26 września 2022

Podpindalanie (na przykład) frytki i nie tylko

To miło, że wszyscy się zgodzili, nikt nie zaoponował na forum pod poprzednim postem, iż swego czasu artysta znany jako Nergal nie podarł żadnej Biblii, tylko jakąś nie znaną, nie określoną do końca książkę, która posłużyła jako rekwizyt w spektaklu. Nikt też za bardzo nie kwapił się podziękować za info, jak to było naprawdę, co jest zrozumiałe, bo raczej nikt tak łatwo nie przyzna publicznie, że dawał się robić w wała. Ale dość na ten temat, przejdźmy do spraw jeszcze inszego kalibru, niż jakiś tam koncert.
Znane powszechnie są publikacje, tak papierowe, jak netowe pod wspólnym hasłem "dziesięć (lub ileś tam) cosiów, które /zdaniem autora/ odbiorca powinien wiedzieć". Rzecz jasna po przeczytaniu tego nadal nie wie, bo już po kilku minutach zapomina wszystko, co było napisane. Imponujący zbiór takich ciekawostek znalazłem kiedyś w bardaszce pewnej bibliokawiarni, miał on zbiorczy tytuł "Książka do czytania siedząc na sedesie", co ja skróciłem wtedy na "Czytanie na dzbanie". Rzecz jasna niczego nie pamiętam z tej lektury, może tylko jedną ciekawostkę na temat ilości słoni, które trzeba postawić jednego na drugim, aby ten na samej górze dosięgnął trąbą Księżyca, ale ile ich miało by być centralnie, to już zapomniałem jeszcze przed opuszczeniem rzeczonego pokoiku.
Ale jakoś tak niedawno, surfując chaotycznie po necie trafiło mi się "Dziesięć zachowań, które faceci nie lubią u kobiet". Artykuł nie wyjaśniał za bardzo, o które kobiety chodzi, czy jakieś bliższe, osobistsze, czy też tak ogólnie randomowe różne takie, to już było pozostawione czytającym do rozstrzygnięcia samej/mu. Całości nie doczytałem do końca, nie pamiętam nawet tego, co przeczytałem, poza jednym punktem, który jakoś tak dziwnym trafem wziąłem osobiście, mimo że chory na ksobność nie jestem. Mówił on tak mniej więcej tyle, że faceci bardzo nie lubią, wręcz do szału ich to doprowadza, gdy laska przy stole podkrada im cosik z talerza podczas wspólnej konsumpcji czegoś tam. Trzeba przyznać, że chyba raczej nikt nie lubi, gdy jest pozbawiany posiłku, ale tu nie rozmawiamy na temat buchnięcia całości, czy też większej połowy porcji, tylko jakiejś frytki, fasolki, czy jakiego innego fragmentu czegoś. Moja Lady plus ja stosujemy ten sport nagminnie, zawsze jest tak, że ktoś komuś podlizuje jej/go loda, podpija jakiś napój, czy też przywłaszcza sobie nieswojego pieroga. Jako, że mamy różne gusta zamawiamy nieraz różne rzeczy, ale czasem nawet właśnie po to, aby mieć urozmaicenie oraz rzeczowy powód do wspomnianego skubnięcia. Dla nas to jest po prostu fajny gest, do tego jakby rutynowy, coś tak jakby spontaniczne przytulenie się na ulicy, plus buziak lub bez, czy po prostu wzajemny uśmiech. Można to też uznać naukowo za czynność zastępczą, gdy uprawianie czynności bazowej może być jakby trochę nieporęczne. Co prawda są pary, które nawet tego uśmiechu nie praktykują, ale tego już może nie rozwijajmy. Zapytam teraz wprost, tych sparowanych, czy Wy macie tak samo, czy tylko my jesteśmy taką osobliwością?
Okay, ale czy tacy ludzie od razu muszą być parą? Powiedzmy, że to jest pierwsza randka, która dość często, choć nie zawsze, ma miejsce w jakimś lokalu z konsumpcją. Pierwsze randki bywają różne, czasem już wiadomo, czego obie strony od siebie chcą, po czym to realizują, czasem zaś jeszcze nie wiedzą, co będzie za pięć minut. Ale zostawmy takie detale. Na razie siedzą i coś tam wciągają. Nagle któreś sięga widelcem lub rąsią na teren tej drugiej osoby, po czym kasuje (przykładowo) wspomnianą już frytkę. Dla mnie, gdyby babencja buchnęła mi tą frytkę, to jest jasny sygnał, że dziewucha jest na luzie, co może, choć wcale jeszcze nie musi oznaczać, że jest dobrze. Co więcej, im bardziej wypasiony lokal, taki "Ą - Ę", taki ze sztywniejszą konwencją, tym lepiej, bo to znaczy że laska ma wyrąbane na konwencje. Takie zaś lubię, a nie jakieś tam sztywne, wystrachane damulki.
To na sam koniec jeszcze pytanie do tych niesparowanych, tudzież sparowanych, którzy mimo tego jednak na jakieś pierwsze randki uczęszczają, albo chociaż pamiętają, jak wtedy było. Co Wy na taką oto sytuację, gdy nagle ta druga osoba podpiżdża Wam tą (przykładową) frytkę, czy coś tam innego? Albo nagle mówi "daj spróbować", po czym bez względu na reakcję próbuje uszczknąć coś z Waszej szklanki. Jak to u was jest z tym temacie?

69 komentarzy:

  1. Jakoś nie jara mnie to, czy Nergal podarł Biblię, czy tylko jakąś książkę, i podobnie wisi mi to, co w wywiadach mówi Doda. Wulgaryzując przyznam, że Nergala kojarzę z jakąś wytatuowaną małpą, a Dodę z fajnym ok. 50 kilogramowym ciałkiem z dziurą w środku. No to sobie odreagowałem.
    Natomiast to "podpindalanie frytki" jest już tematem poważniejszym, bo nie sprecyzowanym w trzech aspektach:
    1/ W zasadzie nie miałbym nic przeciw, gdyby Doda "podlizała mi loda", albo podpiła coś z mojej szklanki, bo wymiana płynów konsumpcyjnych mogła by być zachętą do wymiany płynów fizjologicznych. Jednak gdyby to zrobiła np. pani Krystyna Feldman to pewnie bym szukał toalety. To skrajności, ale myślę, że dobrze oddają klimat pytania.
    2/ Oczywiście w pow. p. 2 podtekstem jest seks, bo przecież łatwo sobie wyobrazić, że gdyby podpindalającym był ktoś nie akceptowany seksualnie i przyjaźnie to pewnie by doszło do mordobicia, bo przecież mamy w sobie coś ze zwierzęcia.
    3/ No i wreszcie kwestia konwenansów. Lubię jak ktoś łamie konwenanse, bo jest to jakiś element ewolucji społeczeństw, ale robienie tego przy stoliku restauracyjnym, jest wprawdzie najprostsze, ale raczej łamaniem tylko pewnych etyczno moralnych zasad. Do tych restauracji z "ą i ę", jak i np. do opery, czy do ślubu nie chodzimy tylko po to, aby się najeść, posłuchać, czy złożyć uroczyste ślubowanie ale też po to, aby przez chwilę pobyć w innym klimacie. Łamanie tego (jak to robił np. A. Delon traktując restauracje jak toalety) to tak jakby ktoś "siedząc na dzbanie" zajadał się pysznymi lodami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to Nergal ma jakieś tatuaże?... przyznam, że mimo, iż mam pozytywny stosunek do tatuaży i daleki jestem o parseki od nazywania kogoś "małpą" z tego powodu, to w tym przypadku kompletnie nie zwróciłem na to uwagi, zwykle raczej koncentruję ją na nergalskiej muzyce lub czasem, ewentualnie na wypowiedziach podczas wywiadów...
      ...
      miało być na luzie, ale skoro ma być poważnie, to... to może dam radę... zacznijmy od dupy strony:
      1/ zgodnie z odpowiedzią na komentarz Boji /vide niżej/ poczyniłem ukryte założenie, że pewne konwencje, czy konwenanse są na tyle (względnie) uniwersalne, iż po prostu je pominąłem... być może powinienem wspomnieć o łamaniu konwencji "w pewnych dopuszczalnych granicach", ale to by się zrobił za poważny, wręcz filozofijny post o tych granicach...
      2/ to jest słuszna Twoja uwaga... ja bym to uogólnił, że może nie chodzi od razu o akceptację seksualną, ale o akceptację jako taką, ergo: jednym pozwalamy na takie podpindolenie, innym nie, według zasady "co wolno wojewodzie etc"...
      1/ ten punkt koresponduje z 2/, tyle że pani Krystyna (RIP) jawi(ła) mi się akurat jako tak sympatyczna osoba, że powierzchowność dla mnie jest bez znaczenia i dałbym się jej napić ze swojej szklanki...

      Usuń
    2. No weź, przecież ma widocznie wydziarane łapska, to nie są takie sobie dyskretne tatuażyki, których się nie zauważa. :)

      Usuń
    3. Nergal ma tatuaże i to tyle, że mógłby nimi obdzielić dziesiątki innych osób. Tu zresztą nie chodzi o tatuaże (bo przecież mogą być zmywalne) tylko o całą autokreację, czyli fryzur, dress code, itp. emploi. Nergal, jak i Doda na scenie są OK, gdy mam taką potrzebę to konsumuję ich produkt sceniczny, ale takich sytuacji jest coraz mniej. "Małpa", bo małpują zachowania innych osób, albo w ten sposób chcą się uatrakcyjnić.
      Miało być na luzie, i chyba będzie, problem w tym, że poruszyłeś problemy poważne. Ale zgoda, pomijamy konwenanse, bo przecież to nie jest jakiś sztywny algorytm tylko zbiór szeroko uwarunkowanych i dlatego nieokreślonych zasad zachowania. Przyjmijmy, że zjadliwego "pierda" nie odpala się przy uroczystym obiedzie.
      Jak wiesz w przypadku złożonych tematów lubię posługiwać się skrajnymi przykładami (stąd przyszła mi na myśl pani Krystyna, grająca przecież rolę Nikifora) zakładając, że w miarę inteligentni ludzie potrafią sobie za panią Krystynę podstawić np. koleżankę z pracy ... Poza tym ja nie pisałem, że nie dałbym się napić z mojej szklanki tylko pisałem, że potem musiałbym skorzystać z toalety ...
      Ale Piotrze, w sumie - systemem A. Delona - "olać to", bo przecież ma być na luzie. :)

      Usuń
    4. ależ ja wierzę w te nergalskie tatuaże, w ich istnienie znaczy, tylko po prostu nigdy na to nie zwróciłem uwagi, tak się akurat stało... inna sprawa, że może bardziej zwracam tą uwagę na tatuaże u pań /np. Chylińska, Rabczewska/, a u panów raczej wtedy, gdy tatuaż jest super, wtedy płeć traci znaczenie, choć tu też nie ma ścisłych reguł, bo kojarzę np. tatuaże Lemmy'ego Killmistera (RIP) i Axla Rose, te ostatnie strasznie gówniane zresztą moim skromnym zdaniem...
      a tak na marginesie, to mój tatoo master strzelał zawsze focha o słowo "dziary" i pochodne, rezerwował je jedynie dla pewnej kategorii tatuaży i bardzo ściśle tego przestrzegał, tudzież rościł tego przestrzegania od otoczenia... zrozumiałe jest, że musiałem być temu posłuszny, zwłaszcza w okresie, gdy w ramach małpowania oddałem mu plecy do dyspozycji na osiem sesji :)

      Usuń
  2. Kiedyś /jakieś 100 lat temu/ na bardzo eleganckiej biznesowej kolacji w Londynie.... bardzo powściągliwy starszy Anglik podiwanił mi frytkę z talerza. Prawdę mówiąc najpierw zapytał czy może a ja zaskoczona odpowiedziałam "yes, of course" . Ale potem zapytałam czy jest rodowitym Anglikiem i wtedy on mi odpowiedział "yes, of course"..... Do dzisiaj nie chce mi się wierzyć że nim był chociaż potem powiedział że frytka była wyjątkowo dobra i że przeprasza ale jest bardzo łakomy....
    Tak myślę teraz że może wtedy trzeba było mu dać po łapach???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. domniemywam, że minę miałaś wtedy /jak to się modnie teraz mówi/ "bezcenną"... pojęcia rzecz jasna nie mam, co bym wtedy zrobił na Twoim miejscu, pewnie też miałbym jakąś dziwną minę, ale wojny na pewno by nie było... bić kogoś za frytkę?... jakież to burackie... niemniej jednak ciekawa by była mina owego pana, gdyby faktycznie dostał po łapach...

      Usuń
  3. Wolałbym nie spożywać posiłków w towarzystwie osoby, która ma wyrąbane na konwencje. Podkradnięcie frytki może by i jeszcze uszło, ale już siorbanie, mlaskanie, bekanie, puszczanie bąków...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no nieee, taaakie konwencje, o których wspominasz obowiązują chyba także w barze mlecznym, czy w budce "U Chinola", więc o nich nawet nie wspomniałem...

      Usuń
  4. no ale przecież nikt nie chce znać prawdy, prawda? każdy, kto używa argumentu, że podarł biblie, święcie w to wierzy i będzie dalej wypisywał te głupoty...bo mu pasują do dyskusji. Lubimy sobie podjadać z talerzy i w restauracjach często bierzemy różne dania z tego też powodu. Ale mamy konflikt. bo ja nie jestem mięsożerna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. taki ten ludek pieprzony jest, nawet jak takiej/mu wyklarujesz co i jak /w dowolnej materii/, a on(a) to akurat przyjmie, to już za kilka minut zapomni i dalej będzie odtwarzał(a) wdrukowane do durnego łba bzdury...
      ...
      moja Lady jest wege, ale bynajmniej nie jest to fundamentalistyczne wege, mięso rybie na przykład czasem wciągnie (zwłaszcza jak ja upichcę), a kiedyś mi buchnęła pieroga z jakimś nieletnim baranem, czy innym gryzoniem w środku i żadnych konfliktów nie było, mimo że wiedziała, co robi...

      Usuń
    2. Ktoś produkuje masowo katolickie rekwizyty:biblie maryjki i Jezusy plastikowe gipsowe dla kasy. Facet w sukience pokropi wodą. I klekajcie barany. Przecież to jest absurdalne i śmieszne.

      Usuń
  5. Już kiedyś chyba pisałam, że u nas to normalne i nie tylko w parach, ale rodzinnie, gdy jesteśmy na rodzinnym obiedzie w lokalu, każdy zamawia co innego i próbujemy, a ile smaków jednego dnia!
    Nie wiem jak bym zareagowała gdyby ktoś obcy podszedł i zabrał mi frytkę, ale jeśli jedną i czystym paluchem, to czemu nie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pamiętam naszą rozmowę o tym i była ona częściową, wstępną inspiracją do tego posta...
      tak, higiena to podstawa i czystość palucha faktycznie jest kluczowa w takiej sytuacji, to ona rozstrzyga, jak zareagować...

      Usuń
  6. Skoro koniecznie chcesz do tego wracać, jakbyś się tej polemiki domagał i nie mógł dalej bez komentarza do tego co Nergal zrobił przeżyć (he, he), to moim zdaniem jednak podążasz złym tropem. Nergal nie podarł "rekwizytu", tylko potraktował Biblię jako rekwizyt (tu warto doczytać co to jest rekwizyt i kiedy przedmiot użytkowy, a nie atrapa zyskuje taką funkcję). Zdanie na temat palenia, darcia czy innego niszczenia książek mam ugruntowane - czy to będzie Biblia, czy "Dzieła Lenina" - więc pomimo że oczywiście Nergal nie obraził żadnych moich uczuć, to również nie zaimponował mi zbytnio. Niczym. No może troszkę projektem "Me and that Man" :).
    Podkradanie frytki to nic nadzwyczajnego, ale sam tego nie robię podczas posiłku z osobami, których zdania na ten temat nie znam. Z kolei wkurza mnie czasem moja "Lady", - ponieważ bywa tak, że nie kupi sobie napoju, bo z jakiejś przyczyny uważa, że może się do woli częstować moim. Ale kiedyś ją chyba załatwię i go nie kupię... :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pełna zgoda - w takiej sytuacji liczą się intencje i zamiary, a nie czyny ...

      Usuń
    2. odsyłam do tamtego wspomnianego komentarza, jeśli go nie czytałeś... tam jest z grubsza tak, że nikt się nie raczył pofatygować, co było napisane na resztkach, tylko wszyscy łyknęli sugestię /tylko sugestię/, że to ma być Biblia, na podobnej zasadzie, jak sugestię śmierci Hamleta na scenie... czy po obejrzeniu "Pana Wołodyjowskiego" też się będziesz upierał, że pan Lutkiewicz (lub Benoit) faktycznie wsadził ostrugany koł w tyłek jakiemuś Tatarowi i że ten Tatar faktycznie nie miał jednego oka?...
      nie jestem Łosiem (RIP), Ty też nie jesteś, więc niepotrzebne nam sięganie po autorytety słownikowe w temacie słowa "rekwizyt"...
      ...
      okay, do bezkarnego podpieprzenia frytki ważna jest jakaś wzajemna poufałość, ale wydaje mi się, że na przykład na takiej pierwszej randce pewną poufałość zakładamy z góry, przynajmniej u mnie tak jest, bo ze sztywną babą wcale bym się nie umówił na randkę...
      ale odmawiać swojej kobiecie napitku, skazywać na męki pragnienia, to prostu skandal, tego bym chyba nawet za karę jej nie zrobił... co prawda nigdy swojej za nic nie karałem, ale tak to teoretycznie widzę... zresztą w tym przypadku raczej nagroda za dbałość o wspólny budżet się należy? :)

      Usuń
    3. Ja się Panie Kolego pofatygowałem, rozumiem co chciałeś przekazać (nie ma potrzeby przywoływać zmarłych blogerów) - że przedmiot potrzebny Nergalowi do wywołania efektu pełnił rolę rekwizytu. Ale zauważam tylko, że nie przestał być przy okazji Biblią. Jako rekwizyt też pełnił rolę Biblii, a nie kołka, który nie był palem wbitym w dupę - z prostego powodu, że nikt go w dupę rzeczonemu Tatarowi nie wbił - i mam nadzieję że różnica jest wyraźna.
      Trudno mi też za rekwizyt uznawać żółwia wypatroszonego na potrzeby filmu "Cannibal Ferox" - bo był to prawdziwy żółw i naprawdę go zabito, choć film w całości jest fikcją.
      Dlatego, w sumie nigdy Jej tego napitku nie odmówiłem. :)

      Usuń
    4. Co do papierków, bo pewnie o to Ci konkretnie chodzi - to on rzucał kartki w publikę pokrzykując "żryjcie to gówno". Trochę fanów zabrało sobie je na pamiątkę, więc niestety dla Twojej narracji wiadomo co on darł.
      Nawet gdyby nie to - w autobiografii pochwalił się że ogółem na koncertach w Polsce i za granicą zniszczyło około 20 egzemplarzy Biblii.

      Usuń
    5. przyprowadź mi takiego fana z pamiątkowym papierkiem, może wtedy wrócimy do sprawy, choć to też będzie wątpliwe, niczym autentyczność pewnego gwoździa sprzedawanego ongiś jako relikwia...
      boleję nad tym biedny żółwiem, tak jak nad owcami podpalonymi kiedyś przez jakiegoś polskiego reżysera na planie filmu /nie pamiętam detali, dawno już było/, ale nad gołębiem Ozzy'ego już nie, bo nie był prawdziwy, jednak to nie zmienia faktu, że rekwizyt w spektaklu jest rekwizytem, nawet gdy gra sam siebie, niczym genitalia aktorów w filmach gatunku XXX...

      Usuń
    6. tak naprawdę to tylko jedna sprawa budzi moje wątpliwości i jest to jedyny słaby punkt mojej narracji: dlaczego on sam nie wpadł w sądzie na taką linię obrony, ale ten punkt jest słabo słaby, bo może po prostu sam uwierzył w to, że to naprawdę była Biblia?...

      Usuń
    7. Skoro się nazywa Darski, musiał drzeć. Nazwisko zobowiązuje. ;)
      Nie znam linii obrony, żeby wiedzieć na co on wpadł a na co nie, nie wiem też w jaki sposób prokuratura dowiodła że to była Biblia - ale chyba dowiedli, bo nalegał na to, niejaki Nowak, powołując się na to, że Nergal kłamał, że Biblię darł na jednym tylko koncercie. A skoro sam przyznał w pierwszej chwili że to była Biblia... To nie muszę Ci chyba przyprowadzać żadnego fana, nie?

      Usuń
    8. aha, u siebie jestem, więc ani myślę się autocenzurować i robić tabu w temacie osób, których już nie ma lub są gdzieś, tylko nie wiemy gdzie /to taki dyg w stronę mających inne poglądy eschatologiczne/, ktokolwiek by to był, jeśli dana postać mi pasuje do wypowiedzi, to nie widzę powodu, aby jej w niej nie zmieścić...

      Usuń
    9. przebieg postępowania dowodowego jest nam niezbyt znany, a ja nie jestem tak biegły w prawie, zwłaszcza tak porypanym, jak polskie, wydaje mi się jednak, że od dowodu rzeczowego powinno się zacząć, bez niego można je uznać za wadliwe, a znakiem tego postępowanie sądowe można uznać za niebyłe...
      przyznanie się oskarżonego faktycznie ma pewną wagę, ale ileż to było takich przyznań bez pokrycia w faktycznym czynie?...
      tak naprawdę nikogo nie musisz nikogo przyprowadzać, bo już jest bez znaczenia, sprawa jest przedawniona, co prawda nie wiem, czy w sensie formalno-prawnym, ale w intuicyjnym z pewnością...

      Usuń
    10. Ależ ja Cię nie chcę cenzurować, naprawdę zdziwiłbyś się, gdybyś wiedział jak mało jest rzeczy, które traktuję jako tabu... Po prostu daję do zrozumienia, że wiem o co chodzi, bez konieczności stosowana dodatkowych figur retorycznych.

      No właśnie jest nam niezbyt znany, ale i tak piszesz o "zbiorowej iluzji" jakbyś go jednak znał. A ja lubię się wcielać w rolę adwokata diabła, toteż zaintrygowała mnie ta teza o rekwizytach i iluzjach. Tylko nie wiem, czemu u niektórych ludzi brak pełnej akceptacji ich toku rozumowania wywołuje czasem lekkie podenerwowanie.

      Usuń
  7. Tak lekko off topikowo dodam, że fajnie zgasił Nergala jakiś pastor. Po jakimś wywiadzie z Darskim, podczas którego ten ogłosił się jako "antychrześcijanin", zapytał na czym to jego antychrześcijaństwo ma polegać, skoro z tego co mówi wynika, że kieruje się w życiu chrześcijańskimi zasadami, a występuje głównie przeciw kościelnej obłudzie a nie chrześcijaństwu. Doradził mu, żeby następnym razem poczytał jednak "Biblii" zamiast ją palić, co pomoże mu się właściwie dookreślić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. uzgodnijmy coś: na osobę Adama "Nergala" Darskiego i jego poglądy mam centralnie wyjebane, znam gościa jedynie z opowieści i co ciekawe, większość z nich, bynajmniej nie dotycząca działalności artystycznej, nie wyraża się o nim pozytywnie, ale jest to bez znaczenia w kwestii "afery makulaturowej", tak więc wspomniany przez Ciebie wywiad jest również bez znaczenia... chodzi mi tylko o ustalenie, uściślenie stanu faktycznego, jaki wtedy zaistniał...
      ale słyszałem kiedyś, sam Nergal to wspomniał w wywiadzie, że czytał on Biblię ponoć wnikliwie w szpitalu, gdy leżał z powodu białaczki, nie wyjaśnia to jednak, czy czytał ją wcześniej, jeszcze przed owym wielkopomnym koncertem...

      Usuń
  8. Ja jako babencja podiwaniam frytki Jaskółowi w miejscach publicznych na co on reaguje podobnie. I świetnie się tym bawimy:):) A dodam, że pewnie jesteśmy już w tym wieku, że przypuszczam, iż otoczenie odbiera to jako starcze zdziecinnienie i tym też się świetnie bawimy:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jest to jeden z piękniejszych widoków, gdy ludzie "w tym" wieku zachowują się, działają w sposób, który podobno nie przystoi ludziom "w tym" wieku, dla mnie to nie jest żadne (starcze) zdziecinnienie, tylko objaw znakomitego zdrowia psychicznego, tak normalna normalność :)

      Usuń
    2. Większość ludzi postrzega innych w kontekście wyglądu, kontekście ciała- w naszym przypadku starczego ciała. Już Platon, ale i przed nim filozofowie, twierdzili, że ciało jest więzieniem duszy. Im jestem starsza, tym bardziej zgadzam się z nimi. Patrzę w lustro i nie dowierzam- to ja, a w środku też jestem, ja, ciągle ta młoda, skora do figli i chodzenia "na przekór. U ludzi starszych płatanie figli, żarciki nietypowy do ich wieku ubiór, słownictwo jeszcze ciągle traktuje się stereotypowo i jako pewien rodzaj zdziecinnienia. Ale powoli nawet tu na wsi się to zmienia. Śmiem twierdzić, że nasze pokolenia od 60+ do 70. ma duży wpływ na te zmiany.

      Usuń
    3. mogę się zgodzić z Platonem częściowo, że ciało jest więzieniem duszy /czy raczej umysłu/ w tym sensie, że ogranicza ono naszą sprawność, nasze możliwości i z wiekiem coraz bardziej nas ogranicza... ale gorszym więzieniem jest nasze otoczenie ludzkie, stado, które próbuje nas wtłoczyć w swoje ramki zachowań, właśnie te "wypada" - "nie wypada", "przystoi" - "nie przystoi", "uchodzi" - "nie uchodzi"... dobra wiadomość jest jednak taka, że w tym drugim więzieniu wcale nie musimy kiblować, bo tak naprawdę to nie stado nas tam zamyka, tylko my sami...

      Usuń
    4. Widocznie w tamtych wiekach stado jeszcze nie było tak upierdliwe, jak teraz.
      Poza tym, być może opierano się raczej na ogólnych normach moralnych, ewentualnie jeszcze na modach, a to wypada, nie wypada przyszło dużo później
      I masz rację, na szczęście nie muszę siedzieć w stadnym więzieniu i na szczęście coraz częściej mam te stadne wypada nie wypada w nosie. Ot tak naturalnie to przychodzi, bez napinek. Przestaję zwracać uwagę na reakcje otoczenia w chwilach, kiedy mnie one w ogóle nie obchodzią

      Usuń
    5. w dawnych wiekach społeczeństwa były monokulturowe i przekraczanie pewnych norm moralnych lub obyczajowych nikomu nawet do głowy nie przychodziło poza jednostkami, których takie eksperymenty zwykle drogo kosztowały, panował taki swoisty totalitaryzm obyczajowy, swoisty, bo ludzie sami się nawzajem kontrolowali... resztki tego pokutują jeszcze na wiochach, czy w małych miasteczkach, ale w dobie mieszania się kultur i coraz szerszego dostępu do informacji nawet tam to zanika... tylko konserwatyści, którzy zrobili ze swojego konserwatyzmu ideologię próbują przywrócić dawny, totalitarny porządek rzeczy, co nawet niektórym chwilowo się udaje, ale w końcu, jeśli ludzkość się sama nie unicestwi wojnami i niszczeniem Ziemi, to wszystko wyląduje na śmietniku historii...

      Usuń
    6. Przeczytałam, przyznaję Ci rację:):):)

      Usuń
  9. Czego do licha w "pewnym wieku" nie przystoi robić? Nie wypada umrzeć po prostu reszta jest dozwolona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mnie nie pytaj, pytaj stada, które swoje kulawe normy próbuje narzucać, a ja stadny nie jestem i ze stadem się nie identyfikuję...

      Usuń
  10. Te 10 zachowań to pewnie jaki biblista napisał, bo już jego przykazań to nikt czytać nie chce. Czas wymyślać nowe. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. z tego, co wiem, to takich biblistów i takich zbiorków przykazań jest więcej...
      w sumie, to ja to rozumiem /choć nie czuję/, jest całe mnóstwo ludzi, którzy nie potrafią stworzyć swojej autorskiej koncepcji na życie i potrzebują takich wskazań, żeby wiedzieć, jak to swoje życie konstruować... a skoro jest popyt, to pojawia się podaż...

      Usuń
  11. Jeżeli chodzi o Nergala
    Osobiście jestem przeciwna niszczeniu jakiejkolwiek książki.

    Kolega Nergal wykonuje muzykę w stylu metal black czy pagan. Mniejsza z tym.
    Z tego co się orientuje to chyba w czasie takich występów różne rzeczy się dzieją.
    Oni nie śpiewają o kwiatkach i pszczółkach 😉
    Jeżeli podarcie Biblii czy książki, która ją miała przedstawiać było zawarte w jakimś szerszym przekazie to ja się zastanawiam.
    Czy zostawiamy artystom możliwość wypowiadania się. Nawet jeżeli będzie to miało formę dla nas nie do zaakceptowania.
    Czy artysta ma prawo pokazać swoją sztukę, pomimo pewnych wątków nazwijmy to bluźnierstwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ma. Artysta ma prawo do przekraczania granic. A czymże jest bluźnierstwo? W każdej kulturze czym innym zdaje sie. Artysta nie ma prawa do znęcania się, zresztą to jest jasne dla każdego dziś. Ale podobno tatuś Picassa przybił żywego gołąbka gwoździami...

      Usuń
    2. rzecz jasna rozumiem, że podarcie jakiejkolwiek książki może urażać uczucia czcicieli Papierowego Nośnika Danych, ale na Bójkę, Bajkę i Brawurkę, czy to kogoś realnie krzywdzi?...
      bo tatuś Picassa /jeśli to jest prawda/ skrzywdził... gołąbka... a gołąbek, choć sraluch też ma swoją sagę do opowiedzenia i nieźle jest czasem takiego posłuchać...
      i tu dla mnie właśnie przebiega granica wolności artystycznej... krzywda realna - nie, a krzywda urojona to dokładnie tak, jakby jej nie było, iluzja, makyo, produkt umysłu... i niestety - kotlety, ale podarcie książki należy do tej drugiej, dopuszczalnej formy sztuki... chyba, że książka kradziona, ale może już nie komplikujmy :)
      tak swoją drogą swego czasu odetchnąłem z ulgą, gdy dotarło do mnie, że gołąbek, któremu kiedyś Ozzy na scenie odgryzł łepek był z gumy, czy jakiegoś innego syntetyka, bo ja bardzo lubię Ozzy'ego i bardzo bym nie chciał go znielubić...

      Usuń
    3. To był nietoperz i chyba jednak odgryzł. Chyba,że masz jakieś nowsze informacje.
      https://www.eskarock.pl/rozrywka/ozzy-osbourne-odgryzl-glowe-nietoperzowi-co-naprawde-sie-stalo-20-stycznia-1982-roku-aa-XqXo-qNJ6-W3EQ.html

      20 stycznia 1982 roku w Veterans Auditorium w Des Moines jeden z fanów rzucił na scenę nietoperza. Oślepione reflektorami stwoerzenie nie poruszało się, a Ozzy pomyślał, że to gumowa zabawka. Jak mówił Ozzy w książce 'Ja, Ozzy':

      Byłem przekonany, że był to jeden z tych sztucznych nietoperzy, którymi ludzie straszą się w Halloween. Scena była dosłownie pokryta gumowymi nietoperzami, którymi rzucali we mnie fani. To musiało być tak, że przez przypadek podniosłem żywego. Rozgryzłem go i poczułem, że ten się rusza, a usta wypełniła lepka maź... To wcale nie było miłe i fajne.

      Usuń
    4. Czciciel Papierowego Nośnika Danych

      Coś jakby o mnie 😁

      Usuń
    5. też znam tą wersję o nietoperzu, oparłem się jednak na tej pierwotnej, która dość długo kiedyś była powtarzana w polskich mediach muzycznych, akurat ta mi teraz pasowała, bo była o gołąbku...
      ale w tej najnowszej Ozzy też jest czysty, jak na mój gust...
      ...
      Cz.P.N.D. to wcale nie jest bynajmniej żadna kalumnia, bo jakby nie było te nośniki są bardzo wporzo... chyba że...
      zawsze musi być jakieś "chyba że" :)...
      chyba że papier pochodzi z wycinki Puszczy Amazońskiej, wtedy to "wporzo" staje się jakby nieco trochę dyskusyjne...

      Usuń
    6. To różne wersje są.

      Wiesz jakby tak wszystko przeanalizować to do większości rzeczy, które dotyczą człowieka
      To "chyba że" pasuje.

      Usuń
    7. tak w ogóle, to sam Ozzy nie musi być koniecznie wiarygodny, bo ta historia miała miejsce w dość marnym okresie jego życia i twórczości, gdy trochę za bardzo odleciał...
      jakby nie było, taki Jaś Himilsbach, też artysta, tylko z innego poletka, też nieźle odjechany i również powszechnie lubiany potrafił codziennie podawać inna wersję swojej biografii...

      Usuń
  12. Podkradam jak najbardziej raz buchnęłam mojemu słowiański miód pitny swój wypiłam ,ale było mi mało , więc mu pomogłam w piciu …Minę miał bezcenną ;-) hi hi hi .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. prawdziwy Słowianin przestrzega świętych praw gościnności i miodu nie odmawia nikomu, szczególnie własnej kobiecie :)

      Usuń
    2. Zwłaszcza alkoholizowanego:):):)

      Usuń
    3. alkoholizowanie miodu to jest oszukaństwo /albo Miodula Podbeskidzka/, prawilny słowiański miód nabiera woltażu naturalnie, sam z siebie...

      Usuń
    4. Eeeeeeeeeee tam, ja robię miodulę na czystym spirytusie oraz przepalankę również na czystym. Obie palce lizać. Zanim się miód zamieni w pitny to człowiek pypcia dostaje. A jeszcze musi być sycony...szkoda czasu na czekanie. W końcu efekt degustowania jest taki sam:)

      Usuń
    5. tak poważniej, to alkokoholizowanie, apgrejd spirytusem wina, czy miodu jest jak najbardziej legalnym zabiegiem winiarskim... tylko z piwem jest kłopot, bo to ponoć niekanoniczne... ale generalnie chodzi o to, żeby kręciło... wiele osób się zarzeka, w tonie wyższości zresztą, że one/i "tylko dla smaku", ale 90 procent z nich łga, jak z nut...
      jedyny myk tylko w tym, że starożytni Słowianie nie znali sztuki destylacji, dlatego spożywanie miodu "plus" uchodzi za "niehistoryczne" :)

      Usuń
  13. U nas podjadamy sobie z talerzy w restauracjach. Talerz Mlodej jest nietykalny, od niej nie wolno , bo nie i juz, ale ona od nas jak najbardziej skubie. A ja i eM to sobie proponujemy nawzajem: " Sprobuj" .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. faktycznie, po "nie i już" jakakolwiek dyskusja się kończy, to się nazywa TACA - Tytanowy Argument Cioci Aurelii :)

      Usuń
  14. Jeżeli jest to coś, co bardzo lubię, to nie pozwalam. A raczej sama proszę o to coś osobę mi towarzyszącą

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a jak ktoś Cię tak baaardzo, bardzo poprosi? :)

      Usuń
  15. Z dzieciństwa pamiętam: 'daj spróbować' albo 'daj gryza',ale to było tak dawno... i nie dotyczy knajp. Po. ba.s. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wychodzi na to, że ów zwyczaj ma swoje korzenie w dzieciństwie i moim zdaniem to jest piękne nie dać zginąć dziecku, które w nas tkwi...
      "daj gryza funkcjonowało", jak pamiętam, także w liceum, pamiętam też jeszcze "zrzutkę na Kreolki" /takie wafelki w czekoladzie ze szkolnego sklepiku 4 zł paczka 6 sztuk/ na dużej przerwie, socjologicznie rzecz postrzegając to bardzo integrowało grupę i już nie było czasu iść zapalić...
      po.ba.s. :)

      Usuń
  16. Mnie nie o jedzenie idzie, a o przygotowanie. Bardzo proszę, żryj z mojego talerza, kiedy nam podano, ale jeżeli to JA się narobiłam, żeby SOBIE coś przygotować, a ktoś mi grzebie w talerzu i wyjada, dostaję białej gorączki i piany na ustach. Świadkiem moja córka :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tu pojawia się boczny wątek, sytuacja, gdy ktoś /najczęściej pani domu/ przygotowuje coś (teoretycznie) dla wszystkich, a tu nagle ktoś wpada do kuchni, czasem nawet zgraja Hunów i skubie, co popadnie... pani domu się wścieka, wali po łapach, ale tak naprawdę, w głębi siebie, świetnie się tą sytuacją bawi... czaisz o co chodzi?... ktoś się interesuje i docenia to, co ona robi :)

      Usuń
    2. A, to tutaj ten przypadek nie zachodzi. Ja NAPRAWDĘ się wściekam.

      Usuń
    3. to chyba nie jest zbyt dobry pomysł spotkać się z Tobą w kuchni :)

      Usuń
    4. Nie tylko w kuchni. Gdy jem w pokoju, to też nie za dobrze :-)

      Usuń
    5. to może zróbmy tak: jak mamy się spotkać, to gdy nie jesz oflaguj się na zielono, a gdy jesz, to na czerwono /pisowsko: komunistycznie/, to ja będę widział z daleka, nie będę podchodził, tylko pójdę gdzieś sobie na piwo na ten czas :)

      Usuń
    6. O, co to - to nie! Na piwo BEZE MNIE nie pójdziesz!

      Usuń
  17. Jakoś nagminnie nie podjadam z cudzych talerzy, ale zdarza się, że coś tam skusi, by spróbować. Zawsze pytam, nieważne czy to talerz męża, czy znajomego. Już tak jakoś jestem nauczona, nawet jak mi mąż zwrócił uwagę, po co pytam, to i tak pytam :P. Nie miałabym też problemu dzieleniem się moim posiłkiem, sama zresztą pytam (za dużo pytam), czy ktoś nie chce spróbować. Jednak chyba musi być to już mi znana osoba. Jakby mi ktoś na początku znajomości łapy w talerz ładował, czułabym się trochę dziwnie, choć pewnie bym wybaczyła. Oczywiście też zależy od tego, ile taka osoba skonsumuje... Miałam kiedyś ćwiartkę pomarańczy. Dołączona do drinka, cała ćwiartka, więc jaram się jak dziecko cukie... iPhonem. No i osoba, która dołączyła do naszej grupki znajomych, a którą ja nie za bardzo znam, pyta się, czy dam gryza. Uległam, LPS kazał się dzielić. A ten perfidny gnojek zeżał całą... Nigdy mu tego nie wybaczę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zwizualizowałem sobie sytuację, gdy Obelix zasiada do Ostatniego Dzikiego Prosiaka /bo resztę wyłapał i wyjadł okoliczny rzymiański garnizon/...
      podchodzi Asterix:
      - można?...
      - spierdalaj!...
      ale jak podchodzi Falbala, Grubemu serce mięknie...
      dalej sytuacja robi się dynamiczna: na stole nie pozostaje nawet kość dla Idefixa... no cóż, jak mawiał kiedyś pewien mój kumpel Doktorek: "babeczki to zgrywuski", LOL...

      Usuń
  18. Nie wyjadałam nikomu z talerza, dopóki moje dziecko nie poprosiło, czy może spróbować dania z mojego talerza. W ten sposób polubiła chińszczyznę, chociaż wcześniej powiedziała, że "chińczyka" nie przełknie...
    Zasyłam serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to jest w ogóle ciekawe zjawisko, że z cudzego talerza bardziej smakuje...
      serdeczności :)

      Usuń