Najpierw cofnijmy się w czasie do czwartku tuż przed piątkiem, tym halloweenowym. Jak pamiętamy, Mala w ramach testowania granic swoich granic wykonała wtedy gangbangową randkę uszczęśliwiając oprócz siebie jeszcze trzech panów. Bynajmniej nie przygodnych, lecz starannie wybranych. Nie odbiło się to zbyt wielkim echem wśród jej czarociółek, jedynie Roxy i Malina dość zdawkowo oplotkowały wydarzenie. Jakby nie było cała czwórka miała już dawno za sobą tego typu małolackie eksperymenty. Ich zdania potem były zawsze podobne, że jest to fajna zabawa na raz, czy dwa, ale jako na stałe jawi się ona jako nieco męcząca. Poza tym następnego dnia miał miejsce wspomniany Halloween, który to event przykrył randkę Mali. Tego dnia wiedźmom nie chciało się robić sabatu, urządziły jedynie imprezkę u Anity w swoim stałym gronie bliskich osób. Czyli oprócz nich wzięły udział ich połówki, czyli Borek, Misiek, Adaśko, oraz Mariolka. Mala jak wiemy, jako bardzo zajęta osoba ostatnio nie praktykuje związków, jedynie niczym kiedyś Roxy zajmuje się zaliczaniem starannie wybranych panów. Jednak ekipa była parzysta, gdyż na samym początku pojawiła się na chwilę Ciocia Lala podrzucając Różę, swoją ostatnią uczennicę, którą wybrała na zakończenie letniego sabatu przesileniowego. Było to piętnastoletnie, czarnowłose dziewczę, jak na święto przystało zrobione na topielicę zamieszkującą studnię. Szybko gościnnie zajęła się nią Mala, obie od razu znalazły wspólny język ze sobą.Ale jeszcze tuż przed imprezą Mala miała ważną rozmowę z Kaśką w klubie. Otóż ta druga w pewnej chwili, za sprawą potrzeb fizjologii, udała się była do jednego z pomieszczeń klubowych, których poziom higieny był zawsze obiektem chluby Turbinki oraz jej działu technicznego. Sprawy przebiegały prawidłowo do czasu, gdy Maczeta sięgnęła do rolki papieru, jednak zamiast niej zastała jedynie pustą już tutkę. Mając przy sobie paczkę kliniksów poradziła sobie szybko, ale zaraz potem sięgnęła po telefon, po czym syknęła coś hisslangiem. Mala, która odebrała od razu połapała się, że sprawa jest ważniejsza od ważnieja. Kaśka nie nadużywała nigdy tajnej mowy czarownic jedynie dla czystego funu. Turbi akurat przebywała w drugim budynku klubowym, rzuciła więc od razu to, co właśnie robiła, po czym puściła się wręcz biegiem na zaproszenie swojej szefowej. Co prawda Kaśka była jedną z jej najlepszych czarociółek, ale w tym miejscu, w tym czasie relacje służbowe były priorytetem. Trochę to musiało potrwać, ale czekająca na korytarzu Maczeta nie okazywała zniecierpliwienia. Patrzyła na Malę poważnie, ale towarzyszył temu szczerze życzliwy uśmiech.
- Kochanie, chodźmy do mnie do kanciapy. Musimy pogadać.
Gdy już obie umościły swoje nadzwyczaj zgrabne i powabne pupy na krzesełkach Kaśka zagaiła bez zbędnych wstępów:
- Maleczko, zrobimy tak, że nie wiem, jaki masz dziś plan dnia, lekko go jednak zmodyfikujesz. Pójdziesz zaraz do pani Wisi, po czym zdasz jej swoje obowiązki na czas przyszłego tygodnia.
Pani Wisia była zacną kobietą w wieku postbalzakowskim, która pełniła funkcję pierwszej po Mali, jej prawej ręki na obiekcie. Szalenie energiczna, sumienna, obowiązkowa, bardzo też także przyjazna i życzliwa. Tudzież opiekuńcza, gdyż swoją bezpośrednią szefową traktowała wręcz jak córkę. Także też, jak owa szefowa, nigdy nic nie zawalała.
Kaśka uniosła lekko dłoń.
- Jeszcze nie skończyłam. Idziesz na krótki urlop, taki ekstra, płatny rzecz jasna. Od zawsze podziwiam twoją pracowitość, ale tym razem grozi ci karosi. Jesteś dla mnie za cenna, pod każdym względem, żeby pozwolić na taki obrót spraw. Chcę, żebyś się zregenerowała. W weekend masz zajęcia na uczelni, tak?
- Tak.
- W przyszły tak samo, tak?
- Tak.
- Dobrze. To w niedzielę po południu pojedziesz sobie do domku nad jeziorem, wiesz, do tego ośrodka, gdzie Anita i Roxy spędzają ostatnio urlopy. Zaraz wszystko będzie ogarnięte, zarezerwowane, opłacone. Będziesz miała czas pouczyć się, poćwiczyć czary, pomedytować, przede wszystkim wypocząć. Jak chcesz, możesz sobie tam wziąć jakiegoś gamonia, płacony jest cały bungalow, nie od osoby. Proszę też, bardzo, bardzo ładnie zresztą, abyś przemyślała swój system pracy. Masz pod sobą coraz większy obszar działania, coraz więcej ludzi. Wiem, że chcesz zawsze dopilnować sama wszystkiego, że nie wynika to z żadnego lęku, tylko z twojej mega odpowiedzialności. Ale przy tych zmianach taka metodyka jest po prostu samobójcza. Dopracowałaś się świetnego zespołu, więc możesz im powierzać coraz więcej. Masz pytania, uwagi? Uprzedzam, że główny core sprawy nie podlega żadnym negocjacjom.
- To nie mam pytań. Aha, a Kacperek?
- Ten fajny wąż, twój chowaniec?
- No?
- Chyba nie ma żadnego problemu. Zabezpieczysz terrarium, dasz mu świeży stek przed wyjazdem, będzie tak nim zajęty, że nie zauważy nawet, kiedy wrócisz. Ja zresztą zajrzę do niego jak chcesz, tak około środy. Może być?
- Tak, proszę.
- Skończyłyśmy temat? Wszystko jasne?
- Skończyłyśmy. Wszystko jasne.
- O której jesteś u Nity?
- Mamy być o siódmej, ale ja będę od razu po pracy, zaraz po piątej. Wiesz, coś trzeba jej będzie pomóc przy urządzaniu. Jakieś zakupy po drodze zrobić, coś tam jeszcze.
Kaśka uśmiechnęła się tylko. Do pomagania Mala zawsze była pierwsza. Gdy obie wstały z krzesełek przytuliła dziewczynę do siebie i mocno uścisnęła.
Za to wieczorna impreza obfitowała w różne zabawne wydarzenia. Ciekawie było, gdy Anita nagle wpadła na pomysł zrobienia jakiejś nowej sałatki. Już po chwili siedziała w kuchni, razem z Malą zresztą, która pojawiwszy się tam znikąd nagle zabrała się za obieranie marchewki oraz innych warzyw. Nagle Nita wyjrzała do salonu, zawołała Malinę i coś jej szybko przekazała. Po chwili Lalka wyszła z domu, ale po drodze jeszcze porwała ze sobą Miśka. Tak dla towarzystwa podczas spaceru. Wrócili po niecałej godzinie, ale nie sami. Towarzyszyła im jakaś młoda dziewczyna, może nieco starsza od Mali, może bliska jej wieku. Malina przyprowadziła ją do kuchni, wtedy zaś Anita spojrzała na nią uważnie i oświadczyła ze śmiechem:
- Nasz gość wygląda bardzo sympatycznie, tylko Malinko jest jeden drobiazg. Ja prosiłam o śmietanę osiemnastkę. Ale już dobrze, poradzę sobie bez tego.
Ów gość faktycznie okazał się być dość miłą panienką. Tylko ani ona, ani Malina, ani Misiek pojęcia za bardzo nie mieli skąd ona się tu wzięła. Zważywszy na to, że na tej dzielnicy co drugi dom emanował pozytywnymi wibracjami oraz zapachem Zioła podczas świętowania Halloweenu, zbyt wnikliwe dociekania nie miały za bardzo sensu. Owemu Zielu zapewne można zawdzięczać, że wszędzie bawiono się kulturalnie, nigdzie nie doszło do żadnych pijackich burd, czy ekscesów, mimo że alkohol był używany prawie wszędzie. Nie używały zaś na pewno Mala i Róża, oraz Anita. Ta ostatnia ze względu na swój odmienny stan, zaś ta pierwsza dlatego, że jak wiemy nigdy nie używała narkotyków. Ze swoją nową koleżanką pykały jedynie magiczne Ziele z wapera popijając dziecinnym szampanem bezalkoholowym.
Wróćmy jednak do owej przyprowadzonej znikąd dziewczyny. Jak wspomnieliśmy została przyjęta bardzo gościnnie, sama zaś też szybko poczuła się jak wśród swoich. Ale otrzymała też ciekawą lekcję wartości, który w tym gronie obowiązywały. W pewnym momencie rozmawiając z Maliną oświadczyła:
- Wiesz, ostatnio kupiłam sobie nowego ajfona.
Siedząca akurat obok Mala wtrąciła wtedy:
- A ja wczoraj opłaciłam czynsz.
Wcale zresztą nie kłamała, bo poprzedniego dnia akurat dokonała przelewu ze swojego konta na konto Falibora w ramach rozliczeń za wynajem mieszkania.
Owej nowej dziewczynie bardzo się spodobał Adaśko. Właściwie to nic dziwnego, bo ten dobroduszny olbrzym prawie każdej się podobał. W pewnym momencie zwrócił on uwagę na jej ciekawą halloweenową kreację, ona zaś szybko, kokieteryjnie odparła:
- A wiesz, że nie mam nic pod spodem?
Siedząca obok Kaśka pocieszyła ją błyskawicznie:
- Nie smutkuj, w końcu kiedyś urosną.
Ale najzabawniejszy był gag, gdy owa nowa panienka, która zresztą dość uważnie słuchała tego, o czym się rozmawiało dookoła, westchęła:
- Strasznie mi fajnie tu z wami. Czuję się jakbym była na jakimś zlocie czarownic w krainie po drugiej stronie lustra.
Słysząca to Roxy bliska była udławienia się sałatką. Którą to sałatkę, której przepis był spontaniczną improwizacją Anity bardzo zresztą chwalono jako nadzwyczaj udany produkt. Tej sałatki zresztą, dzięki aktywnej pomocy Mali i Róży, powstała naprawdę wielka micha. Dlatego też, gdy cała impreza powoli dobiegała już końca, to wspominana wciąż tajemnicza dziewczyna, której imienia nigdy zresztą nikt nie poznał, otrzymała na drogę zaiste wielki jej pojemnik na parę godnych kolacji.
Od tamtego wieczoru minęło prawie dwa tygodnie. Mala zdążyła wyjechać na urlop regeneracyjny, odbyła go, potem wróciła, zaś od ostatniego poniedziałku realizowała była już swój nowy system pracy. Teraz zaś już mamy dzień czwartek, czyli spotkanie przy pleciugato. Obecny jest już komplet, dokładniej prawie komplet, bo nie ma jeszcze Mali. Malina i Kaśka akurat słuchają, jak Anita wyłuszcza Roxy swoją prośbę:
- Miała pecha dziewczyna, a że fajna dupa z niej, to chcę jej pomóc. Tylko jest jeden szkopuł. Ja teraz nie mogę, wiesz dlaczego. To tak pomyślałam, że może ty?
Czego nie może Anita? No cóż, sytuacja jest oto taka, że wiedźma w ciąży faktycznie nie może pewnych czarów uskuteczniać. To znaczy teoretycznie może, ale praktycznie nie bardzo. Teoria magii realnej tłumaczy to pewnym konfliktem wibracji, który powoduje, iż takie zaklęcia są dość ryzykowne. Na przykład Anita obecnie nie może, czy też raczej nie powinna usuwać czyjejś ciąży, bo może uszkodzić, czy też utracić swoją. Dla większości wiedźm taki zabieg to przedszkole magii, ale tym razem pojawia się ów konflikt wibracji. To tak pokrótce. Roxy więc tylko spytała:
- To jest zlecenie za kasę?
- Nie. To jest moja dobra kumpela z firmy, grosza od niej nie wezmę. Ale jak chcesz, jak trzeba, to ja ci coś tam zapłacę.
- Chyba cię pogięło. Dobrze, zapłacisz. Kupisz mi takie fajne ciacho w galerii, wiesz gdzie. Tylko nas jakoś teraz umów i po krzyku.
- Czekaj, Młoda idzie.
Do stolika faktycznie zbliżała się Mala. Podeszła. Lizaki, przytulaki, rytuał powitalny, po czym usiadła. Wtedy Anita zapytała:
- Turbinko, jak ty stoisz z tematem usuwania ciąży?
Dziewczyna szeroko otworzyła swoje mangowe oczy:
- Nitka, chcesz to zrobić? Coś się zmieniło?
- Nie, nie ja. Za szybko myślisz. To jak stoisz z wiedzą i umem?
- Znam tylko teorię. Praktycznie jeszcze nigdy...
- A chcesz poasystować? Taki pierwszy krok praktyki.
- Czemu nie? A możesz coś dokładniej?
Nagle wcięła się Malina:
- Ej, dziewczęta, czy ja dobrze widzę, czy źle widzę?
Któraś szybko spytała:
- Co niby ma być widziane?
- Popatrzcie na jej aurę. Na Mali aurę.
Kaśka pokręciła głową.
- Ja nic nie widzę. Znaczy aurę widzę, ale co z tego?
- Przyjrzyjcie się uważnie.
Anita szybko stwierdziła:
- Dziś marnie widzę aury. No, ale to skutek uboczny wiecie czego.
Za to Roxy przyjrzała się uważnie:
- A ja widzę. Bardzo to delikatne, wczesne, ale jest.
Wtedy zapytała Mala:
- Ale co widziecie?
- Powiem krótko: jesteś w ciąży.
- Ja? Jakim cudem?
- Nie wiesz, jak kobieta w ciążę zachodzi?
- No, wiem. Ale...
- Co? Ostatnio miałaś pecha. To jest bardzo wcześniutkie.
Od zawsze było tak, że prędzej czy później wiadomo, czy kobieta jest w ciąży. W miarę postępów nauki doszły nowe sposoby rozpoznawania tego stanu. Ale mimo tego czarownice zawsze dowiadują się tego wcześniej. Każda umie to rozpoznać bardzo szybko, czy to u siebie, czy to u innej kobiety. Nauka jeszcze do tego nie doszła. Rzecz jasna są różnice osobnicze, jedna ma bardziej czułą percepcję, inna mniej. Nie zmienia to jednak faktu istnienia zjawiska. Techniki są różne, choćby kwestia tej aury. Dziś ciążę Mali widzi tylko Malina i Roxy, ale jutro, czy pojutrze zobaczą wszystko pozostałe.
- Czyżby to po tych trzech?
Mala głośno myślała, ale Ruda szybko jej przerwała:
- To chyba nieważne, kiedy to się centralnie stało?
- Pewnie, że nie. Ja po prostu nie chcę.
- Tak, tylko czy to ma sens, abyś mi asystowała?
- A co to szkodzi? Jak poronię, to chyba po kłopocie?
Tu zdecydowanie zabrała głos Anita:
- Nie bardzo. Po pierwsze, to lepiej gdy poronisz pod kontrolą. Po drugie, to ta twoja ciąża może popsuć Rudej robotę, zaszkodzić pacjentce. Tu wciąż grożą jakieś konflikty wibracji.
- To co proponujesz?
- Oba zabiegi wykonać osobno.
Wtedy spytała Roxy:
- Czyli ja...
Malina szybko jej przerwała:
- Nie ty. My to Młodej zrobimy. Ja i Kasia. Obie już to kiedyś robiłyśmy, nawet więcej, niż po razie. Mala, chcesz tak?
- Pewnie. Każdej z was pozwolę to zrobić.
- Kiedy?
- Nawet dziś. A może lepiej jutro?
- Może właśnie jutro. W ramach piątkowego sabatu. Mnie Nita umówi na jutro z tą swoją koleżanką, wy się zajmiecie Małolatą...
Znowu wtrąciła Malina:
- U mnie. Mam swoje magiczne gadżety, personalizowane.
Wtedy Anita zamknęła temat:
- No, i znakomicie. To ja sobie jutro sama posiedzę w domu, bo Borek będzie wtedy na piwie i spokojnie sobie poczytam książkę.
Zapadła chwila ciszy, wreszcie Kaśka stwierdziła:
- Nareszcie idzie nasza pani. Wyjątkowo późno.
Na co odparła Mala:
- I znakomicie, pozwoliła nam domknąć temat. Ma wyczucie, co chcecie. A tak w ogóle, to miałam zabawną akcję w sklepie. Kupowałam wędzonego halibuta, bo akurat lubię. Ale tak kwękam dla zasady, że drogo. To kobieta mi na to, że wcale nie jest drogo, tylko... Tylko, no...
- Tylko co?
- Tylko marnego sponsora trafiłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz