27 października 2024

TEN SABAT (1/2)

Ostatni dzień Lata
- Jesteś nasza...
Od dwóch dni Mala delektowała się tymi słowami usłyszanymi w Pleciudze. Można je było sobie rozumieć na różne sposoby, ale każdy sprawiał jej przyjemność. Co prawda miała chwilę focha, gdy Kaśka oznajmiła jej, że ma być na sabacie równonocnym nie pytając, czy w ogóle tego chce. Ale to była bardzo krótka chwila, bo przecież chciała, zaś jedna siostra po prostu wiedziała, czego chce druga.
Zbędne też było pytanie, czy Turbinka przyjedzie do Anity wcześnie rano, aby pomóc podczas przygotowań do owego sabatu. Jej uczynność, tudzież pracowitość, które dawała światu dostrzec przez całe Lato stały się wręcz przysłowiowe wśród przyjaciółek. Tak więc dojechała autobusem, doszła do furtki, potem użyła dwóch pinów otrzymanych dwa dni wcześniej od Anity. Pierwszy był elektroniczny, udrożniał na chwilę ową furtkę, drugi zaś magiczny, który na podobną chwilę zawieszał działanie zaklęcia ochronnego. Po kolejnych chwilach dziewczyna dotarła do salonu. Słysząc jakieś odgłosy w kuchni ruszyła tam, ale one też ją usłyszały.
- Ale wyrosłaś!
Tak ją przywitała kobieta ubrana w szary dres i mająca na głowie szopę kolorowych włosów tworzących fryzurę zwaną "szczypiorek po burzy".
- Przepraszam, ale z kim mam przyjemność?
- No, masz prawo nie pamiętać po tylu latach.
Ta odpowiedź będąca też popowiedzią wykonała swoje zadanie. 
- Ciocia Lala, jak mniemam?
- Tak mnie wołają. Ale do uściśnięcia takiej ślicznej dupeczki nie trzeba mnie wołać, sama biegnę.
Uścisk może nie był zbyt mocny, ale ładunek pozytywnych wibracji, które zawierał Mala uznała za imponujący.
- Oni już wstali?
- Odłosy z góry sugerują, że jak się oboje sprężą, to mają szansę zjeść niewystygłą jajecznicę. Aha, ty coś już jadłaś dzisiaj?
- Coś tam skubnęłam.
- To myj łapeczki i siadaj do stołu, to jeszcze coś skubniesz. Chcesz kawę, herbatę, czy coś tam jeszcze innego?
- Nita ma taką fajną zieloną z dodatkami.
- W puszce w rastamańską tęczę?
- No.
- To już wiem, znam ten produkt.
Gdy do salonu zeszli Anita i Borek okazało się zaraz, że to jeszcze nie koniec procesu zaludniania się tego pomieszczenia. Pojawiła się bowiem Kaśka, za nią zaś Adaśko, oboje obładowani różnymi różnościami. Mala rzuciwszy na to okiem spytała:
- Po co tyle cebuli? 
- Na zupę. Nie mamy w planach imprezy po sabacie, ale coś tam potem trzeba dać ludziom zjeść. Cebulowa to jest jedna z najlepszych koncepcji na takie spędy. Sprawdzone, naprawdę działa.
- Namiot?
To było pytanie Anity. Odpowiedział Adaśko.
- W wozie. Jak zjecie to przeniesiemy naokoło domu.
- Namiot?
Tym razem spytała Mala, ale jakby z inną intonacją. Tą piłkę przejęła Nita zaczynając od głębowkiego wdechu.
- Turbinko kochanie, do tej pory sabaty były zawsze w pracowni, ale tym razem, przy tej spodziewanej frekwencji, to będzie fizycznie niewykonalne. Tak więc działamy na ogrodzie. Może kropić, ale kopuła niewidka przed deszczem nie chroni.
- Kopuła niewidka?
- Pamiętasz ogródek ziołowy? Nie był zbyt legalny, więc wymagał takiej właśnie ochrony. Teraz będzie to samo, tylko większe. Dlaczego to jest konieczne to chyba rozumiesz? Po co nam robić zgiełk na pół dzielnicy?
- Taka kopuła tłumi dźwięki?
- Dokładnie, cały mechanizm działania tego zaklęcia poznasz podczas szkolenia. Teraz, tak dwoma słowami to się nie da tego objaśnić. Jak ustawimy namiot i dojedzie Ruda to będziemy montować kopułę. Ta będzie większa, jedna osoba tego nie zrobi. A z tych dziewczyn, które przyjadą to nie wiem która to umie.
- A ile przyjedzie?
- Jak dobrze pamiętam, to jakieś dziesięć plus niektóre przywiozą uczennice. Mam to spisane na kartce w pracowni. Do tego dochodzą Gotki, one zgłosiły się grupą, nie podały dokładnie ile ich ma być. Ale też jakieś maksimum dziesięć dupek, bo cały ich kowen więcej nie liczy.
- Kto to są te Gotki?
- To my je tak nazywamy, bo się zawsze tak samo mundurują, taki mają styl. To był kiedyś spory kowen, bardzo fajne wiedźmy zresztą, ale spotkała je tragedia. Cztery poleciały do Ameryki Południowej, chciały poznać tamtejsze szamanki, trochę się pouczyć ich magii. Ale nie doleciały. Samolot nagle zniknął, po prostu rozpłynął się na ekranach radaru. Szczątków nie odnaleziono, jakaś setka osób mniej więcej to była. Ale te cztery to były akurat świetne czarownice, najstarsze stażem, doświadczeniem. Gotki zaczęły się gubić, nie wiedziały co ze sobą zrobić. Chciały się podłączyć do nas, ale wiemy jaka jest nasza sytuacja. Na stałe jest nas czwórka... Ups, od dzisiaj już piątka.
Mówiąc to Nita uśmiechnęła się do Mali.
- Za to reszta jest taka dochodząca jakby. Też są nasze, też są siostry, ale tak trochę luźniej. Więc Gotki są nasze na takiej samej zasadzie. My je znamy wszystkie, tylko ty Turbinko nie znasz żadnej, ale dziś sporo poznasz.
- Za ile reszta tych stałych naszych się zjawi?
- Roxy za chwilę, już jedzie. Maliny wcale nie będzie. Dziś rano, czy raczej bladym switem, takim przedraniem jeszcze, barbarzyńską porą, jak na niedzielne wstawanie, zadzwoniła do mnie, aby ten fakt zakomunikować.
- Czemu jej nie będzie?
To pytanie zadała już Mala.
- Nie wiem, tego nie powiedziała.
- Ale wie Kaśka na pewno. Kasiu, czemu jej nie będzie?
- Pomidor.
- Mala uważaj. Jak spytasz ponownie to każe ci spierdalać.
- To już akurat wiem. 
- Za to ja wiem coś więcej. To jest tak, że Lalka ma kłopot, z którego sobie zrobiła problem, ale nie jest to aż taki duży kłopot, żeby nas wszystkie wzywać na pomoc, bo inaczej nasza Maczeta by się zaczęła stopniowo pruć.
Wreszcie pojawiła się Roxy. Wyściskała wszystkich, wypiła Anicie prawie całą herbatę z jej kubka, po czym oświadczyła:
- Jest dobrze, tylko że ja tu żadnego tempa roboty nie widzę. Mala, ty jesteś najżwawsza, pogoń to całe towarzystwo, niech jakieś ruchy uruchomią.
Ruchy w końcu się uruchomiły, powoli zaczęły przybywać nowe wiedźmy, za to najzabawniej było, gdy pojawiła się ekipa Gotek. Od razu uformowały dwie kolejki do selfies. Pierwszą do Kaśki, mistrzyni walki, niedawnej triumfatorki, drugą do Cioci Lali, super wiedźmy, mistrzyni wszystkiego, dla nich postaci wręcz legendarnej, elegancko już wylaszczonej do tego.
Ale potem do rozpoczęcia sabatu już nic specjalnego się nie wydarzyło. Panowie pokroili cebulę oraz inne prekursory na zupę, po czym pojechali na piwo, reszta rzeczy na ogrodzie była już gotowa, za to miał miejsce pewien incydent taki trochę na boku, nikt za bardzo nie zwrócił nań uwagi oprócz bezpośrednio zainteresowanych osób. Otóż sabaty miewają przeważnie dwa cele. Pierwszy ogólny to wzmocnienie mocy samych uczestniczek, jakaś integracja wzajemna. Drugi szczegółowy to wykonanie jakiegoś zadania, które dla jednej osoby może być za trudne, ale kilka może już tego dokonać. Najczęściej są to zaklęcia pomocowe, zwykle natury medycznej. Po prostu działa się tak, aby wykorzystać zbiorową, wspólną energię uczestniczek sabatu. Czasem są to zaklęcia destruktywne, czyli klątwy skierowane przeciwko komuś, ale to nie zdarza się zbyt czesto, obwarowane jest to zawsze pewnymi zasadami.
Otóż przed samym sabatem Mala dostała zadanie, aby pozbierać wśród uczestniczek ewentualne zamówienia na jakieś zbiorowe zaklęcie. Aby szło to sprawnie technicznie przyjęło się je spisywać na karteczkach, fiszkach papieru, które na końcu trafiają do prowadzącej. W pewnym momencie, gdy Turbina już wszystko pozbierała, Nita usiadła sobie gdzieś na boku, aby je przejrzeć. Lektura jednej z nich spowodowała, że nagle zamachała do Mali kręcącej się nieopodal w pobliskim pobliżu.
- Turbi, pamiętasz, kto ci dał tą karteczkę?
- To mi dała taka małolata, chyba młodsza ode mnie.
- Gotka?
- Nie, ona nie była z tej grupki. To była...
Mala uważnie się rozejrzała...
- Już wiem, mam ją. To tamta co tam stoi.
- To ja mam taką małą prośbę kochanie. Żebyś znalazła szybko Rudą, niech tu podejdzie zaraz do mnie. Okay? Możesz to zrobić?
- Jasne. Chwila, moment, zaraz ją masz.
Faktycznie trwało to chwilę. Anita podała Roxy karteczkę.
- Co o tym myślisz?
- Tu nie ma nic do myślenia. Za kuciapę i wynocha! Paszła won lampucera jedna. Ty masz jakieś wątpliwości? Chyba że sobie teraz żartujesz?
- Nie, nie mam. Chciałam się tylko upewnić.
- To się upewniłaś.
- Turbinko, jeszcze jedna prośba. Widzisz tamtą babeczkę, tam przy oknie? Ta co wodę pije teraz. Podejdź do niej proszę i dyskretnie zaproś tu do nas.
Już po chwili wspomniana kobieta podeszła do stolika. Anita bez słowa podała jej oglądaną przez wiedźmy kartkę papieru. Ta rzuciła na nią okiem po czym spytała:
- Co z tym robimy?
- To nie ty pisałaś? 
- To chyba już bez znaczenia?
- Właściwie bez. Za wyłamującą uczennicę odpowiadasz ty, nie ona. Żeby nie było, to nic do ciebie nie mamy, ale teraz, dziś musimy się pożegnać.
- Tak, masz rację. Naprawdę mi głupio. Przepraszam.
- Okay, zero złości. Wpłacałaś coś na catering?
- Tak, pięć dych. Cioci Lali płaciłam, słowo.
- Nie wygłupiaj się, przecież ci wierzymy. Roxuś, możesz jej to zwrócić? Mam torebkę zamkniętą w pracowni. Potem się rozliczymy. Tak?
Kobieta odebrała od Rudej banknot, odwróciła się i bez słowa odeszła od stolika. Chwilę jeszcze patrzyły jak podchodzi do jakiejś młodej dziewczyny, po czym jak obie ruszyły przez salon do wyjścia. Roxy podsunęła Anicie kłopotliwą kartkę mówiąc:
- Opowiedz Młodej co tu się w ogóle stało.
- Pewnie. Chodź Turbi na szybką lekcję.
Dziewczyna posłusznie usiadła przy stoliku.
- Co jest na tych wszystkich kartkach, o co w nich chodzi, to chyba wiesz, tak? Czy coś uzupełnić?
- Nie, wszystko rozumiem.
- Wiesz co jest nie tak z tą kartką?
- Chodzi o klątwę, ale przecież...
- Klątwa jako taka jest okay, dla porządku trzeba tylko zapytać, kim jest ofiara, jak komuś coś nie pasuje, jak ktoś ma obiekcje, to kartka idzie do kosza i zapominamy, nie ma problemu. Tylko tu akurat, czystym przypadkiem wyszło, że my znamy tą ofiarę i sprawa jest z założenia śmierdząca.
- Nasza? Znaczy wiedźma?
- Brawojasiu. Takich rzeczy się nie robi. Ta babencja to wie, ale mimo to pakuje nas i resztę sióstr w nienaszą wojnę. Ale to jeszcze nie koniec.
- Wiem. Nie ona to pisała. Wyłamująca uczennica, to akurat usłyszałam. Czyli samowolka. Dziewczyna chciała przemycić swoje porachunki, ujebać tamtą naszymi centralnie rękami. 
- Nas akurat to nie obchodzi, dla nas odpowiedzialna jest mentorka, nie uczennica. Dlatego wygnałam obie, ale...
- Ale starej dałaś szansę. Młoda za to nie ma tu już wjazdu. Mogłaś zbanować także starą, ale po co tworzyć za dużo złej krwi? Dobrze kombinuję?
- Znakomicie. Chyba niedługo już zaczynamy? Jak się czujesz, tak w ogóle? Mała Mala Piąty Element. Zwołuj powoli dziewuchy na ogród. 
- Dobrze. Ja jestem wasza, wy jesteście moje. Tak?
Niestety narrator nie został wpuszczony ani do namiotu, ani nawet pod kopułę niewidkę, więc nie wie, co się działo dokładnie podczas tego jak dotychczas najliczniejszego sabatu u Anity. Tyle tylko, że aby było bardziej psychodelicznie Mala oraz inne debiutantki zostały uraczone szałwią wieszczą. Były bardzo dzielne, jak na dobrze się zapowiadające wiedźmy przystało, zaś gdy wszystkie panie na sam koniec pokrzepiły się wielce pożywną, tudzież smaczną zupą cebulową otrzymały propozycję nie do odrzucenia, czyli wspólny lot po obiekcie na miotłach oraz innym tego typu sprzęcie. Po wykonaniu tego zadania bojowego eskadra powoli zaczęła się przegrupowywać opuszczając lokal. Została tylko Ciocia Lala, Anita oraz inne dwie wiedźmy: pewna młoda adeptka oraz jej mentorka, które mieszkały dość daleko w innym mieście i które Nita zgodziła się przenocować. Za to Kaśka i Mala wsiadły do auta Roxy, która postanowiła je porozwozić do domów. Gdy zajechały pod kamienicę Turbiny Maczeta położyła swoją dłoń na jej ramieniu ze słowami:
- O Lalkę się nie martw, to naprawdę nic poważnego.
Choć Mala oberwała już co nieco od życia, to jednak była wrażliwą szesnastolatką, nie tak twardą, jak jej nowe starsze siostry, więc mimo usłyszanych słów martwiła się o Malinę, zwłaszcza, że kompletnie nie wiedziała co się mogło stać, o co może chodzić, za dużo myślała, więc nie miała na to za bardzo pomysłu.
DOKOŃCZENIE WKRÓTCE...

22 października 2024

Narkopodwyżka - nieco refleksji

Było trochę zabawnie, gdy kilku polityków, także dwóch dość istotnych dostało histerii co do tematu alkotubek. Sprawa ponoć jeszcze się nie skończyła, bo teraz reżim chce brać się za lody, czekoladki, czy inne jakieś tam cukierki, produkty kompletnie bez znaczenia, jeśli chodzi o podaż najbardziej popularnego narkotyku, czyli alkoholu. Tak naprawdę, to jest to czysta fanfaronada, pokazanie jak bardzo reżim chroni dzieciaki, bazująca na ludzkim lęku, czyli strachu przed fikcyjnym zagrożeniem.
Ale oprócz tego dzieją się też ruchy poważniejsze, czyli zapowiedź podwyżki cen tegoż. Tak to jest odbierane. Bo to, jaką drogą do niej dojdzie, czy ustaleniem ceny minimalnej za gram substancji czynnej, czy podwyżki akcyzy to jest już kwestia czysto techniczna, dla ewentualnego nabywcy kompletnie nieistotna. Puenta jest prosta: ma być drożej.
Tu reżim jest akurat porażająco szczery. Nie plecie bzdur na temat redukcji szkód wywołanych nadużyciem alkoholu, czy innych narkotyków, bo samej idei redukcji szkód kompletnie nie pojmuje, tylko przyznaje, że celem jest urealnienie cen, które jak wiadomo nie są do końca wolnorynkowe. Gdyby chciano tak realnie, na poważnie ograniczyć zjawisko owego nadużywania, to zalegalizowano by marihuanę, ale to jest za trudne dla decydentów, których większość to marychofobi, realni lub na takich pozujący. Za to zwykli ludzie, jak widać za mało doznają przykrości na skutek tego zjawiska, aby połączyć przysłowiowe kropki i wymóc taką zmianę. Jednak kwestia owych marychofobów, użytecznych idiotów działających dla alkolobby to jest już temat na inną, osobną dyskusję. Można z nimi pogadać jeśli są otwarci na wiedzę, ale zwykle to są zakute łby, na nich nie warto tracić czasu. Skupmy się więc raczej na spodziewanych skutkach zapowiedzianej podwyżki. Jakież one mogą być jeśli do niej dojdzie?
Trudno cokolwiek odpowiedzieć nie znając konkretniejszych liczb, ale skoro ma być "urealnienie", to stopa  procentowa owej podwyżki powinna być mniej więcej zbliżona do stopy inflacji. Tak więc od strony takiej czysto ekonomicznej nic wielkiego nie powinno się dziać. Państwo, które jak wiemy, ma gdzieś tak zwaną "trzeźwość narodu", tylko bardziej dba o interesy dilerów alkoholu nie może zbyt ostro podnieść akcyzy, gdyż tym samym zadziała wbrew nim, więc także sobie.
Ale na kim zarabiają owe połączone siły? Podzielmy sobie ludzi pod kątem sposobu, tudzież ilości spożycia na pewne grupy. Zaznaczmy jednak na wstępie, że ów podział jest przybliżony, granice między tymi zbiorami nie do końca ostre, zaś ich nazwy umowne, na potrzeby tego tekstu:
"Alkoholicy". Czyli ludzie cierpiący na chorobę alkoholową, uzależnieni od omawianego narkotyku. Kupują go regularnie, chyba że czasem zdobywają inaczej, przerywają używanie jedynie przy krytycznych okazjach, albo gdy podejmą mniej lub bardziej udane próby leczenia.
"Pijacy". Osoby pijące dużo, jak to się naukowo określa: ryzykownie lub problemowo. Co do regularności, to bywa rozmaicie. Nie są uzależnione, choć wiele jest na dobrej drodze do tego. Ich ilość jest szacowana na nieco większą, niż pierwszej grupy, zaś łączną sumę wydawaną przez nich na alkohol można uznać za podobną lub nawet nieco większą.
"Umiarkowani". Grupa największa, najliczniejsza, choćby ze względu na bardzo szeroki stopień owego umiarkowania, na bardzo duży rozrzut częstotliwości używania. Jak prawie każdy użytkownik piją dla tripu, jednak nie przekraczają granic owego tripu na tyle, aby móc to nazwać nadużyciem. Do tej grupy można też zaliczyć pijących "tylko dla smaku", ale trzeba pamiętać, że przeważająca ich część nie deklaruje prawdy na swój temat. Nie ma więc sensu ich jakoś detalicznie oddzielać. Ludzie trzeciej grupy nie kupują zbyt dużo towaru, jak na jednostkę, choć być może swoją licznością nadrabiają to, jednak Intuicja podpowiada, że łączna suma wydawana przez nią na alkohol jest mniejsza, niż przez pierwszą lub drugą.
"Abstynenci". Tacy, którzy nie piją wcale lub tak mało i tak sporadycznie, że jest to całkowicie pomijalne. To zaś oznacza, że suma, którą ta grupa wydaje na alkohol jest zerowa lub bardzo bliska tego zera. Co więcej, nieraz dostaje ona po dupie. Dokładnie tak, bo ludzie tej pierwszej lub drugiej grupy niekoniecznie piją za swoje.
To wszystko teraz trzeba policzyć, nie ma za bardzo do tego chętnych, ale wychodzi, tak na czuja, na to, że alkodil najwięcej trafia na dwóch pierwszych grupach. Na czwartej wcale nie trafia, zaś ta trzecia jest do dyskusji.
Ale...
Nie jest koniecznym zbyt strasznie rozumować, żeby dojść do wniosku, iż na krótki dystans alkodilerom, tudzież państwu zależy na ludziach pierwszej oraz drugiej grupy. Zrozumienie tych pierwszych jest banalne, kłopot zaczyna się przy tych drugich. Jest bowiem tak, że spożycie omawianego narkotyku przez ludzi pierwszej, tudzież drugiej grupy przeważnie generuje jakieś szkody. To zaś powoduje pewne koszty. Część tych kosztów pokrywają rodziny, czy też jacyś inni bliscy userów alkoholu. Być może jakiś drobny promil biorą na klaty nawet sami userzy. Ale drugą część pokrywa państwo, zarządca kraju. Jakie szkody można wykonać skutkiem nadużycia tak ukochanego przez społeczeństwo narkotyku? Nagie małpy potrafią sporo nawet na trzeźwo, niektóre nawet po Zielu, po którym żadnych szkód raczej nie ma, którego zresztą nikt przytomny, nie będący marychofobem nie zaliczy do narkotyków sensu stricto. Ale za to pojawia się dość ciekawe pytanie. To, że dilerzy (producenci, sprzedawcy) alkoholu mają gdzieś szkody wywołane nadużyciem tego narkotyku jest sprawą jasną, klarowną. Za to nie jest do końca jasne, czy wpływy będące skutkiem podatku akcyzowego na pewno pokrywają koszty naprawiania owych szkód? Innymi słowy, czy ludzie mniej pijący, konsumujący mniejszą ilość narkotyku finansują, tak po części zabawę tych więcej pijących? 
Pytanie do przemyślenia, zaś jako tło muzyczne proponujemy znowu piątkę Laleczek, od których jakoś nie potrafimy, czy też nie chcemy się odkochać. Akurat kawałek zagrają godny, znany, wręcz kultowy, jak świetnie to wiedzą maniacy prawdziwej, dużej muzyki.
Jeszcze bonus dla maniaków samych Laleczek:

12 października 2024

WIEDŹMOWA PRZYGODA URLOPOWA

Tego roku Anita wybrała, jak co roku zresztą, wrzesień, jako porę, gdy spędzi czas umownie zwany urlopem. Porę tą wyznaczał grafik realizacji jej hobby, jakim była uprawa Zioła, które co prawda można realizować przez cały rok przy obecnych rozwiązaniach technicznych, jednak Lato niezmiennie niesie za sobą najmniejsze koszty. Podobnie zresztą podchodziła do sprawy Kaśka, która dysponowała zupełnie innymi warunkami do uprawy, ale zostawmy już ten temat, jako mało istotny dla treści tej opowieści. Tym razem Nita zgadała się ze swoją najlepszą psiapsią Roxy, że spędzą ten urlop razem. Plus także ze swoimi chłopami. Rok wcześniej wiedźma spędziła ów czas w miejscu, które na tyle przypadło jej do gustu, że uznała, iż warto to powtórzyć. Jako, że Borek nie oponował, sprawa została przesądzona, zaś Roxy, po przedstawieniu jej pomysłu szybko się nań zgodziła. Misiek, jej facet również nie oponował. Czyli konsensus był, zaś samo miejsce, gdzie cała czwórka miała się wybrać być może podobałoby się wielu osobom, jeśli by miały podobną koncepcję urlopu. Jak na ich mobilność nie było ono zbyt daleko od miasta, bo nie więcej, niż dwieście kilometrów autem. Był to otoczony lasem ośrodek domków campingowych położony nad jeziorem. Jak to przedstawiła Anita na pierwszej rozmowie jakiś czas wcześniej:
- Teren uzbrojony, domki z łazienkami, inne wyposażenie jest, czajnik, lodówka, telewizor, mini aneksik kuchenny, wszystko inne co potrzeba. Jak to w niezłej klasy hotelu. Sam teren czyściutki, zadbany, chroniony, zamknięty dla obcych. Każdy domek milusi, grube drewno, otoczony żywopłotem, czyli dyskrecja, prywatność jak należy. Do tego żadnych dzieciaków, zwierzaków, ośrodek jest targetowany na takie pary, jak my, czy inne duety. Inne zestawy też mile widziane, zawsze porządne wyrko ekstra dostawią na ekstra życzenie.
Roxy westchnęła:
- Oaza Świętego Spokoju...
- O to nam chyba kurwa chodzi, tak?
- A jaki jest rozmiar nieszczęścia? No, wiesz...
Nita podsunęła Rudej cennik, ta spojrzała nań badawczo swym okiem bizneswoman i stwierdziła:
- Tanio nie jest, ale da się wytrzymać. Jak korpodupkę było stać, to mnie też musi. Wchodzę w ten Święty Spokój.
- Jest jeszcze coś dla ciebie.
- Znaczy?
- Bungalowy są wygłuszone lepiej, niż twoja sypialnia.
- No! Kocham cię siostro jak własną osobistą klitorinę. Wreszcie się będę mogła tam wywrzeszczeć za wszystkie czasy.
Wreszcie nadeszła ta wielkoporonna chwila, gdy kawalkada dwóch aut ruszyła spod domu Anity. Była to też okazja, aby Falibor mógł przestować ich nowy nabytek na trasie nieco dłuższej, niż regularne kursy po ulicach miasta. Stary pojazd Anity dostał się na ten czas Malinie, bardzo jej się przydał do pracy. Roxy bowiem, mimo że zawiesiła firmę rozpuszczając swoje panie na ich urlopy, to jednak nie całkiem, gdyż ekipa Lalki działała dalej realizując ostatnio przyjęte zlecenia, które się akurat trafiły. Pracowały tam młode stażem kobietki, którym żaden urlop jeszcze za bardzo nie przysługiwał. Jakoś tak po jednej czwartej drogi auto Roxy jadące jako drugie nagle przyspieszyło, wyprzedziło to pierwsze, po czym na pełnym gazie zniknęło za najbliższym zakrętem drogi.
- Pupcia, co jest z nimi? Co oni robią?
- Nie wiem. Ale chyba nic awaryjnego, bo Ruda by dzwoniła. 
Zaginiony pojazd odnalazł się już wkrótce po iluś tam kilometrach. Stał sobie w parkingowej awaryjnej zatoczce na obrzeżu drogi. Dalej zaś było szczere pole. Gdy Borek zwolnił oboje zobaczyli Miśka siedzącego z błogą miną za kierownicą robiącego wrażenie, jakby się więcej, niż tylko relaksował.
- A gdzie Roxy?
- Co cię to obchodzi nagle?
- Rozumiem, sika za autem po drugiej stronie.
- Tak Słodziaczku, sika za autem po drugiej stronie. Jedź. Dogonią nas, nie zgubimy się, też znają trasę jak dojechać.
Anita spojrzała na Borka z nieukrywanym rozbawieniem...
Wreszcie wszyscy dojechali, zainstalowali się po swoich domkach. Akurat ich dwa były dość blisko siebie, tak zresztą miało być, więc na wypadek wspólnej potrzeby integracji była to korzystna okoliczność. Tak też zrobili nieco później, gdy Anita oprowadziła wszystkich po znanym już jej i Borkowi wcześniej terenie, razem też poszli coś zjeść do skromnego baru, który również funkcjonował na terenie ośrodka, razem też już po powrocie osuszyli butelkę wina okadzoną dymem Ziela ze świeżych anitowych zbiorów.
Za to niekorzystna była pogoda od rana dnia następnego. Ba, żeby tylko tego jednego. Było ich aż trzy takich dni, gdy po prostu padało, może niezbyt intensywnie, czy bez przerwy, jednak wystarczająco na tyle, aby zniechęcić do działań na świeżym powietrzu. Zapewne nasz czwórka nie nudziła się wtedy, gdyż inteligentny człowiek nigdy się nie nudzi. Jednak co wtedy robiła? No cóż, permanentnie wywieszone na klamkach drzwi domków tabliczki "nie przeszkadzać" jasno dawało do zrozumienia, aby się tym nie interesować. Wiadomo, że tylko wieczorami zbierali się wszyscy na werandzie któregoś domku osłonięci żywopłotem prywatności oddając jakimś czynnościom integracyjnym.
Dopiera dnia czwartego Frigga odkucła, Tlaloc schował swój siusiak, zaś Saule obnażając swą gorącą, świetlistą pupę przystąpiła do osuszania okolicznej okolicy. Już od rana nasza czwórka wykonała gruntowne porządki domków oraz okolic, zjadła wspólne śniadanko, po czym panowie poszli do auta aby udać się do pobliskiego miasteczka po jakieś większe zakupy. Ale przedtem Anita wręczyła im małą fiolkę ze słowami:
- To na wszelki wypadek.
- Co to jest?
- Magiczne Antyalko. Żebyście mogli bezpiecznie wrócić, gdy wam wpadnie do głowy wpaść gdzieś na piwo. Jedna, dwie krople niwelują na jakąś godzinę wszelkie działanie narkotyku, żaden alkomat nic nie wykaże.
Gdy wiedźmy zostały same Roxy zapodała:
- Chłopy z dupy - babom leżej. Proponuję spacerek na ten pomost, co go pokazywałaś pierwszego dnia. Przewietrzymy sobie cipska nad wodą. Nie wiem, jak tobie, ale mnie zaczyna być gorąco.
Koncepcja została przyjęta i już po iluś tam minutach panie maszerowały przez teren ośrodka, wreszcie dotarły nad jezioro. Rozłożenie koca oraz pozbycie się wszystkich szatek zajęło im kilka sekund, po czym Anita nagle pokręciła głową ze śmiechem:
- Czy twój Misiek trenuje może siatkówkę?
- A czemu?
- Wcięte ma łapsko chłopisko.
Mówiąc to dziobnęła palcem pośladek przyjaciółki.
- Lepiej popatrz na swoje siniaki na cyckach. Borek pewnie ćwiczy piłkę ręczną po pracy. Pewnie cię wszystko boli, bo mnie na pewno. Po tej trzydniówce dziś chwilowo praktykuję czystość.
- Znaczy umyjesz się porządnie?
- Dokładnie tak to znaczy. Higiena to podstawa.
Co prawda większość czarownic potrafi dość szybko pozbyć się śladów ostrej miłosnej sesji, ale tym razem, na wakacjach, po co nadużywać mocy? Tak sobie szczebiotały na luzie popijając wino, tudzież pogryzając ciasteczka przyniesione w piknikowym koszyku, wreszcie Anita spytała:
- Joint division?
Na co Roxy z udawanym oburzeniem spytała:
- Ależ moja droga! Co ty mi proponujesz? Kto to widział takie rzeczy? Od marychy się przecież zaczyna! Już po jednym razie...
W tym momencie obie zgodnie ryknęły głośnym śmiechem. Ten kretyński, marychofobiczny tekst zawsze śmieszy normalnych ludzi tak, że prawie nikomu nigdy nie udaje się go dociągnąć do końca. Ale nagle spoważniały.
- Chyba będziemy miały towarzystwo.
- Na to wygląda.
Anita zrobiła ruch, jakby chciała sięgnąć po ubranie, Ruda jednak syknęła do niej powstrzymująco:
- Siedź spokojnie korpodupko, nie pękaj, bądź dumna z tego, co masz. Niech wietrzyk ciepły owiewa pieszczotliwie kobiece walory twe.
- Nie wiem, czy to jest dobry pomysł, bo nie wyglądamy zbyt dumnie, tylko raczej jak ofiary przemocy domowej. NIe dajemy tym samym światu zbyt politycznego prospektu.
Zaczęły się ubierać, wiele tego zresztą nie było, tymczasem do wejścia na pomost zbliżała się ekipa czterech panów wieku niezbyt dokładnie określonego. Ubrani byli po letniemu, tak, że raczej nie było do rozpoznania, kim mogą być. Jednak kierunek, z którego nadeszli brzegiem sugerował, że:
- Nie wyglądają na mieszkańców ośrodka.
- Pewnie wleźli na obiekt przez jakąś dziurę w płocie. Tu kamery są tylko przy wjeździe, przy recepcji, przy barosklepiku, chyba nigdzie więcej.
- A ochrona gra w karty lub ogląda gołe baby na kompie.
- Co robimy?
- Zwijamy się. Co by się miało nie zadziać, to Święty Spokój szlag trafił. To co? Spadamy stąd? Pójdziemy sobie do lasu, tam spalimy sobie blancika.
- Nie kochana, tak to ja nie chcę. Najpierw mówisz siedź, potem że spadamy. Zapłacone, u siebie jesteśmy, więc niby czemu mamy stąd iść?
Roxy dała się przekonać, tymczasem wspomniana czwórka maszerowała już pomostem. Nieśli ze sobą karton zapewne piwa, każdy dzierżył w garści po puszce, zaś ton ich rozmowy świadczył, że jakieś piwa wcześniej już zaliczyli. Wreszcie doszli prawie do końca pomostu, zatrzymali się, zachowując jednak pewien dystans społeczny do siedzących na kocu kobiet. Tylko jeden podszedł bliżej, sądząc po niezbyt zachwyconej mnie Anity nawet mocno za blisko.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry.
- Czy sprawi kłopot, jeśli...
Wiedźma wpadła mężczyźnie w słowo:
- Nic nie sprawi kłopotu, jeśli usiądziecie sobie nieco dalej. Wy robicie swoje, my robimy swoje, nikt nikomu nie przeszkadza. Może tak być?
Mówiąc to Nita sięgnęła po butelkę z winem, upiła spory łyk, po czym podała trunek Rudej, która również się uraczyła lustrując stojącego śmiałka od stóp do głowy. Ten zaś odparł:
- To ja mam inną propozycję. Taką, że usiądziemy razem, napijemy się piwa, pogadamy, poznamy się jakoś bliżej. Co wy na to, moje panie?
Głos zabrała Roxy:
- Sprawa jest niestety taka, że to akurat my decydujemy, z kim i w jakich okolicznościach przyrody zawieramy znajomości, szczególnie bliższe, więc wypierdalać! Tam, na środek pomostu. Obiecujemy, że nic się wtedy przykrego nikomu nie stanie.
Po tych słowach bliżej podeszła reszta. Trudno dociec, co mówili, bo przekrzykiwali się nawzajem, można było jedynie rozpoznać pojedyncze słowa nie wszystkie uważane bynajmniej za ładne. Jeden z natrętów podszedł najbliżej, schylił się i wyciągnął rękę do Rudej, ta jednak szybko wstała, spojrzała mu w oczy, szybko coś wyszeptała, po czym wykonała identyczną czynność w kierunku drugiego pana. Anita wstała również i tak samo potraktowała dwóch pozostałych. Potem obie wiedźmy zabrały koc oraz koszyk, odeszły kilka kroków pomostem w stronę brzegu, odwróciły, zaś oczom ich zaprezentował się widok niczym na filadelfijskiej alei Kensington. Czterech facetów stało chwiejnie na nogach niczym zombies wodząc pustymi oczami za obiema czarownicami.
Jest nieco czasu do dyspozycji, więc wyjaśnijmy pokrótce, co się stało. Otóż wszyscy czterej zostali poddani urokowi znanemu wśród czarownic pod nazwą Głupi Jasio. To bardzo proste zaklęcie potrafi wykonać prawie każda, nawet adeptka po krótkim wstępnym szkoleniu bez jakichkolwiek rekwizytów. Jak pamiętamy, kiedyś użyła go Mala, aby na rozkaz matki zgwałcić Borka, ogólnie jednak rzadko jest stosowane do jakichś miłosnych celów, gdyż jego działanie trwa góra kwadrans, zaś ofiara pozbawiona jest świadomości. Typowe użycie wykonała kiedyś Kaśka, aby szybko pozbyć się kanara w autobusie. Faceta zauroczyło na kilka minut, ona zaś miała czas się oddalić. Anita i Roxy chwilę jeszcze popatrzyły na całą czwórkę, wreszcie ta pierwsza spytała:
- To wszystko, czy jeszcze coś?
- Kaśka pewnie by ich umyła na koniec wkopując wszystkich do wody, ale szkoda ryb, jeszcze się potrują. Ja mam inny pomysł.
- Perfidny, jak mniemam?
- Pewnie. Ale spokojnie, mamy nieco czasu.
Mówiąc to Roxy schyliła się do koszyka wyjmując zeń dość sporą kosmetyczkę. Pogmerała w niej chwilę, po czym pokazała już nie fiolkę, ale jeszcze nie buteleczkę. Anita uśmiechnęła się.
- Znam styl tych naczynek. Dekokty Cioci Lali.
- Też masz takich wiele, prawie połowę apteczki.
Mentorka obu wiedźm była także mistrzynią magicznej farmacji, zaś Nita and Ruda były jej najlepszymi, ulubionymi uczennicami, więc miały od niej sporo różnych eliksirów, które starannie reglamentowała wśród wybranych.
- A co to jest centralnie?
- Sugestrik.
- Ujuj. Grubo.
Jak działał ów konkretny eliksir?  Teoretyczny opis jest dość prosty. Najpierw płyn musi dostać się do ustroju obiektu. Można komuś dodać do napoju, ale wystarcza już kilka kropel zadanych na skórę. Już prawie natychmiast obiekt doznaje transu typu hipnotycznego, przy okazji też traci zdolność do samodzielnego ruchu. Ten stan utrzymuje się od dziesięciu do piętnastu minut, taki czas wystarcza, aby zaprogramować danego osobnika, przekazać mu sugestie, co ma robić, jak ma działać po ustąpieniu pierwszej fazy transu. Sugestia jest bardzo silna, silniejsza, niż takowa podczas zwykłej hipnozy, kiedy pewnych zachowań obiektu nie da się spowodować. Co ciekawe, obiekt jest wciąż świadomy tego, co robi, ale nic nie może na to poradzić. Drugą ważną własność Sugestriku można uznać za wadę lub zaletę, zależnie od punktu widzenia. Otóż środek działa na wszystkie osoby pozbawione mocy. Czyli na przeważającą większość. Odporne są wiedźmy, magowie, krypty obojga płci oraz niebinarne. To zaś oznacza, że czarownica może go zaaplikować gołą dłonią.
Tak też zrobiła Roxy. Zakraplała sobie na własną dłoń po kilka kropel Sugestriku, po czym nacierała po kolei skronie wybudzających się złoli. Anita była wyraźnie zaintrygowana:
- Co będą musieli robić?
- Tych dwóch było grzeczniejszych, więc potraktujemy ich jakby amnestyjnie. Choć potem... Nie wiem. Też będą mieli przesrane wśród swoich. Za to tych dwóch... Cierpliwości Niteczko. 
Ruda podchodziła kolejno do chwiejących się na nogach mężczyzn, po czym każdemu coś mówiła do ucha. To nie wyglądało na krótkie polecenia, tylko na dłuższe instrukcje. Wreszcie wróciła do Anity, wzięła od niej koc, po czym złożywszy go na deskach pomostu zrobiła zeń improwizowane siedzisko.
- Posadź pupinkę wygodnie, ja sobie siądę obok ciebie, mamy jeszcze resztkę ciasteczek, po łyku winka, do tego zajaramy sobie wreszcie blancika. Tych dwóch wyjmie zaraz telefony, zaś tych drugich dwóch...
- No, właśnie? Co z nimi? 
- Pamiętasz, jak byłyśmy siusiary i strasznie nas kręciło yaoi hentai? Wiesz, te gejowskie anime dla dorosłych. To teraz będzie show na żywo.
Roxy zaciągnęła się głęboko dymem Ziela, potem jeszcze raz, wreszcie przekazała skręta przyjaciółce. Zaś oczy obojga pań śledziły hardkorową scenkę miłości dwóch panów. Pozostałych dwóch starannie filmowało przebieg wypadków. Kobiety przytuliły się do siebie dopijając resztę wina.
- Tak sobie zwizualizowałam teraz, co się będzie dalej działo, gdy ci kolesie puszczą te ich filmy dalej w obieg. Do neta, między sobą... Po mojemu, to oni się tam zaczną nieźle prać w swoim gronie.
- Było nas nie zaczepiać. Czekaj śliczna, ja też zrobię nagrywkę paru minut. Jak już wrócimy do miasta, to pokażę dziewczynom w Pleciudze, trochę się pośmieją, pochachają z naszej przygody.
Po kilku minutach Roxy zaczęła kończyć filmować, zaś Nita wrzuciła peta do pustej już butelki po winie, która wylądowała w koszyku razem z pustym opakowaniem po ciasteczkach. Wreszcie Ruda włożyła tam telefon i podała psiapsi jej własny. Po czym wstała z koca mówiąc:
- Ja już chyba dobrze się nie bawię. Znaczy świetnie się bawię, ale ten widok mnie już nie bawi.
- Mnie też już to znudziło.
- Dlatego ci daję telefon. Dzwoń po ochronę.
- Zadzwonię, ale może zobaczymy ich miny jak przyjdą.
- Naprawdę ci zależy? Bo mnie raczej zależy, żeby ci ochroniarze nie mieli przykrości. Wiesz, że nie dopilnowali terenu.
- Co racja, to racja. To już klikam, potem pójdziemy do recepcji. Spotkamy pewnie po drodze ochronę, oni pójdą na pomost, a my w tej recepcji bardzo ładnie poprosimy, żeby ich nie gęgano. Potem wrócimy do nas, trochę poleżymy sobie, wymyślimy jakieś fajne wspólne jedzonko i je zrobimy jak nasze chłopaki wrócą.
Tak też zrobiły, ochroniarzom włos z głów nie spadł, tylko musieli zająć się szybko porządną naprawą ogrodzenia, bo rzeczywiście w jednym miejscu było ono w stanie bardzo stanowczo niecywilizowanym.
Za to dwa tygodnie później w Pleciudze...
Malina wprost nie mogła oderwać wzroku od filmiku na telefonie Roxy, chichrała się przy tym nieustannie nad wyraz gimnazjumicznie. Wreszcie aparat przejęła Kaśka, która obejrzawszy wszystko bez słowa komentarza westchnęła i spojrzawszy na jego właścicielkę takim jakby filozoficznym spojrzeniem oświadczyła:
- Wiesz Ruda, co ja ci powiem, to co bym ci nie miała powiedzieć, czy nie powiedzieć, to ci jednak powiem. Jeteś niedobrą, wręcz złą, bezwględną, bezlitosną, do tego okrutną kobietą.
Na te słowa Anita, najlepsza psiapsia Rudej zareagowała błyskawicznie. Położyła na stoliku z głośnym stuknięciem kolorowe sportowe pisemko na którego rozkładówce jawiła się obficie zalana krwią twarz Maczugi, ciężko znokautowanej w oktagonie przez Maczetę kilka dni wcześniej. Gest ten okrasiła pytaniem:
- I kto to mówi?
Telefon Roxy trafił do Mali. Naprawdę trudno oszacować, czy obejrzała ona filmik. Mina dziewczyny wyraźnie wskazywała, że była ona kompletnie nieobecna, czy raczej obecna, ale na jakimś swoim osobnym tripie. Być może miała ku temu powody, gdyż niecałą godzinę wcześniej Kaśka na mocy własnej samodzielnej, z nikim nie konsultowanej decyzji przywiozła ją do kafejki jako Piątą Siostrę domykającą hermetyczny pentagram Czterech Sióstr. Zaś na miejscu Mala dowiedziała się, że za dwa dni ma się stawić na sabacie równonocowym w domu Anity, zaś obecność jej nie podlega żadnym negocjacjom. Jak jej powiedziały Kaśka i Malina:
- Jesteś nasza, Nitka i Ruda mają to samo zdanie.
Wspomniane wiedźmy zgodnie kiwnęły głowami uśmiechając się życzliwie.
Ale do obłędnej kariery życiowej ślicznej, przemiłej, tudzież pracowitej Turbinki, do szalonego tempa, jakim gnała przez całe Lato wrócimy przy innej okazji, w którymś kolejnym opowiadaniu cyklu.