28 maja 2017

Konopielka, czyli na Marszu, jak to na Marszu...

Sorry Gregory, ale z całego materiału zdjęciowego tylko to, co jest powyżej nadawało się do publikacji. Tak to jest, gdy uparciuch uprze się na Nokię 108 Dual SIM i odrzuca go od mizianych, wypasionych piczfonów, czy czego tam jeszcze. Po co mu to, jeszcze by sobie takim sprzętem krzywdę zrobił jakowąś próbując klikać fotki.
Zaś na Marszu, jak to na Marszu. Marszowo było se tak, konopnie, fajnie, wesoło, na luzie, czyli tak jak miało być. Tego roku trafiło mi się dubeltowo, bo w dwóch miastach stołecznych. Aby mieć to już z głowy, zacznę od gorszego końca, czyli od frekwencji. Blado to wypadło moim zdaniem, gdy porównam z Marszami kilka lat temu. Według moich szacunków, to Kraków = 1000, Warszawa = 1500, w porywach zresztą. Rzecz jasna jest to z grubsza, bo fachowcem od takich pomiarów nie jestem, ale jednak jest to bardziej wiarygodne, niż fachowe pomiary policyjne, według których to, jak zwykle zresztą bywa przy imprezach antysystemowych, nikogo nie było. Czemu tak, skoro pogoda była super? Chyba nie dlatego, że spadła nagle populacja ludzi high class brained. Spadł jednak chyba poziom wiary w powodzenie Sprawy. No cóż, skoro obecny reżim podłej zmiany jest jeszcze gorszy od poprzedniego, to mowy nie ma o żadnym powodzeniu teraz, zaraz, jutro. To już od dawna było wiadome, że tak nie będzie. Zresztą same Marsze to nie wszystko. Skoro Sprawa chwilowo jest conieco zamrożona co do terminu realizacji, to tym bardziej trzeba więcej pracy edukacyjnej. Informować, motywować do używania mózgu. Na przykład zadając pytania typu "Czy chcesz, by chorzy chorowali na dysfunkcje, na które ziele MJ /wersja "medical"/ może im pomóc?". Albo na przykład takie: "Czy chcesz się czuć bezpieczniej, bo mniej ćpunów będzie cię próbowało okraść?". To drugie dotyczy ziela wersji "common", gdyż jasne jest, że gdy będzie ono legalne, to ilość tych ćpunów się zmniejszy. Niestety nie dla każdego jest to jasne. Owszem, jest wielu betonołbowych buraków, którzy po prostu CHCĄ, by panował obecny syf, a nawet większy. Ale jest też sporo ludzi, skądinąd niegłupich, którzy pewnych zależności jeszcze nie widzą. Od tego jest właśnie edukacja, by to wreszcie zobaczyli.
Wróćmy jednak do Marszu. Co na takim Marszu można robić? Niby głupie pytanie, bo od tego są Marsze, by maszerować. Nie dosłownie rzecz jasna, takie dosłowne marsze niech sobie uprawiają naziole narodowe. Konopie zaś się wyzwala krokiem wyluzowanym, czasem nawet tanecznym, ale zanim jeszcze do tego kroku dojdzie, trzeba przyjść lub przyjechać i być. Popatrzeć na konopne dziewczyny, których nigdy nie brakuje, porobić jakieś fotki /nawet jeśli skutek tego robienia jest mizerny/, pobujać się przy godnej muzie, oraz przede wszystkim pogadać sobie. Ze znajomymi lub kimkolwiek innym, właściwie z każdym, bo na Marsze hołota raczej nie przychodzi. Choć z tym ostatnim to różnie ongiś bywało, tym razem jednak tak nie było. Ani w Krakowie, ani w Warszawie. Trochę tego gadania było, ale ograniczę się tu do jednej osoby, za to jako partner /a raczej partnerka/ do pogadania nader wdzięcznej.
Ula /imię ściemnione, polityka ochrony danych i takie tam/ była kiedyś narkomanką. Jak każdy /prawie/ narkoman zaczęła od alkoholu, jednak nie pisane jej było zostać ćpunem alkoholowym, które to ćpuny, zwane "alkoholikami" dla wyróżnienia, stanowią większość w populacji ćpunów. Miała inne "gusta". Jej problemem stał się "hel" plus "feta" jako dodatek, dość częsty model swojego czasu. Na dopalacze /te hardkorowe/ się nie załapała. Co jest akurat dość istotne, bo w tych przypadkach trudno mówić o uzależnieniu, gdyż wcześniej kłania się "duża psychiatria", czyli psychozy lub takie tam jeszcze inne odpały w mózgu.
Tak. Tu w ramach dygresji trzeba wyjaśnić laikom, że tak zwana "terapia uzależnień" obecnie niekoniecznie zajmuje się uzależnieniami. To znaczy, zajmuje się, owszem, ale owi co poniektórzy "uzależnieni" nie są wcale uzależnieni, są to regularne czubki. Tak to sobie można nazwać po laicku. Zawdzięczamy to między innymi polskiemu prawu, ale zostawmy to może na razie. Tyle tylko wspomnę, że nie ma innego kraju w Europie mającego taki problem dopalaczy /typu hardcore/, jak Polska.
Jednak Ulę ten syf ominął jakoś, u niej poszło to bardziej "klasycznie". Pierwszy raz ją spotkałem w ośrodku, gdy po bardzo długim namyśle oraz intensywnych namowach zdecydowałem się dorobić w nim parę groszy ekstra. Od razu mówię, że są to naprawdę grosze, nie ma co się ślinić, jeśli kasa jest dla kogoś priorytetem życiowym. Mnie wyszło, że chcę przyłożyć ręki, by parę ofiar polskiego prawa wyszło na prostą. Ula zaś była na wylocie, kończyła zakładany turnus, więc terapeutycznie nie mieliśmy żadnych relacji. Pogadaliśmy jednak tak bardziej prywatnie, w ramach czasu wolnego przy kawie, czy herbacie i robiła wrażenie fajnej, sensownej osoby. Czy była/jest wyleczona? To jest idiotyczne pytanie, bo tego nie wiadomo nigdy, do końca życia. Oficjalne kryteria mówią coś na temat iluś tam lat abstynencji, ale choć lepszego kryterium nie ma, to jest to kulawe kryterium. Abstynencja jest bowiem środkiem, nie celem.
Po wymiksowaniu się Uli z ośrodka spotkałem ją na Marszu rok temu. Było dużo do pogadania. Generalnie szło jej świetnie. Na przykład zmotywowała ojca do leczenia. Bo to też był ćpun. Tylko akurat alkoholowy, ale jaka to różnica? Swoje sprawy referowała nieźle, zaś poza tym została konopną aktywistką, wyzwala te konopie jak należy.
To akurat się zdarza, że niektórzy neofici trzymają się tematu i pomagają innym. Jakiś wolontariat, czasem praca zawodowa jako terapeuta, jakieś studia psychologiczne lub pedagogiczne. Nie wszyscy się do tego nadają, nie wszystkim to służy, ale neofita jest pomocny w tej robocie, bo zna temat tak, jak inni go nie znają. Ula akurat poszła w profilaktykę narkomanii, bo Sprawa /wyzwolenia konopi/ to także owa profilaktyka, do tego dorabia ostatnio na pestkach, co również jest zajęciem godziwym. Bo choć pestka to jeszcze nie ziele /tak jak zygota to jeszcze nie dziecko/, jednak oleum zawiera, a czy Iskra Jah w niej zaistnieje, to już problem ogrodnika.
Aha. Gdyby ktoś chciał zapytać, to odpowiadam, że Ula ziela nie używa. Może użyje kiedyś wariantu "medical", ale na razie jest zdrowa. Ziela nie używała nigdy, zwłaszcza będąc praktykująca ćpunką, bo jak większość praktykujących ćpunów, zielem gardziła. Obecnie nadal nie używa, bo nie lubi. Ale ma na tyle endogennego oleum w głowie, by nie dyktować innym, co mają lubić, czego nie. Zresztą mnóstwo zwolenników legalizacji ziela nie używa go, mają mimo to wspomniane oleum, więc rozumieją, dlaczego ziele powinno być legalne. Żeby w przyszłości było mniej ćpunów na świecie oraz bałwaństw, które z tego ćpuństwa wynikają. Rzecz jasna legalizacja MJ nie jest warunkiem dostatecznym, ale koniecznym, by tak się właśnie centralnie wreszcie stało.
No, i właściwie tyle. Marsz dotarł do jądra ciemności podłej zmiany, pod sam komitet centralny. De facto nic do tego jądra nie dotarło, bo dotrzeć nie mogło z definicji, ale w klimacie pozytywnej energii spotkało się sporo sensownych ludzi, zaś tak spędzony czas w tak zacnym gronie na pewno nie był czasem zmarnowanym.
Bayo Ula, spotkamy się za rok i życzmy sobie wzajemnie, tudzież urbi et orbi, by następny Marsz był marszem ostatnim, a kolejne były zbędne.
Mamy prawo do szczęścia!
Nie mamy jednak szczęścia do prawa... i sprawiedliwości.
Oby się to szybko zmieniło.
Sadzić! Palić! Zalegalizować!

29 komentarzy:

  1. Jaki jest mój stosunek do konopi to chyba już wiesz. Cieszę się, ze jest sporo ludzi, którzy potrafią manifestować w spokoju i cieszą się ze wspólnie spędzonych chwil, choćby podczas takiego marszu.
    Zastanowiło mnie Twoje stwierdzenie, że ludzi jakby mniej i jest niepokój, że wiara w skuteczność takich marszów jest mniejsza.
    Trzeba szukać innych form walki i , jak sam przyznajesz, edukować, edukować, edukować.
    Próbowałam zrozumieć słowa piosenki w teledysku na samej górze, Rzuciły mi się w oczy hasła na dekoracji za sceną. Takie bardziej narodwe?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, te loga na dekoracjach w pierwszym teledysku są mocno podejrzane... ale cóż... nie znamy tamtejszych realiów, nie wiemy, kto kogo wkręcił, czy oni Bjankę, czy Bjanka ich... a co do słów... "Anasza - charasza" i "nie zapomnę Amsterdamu"... no, i sama Bjanka... co tu więcej jest do rozumienia?... łopatologia jest w następnych klipach...
      tak swoją drogą, uwielbiam Snoop Dogg'a, to jego dobrotliwe spojrzenie na świat... i o to, kurwa, chodzi...
      https://youtu.be/KlujizeNNQM

      Usuń
    2. Wrrrrrrrr.... chciałam usłyszeć cały tekst, ale jest niezbyt dobre nagranie- koncert itd. Podoba mi się. Chłopcy mogli by jednak zmienić te kurteczki "szwedki', na coś bardziej stylowego.
      Łopatologię też odsłuchałam.
      Nie do końca jestem przekonana, że on ma dobrotliwe spojrzenie.

      Usuń
    3. no nieee... mnie się zawsze dziob śmieje, gdy widzę ten jego spokój, dystans i ironiczną akceptację w mnóstwie ujęć na fotkach i klipach... chyba najlepszą taką scenkę z jego wejściem na plan widziałem w jakimś odcinku Bundych, gdzie gościnnie, epizodycznie się pojawił, rozsmarowało mnie po suficie wtedy ze śmiechu... i to nie jest wizerunkowa sztuczka, bo wprawne oko od razu wychwyci, ile stuffu musiało być w robocie, by to osiągnąć...
      ale chyba nie każdemu można to polecić, bo to wymaga silnych "blokad białkowych" w mózgu, by nie zwariować lub nie zgłupieć od takich ilości...
      niestety, z jaraniem jest jak z piciem, też "trza umić"...
      natomiast MJ ma jeszcze tą magiczną własność, że można się ujarać przez indukcję... czyli wystarczy czasem przebywać w obecności, by poczuć się podobnie... wyobraź sobie takie doświadczenie w ramach eksperymentu myślowego: stoją trzy osoby z których jedna wcześniej paliła... pierwsza sprawa, to nie każdy wychwyci, że coś w ogóle było palone, bo osoba po joincie zachowuje się zupełnie normalnie... tu nie ma żadnego bełkotu, czy lepkości emocjonalnej, jak po alkoholu... ale nawet gdy już się wychwyci, że coś było na rzeczy, to nadal trudno jest ustalić, kto z nich jarał, kto nie...
      zioło zaiste jest magiczne, w przeciwieństwie do sfermentowanego soku z owoców, czy utartego kartofla...

      Usuń
    4. Zioło zaiste jest magiczne. Znam reakcję po wąchaniu kleju- osobiście przyłapałam misiów w ubikacji szkolnej. Znam reakcję po zżarciu prochów- panienka chciała się zabić. Znam reakcje(?), to znaczy wiem, spalili zioło, bo mi sami powiedzieli. Masz rację, oprócz "lekkości bytu", nic po nich nie było innego widać.

      Usuń
    5. klej /"Butapren"?/?... obciachowy narkotyk niższej klasy, niższej niż alkohol, "meth", albo "mef"... straszne świństwo, chyba lepiej, by go używano do klejenia /np./ butów, lepszy pożytek jest wtedy z niego... podobno używał go nagminnie pewien ex-hipis, mający obecnie sporo do powiedzenia jeśli chodzi o "boże dzieło" podłej zmiany.. podobno, niemniej jednak to widać, słychać i czuć...
      prochy?... kolejny obciach, a przynajmniej gruby błąd, poza sytuacjami, gdy się ich używa w celach medycznych...
      pakowanie zioła do tego zbioru /nie dość, że narkotyki, to jeszcze obciachowe/ można śmiało uznać za profanację tegoż, a przynajmniej za czyn "mądry inaczej"...

      Usuń
  2. Tak jak Jaskółka napiszę, że swoje zdanie mniej więcej już wypowiedziałem jeśli o konopie chodzi.

    :) Dobrze, nie odpowiadam w takim razie na tę część Twojego komentarza, choć podzielam zdanie.

    Na naszej działce też nie mamy jakichś grządek, głównie trawa, krzaczki, drzewa, ogólnie nic, co by wymagało większej odpowiedzialności i przyjazdów częściej niż powiedzmy raz na dwa tygodnie w lecie czy na wiosnę.

    Sytuacja po prostu robi się słaba, wokół powstają osiedla, ulica pobliska staje się jak Marszałkowska już niemal, pies obok nas na działce szczeka jak dziki, jeszcze topole pylą. To już w sumie przestaje być pozytywne. Ale do jesieni jeszcze można coś wycisnąć z działki. :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. topole to chwilowy problem, naturalny, nie ma co robić zagadnienia, bo tak ma być... ale chyba rozumiem w czjem djeło... patrzą korpoludki z bloków dookoła, co to za zielony placek jeszcze egzystuje w środku ich betonowego raju... przecież kościół tam powinien stać, albo dilernia "alko24h" /na jedno wychodzi zresztą/... i wszystko robią te korpoludki, by tej zieleni upierzyć byt...
      pozdrawiam! :)...

      Usuń
  3. Pewno to zabrzmi dziwnie, ale jeszcze nie wyrobiłem sobie zdania na temat marychy, czyli konopi. Podejrzewam, że jak zwykle chodzi o kasę, bo przecież konopie rosną jak trawa, a więc i cena ich powinna być symboliczna - a to byłby (przy zalegalizowaniu) olbrzymi problem dla naszych władców i mafii farmakologicznych. No i wreszcie nie znamy skutków. Przy paleniu zwykłych "glutów" (papierosów) wstępne ogólne skutki można było rzeczowo ocenić dopiero po kilkudziesięciu latach ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. faktycznie absurd zaczął się od kasy /zielonej - $$$/ w branży... włókienniczej(!)... dokładniej zaś od walki pomiędzy lobby bawełnianym i konopnym... zbiegło się to przy okazji ze zniesieniem prohibicji w USA, bo trzeba było dać zajęcie rzeszy ludzi zbędnych już w aparacie represji... powstała czarna lista prohibitów rozrywkowych, a że konopie nie tylko ubierają i leczą, ale także cieszą /choć nie tak hardkorowo, jak inne prohibity/, załapała się na nią także MJ...
      kwestia dutków wyłazi też z faktu, że legalna MJ stanowi konkurencję dla narkotyków, także tego najpopularniejszego, legalnego, czyli alkoholu... "kto jara ziele, nie chla wiele", jak mawia stare porzekadło, więc spożycie alko spada... w Europie Holandia pierwsza poszła po rozum do głowy: zalegalizowała MJ, obłożyła akcyzą i wyszła na swoje... utłukła przy tym dwie muchy na raz, bo zmniejszyła u siebie problem narkomanii, co również przekłada się na dutki... kwestia tych holenderskich przepisów jest dyskusyjna, ale teraz chwilowo nie będę się nad tym rozwodził...
      w Polsce jednak wygląda to mocno inaczej... niewiele osób myśli o MJ na poziomie dutków, zaś decydentom /politykom/ z pewnością takie myślenie jest obce... oni kierują się ideologią, kompletnie nieracjonalną opartą na absurdalnych dogmatach... tu niestety duch Marka Kotańskiego unosi się nad wszystkim, któremu bez wątpienia należy się pomnik, ale w omawianych sprawach narobił niestety sporo gnoju...
      ...
      uprawa: cannabis sativa /odmiany przemysłowe, małowoltażowe/ faktycznie kosztuje grosze, zaś c.ruderalis /tzw. "dzikus"/ sama rośnie za darmo, ale odmiany szlachetne, wartościowe z punktu widzenia medycznego i rozrywkowego pewnego wkładu już wymagają, choć bez wątpienia te koszty można znacznie obniżyć...
      ...
      badania: faktycznie, przez wiele lat MJ umykała nauce, choćby ze względu na swoją nielegalność, problemy formalne związane z pozyskaniem materiału itp... jednak w ciągu ostatnich lat /dwie, trzy(?) dekady/ badania mocno ruszyły z kopyta... zarówno pod kątem zastosowań medycznych, jak też ewentualnych skutków stosowania w celach rozrywkowych... nie ma teraz miejsca /a raczej czasu/ na detale, więc w największym skrócie zbriefuję: nie jest źle, jest wręcz znakomicie... wizerunek "diabła" został już dość mocno odkłamany, choć niestety jednak w kwestii społecznej wiedzy na ten temat Polska jest przysłowiowe sto lat za przysłowiowymi Murzynami...

      Usuń
  4. A to chorzy maszerowali, którzy chcą się leczyć? :D

    Na ziele i jego legalizację mam dziś wywalone, kontakty z nim pozostawiły mi tylko pewną właściwość, stopniowo zanikającą - otóż potrafiłem wyczuć ten zapach od osobnika idącego drugą stroną (wąskiej wszakże) ulicy. Ci co chcieli czegoś więcej, sięgali po białe, ci którym się znudziło, nie sięgali. Nie znam jakiegoś rasowego ćpuna, który zaczynał od trawki, więc jakoś nie wierzę w moc uzależniającą marychy, większą niż od fajek czy innych używek. Ja jakoś zerwałem romans bez żalu.

    Na prostowanie użytkowników wersji bardziej klasycznych dragów, mam już mniej obojętny stosunek. Otóż kiedyś jako tzw ochroniarz pracowałem przez kilka w sumie dni w punkcie wydawania metadonu na Nowowiejskiej. Naszym zadaniem było wytoczenie wózeczka z płynem i doprowadzenie go bezpiecznie do punktu wydawania. Tam pojawiały się bardzo szybko widma, które go szybko zużywały obserwowaliśmy ich od strony zamkniętej, metadon jednak trochę drogi syrop, litr to nadal około 200 zł.
    Porozmawiałem sobie z pielęgniarkami na temat skuteczności i przeżywalności uczestników tegoż programu (jest on śmiesznie niski) i pooglądałem auta, jakimi podjeżdżali panowie i panie, którym nie służyła na nerwy praca w korporacjach i stacjach TV (tak, była jedna znana morda). Nie dał bym tym ludziom za darmo ani grama metadonu.
    Oczywiście nie tylko tacy tam byli, są i tacy, którzy przychodzili pieszo i w ciuchach nijakich, ale też nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że gdzieś ktoś płaci zdrowiem lub życiem za ten łyk metadonu, kto wcale się o nieszczęście nie prosił.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. co do chorych, tego niestety dokładnie nie wiem... mogę tylko jedynie przypuszczać, że brali udział jacyś ludzie, którym /lub ich bliskim/ ziele w wersji "medical" pomaga lub pomogłoby, gdyby mieli doń dostęp...
      ...
      moc uzależniająca marychy jest znikomo mała w porównaniu z mocą uzależniającą narkotyków /np. alkoholu, klasycznych "twardych" lub dopalaczy typu "hardcore"/... co prawda z tymi ostatnimi jest sprawa dyskusyjna, którą zresztą poruszyłem w tekście: po tej odmianie dopalaczy łatwiej prozaicznie zwariować, zanim dojdzie do jakichkolwiek symptomów uzależnienia... obaj to wszystko wiemy, jak widać, ale niegłupio jest to powtórzyć, by utrwalić tą wiedzę u posiadających jej niedostatek...
      wiemy też /obaj jak się domyślam/, że teoria polegająca na poglądzie, iż "od maryśki się zaczyna i nieuchronnie musi się skończyć na złotym strzale" jest kompletnym nonsensem... też nie spotkałem ćpuna, który by od niej zaczynał, spotkałem jedynie takich, którzy miewali z nią jakiś kontakt, a to nie to samo na pewno... zaś mechanizm fabrykowania na papierze "maryśkowych ćpunów" jest bardzo prosty, już dawno go poznałem... pyta się klienta, czy z ową maryśką miał kontakt, a gdy potwierdzi, pisze się do papierów "uzależnienie mieszane" lub coś w tym guście, wyliczając wszystko, z czym miał ten kontakt... takim sposobem powstaje właśnie fikcja "marihuanisty" kompletnie fałszująca statystyki i wprowadzająca laików w błąd...
      ...
      programy redukcji szkód z udziałem metadonu mają się kompletnie nijak do tematu MJ, ale skoro o tym mowa, to:
      idea jest znakomita, tylko jak zwykle problem może się pojawić na poziomie realizacji... leczeniem tego nazwać nie można, bo nie o to w tym bynajmniej chodzi... są jednak przypadki osób, które się "zerują" po pewnym czasie i zaczynają coś konkretniej ze sobą robić... są też jednak przypadki ludzi, którzy rozwalili sobie mózgi /np./ amfą, zaś metadon jest najtańszym sposobem, by tłumić im psychozę, a klasyczne leki antypsychotyczne nie mają w ich przypadkach sensu...
      prywatnie, zastrzegając, że nie jestem lekarzem, uważam, że zamiast metadonu lepsze byłyby naturalne opiaty: morfina lub acetylomorfina... materiał tańszy, do tego nie rozwala wątroby, tak jak syntetyczny opioid /co też się przekłada na dutki/... w wielu krajach już taka zmiana od dawna nastąpiła...
      takim sposobem następuje powrót do korzeni... polityka redukcji szkód powstała wiele lat temu w Holandii, gdy w Rotterdamie przechwycono na jakimś statku spory ładunek heroiny... nie wiadomo było za bardzo, co z tym fantem zrobić, oddano to miastu... zaś miasto rozdało to w kontrolowany sposób zarejestrowanym ćpunom /opiatowym/ i ilość przestępstw typu drobne kradzieże i napady drastycznie spadła na pewien okres czasu... potem ktoś wpadł na pomysł z metadonem i tak to dalej poszło jakoś... teraz zaś wraca się do acetylomorfiny i diacetylomorfiny /heroiny/...
      tu dodam /dla laików/, że owa "heroina" to często nie jest żadna heroina, tylko acetylomorfina właśnie, zaś "heroina" to tylko taka nazwa medialna... gangi po prostu tną koszta, bo pozyskanie acetylomorfiny z przerabianego opium jest prostsze i tańsze, niż heroiny... acetylomorfina jest nieco słabsza, niż heroina, ale ten towar i tak się chrzci, by nie wykończyć klientów... niby laik nie musi tych detali wiedzieć, ale z drugiej strony chyba warto je znać, aby nie powtarzać bezmyślnie medialnego kitu...

      Usuń
    2. No generalnie sprawa mnie ciekawi, z tego względu, że aspekt medyczny konopi to sprawa stosunkowo świeża, przynajmniej medialnie. Tymczasem marsze odbywają się cyklicznie, od... nie wiem, kilkunastu lat?
      Z drugiej strony dziwi mnie brak akceptacji do dopuszczenia THC dla celów medycznych, w czym ona gorsza od morfiny, czy innych świństw, które są w lekach? Pewnie jak zwykle chodzi o kasę, jak Andrzej zauważył.

      Poza tym zauważyłem pewną sprzeczność - jednym z haseł jest "Czy chcesz się czuć bezpieczniej, bo mniej ćpunów będzie cię próbowało okraść?" - przyznam, że nie rozumiem, kogo w końcu uważamy za ćpuna, jeżeli trawka jest niegroźna i co ma z tym hasłem wspólnego legalizowanie jej używania? Oczywiście można kogoś okraść dla paczki fajek, ale tu chyba mówimy o ciężkim głodzie, który popycha do rabunku. I przyznam, że stosowanie metadonu jako prewencji ograniczającej przestępczość nie przyszedł mi do głowy, ale tym bardziej wyłączył bym z niego osoby, które na niego stać.

      Usuń
    3. Marsze dotyczą wszystkich aspektów używania konopi, i "medical", i rekreacyjnych /rozrywkowych/... dopiero jednak od niedawna taki nacisk się kładzie na "medical MJ"... co więcej, znam "wolnokonopiarzy" /także tych ze starszego pokolenia/, którzy się tylko na tym skupiają i z niektórymi zdarza mi się w ogóle nie dogadywać...
      przyznam, że mam pewne wątpliwości co do łączenia tych dwóch spraw... bo kwestie medyczne można ogarnąć oddzielnie prostą formułką "leki z konopi" i tymi samymi procedurami, co inne leki, które niekiedy zawierają naprawdę ostre zajzajery, które trują, gdy się wyskoczy poza dawkę leczniczą /jest takie pojęcie, jak "indeks terapeutyczny"/...
      natomiast obecne halo na temat "medical MJ" może ocieplić wizerunek marihuany, jako takiej, co jest jak najbardziej okay, niestety nie jestem taki pewien, czy skutecznie /jeśli chodzi o MJ rekreacyjną/... bo może zajść efekt odwrotny, że prawo się zafiksuje na lekach jedynie i dalej ani rusz...
      ...
      tak w ramach dygresji wspomnę coś na temat kompletnej ignorancji co poniektórych /większości?/ polityków... słuchałem kiedyś w radio, gdy poseł Sławomir Neumann uzasadniał, dlaczego klub PO nie poprze projektu "ustawy Liroya"... wątroba mi gniła ze zgrozy słuchając tych bredni... plótł na przykład coś na temat /uwaga/ "kompotu z marihuany"... termin "kompot" /produkt narkotyczny/ to ja znam, był to domowy wyrób, ekstrakt opium ze słomy makówkowej poddany acetylacji, tym samym podrasowany acetylomorfiną, popularnie /dość mylnie zresztą/ nazywany "polską heroiną"... tego szary obywatel /zwłaszcza z młodszego pokolenia/ ma prawo nie wiedzieć, ale decydent, współtwórca prawa powinien mieć jako takie pojęcie, skonsultować to z fachowcami... bo ów "kompot" do leków z konopi ma się kompletnie nijak...
      ======
      samo pytanie jest dość prowokacyjne, jak już wspomniałem gdzie indziej na forum i nieco na skróty... sprzeczności jednak nie ma, może być tylko niewiedza, nieznajomość pewnych zależności... zależność zaś jest taka, że legalność marihuany, dostępność czystego, niespapranego produktu powoduje, że zmniejsza się popyt na narkotyki rozumiane sensu stricto, co przekłada się na zmniejszenie ilości ćpunów /uzależnionych i w ogóle nadużywających/, to zaś z kolei przekłada się na mniejszą ilość problemów, które stwarzają... to oczywiście nie załatwia sprawy ćpunów już istniejących, nie oznacza też kompletnego spadku popytu w przyszłości, bo kto chce się ućpać tak na poważnie, to i tak to zrobi... w Holandii ilość tych ćpunów zmniejszyła się dopiero po iluś tam latach... zaś pojęcie "ćpuna" /narkomana/ w przypadku marihuany nie ma zbytniego sensu... ilość "marychomanów" jest znikoma, sam spotkałem kiedyś dokładnie jednego, który spełniał kryterium uzależnienia...
      owszem, może się zdarzyć przestępca /złodziej, rabuś/, który używa MJ, tak może się zdarzyć użytkownik kawy, czekolady, czy hobbysta wędkarz lub rowerzysta... ale "głód marihuanowy /narkotyczny?/" nie jest tym co go do tego przestępstwa skłania, takie przypadki są akcydentalne, kuriozalne wręcz...
      ale jest jeszcze coś... uczciwe to trzeba dodać, by nie idealizować obrazu... zdarzają się przypadki, gdy ktoś tak nadużywa marychy, że może mu odbić /stany depresyjne, epizody psychotyczne/ i mocno narozrabiać... tylko takie osobniki nie mając dostępu do legalnej, niespapranej maryśki, będą używać jakichś zamienników, "marychujany" doprawianej chemią, jakichś odmian dopalaczy i będzie z nimi jeszcze gorzej...
      ...
      wciąż podkreślam do znudzenia, że sama legalizacja MJ /rekreacyjnej/ wszystkich problemów narkotykowych nie ogarnie, że jest to warunek konieczny, ale na pewno nie jest dostateczny...
      kwestię "legalizacja MJ, a alkohol", również bardzo ważną, omówię osobno, w następnym wejściu... na razie real każe mi zrobić przerwę i zająć się tym realem właśnie...
      to be continued...
      ...

      Usuń
    4. Dostępność marihuany zmniejszy popyt na inne dragi? Napisałeś że ćpuny gardzą marihuaną. Choć z drugiej strony nie wiem na jakim stadium, bo głodu przecież trawka nie zabije.
      Z drugiej strony mówi się o Holandii jako przykładzie lepszego uporania się z problemem narkotyków, poprzez przejęcie kontroli nad dystrybucją miękkich narkotyków. Szczerze mówiąc musiałbym trochę na ten temat poczytać, żeby wyrobić sobie jakieś zdanie, choć zetknąłem się z danymi, z których wynika, że są kraje radzące sobie jeszcze lepiej, np. Szwecja, gdzie kontakt z twardymi narkotykami na obywatela mierzy się w promilach, a nie w procentach.
      Poza tym ta legalność w Holandii to taka trochę chyba nie do końca. Prawo nie reguluje np. skąd ma się zaopatrywać "herbaciarnia", "coffeshop" (czy jak to się u nich nazywa) i plantatorzy nadal są ścigani i karani. Generalnie też bardzo restrykcyjnie podchodzi się do licencji dla coffeshopów, co spowodowało spadek ich ilości o 1/3.
      I tak aktualne prawo stanowi, że:

      - posiadanie maksymalnie 5 gramów jest dopuszczalne
      - w przypadku posiadania od 5 do 30 gramów posiadacz może być pociągnięty do odpowiedzialności karnej
      - w przypadku wykrycia, narkotyki zostaną zawsze skonfiskowane
      - posiadanie więcej niż 30 gramów: do dwóch lat pozbawienia wolności i/lub 11,250 euro kary
      - sprzedaż, wytwarzanie lub posiadanie do trzydziestu gram: maksymalnie miesiąc pozbawienia wolności i/lub 2,250 euro kary
      - import/eksport: do czterech lat pozbawienia wolności i/lub 45,000 euro kary
      - uprawa, sprzedaż, transport: do dwóch lat pozbawienia wolności i/lub 11,250 euro kary
      - uprawa, sprzedaż, transport na skalę przemysłową: do czterech lat pozbawienia wolności i/lub 45,000 euro kary.

      Nie taką legalizację chyba sobie wyobrażają nasi maszerujący...

      Usuń
    5. okay, najpierw odpowiem na Twoją ostatnią wypowiedź...
      ...
      ćpuny "gardzą" MJ w tym sensie, że nie jest to dla nich żadna atrakcja /o zaspokojeniu "głodu" mowy nawet nie ma, bo niby jak w sensie neurofizjologicznym?/, co najwyżej ciekawostka, nieistotny dodatek...
      natomiast w fazie, gdy o byciu "ćpunem" mowy jeszcze nie ma i być nie musi, mając legalną trawkę w coffeeshopie, wielu to wystarcza i po prostu nie chce im się wkręcać w ryzykowne sytuacje na poziomie nielegalu... oczywiście mówimy o prawidłowościach zbiorowych, bo na poziomie pojedynczej jednostki zdarza się, że jeśli kto się uprze, to znajdzie coś mocniejszego... myk całej konstrukcji polega na tym, że oddzielony jest legal /coffeeshopy z MJ i haszem (wariant MJ)/ od nielegalu narkotykowego... gdy wszystko jest w sferze nielegalu, klient łapie na szybkiego to, co jest... gdy diler ziela nie ma /czasem rozmyślnie udaje, że "nie ma"/, oferuje np. "browna" lub jakiegoś mixa i co poniektórzy się na to załapują, zaś wzięcie "browna" jest zachowaniem o wiele bardziej ryzykownym...
      ten sam klient, gdy ma do dyspozycji legalny coffeeshop takiej sytuacji nie ma, bo coffeeshopy nic "z pod lady" nie oferują... no, i wielu zostaje klientami takich coffe shopów, co się przekłada na mniejszą ilość uzależnień i innych przegięć...
      ...
      prawo holenderskie faktycznie nie jest takie do końca jasne i "genialne", jak wielu sobie wyobraża... na przykład ta wspomniana przez Ciebie kwestia zaopatrzenia coffeeshopów... realnie wygląda to tak, że część plantacji kontroluje państwo /niejawnie, nieoficjalnie/, zaś na część ma monopol kilka firm rodzinnych /również niejawnie i również pod niejawnym patronatem państwa/... dopiero teraz, tak od początku tego roku czynione są pewne ruchy, by jakoś to wszystko uprościć, wyklarować...
      najbardziej przejrzyście jest chyba obecnie w Urugwaju, gdzie państwo ma monopol, ma swoje plantacje, ustaliło limit upraw i sprzedaży... żeby było śmieszniej, to w aptekach, ale bez szyldu "medical MJ" /który w niektórych stanach US jest zwykłą ściemą/... karany jest pokątny handel, tolerowana jest jedynie drobna uprawa na swoje potrzeby, tak jak w Polsce nastawianie domowego winka, piwka czy bimberku...
      ...
      "maszerujący" nie są homogeniczną grupą, zaś wśród nich funkcjonuje whole lotta poglądów i mieszanki faktów z mitami... na przykład dość popularny mit o czeskim legalu w stylu "róbta co chceta"... niektórzy "maszerujący" potrafią być bardziej upierdliwi od niejednego betona orientacji "anty-MJ"... ale to już osobna baja...
      to be continued /wieczorem/...

      Usuń
    6. Ok, dzięki za ciekawą dyskusję. Jakimś huraentuzjastą legalizacji zioła nie jestem, choć uważam, że szkody jakie niby ma ten krok poczynić są demonizowane.

      Usuń
    7. szkody mogą być np. dla branży alkoholowej /producentów, sprzedawców/... stare przysłowie mówi: "kto jara ziele, nie chla wiele"... co to oznacza?... postaram się bardzo mocno streszczać... nie ma czasu, by dokładnie objaśniać teraz mechanizm, nie o końca zresztą jasny, ale legalne zioło oznacza mniejsze spożycie alkoholu... skoro mniejsze spożycie, to mniej jego nadużywania i w konsekwencji mniej negatywnych skutków tego nadużywania... wciąż mówimy o zbiorowości, a nie o indywidualnych przypadkach, które temu wszystkiemu mogą przeczyć i są używane nieraz jako kontrargument...
      z punktu widzenia państwa, czyli systemu zarządzającego krajem, które musi myśleć o dutkach, straty na akcyzie z alkoholu są równoważone zyskami na akcyzie z MJ, niewykluczone że po latach z nadmiarem... przy okazji zmniejszają się wydatki na leczenie alkoholików /i innych dysfunkcji poalkoholowych/ oraz całą gamę wszelakich szkód wynikłych z nadużycia alkoholu...
      przypominam, że wciąż mowa jest o dłuższym dystansie, a nie o oczekiwanych pozytywnych skutkach z roku na rok...
      ...
      również dziękować, dyskusja z Tobą była dla mnie przyjemnością :)...

      Usuń
  5. Anonimowy30/5/17 21:47

    "Czy chcesz, by chorzy chorowali na dysfunkcje, na które ziele MJ /wersja "medical"/ może im pomóc?". Albo na przykład takie: "Czy chcesz się czuć bezpieczniej, bo mniej ćpunów będzie cię próbowało okraść?".
    - Tak postawione "pytania" są w istocie manipulacją.

    To ja już wolę piwo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jeśli prowokowanie do używania mózgu w godziwym celu nazwiemy manipulacją, to niech tak będzie... ale... słowo "manipulacja" popularnie ma pejoratywny odcień, więc w tym przypadku użycie tego słowa jest zwykłym unikiem, by tego mózgu nie używać... są jednak manipulacje dla odróżnienia zwane "pozytywnymi", na przykład psychoterapia, lub wychowywanie dziecka /ale takie, by służyło jego dobru, a nie zaspokojeniu tylko zachcianek rodziców/... omawiane pytania również są taką pozytywną manipulacją...
      ...
      nie mam nic przeciwko piwu, czasem nawet bardzo je lubię... pod warunkiem, że jest to piwo, a nie coś, co ktoś mi próbuje wmówić, iż jest to piwo... co więcej, lubię nawet co poniektóre "piwa", ale również pod tym samym warunkiem...
      nie lubię natomiast sytuacji, gdy ktoś "nie umi" używać, ani piwa, ani "piwa"...

      Usuń
    2. p.s. ksobność to taka odmiana paranoi, nie męczysz się z nią?...

      Usuń
  6. legalizacja z pewnością doprowadzi do ogarnięcia problemu, wzbogaci kasę budżetową, a przede wszystkim zniszczy tych, którzy syfem zatruwają małolatów!!!
    Pozdrawiam manifestanta
    http://goodmorning73.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wychodzi na to, że wiesz o co chodzi... natomiast sama legalizacja nie ogarnia jeszcze kwestii zatruwania małolatów... to jest nieco inny świat problemów, choć niewątpliwie mocno powiązany z całością...
      pozdrawiam życzliwą fankibickę, choć w sumie wydaje mi się, że gdzieś tam Cię chyba widziałem na Marszu... pamiętam taką fajną dziewczynę z dredami i rasta makijażem, rozbujaną w rytmie rap-reggae, która obdarowała mnie buziakiem, po czym zniknęła w tłumie :)...

      Usuń
    2. Mimo, że tak wiele się mówi o narkotykach, rodzice ciągle pozostawają nieuświadomieni. Nie chcą o tym rozmawiać i wolą omijać ten temat.
      Powstało już tyle książek i historii, że na ich bazie można świetnie zbudować dyskusję, do czego prowadzi dealerka ?
      Do zniewolenia, nie tyle kupujcych co samego dealera, który nie może cieszyć się jawnie z mamony i ciągle ucieka...
      Narkotyki były zawsze, a brak chęci uporządkowania tego zaadnienia wprowadza chaos...
      Tak, to byłam ja:)
      Nie miałam pojęcia, że tak szybko mnie rozszyfrujesz.
      W kamuflarz włożyłam sporo pracy:)
      Pozdrawiam
      goodmorning73.blogspot.com
      zolza73.blogspot.com

      Usuń
  7. Tyle się u Ciebie naczytam o zielu, że chyba kiedyś spróbuję...;)
    Po.ba.s.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zacznij powoli... na przykład są świetne kosmetyki na bazie konopnej /eko, natura i takie tam inne/... rzecz jasna polecam odzież z konopi, nie do zdarcia... co do reszty, to... napisz do mnie... konopia jest dobra na wszystko:
      Uczy
      Bawi
      Leczy
      Świeci
      Żywi
      Broni
      Pachnie
      Chroni
      Rozwija
      NIE ZABIJA
      ...
      po.bas :)...

      Usuń
  8. Tak może właśnie być. Bo już w najbliższej okolicy (jakieś 500-600 metrów od działki) są nowe bloki, sklepy i takie tam. Z drugiej strony jest pole golfowe. Dlatego jest realna możliwość przejęcia tych działek w nie tak dalekiej przyszłości pod podobne inwestycje.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. Ciekawie opisany temat. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  10. A tu nadal dla wielu ziele kojarzy się z ćpaniem i twierdzą, że lepiej się tego piwka napić :/.
    Heh tez zawsze gardziłam lepszymi telefonami, wolałam jak najprostsze, póki bloga nie założyłam. Wtedy pojawiła się myśl, fajnie by było jakieś jakościowo lepsze fotki wstawiać. No i zaopatrzyłam się w końcu w telefon z dobrym aparatem, problem w tym, że kiepska kucharka w najdroższych garnkach dobrego obiadu nie ugotuje xD

    OdpowiedzUsuń