Ostatni czwartek jesieni nie był jakimś zbyt specjalnym czwartkiem, więc wiedźmy, jak to w zwykle bywa w takie czwartki, zebrały się były po południu w Pleciudze. Ostatnia, mocno spóźniona wpadła Malina. Gdy tylko umościła się na krzesełku robiła wrażenie jakby nieco rozkojarzonej. Ale wciąż jednak przytomnej, więc przytomnie rozejrzała się po obecnych i spytała:
- Co mi się tak przyglądacie? No przepraszam, korek był.
- Nie o to chodzi.
Odparła Anita, zaś Roxy dodała:
- Wyglądasz jak milion dolarów.
Faktycznie, typowy dla Maliny i pasujący do jej typu urody styl wizażu, którego warianty zresztą eksploatowała na tysiące sposobów, tego dnia był naprawdę jakiś wyjątkowy.
- Barbie, wersja kolekcjonerska, brylantowa edycja.
- Limitowana, do jednej sztuki.
Nita i Ruda prześcigały się w dalszych pochlebnych komentarzach, wreszcie ta druga spytała konkretnie:
- Kim jest ten książę, który cię z tego rozpakuje?
- A może księżniczka? Bo z Lalką ostatnio różnie jest.
Mówiąc to Anita spojrzała pytająco na Kaśkę, ta jednak tylko wzruszyła ramionami i zaczęła rozglądać się za kelnerką, która to jakoś jeszcze nie zauważyła, że skład przy stoliku powiększył się o jedną osobę. Ale Malina widząc to i domyślając się intencji rzuciła:
- Nie Kasiu, ja tylko na parę minut.
Roxy znowu przejęła piłkę:
- No pewnie. Jak się ma takie szerszenie w dupie, to po co tracić czas na siedzenie po kafejkach ze zdzirami.
Tu nagle zachichotała Mala, która do tej pory siedziała cicho, lecz jak zwykle uśmiechała się całą sobą. Wtedy odezwała się Anita:
- Dobrze kochanie, to żeby nie zabierać ci czasu powiem tylko tyle, że prowadzisz sabat pojutrze.
- Jak to?
- Tak to. Na ostatnim sztywnym cię nie było, a poza tym chyba już najwyższa pora, by wreszcie na ciebie wypadło.
- Na kogo wypadnie, na tego bęc. Aklamacyjnie.
To już dodała Roxy uzupełniając:
- Masz tyle pozytywnych wibów, że będzie super.
Tu wyjaśnijmy, że sztywnym sabatem, czasem też naturalnym, w tym gronie nazywano każdy z czterech sabatów wynikających z kalendarza, zaś jego dokładną porę określał moment przesilenia słonecznego lub równonocy. Co prawda wśród wielu czarownic panowały różne opinie, czy trzeba wtedy aż tak ściśle trzymać się zegarka, jednak te panie akurat wyznawały wyjątkową ortodoksję na ten temat.
Malina nie oponowała, spytała tylko:
- To o której mam być?
- Nie wiesz? Takie rzeczy powinnaś już mieć sprawdzone na tydzień przed. Ej, Lalka, ty mnie w ogóle słuchasz?
Wyraźnie nie słuchała zapatrzona w stronę wyjścia. Za to Roxy pochyliła się do Anity i cicho spytała:
- Chłopak czy dziewczyna? Zakładamy się?
Nie zdążyły. Do kafejki weszła jakaś młoda kobieta, na której widok Malina zerwała się z krzesełka i rzuciwszy szybkie "pa siostry, do soboty!" potuptała w tamtym kierunku. Roxy przewróciła oczami, pociągnęła nosem, po czym wyrecytowała parodiując japoński akcent:
- Za pasem Youle. Feromonami zionie. Płonie erogień.
- Zajebiste!
To pisnęła radośnie Mala podskakując pupą na krzesełku. Jednak Anita jakby nie usłyszała słów haiku Rudej, tylko wybiegając wzrokiem przed Lalkę oświadczyła jakby lekko zaskoczona:
- Joł! To przecież Mariolka.
Roxy spojrzała w tym samym kierunku:
- Ja pierdolę! Faktycznie. Zeszły się na nowo?
- Kasiu, ty na pewno coś wiesz?
- No!
Ale Maczeta bez słowa pokazała im wała z fakiem. Jak zwykle lojalna aż do bólu wobec Maliny nigdy puszczała pary z ust na temat prywatnych detali jej życia. Uwaga Anity i Roxy przeszła na Malę. Ta druga stwierdziła:
- Młoda coś się za bardzo uśmiecha, ponad jej standard. No co Turbinko? Nam nie powiesz? Prawdziwe przyjaciółki wszystko sobie mówią.
Ale Mala powtórzyła tylko gest Kaśki. Dodała jednak:
- Przecież sama wam powie za dwa dni.
Roxy odparła:
- Niby tak. Ale babska ciekawość, wiesz jak to jest.
Za to Anita stwierdziła:
- Ona wie najlepiej, bo sama to wszystko nakręciła.
Mala milczała, patrzyła się tylko w jej oczy z bezczelnym bananem na twarzy. Roxy za to skomentowała:
- To by się nawet zgadzało. Ale nie ciesz się Maluś tak za bardzo. Za jakiś czas Lalka znowu coś tam wywinie i znowu się rozstaną. Tej dupy nie ustatkujesz, nigdy.
- Ale mi wcale nie o to chodzi. Po prostu nie chciałam, żeby jej było smutno. Poza tym to niby dlaczego to ma być właśnie tak, że kobieta kiedyś się musi ustatkować? Jeśli już, to ma być spontan, a nie obowiązek, tak?
Roxy wymieniła spojrzenia z Anitą, która skwitowała:
- Mądrze gada dziewczyna. To twoje, czy usłyszane od Cioci Lali?
- Powiedzmy, że wspólna konkluzja.
Mala ostatnio sporo czasu spędzała u wspomnianej. Nita i Ruda nie mogły się dogadać, która ma być patronką szkolącej się młodej wiedźmy, więc sama mentorka mentorek wkroczyła do akcji biorąc ją pod swoje skrzydełko. Co spotkało się z uznaniem wszystkich, że lepiej trafić nie można.
Ale to już inna historia. Zaś przy stoliku temat Maliny wygasł, po czym nasze bohaterki zajęły się innymi sprawami. Na przykład Świętami, począwszy od sobotniego Przesilenia. Co, która, gdzie, kiedy i takie tam inne. Zaś narrator życzy czytającym dobrej zabawy podczas tych nachodzących dni.
- Co mi się tak przyglądacie? No przepraszam, korek był.
- Nie o to chodzi.
Odparła Anita, zaś Roxy dodała:
- Wyglądasz jak milion dolarów.
Faktycznie, typowy dla Maliny i pasujący do jej typu urody styl wizażu, którego warianty zresztą eksploatowała na tysiące sposobów, tego dnia był naprawdę jakiś wyjątkowy.
- Barbie, wersja kolekcjonerska, brylantowa edycja.
- Limitowana, do jednej sztuki.
Nita i Ruda prześcigały się w dalszych pochlebnych komentarzach, wreszcie ta druga spytała konkretnie:
- Kim jest ten książę, który cię z tego rozpakuje?
- A może księżniczka? Bo z Lalką ostatnio różnie jest.
Mówiąc to Anita spojrzała pytająco na Kaśkę, ta jednak tylko wzruszyła ramionami i zaczęła rozglądać się za kelnerką, która to jakoś jeszcze nie zauważyła, że skład przy stoliku powiększył się o jedną osobę. Ale Malina widząc to i domyślając się intencji rzuciła:
- Nie Kasiu, ja tylko na parę minut.
Roxy znowu przejęła piłkę:
- No pewnie. Jak się ma takie szerszenie w dupie, to po co tracić czas na siedzenie po kafejkach ze zdzirami.
Tu nagle zachichotała Mala, która do tej pory siedziała cicho, lecz jak zwykle uśmiechała się całą sobą. Wtedy odezwała się Anita:
- Dobrze kochanie, to żeby nie zabierać ci czasu powiem tylko tyle, że prowadzisz sabat pojutrze.
- Jak to?
- Tak to. Na ostatnim sztywnym cię nie było, a poza tym chyba już najwyższa pora, by wreszcie na ciebie wypadło.
- Na kogo wypadnie, na tego bęc. Aklamacyjnie.
To już dodała Roxy uzupełniając:
- Masz tyle pozytywnych wibów, że będzie super.
Tu wyjaśnijmy, że sztywnym sabatem, czasem też naturalnym, w tym gronie nazywano każdy z czterech sabatów wynikających z kalendarza, zaś jego dokładną porę określał moment przesilenia słonecznego lub równonocy. Co prawda wśród wielu czarownic panowały różne opinie, czy trzeba wtedy aż tak ściśle trzymać się zegarka, jednak te panie akurat wyznawały wyjątkową ortodoksję na ten temat.
Malina nie oponowała, spytała tylko:
- To o której mam być?
- Nie wiesz? Takie rzeczy powinnaś już mieć sprawdzone na tydzień przed. Ej, Lalka, ty mnie w ogóle słuchasz?
Wyraźnie nie słuchała zapatrzona w stronę wyjścia. Za to Roxy pochyliła się do Anity i cicho spytała:
- Chłopak czy dziewczyna? Zakładamy się?
Nie zdążyły. Do kafejki weszła jakaś młoda kobieta, na której widok Malina zerwała się z krzesełka i rzuciwszy szybkie "pa siostry, do soboty!" potuptała w tamtym kierunku. Roxy przewróciła oczami, pociągnęła nosem, po czym wyrecytowała parodiując japoński akcent:
- Za pasem Youle. Feromonami zionie. Płonie erogień.
- Zajebiste!
To pisnęła radośnie Mala podskakując pupą na krzesełku. Jednak Anita jakby nie usłyszała słów haiku Rudej, tylko wybiegając wzrokiem przed Lalkę oświadczyła jakby lekko zaskoczona:
- Joł! To przecież Mariolka.
Roxy spojrzała w tym samym kierunku:
- Ja pierdolę! Faktycznie. Zeszły się na nowo?
- Kasiu, ty na pewno coś wiesz?
- No!
Ale Maczeta bez słowa pokazała im wała z fakiem. Jak zwykle lojalna aż do bólu wobec Maliny nigdy puszczała pary z ust na temat prywatnych detali jej życia. Uwaga Anity i Roxy przeszła na Malę. Ta druga stwierdziła:
- Młoda coś się za bardzo uśmiecha, ponad jej standard. No co Turbinko? Nam nie powiesz? Prawdziwe przyjaciółki wszystko sobie mówią.
Ale Mala powtórzyła tylko gest Kaśki. Dodała jednak:
- Przecież sama wam powie za dwa dni.
Roxy odparła:
- Niby tak. Ale babska ciekawość, wiesz jak to jest.
Za to Anita stwierdziła:
- Ona wie najlepiej, bo sama to wszystko nakręciła.
Mala milczała, patrzyła się tylko w jej oczy z bezczelnym bananem na twarzy. Roxy za to skomentowała:
- To by się nawet zgadzało. Ale nie ciesz się Maluś tak za bardzo. Za jakiś czas Lalka znowu coś tam wywinie i znowu się rozstaną. Tej dupy nie ustatkujesz, nigdy.
- Ale mi wcale nie o to chodzi. Po prostu nie chciałam, żeby jej było smutno. Poza tym to niby dlaczego to ma być właśnie tak, że kobieta kiedyś się musi ustatkować? Jeśli już, to ma być spontan, a nie obowiązek, tak?
Roxy wymieniła spojrzenia z Anitą, która skwitowała:
- Mądrze gada dziewczyna. To twoje, czy usłyszane od Cioci Lali?
- Powiedzmy, że wspólna konkluzja.
Mala ostatnio sporo czasu spędzała u wspomnianej. Nita i Ruda nie mogły się dogadać, która ma być patronką szkolącej się młodej wiedźmy, więc sama mentorka mentorek wkroczyła do akcji biorąc ją pod swoje skrzydełko. Co spotkało się z uznaniem wszystkich, że lepiej trafić nie można.
Ale to już inna historia. Zaś przy stoliku temat Maliny wygasł, po czym nasze bohaterki zajęły się innymi sprawami. Na przykład Świętami, począwszy od sobotniego Przesilenia. Co, która, gdzie, kiedy i takie tam inne. Zaś narrator życzy czytającym dobrej zabawy podczas tych nachodzących dni.
Ależ konsekwencja w trzymaniu tajemnic!
OdpowiedzUsuńCzytająca życzy narratorowi i jego bliskim także dobrych dni i upojnych nocy:-)
lojalność Kaśki wobec Maliny przybiera różne formy, na przykład nie wolno przy niej opowiadać kawałów o blondynkach :)
Usuń