23 marca 2025

NIEODBYTY SABAT I PRAWO ROZWOJU FIRM

Już od poniedziałku zawrzało na łączach telefonicznych między czterema wiedźmami na istotny temat, czy wiosenny sabat równonocowy w ogóle się odbędzie. Między czterema, gdyż Mala szybko wyłączyła się od tej dyskusji. Nie dlatego, że miała najmniej do gadania, bo to by była nieprawda, jej zdanie liczyło się tak samo, ale dlatego, że nie był to tak do końca jej kłopot. Zaś kłopotem była pora, godzina dziesiąta zero dwa ej-em, kiedy ów sabat, czy raczej może rytuał miałby się odbyć. Każda z pozostałej czwórki miała wtedy coś naprawdę ważnego do zrobienia zawodowo i choć była to przeszkoda do pokonania, to jedynie na chama, tego zaś wszystkie chciały uniknąć, gdyż cała gra stałaby się wtedy raczej nieopłacalna. Nie przechodził też wariant przełożenia całej sprawy na dogodniejszą porę, gdyż według tej szkoły magii, którą wyznawały byłoby to jak karmienie kota rysunkiem jedzenia. Wiele czarów można wykonać o dowolnej porze, ale są takie, które są przypisane do konkretnej godziny, czy nawet minuty, inaczej nie ma nawet sensu się do tego zabierać. Darujmy jednak sobie detaliczne wyjaśnienia oparte na teorii magii, przejdźmy do faktów. Były one takie, że owa czwórka spotkała się była w środę po południu na jakąś godzinkę w swojej ulubionej Pleciudze, aby przyklepać osiągnięty consensus, że po prostu sabat się nie odbędzie.
- Takie rzeczy już się nieraz zdarzały zanim wyście zaczęły czarować i świat się od tego nie zawalił.
Taka była końcowa konkluzja Anity kierowana do Maliny i Kaśki, zaś Roxy tylko jej przytaknęła, po czym do sprawy już nie wracano. Ustalono tylko termin zwykłego, warsztatowego sabatu na następny piątek. Tak więc nazajutrz tylko Mala wykonała sama cały rytuał o przepisowej porze, bo akurat mogła sobie na to pozwolić. Tu warto zauważyć, że słowo sabat nie jest tu do końca poprawne, takie czary wykonują również samodzielne, mało towarzyskie wiedźmy, które raczej rzadko sabatują. Ale nasze panie od lat zawsze robiły to razem, więc tak się wśród nich lokalnie przyjęło mówić.
Gdy było już po wszystkim, Turbina opuściła furgon stojący w klubowym garażu. Jeśli nie był akurat używany to było najlepsze miejsce na różne akcje wymagające spokoju oraz dyskrecji. Po czym ruszyła swoim zwyczajem po klubie szukając czegoś do zrobienia. Gdy mijała drzwi od magazynku na chemię gospodarczą poczuła nagle, że coś jest nie tak. Już sam fakt, że były uchylone był nietypowy. Po cichu uchyliła je jeszcze bardziej i zajrzała do środka. Na widok tego, co zauważyła zareagowała:
- Lusia, co ty robisz?
Pytanie miało charakter raczej formalny, gdyż oczy Mali same zobaczyły, jak rzeczona Lusia, jedna ze sprzątaczek wyjmowała coś z szafki i pakowała do torby. Do własnej torby zresztą, co akurat Mala wiedziała. Kobieta odwróciła się robiąc wrażenie zaskoczonej, po czym odparła:
- Maleczko, to wcale nie jest tak, jak myślisz.
Turbina bez namysłu rzuciła szybki urok zwany głupim jasiem. Gdy Lusia zastygła bez ruchu Mala wyjęła telefon i cyknęła dwie fotki z różnych ujęć. Potem podsunęła sobie stojący obok stołek, usiadła na nim i odczekała kilka minut, aż urok przestanie działać. Kiedy kobieta zaczęła wracać do siebie usłyszała takie słowa:
- Może nie nazywajmy pewnych spraw po imieniu, tylko przejdźmy od razu do puenty. Ale najpierw bardzo, bardzo ładnie cię proszę, żebyś wyjęła te pojemniki ze swojej torby i odstawiła je na półkę, tam, gdzie były.
Mala nigdy nie wydawała poleceń swoim podwładnym. Co najwyżej bardzo, bardzo ładnie prosiła, jeśli ktoś sam od razu nie łapał, co jest do zrobienia.
- Nieźle jest być miłą.
To była jej ulubiona dewiza życiowa, którą stosowała bardzo konsekwentnie. Nikt nigdy nie widział jej gniewnej, czy zezłoszczonej. Zawsze uśmiechała się całą sobą, czasem mniej, czasem bardziej.
Gdy Lusia wykonała prośbę Mala zakontynuowała:
- A teraz bardzo, bardzo ładnie cię proszę, żebyś poszła do szatni, przebrała się, spakowała swoje rzeczy, po czym opuściła klub. Wrócisz pod koniec miesiąca po świadectwo pracy. Wtedy kończy ci się okres próbny, my nie przedłużymy go, ale dostaniesz wypłatę za cały miesiąc.
Kobieta nagle wstała i odparła ostrym głosem:
- Co?! Nie ty mnie gówniaro zatrudniałaś, nie ty mnie będziesz zwalniać!
- Ojej! Luiza! Coś ty sobie zrobiła?
To był już głos Kaśki, która jak się okazało przez nikogo nie zauważona stała w drzwiach i od pewnego czasu obserwowała całą scenkę.
- Dziewczyno, Mala cię potraktowała najfajniej, jak można było, a ty walisz takie teksty? Poza tym zrobiłaś mi osobistą przykrość. Bo to ja ci ogarnęłam tą pracę, ja cię poleciłam, ale to jednak Mala miała ostatnie słowo, czy cię przyjąć do ekipy. Więc kalasz moje uszy kłamstwem na dodatek. Więc ja zmieniam tą decyzję. Jesteś zwolniona dyscyplinarnie od teraz. Płacone masz do dziś. A teraz idź do szatni, pakuj majdan i wypierdalaj mi stąd. Mala idź za nią do tej szatni, patrz czy jeszcze czegoś nie zajebie po drodze.
Kaśka była wyraźnie wkurzona, a postawić się jej wtedy to było jak podpisać na siebie wyrok śmierci, albo przynajmniej ciężkiego uszkodzenia ciała. Tak więc Luiza i Mala wyszły z magazynku i ruszyły do szatni dla personelu.
Zaś po południu Kaśka i Turbina stały na dywaniku u Stryja, niedosłownie zresztą, bo Stryjo nigdy nie pozwalał damom stać, gdy sam siedział za biurkiem. Jego bratanica już dawno odzyskała dobry humor i spokojnie referowała sprawę, zaś Mala wręczyła mu fotki do wglądu. Na koniec Kaśka dodała trochę od siebie:
- Tak sobie myślę, czy tej piczy nie naliczyć jeszcze kosztów... Mala, ile kosztuje ten zajzajer do szorowania kibla?
- Nie pamiętam dokładnie, w hurcie około dychy?
- Bo kto wie, ile buchnęła wcześniej?
Tu Stryjo zaoponował:
- Nie Kasiu, tak się nie bawimy. Nie jesteśmy gangsterami. Poza tym jak się odwoła do sądu pracy, to nie wygramy, więc po co pieniaczyć o jakieś grosze? Za to ty Maleczko wiesz, co zrobisz pod koniec miesiąca?
- No pewnie. Inwentaryzacja. Spis z natury, faktury i w ogóle. Pierwszy raz od czasu remontu. Sama chcę wiedzieć, ile czego nam schodzi, ile zużywamy. Już wcześniej miałam taki właśnie pomysł. Tylko chciałam odczekać te kilka miesięcy, żeby to miało jakiś sens statystyczny.
- Jakże my się rozumiemy...
Stryjo na chwilę zapatrzył się za okno, po czym westchnął:
- Tak, moje panie. Skończyła się pewna epoka.
Po chwili nieco krępującej ciszy Mala spytała:
- Ale że niby o co chodzi?
- Do dziś byliśmy słodką firmą rodzinną, teraz nadszedł czas na doprawienie tego goryczą korpo. Ale tak jest zawsze, to jest los każdej rozwijającej się firmy. Im więcej ludzi, tym mniej zaufania do siebie nawzajem. Mala, ja mam do ciebie jeszcze prośbę...
- Wiem. Mam teraz iść do Jacusia do sklepu, żeby wrzucił do neta anons na temat przyjęć do pracy. Mamy przecież wakat. 
- Jakże my się rozumiemy... Przepraszam, czy ja się nie powtarzam?
- Ależ skąd.
- Nigdy w życiu.
Z tymi słowami na ustach obie panie podniosły pupy z krzeseł, dygnęły grzecznie, po czym opuściły gabinet Stryja.

7 komentarzy:

  1. A ten Głupi Jaś to na czym właściwie polega? Piszesz, że zastygła, ale czy miała świadomość tego, co się wokół dzieje? Czy zastygła jak posąg, czy też po prostu znieruchomiała, jak ktoś bardzo zmęczony?
    Tak pytam, bo mnie to kojarzy się z czymś zupełnie innym - Drugorodny przy zabiegu dostał kiedyś zastrzyk, zwany Głupim Jasiem i wszystko go wtedy niesamowicie rozśmieszało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w anestezjologii "głupim jasiem" nazywa się różne specyfiki, to już zależy od lokalnych odmian gwary zawodowej...
      za to w uniwersum Czarownic "głupi jaś" to rodzaj uroku, ale tak prymitywnego, czy może zdegenerowanego, że nie znajduje zastosowania do celów, do jakich zwykle uroki służą... ofiara traci świadomość na kilka minut, za to ciało nieruchomieje, nie na sztywno jednak i nie jest plastyczne, czy zwiotczałe, pewne napięcie mięśni jest zachowane, nie stawia jednak oporu, gdy się próbuje zmienić jego układ i pozycję...

      Usuń
  2. No popatrz, powinni to w szpitalach stosować, bo gdy ja dostałam głupiego jasia, to trzeźwa byłam niebywale...może za mała dawka była?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. może za mała dawka, a może miałaś zwiększoną tolerancję osobniczą... jest też coś takiego jak "reakcja paradoksalna" na niektóre specyfiki... pytanie jeszcze, jaki środek w tym szpitalu nazywali "głupim jasiem", bo to bywa różnie...

      Usuń
  3. Często sabaty czarownice wykonują samodzielnie nie w grupie . Są czarownice , które same praktykują sabaty i pogańskie święta. A w dzisiejszych czasach niekiedy nie da się zrobić sabatu w stricte dniu kalendarzowym , danego święta pogańskiego , więc tu bym się z dziewczynami zgodziła ,że świat się nie zawali ,jeśli ktoś ominie sabat i nie wykona danej pracy magicznej.

    Co do kradzieży w firmie Kaśki i jej stryja no cóż takie zmiany bywają konieczne Jak ktoś kradnie ,to będzie kradł nadal .Trzeba taką osobę usunąć .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A gdzie piosenka i grafika do opowiadania ?

      Usuń
    2. te nasze czarownice akurat nie są przesądne, nie wyznają żadnej religii, dla nich słowo "sabat" oznacza każde spotkanie w celach czarowskich, więc sabat solo raczej nie ma sensu, bo kto się z kim spotyka?...
      przede wszystkim Mala, która wcześniej nie miała żadnych doświadczeń w szefowaniu ma drobną lekcję, że nadszedł czas ograniczonego zaufania do podwładnych, że musi pogodzić swój miękki, miły styl kierowania nimi z patrzeniem im na ręce...
      powiedzmy, że jakoś nic nie pasowało jako dodatek do tekstu lub nie miałem za bardzo nastroju do szukania czegoś...

      Usuń