedźma sięgnęła do plecaczka i wyjęła trzy stylizowane fiolki oraz kawałek drewienka niezbyt określonego kształtu. Jedną podała dziewczynie.
- Ty młoda wypij to. A pani proponuję coś na nerwy. Tu nie ma żadnej chemii, sama czysta Natura. Jest bezpiecznie.
- Wie pani, chyba poproszę. Może tego po mnie nie widać, ale...
- Widać. Ja akurat widzę. A to trzecie dla mnie. Taki magiczny turboptyś.
- A mnie niczym nie poczęstujesz?
To wtrąciła Hogata żartobliwym tonem.
- Tobie mogę dać soczek.
Anita wyjęła z plecaka butelkę.
- Tylko nie wypij mi wszystkiego.
- Żartowałam tylko.
- Ale ja tam ci soczku nie żałuję. No, dziewczyna, co jest z tobą? Do dna! Duszkiem, krasnoludkiem. Wciągaj żwawo. Może za bardzo smaczne to nie jest, ale konieczne, tak dla zdrowotności.
- Z alkoholem?
Hogata wciaż nie traciła dobrego humoru.
- Zwariowałaś? Twarde narkotyki? Dzieciom? To są tylko takie tam lajtowe ziółka na spanie i wyluzowanie napięcia mięśni.
Dziewczyna oddając fiolkę zameldowała.
- Już wypiłam. Nawet nie było takie wstrętne.
- Soczku?
- Nie, dziękuję.
- No, to teraz się połóż tutaj, na kanapie i wpatruj w tą zabawkę, tak, jakbyś chciała wzrokiem w niej dziurę zrobić. A ja poproszę jakieś krzesełko. Hogatko, ty sobie na razie usiądź gdzieś, a jak dam ci znać, to wiesz co robić. Panią też zapraszam do umoszczenia się gdzieś i milczenia do odwołania.
Czarownica usiadła na podsuniętym jej krześle, a gdy drewienko wypadło zasypiającej pacjentce z rąk podciągnęła jej wysoko bluzkę. Dziewczyna nie miała na sobie bra, więc położyła jej zabawkę między dorodnymi jak na jej wiek piersiami, po czym je zasłoniła. Potem spojrzała na krzesło, pokręciła głową i odsunąwszy je na bok usiadła na podłodze po japońsku, zdejmując uprzednio buty. Kolejną czynnością było opuszczenie młodej damie nieco spodni dresowych, które miała na sobie. Na jej gołym brzuchu, tak trochę poniżej pępka, Anita położyła obie dłonie i zastygła bez ruchu zamykając oczy. Tak się działo, czy raczej nic nie działo przez prawie dwie godziny. Wreszcie otworzyła oczy, spojrzała na Hogatę i pokazała jej palcem na butelkę z sokiem stojącą na stole nieopodal. Gdy upiła ze dwa łyki wskazała wiedźmie kciukiem za siebie, jakby na swoje plecy. Ta zaś szybko uklęknęła za nią i położyła jej dłonie na barkach. Wprawne oko mogło zauważyć drobne dreszcze przechodzące przez ciała obu czarownic. Tak minęła kolejna godzina, wreszcie Anita uniosła dłonie z brzucha pacjentki i oświadczyła:
- Już. Było zaklęcie, nie ma zaklęcia. Jak w ruskim cyrku.
Hogata wstała, zaś Anita wyjęła spod bluzki leżącej drewienko, po czym jako tako uporządkowała jej garderobę. Wreszcie uniosła się, przeniosła pupę na krzesło i zaczęła masować sobie uda. Po chwili zaś, stojąc już na równych nogach pokręciła trochę biodrami, wykonała kilka luźnych skłonów, strzepnęła z dłoni niewidoczny pył, wreszcie odezwała się do koleżanki.
- Ja się czujesz?
- Dobrze.
- Młoda będzie spała jeszcze jakieś ze dwie godziny. Jak odpoczniesz, to możesz jej z marszu ogarnąć tą ciążę. A teraz przejdźmy do interesów.
Hogata bez słowa sięgnęła po torebkę leżącą na stole, wyjęła zeń zwitek banknotów, po czym podała je Anicie. Ta zaś schowała je do swojego plecaczka, tam też powędrował drewniany gadżet, tudzież puste fiolki po magicznych dekoktach. 
- Nie przeliczysz?
- Po co? Przecież jesteś damą. A ja sobie uciekam już. Czuję się, jakbym przerzuciła szuflą cały pociąg węgla.
- Poczekaj Anitko, powiedz mi, czy znasz może tą wiedźmę, która rzuciła te oba zaklęcia?
- Nie. Gdybym znała, to bym ci już powiedziała. Sygnatura zaklęć była dość dziwna, taka mocno nietutejsza, ale to już sama wiesz. Jest mocna sugestia, że zrobiła to jakaś ciemnoskóra szamanica na gościnnych występach, ale namierzenie jej i zleceniodawcy to już nie moja kozia broszka. Chyba, żebyś potrzebowała pomocy, to jak zwykle chętnie, ale to już będzie osobne zlecenie. Przypuszczam jednak, że sobie z tym poradzisz sama. No, to pa.
Uścisnąwszy Hogatę wzięła plecaczek i ruszyła do drzwi, po drodze jednak zatrzymała się przy matce śpiącej panienki, która potraktowała poważnie radę, aby wziąć sobie jakąś książkę do czytania.
- Mówiłam już koleżance, ale powtórzę, że córka obudzi się za jakieś dwie godziny, beż żadnych złych objawów. Ja swoje zrobiłam, resztę już...
Tu spojrzała na Hogatę.
Gdy czarownica dotarła do domu, Falibor akurat krzątał się w kuchni.
- Słodziaczku! Zrób mi coś na szybko do jedzenia. Ja jestem tak zjebana, jakbyśmy się kochali cały tydzień non stop. Ale za to mamy szersze pole do manewru przy kupnie auta.
Mówiąc to wyjęła z plecaczka zwitek banknotów i rzuciła je na stolik.
Okazało się jednak, że przyniesiony posiłek Borek będzie musiał raczej zjeść samemu. Anita spała na sofie w salonie w jakiejś egzotycznej pozycji, przewieszona przez boczną poręcz mebla. Więc mężczyzna odstawił półmisek na stolik, po czym zdjął wiedźmie buty. Następnie techniką strażacką zarzucił ją sobie na barki i zaniósł po schodach do sypialni. Gdy skończył ją rozbierać Anita tylko westchnęła przez sen:
- Przeleć mnie na śpiocha.
Po czym odwracając się do niego tyłem przyjęła pozycję embrionalną. Borek podrapał się po głowie podziwiając ten mało polityczny prospekt, po czym pocałowawszy jeden z zaprezentowanych mu pośladków mruknął jakby bardziej do siebie:
- Tyle musi wystarczyć, bo obawiam się zdecydowanie, że niekoniecznie mnie teraz stać na jakąś bardziej zawansowaną formę gwałtu. 
Po czym okrył Anitę kołdrą. Co prawda nie miał kaca, bo podczas piwnych sesji z Adaśkiem nigdy nie przyswajał takiej ilości narkotyku, aby później przeżywać tą dolegliwość, niemniej jednak i tak potem zawsze był wtedy do niczego, jeśli chodzi o sprawy zasadnicze.

27 lipca 2024

MAGIA BOJOWA, KARIERA MALI I ŻNIWA ZA PASEM

Na parking nieopodal Pleciugi zajechały prawie równocześnie. Gdy Kaśka zsiadła z motocykla i opatrywała go zaklęciem ochronnym tuż obok pojawiło się auto Anity. Za kierownicą siedział Borek, ona zaś, zanim wysiadła coś mu jeszcze klarowała przez dłuższą chwilę. Wreszcie wóz odjechał, ale już bez Anity, ona za to wymieniała rytualne uściski i buziolki z Maczetą.
- No, to mamy trochę czasu. Delegowałam go po zakupy.
- Które znając facetów spieprzy?
- Niech by tylko spróbował. Odstawię mu wtedy...
- Tylko nie mów, że dupę.
- Nie obrażaj, dobre? Za kogo ty mnie masz? Porządna kobieta takich metod nie stosuje. Po pierwsze to jest niemoralne, po drugie idiotyczne. Czyste strzelanie we własne kolana. Po trzecie to jest pierwszy krok do rozwalenia związku lub zamiany na jakiś układ, którego związkiem już nie nazwę. Ja mu tylko odstawię piwo.
- Jak?
- Normalnie, po prostu bardzo, bardzo ładnie go poproszę, żeby dziś sobie odpuścił. No, ale chodźmy wreszcie, kawy mi się chce. Ta nasza firmowa nie umywa się do pleciugowej.
- Czekaj, coś ci pokażę.
Kaśka szybko się rozejrzała i rzuciła:
- Uderz mnie.
- Co?
- No wal, przypierdol mi. Tak sportowo, nie na poważnie.
- Ale ja nie umiem tak, jak ty.
- To bij jak umiesz.
Zanim jednak Anita wykonała polecenie Kaśki, tej już przed nią nie było. Za to poczuła, że coś ją trzyma za włosy i ciągnie do tyłu. Po chwili puściło, zaś za plecami usłyszała śmiech psiapsi:
- Mogłam teraz z tobą zrobić wszystko.
- Dobre. A mówiłaś kiedyś, że magia bojowa cię nie interesuje. Że wystarczy porządny kopniak. Czyż nie tak było?
- Wygumkuj to. Głupia jeszcze wtedy byłam. Idziemy.
Gdy szły w stronę kafejki Anita spytała:
- Sama to opracowałaś? Ten chwyt znaczy.
- Tak naprawdę, to znali to już starożytni Chińczycy przed naszą erą. Ja tylko odkryłam na nowo. Poza tym co to jest magia bojowa? To sztuczne pojęcie. Do walki można użyć większości zaklęć.
Gdy weszły do lokalu Kaśka perorowała dalej:
- Choćby takie uroki. Docelowo wiadomo do czego służą. Ale ja użyłam uroku tylko jeden raz do tej pory broniąc się przed kanarem. Wcale się nie chciałam z nim pieprzyć, tylko żeby dał mi spokój.
- Znam tą historię, opowiadałaś już kiedyś.
Gdy usiadały przy stoliku od raz pojawiła się kelnerka. Za to gdy już odeszła, Kaśka wyciągnęła telefon mówiąc:
- Dość o pierdołach. Wyskakuj z grata, pokaż co tam masz.
Anita posłusznie sięgnęła po swój aparat. I w tym momencie zaczęło się wzajemne oglądanie, tudzież komentowanie fotek. Jednak treść rozmowy podczas tego toczonej mogłaby być raczej zrozumiała tylko dla osoby jako tako oblatanej w temacie, więc narrator sobie to odpuści. Dla wyjaśnienia tylko wspomni, że był to dialog wytrawnych growerek Ziela, gdyż obie panie miały takie właśnie wspólne boczne hobby. Laicy myślą, że uprawa tegoż jest prosta: wsadzić nasionko do gleby, podlać, po czym postawić doniczkę na parapecie. To działa tylko na filmach kręconych przez ludzi nie mających pojęcia dla ludzi również nie mających pojęcia, jak to się naprawdę robi.
To szczebiotanie trwało długo, w końcu Anita skonkludowała:
- Czyli niedługo pierwsze zbiory.
- Na to wygląda. A wiesz, że przedłużyłam Mali umowę?
- Wiem, gadałam z nią wczoraj przez telefon, cała w skowronkach. Tylko to chyba raczej twój stryjek przedłużył tą umowę, nie ty?
- Formalnie tak. Ale realnie, to ja zdecydowałam. Strasznie się śmiał, gdy podsunęłam mu gotowy papier pod nos. Bo zamiast pracownik techniczny napisałam woźna.
- Fakt, trochę oldskulowe.
- Ale ileż w tym jest treści. Bo co to znaczy pracownik, czy też pracownica techniczna? Właściwie wszystko można pod to podciągnąć. Za to woźna to jest ktoś. Woźnej nikt nie podskoczy, za to cały klub mi chodzi teraz jak szwajcarski zegarek. A jak tak pójdzie dalej, to jej zmienię na intendentka, będzie jeszcze poważniej brzmiało.
- A ten poprzedni personel?
- Pani Zosia od tygodnia na emeryturze, za to pan Bolek się posypał nagle zdrowotnie, pewnie też już nie wróci. Teraz Mala robi wszystko. Ja niczego nie muszę pilnować, mogę się zająć swoją robotą i nie myśleć wcale o tym, że mi w kiblu jakiś kran przecieka, albo że jakaś szafka w szatni nie domyka. A jak już naprawdę nie ma nic do roboty, to idzie ćwiczyć. Ja jej godzin nie wyliczam, nie mam jak tego obserwować, bo mam tą swoją robotę, ale tak mi się widzi, że ona spędza w klubie więcej czasu ode mnie.
- No, to pięknie. Jutro się do niej wybieram, wreszcie na taką poważniejszą rozmowę. Akurat Borek ma swój piwny piątek z twoim chłopem, to będę miała sporo luzu.
- To jeszcze coś ci powiem w ramach czystych plotek. Niedawno wchodzę na główną salę, tam, gdzie jest siłka, pora największego ruchu i nagle pojawia się Mala. Jakąś żarówkę wymienić, czy cóś. Jak chłopaki zaczęli pakować, to tylko siwy dym ze sprzętu szedł, masakra. Za to dwie dziewczyny, takie, co to przychodzą bardziej gwiazdorzyć, niż ćwiczyć, poniekąd fajne dupy zresztą, strzeliły focha stulecia i ulotniły się do szatni.
- Już to sobie wizualizuję.
Obie przez chwilę się pośmiały, gdy Kaśka nagle spoważniała.
- Ty oczywiście wiesz, że nie jesteśmy tu same? NIe mówię wcale o jakichś tam paru randomowych kryptach, tylko...
- Wiem, znam ją. Ta na mojej trzeciej, po ścianą?
- No.
- To Hogata. Zawodowa. Kiedyś wpadała do mnie, jeszcze za czasów Pamali. Chyba się nawet trochę ze sobą kumplowały, są w podobnym wieku, ale potem przeszła na pełne zawodowstwo, a takie to raczej starają się nie zrzeszać. Ale co im szkodzi czasem zajrzeć do Pleciugi na kawę? Ja z nią nigdy żadnej zadry nie miałam. Jest w porządku.
Jakby na potwierdzenie Anita spojrzała w kierunku wspomnianej kobiety, po czym wychwyciwszy jej wzrok skinęła jej głową z uśmiechem, co spotkało się z podobną reakcją. Zaś niedługo potem zadzwonił telefon w jej torebce. 
- To pewnie Borek.
Wiedźma wyjęła aparat.
- No, co tam Słodziaczku?
- ...
- Aha. Szybko ci poszło.
- ...
- Rozumiem. Ja ciebie też. 
Chowając telefon spojrzała na Kaśkę.
- To co? Kończymy? Borek jest już na parkingu.
Maczeta skinęła na kelnerkę. Ale gdy czarownice uregulowały rachunek i już zbierały się do odejścia od stolika, podeszła do nich właśnie Hogata. Skinęła uprzejmie głową Kaśce, po czym zagaiła:
- Anitko, możesz na dwa słowa?
- Nie bardzo. Jak ważne i pilne?
- Powiedzmy, że średnio. Ale nie na telefon.
- Może być jutro tutaj? Tak po mojej pracy będę mieć jakąś godzinkę. Tylko zadzwoń do mnie proszę nieco wcześniej, dogramy zegarki. Może tak być?
- Może.
Na odchodnym Hogata zlustrowała Maczetę od dołu do góry.
- Fajną masz uczennicę.
- Już nie uczennicę. Jak mawia moja szwagierka to wiedźma pełną dupą. No, ale wszystkie się ciągle czegoś uczymy, tak?
Gdy wyszły na parking Kaśka spytała:
- Po czym ona poznała, że my...
- Pewnie po pieczęci mocy. Spałaś siostro, jak ci to kiedyś tłumaczyłam? Nie ma sprawy, czasem lubię przynudzić.
- A sensujesz, czego może chcieć?
- Pewnie jakiejś drobnej pomocy przy jakimś zleceniu. Mogę być spokojna, bo jak znam Hogatę, to w żadne brudne sprawy nie wchodzi.
- Rozumiem. A teraz jeszcze ci coś pokażę.
Kaśka spojrzała na boki i splunęła na pobliski trawnik, który przez chwilę zatlił się drobnym płomykiem, po czym zgasł. Anita roześmiała się i zrobiła dokładnie to samo.
- Kiedyś cię chciałam tego nauczyć, ale nie chciałaś.
- Ale poszłam po rozum do głowy, zaczęłam jednak najpierw sama i już po kilku próbach wyszło. To wcale nie było takie trudne. Tak sobie przy tym pomyślałam, że gdyby wszystkie kobiety to umiały, to...
- To statystyki gwałtów spadłyby na łeb na szyję.
Splunęły sobie jeszcze tak po dwa razy, tak dla sportu, osmalając punktowo nawierzchnię parkingu, gdy nagle padło:
- Hej, menelice, zachowujcie się! To miejsce publiczne!
Te zdania pochodziły już od Borka, który obserwował tą ostatnią scenę przez otwarte okno samochodu...

18 lipca 2024

POIMPREZOWE PLECIUGOWE POGADUCHY

Od imprezy u Anity minęło kilka dni, wreszcie w końcu nasze wiedźmy zebrały się w Pleciudze na taki kawiarniany sabat, czyli na zwykłe ploty. Tylko, że nie były w komplecie. Anita i Roxy trajkoczą o niczym, zaś Kaśka siedzi z miną wodza Włóżmitu, który ma wyjebane na całą prerię. A gdzie...
- Gdzie Malina?
Mówiąc to Anita spojrzała na Kaśkę.
- Nie wiem. Czyż jestem stróżem psiapsi mojej? Wpadły z Mariolką jak bomby do klubu, poczekały na Malę, aż ta się ciut ogarnie po robocie, złapały ją za dupinę i gdzieś pojechały.
- To się zgadza.
Wtrąciła Roxy.
- Bo ja na fajrant zajrzałam do niej na chwilę na obiekt i Lalka coś tam sugerowała, żeby wam powiedzieć, że może jej nie być, takie tam.
Anita uśmiechnęła się.
- Lalka ma nową zabawkę. Znaczy dwie. Pierwszą lalkę do łóżka, drugą do reso... No, do malowania, do przebierania, ustawiania i w ogóle. Więc jest mocno zajęta. Barbie tworzy klona na obraz i podobieństwo swoje.
Ruda spojrzała na nią z wyrzutem.
- Nitka, to miała być twoja zabawka. Ile razy się nią bawiłaś od czasu, jak ci tu beczała w cycki? Pogadałaś z nią potem chociaż raz, tak poważniej?
- No... Raz, na imprezie.
- Tak. Przy blancie to strasznie poważna debata musiała być.
- Właśnie nie! Bo akurat pogadaliśmy poważnie o jej szkole. Potem jeszcze była okazja podczas jej przeprowadzki do Borka mieszkania.
- Ciekawe, dlaczego Borka przy tym nie było?
- Bo miał inne sprawy.
Maska z twarzy Kaśki, która w międzyczasie zdążyła zmienić się na oblicze szoguna Sramynato nagle zniknęła na skutek jej nagłego chichotu.
- No co? Naprawdę myślicie, że jestem zazdrosna?
Roxy nie traciła dobrego humoru:
- Skoro nigdy nie byłaś o mnie, to zadrość o tą gówniarę potraktowałabym jako powód do wojny. Więc nawet mi nie wolno tak myśleć.
Tym razem Kaśka zrobiła minę filmowego, dobrotliwego, rosyjskiego gangsta z nawyższej półki. Zaś jej usta przerywając ten dialog oświadczyły:
- Mala jest w porządku. Minie miesiąc, to wam powiem, jak ma u mnie. Na razie idzie jej dobrze, nawet lepiej. Za dużo roboty to ona nie ma, to nie firma Rudej, ale sama sobie jej szuka. Na przykład pomaga panu Bolkowi.
- Kto to jest pan Bolek?
- To też zaniedługo emeryt, on chyba wiekowo już jest, ale chwilowo chce mu się jeszcze robić. To taki nasz fachurka od wszystkiego, złota rączka. Każda szanująca się firma ma takiego pana Bolka. Mala mu ciągle asystuje, wiecie, drabinę przytrzymać, młotek podać, skoczyć po coś.
Roxy wreszcie odpuściła.
- Ja się w tą waszą Malę nie wpieprzam, tylko tak sobie żartuję. Ale zauważ Nitka, że to ja pierwsza coś zrobiłam, a ty tylko gadasz.
- Aha. Czyli wynajęcie jej chaty za gówniane pieniądze to jest nic nie robienie? Ruda, zaczynasz mnie wkurzać takim pieprzeniem.
Tym razem Kaśka zrobiła minę Budda Uśmiechnięty:
- Mam iść do kibla? Zresztą i tak mi się chce.
Ponieważ narrator nie mógł się zbytnio zdecydować, czy ma podglądać Kaśkę w rzeczonym kiblu, czy podsłuchiwać Anitę i Roxy, które wyjaśniały sobie coś w dwie ci...  Powiedzmy, że w cztery oczy, to zrobił sobie przerwę na przewietrzenie się i muzę dla Kawiarni, która zresztą przeważnie tego nie słucha, bo za trudne:
Gdy Kaśka wróciła do stolika poprawiwszy sobie oko, którego nigdy nie poprawiała, bo nie miała w zwyczaju robienia sobie oka, zobaczyła dwie psiapsie całujące się po oczach i mruknęła:
- Rozumiem, że surmy bojowe ucichły?
Nie usłyszała odpowiedzi, za to Anita wstała z krzesełka, po czym zaczęła starannie obciągać na sobie służbową korpo spódnicę.
- Muszę już iść. Na zabieg jadę.
Kaśka i Roxy spojrzały jakby zdziwione, a ta pierwsza spytała:
- Na jaki znowu zabieg?
- Ciążę usuwam.
Tym razem spytała Ruda:
- Przepraszam, czy wy z Borkiem nie umiecie już tego robić?
- Nie swoją. Taka znajoma z pracy musi zabić życie nienapoczęte. Nie ma prochów, nie ma za dużo na wyjazd, więc zachciało jej się magii.
- Za kasę, czy społecznie?
- Za kasę, bo to taka dalsza znajoma.
- Ile weźmiesz?
- Mniej, niż zawodowa wiedźma. Mówiłam, że cienko u niej z kasą.
- Jaką metodą?
- Jeszcze nie wiem. Intuicja mi powie na miejscu. No, pa kluseczki.
Gdy już jej pupa została odprowadzona wzrokiem Kaśka spytała:
- Dużo jest tych metod? Bo ja znam tylko jedną.
- Ty znasz tylko tą, którą poznałaś na szkoleniu w ramach pakietu bazowego. Bezpieczna, ale nie musi działać od razu, czasem trzeba powtarzać kilka godzin później. Ale jest wiele innych.
- Poedukujesz mnie? Bo widzisz, w klubie ktoś puścił plotę, że mam na sprzedaż prochy. Ja faktycznie raz, czy dwa miałam, ale stałego dojścia nie mam. Więc jak dziewczyny się do mnie zgłaszają, to mogę im pomóc magią. A na niektórych może jeszcze zarobić. Gdy pomagam połamańcom, to też się podpieram czarami.
- Wiem. Najdroższa fizjoreha w mieście i najdłuższa kolejka.
- Nie tylko, umowę z enefzetem też mamy.
- Tylko miejsc nie ma.
- Na to już żadne czary nie pomogą. Masz coś do pisania?
- No.
- To dawaj i zaczynaj wykład siostro.
Po czym dodała:
- Ciekawa historia. Gdyby Malina poznała Anitę wcześniej, gdyby wcześniej została wiedźmą, to ten nasz wyjazd trzy lata temu byłby zbędny. Hokus pokus i po sprawie.
- Gdyby Lalka wcześniej została wiedźmą, to by intuicyjnie ominęła takiego dzbana jak ten jej dawny... No, jak mu tam było? Nieważne zresztą. Dobra wiedźma powinna wiedzieć, z kim się puka.
- Wiedzieć to ona wiedziała, tylko jemu nagle odbiło.
- Ale to wcale niczego nie zmienia. To teraz ja niczym Anita biorę głęboki oddech, a ty słuchasz i notujesz, tak? Nie przerywasz, pytania na koniec.
Gdy Roxy tłumaczyła Maczecie detale czarowskich metod pozbywania się pewnego kłopotu, my wrócimy do pytania, które zadała wcześniej:
- Czy wy z Borkiem nie umiecie już tego robić?
To był żart nawiązujący do starej dyskusji, którą Anita i Ruda toczyły jeszcze jako małolaty, gdy zaczynały się uczyć magii od Cioci Lali. Roxy twierdziła, że niechciana ciąża to przeważnie efekt braku wiedzy i umiejętności uprawiana pewnego pięknego sportu, zaś Nita uważała, że zwykle jest to wynik pecha. Nie wiedzieć czemu, ten spór nakręcał im emocje do tego stopnia, że dwie najlepsze psapsie gotowe były się poszarpać na drobne kęsy. Jednak ich przyjaźń przetrwała, gdyż wpadły na pomysł, aby temat rozstrzygnął jedyny autorytet, które uznawały, czyli Ciocia Lala. Gdy jej przedstawiły swoje racje, ta zrobiła mądrą minę i stwierdziła:
- Tu bywa różnie. To może być pech, albo mogą być braki techniczne, albo jeszcze coś tam. Albo wszystko po trochu. Tak więc zarządzam remis. Ale mam taką uwagę, że w normalnym, cywilizowanym kraju państwo powinno zakładać, że taka kobieta miała właśnie pecha.
Matertera Pupa locuta, causa finita, zażarta różnica zdań zniknęła w czarnej dziurze kloacznej, ale energia rozgęganych perliczek musiała się wygęgać do końca, więc dziewczyny zmieniły nieco temat na najfajniejsze sposoby finiszowania przez facetów. Jako, że to już było bicie piany o gustach, rozjemczyni nie brała w tym udziału, tylko z pobłażliwym uśmiechem przysłuchiwała się temu biciu. Tylko tak już pod koniec odezwała się:
- To są wszystko bardzo fajne patenty, ale mam pytanie, czy tak po staremu, tradycyjnie, do środeczka, to już nie łaska?
Dwie początkujące kandydatki na czarownice zaprezentowały jej oczy Atomówek, po czym Roxy spojrzawszy na Anitę machnęła lekceważąco ręką i skonkludowała podsumowująco:
- Ciotka się nie zna.
Absurdalność tego stwierdzenia spowodowała chwilę ciszy, a zaraz potem eksplozję opętańczego, psychopatycznego śmiechu całej trójki. Bo Cioci Lali można było zarzucić nieznajomość wielu spraw, ale czarowanie i mizianie to były ostatnie rzeczy, które komuś mogłyby przyjść do głowy.

11 lipca 2024

NIEWŁAŚCIWY MOMENT, NIEWŁAŚCIWY OBIEKT

Pati, siostra Anity trochę kwękała na pomysł imprezy:
- Jeszcze urna porządnie nie ostygła, a ty chcesz balować...
Usłyszała jednak:
- Żałoba to jest sprawa prywatna, nie publiczna. Poza tym chyba pamiętasz jedne z ostatnich słów mamy? Mamy żyć normalnie. To ja się jej posłucham. Okazje są trzy naraz. Dwie parapetówy i nasza trzecia rocznica z Borkiem.
- Jak to dwie?
- Bo my się sprowadziliśmy tu, a Mala do chaty Borka.
- A tą rocznicę to jak liczysz?
- Normalnie. Trzy lata temu wpuścił mnie do wyrka, spodobało nam się to bardzo i jakoś podoba do tej pory. Bo znać, to już znaliśmy się wcześniej.
- W sumie logiczne. Ale my z Majką liczymy to inaczej.
- No, i pięknie, nie ma jednej metody. Aha, a sama impreza będzie skromna, jakiś grillek w ogrodzie, trochę trawki, trochę piweczka...
- Po czym Malina jak zwykle wykona striptiz i zazgoni.
- Z tym striptizem to ludzie jej nie odpuszczą, musi być, taka już świecka tradycja, ale z tym drugim to chyba się pomylisz.
- Czyli?
- Gadałam z nią, powiedziała, że od ostatniego chlania minęło jej za krótko czasu, więc tym razem zachowa pewną powściągliwość.
Lalka dotrzymała słowa. To akurat można zaspojlerować. Przez całą imprezę wypiła jedną puszkę piwa do spółki z Kaśką. Bo ta druga to wiadomo, jej używanie narkotyków zawsze sprowadzało się do takich niewielkich ilości od wielkiego dzwonu. Za to Ziela był dostatek, bo Roxy znowu wykonała godne zaopatrzenie, gdyż kaśkowe i anitowe uprawy jeszcze nie zakwitły. Czyli tym razem dosłownie, dokładnie nikt się nie zdoił. Zaś sam striptiz Maliny też nie był jakiś zbyt rozbudowany, bo było strasznie gorąco, więc nie za bardzo miała co zdejmować, nawet majtek nie miała na sobie, tylko jakąś kusą przewiewną koszulinkę.
Ale wróćmy do początku całego ewentu. Miejsce akcji było znane wszystkim oprócz Miśka, chłopa Roxy, który od razu zwiedził wszystkie kąty, a potem zaczął podrywać Malę. Tak dla żartu, rzecz jasna, więc tak samo dla żartu Ruda wzięła go na bok i przez parę minut było trochę głośno. Bo choć Roxy to też super dupa, niczym Anita, więc nie bywa zazdrosna, ale świetnie umie to udawać. Takie ma poczucie humoru. Dlaczego Misiek zwrócił uwagę akurat na Malę? Ano dlatego, że Malina tak ją wylaszczyła, jak jeszcze nigdy, niczym do konkursu jakiejś Miss Wszystkich Missek.
Tylko pytanie teraz, czy Mala na pewno dobrze się bawiła? To nagle stało się przedmiotem dłuższej wymiany zdań na boku między trzema naszymi wiedźmami. Trzema, bo Kaśka nie robiła wrażenia zbyt zainteresowanej. Akurat była świeżo po zwróceniu uwagi Miśkowi, że przy niej się nie opowiada kawałów o blondynkach. Co bardzo z kolei zaciekawiło jego, bo przecież jak wiemy, Kaśka jest czarnowłosa, więc spytał:
- Dlaczego?
- Nie myśl o tym. Po prostu nie rób tego.
Na jego szczęście wiedział już wcześniej od Roxy, że podpaść Kaśce to oznaka wyjątkowej głupoty, więc temat wygasł. Za to swój temat miała wspomniana wcześniej trójka: Anita, Roxy oraz Malina. Jako pierwsza zaczęła ta ostatnia:
- Teraz dopiero to widzę.
- Ale co?
Spytała Ruda i usłyszała:
- Mala jest tak zapuszczona w Borku, że ja pierdolę.
- Po czym poznałaś?
- Po aurze. Jak Kaśka ją tu przywiozła z klubu na motorze, to wszyscy już prawie byli. Borek też. Gdy Mala tylko na niego spojrzała, to aura jej się kompletnie zmieniła.
- Tylko tyle?
- Nie tylko. Poobserwujcie, jak ona się przy nim zachowuje. Ja z nią najwięcej przebywam, więc już zdążyłam zauważyć, jak reaguje na facetów. 
- Czyli jak reaguje?
- Właśnie nie reaguje. Tak trochę po kaśkowemu. Za to na Borka zupełnie inaczej, całkiem się zmienia. Ruja ruj.
Ruda wzruszyła ramionami:
- Może masz rację. Tylko, że mnie to mało obchodzi, właściwie wcale. A ty Nita, co ty na to wszystko?
- Ja? Nic.
Malina przewróciła oczami.
- No nie, dziewczyny, tak nie można. Przecież ona cierpi. Poza tym jak tak dalej pójdzie, to mogą być kiedyś kłopoty. Na razie, to ona to ukrywa, to znaczy jej się wydaje, że ukrywa, ale słabo ukrywa.
Anita najpierw spojrzała na Rudą, potem na Lalkę.
- Fajnie, tylko co z tym można zrobić, jeśli w ogóle coś z tym trzeba robić? Masz jakiś pomysł?
- Oduroczyć?
Roxy pokręciła głową:
- Nie kochana, to tak nie działa. Oduroczać to ja mogę magiczne uroki. Ale tu akurat nie ma żadnej magii. Urok ona rzuciła wtedy na niego, sprawa odkręcona, zapomniana, ale na nią nikt. Działała na rozkaz matki, zbiegiem okoliczności chłop jej się spodobał, zrobiła to, co zrobiła, widziałyśmy wszystkie w szklanej kuli, było jej fajnie, więc się zabujała. Czysta fizjologia, czy też neurologia. Jak ja jej zacznę majstrować magią w głowie, to jej mogę krzywdę zrobić. Za to internet jest pełen porad, jak się odkochać, większość tych naturalnych metod zresztą nie działa, ale na tym pole bezpiecznego manewru się kończy, dalej już jest spore ryzyko. Poza tym to ona sama musi tego zachcieć. Rozmawiałaś z nią na ten temat?
- No weź, gdzie, kiedy? Przecież dopiero sama to zauważyłam jakąś godzinę temu. To najpierw poleciałam do was.
Anita odparła:
- To nasze zdanie już znasz. Poza tym jakich kłopotów to jej zakochanie może narobić? No? Jakich? Może związek mi rozwali? Takie bzdurzydła to się tylko w tabloidach, czy jakichś pimpelkach czyta, albo w maglu można usłyszeć. Nigdy nie jest tak, że ta trzecia osoba może rozwalić związek.
- Ale może sobie coś zrobić, pociąć się, czy takie tam.
- O! To już brzmi sensownie. Ona ma dopiero szesnastkę, takim młodym piczkom takie akcje mogą się zdarzać. Poza tym ona jeszcze dochodzi do siebie, minęło dopiero kilka tygodni, więc może warto z nią porozmawiać. Ja mam z nią do pogadania, ale nie teraz i na zupełnie inne tematy. Jeśli już ktoś, to najlepiej ty. Chyba ci do niej najbliżej, najwięcej czasu spędzacie razem. Tylko proszę, żadnych czarów, Ruda ma rację. Jak ona się nie chce tego podjąć, to my tego lepiej nie zrobimy.
- To ja jeszcze to przemyślę.
- Chodźmy zobaczyć, czy wszystkiego piwa nie wyżłopali.
- Nie grozi. Adaśko chyba pół wana przywiózł.
Impreza toczyła się dalej własnym tempem, w pewnym momencie Anita zauważyła, że Malina podeszła do Mariolki, swojej dziewczyny od niedawna jak wiemy, coś jej szepnęła do ucha, po czym ruszyły do budynku zgarniając po drodze Malę. Trochę ich nie było na boisku. Za to gdy wróciły, zgodnie ze świecką tradycją Lalka wykonała to, co zawsze, tym razem jednak była trzeźwa jak ten przysłowiowy gwizdek. Ale o tym już była mowa na początku.
Za to w nocy, czy właściwie nad ranem, gdy już było po imprezie, Anita moszcząc się w łóżku zrobiła figlarną minkę do Borka i spytała:
- Słodziak, co byś powiedział na takie małe urozmaicenie, żebyśmy sobie kiedyś wzięli Malę do trójkącika?
- To taki żart ma być?
W ramach odpowiedzi Falibor usłyszał:
- Dobranoc kochanie.

09 lipca 2024

Bo mam taki kaprys...

To był tylko support, tak na rozkrętkę.
Nie ma co skupiać na tym zbytnio uwagi.
Ale teraz...
Dla mojej Lady, przede wszystkim, która...
Zresztą nie myślcie o tym za dużo.
Ale nie tylko dla Niej.
Także dla tych wszystkich fajnych dupeczek, które tu zaglądają, komentują lub może też nie, bo coś czasem może być za trudne, to się zdarza, nie ma powodów do paniki, ale na pewno wszystko mają na swoim miejscu.
Rozumechtaczki też.
Czemu tak dziś?
Bo chcę!
Napierdalamy:
Żeby fochy się nie chłopowały...
Nie! Wróć!
Żeby chłopy się nie fochowały, to tak w ramach bonusu:

03 lipca 2024

LAST DEBUGGIN' I MALA W MIŁOSNYM PACIE

Mimo, że Roxy na początku była niechętnie nastawiona do Mali, to jednak ona zrobiła pierwszy ruch. Jeszcze tego samego dnia pamiętnego spotkania pobrała od Anity numer do dziewczyny, od niej samej adres, po czym od razu do niej pojechała, mimo sprzeciwu Miśka i swoich mrówek w dupie, którym się mocno spieszyło. Ale Ruda nie byłaby Rudą, gdyby nie znalazła na to sposobu. Po prostu pojechali trochę okrężną drogą robiąc krótką przerwę na jakimś ustronnym, małym parkingu. Zaś efekt wizyty u Mali był taki, że już nazajutrz była spakowana, po czym Roxy osobiście, truckiem własnej firmy zawiozła ją do siebie do domu. Jakby nie było, obiecała przecież Anicie, że pomyśli o nowym lokum, więc pomyślała szybko i wymyśliła tymczasowe rozwiązanie. Po drodze zaś powiedziała dziewczynie to, co dzień wcześniej psiapsiółom w Pleciudze:
- Nie lubię cię i nie ufam ci.
Po czym szybko dodała z uśmiechem:
- Ale nie bierz tego zbyt na poważnie. Bo ja bardzo lubię ryzyko, a gust miewam czasem bardzo kapryśny i zmienny.
W rzeczywistości nigdy potem nie okazała dziewczynie niechęci, ani także nieufności, bo takie drobiazgi, jak zamykanie zbyt prywatnych szuflad na klucze lub zaklęcia stosuje raczej każdy i nikt nie ma prawa czuć się tym dotkniętym. Było raczej centralnie wprost przeciwnie, Ruda traktowała ją nader przyjaźnie i życzliwie przy każdej okazji.
Po drodze zajrzały jeszcze zrobić fotkę do dowodu. Bo Mala miała przecież dopiero szesnaście lat, więc aby uniknąć kłopotów, gdyby nagle pojawił się ojciec gdzieś tam zaginiony, albo upomniało się o nią państwo, trzeba było ją trochę formalnie postarzyć. Tym już się zajęła pani Ewa, księgowa w firmie Roxy, która jak już wiemy, była najlepsza w magicznym usuwaniu różnych formalnych urzędowych raf.
Następnego dnia po instalacji u Rudej Mala grzecznie stawiła się w klubie Kaśki, która oddała ją pod komendę pani Zosi, zaś po południu pojawiła się Malina, która z ochoczym zapałem zabrała się do realizacji swoich zadań resocjalizujących. Po zrobieniu jej oka i reszty, przynajmniej tego, co było widać zakomunikowała:
- Już nie wyglądasz jak zwykła miotła, tylko jak miotła wiedźmy.
Po czym zabrała ją na miasto. I tak poleciały pierwsze dni nowego życia nowej pupilki naszych czarownic. Zaś już w następnym tygodniu...
Malina jak zwykle swoim zwyczajem wparowała do Anity i Borka jak do siebie, i ujrzawszy bratową majstrującą przy swojej garderobie spytała:
- Dobry moment? Jesteście przed, czy po?
Odpowiedział Borek:
- Na twoje wizyty zawsze jest dobry moment. Ale tym razem się spóźniłaś. Nie popatrzysz sobie, a szkoda, bo mogłabyś się czegoś nowego nauczyć.
Anita wtrąciła:
- Boreczku, twoja siostra chyba już umie wszystko.
Lalka zaoponowała:
- No, nie wiem. Tego, co robiła Nitka ostatnim razem, gdy tu wpadłam, to ja bym chyba tak dobrze nie umiała.
- Spróbuj, teraz ja popatrzę.
- No, co braciszku? Przypomnimy sobie nasze miodowe lata? Skoro twoja pani się zgadza, to innych przeszkód chyba nie ma?
Nie było w tym gronie żadnym sekretem, że niektóre dziewictwa Malina straciła właśnie z Borkiem, do tego jeszcze nielegalnie wiekowo. On jednak tylko burknął:
- Ja nic nie wiem. Spałem wtedy.
- Do czasu. W pewnym momencie przestałeś.
- Dobrze Lalka, dość tego porno, lepiej mów, co na mieście.
Borek, choć to on zaczął, wyraźnie robił wrażenie, jakby już przestał się wyrabiać w tej rozmowie, więc spróbował zmienić temat.
- Na mieście, jak to na mieście. Dziś ciepło.
- A co tam u tej waszej nowej... Córci? Siostrzenicy?
- Jedno i drugie nie pasuje. Wiekowo to raczej młodszej siostrze. 
- Podobno strasznie ją polubiłyście? 
- Bo to fajna dziewczyna. Tylko wymaga trochę pracy. Taka dzika jest trochę, niewiele widziała, niewiele poznała, ta jej mamuśka to jednak kawał wrednej kurwy był. Więc próbujemy laskę trochę odgiąć, wyluzować, pokazać różne rzeczy i to działa.
Potem Malina poszła z Anitą do kuchni, aby obgadać różne ważne babskie sprawy, zaś Borek nieco się zamyślił. Czy miał nad czym? Tego nie wiedział, postanowił obgadać to ze swoją kobietą, gdy jego siostra zostawiając po sobie mnóstwo dobrych wibracji wreszcie sobie poszła. Wtedy zaczął:
- Pupcia, pamiętasz jak kiedyś gadaliśmy sobie na temat mizianych snów? Konkluzje mieliśmy fajne, ale ostatnio zaistniała taka dziwna sytuacja.
Faceci nie bardzo lubią słuchać na temat snów, czy fantazji erotycznych swoich dupek, za to kobiety ponoć mają wręcz odwrotnie, bardzo chętnie nadstawiają ucha. Anita tłumaczyła to kiedyś tak:
- Bo ja się wtedy staram uczyć. Za to dla odmiany chłopy, nawet ci zdrowi, niezazdrośni są zadufani w sobie, że są w tym sporcie najlepsi i pewne formy edukacji do nich nie trafiają.
Tak więc Anita usiadła na łóżku w pozycji przez buractwo uznawaną za brzydką, po czym właśnie nadstawiła ucha.
- No, opowiadaj Słodziak, opowiadaj.
- Bo widzisz, ostatnio regularnie co noc mam taki sen, że kocham tą samą panienkę, do tego scenariusz jest wciąż ten sam.
- Co konkretnie robiliście?
- Po prostu podawałem jej.
- Wiesz, mnie niedawno przez trzy noce z rzędu śnił się ostry anal z Lemmym Kilmistrem, do tego jako napoczętym już przez insekty nieboszczykiem i było mi bardzo fajnie.
- Mnie nie było fajnie. To zawsze wciąż była Mala. Jakoś nie wiedzieć czemu, nie czułem się z tym dobrze, chociaż umiała to robić.
Anita nagle zmieniła konfigurację ciała.
- Czekaj kochanie, tu faktycznie coś nie gra. Nie chodzi o Malę, bo to w sumie fajna cipa, ale o tą regularność w dłuższym dystansie. To wygląda na zmorę. Czyżby Ruda coś spieprzyła? Przy tak mocno porąbanym uroku, kaleczącym rzemiosło, to nawet Roxy, najlepsza w urokach mogła coś przeoczyć, jakieś tam śmieci. Rozumiem kochanie, że nie chcesz tych snów?
- Nie chcę.
- To trzeba cię znowu okopcić.
- Nie rozumiem.
- To taki nasz wiedźmowski żart, nie myśl o tym za dużo.
- Chyba rozumiem. Trzeba ze mną zrobić jakieś pow-pow?
- Centralnie.
- Umiesz to zrobić?
- Tak, choć nie jest to najlepszy pomysł. Nie pytaj dlaczego, bo to jest na cały referat teorii magii. Poza tym to Roxy spaprała, więc niech poprawia. To będzie nawet zabawnie popatrzeć, jak cię znowu chwilę potrzyma za moją ulubioną babską zabawkę.
- Jak to znowu?
- Oj, bo ty wtedy nie byłeś zbyt obecny. Nie pamiętasz miłości z Malą, nie pamiętasz oduroczania i w ogóle... Ale podświadomość mimo wszystko zapamiętała tą miłość. Już dzwonię do Rudej. Ona naprawdę zrobi to lepiej. Zaufaj mi. Tak w ogóle, to najlepiej jest, gdy urok odczynia ta, która go skonstruowała. Tylko że Mala jest tak niedorobioną i popapraną wiedźmą, że pewnie w ogóle nie umiałaby się do tego zabrać.
Następnego dnia Ruda pojawiła się u nich.
- No, pacjent gotowy? To kładź się na łóżku. Na razie na brzuchu.
Roxy wyjęła z torebki jakiś dziwny kamień i powoli zaczęła nim przesuwać wzdłuż borkowego kręgosłupa. Od kości ogonowej po sam czubek głowy, potem z powrotem. Potem spojrzała na Anitę:
- Jest. Coś tam faktycznie zostało, jakiś drobny robal.
- Robal?
Tak spytał Borek i usłyszał;
- No, niedosłownie. Taki nasz żargon. To teraz wyskakuj z portek i reszty. Nie krępuj się, czuj się jak u lekarza. Nitka cię nie opieprzy za to, że dałeś innej babie potrzymać cię przez chwilę za sprzęt.
Gdy mężczyzna się rozbierał Roxy zwróciła się do Anity:
- Zawsze ci go zadrościłam, ale coś obiecałam, więc do głowy mi nigdy nie przyszło, że kiedyś będę mogła go sobie bezkarnie pomacać, do tego jeszcze dwa razy. Gotowy? To leż spokojnie.
Ruda położyła Borkowi kamień na brzuchu, lewą dłonią chwyciła za krocze, drugą zaś położyła mu na czole. Zamknęła oczy i cicho zaczęła coś mruczeć. Po chwili przestała, wstrząsnęła dłońmi jakby coś z nich strzepywała, zabrała kamień i wstając rzuciła:
- No, już po zabiegu. Możesz się ubrać.
Gdy wyszła do łazienki Anita wyjaśniła:
- Tak naprawdę, to nie chodzi wcale o łapanie pacjenta za genitalia, tylko istotny jest punkt, nie pamiętam już jego chińskiej nazwy, który leży między nimi i zakrystią. Tam jest jeden koniec meridianu energetycznego, na nim jest skupiona uwaga. Tak ci to mówię, żebyś wiedział, jak to wygląda od strony technicznej. Ciocia Lala to by zrobiła całkiem bez dotykania klienta, nawet na odległość, ale to ona jest Ciocia Lala, nie my.
Gdy Roxy wróciła dodała na koniec:
- Już jesteś zdrów, ale nie wystrasz się, gdy którejś nocy Mala znowu ci się przypadkiem przyśni, nawet erotycznie. Ale to będzie już tylko zwykłe wspomnienie, jak każdej innej osoby, którą kiedyś tam spotkałeś. Przecież nie chodziło o to, żeby ci czyścić pamięć. To już jest bardzo gruby zabieg, tu zupełnie zbędny. A teraz będziesz tak miły i zrobisz mi jakąś kawkę?
Sprawa niefortunnego uroku, którego ofiarą padł Borek została zamknięta eschatologicznie, ale okazuje się jednak, że jego szybka randka z Malą, czy jak to inaczej nazwać, miała jeszcze inne konsekwencje.
💓
Od czasu przeprowadzki do Roxy Mala miała wrażenie, że jest w jakiejś cudownej bajce. Rzecz jasna nie żyła dotąd na drzewie, mimo wirtualnej klatki, którą jej tworzyła apodyktyczna mamuśka zdążyła poznać trochę świata, trochę życia. Ale tu akurat chodziło bardziej o ludzi, którzy nagle zaczęli ją otaczać. Zwłaszcza cztery wiedźmy, których troskę o nią odczuwała prawie na każdym kroku. Podziwiała ich wzajemne relacje, zaś jako że nigdy nie miała przyjaciółki, co najwyżej jakieś koleżanki, czy znajome, to wszystko dla niej było strasznie nowe. Czuła też wyraźnie ich przyjazne do niej nastawienie, nigdy też nie dawały jej odczuć pewnej różnicy wieku, która ją od nich dzieliła. Jak w innym miejscu wspomniała Malina, była po prostu jak młodsza siostra. Z drugiej strony z każdą miała inne relacje. Co prawda Anita i Kaśka budziły w niej pewien respekt, zaś z Roxy i Maliną czuła się bardziej bezpośrednio, to generalnie po pewnym czasie była po prostu jedną z nich. Najbardziej chyba lubiła Malinę, której maniera szalonej małolaty wcale nie była udawana, ona po prostu taka była.
Wszystkie rozmawiały na luzie o wszystkim, jednak były pewne dwa tematy, które można było uznać za nieco wyjątkowe. Po pierwsze, to na wyraźne życzenie Anity, nigdy przy Mali nie poruszano tematu czarów.
- Przyjdzie moment, kiedy sama z nią o tym wszystkim pogadam w cztery oczy, ale na razie ona sama musi dojrzeć do takiej rozmowy.
Być może ten moment kiedyś miał niedługo nastąpić, gdyż według spostrzeń Kaśki moc Mali powoli jakby nabierała pewnej stabilności. Zaś sama Mala raczej mało poświęcała tym sprawom uwagi, zajęta napływem nowych bodźców żyła trochę jak nieświadoma krypta. 
Drugą rzeczą były sprawy bazowe, zasadnicze. Jednak to nie był już temat tabu, to tylko Mala jakby milkła, wyłączała się, gdy kobiety czasem wymieniały się żartami o tychże sprawach. Wśród obecnych szesnastolatek istnieje bardzo szerokie spektrum doświadczeń, od prawie żadnych, do bardzo bogatych. Jednak Mala miała dosyć szczególne. Nigdy nie uprawiała miziania całkiem dobrowolnie. Zwykle bywała stręczona przez matkę różnym wujkom, jej chwilowym przydupasom albo czasem podsuwana jako karta przetargowa podczas dziwnych interesów, które to Pamala prowadziła. Także w ostatnim przypadku, gdy miała szybką przygodę z Borkiem była tylko narzędziem do intrygi. Ale tym razem sprawiło jej to realną przyjemność, do tego na tyle wyjątkową, że wciąż wspominała smak tego mężczyzny. Prawda była taka, że Borek jej się bardzo podobał. Na tyle podobał, że czasem uzupełniając swoją wiedzę teoretyczną za pomocą różnych filmów dla dorosłych tworzyła sobie, czy raczej odtwarzała swój film, gdzie klęczy przed nim uprawiając z nim miłość tak, jak wtedy, prostą i dość standardową techniką. Wiedziała jednak, że taka sytuacja raczej nigdy się już nie powtórzy. A przecież widziała go tylko kilka razy. Najpierw na fotce, którą pokazała jej matka zlecając jej zadanie, potem podczas owej randki, potem podczas spotkania pod jego firmą, zaś ostatni raz, gdy niedawno zajrzał do klubu Kaśki. Mala wtedy na jego widok szybko się gdzieś schowała, centralnie zaś do toalety, gdzie uspokoiła się dopiero wtedy, gdy się sama zaspokoiła. 
Tak, Mala po prostu była zakochana w Faliborze, nieraz to mówiła do swojego obrazu w lustrze i to były te jedyne momenty, gdy czuła się bardzo bezradna, gdyż nie wiedziała, co ma z tym robić. Czasem zwierzała się ze swoich różnych rozterek swoim nowym siostrom i protektorkom, najchętniej Malinie, ale w tym przypadku bała się kłopotów, które takie zwierzenie może wywołać. Co prawda nie wiedziała, nie umiała sobie wyobrazić, jakie one mogą być, ale uważała, że to może wiele popsuć. Czy się myliła? Na razie po prostu czekała i cieszyła się wszystkim, czego doświadczała do tej pory...
Zaś najnowsze doświadczenie było takie, że któregoś wieczoru po powrocie do domu Roxy oświadczyła dziewczynie:
- No, dupeczko, czas na kolejną przeprowadzkę.
- Jak to?
- Zamieszkasz u Borka.
- Nie rozumiem.
- Bo za bardzo streściłam. Zamieszkasz w mieszkaniu Borka.
- A oni?
- Oni się przeprowadzają do domu Anity, tego po matce. Połowa należy do niej, połowa do jej siostry. A mieszkanie chcą wynająć i uznali, że wynajmą je akurat właśnie tobie.
- Ale to chyba nie jest zbyt tania dzielnica?
- W tym mieście tanie są tylko klitki na Bajorze. Ale nie zedrą z ciebie skóry. Anita powiedziała, że wezmą połowę tego, co wzięliby od obcego, pokryją też zaległe rachunki. Wyrobisz się, Kaśki stryjek chyba ci płaci dość przyzwoicie.
- To im się opłaci?
- Co cię to obchodzi? Ale powiem ci tak, że ten kawałek domu od trzech lat był przeważnie pusty. Nitka tam zaglądała tylko podczas różnych okazji, do tej pory nie bardzo rozumiem, dlaczego wcześniej tego nie zrobili. Ale Nita to Nita, skoro ona tak robiła, to dobrze robiła.
Tak więc firmowy truck Roxy wkrótce zaparkował pod kamienicą Borka. Malina, która ofiarowała się do pomocy bardziej przeszkadzała, niż pomagała trajkocąc wciąż na temat parapetówy, ale że Mala zbyt wiele rzeczy nie miała, to było tylko miłe urozmaicenie całej akcji. Zaś gdy dziewczyna została już sama w nowym mieszkaniu zaczęła oglądać sobie wszystkie kąty. Stary nordycki mit mówi, że z naramiennika Odyna codziennie spada na Ziemię jedna złota bransoleta. Przez ostatnie dni, czy tygodnie te bransolety trafiały do Mali. Tylko był jeden szkopuł. Ściany, podłoga, sufit, każdy fragment tego mieszkania pachniały Borkiem. Tego wszystkiego było już dla dziewczyny za dużo. Usiadła na podłodze w środku pokoju i cała kunsztowna robota Maliny, która tego dnia miała wyjątkową wenę do jej laszczenia poszła się jebać spływając po policzkach.