06 listopada 2024

PIERWSZA KAWA I KLAPS NA SZCZĘŚCIE

Zakładany miesiąc reorganizacji i remontu klubu Kaśki co nieco spuchł do paru tygodni więcej, ale wreszcie całe przedsięwzięcie dobiegło końca. Wojownicza wiedźma prawie całą gażę za wygraną wrześniową walkę przekazała stryjowi do dyspozycji, co nie było jakąś wielką koniecznością, niemniej jednak mocno pomogło całej sprawie. Tym samym też Maczeta stała się oficjalną wspólniczką firmy, która tak, czy owak miała stać się kiedyś jej własnością. Zmieniło to przy okazji zakres jej obowiązków, gdyż zatrudniono nieco nowych ludzi, na ile jednak przybyło jej czasu na to, co lubiła robić najbardziej, czyli rehabilitację oraz treningi personalne? To nie było jeszcze takie jasne, jasne było jedynie to, że podniosła nieco ceny swoich usług, co wcale nie zmieniło długości kolejek ludzi, którzy się zapisywali centralnie do niej. Rzecz jasna nie była sama, bo klub zatrudniał jeszcze nieco innych znakomitych fachowczyń, tudzież fachowców, jednak chodzenie "do Pięknej" na zabiegi lub treningi uchodziło na mieście za rodzaj pewnej nobilitacji, było powodem do dumy dla snobów. Za to wielki plakat anonsujący jej niedawną walkę z niejaka "Bestią" Maczugą był pierwszą rzeczą, którą widział klient wchodzący do recepcji. No właśnie, recepcja. Przedtem była ona połączona razem ze sklepem z odżywkami, suplami, czy innymi tego typu produktami, teraz rozdzielono te działy, ku radości Jacusia zresztą, który mógł się skupić całkiem na onym sklepie. Nie był sam bynajmniej, bo miał do pomocy dwie niedawno przyjęte siostry Cycatki, które swoimi naturalnymi walorami używanymi do mowy ciała potrafiły niejednego klienta zmotywować do obfitych zakupów. Za to recepcją rządziły dwie przeurocze wiedźmy Gotki, które naraiła Kaśce Anita, jak na razie sprawdzały się na tym stanowisku znakomicie. Nie miały bynajmniej łatwej pracy, gdyż wciąż były podrywane przez wielu klientów, czy też nawet niektóre klientki. Na niewiele się zdawały zdobiące ich służbowe dresy plakietki "robię to wyłącznie z moim mężem". Dopiero Kaśka znalazła na to sposób. Obłożyła recepcję dość specyficznym rodzajem zaklęcia na pograniczu klątwy. Gdy klient za długo zawracał głowę recepcjonistka wciskała ukryty mały guzik alarmowy, wtedy takiej natrętnej osobie, zwykle panu nagle chciało się bąka, zaś gdy go uskutecznił robiło mu się głupio, po czym więcej już nie przychodził do recepcji bez naprawdę ważnej sprawy. Po jakimś czasie ilość takich zalotników wyraźnie spadła.
Zakupiono sporo nowego sprzętu, jak zwykle najlepszej jakości, jest więcej miejsca do ćwiczeń, do różnych zajęć, zaś porządkiem całości, tudzież różnymi technikaliami zajmuje się Mala mająca do dyspozycji trzy panie oraz jednego pana, który dba o wszelkie różniste instalacje, elektryczne, tudzież hydrauliczne. Pan jest jednocześnie kierowcą firmowego vana, którym wozi wszystko, co akurat trzeba wozić. Cała czwórka jest sporo starsza od swojej szefowej, ale nikomu to nie przeszkadza. Zwłaszcza, że ta szefowa śmiało podjęła się nowej, nieznanej jej roli realizując ją jak zwykle po swojemu: przede wszystkim miłym uśmiechem, tudzież życzliwym nastawieniem do podwładnych. Nie ogranicza się też bynajmniej do wydawania poleceń, tylko sama jeździ na przysłowiowym mopie, tak dziarsko, że aż dudni, czym też zdobywa wiele sympatii do siebie. 
Co nieco swoje zachowanie zmienił szef klubu, czyli Stryj Mitu. Jeszcze przed remontem miał on zwyczaj robienia gospodarskiego obchodu całego klubu. Jako człowiek rubaszny, obdarzony dużym poczuciem humoru przechodząc przez siłownię wypłacał wtedy zawsze klapsa jakieś ćwiczącej panience, która akurat się zagapiła udając, że się właśnie zamyśliła. Żadna bynajmniej nie strzelała wtedy focha, tylko udawała tego focha, niektóre panie wręcz prowokowały Stryja, aby to na nie akurat zwrócił uwagę. Jednak po remoncie, gdy klub zaczął już normalnie funkcjonować, zwyczaje się zmieniły. Stryj przestał aplikować klapsy. Motywując to twierdził, że skoro ośrodek się rozrósł to pora już spoważnieć, że stanowisko go zobowiązuje. Poza tym ilość nowych klientów klubu spowodowała, że klimat przestał być tak rodzinny jak kiedyś, więc owe klapsy nie pasują już do nowej sytuacji. Jedynymi beneficjentkami pozostała Stryjenka: księgowa oraz prawniczka firmy, tudzież Mala, wspomniana kierowniczka działu technicznego, do tego jeszcze zachowywana została pewna dyskrecja. Kwestia tej pierwszej, jako małżonki była raczej zrozumiała, za to co do drugiej, to stoi za tym pewna nader zabawna anegdotyczna historia.
Otóż na samym początku Lata, gdy Mala tylko zaczęła swoją pracę zdarzyło się któregoś dnia, że zepsuł się ekspres do kawy, dość ważny element wyposażenia gabinetu Stryja. Akurat nasza bohaterka zmieniała tam żarówkę, czy też robiła coś innego. Jako, że szef wszystkich szefów był zawalony papierami, poprosił dziewczynę, aby przyniosła mu kawę, było skąd, gdyż drugi ekspres stał w pokoiku socjalnym. Nie musiał czekać zbyt długo, prośba została spełniona natychmiast, za to gdy Turbina, jak ją nazwano później, już odchodziła zaliczyła klapsa. Gdy spojrzała zdziwiona na Stryja, ten się tylko uśmiechnął dodając:
- To na szczęście i jako dowód sympatii.
Mala nie znając pojęcia focha odwzajemniła ów uśmiech, po czym wyszła pracować gdzieś dalej. Jakież było zdziwienie Stryja, gdy następnego dnia po wejściu do biura usłyszał pukanie do drzwi, potem weszła Mala niosąc kubek gorącej kawy. Zaś gdy postawiła go na biurku przyjęła wdzięczną, powabną, jakby zapraszającą pozę mówiąc przy tym:
- To jeszcze poproszę o coś na szczęście.
Była niezwykle zgrabną dziewczyną, więc zbrodnią byłoby nie złożyć hołdu pewnym jej bezdyskusyjnym walorom. Od tamtej pory, mimo że ekspres do kawy został zreperowany, pierwszą kawę danego dnia pracy Stryja przynosiła zawsze Mala. Potem zaś wychodziła odeń obdarowana kolejnym dowodem sympatii na szczęście. Ta nowa świecka tradycja jest słodką tajemnicą obojga, przetrwała też okres remontu, po czym jest realizowana do tej pory. Gdy Stryja czasem nie ma na obiekcie, to Mala bardzo uważa na siebie, aby nie zdarzyło się jej nic pechowego. Bo skoro nie było klapsa na szczęście, to dzień może być mniej udany.
Aha. Podczas jednej z ostatnich takich ceremonii Mala wniosła kolejny swój wkład do rozwoju firmy. Otóż gdy weszła do gabinetu Stryja niosąc należną mu pierwszą kawę ten akurat mocno się nad czymś głowił. Wymyślił sobie, że nadeszła pora, aby klub miał jakąś chwytliwą nazwę, bo do tej pory zawsze wszyscy mówili "Klub", obecnie jednak wymagało to pewnej zmiany. Wtedy właśnie szef zwierzył się dziewczynie jaki ma kłopot:
- Może ty coś mi podpowiesz? Bo co wymyślę jakąś nazwę, to każda kolejna jest głupsza od poprzedniej. Kicz goni kicz, a ja coraz bardziej idiocieję od tego. Miałabyś jakiś pomysł?
Mala nie zastanawiała się ani chwili:
- Oktagon.
Akurat tak nazywano największe pomieszczenie klubu, gdzie mieścił się prawdziwy oktagon, czyli taka jakby klatka do walk sportowych. Najczęściej wynajmowano je różnym zawodnikom lub innym klubom na godziny, aby tam przeprowadzano sparringi, czy też inne rodzaje treningu. Czasem też Kaśka prowadziła tam własne zajęcia, czy też inna instruktorka lub instruktor. Stryj słysząc to zareagował od razu:
- Dobre! Pasuje mi to! Wiedziałem, że mogę liczyć na ciebie.
Potem jednak zasępił się nieco:
- Tylko długie. Neon będzie kosztował swoje.
- Nieprawda. Nie będzie tak tragicznie.
Dziewczyna sięgnęła po kartkę, długopis i napisała:
8GON
- Ludzie szybko załapią sens, od razu się nauczą.
Potem cały napis otoczyła pogrubionym zarysem ośmiokąta.
- Od razu mamy logo. Piękno tkwi w prostocie. Tylko niech ktoś zdolniejszy plastycznie dopracuje to. Proponuję Ilonę, tą od wendo, ona bardzo ładnie rysuje, maluje, takie tam inne. Dobierze dobre, odpowiednie literki, dobierze pasujące kolory, ustawi proporcje...
- Słońce, jesteś genialna! Już zaczynam to procedować. 
Stryj sięgnął po telefon.
- Ilona, Ilona, już po nią dzwonię.
- Tylko jeszcze jeden drobiazg.
- Co takiego?
- Chyba o czymś zapomnieliśmy?
Mówiąc to Mala przybrała ponętną, zapraszającą pozę...

4 komentarze:

  1. Pomysł z nazwą i logo świetny, choć chyba nie wpadłabym na pełna nazwę ze skrótu, ale nie znam się na klatkach klubowych.
    Jaki szef, taka tradycja...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. klatka (oktagon) do walki to po prostu rozszerzona wersja ringu bokserskiego, jest więcej miejsca i nie można zeń wypaść na zewnątrz...
      nie każdy zna liczebniki greckie, nie każdy więc wie, że osiem = okto, ale Mala dobrze przewiduje, jeden usłyszy od drugiego i w końcu wszyscy się nauczą...

      Usuń
  2. Mi się ten guzik na bąki w recepcji dla mędzącego klienta baaardzo spodobał :)
    Sympatyczny sposób na pozbycie się natręta, szkoda że śmierdzący.
    Natomiast klapsy po życi ku chwale kobiecych wdzięków... niefajne.
    Stryjek jak tatuś klepiący bobasy aby się im odbiło i aby nie ulały.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, mimo wzmianki o kobiecych wdziękach stryjek wymierza te swoje klapsy bardziej po ojcowsku, tu nie ma nic erotycznego w tych gestach... za to Mala, jak wiemy, ma deficyty kontaktów z rodzicami, więc chętnie wchodzi w tą zabawę...

      Usuń