19 czerwca 2024

CIASTECZKA /xero again + zen vs. mindfulness/

Jak dobrze pamiętamy, to Karyna, psiapsia tudzież uczennica zen Zuli i Zoji ma takie hobby, że lubi pichcić, głównie pierogi, ale nie tylko. Za to hobby jej innej psiapsi Joanny, też od jakoś niedawna zenującej jest chyba dość rzadko uprawiane, na pewno zapewno rzadsze, niż karynowe. Poza tym Asia stosunkowo od niedawna je praktykuje, pierwszy raz wpadła na ten pomysł jakieś kilka miesięcy temu, lecz tak naprawdę regularnie to dopiero od jakichś paru tygodni. Ale może jednak po kolei. Otóż któregoś dnia Asia wpadła do Zetek, jak zwykle roześmiana od ucha do ucha, ale tym razem jakby jeszcze bardziej. Zaś na progu pokoju obdarowała je komunikatem:
- Słuchajcie! Zrobił mi to!
Zula skupiona na malowaniu paznokci, a przy okazji zerkająca na tablet, na którego ekranie dział się jakiś gejowski erotyk dla bardzo dorosłych uniosła głowę i rzuciwszy okiem na kwiecistą sukienkę Asi oświadczyła: 
- Nie wiem, czy mnie ciekawi, co ci zrobił jakiś chłop.
Ale Zoja zaprostestowała:
- Czekaj, może to nie jest to, co ty sobie myślisz, że to jej właśnie zrobił, tylko zrobił jej coś innego, co może było do zrobienia. Asiu, referuj.
- Zenek mi kupił xero.
- Zenek? Ten karynowy?
- NIe. Mój Zenek.
- To twój Zenek też jest Zenek?
Zula spojrzała na Zoję i spytała:
- To takie dziwne? Niejednej cipie Kasia.
- Ja swojej mówię Bronia, ale generalnie masz rację.
- Tylko jak my ich teraz będziemy odróżniać?
Tu wtrąciła Aśka:
- To akurat proste. Jeden jest rudy, a drugi też.
- Ulp?
Zoja zrobiła jakby większe oczy.
- Mówisz, że proste? To chyba raczej komplikuje sprawę?
- Ależ skąd! Mój Zenek jest rudy włosowo, a Zenek Karyny ma na nazwisko Rudy. To teraz już chyba wszystko jasne?
Zula tylko coś mruknęła, a Zoja odparła:
- Powiedzmy. Ale co dalej z tym xero?
- To dalej, że to nie jest jakieś tam xero, tylko takie konkretne xero, do tego historyczne. Bo wujek Zenka ma zakład, takie tam różne usługi, xero też. 
- Rudego Zenka?
- Dokładnie. Ten wujek ma dwa takie sprzęty, ale to stare, takie oldskulowe postanowił opylić. Jak się Zenek dowiedział, to powiedział Karynie, Karynka mnie, to ja Zenkowi. Po czym bardzo, bardzo ładnie poprosiłam, żeby mi to całe xero centralnie kupił.
- Jak bardzo ładnie poprosiłaś?
- Tak.
Joasia zaprezentowała taki specjalny uśmiech, zatrzepotała powiekami, po czym uśmiech zamieniła w słodkiego buziaka na odległość.
- No. Robi wrażenie. Ja po takim czymś też bym ci może coś kupiła. Ruda co prawda nie jestem, Zenek też nie, ale...
- Czekaj Zulka, Zenek jest przecież rudy.
- Ale ja nie jestem Zenek.
- Aha. No, i co dalej? Drogo kupił?
- Nie, jakieś grosze. Na Allegro takie chodzą o wiele drożej, ale tu Karyna bardzo, bardzo ładnie poprosiła wujka Zenka, więc...
- To wujek Zenka też jest Zenek?
- Nie, dlaczego?
- Tak jakoś zabrzmiało. Ale to nieważne, kontynuuj.
Ale najpierw wtrąciła Zoja:
- To chyba spory sprzęt, takie stare klasyczne xero?
- Dali radę. Takich dwóch Zenków jak coś wnosi na trzecie piętro, to jakby ich czterech wnosiło. A kurwami walą wtedy niczym pułk czołgistów, którym brakuje do cysterny gorzały. Trochę co prawda mam teraz ciasno, ale...
- Im ciaśniej tym słodziej.
- Zulka, weź! Bez takich. Daj jej mówić.
- I teraz najważniejsze. Mogę codziennie, o tej samej porze usiąść sobie bez majtek i sobie skserować. To jest materiał z ostatnich dwóch tygodni.
Mówiąc to Aśka położyła na stole różową teczkę. Zula odstawiła cały zestaw lakierniczy, po czym sięgnęła po nią i zabrała się za przeglądanie zawartości.
- Dobre. Mogę wpaść kiedyś do ciebie?
- No pewnie, Karyna już była parę razy.
- Zojka, zrobimy sobie takie razem? Potem oprawimy w ramki, powiesimy nad łóżkiem, to będzie takie nasze zdjęcie ślubne.
- Wykluczone. Była kiedyś o tym mowa.
- A jak cię tak bardzo, bardzo ładnie poproszę?
Tu Zula powtórzyła twarzą manewr zaprezentowany przez Aśkę. Ta jednak wtrąciła się do tej rozmowy:
- Chyba Zoja ma rację, faktycznie wykluczone. To jest spory sprzęt, ale dwie pupy na raz tam nie wejdą. Musicie osobno, potem się to jakoś tam tą z tamtą doteguje i będzie dobrze.
- Widzę, że każda odbitka ma datę?
- Tak, bo to jest taki mój dziennik. Widziałyście może taki film Brooklyn Boogie? Tam gość codziennie rano fotografuje swój sklep. To ja robię tak samo, ta sama idea.
- Ja znam ten film. Czyli mamy tym samym rozumieć, że nasza koleżanka Joasia tam pod majtkami ma sklep? Bardzo interesujące.
Po tych słowach Zoji cała trójka wybuchnęła śmiechem. Gdy już panie się wyśmiały, zaś zawartość teczki wróciła do teczki, Aśka z nieco poważniejszą miną oświadczyła:
- To może ja teraz zupełnie z innej beczki. Ostatnio trochę czytałam na temat mindfulness. Rozumiem, że wy wiecie co to jest? Podobno bardzo modne ostatnio na świecie.
W tym momencie Zula wstała ze słowami:
- To ja może zrobię herbaty.
I zniknęła. Jak pamiętamy, nie była ona fanką zbyt filozoficznych tematów, takim sprawami zajmowała się Zoja. To ona zawsze odpowiadała na różne takie tam mądre pytania. Bo takie pytanie właśnie miało paść.
- Wiem, co to jest mindfulness, tak mniej więcej. Poza tym net jest teraz pełen tego tematu. A co chcesz wiedzieć Joasiu?
- Jaka jest różnica między zen i tym mindfulnessem?
- To też jest do znalezienia w necie, więc...
- Ale ja nie chce gadać z netem, tylko z wami.
- Czyli ze mną, bo z Zulką o tym nie pogadasz. Wiesz jaka jest ta moja cizia, już chyba zdążyłaś coś tam zauważyć. A tobie chodzi o różnice w teorii, czy też może w praktyce?
- Jedno i drugie.
W tym momencie zajrzała Zula:
- Joasiu, zieloną, jakąś inną, czy może kawę?
- Masz yerbę?
- No. A ty się Zojeczko nie rozgaduj tak za bardzo. Jak laska naczytała się różnych rzeczy w necie, to już ma wystarczający faszer w głowie.
- Nawet jeszcze nie zaczęłam. 
Tu Zoja zwróciła się do Aśki:
- Zulka ma rację, im prościej tym lepiej. A więc... Przede wszystkim zen, znaczy praktyka zen nie ma żadnego celu, tylko same skutki uboczne. Zaś mindfulness ma ich kilka, są nawet dość konkretne. Na przykład poprawa zdrowia, samopoczucia, redukcja stresu, wspomaganie leczenia depresji, nerwic, uzależnień, stanów lękowych, czy radzenia sobie z bólem. Druga sprawa, to kwestia obserwatora. Podczas sesji mindfulness jest on jasno zdefiniowany, to jest sam praktykujący, podmiot który ma zadanie uważnie obserwować siebie, swoje myśli, czy odczucia. Natomiast podczas zazen nie ma takiego podmiotu, to znaczy on jest, ale tylko jako jedna z iluzji, których się doświadcza. Teraz kwestia samej praktyki. Jedno, jak też drugie daje sporo podobnych narzędzi do dyspozycji, ale to są tylko takie pomocnicze dodatki, niekoniecznie konieczne zresztą. Podobna też jest sama bazowa technika, ta najczęściej uprawiana, czyli siedzenie na zadku. Zresztą też niekonieczne, bo jedno, jak też drugie można uprawiać nie na siedząco. Ale to tak wygląda tylko z boku, gdy widzisz taką siedzącą osobę, to nie wiesz, co ona robi lub nie robi umysłem. Podczas mindfulness medytuje ona taką techniką jak wspominałam, obserwując siebie. Podczas zazen po prostu siedzi, jest obecna, doświadcza wszystkiego, co jest w zasięgu zmysłów. Tu ciekawostka, że podczas mindfulness zaleca się mieć zamknięte oczy, zaś podczas zazen lepiej mieć je otwarte, aby tego zasięgu zmysłów sobie nie ograniczać. Teraz najważniejsze. Mindfulness to jest medytacja, odlot, jedna z wielu technik. Siedzenie zen nie jest medytacją, tylko raczej próbą przylotu, ćwiczeniem obecności. Tak w ogóle, to te całe mindfulness nie jest żadnym nowym wynalazkiem. Gdy poczytasz sobie na temat starożytnej techniki vipassana, to zauważysz, że to jest de facto to samo, tylko sam opis jest bardziej bełkotliwy, upaprany filozofią. To chyba tyle, jak coś przegapiłam, to niech sobie tak zostanie, chyba że coś sobie jeszcze potem przypomnę.
- A co jest lepsze?
- Joanno Ozdobna! Wielkie nieba! Taka mądra dziewucha, a takie mi głupie pytanie zadaje. Czyżbyś mnie rozczarowywała? Gdybyś spytała Zuli, to by ci dała klapsa w pupę, pokazała cycki i rozlała herbatę po stole. No właśnie. Śliczna, co jest z tą naszą herbatą? Na twardo ją gotujesz?
Zapytana akurat weszła z tacą i odpowiedzią:
- Coś się w czajniku spierdoliło, użyłam zastępczo garnka. 
Więc Zoja dokończyła:
- Ale ja uczę werbalnie, więc powiem ci tylko tyle, że umówmy się, iż nie było tego pytania. Jedna praktyka z drugą wcale się ze sobą nie kłócą. Mogę tylko zaryzykować stwierdzenie, że zazen jest trudniejsze, ale to już chyba wiesz, że jak myślisz, że coś jest trudne, to jest trudne, jak myślisz, że jest łatwe, to jest łatwe. A jeśli myślisz, że coś jest bez znaczenia, to jest bez znaczenia. Za to jestem pewna, że gdy usiądziesz do zazen, po czym nagle ci się coś pokręci i zaczniesz medytować mindfulness, to dalej będziesz tak samo ładna. Dupusia Zenusia nasza kochana.
W tym momencie Zula upiła łyk herbaty, po czym pokazała na różową teczkę wciąż leżącą na stole i oświadczyła;
- Skarbie, ja wciąż tak bardzo, bardzo ładnie proszę.
- Doprosiłaś. Możemy iść do Asi nawet dziś.
Niestety Asia zaoponowała:
- Dziś nie da rady, zapraszam na jutro. Dziś nie jestem za bardzo gościnna, bo przychodzi do mnie mój Zenek, więc przewiduję duże sporo mnóstwo twórczego zamieszania w moim sklepie.
Mówiąc to uniosła do góry rąbek sukienki, spojrzała na swoje majtki, po czym puszczając oko do psiasiółek przeciągnęła palcem po języku.

28 komentarzy:

  1. Oby to ksero nie spowodowało jakiejś choroby, co za dużo, to niezdrowo!
    Dziwne hobby, ale cóż ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. że niby odparzenia pupy?... toć to tylko na chwilę... ludzie na sedesie dłużej przesiadują i nic specjalnego się po tym nie dzieje...

      Usuń
    2. No ale ona będzie przyciskać te wrażliwe części intymne do nagrzanej szybki xero i.. odparzenie gotowe. A na sedesie wstystko co delikatne spokojnie zwisa. Nie ma zagrożenia, że ciepło albo, że ucisk.
      Nie dziwi mnie Jotki troskliwość.

      Usuń
    3. okay... szczerze mówiąc, to ja nawet dłonią nigdy nie próbowałam macać takiej szybki, więc pojęcia nie mam, jak to jest rozgrzane... tak więc nie odzywam się już na ten temat...
      za to w obecnych czasach ta zabawa pojawiła się znowu w innej odmianie, gdy wynaleziono selfie, ale to już mi się wydaje całkiem bezpieczne...

      Usuń
  2. Nigdy nie zrozumiem potrzeby kserowania własnej dupy. Chyba za stary jestem i nie nadążam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. też nie rozumiem wielu rozrywek uprawianych przez ludzi, to chyba nie jest kwestia wieku, ale na pewno kserowanie własnej dupy jest mniej szkodliwe, niż strzelanie do niewinnych ludzi, czy innych zwierzaków lub tłuczenie ich lagą, na tej konkluzji kończy się moja potrzeba rozumienia cudzych zachowań...

      Usuń
    2. Może to jakieś narcystyczne upodobanie? Zachwyt nad własnymi czterema literami?

      Usuń
    3. chyba nie aż tak, ja bym takiej pierdologii do tego nie dorabiał... zwykle takie kserowanie, czy obecnie robienie selfie własnej dupy, czy okolic robi się dla czystej beki i zwykle dość szybko przechodzi... tu akurat taka zabawa spodobała się najpierw Karynie, za to Aśka wkręciła się już na całość... ale nawet w tym skrajnym, rzadkim przypadku raczej nie wynika to z narcyzmu, a do ryzykownych, czy szkodliwych zachowań też bym tego nie zaliczył...

      Usuń
    4. No daj żyć... dla czystej beki tyle zachodu? Szukanie starego xero, wmontowywanie w to facetów żeby dzwigali toto, teraz może być problem z tuszem, czy też czymś tam do starego modelu drukarki...i wszystko po to aby sobie dooopsko czy też cippppsko sfotografować? I takie to cipsko za każdą fotką śmieszne, że trzeba aż teczkę do odbitek xero zakupować?Aż mnie zaintrygowałeś jak to może za każdym razem inaczej się układać, jakież to muszą być spektakularne, niepowtarzalne wzory, że aż trzy panie się nad tym pochyliły ;)

      Usuń
    5. ja rzecz jasna rozumiem, że rzadkie, mało spotykane hobby mogą wywoływać dysonans poznawczy, ale do ciężkiej cholery, mi się wydaje, że dorosły, dojrzały człowiek przestaje się już wielu rzeczom dziwić...
      a może faktycznie mi się tylko wydaje, za dużo wymagam od tych dojrzałych i dorosłych? :D

      Usuń
    6. No widzisz jak ty mało o życiu wiesz , bo za dużo ci się jeszcze wydaje i... nie choleruj proszę.
      Ja się nie dziwię, ja krytykuję, wyrażam własne zdanie. Opiniuje... :)

      Usuń
    7. co nie choleruj, co nie choleruj, do ladacznicy mizeryji, u siebie jestem dyrba, tu nie jest salon, ja tu mięso mam, będzie mi się tu rządzić na obiekcie, picza uszata jedna :* LOL...
      https://youtu.be/7vtAfEk1mKI?si=DRkfFwBv4EDYD9MF

      Usuń
  3. Zdaję sobie sprawę, że ludzie uprawiają różne "medytacje", by sobie poprawić samopoczucie, zwalczyć stres, bo nie depresję- bzdury, żadne medytacje nie zwalczą depresji, jeśli by tak było, to nie było by ludzi z depresja, każdy by ratował się medytacją- to tak jak z odchudzeniem, gdyby to było takie proste, nie było by ludzi otyłych. Do mnie to nie przemawia kompletnie, to znaczy to, że uprawiają przemawia, to, ze to działa nie przemawia- ich sprawa, ja nie mam zamiaru w to się bawić. Kiedyś próbowałam się rozluźnić, poćwiczyć oddech tak na początek, by potem wejść w te całe jogi, zeny itp. i wszystkie kończyny zaczęły mnie boleć, a skóra mrowić, ogarnęło mnie wielkie zniecierpliwienie. Było to tak paskudne doznanie, że nie mam ochoty powtórzyć procederu. I tak naprawdę nie dowierzam- ludzie mówią- mówią bo faktycznie doznają czegoś i opowiadają o tym (tylko czy to aby na pewno jest ten rezultat, o który chodzi), albo mówią, bo im wmówiono a są podatni, albo po prostu jest na takie coś moda.
    Co do ksero to się nie wypowiadam- jakieś dzikie pomysły miewają Twoje babeczki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. akurat Zoja nie mówiła o medytacji mindfulness jako leku na depresję, tylko o ewentualnym wspomaganiu terapii... to taka drobna uwaga na temat uważnego czytania...
      ...
      natomiast moim prywatnym zdaniem, abstrahując zupełnie od zdania Zoji, ta konkretna forma faktycznie nie wydaje mi się zbyt przydatna przy depresjach, stawiałbym raczej na bardziej dynamiczne techniki, począwszy od lajtowego taiji, czy głośne śpiewanie mantr lub taniec, po hardcore'owe rąbanie siekierą drzewa na opał do kominka... bo wyobraź sobie, że to ostatnie też jest odjazdem, odlotem, medytacją...
      wielu ludzi dało sobie wbić do głów, że "medytacja" to tylko jakieś bierne siedzenie na dupie, tymczasem to jest kompletna bzdura, durny stereotyp...
      ...
      piszesz o wielkim zniecierpliwieniu podczas praktyk relaksacyjnych... okay, być może to nie są praktyki dla Ciebie, nie ma narzędzi uniwersalnych, ale moja genialna Pani Intuicja mi mówi, że chyba za dużo od razu oczekiwałaś i zapomniałaś, że bez pracy nie ma kołaczy, więc zafundowałaś sobie problem...
      na szybki relaks są zresztą łatwiejsze sposoby: działka hery lub cyklobarbitalu, czy nawet setka rudej na myszach i już jest git... mają one swoje czasem nawet poważne wady, ale działają...
      tylko o czym my tak naprawdę rozmawiamy?... skoro masz fajnego chłopa i dobry motocykl, to po Ci szukać kwadratowych jajek?... sadzaj sraku na kulbaku, przytul się do tego chłopa i zapierdalajcie... pieprzyć te wszystkie inne medytacje...

      Usuń
  4. Zabawny i miły do czytania tekst. Widać że autor jest dobrym sluchaczem i obserwatorem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękować, cieszę się, że się dobrze bawiłaś i było Ci miło :)
      przy okazji polecam inne teksty z serii "Zoja&Zula", to może pomóc wyłapać pewne ewentualnie detale, niuanse, które niekoniecznie muszą być jasne...

      Usuń
    2. Przeczytałam część tych tekstów i nadziwić się nie mogę jak dobrze prowadzisz damskie dialogi :-)

      Usuń
    3. cóż ja Ci mogę na to odpowiedzieć, Moja Piękna?... może na razie tyle, że sprzątając przyklejone do sufitów zużyte podpaski w ekskluzywnej światowej sieci damskich ubikacji "Ladies Only Co." człowiek się niejednego nasłucha...
      LOL...

      Usuń
  5. Ja tam problemu i wyższości jednego nad drugim nie widzę.
    Często przechodzi się z medytacji do kontemplacji i z kontemplacji do medytacji.
    Być może tak samo może być z tym o co pyta Aśka. Niech klapnie w zazen i praktykuje i wszystko się z czasem wyjaśni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wyższości sam też nie widzę, bo nie porównuję, to są dwie różne bajki, ale z tą większą trudnością techniczną zazen akurat się zgadzam, bo realnie sprawa wygląda też tak, że gdy się siedzi to zazen (ćwiczy obecność), to się nieraz gubi tą obecność i wyłapuje jakieś odjazdy, stany medytacyjne, etc... poza tym początkującym zwykle nie mówi się na wejściu "siadaj i po prostu siedź" lub "bądź obecna/y", bo to jest właśnie dla nich za trudne, tylko podpowiada się różne medytacyjne tricki, najpopularniejsze i najprostsze jest to banalne liczenie oddechów... czasem nawet jest tak, że podczas rundki prawie w ogóle nie wychodzi się poza te tricki, a obecnym się jest co najwyżej przez jakieś tam tylko ułamki sekund...
      za to dla odmiany, po iluś tam latach praktyki można dojść do czegoś takiego, że prawie wcale nie trzeba siedzieć zazen, bo jest się obecnym podczas wielu różnych czynności życiowych: "zazen nie siedzi się zadkiem, tylko umysłem"...
      i jeszcze ważny drobiazg na koniec: to nie jest tak, że cały czas musimy być obecni... przecież (prawie) wszyscy lubimy różne tripy, odloty, iluzje, niektóre są bardzo fajne, więc dlaczego ich sobie na chama odmawiać?... ale to już jest moja, czysto prywatna konkluzja i nie ma obowiązku się z nią zgadzać...
      ...
      aha, jeszcze jest taka sprawa, że różne szkoły używają różnych żargonów, na przykład "obecność" nazywają "takość", "czysty umysł", albo "stan jest-jak-jest"... wielu może to sprawiać czasem kłopot, tworzyć nieporozumienia, ale po jakimś tam oblataniu w temacie i praktyce powinno to zniknąć, bo znika sama potrzeba jakiegoś nazywania tego...

      Usuń
    2. Jakbym o praktyce Adoracji NŚ w kościele katolickim czytała. Mało kto to umie i rozumie.

      Usuń
    3. no, ja musiałem zapytać Wujka Gugla, znalazłem taką stronkę:
      https://niskowa.pl/duszpasterstwo/adoracja-najswietszego-sakramentu/
      prawie nic nie zrozumiałem i jeszcze mniej poczułem, ale zaintrygowało mnie takie zdanie:
      "Adoracja nie jest tylko osobistą postawą"
      czy to jest coś takiego, jakby Joanna kopiowała te swoje cipo-kserówki w wielu egzemplarzach i rozklejała na po wsi na płotach?, LOL...
      to akurat /i resztę akapitu/ pojmuję, bo większość katolików nie potrafi przyjąć, że religia to nie sprawa publiczna, tylko prywatna, osobista...

      Usuń
    4. A czy ja mówiłam o religii , czy porównywałam technik? A ty wszedłeś na Wyborczą aby dowiedzieć się co to jest, czy na niszowy katolicki portal , czy tez gazetkę? Nie rozumiem tego wtrętu o religii jako upublicznieniu, przynajmniej w tym twoim wywodzie i nierozumieniu, że katolicy coś upubliczniają.
      Wystarczy tylko napomknąć " katolicki" a od razu w mózgach niektórych pojawia się agresja w stylu :" Upublicznianie, Upublicznianie....! Gwałcą! Rabują! Palą!"
      Też rozpowszechniasz, upubliczniasz obce naszemu kręgowi kulturalnemu techniki duchowe, a więc przypisywane religii i kojarzone z religiami wschodu.
      I po co to upublicznianie własnej prywatności?
      A żeby zakończyć bełkot, że to nie twoja prywatność to jakoś.... za dużo znasz się w temacie aby nie byłoby ci to znane, poznane i przyjęte a przez to prywatne.

      Usuń
    5. czekaj Ciotka, czy Ciebie nie pojebało?... bo mnie od tej naszej dysputy już trochę zaczyna...
      i w ogóle jakie obce?... cały zachodni świat ćwiczy punk-fiu, jara blanty, jara się mongolskim baletem i pierdzącymi do mikrofonów koreańskimi panienkami, do tego nie chodzi już do kościołów, i Ty mi mówisz, że po tylu latach to jest obce?... to już jest nasze i nie oddamy tego nikomu, nawet samobieżnym podsiębierno zasięrzutnym mutantom z Proximy... tak? :)
      no...

      Usuń
  6. To hobby Joanny nie jest ,,rzadko'' uprawiane- to po prostu trochę taka fotografia, nie? Ale ja nie o tym. Jakimcuden mindfulness jest ,,odlotem'' skoro sama jego nazwa wskazuje na ,,bycie obecnym''. W mindfulness mamy właśnie skupić się na chwili obecnej, więc jak dla mnie trochę mało ,,odlotowe'' to jest, raczej uziemiające, zakotwiczające. Ale to tylko taka moja opinia, bo ani o mindfulness ani o zen nie czytałam za dużo. A co do ,,celów'' danej techniki. Czy ja wiem czy można powiedziec, że dana technika nie ma celów sprecyzowanych? Może i jej twórca nie sprecyzował dla niej żadnych celów, ale jeśli ja zaczynam orzystać z danej techniki i robię to w jakimś celu, nawet jeśli technika nie ma celu i ,,wskazań do jej proaktykowania'', to czy wtedy ja sama z siebie nie nadaję jej celu? Ja naprzykład medytuję nie ze względu na cele medytacji (jakieś oświecenie, kolejny stopień ewolucji, bla bla), tylko medytuję dla jej skutków ubocznych- dla mnie jej skutki uboczne są celami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chyba coś pomyliłaś... to praktyka zen jest "ćwiczeniem obecności" i otwarciem na wszystko, co jest... zaś mindfulness co prawda skupia się na chwili obecnej, jednak głównie na sobie, na swoich doznaniach, czyli jest rodzajem odlotu, tak jak odlatuje drwal rąbiący drzewa i skupiony na swojej pracy...
      za mało mam danych, żeby coś powiedzieć na temat Twojej techniki, ale z Twojej wypowiedzi można wysnuć bardzo ostrożny wniosek, że bliższa jest zen, niż jakimś zadaniowym praktykom rozwoju...
      ...
      moda na siadanie na xero była zawsze dość przelotna, taka zabawka na raz, czy dwa, która szybko się nudzi, a teraz w firmach zwykle używa się innego sprzętu, raczej mało odpornego konstrukcyjnie na takie akcje...
      za to hobby Joanny to już raczej odmiana regularnego trainspottingu... oczywiście, że jest całe mnóstwo kobiet, choć może nie wszystkie, które robią fotki swoim "Kasiom", ale systematyczny dziennik Joanny tak często się chyba jednak nie zdarza?...

      Usuń
    2. Jak dla mnie, skoro mindfulness polega na skupianiu się na sobie, swoich odczuciach tu i teraz, to jest przylotem i zakorzenieniem się w swoim jestestwie z tej chwili i sekundy. Drwal nie odlatuje, kiedy skupia się na pracy i rąbaniu. On odlatuje, jak zaczyna robić to automatycznie, według wyuczonego schematu. Tak jak można prowadzić auto, prasować czy jechać autobusem na autopilocie i odlecieć tak bardzo, że ma się dziurę we wspomnieniach. Ale jak zaczynam się skupiać na prasowaniu czy rąbaniu, zauważam zagięcia na ciuchu, obserwuję parę z żelazka, lecące kawałki drzewa spod mojej siekierki, to wtedy raczej nie odlatuję, wręcz jestem na high alert. I tym jest dla mnie ten mindfulness, zaangażowaniem uwagi, hymm.

      Usuń
    3. zaczynamy nieźle filozofować na temat słowa "odlot" :)
      ale okay, to się jakoś zgadza... zostańmy przy tym drwalu, bo to proste... faktycznie, drwal może odlecieć podczas roboty, ale niekoniecznie, bo może być też cały czas obecny... w końcu zen nie siedzi się zadkiem, tylko umysłem...
      teraz nagle wyszła mi ciekawa sprawa: bo podczas praktyki mindfulness może być tak samo... czyli jesteśmy w domu... przecież Zojka jasno powiedziała, że jedno z drugim się nie kłóci...
      wow?...

      Usuń