20 października 2018

DZIENNIKI GWIAZDOWE - Podróż nieostatnia /tribute to S.Lem/

Na temat planety zwanej Constansja, zapomnianej już od dosyć dawna kolonii ziemskiej wiedziałem niewiele. Pierwszy wspomniał mi o niej pewien astrostopowicz, którego zabrałem kiedyś, gdy zepsuł mi się w komputerze pokładowym moduł do gry w ciupasa, którą to lubiłem wypełniać sobie czas podczas podróży. Niestety chłopak tej gry nie znał, jedynie pazdziąga rozbieranego, jednak nie będąc gejem nie byłem tym zainteresowany. Ale za to ciekawie opowiadał o rejonach Galaktyki, które był zwiedził. Niektóre też znałem, na przykład Enteropię, jednak również tak jak ja zagadki sepulek nie rozwikłał. Na Constansji sam nie był, powtarzał tylko opowieści innych wagabundów planetarnych, podkreślał jednak, że wszystkie są zgodne, iż jest to planeta podobna do Ziemi, tylko ekologicznie czysta, tudzież niezatłoczona.
Mało też o niej wiedział profesor Tarantoga, którego kiedyś o to zagadnąłem. Ale za to podsunął mi pod nos wielki atlas gwiezdny, z którego wynikało, że Constansja znajduje się w układzie gwiazdy leżącej na podobnych peryferiach, co Słońce. To mogło trochę wyjaśniać niedostatek informacji, gdyż podróż w tamte rejony wymagała sporych zapasów paliwa. Bo jakby nie było, nie jest to okolica zasobna w stacje tankowania.
Mnie jednak to nie zrażało, gdyż nieraz zdarzało się, że kupić materiałów pędnych nie było gdzie, zaś silnik mego statku mógł przerobić na energię choćby umeblowanie mesy. Cóż to wielkiego dla bywałego próżniarza zjeść kolację na podłodze. Tak więc nadeszła chwila, gdy ruszyłem w kolejną podróż obrawszy za cel wspomniany rejon. Sam lot nie był zbyt ciekawy, ale zabrałem zapasowy moduł do ciupasa, więc nuda mi raczej nie groziła.
Wreszcie na ekranie pojawiła się planeta zaiste robiąca miłe wrażenie swoim błękitem, zaś wejście na orbitę przebiegło dość sprawnie. Przestrzeń była czysta, wolna od mgły, żadne brzozy po drodze nie rosły, a ja karnie, posłusznie trzymałem się wskazówek nadawanych przez miejscową kontrolę lotów. Gdy silnik przeszedł na bieg jałowy, włączyłem komunikator, by ujrzeć przemiłą buźkę rudego dziewczęcia, które przedstawiło się jako immigration guide. Myśląc perspektywicznie od razu skopiowałem stopklatkę, gdyż plakietka służbowa na jej kształtnej piersi z imieniem "Klaudiola" i kodem cyfrowym mogła być mi pomocna w celu spotkania na innym gruncie, niż oficjalnym. Po wymianie formułek powitalnych, tudzież kilku mniej formalnych uprzejmości poprosiłem o zezwolenie na lądowanie promem na powierzchni. Pani Jola, bo tak bowiem ją od razu w duchu nazwałem sobie prywatnie, odparła z uroczym uśmiechem:
- Jak każdy przybysz jest pan mile widzianym gościem, wymagamy jedynie przestrzegania naszego prawa oraz dostosowania się do naszej polityki demograficznej. Zaraz po wylądowaniu zostanie pan cały przeskanowany pod kątem zagrożeń epidemiologicznych, uprzedzamy więc o możliwości krótkiej kwarantanny. Przybysze poddawani są także pewnemu nieuciążliwemu i odwracalnemu zabiegowi, związanemu ze wspomnianą demopolityką. Właśnie kierujemy do pana pakiet materiałów do zapoznania się z nimi i po upływie doby nawiążemy kolejny kontakt. Do usłyszenia.
Promienną śliczną buzię rudej Joli uzupełnioną jej uroczym, wiele obiecującym dekoltem zastąpiła na ekranie krótka lista plików. Najbardziej intrygująca była owa "polityka demograficzna", więc od niej właśnie zacząłem lekturę. Pomysł rozwiązania problemu przeludnienia planety był zaiste genialny w swojej prostocie, nad wyraz też elegancki. Co prawda nie podano, skąd wzięła się dopuszczalna graniczna liczba mieszkańców planety, ani jak rozwiązano problem ludzi upierających się przy tezie, że żadnego przeludnienia nie ma, ale Constasja to nie Ziemia, więc być może wcale takich nie było. Cała idea sprowadzała się do usuwania nadmiaru, bez budzenia zbędnych emocji, jak w przypadku klęsk żywiołowych, tudzież bez wybiórczości cechującej wojny, które mają jeszcze tą dodatkową wadę, że niszczą planetę będącą domem dla tych, którzy wojnę przeżyją. Samo zaś technikalium sprowadza się do chipa, który nosi każdy jej mieszkaniec. Ten chip jest neutralny dla zdrowia, zabija zaś losowo wybrane osoby gdy ilość mieszkańców planety przekroczy dopuszczalny limit. Losowo, czyli zgodnie z True Random Number Generator, który opiera się na kompletnie nieprzewidywalnych zjawiskach kwantowych. Nie oznacza to jednak, że pojawienie się nowej osoby, na przykład drogą narodzin lub takich nowych przybyszów, jak ja powoduje automatyczną śmierć kogoś innego na planecie. Taka sytuacja dla wielu byłaby nie do zniesienia. System zakłada pewien margines nadmiaru i uśmierca tak, by nie było widać związku pomiędzy jednym i drugim. Poczytałem też na temat samego chipa. Otóż na każdą próbę jego pozbycia się reaguje on zabiciem nosiciela. Za to po opuszczeniu planety samoistnie obumiera, gdyż napędza go jej naturalne promieniowanie, po krótkim zaś czasie ulega rozkładowi i jego resztki bez szkody dla zdrowia opuszczają organizm.
Potem jeszcze zapoznałem się z reszta pakietu informacji, ale dość pobieżnie. Wróciłem do kwestii owej demografii, by sobie to wszystko przemyśleć. Dość istotne dla mnie było pytanie, czy chcę pozwolić sobie zaszczepić na okres pobytu na Constansji bombę zegarową bez określonej chwili wybuchu, szybko jednak uzmysłowiłem sobie błąd, wręcz idiotyzm takiego podejścia do sprawy. Toć bardziej ryzykuję wychodząc z pozornie bezpiecznego domu na ulicę, a biliony razy bardziej wyruszając w Kosmos, więc po co tworzyć problem z tak nikłego ryzyka? Umęczony lekturą poszedłem w końcu spać, rzuciwszy jeszcze okiem na boczny ekran komputera, z którego patrzyła mnie uśmiechnięta ruda Jola zatrzymana w stopklatce.
Po przebudzeniu ze snu wypełnionego scenkami rodem z filmu niekoniecznie hard porno i dokonaniu przeróżnych rutynowych czynności dotyczących zarówno swego jestestwa, jak też pojazdu krążącego po orbicie Constansji, włączyłem komunikator i racząc się kardahijską herbatą czekałem tylko na kontakt z planetą, reprezentowaną przez immigration guide. Wreszcie pojawiła się miła buźka, jednak już nie Joli, lecz innej dyżurnej. Tym razem blondynki, reszta też nie była taka na jaką czekałem, ale to akurat było chwilowo bez znaczenia. Po wymianie rytów powitalnych padło pytanie o moją decyzję. Wyraziłem ją jednoznacznie, aczkolwiek żartobliwie słowami:
- Wodzu prowadź!
Trochę to trwało, zanim znalazłem się już na ulicy miasta za bramą śluzy terminala dla przybyszów. Wszczepienie chipa nie bolało, za to odbyło się nieco śmiechu podczas skanowania na okoliczność zakażenia niezbyt pożądanymi dla planety mikrobami. Otrzymałem po tym do wypicia jakiś płyn, tak dla zdrowotności, który jednak nie zawierał nawet śladu popularnego na Ziemi narkotyku.
= = =
Na Constansji spędziłem około roku czasu. Tutejszego roku, niewiele zresztą różniącego się długością od ziemskiego. Zwiedziłem mnóstwo miejsc, poznałem wielu ludzi, wciąż pełen podziwu dla tego czystego i niezgiełkliwego świata, skażonego cywilizacją tak, że nie można tego nazwać skażeniem. Dotarłem też do rudej Joli - Klaudioli, nawet pomieszkaliśmy ze sobą jakiś czas, ale tylko jakiś. Ja po prostu nie nadaję się do żadnych zbyt stałych związków. Zarobiłem też co nieco, gdy wyczerpał mi się zasób gotówki, ale oferty pracy na etat nie przyjąłem. Nadeszła bowiem pora, by opuścić tą planetę.
Po drodze zatrzymałem się na Auropii w układzie nomen omen Klaudioli, aby poddać się tamże badaniom zdrowotnym. Chip demograficzny zniknął, obumarł zapewne, po czym uległ rozpadowi i opuścił moje ciało drogą naturalną. Wreszcie dotarłem na Ziemię i od razu zabrałem się do pisania książki na temat planety Constansja, gdyż zebrało się tyle materiału, że błędem byłoby tego nie opublikować jako całkiem osobne opracowanie. Konsultantem naukowym pracy był rzecz jasna profesor Tarantoga, który podczas jednego ze spotkań zagadnął mnie nagle:
- Panie Ijonie, czy pozwoli pan zapytać...
- Panie profesorze, niech pan pyta o cokolwiek.
- Dlaczego pan stamtąd wyjechał, a raczej odleciał?
- Nie pierwszy pan o to pyta, a moja odpowiedź jest wciąż ta sama niezmiennie. Tyle jest jeszcze innych światów do odwiedzenia, do poznania, do opisania...
Tu profesor żachnął się mocno:
- To może pan mówić na spotkaniach autorskich, ale nie mnie.
- Rozumiem, że kwestią tamtej kobiety się nie wykpię?
- Niech pan mi tu nie plecie bzdur! Za dobrze pana znam.
- Widzi pan, profesorze, może się to wydać dziwne...
- Czy wyglądam na takiego, którego coś może zdziwić?
- Tam po prostu czułem się ZBYT BEZPIECZNIE.
- No, i taką odpowiedź rozumiem. Teraz możemy omówić zielsko.
Zielsko, bo tak się akurat złożyło, że tego właśnie wieczoru zaplanowaliśmy popracować nad rozdziałem o florze Constansji, który zdaniem Tarantogi wymagał pewnych poprawek.

48 komentarzy:

  1. A cóż Ciebie tak wzięło na radosną twórczość? Podoba mi się ta opcja. Co prawda poprzednia historyjka o wiele bardziej mi się podoba, a sf zupełnie nie mi nie leży, ale sztuka jest sztuka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. po prostu tak mnie jakoś wzięło, tak mnie naszło, bardziej precyzyjnie odpowiedzieć na Twoje pytanie nie potrafię...... jak widzisz, nie przywiązuję się do żadnej nie tylko tematyki /za co mnie kiedyś zresztą pochwaliłaś, sprawiając mi tym przy okazji przyjemność/, ale także do formuły tworzonych tekstów... przy okazji prezentuję pewien pomysł na rozwiązanie problemu przeludnienia naszej planety, której to kwestii od czasu do czasu poświęcam nieco czasu, gdy mnie bierze na myślenie o niej... uznałem, że formuła artystyczna tej prezentacji może być ciekawsza od publicystycznej...

      Usuń
    2. Mnie się bardzo podoba uprawianie radosnej twórczości :)

      Usuń
    3. tak, radosność jest tu kluczowym elementem... chociaż radośnie(?) zgnębić, przydołować publiczność również czasem potrafię...

      Usuń
  2. Myślałam, że w dalekiej przyszłości atrybuty płci nie będą już miały takiego znaczenia, a tu proszę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. gdyby istniała ideologia "gender" /która akurat nie istnieje, jest tylko gender jako nauka interdyscyplinarna/, to kto wie, być może postulowałaby mniejsze znaczenie atrybutów płci i być może ten postulat by się kiedyś spełnił...

      Usuń
  3. uwielbiam podróżować, ale twoje zahaczają o kosmos

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. akurat moje podróże nie zahaczają o Kosmos, jak do tej pory nigdy tam nie byłem... natomiast podróżować również uwielbiam, tu nasze gusta wydają się być zbliżone, różniąc się być może na poziomie jakichś detali...

      Usuń
    2. Młody jesteś. Wszystko przed Tobą - nawet ten kosmos, tymczasem z wyobraźnią się nie gubisz
      Pozdrawiam

      Usuń
    3. kwestią młodości nie ma sensu zawracać sobie głowy, bo przemija, czy się tego chce, czy nie chce... istotne jest, żeby starzeć się z klasą, jej zachowanie lub zgubienie zależy tylko i wyłącznie od nas samych...
      pozdrawiam :)...

      Usuń
  4. Podoba mi się pomysł regulowania przeludnienia. Nie jestem zbyt przywiązana do życia.Pamiętasz te opowieści po locie na Księżyc jak to "lada moment" będziemy latać wycieczkowo na Księżyc? I co? Jak zwykle, blaga.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. różne czytywałem i słyszałem opowieści o tym, jak to ma być "lada moment", pamiętam np. książeczkę wydaną jakoś tak na początku lat 70-tych, targetowaną do młodzieży młodszej pod tytułem "W krainie jutra", co prawda nie chodziło w niej o bliższe "jutro", tylko dalsze, centralnie zaś rok 2000... to był opis życia rodziny, takiej zwykłej, przeciętnej i świata dookoła... czegóż tam nie było, począwszy od wyposażenia kuchni do sposobów podróżowania, po mieście lub z kontynentu na kontynent... tudzież inne sprawy, choćby zdobycie i początki zasiedlania Marsa - i to wszystko tak bardziej na poważne, nie jako sci-fi, ale futurologicznie... tymczasem nawet teraz w roku 2018 większości z tych rzeczy, czy rozwiązań jeszcze nie ma...
      ...
      ale z drugiej strony jednak pewne wizje się sprawdzają, tyle że jakby wolniej to idzie... na przykład "Limes inferior" J.A.Zajdla napisana w latach 79-80... co prawda jest to dystopia polit-społ, której akcja dzieje się w dość niekreślonym czasie, ale pewne uniwersalne urządzenie zwane "klucz" właściwie z grubsza już jest, funkcjonuje w postaci popularnego "srajfona"...
      miłego :)...

      Usuń
    2. Nie mniej "inteligentne domy" juz powstają, ale myśl, że miałabym mieszkać w domu naszpikowanym czujnikami i kamerami napawa mnie wstrętem. Zero intymności. Na Ursynowie jest jeden taki dom, oczywiście nie tak bardzo jeszcze inteligentny, ale dość mocno zautomatyzowany- podobno, ale ja tam nie byłam w środku, więc tylko powielam plotki.

      Usuń
    3. no tak, na przykład lodówka sterowana przez Google, która sama pilnuje stanu i robi zakupy przez net, gdy się coś skończy lub minie termin ważności... akurat sam jestem nieco konserwatywny, choć nie całkiem, lecz wybiórczo, tak trochę niczym stary Indianin, który woli krzemienną maczugę od stalowej siekiery, aczkolwiek nie mam nic przeciwko temu, by była szlifowana jakoś maszynowo, nowocześniej... za to telefon mam minimalistyczny, aczkolwiek niezbyt stary, jednak bez neta, a nawet bez obsługi ememesów, tylko jest samo gadanie, esemesy, radio i muzyka z tępej trójki... no, jeszcze jest w nim kamera, ale ona jest do bani, więc rzadko jej używam...

      Usuń
  5. A ja dodam tylko, że opowiadanko ze względu na ironizującą lekko fabułę, zadedykowałbym bardziej Sheckleyowi... :) Znaczy tak mi się tylko skojarzyło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Scheckleyowskie klimaty to według mnie raczej nie są, zresztą ja tu wcale z niczego nie ironizuję, ten pomysł na profilaktykę antyprzeludnieniową traktuję jak najbardziej poważnie, jest tylko żartobliwy styl a la Lem, nie będę się jednak upierał, że tego stylu się trzymam...
      za to korciło mnie coś innego, na poziomie fabuły, że system zaprojektowany w zacnych celach działa na rzecz innej kontroli nad ludźmi, niż kontrola ilości ludności, czyli wspomniany z innej okazji w innym miejscu na forum Zajdel, ale wtedy sam styl musiałby być dość poważny...

      Usuń
    2. Cóż, prawdę mówiąc nie znam aż tak dobrze Lema, czytałem kiedyś dwie książki, ale jakoś mi wtenczas nie podszedł. Po zapoznaniu się trochę później z Grabińskim udałem się w całkowicie inną stronę...

      Co do Sheckleya, nie jest to pisarz jednak tej klasy co Lem...

      Usuń
    3. aha, tylko dwie, pytanie tylko jeszcze które?... bo jakby nie było, to inny jest styl wczesnego Lema /"Astronauci", "Obłok Magellana"/, inny tak już poważnych i dojrzałych powieści, jak "Eden", czy mój ulubiony "Powrót z gwiazd" /wspaniała dystopia, polecam jeśli lubisz takowe/, a jeszcze inny jest leciutki styl "Cyberiady", "Pamiętnika znalezionego w wannie" /coś jak "Zamek" Kafki, tylko na wesoło/, czy "Dzienników gwiazdowych" właśnie...
      Robert Sheckley, Fredric Brown i Henry Kuttner - wymieniam ich jednym tchem, bo to zbliżone do siebie rejony... z pewnością nie ta klasa, co Lem, ale także nieco inna konkurencja, można by rzec lżejsza, ale gdy się spojrzy na ładunek humoru zawarty w ich twórczości porównywanie ich z Lemem traci trochę sens, gdyż ta ich twórczość jest raczej wyspecjalizowana w kierunku jakby bardziej komediowym...
      Grabiński zaś to faktycznie inna strona, ale tu z kolei ja nie mogę się wykazać zbyt wielką znajomością jego twórczości, choć samą stronę /gatunek/ akurat lubię, choćby ze względu na jej subtelność, przy której np. odmiana zwana "splatter gore" jest niczym pornol przy /na ten przykład/ pierwszej "Emanuelle" lub "Historii O" :)...

      Usuń
    4. Bodaj "Bajki robotów" i "Opowieści o pilocie Pirxie". Zacząłem coś jeszcze ale nie skończyłem...

      Szczerze mówiąc ostatnio siedząc w kolejce do lekarza wpadła mi w ręce gazeta o książkach - i była tam w pigułce przedstawiona bibliografia Lema. Te opisy w ogóle mi nie przypominały tego co wydawało mi się że pamiętam z jego książek, więc może byłem nieco niedojrzały do jego twórczości.

      Usuń
    5. niedojrzały?... po prostu Twoja uwaga była skupiona na innych kwestiach, aspektach treści tych książek, niż uwaga autora opisów... ale czy jest to podstawa do porównań stopnia dojrzałości obu czytających?... po prostu nie wiem, jakoś nie pasuje mi takie podejście...

      Usuń
    6. No byłem przed dwudziestką jak czytałem, z czasem się inaczej odbiera literaturę.

      Usuń
    7. dla potrzymania wygasającej rozmowy wyartykułuję truistyczną myśl, że nie wiek metrykalny definiuje dojrzałość...

      Usuń
  6. Zbyt bezpiecznie z bombą, wszczepioną pod skórę. Cóż, widać jesteś zwolennikiem naprawdę silnych wrażeń!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja?... czy Ijon Tichy, bohater opowiadania?... bo to jego odczucie, nie moje... czy mam rozumieć, iż samo opowiadanie uznałeś za tak mało ciekawe, że wolisz pogadać na mój temat?... no cóż, nieprzychylna recenzja to też recenzja i każdy twórca sztuki powinien mieć świadomość, że jego dzieło nie wszystkim musi się podobać i umieć przyjmować to z odpowiednią dozą pokory...

      Usuń
    2. Jakbym z żoną rozmawiał...
      - Co to znaczy, że ładnie dziś wyglądam? To kiedy indziej jestem brzydka?

      Uznałem, że Ijon Tichy stał się w tym opowiadaniu Twoim alter ego, tak jak kiedyś był inkarnacją Stanisława Lema. Moim nie - mnie by ruda nie skusiła.

      Usuń
    3. no tak, pisanie fabuł w pierwszej osobie faktycznie tworzy iluzję autentycznych wspomnień, na tym zresztą ten chwyt artystyczny polega... ta iluzja jest zresztą najsilniejsza w przypadku blogów... pytanie jeszcze, jak to jest u mnie tak naprawdę, jako autora, z tymi rudymi?... tylko to znowu robi się rozmowa nie na temat treści opowiadania...

      Usuń
    4. Skoro koniecznie chcesz...
      Pomysł jest oryginalny i na swój sposób przerażający. I to pomimo całego rachunku prawdopodobieństwa. Może dlatego, że nie mamy żadnego wpływu na to, czy to na nas nie padnie los.
      Wiem, wypadek samochodowy tez nie wybiera. Ale mamy na to jakiś minimalny wpływ, choćby poprzez unikanie niebezpiecznych sytuacji.
      Tak zapewne czuli się więźniowie Auschwitz, gdy SS-mann wybierał losowo tych, którzy zginą za to, że komuś innemu udało się uciec.

      Usuń
    5. to nie jest dobre porównanie, to jest wręcz bardzo złe porównanie, bo nie te liczby, nie ta skala proporcji, nie te miejsca po przecinku... bo tu "SS-man" wybiera losowo jednego, najwyżej trzech więźniów na całą sieć obozów i innych miejsc zamknięcia w całej Rzeszy plus coś tam jeszcze...

      Usuń
    6. Emocje nie stosują się do praw matematyki. Sama świadomość, że w każdej chwili, bez wyraźnego powodu możesz umrzeć - samo to przeraża.

      Usuń
    7. tak swoją drogą, to wspomniane przez Ciebie bomby zegarowe w sobie nosi sporo ludzi... i nie chodzi bynajmniej o bomby z opóźnionym zapłonem /np. AIDS czy jakieś inne choroby szybko uśmiercające/, których wybuch można opóźnić, tylko przypadki I64.1 (vide klasyfikacja ICD-10)... co prawda nie wszyscy nosiciele takiej bomby mają jej świadomość, bo nie wszyscy lekarze ich o tym informują, ale sporo i tak o tym wie... pytanie, co robią, by nie zwariować z przerażenia?... nic... podświadomość załatwia sprawę za nich za pomocą mechanizmu "mnie to nie dotyczy"... aby się o tym przekonać wystarczy pogadać z ludźmi u których rozpoznano np. migotanie komór /to jest jedna z takich bomb/...
      podobnie byłoby wśród mieszkańców Constansji, choć /rozwijając fantazję na ten temat/ nie można zaprzeczyć, że liczba pacjentów psychiatrycznych by wzrosła, a cały system miałby duży wpływ na kulturę i mentalność Constansjan...

      Usuń
  7. Twoje opowiadanie jest ciekawe, ale nie chciałabym żyć na takiej niby planecie idealnej z systemem depopulacji za pomocą chipów. To wydaję się kuszącym rozwiązaniem, ale pod warunkiem, że nas to bezpośrednio nie dotyczy, to nie nas będą likwidować, to nie my będziemy mieć pecha tylko ktoś inny.
    Ja bym się nigdy nie zdecydowała na wszczepienie sobie jakiegokolwiek chipu cokolwiek by mi obiecano .Nie chciałabym, aby moje życie zależało od jakiegoś systemu niezależnie czy ktoś nim zarządza czy nad system chipów nie ma kontroli. Życie w przeludnionionej ziemi jest może męczące, ale wiem, że sama potrafię wywalczyć to, co chcę dla siebie i sama decyduję , mam wpływ na swoje życie. Dajmy na to ktoś chce mnie zaatakować mogę się bronić mam szanse, ale gdy chip będzie chciał mnie zabić szans nie mam żadnych. Wolę wolność nawet, jeśli ona jest trudniejsza.
    System może się zepsuć, może nastąpić atak hakerski wszystko jest możliwe. Poza tym depopulacja istnieje jest aborcja, antykoncepcja, która powinna być stosowana w krajach muzułmańskich i afrykańskich, bo jest ich za dużo natomiast osoby już żyjące powinny mieć możliwość umrzeć śmiercią naturalną bez pomocy eutanazji przymusowej.( Eutanazja dobrowolna też jest niebezpieczna różne się rzeczy działy np. w Holandii …)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chodziło mi po głowie takie skonstruowanie fabuły, które by uwzględniało problem użycia systemu niezgodnie z przeznaczeniem, nie do kontroli liczebności populacji, lecz do kontrolowania ludzkich zachowań, ale wtedy powstałoby zupełnie inne opowiadanie...
      a tak przy okazji, to czy wiesz, że samolot jest bezpieczniejszym środkiem transportu, niż samochód?... mimo to mnóstwo jest ludzi, którzy boją się latać samolotem, natomiast do auta wsiadają bez namysłu... ten przykład pokazuje, jak bardzo może się różnić subiektywne szacowanie stopnia ryzyka od stopnia ryzyka faktycznego... w przypadku opisanego systemu chipów demograficznych szansa na to, że kogoś trafi nagła śmierć wzrasta znikomo i wystarczy /na przykład/ odrobinę wolniej jeździć samochodem, nie 100, lecz 95 km/h, by tą różnicę zniwelować... ale iluzja pełnej kontroli nad własnym losem jest zbyt silna, by tak rozumować...

      Usuń
    2. Wypadki samolotowe zdarzają się rzadziej, ale gdy się już zdarzą ich śmiertelność jest bardzo wysoka. Wystarczy popatrzeć na katastrofę smoleńską samolot spadł z wysokości domu mieszanego a ciała ofiar były porozrywane i nie do zidentyfikowania… albo np. samolot, który rozbił się z tym sespolem rosyjskim chór Aleksandrowa wpadł do morza i tylko rekiny miały pożywienie. Natomiast samochodem jak jedziesz masz nad tym kontrole i jest większa szansa, że mimo wypadki przeżyjesz nawet jeśli jesteś pasażerem

      Usuń
    3. to porównanie stopnia bezpieczeństwa samolotów i aut obliczono biorąc pod uwagę jedynie wypadki ze skutkiem śmiertelnym...
      tu mechanizm polega na tym, że katastrofa samolotowa jest niecodziennym wydarzeniem medialnym i pochłania od razu wiele ofiar, za to wypadki samochodowe /te śmiertelnie/ zdarzają się praktycznie codziennie, więc można by rzec, że percepcja ludzi jest poniekąd znieczulona i stąd się bierze cała iluzja...

      Usuń
  8. Radosna twórczość :) Czego, jak czego ale polotu Ci odmówić nie można...Tym razem nie zapytam po co i dlaczego...
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pytaj o cokolwiek, no problem... ja tylko nadziwić się nie mogę, dlaczego tak wielu ludzi zamiast po prostu oglądać /słuchać, czytać, etc/ sztukę woli zaśmiecać sobie umysł zbędnym myśleniem o tym, co /np./ twórca jadł na śniadanie lub jaki nosi numer butów...
      oczywiście nie bierz tego osobiście, to tylko takie moje spostrzeżenie natury ogólnej...
      pozdrawiam :)...

      Usuń
  9. Entliczek pentliczek… na kogo wypadnie, na tego bec! I to daje poczucie bezpieczenstwa? Rosyjska ruletka- to dla ciebie cos bezpiecznego?
    Ten caly Ijon posiada chyba wypaczone poczucie bezpieczenstwa, z punktu widzenia co niektorych Ziemian. Ryzykowna planeta z ta swoja metoda na przeludnienie.
    Wystarczylby chip antykoncepcyjny, ktory regulowalby to i owo. Na dodatek tak rozwiniety w kwestii medycznej, ze nieszkodzacy zdrowiu wlasciciela.

    Az dziw bierze, ze przy tego typu metodzie i pofantazjujmy nieco, stopniu odpowiedzialnosci ogolu, ludziom chec na seks nie przechodzi. Toz przy kazdym radosnym akcie tworczym, kogos wrazliwego na los wspolziomow, sumienie moze zabic:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. znowu to samo, kolejny komentarz w tym stylu, mylenie pamiętnika z fabułą pisaną w pierwszej osobie... zaczyna mnie to już męczyć i nudzić...
      ...
      za to Ijon Tichy tak postrzega bezpieczeństwo, bo jest próżniarzem /podróżnikiem kosmicznym/, który pół życia spędza w warunkach, w których prawdopodobieństwo, że trafi go nagły, niespodziewany szlag jest o kilka miejsc po przecinku większe, niż panujące na planecie... więc nietrudno pojąć, że tak to wszystko postrzega...
      ...
      chip antykoncepcyjny nie załatwia sprawy, bo nie chodzi tylko o samą ilość nagich małp na planecie, ale o przekrój wiekowy populacji... samo powstrzymanie się od rozrodu może powstrzyma ilość, ale na starzenie się tej populacji nie ma żadnego wpływu, a nawet je przyspieszy... czyli do dupy z taką koncepcją...
      ...
      co tu fantazjować, skoro wiadomo realnie, że prokreacja jest jedynie skutkiem ubocznym seksu nagich małp i żadne zaklinanie rzeczywistości, nawet poparte własną realizacją takiego podejścia do seksu tego faktu nie zmieni...

      Usuń
    2. Toz pisze , ze Ijon ma wypaczone poczucie bezpieczenstwa, nie ty. A w pierwszym, czy tez drugim zdaniu zapytalam czy masz podobne zdanie o poczuciu bezpieczenstwa. Co cie nudzi? Sam siebie chyba zanudzasz.

      Nie do dupy z taka koncepcja. Jezeli ludzie stoja na pewnym rozwoju cywilizacyjnym, maja jakies tam pojecie o odpowiedzialnosci. Posiadaja cuda medycyny ( posiadanie chipa usmiercajacego chyba mowi cos o poziomie ich technologi i medycyny) to powinni umiec sterowac przyrostem naturalnym w stosunku do zgonow. Zawsze znajda sie tacy ludzie, ktorzy maja w sobie potrzebe bycia rodzicem i tacy, ktorym to zwisa. Tacy, ktorzy beda prosic o wylaczenie na jakis czas chipa antykoncepcyjnego i tacy, ktorzy powiedza "dajcie mi podwojna dawke".

      Takie losowe usmiercanie, chodzenie z tykajaca bomba w sobie. Jestes facetem wiec moze nie bedziesz umial tego ogarnac, nie pisze tego zlosliwie . Po prostu tak bywa, szczegolnie u facetow nie wychowujacych dzieci. To tragedia i potezny smutek, oraz niesamowite napiecie wewnetrzne zyc ze swiadomoscia, ze dziecko ktore obok rosnie, ktore kochamy i dajemy z siebie wszystko aby zylo jak najlepiej moze byc usmiercone przez pierdolone przepisy na danej planecie. Ze to zycie jest zalezne od jakiegos "widzi mi sie" chipa. Ze ktos trzyma reke na pulpicie i moze sobie losowo wylaczyc komus takie ustrojstwo. Masakra. Bo nawet zawalczyc nie mozesz. Kiedy ktos jest chory to pomimo wszystko probuje byc panem swego zycia, losu. Walczy, poddaje sie kuracjom… slucha zlecen lekarzy. z walki moze wyjsc, czy tez nie wyjsc przegrany lub wygrany, ale w takim jakims dziwnym ukladzie kiedy ktos sobie o mnie decyduje czy pozyje jeszcze czy tez nie... to budzi przeciez ogromny sprzeciw. Tak jak budzi ogromny sprzeciw u kobiet decydowanie czy maja urodzic czy tez nie. Jak to ktos za kogos tak moze, nieprawdaz? Przeciez w tym wszystkim chodzi ponoc o pro choice.

      Usuń
    3. Antykoncepcja jest sposobem na przeciwdziałanie przeludnieniu ludzi, reguluje ilość ludzi doprowadza do równowagi liczebnej między ludźmi młodymi a dojrzałymi, ale nie rozwiązuje juz zaistniałego problemu przeludnienia.
      Rozwiązaniem problemu przeludnienia jest, co się stosuje, choć nieformalnie utrudnianie dostępu do służby zdrowia i nie udzielanie pomocy osobom chorym, podawanie np. leków, które powodują pogorszenie stanu zdrowia a z czasem śmierć. Wystraszy mieć oczy szeroko otwarte podczas wizyty w szpitalu a się dostrzeże, jeśli się chce cichą eutanazje.

      Usuń
    4. Jest taka teoria spiskowa, o którą oskarża się niejaki zakon iluminatów, który chce wszczepiać takie bomby w postaci chipów do ludzkiej skóry w celu likwidacji przeludnienia, ale także kontroli społeczeństwa. niektórzy dadzą sobie wszczepić taki chip na swoją zgubę. Więc pomysł z chipem nie jest nowy.

      Usuń
    5. Jakby wiec nie bylo- planeta przedstawiona w opowiadaniu jest tak samo popierniczona jak i warunki zycia na matce Ziemii. Jeszcze sie taki nie urodzil, ktory wymyslilby ideal pasujacy wstzystkim. Nnie w tym opowiadaniu nic nie przekonuje o bezpieczenstwie zycia gdzies tam.

      Usuń
    6. @Ania...
      nudzi mnie to dziwaczne zjawisko, polegające na tym, że dla wielu czytających najważniejszą nagle jest sprawą osobisty stosunek autora do opisanych wydarzeń czy okoliczności... to tak, jak zamiast po prostu oglądać obraz jakiejś panienki, gołej lub ubranej, to akurat bez znaczenia, wypytywać malarza na dzień dobry, czy przeleciał modelkę pozującą do obrazu... być może jest to ciekawe, ale pojąć nie mogę, dlaczego dla wielu ludzi takie drugorzędne bzdety mają najważniejsze znaczenie...
      ...
      nadal chyba nie pojmujesz istoty problemu przeludnienia... samo ograniczenie dzietności nie załatwia jeszcze sprawy, ewidentnym przykładem jest Europa, gdzie wskaźnik urodzeń jest wystarczająco niski, by temu przeludnieniu zapobiec, ale skutkiem ubocznym jest rosnąca średnia wieku i w efekcie grozi zaistnienie społeczeństwa starców nie potrafiących o siebie zadbać... koncepcja opisana w opowiadaniu istotnie może być dla niektórych przerażająca, wręcz nieludzka, ale rozwiązuje problem z uwzględnieniem wspomnianej kwestii średniej wieku...
      ...
      nie było celem tego opowiadania przekonywanie kogokolwiek do czegokolwiek, tylko prezentacja pewnej koncepcji, bardzo zresztą wyidealizowanej, bo nie uwzględniającej zagrożenia wspomnianego przez Julianne, gdy system posłuży do celów niezgodnych z przeznaczeniem... nie dojdzie zresztą do wprowadzenia w życie tej koncepcji, ani żadnej innej, bo dla większości ludzi słowo "przeludnienie" jest zbytnią abstrakcją, żeby o jakimkolwiek rozwiązaniu tej kwestii myśleć...

      Usuń
  10. Poruszasz tak poważne tematy, że aż się boję je ugryźć. Koncepcja - dopiero w praniu okaże się na ile realna i przydatna.
    Mój wiek metrykalny nie pozwala mi zajmować się tematami, na które nie mam wpływu. Zarówno wyludnienie [niski wskaźnik urodzeń] jak i przeludnienie leży już poza moimi możliwościami. Jeśli nawet już teraz kostucha po mnie zawita, to cóż dla przeludnienia znaczy mniej jedna kobita?
    A mało to katastrof i różnych epidemii aby przerzedzić ludzki gatunek?
    To prawda, że problem starości i opieki geriatrycznej zaczyna mocno dawać się we znaki [szczególnie w Polsce]lecz tego problemu, jak wielu innych nie rozwiąże się na blogu, choćby pisać o tym epopeje. .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. co do przerzedzenia ludzkiego gatunku via epidemie, to pomysł na to mają na przykład antyszczepionkowcy, aczkolwiek nie jest to ich celem, bo ten ruch nie ma żadnego celu, ani świadomości ewentualnych skutków...
      ale to tak przy okazji mi się tylko skojarzyło z tematem "epidemia" jedynie...

      Usuń
  11. Dość często przewija się wątek o chipach wszczepianych do organizmu ludzkiego (dawniej pod skórę). Jest to jednak technologia już od dawna zarzucona na Ziemi. Główną przeszkodą była wielkość chipu (ziarenko ryżu) i konieczność injekcji:
    http://parezja.pl/polacy-powiesza-tuska-sprawdz-dlaczego/
    Obecnie chipy stosuje sie doustnie, lub umieszcza w lekach:
    http://forum.gazeta.pl/forum/w,567,158097658,158097658,USA_chipy_w_lekach_czy_to_prawda_.html
    Podejrzewam więc, że na Constansji byłeś kilka dekad temu, albo, że jest to planeta zapóźniona nieco w rozwoju.
    Żartowałem. Fajny tekst.

    OdpowiedzUsuń
  12. Widzę, że swojego czasu trochę bawileś się gatunkami :). Warszat masz dobry. Motyw kontroli przeludnienia też ciekawy... :)

    OdpowiedzUsuń