02 czerwca 2021

CIASTECZKA /sens życia/

- Mam takie pytane. O co chodzi w życiu?
- Widzisz tą fotkę? Co na niej jest?
- Goła baba.
- Spadaj. Jesteś kretynem. Przyjdź jutro.
...
- Wracamy do sprawy. Co jest na fotce?
- Dupa i cycki?
- Spadaj. Jesteś kretynem. Przyjdź jutro.
...
- No, co tam, jak tam? Co jest na fotce?
- Toner drukarki.
- Prawie dobrze. Ale kompletnie do dupy. Przyjdź jutro, kretynie.
...
- No, to co jest w końcu na tej fotce?
- Kiszony ogórek w krewetkach.
- Nawet nieźle. Niemniej jednak nadal jesteś kretynem. Przyjdź jutro.
...
- Jaki masz dziś pomysł na fotkę?
- Zaczarowany widelec?
- No nie. Rozczarowujesz mnie. To już było.
- Jestem kretynem?
- Sam to powiedziałeś. Przyjdź jutro.
...
- Rutynowe pytanie. Co jest na tej fotce?
- Kurwa! Chcesz w dziób?
- Ujujuj. Kretyn się usmarkał. Idź do domu, wypłacz się i przyjdź jutro.
...
- Domniemywam, że znasz pytanie?
- Na fotce nie ma nic.
- Nie wierzę ci. Doprawdy?
- Nic! Pustka, próżnia, nicość!
- Nie dość że kretyn, to kłamczuch. Przyjdź jutro.
...
- Co masz mi dziś do powiedzenia?
- Już wiem! Na fotce jest goła baba.
- Bingo! To nie było tak od razu?
- No tak, ale ja dalej nie wiem, o co chodzi w życiu.
- Już wiesz. Zawsze wiedziałeś. Tylko zapomniało ci się czemuś.
- No, i co teraz?
- Nic, to minie. Albo nie.

29 komentarzy:

  1. Jak ktoś zadaje komuś pytanie o co chodzi w życiu, to faktycznie jest kretynem, bez względu na to, czy na zdjęciu będą gołe baby, tusze czy inne pierdoły. :) Nic więc dziwnego, że jest potraktowany jak kretyn.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "inne pierdoły"?... czy Ty przypadkiem nie "obraaażasz" gołych bab?... na innym forum ktoś mógłby z tego zrobić aferę :)

      Usuń
  2. Pytanie "O co chodzi w życiu?" jest z tych bez odpowiedzi.
    Temat-morze, a może nie morze lecz ocean i można się w nim zatopić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. można się zatopić, a co więcej przy okazji do domu nie wrócić :)

      Usuń
  3. O co chodzi w życiu? po prostu żeby żyć.A jak? To już zupełnie inna bajka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. właśnie o to chodzi w tym skeczu, żeby pytającemu otworzył się umysł i nie zawracał sobie głowy takim filozoficznym pytaniem...

      Usuń
    2. Ale to także jest filozofia życia :)

      Usuń
    3. raczej ideologia: "nie trać czasu na bzdury", niemniej jednak oparta na pewnej filozofii: "rozważania o sensie życia to strata czasu"...

      Usuń
  4. Jedno mnie zastanawia. Przecież on od razu powiedział, że jest tam goła baba i został za to nazwany kretynem, natomiast po kilku seansach i powrocie do tej odpowiedzi, został za to pochwalony, ale i zbesztany, że trzeba było tak od razu. Noż przecież tak było od razu! Taki mistrz, nawet gdyby kiedykolwiek był moim mistrzem, od razu przestałby nim być, zwłaszcza że przy okazji chętnie uwłacza pytającemu.
    Ale opowiastka ta skojarzyła mi się z Twoją poprzednią notką i sprawą najprostszą na świecie: Nie komplikuj i nie szukaj podwójnego dna, jeżeli nie ma powodów by było, oprzyj się na faktach i je po prostu przyjmij. Do tego nie potrzeba ani "cudownego" narkotyku, ani wszechwiedzącego "mistrza", a co najwyżej terapeuty, który pomoże uznać otoczenie i fakty wynikające z jego istnienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no tak, znowu jeden element spektaklu zasłonił treść, istotę sprawy... swego czasu był to kij, teraz okazało się nim być słowo "kretyn"... to się nazywa "przywiązać umysł" do nieistotnego detalu... LOL...
      ale okay, wyjaśnijmy może kwestię owego (rzekomego) "uwłaczania"... dobrym przykładem może być komediowy serial o rodzinie Bundy'ch... tam wszyscy wszystkim na każdym kroku nawzajem sobie przysrywają i dla obserwatora z zewnątrz tworzy to pozór, że "oni się strasznie nienawidzą" /wiem co piszę, bo czytałem recenzję, w której recenzent brał ten film na poważnie/... tymczasem prawda jest zupełnie inna: oni mają po prostu taki akurat żartobliwy styl komunikacji... być może tak samo jest w relacjach bohaterów tych kilku dialogów z posta?...
      ...
      skoro to zostało wyjaśnione, to przejdźmy do samej treści, co tam się tak naprawdę rozgrywa... "mistrz" /jakiś tam autorytet dla pytającego/ robi wiatrak w głowie "uczniowi" /tak go umownie nazwijmy/, który właśnie KOMPLIKUJE i SZUKA DRUGIEGO DNA stawiając filozoficzne pytanie o sens życia, a celem tego zabiegu jest, aby go z tego wyrwać... tym razem "uczeń" lekcji za bardzo nie pojął /być może faktycznie jest kretynem?/, ale nie od razu Kraków zbudowano :)

      Usuń
    2. Widzę tu poważną nieścisłość: Skoro poprzednia opowieść była o stanie oświecenia polegającym na widzeniu wszystkiego, jakim jest, a w tej opowieści goła baba finalnie ma się okazać gołą babą, to dlaczego nazywasz zaprzeczenie poprawnej odpowiedzi, jaka padła od razu, jakimś wiatrakiem.
      To na co zwróciłem uwagę, to nie żaden szczegół. Twoi "mistrzowie" (to nie jest pierwsze takie opowiadanie) wykorzystują swoją wyimaginowaną pozycję "mistrza" do poniżania uczniów. Nie jest to "żartobliwy sposób komunikacji", bo używa go tylko "mistrz" w stosunku do uczniów, w odwrotną stronę ta komunikacja tak nie wygląda. Jeszcze raz powtórzę, że gdybym trafił do takiego "mistrza", po pierwszej takiej akcji przestałby być mistrzem, raczej ozięble pożegnałbym go w tej samej konwencji, którą on narzucił, czymś równie żartobliwym, np. "goń się, parówo" i ze wszystkich sił starałbym się mu zrobić odpowiednią "reklamę" na mieście. Po prostu tak mam, mój gniew wzbudzają osoby, które wykorzystują pozycję do poniżania innych, stojących według nich niżej. Nie dość, że tak mam, ale i nie chcę tego zmieniać, bo jestem głęboko przekonany o słuszności takiej reakcji.
      W czasach, gdy trenowałem pływanie, w moim klubie ćwiczyła wielokrotna mistrzyni Polski, a później olimpijka, Anna Uryniuk. Jej trener używał "żartobliwego sposobu komunikacji", jak to nazwałeś, czyli poniżania zawodników. W efekcie został niemal wyłącznie z samą Anią, nikt nie chciał z nim ćwiczyć, co nie przeszkadzało mu jej poniżać do końca styczności z nią. Z "żartów" oprócz przeróżnych "słonic" i "grubasów", jakie padały w kierunku zawodniczki z jego ust, zapamiętało mi się, jak się z nią założył, że nie uzyska jakiegoś wyniku. Uzyskała nawet lepszy, więc przy wszystkich napluł na banknot i nalepił jej na czoło. Był dla nas nie mistrzem, tylko skończonym kutafonem.

      Usuń
    3. aha, czyli przywiązanie do formy (komunikacji) jest tak mocne, że reszta tematu znika... okay, w ramach "nie komplikuj" można chwilę o tym pogadać... zacznijmy od tego, że sam tekst posta /a także posta "o kiju"/ jest żartobliwą stylizacją pewnych klasycznych, oldskulowych dialogów mających miejsce kiedyś tam na Wschodzie /Chiny, Japonia, Korea/, może nawet obecnie i wymaga stosownego dystansu, bez niego ta nasza rozmowa nie ma sensu... teraz w Europie i w Stanach jest trend odwrotny, że wszelcy "mistrzowie", terapeuci, mentorzy, kołczowie, instruktorzy, etc "pierdolą się w tańcu" ze swoimi klientami, aby tylko takie zafajdane księżniczki na ziarnku grochu nie zawinęły focha... czy to dobrze, czy źle?... kwestia gustu, a o gustach dyskusja nie ma sensu...
      trener pływacki z Twojego przykładu pewnie przegiął z tą formą, tak jak przeginał Smuda z piłkarzami swego czasu, ale z drugiej strony, czy sam kiedyś nie opierdoliłeś porządnie kogoś pod swoją komendą /np. podwładnego w pracy/?...
      dygresja: znasz taki kawał "jaki tam mobbing, zwykła zjeba"...
      widziałeś film "Jutro Meksyk" z Cybulskim?... ja widziałem i ten film, i widziałem też Kotańskiego w akcji live wizytując kiedyś jego ośrodek, ten to dopiero "jebał" swoich podopiecznych...
      a pewna mistrzyni Europy w kick-boxingu wycałowała mnie kiedyś w samo centrum za pasy, które na treningach aplikowałem w jej /bardzo zresztą zgrabną/ pupcię...
      czaisz motyw?...
      nie rzecz w formie nauki, rzecz jest w "proporcyji" aplikowania środków...
      zaś co do wykorzystywania, NADUŻYWANIA swojej pozycji w relacjach "master - disciple" to ja się Tobą na 200 procent zgadzam, takie działanie jest ekstrachujowe i proponuję nie tracić czasu na gadanie o tym...

      Usuń
    4. Ale to przecież nie pasy sprawiły, że dziewczyna zdobyła mistrzostwo Europy, tylko trening. Jej reakcja przypomina mi reakcję psów Pawłowa na włączane światło, choć przecież to jedzenie potrzebowało aktywności ślinianek.
      No nie, reszta tematu nie znika, w innych kwestiach również się wypowiadałem.

      Usuń
    5. kolejność przyczynowo skutkowa jest prosta: motywacja - trening - (ewentualny) sukces... tu akurat pas spełnił swoją rolę motywacyjną... taka zresztą była umowa: "chcesz hardkorowego, oldskulowego treningu?" - "chcę!"... bo to jest akurat bardzo, bardzo istotne: zgoda adepta na pewne twarde metody tego treningu...
      a zresztą o czym my gadamy?... pas był w użyciu chyba tylko raz, a dziewucha była tak napalona na trenowanie, że czasem ja już miałem dosyć, już chcę zarządzić "koniec zajęć, idź pod prysznic", a ona mnie się nagle pyta: "to co dziś jeszcze robimy?"...
      czaisz motyw?... po prostu kocica, maszyna do zabijania...
      okay, ale wróćmy do tematu... jak dobrze zrozumiałem, to bulwersują Cię pewne metody szkolenia... tak naprawdę to nie chodzi o metody... tu chodzi o wspomnianą dobrowolność... gdy komuś nie pasuje hardkor treningu kyokushin to niech sobie ćwiczy aerobik, w dziób nie dostanie, a kołczerka może po zajęciach wykona mu eleganckiego loda...
      tak sobie teraz żartuję, ale sesja aerobiku to też jest niezły zapierdol, testowałem :)

      Usuń
  5. Jeśli to psychiatryk, to każda odpowiedź może być prawidłowa...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w porównaniu z psychiatrykiem ta sytuacja jest jak najbardziej zdrowa... do psychiatryka wchodzisz w Warszawie, a tu się nagle okazuje, że jesteś w Krakowie i do tego zaraz po wojnie... tylko kot przyszpitalny jest w tym wszystkim jedyny normalny, prawidłowo rozpoznaje sytuację i wie, kiedy przyjść i rościć pretensje do działki z obiadu...

      Usuń
  6. Nie wiem co było na fotce, ale biorąc pod uwagę, że także uczeń i mistrz tego nie wiedzieli wnioskuję, że był to obraz wymagający umiejętności odczytania intencji pytającego. A więc wielokrotne dopytywanie nie miało większego sensu, i tym bardziej nie wyjaśniało sensu życia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak po mojemu to właśnie o to chodziło, że {wielokrotne} pytanie o sens życia tak samo nie miało sensu, jak pytanie o zawartość fotki...

      Usuń
  7. Tylko pytanie są dobre, a odpowiedzi niekoniecznie? A jak reakcje na odpowiedzi są idiotyczne to OK, czy nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. idiotyczne pytania, idiotyczne odpowiedzi, idiotyczne reakcje na odpowiedzi, gdzie się nie rozejrzeć sama idiotyczność :)

      Usuń
  8. Najważniejsze żeby pytający i odpowiadający byli z tej samej bajki....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie bądźmy aż tacy wymagający, wystarczy pewna kompatybilność poglądów na temat o jakim smoku mowa...

      Usuń
  9. Pytanie kogoś o sens życia to tak jak pytanie kogoś: a nie wiesz przypadkiem, na co mam dziś ochotę? Chociaż to ostatnie mi się zdarza i nawet bywa właściwie zrozumiane :). Zwykle po krótkiej wymianie zdań odnajduję się w tu i teraz i znowu wiem, co, jak i po co. :) I na co mam tę ochotę. :)))
    serdeczności!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ochota pojawia się nagle znikąd, niczym teleportujący kot... ale nie zawsze, czasem można ją zwabić, klasyczny dialog to:
      - Jesteś głodny?
      - W zasadzie nie, ale coś bym zjadł.
      gdyby nie to pytanie, to odpowiadającemu do głowy by nie przyszło żadne jedzenie...
      cały handel i sztuka reklamy bazują na tym zjawisku...
      serdeczności! :)

      Usuń
  10. Kiedy chodziłem do szkoły, też często pytali, co poeta miał na myśli. Za chuja nie wiedziałem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w szkołach nie uczy się właściwego odbioru sztuki, w tym na przykład poezji, jest nawet wręcz przeciwnie, psuje się dzieciakom ich naturalną zdolność jej odczuwania zmuszając do myślenia o takich właśnie bzdetach, jak "co poeta miał na myśli?", "co przedtem jadł, pił, palił i wciągał?" lub "co by napisał w trzeciej zwrotce, gdyby go nagle brzuch rozbolał?"...

      Usuń
  11. Mam to samo skojarzenie co Woland - przecież goła baba była na samym początku.
    Pewnie nie załapałem klucza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. klucza nie ma... a łyżka mówi: "niemożliwe" :)

      Usuń
  12. Sensem w życiu jest goła baba? Wiedziałam :D

    OdpowiedzUsuń