Zakładany miesiąc reorganizacji i remontu klubu Kaśki co nieco spuchł do paru tygodni więcej, ale wreszcie całe przedsięwzięcie dobiegło końca. Wojownicza wiedźma prawie całą gażę za wygraną wrześniową walkę przekazała stryjowi do dyspozycji, co nie było jakąś wielką koniecznością, niemniej jednak mocno pomogło całej sprawie. Tym samym też Maczeta stała się oficjalną wspólniczką firmy, która tak, czy owak miała stać się kiedyś jej własnością. Zmieniło to przy okazji zakres jej obowiązków, gdyż zatrudniono nieco nowych ludzi, na ile jednak przybyło jej czasu na to, co lubiła robić najbardziej, czyli rehabilitację oraz treningi personalne? To nie było jeszcze takie jasne, jasne było jedynie to, że podniosła nieco ceny swoich usług, co wcale nie zmieniło długości kolejek ludzi, którzy się zapisywali centralnie do niej. Rzecz jasna nie była sama, bo klub zatrudniał jeszcze nieco innych znakomitych fachowczyń, tudzież fachowców, jednak chodzenie "do Pięknej" na zabiegi lub treningi uchodziło na mieście za rodzaj pewnej nobilitacji, było powodem do dumy dla snobów. Za to wielki plakat anonsujący jej niedawną walkę z niejaka "Bestią" Maczugą był pierwszą rzeczą, którą widział klient wchodzący do recepcji. No właśnie, recepcja. Przedtem była ona połączona razem ze sklepem z odżywkami, suplami, czy innymi tego typu produktami, teraz rozdzielono te działy, ku radości Jacusia zresztą, który mógł się skupić całkiem na onym sklepie. Nie był sam bynajmniej, bo miał do pomocy dwie niedawno przyjęte siostry Cycatki, które swoimi naturalnymi walorami używanymi do mowy ciała potrafiły niejednego klienta zmotywować do obfitych zakupów. Za to recepcją rządziły dwie przeurocze wiedźmy Gotki, które naraiła Kaśce Anita, jak na razie sprawdzały się na tym stanowisku znakomicie. Nie miały bynajmniej łatwej pracy, gdyż wciąż były podrywane przez wielu klientów, czy też nawet niektóre klientki. Na niewiele się zdawały zdobiące ich służbowe dresy plakietki "robię to wyłącznie z moim mężem". Dopiero Kaśka znalazła na to sposób. Obłożyła recepcję dość specyficznym rodzajem zaklęcia na pograniczu klątwy. Gdy klient za długo zawracał głowę recepcjonistka wciskała ukryty mały guzik alarmowy, wtedy takiej natrętnej osobie, zwykle panu nagle chciało się bąka, zaś gdy go uskutecznił robiło mu się głupio, po czym więcej już nie przychodził do recepcji bez naprawdę ważnej sprawy. Po jakimś czasie ilość takich zalotników wyraźnie spadła.
Zakupiono sporo nowego sprzętu, jak zwykle najlepszej jakości, jest więcej miejsca do ćwiczeń, do różnych zajęć, zaś porządkiem całości, tudzież różnymi technikaliami zajmuje się Mala mająca do dyspozycji trzy panie oraz jednego pana, który dba o wszelkie różniste instalacje, elektryczne, tudzież hydrauliczne. Pan jest jednocześnie kierowcą firmowego vana, którym wozi wszystko, co akurat trzeba wozić. Cała czwórka jest sporo starsza od swojej szefowej, ale nikomu to nie przeszkadza. Zwłaszcza, że ta szefowa śmiało podjęła się nowej, nieznanej jej roli realizując ją jak zwykle po swojemu: przede wszystkim miłym uśmiechem, tudzież życzliwym nastawieniem do podwładnych. Nie ogranicza się też bynajmniej do wydawania poleceń, tylko sama jeździ na przysłowiowym mopie, tak dziarsko, że aż dudni, czym też zdobywa wiele sympatii do siebie.
Co nieco swoje zachowanie zmienił szef klubu, czyli Stryj Mitu. Jeszcze przed remontem miał on zwyczaj robienia gospodarskiego obchodu całego klubu. Jako człowiek rubaszny, obdarzony dużym poczuciem humoru przechodząc przez siłownię wypłacał wtedy zawsze klapsa jakieś ćwiczącej panience, która akurat się zagapiła udając, że się właśnie zamyśliła. Żadna bynajmniej nie strzelała wtedy focha, tylko udawała tego focha, niektóre panie wręcz prowokowały Stryja, aby to na nie akurat zwrócił uwagę. Jednak po remoncie, gdy klub zaczął już normalnie funkcjonować, zwyczaje się zmieniły. Stryj przestał aplikować klapsy. Motywując to twierdził, że skoro ośrodek się rozrósł to pora już spoważnieć, że stanowisko go zobowiązuje. Poza tym ilość nowych klientów klubu spowodowała, że klimat przestał być tak rodzinny jak kiedyś, więc owe klapsy nie pasują już do nowej sytuacji. Jedynymi beneficjentkami pozostała Stryjenka: księgowa oraz prawniczka firmy, tudzież Mala, wspomniana kierowniczka działu technicznego, do tego jeszcze zachowywana została pewna dyskrecja. Kwestia tej pierwszej, jako małżonki była raczej zrozumiała, za to co do drugiej, to stoi za tym pewna nader zabawna anegdotyczna historia.
Otóż na samym początku Lata, gdy Mala tylko zaczęła swoją pracę zdarzyło się któregoś dnia, że zepsuł się ekspres do kawy, dość ważny element wyposażenia gabinetu Stryja. Akurat nasza bohaterka zmieniała tam żarówkę, czy też robiła coś innego. Jako, że szef wszystkich szefów był zawalony papierami, poprosił dziewczynę, aby przyniosła mu kawę, było skąd, gdyż drugi ekspres stał w pokoiku socjalnym. Nie musiał czekać zbyt długo, prośba została spełniona natychmiast, za to gdy Turbina, jak ją nazwano później, już odchodziła zaliczyła klapsa. Gdy spojrzała zdziwiona na Stryja, ten się tylko uśmiechnął dodając:
- To na szczęście i jako dowód sympatii.
Mala nie znając pojęcia focha odwzajemniła ów uśmiech, po czym wyszła pracować gdzieś dalej. Jakież było zdziwienie Stryja, gdy następnego dnia po wejściu do biura usłyszał pukanie do drzwi, potem weszła Mala niosąc kubek gorącej kawy. Zaś gdy postawiła go na biurku przyjęła wdzięczną, powabną, jakby zapraszającą pozę mówiąc przy tym:
- To jeszcze poproszę o coś na szczęście.
Była niezwykle zgrabną dziewczyną, więc zbrodnią byłoby nie złożyć hołdu pewnym jej bezdyskusyjnym walorom. Od tamtej pory, mimo że ekspres do kawy został zreperowany, pierwszą kawę danego dnia pracy Stryja przynosiła zawsze Mala. Potem zaś wychodziła odeń obdarowana kolejnym dowodem sympatii na szczęście. Ta nowa świecka tradycja jest słodką tajemnicą obojga, przetrwała też okres remontu, po czym jest realizowana do tej pory. Gdy Stryja czasem nie ma na obiekcie, to Mala bardzo uważa na siebie, aby nie zdarzyło się jej nic pechowego. Bo skoro nie było klapsa na szczęście, to dzień może być mniej udany.
Aha. Podczas jednej z ostatnich takich ceremonii Mala wniosła kolejny swój wkład do rozwoju firmy. Otóż gdy weszła do gabinetu Stryja niosąc należną mu pierwszą kawę ten akurat mocno się nad czymś głowił. Wymyślił sobie, że nadeszła pora, aby klub miał jakąś chwytliwą nazwę, bo do tej pory zawsze wszyscy mówili "Klub", obecnie jednak wymagało to pewnej zmiany. Wtedy właśnie szef zwierzył się dziewczynie jaki ma kłopot:
- Może ty coś mi podpowiesz? Bo co wymyślę jakąś nazwę, to każda kolejna jest głupsza od poprzedniej. Kicz goni kicz, a ja coraz bardziej idiocieję od tego. Miałabyś jakiś pomysł?
Mala nie zastanawiała się ani chwili:
- Oktagon.
Akurat tak nazywano największe pomieszczenie klubu, gdzie mieścił się prawdziwy oktagon, czyli taka jakby klatka do walk sportowych. Najczęściej wynajmowano je różnym zawodnikom lub innym klubom na godziny, aby tam przeprowadzano sparringi, czy też inne rodzaje treningu. Czasem też Kaśka prowadziła tam własne zajęcia, czy też inna instruktorka lub instruktor. Stryj słysząc to zareagował od razu:
- Dobre! Pasuje mi to! Wiedziałem, że mogę liczyć na ciebie.
Potem jednak zasępił się nieco:
- Tylko długie. Neon będzie kosztował swoje.
- Nieprawda. Nie będzie tak tragicznie.
Dziewczyna sięgnęła po kartkę, długopis i napisała:
8GON
- Ludzie szybko załapią sens, od razu się nauczą.
Potem cały napis otoczyła pogrubionym zarysem ośmiokąta.
- Od razu mamy logo. Piękno tkwi w prostocie. Tylko niech ktoś zdolniejszy plastycznie dopracuje to. Proponuję Ilonę, tą od wendo, ona bardzo ładnie rysuje, maluje, takie tam inne. Dobierze dobre, odpowiednie literki, dobierze pasujące kolory, ustawi proporcje...
- Słońce, jesteś genialna! Już zaczynam to procedować.
Stryj sięgnął po telefon.
- Ilona, Ilona, już po nią dzwonię.
- Tylko jeszcze jeden drobiazg.
- Co takiego?
- Chyba o czymś zapomnieliśmy?
Mówiąc to Mala przybrała ponętną, zapraszającą pozę...
Zakupiono sporo nowego sprzętu, jak zwykle najlepszej jakości, jest więcej miejsca do ćwiczeń, do różnych zajęć, zaś porządkiem całości, tudzież różnymi technikaliami zajmuje się Mala mająca do dyspozycji trzy panie oraz jednego pana, który dba o wszelkie różniste instalacje, elektryczne, tudzież hydrauliczne. Pan jest jednocześnie kierowcą firmowego vana, którym wozi wszystko, co akurat trzeba wozić. Cała czwórka jest sporo starsza od swojej szefowej, ale nikomu to nie przeszkadza. Zwłaszcza, że ta szefowa śmiało podjęła się nowej, nieznanej jej roli realizując ją jak zwykle po swojemu: przede wszystkim miłym uśmiechem, tudzież życzliwym nastawieniem do podwładnych. Nie ogranicza się też bynajmniej do wydawania poleceń, tylko sama jeździ na przysłowiowym mopie, tak dziarsko, że aż dudni, czym też zdobywa wiele sympatii do siebie.
Co nieco swoje zachowanie zmienił szef klubu, czyli Stryj Mitu. Jeszcze przed remontem miał on zwyczaj robienia gospodarskiego obchodu całego klubu. Jako człowiek rubaszny, obdarzony dużym poczuciem humoru przechodząc przez siłownię wypłacał wtedy zawsze klapsa jakieś ćwiczącej panience, która akurat się zagapiła udając, że się właśnie zamyśliła. Żadna bynajmniej nie strzelała wtedy focha, tylko udawała tego focha, niektóre panie wręcz prowokowały Stryja, aby to na nie akurat zwrócił uwagę. Jednak po remoncie, gdy klub zaczął już normalnie funkcjonować, zwyczaje się zmieniły. Stryj przestał aplikować klapsy. Motywując to twierdził, że skoro ośrodek się rozrósł to pora już spoważnieć, że stanowisko go zobowiązuje. Poza tym ilość nowych klientów klubu spowodowała, że klimat przestał być tak rodzinny jak kiedyś, więc owe klapsy nie pasują już do nowej sytuacji. Jedynymi beneficjentkami pozostała Stryjenka: księgowa oraz prawniczka firmy, tudzież Mala, wspomniana kierowniczka działu technicznego, do tego jeszcze zachowywana została pewna dyskrecja. Kwestia tej pierwszej, jako małżonki była raczej zrozumiała, za to co do drugiej, to stoi za tym pewna nader zabawna anegdotyczna historia.
Otóż na samym początku Lata, gdy Mala tylko zaczęła swoją pracę zdarzyło się któregoś dnia, że zepsuł się ekspres do kawy, dość ważny element wyposażenia gabinetu Stryja. Akurat nasza bohaterka zmieniała tam żarówkę, czy też robiła coś innego. Jako, że szef wszystkich szefów był zawalony papierami, poprosił dziewczynę, aby przyniosła mu kawę, było skąd, gdyż drugi ekspres stał w pokoiku socjalnym. Nie musiał czekać zbyt długo, prośba została spełniona natychmiast, za to gdy Turbina, jak ją nazwano później, już odchodziła zaliczyła klapsa. Gdy spojrzała zdziwiona na Stryja, ten się tylko uśmiechnął dodając:
- To na szczęście i jako dowód sympatii.
Mala nie znając pojęcia focha odwzajemniła ów uśmiech, po czym wyszła pracować gdzieś dalej. Jakież było zdziwienie Stryja, gdy następnego dnia po wejściu do biura usłyszał pukanie do drzwi, potem weszła Mala niosąc kubek gorącej kawy. Zaś gdy postawiła go na biurku przyjęła wdzięczną, powabną, jakby zapraszającą pozę mówiąc przy tym:
- To jeszcze poproszę o coś na szczęście.
Była niezwykle zgrabną dziewczyną, więc zbrodnią byłoby nie złożyć hołdu pewnym jej bezdyskusyjnym walorom. Od tamtej pory, mimo że ekspres do kawy został zreperowany, pierwszą kawę danego dnia pracy Stryja przynosiła zawsze Mala. Potem zaś wychodziła odeń obdarowana kolejnym dowodem sympatii na szczęście. Ta nowa świecka tradycja jest słodką tajemnicą obojga, przetrwała też okres remontu, po czym jest realizowana do tej pory. Gdy Stryja czasem nie ma na obiekcie, to Mala bardzo uważa na siebie, aby nie zdarzyło się jej nic pechowego. Bo skoro nie było klapsa na szczęście, to dzień może być mniej udany.
Aha. Podczas jednej z ostatnich takich ceremonii Mala wniosła kolejny swój wkład do rozwoju firmy. Otóż gdy weszła do gabinetu Stryja niosąc należną mu pierwszą kawę ten akurat mocno się nad czymś głowił. Wymyślił sobie, że nadeszła pora, aby klub miał jakąś chwytliwą nazwę, bo do tej pory zawsze wszyscy mówili "Klub", obecnie jednak wymagało to pewnej zmiany. Wtedy właśnie szef zwierzył się dziewczynie jaki ma kłopot:
- Może ty coś mi podpowiesz? Bo co wymyślę jakąś nazwę, to każda kolejna jest głupsza od poprzedniej. Kicz goni kicz, a ja coraz bardziej idiocieję od tego. Miałabyś jakiś pomysł?
Mala nie zastanawiała się ani chwili:
- Oktagon.
Akurat tak nazywano największe pomieszczenie klubu, gdzie mieścił się prawdziwy oktagon, czyli taka jakby klatka do walk sportowych. Najczęściej wynajmowano je różnym zawodnikom lub innym klubom na godziny, aby tam przeprowadzano sparringi, czy też inne rodzaje treningu. Czasem też Kaśka prowadziła tam własne zajęcia, czy też inna instruktorka lub instruktor. Stryj słysząc to zareagował od razu:
- Dobre! Pasuje mi to! Wiedziałem, że mogę liczyć na ciebie.
Potem jednak zasępił się nieco:
- Tylko długie. Neon będzie kosztował swoje.
- Nieprawda. Nie będzie tak tragicznie.
Dziewczyna sięgnęła po kartkę, długopis i napisała:
8GON
- Ludzie szybko załapią sens, od razu się nauczą.
Potem cały napis otoczyła pogrubionym zarysem ośmiokąta.
- Od razu mamy logo. Piękno tkwi w prostocie. Tylko niech ktoś zdolniejszy plastycznie dopracuje to. Proponuję Ilonę, tą od wendo, ona bardzo ładnie rysuje, maluje, takie tam inne. Dobierze dobre, odpowiednie literki, dobierze pasujące kolory, ustawi proporcje...
- Słońce, jesteś genialna! Już zaczynam to procedować.
Stryj sięgnął po telefon.
- Ilona, Ilona, już po nią dzwonię.
- Tylko jeszcze jeden drobiazg.
- Co takiego?
- Chyba o czymś zapomnieliśmy?
Mówiąc to Mala przybrała ponętną, zapraszającą pozę...
Pomysł z nazwą i logo świetny, choć chyba nie wpadłabym na pełna nazwę ze skrótu, ale nie znam się na klatkach klubowych.
OdpowiedzUsuńJaki szef, taka tradycja...
klatka (oktagon) do walki to po prostu rozszerzona wersja ringu bokserskiego, jest więcej miejsca i nie można zeń wypaść na zewnątrz...
Usuńnie każdy zna liczebniki greckie, nie każdy więc wie, że osiem = okto, ale Mala dobrze przewiduje, jeden usłyszy od drugiego i w końcu wszyscy się nauczą...
Mi się ten guzik na bąki w recepcji dla mędzącego klienta baaardzo spodobał :)
OdpowiedzUsuńSympatyczny sposób na pozbycie się natręta, szkoda że śmierdzący.
Natomiast klapsy po życi ku chwale kobiecych wdzięków... niefajne.
Stryjek jak tatuś klepiący bobasy aby się im odbiło i aby nie ulały.:)
tak, mimo wzmianki o kobiecych wdziękach stryjek wymierza te swoje klapsy bardziej po ojcowsku, tu nie ma nic erotycznego w tych gestach... za to Mala, jak wiemy, ma deficyty kontaktów z rodzicami, więc chętnie wchodzi w tą zabawę...
UsuńStryjek wymierza te klapsy dla siebie samego. Chce tknąć tam gdzie nie można, nie uchodzi, miękkiego, kobiecego ciałka. To cała zabawa. On siłacz, a ona albo spięta albo wypięta.
UsuńCiekawe czy starsze panie też takim klapsem traktuje? Czy się jednak wstrzymuje?
jak taka pani ćwiczy na siłce, to chyba nie jest jeszcze "starsza"?...
UsuńOstatnio był program o starszej pani. Dobijała do 70 siątki. Zdiagnozowali jej cukrzyce i poszła na siłkę. I w programie TVN Style opowiadała jak miała w tyle przycinki siłaczy wszelakich, że babcia na siłce się wysila.
UsuńW Polsce panowie chyba rozchorowaliby się, gdyby kobiecie nie przycięli z byle powodu. Na kobietę w każdym wieku coś znajdą.To taka męska narodowa przywara.
Usuńno tak, trafił się przypadek ageizmu i mizogynii na raz, ale nie zawsze tak jest, w wielu klubach taka pani spotkałaby się z pozytywnym przyjęciem...
UsuńPogubiłam się, bo nie czytałam na bieżąco, sorry.
OdpowiedzUsuńspokojnie, wszystko jest do nadrobienia, zresztą nie trzeba zbyt dokładnie znać całości, aby ogarnąć takie, czy inne pojedyncze opowiadanie...
UsuńKlapsy od starszego dziadka raczej nie, fe. Nawet takie ,,ojcowskie'' jak mówisz, nie ma w klapsie nic ojcowskiego ani uroczego. Kiedyś mi klapsy nie pzreszkadzały, mimo że moja mama prała mi mózg od dzieciństwa, że klapsy są poniżające. Czy ja wiem, nie są, były mi obojętne. Póki nie stały się ,,byle bolało i byle siadło mocno przy uderzeniu''- wtedy się skapnęłam, że już mi nie pasują i że inni faceci wyrażają pożądanie fajniej, niż waląc bez opamiętania. I teraz jestem cięta na klapsy.
OdpowiedzUsuńmyślę, że chociaż klaps to klaps. to jednak klaps klapsowi nierówny, po pierwsze dlatego, że wszystko zależy od tego, kto kogo klapsuje i jakie relacje są między nimi... to determinuje, czy dany klaps jest erotyczny, czy nie jest... kolejna sprawa, czy klaps ma charakter pedagogiczny, wręcz karny, co otwiera temat, czy taki klaps jest dopuszczalny... albo czy wyraża pozytywne wibracje, czy negatywne... tak, czy owak nie można zaprzeczyć, że klaps może być zaczynem ciekawych dyskusji, istne drzewko tematyczne może wyrosnąć z takiego zalążka... niby nic takiego, a jakie twórcze :)
Usuńtak, czy owak, choć Stryjek mocno ograniczył grono osób, które klapsuje, to klapsy, których udziela swojej małżonce i swojej kierowniczce działu technicznego mają zupełnie odmienne konteksty, różne przekazy za nimi stoją, to są po prostu inne klapsy...
Dla mnie klaps dla kogokolwiek innego niż dla dziecka, zawsze ma jakiś podtekst erotyczny, albo uwłaczający, albo pokazujący władzę, albo coś w tym stylu. Tak samo jak uderzenie w twarz jest raczej negatywne i uwłaczające, tak klapsy wśród dorosłych nie mają aż taki szerokiego wachlarza znaczeń.
UsuńMęski klaps w tyłek, jak dla mnie, może zaistnieć tylko i wyłącznie w układzie partner- partnerka seksualna:" No chodź stary/ stara do łóżka."
UsuńWobec osób trzecich jest to nie na miejscu. Szczególnie starsi wujciowie są w tym układzie bardzo niesmaczni.
@Ania...
Usuńmnie się wydaje, że to też kwestia relacji wujciów z tymi siostrzenico-bratanicami, poczucia humoru obojga i w ogóle... nie taka do końca prosta sprawa...
...
tylko przed wejściem do łóżka?... a po wejściu to już nie?... dlaczego?...
aha, to taki przykład tylko miał być, LOL...
Mala jest przesądna jak widzę . Nie dziwie się jednak ,ze ów stryjek zakończył przygodę z klapsami bowiem przy większej liczbie osób mogło by dojść do wielkich nieporozumień . Ludzie mają różne poczucie humoru. Ciekawa jestem jakby stryjek zareagował jakby go ktoś tak klepnął na szczęście ?
OdpowiedzUsuńJestem też ciekawa jakby faceci reagowali na takie klepanie i szczypanie z przodu i tyłu ? Myśle ze też by piszczeli , ..
trochę za mało wiemy o stryjkowych relacjach, nie możemy więc wykluczyć sytuacji, że Stryjo jest regularnie klepany przez małżonkę...
Usuńtak w ogóle, to babskie zadki chyba są bardziej medialne, bo jakoś mniej się mówi o klepaniu chłopów...
W TV pokazywano program robiony ukrytą kamerą. Młoda , seksowna dziewczyna szła chodnikiem i klepała osobników płci męskiej w zadki. Panowie byli przeszczęśliwi, odpowiadali uśmiechami, przesyłali dziewczynie całusy... widać było, że czuli się wyróżnieni. Mężczyźni te rzeczy üodzrzegają i odbierają inaczej.
UsuńCo nie znaczy, że nie mają innych newralgicznych punktów na ciele i nie lubią być tam dotykani. Baron raz na wizji wyraził swoje niezadowolenie kiedy to fani i fanki próbowali chwytać go za włosy. Chcieli ich dotknąć. Baron miał cudne dredy. Mówił, że znalazł metodę na dziewczyny, które tykają jego fryzury. Ona go za głowę a on w odpowiedzi łapie taką delikwentkę za pierś. Ponoć pomaga. Rozumieją, że to dla niego to samo co ich piersi. Coś intymnego
jak miałem włosy /WŁOSY/, to też nie cierpiałem łapania za nie, nawet jak jakaś moja wybranka to robiła, w końcu mnie znudziło to dbanie o te włosy i wściekanie się o nie, ściąłem je całkiem i problem zniknął, a laski znajdywały inne miejsca do łapania z którymi problemu już nie było...
Usuńnie jestem pewien, jak by ten filmik wypadł na polskiej ulicy, gdy klepie pani, to owszem, ale gdyby to był pan, to nie wiem, jakby było z poczuciem humoru klepanych...
Klub się rozwija, wprowadza sprzętowe nowości, pracownicy i klienci zadowoleni, czegóż chcieć więcej. Przyjdzie czas, że i Stryjka kiedyś ktoś zdrowo klepnie nie na szczęście.
OdpowiedzUsuńZasyłam serdeczności
być może trochę żal tej familiarności, która jest zwykle udziałem małych klubów, a znika, gdy biznes zaczyna się bardziej rozkręcać, ale tak jest chyba we wszystkich firmach, bez względu na branżę... ale skoro firma się zmienia, to szef też musi...
Usuńserdeczności :)
Tak czy siak , kobiety mają duży wpływ na mężczyzn . W każdym wieku....
OdpowiedzUsuńtemu zaprzeczyć nie ma jak :)
UsuńWłaśnie obejrzałam walkę zalinkowaną przez ciebie u mnie.
OdpowiedzUsuńForeman vel Briggs. Sorry za rozbicie wątku, ale chyba inaczej się nie da.
Jak dla mnie była to walka bardzo wyrównana, chociaż osobiście wydaje mi się, że Foreman był lepszy, ale znowu... na Briggs'a przyjemniej się patrzyło. Młody, szybki, lepiej zbudowany ( chodzi o tę stronę estetyczną).
Foreman władował na twarz Briggs'a tyle ciosów, że dziwne mi się wydawało, że Briggs jeszcze na nogach się trzymał. Foreman też co prawda swoje zarobił ale totalnie miał wywalone na look- czyli właśnie bez zbędnego podrygiwania, skakania...
Nie wiem czy w tym układzie jest sens o tym mówić bo jeden młody drugi o 20 lat starszy.
Ogólnie rzecz biorąc było kulturalnie, sportowo i pięknie pod względem technicznym. Fachowo. Dobra, emocjonująca walka. Kibicowałam jednak Foreman'owi.
Oglądałeś film na faktach :" Kamienne pięści"?
https://www.cda.pl/video/63412555e
"Befsztyk" Londona jeszcze czytam.
I tak po jednym klapsie wychodzić? Nie wiem, czy to wystarczająco dużo szczecie przyniesie ;p. Ale na pomysłowość widać działa, bo szybko wpadła na fajną, nietuzinkową nazwę i świetnie dobrane logo :D.
OdpowiedzUsuń