02 grudnia 2018

OPOWIEŚĆ WIGILIJNA

Usiądź na wysokim stołku przy barze. Plecy nieco przygarbione, zaś wzrok utkwiony w zawartość naczynia z narkotycznym płynem. Od czasu do czasu modyfikuj stan tej zawartości wlewając płyn przez usta do wnętrza własnego jestestwa. To, czy opróżnisz owe naczynie od razu, czy partiami nie ma żadnego znaczenia, wybór sposobu jest kwestią twojego gustu. Gdy naczynie jest już puste, zaś ty uznasz, że zbyt długo to trwa, poproś barmana, by zmienił tą sytuację. Ilość powtórzeń cyklu od jednego napełnienia szklanki do drugiego jest dowolna, nie istnieją żadne odgórne zalecenia na ten temat. Przez cały czas milcz, nie reaguj na próby nawiązania dialogu przez ewentualnego sąsiada, zaś kontakt z barmanem staraj się ograniczać do niezbędnych gestów. Twoja twarz nie może wyrażać emocji, szczególnie uśmiech jest wykluczony.
Tak oto mniej więcej brzmi instrukcja wykonania ćwiczenia "Przegrany Facet", które to Kracy praktykował już trzeci z rzędu wieczór. Barman, choć wiedział, iż klient wymaga psychoterapii nie narzucał swoich usług w tej kwestii, zachowując profesjonalny takt. Nie zawracał też sobie głowy dociekaniem, skąd Kracy wyłapał pod okiem to, co czasem nazywa się "pizdą" w niektórych kręgach. Ten zaś ani myślał mówić komukolwiek, że owa ozdoba lica jest autorstwa jego własnej żony. Tak naprawdę, to w ogóle niewiele myślał, po to przecież faszerował się narkotykiem, by stłumić myślenie. Coś drgnęło mu w głowie dopiero, gdy doszedł doń gwar głośnej rozmowy gdzieś z boku:
- No, panowie, chyba czas na nas.
- To ja proponuję jeszcze rozchodniaczka.
- Bardzo arcyznakomita koncepcja panie kolego!
- Szeryfie, jeszcze po jednym prosimy!
- Zdrowie śledzika panowie, niech nie myśli, że psy go jedzą!
- Wesołych świąt!
- Najweselszych!
Gdy całe towarzystwo się wyniosło, Kracy spojrzał na barmana:
- Na mnie też już czas. Płacone będzie.
Gdy wyszedł już na zewnątrz i szedł pustą ulicą, uzmysłowił sobie, że nie bardzo wie, co dalej ma ze sobą zrobić. Zapewne iść do domu, ale po co? Inna sprawa, że od czasu, gdy żona Kracego pojechała na święta do matki, powroty do tego domu były nader przyjemne, bezstresowe. Nieobarczone ryzykiem kolejnej "lekcji prawidłowego nastawienia do małżeństwa". Tak ona nazywała zwykłe, prozaiczne strzelenie mu w dziób. Tu Kracy wreszcie się uśmiechnął, miał zresztą do kogo, bo tuż nieopodal na murku przycupnął kot. Taki miejski piwniczny buras z postrzępionym uchem podwórkowego wojownika i spojrzeniem bandyty.
- Cześć kiciuś. Powiesz mi coś w ten wigilijny wieczór?
- Spierdalaj. I nie mów kurwa do mnie "kiciuś" popaprańcu.
Kracy przymknął oczy i potrząsnął głową, a gdy znowu spojrzał na murek, kota już tam nie było. Zapewne uznał dialog za skończony, tedy teleportował gdzieś sobie. Nie pozostało nic innego, jak iść dalej, ale po drodze wesoło zamrugał doń świetlny napis: "ŚWI T AL  HOLI - 24/2 h". To była propozycja nie do odrzucenia...
Gdy Kracy dotarł już do domu, włączył telewizor i aby wzmóc swoją kreatywność w temacie komponowania drinka pociągnął najpierw godny łyk prosto "z gwinta". Nagle zdało mu się, że słyszy dziwny głos dochodzący z łazienki. Podszedł do drzwi, otworzył...
- Gościu, chyba musimy pogadać.
Trochę to trwało, by Kracy prawidłowo rozpoznał sytuację, była zaś ona taka, że bez najmniejszej wątpliwości chęć pogadania zgłosił karp. Dorodny okaz kręcił się w wypełnionej wodą wannie dość nerwowo poruszając pokrywami skrzelowymi.
- Ożżż! Gadająca ryba!
- Ożżż! Gadający małpiszon! Toć wigilia jest idioto, macie wtedy zawieszenie monopolu na gadanie. Posłuchaj mnie więc.
Co prawda po spotkaniu z kotem Kracy nie powinien być zbytnio zdumiony, ale jakby nie było karp to nie kot. Aby uporządkować doznania i połączyć wątki wycofał się do kuchni.
- Mnie też przynieś odrobinkę!
Gdy Kracy wrócił pokrzepiony pokrzepił też karpia ową odrobiną. Ten zaś zabulgotał pod wodą, zamachał płetwami, po czym rzekł:
- Sprawa jest taka, byś się zdecydował, co ze mną. Zarzynasz mnie, czy nie? Bo ja tu kibluję już któryś dzień i zaczynam się po prostu dusić. To jak będzie?
- Mowy nie ma o zarzynaniu. To był jej pomysł. A potem zmieniła plany i pojechała do tej swojej mamuśki. Też niezłej zdziry zresztą.
- Co zatem?
- Wolność kolego, wolność! Mam dziś ja, miej i ty.
Od tej chwili wypadki potoczyły się błyskawicznie. Kracy jakby nabrał wiatru w żagle, znalazł cel wieczoru, który do tej pory wydawał mu się bezcelowy, beznadziejny, do dupy jednym słowem mówiąc. Wiaderko, woda do wiaderka, karp do wiaderka, buty na nogi, kurtka na grzbiet, czapka na głowę, po czym sru! Nad rzekę, daleko zresztą zbytnio nie było. Gdy już czas rozstania nadszedł, karp odezwał się tymi słowy:
- Nie jestem Mikołajem, ale dostaniesz jeszcze prezent.
- To ciekawe, kontynuuj...
- Bo widzisz, ja nie jestem tak do końca czystej krwi karpiem. Moja babcia miała kiedyś tam dość zabawną okoliczność z pewnym karasiem, złotym zresztą. Nadążasz?
- Karaś złoty... Złota rybka? O żesz!!!
- No, to ja coś tam genetycznie mam odziedziczone.
- Trzy życzenia?
- Tak dobrze akurat nie jest, bo tylko jedno.
- Czy to znaczy, że...
- Tak, to właśnie znaczy że. Uważaj teraz. Procedura jest taka, że recytujesz formułkę: "Na karpia rozkazanie poniższe niech się stanie". Po czym wypowiadasz życzenie, też musi być do rymu, na koniec klamrujesz to mówiąc: "Na karpia rozkazanie powyższe niech się stanie". Zapamiętasz?
- Nie. Lepiej sobie to zapiszę w telefonie.
Tu znowu wypadki poszły sprawnie: karp do wody, Kracy do domu... Nie! Stop, wróć! Po drodze jeszcze było "Kracy do sklepu". Tego sklepu, co te światła tak wesoło tego tak. W domu nasz bohater usiadł przy stole, wyłączył telewizor, co by nic go nie rozpraszało, wypił jedną lufę, drugą, po czym napisał sobie na brudno, potem na czysto to, co wykoncypował. Na sam koniec wstał i wykonał inkantację:
Na karpia rozkazanie poniższe niech się stanie
Niech z karpia danie dziś zjedzone
Na śmierć zabije moją żonę
Na karpia rozkazanie powyższe niech się stanie

Potem spojrzał na wyświetlacz telefonu i mruknął do siebie:
- Właściwie to chyba już, powinny być po kolacji.
Następnie poszedł do kuchni komponować sobie gratulacyjnego megadrinka, od razu zresztą dwa.
...
Kracy miał rację, bo obie kobiety, czyli jego żona oraz teściowa faktycznie były już po kolacji. Co prawda siedziały jeszcze przy wigilijnym stole pogryzając od czasu do czasu resztki makowca, oglądając wygibasy czipendejlsów na ekranie plazmy, niemniej jednak tą sytuację można było nazwać "po kolacji". W pewnym momencie córka odezwała się tymi słowy:
- Wiesz mamo, ten karp wyjątkowo ci się udał.
- Naprawdę nie zauważyłaś różnicy?
- Jakiej różnicy?
- Takiej, że ja PANGĘ usmażyłam zamiast karpia. Tak dla odmiany.
- I dobrze. Mnie fryzjerka mówiła, ta pani Jadzia, co wiesz...
- Wiem.
- To ona mówiła, że panga jest zdrowsza, nie tuczy.
- No widzisz...
...
Gdy po kilku dniach Kracy przestał być słomianym wdowcem, znów otrzymał lekcję prawidłowego nastawienia do małżeństwa. Na tym niechaj już będzie koniec tej opowieści, gwoli zabawie jedynie napisanej, bez żadnych ambicji w temacie morałów finalnych. Aczkolwiek zakazu nie ma, kto chce, niech sobie jakiś tam wymyśli, też gwoli zabawy.

34 komentarze:

  1. Bardziej by im ta panga zaszkodziła niż karp.. :D
    Fajne opowiadanko. Jestem pod wrażeniem i chwalę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no właśnie ja nie wiem, jak to jest naprawdę z tą pangą... mętlik informacyjny jest zaiste wyjątkowy na ten temat... jedyny sposób, to czekać, aż coś o pandze powie tvp-info i już będzie wiadomo, że tak akurat nie jest... nie załatwia to sprawy do końca, ale zawsze jakieś sito...
      ...
      żebyś Ty wiedział, ile wariantów akcji chodziło mi po głowie od momentu spotkania z kotem... czasem tak mam, że projekt fabuły potrafi mi się rozleźć jak ciasto z gofrownicy, gdy się go za dużo naleje... no, ale jakoś to wszystko się ogarnęło, chociaż był taki moment, że chciałem wywalić wszystko do kosza...

      Usuń
    2. Ojciec pracował w takim gospodarstwie hodowlanym, zbierał przepisy, wędził. cudował. Twierdził zawsze, że panga to najgorsze g. wśród ryb. W zasadzie w pewnym momencie ryby stały się jego jakąś obsesją, nie miał zaufania do takich, których sam nie przyrządzał. :D

      Usuń
    3. "Tato, a Radku powiedział, że jego Tata powiedział, że..."...
      ojcowie też bywają jakimś źródłem informacji, bywa nawet, że bardzo cennych i wiarygodnych...

      Usuń
    4. He he, rozumiem przytyk. :D

      Usuń
    5. powiedzmy, że tak tylko jakoś mi się skojarzyło :)...

      Usuń
  2. Fajna historia, choć deczko smutna. Ale bardzo mi się podobała. A morał jest taki, że należy uważnie definiować życzenia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to życzenie okazało się niewykonalne, nawet Wishmaster by sobie nie poradził...

      Usuń
  3. Masz łeb - że tak powiem./to odnośnie fajności historyjki/
    Szacuneczek.

    OdpowiedzUsuń
  4. Poprawiłeś mi humor z rana, ale dorzucę jeszcze dowcip:
    Złota rybka po wysłuchaniu życzeń pewnej niewiasty powiedziała z determinacją -SMAŻ!
    Może teraz coś o Mikołaju napiszesz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. już w tym opowiadanku miał wystąpić Mikołaj, ale koncepcja po licznych zmianach zrobiła się w końcu bezmikołajowa...

      Usuń
  5. Ten narkotyk w płynie jednak jest chwilowo podnoszący na duchu(zresztą z założeniem samego chlania). Była nadzieja...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jakby nie było, to bohater "nie pomyślał" formułując życzenie... być może było tego "podniesienia na duchu" już za dużo?... co prawda nie było zamysłem tego opowiadania pedagogizowanie antyalkoholowe, nic z tych rzeczy, niemniej jednak takiego morału wykluczyć nie można...

      Usuń
    2. Ja też nie miałam na myśli pedagogizowanie antyalkoholowe, wręcz przeciwnie. Do głowy by mi nie przyszło by na stół wigilijny podać pangę. Karp niby taki spolegliwy, a pangi nie przewidział?

      Usuń
    3. karp nie wtrąca się w treść życzenia...
      za to zupełnie przy okazji zrozumiałem, dlaczego wyginęły wszelkie rybki trzy-życzeniowe... po prostu klienci niezadowoleni z efektu dwóch życzeń jako trzecie winszowali sobie: "a niech tą rybkę szlag trafi", czy coś w tym guście...

      Usuń
    4. A u nas giną raczej z powodu kormoranów i czapli. Ot taka lokalna ciekawostka.

      Usuń
  6. Jakieś badania wykazały, że kobiety bardzo rzadko stosują przemoc fizyczną. Najczęściej przeprowadzają "kastrację psychiczną", w tym są akurat dobre.
    Raz jadłam pangę- była dobra. Ale w kilka miesięcy potem widziałam na filmie dokumentalnym hodowlę owych ryb.Hodowla ryb była połączona z hodowlą świń. Na dość nieszczelnych podestach cały czas egzystowały świnki, dołem pływały rybki. Od czasu obejrzenia filmu nie jem nie tylko pangi.
    Strasznie ta teściowa zabruździła Kracemu - nie mogło zadziałać, bo zjadły pangę a nie karpia.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to akurat prawda, że przemoc domowa ze strony kobiety ma raczej charakter psychiczny, niż fizyczny... a wtedy robi się kłopot, bo mężczyzna - ofiara tej przemocy rzadko nazwie to "przemocą", tylko powie że np. "ona jest złośliwa" czy coś w tym guście, z kolei mężczyzna - ofiara przemocy fizycznej rzadko komuś wyzna, że jest bity, bo to "obciach"... stąd samo zjawisko jest trudniejsze do zbadania, niż w przypadku przemocy męskiej nad kobietą...
      miłego :)...

      Usuń
  7. Skoro bohaterowi twojej notki tak bardzo źle jest z żoną jego życzenie powinno brzmieć ;
    Niech moja żona zniknie z mojego życia na zawsze a ja zacznę nowe szczęśliwe życie bez niej i jej „lekcji prawidłowego nastawienia do małżeństwa".
    Proste i myślę, że wykonalne zwłaszcza, że większość mężczyzn nie ma na nowej drodze życia bagażu z przeszłości w postaci dzieci z byłych związków a alimentów można uniknąć nie płacąc ich,
    A może Kracy lubi te lekcje prawidłowego nastawienia do małżeństwa? Bo wszak żona raz na jakiś czas jedzie do mamy a on może w spokoju szwendać się, bo barach zapijając się do nieprzytomności a, że żona trochę ponarzeka kto by się tam przejmowała, kiedy obiad na stole, gacie wyprane, dom posprzątany a drobne fochy pani małżonki dodają pikanterii temu związkowi a raz na jakiś czas żona się z domu w raz z dzieckiem zmywa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. opowiadanie nie wyjaśnia, kto się zajmuje praniem w tym domu, tyle tylko, że żona pierze męża...

      Usuń
  8. Coś mi się widzi, coś mi się zdaje, że Pankracy [pies z dobranocki]był bardziej pojętny od tutejszego Kracego. Taki jakiś niekumaty. Mimo tylu lekcji prawidłowego nastawienia do małżeństwa, potrafił jedynie gadać z kotem i karpiem. Jakoś to gadanie ani psu na budę się nie zdało. A przecież nie tak być miało. Widziały gały co brały???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no właśnie, nie tak być miało... ileż to takich małżeństw magicznych: przed ślubem było, po ślubie nie ma - ruski cyrk :)...

      Usuń
    2. Słyszałam o ruskim roku, ale o cyrku pierwszy raz.
      Coraz więcej takich magicznych małżeństw; tylko czy można się dziwić, skoro niektórzy w rozwoju zatrzymali się na etapie złotej rybki.
      A tu ani rycerza na białym koniu już nie uświadczysz, zaczarowanej dorożki i zaczarowanego dorożkarza, ani... kurcze zamiast tego smutne realia; a miało być tak pięknie;

      https://www.youtube.com/watch?v=BTBOdVHUi8g

      tak dobrze żarło i...zdechło.

      Usuń
  9. Może i lepiej, że się nie udało. Przecież sam zapiłby się na śmierć. A tak zawsze jest nadzieja na zmianę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jaką zmianę?...
      nie, luz... tak tylko sobie rozważam warianty sytuacji :)...

      Usuń
  10. Wszyscy Wigilię zrównują z jedzeniem
    Nawet tym postnym
    Panga
    Karp a ciul z jedzeniem jak post to post
    Choinka ,bombki
    Mikołaj goły
    Staw bez ryb
    Stół nakrytm białym obrusem
    Na stole siano
    A w domu miłość
    I to jest WIGILIA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. akurat bohater opowiastki nic wtedy nie jadł, nawet nie zakanszał, on trawił się duchowo, "tylko dla smaku", jak rasowy ćpun (alkospecjalizowany)...

      Usuń
  11. pangi wszystkich krajów łączcie się !
    na karpia rozkazanie, ma się rozumieć

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i staje się takoż międzynarod(ówk)owa masa pangowa...
      jednym słowem słowiąc: surimi...

      Usuń
    2. masa dla mas, surimi dla indywidualistów wyindywidualizowanych z rozentuzjazmowanego tłumu entuzjastów owoców morza

      Usuń
    3. wychodzi na to samo, bo w surimi jest tyle owoców morza, co jeden przypadkiem zaplącze się do sieci... jeden na całą flotę trawlerów...

      Usuń
  12. Wigilia Wigilia, ale jakaś kara jej się należała.Gratuluję opowieści. inna i o to chodzi. Masz talent

    OdpowiedzUsuń
  13. Mimo wszystko dla zabawy morał z tego da sie wyciągnąć. Wolność mógł dać żonie tak jak karpiowi (w sensie nie do rzeki wrzuć ale zamiast śmierci rozwód czy coś :p) ale może nawet w bajce życie to nie bajka i tak łatwo się nie dało

    OdpowiedzUsuń