12 października 2024

WIEDŹMOWA PRZYGODA URLOPOWA

Tego roku Anita wybrała, jak co roku zresztą, wrzesień, jako porę, gdy spędzi czas umownie zwany urlopem. Porę tą wyznaczał grafik realizacji jej hobby, jakim była uprawa Zioła, które co prawda można realizować przez cały rok przy obecnych rozwiązaniach technicznych, jednak Lato niezmiennie niesie za sobą najmniejsze koszty. Podobnie zresztą podchodziła do sprawy Kaśka, która dysponowała zupełnie innymi warunkami do uprawy, ale zostawmy już ten temat, jako mało istotny dla treści tej opowieści. Tym razem Nita zgadała się ze swoją najlepszą psiapsią Roxy, że spędzą ten urlop razem. Plus także ze swoimi chłopami. Rok wcześniej wiedźma spędziła ów czas w miejscu, które na tyle przypadło jej do gustu, że uznała, iż warto to powtórzyć. Jako, że Borek nie oponował, sprawa została przesądzona, zaś Roxy, po przedstawieniu jej pomysłu szybko się nań zgodziła. Misiek, jej facet również nie oponował. Czyli konsensus był, zaś samo miejsce, gdzie cała czwórka miała się wybrać być może podobałoby się wielu osobom, jeśli by miały podobną koncepcję urlopu. Jak na ich mobilność nie było ono zbyt daleko od miasta, bo nie więcej, niż dwieście kilometrów autem. Był to otoczony lasem ośrodek domków campingowych położony nad jeziorem. Jak to przedstawiła Anita na pierwszej rozmowie jakiś czas wcześniej:
- Teren uzbrojony, domki z łazienkami, inne wyposażenie jest, czajnik, lodówka, telewizor, mini aneksik kuchenny, wszystko inne co potrzeba. Jak to w niezłej klasy hotelu. Sam teren czyściutki, zadbany, chroniony, zamknięty dla obcych. Każdy domek milusi, grube drewno, otoczony żywopłotem, czyli dyskrecja, prywatność jak należy. Do tego żadnych dzieciaków, zwierzaków, ośrodek jest targetowany na takie pary, jak my, czy inne duety. Inne zestawy też mile widziane, zawsze porządne wyrko ekstra dostawią na ekstra życzenie.
Roxy westchnęła:
- Oaza Świętego Spokoju...
- O to nam chyba kurwa chodzi, tak?
- A jaki jest rozmiar nieszczęścia? No, wiesz...
Nita podsunęła Rudej cennik, ta spojrzała nań badawczo swym okiem bizneswoman i stwierdziła:
- Tanio nie jest, ale da się wytrzymać. Jak korpodupkę było stać, to mnie też musi. Wchodzę w ten Święty Spokój.
- Jest jeszcze coś dla ciebie.
- Znaczy?
- Bungalowy są wygłuszone lepiej, niż twoja sypialnia.
- No! Kocham cię siostro jak własną osobistą klitorinę. Wreszcie się będę mogła tam wywrzeszczeć za wszystkie czasy.
Wreszcie nadeszła ta wielkoporonna chwila, gdy kawalkada dwóch aut ruszyła spod domu Anity. Była to też okazja, aby Falibor mógł przestować ich nowy nabytek na trasie nieco dłuższej, niż regularne kursy po ulicach miasta. Stary pojazd Anity dostał się na ten czas Malinie, bardzo jej się przydał do pracy. Roxy bowiem, mimo że zawiesiła firmę rozpuszczając swoje panie na ich urlopy, to jednak nie całkiem, gdyż ekipa Lalki działała dalej realizując ostatnio przyjęte zlecenia, które się akurat trafiły. Pracowały tam młode stażem kobietki, którym żaden urlop jeszcze za bardzo nie przysługiwał. Jakoś tak po jednej czwartej drogi auto Roxy jadące jako drugie nagle przyspieszyło, wyprzedziło to pierwsze, po czym na pełnym gazie zniknęło za najbliższym zakrętem drogi.
- Pupcia, co jest z nimi? Co oni robią?
- Nie wiem. Ale chyba nic awaryjnego, bo Ruda by dzwoniła. 
Zaginiony pojazd odnalazł się już wkrótce po iluś tam kilometrach. Stał sobie w parkingowej awaryjnej zatoczce na obrzeżu drogi. Dalej zaś było szczere pole. Gdy Borek zwolnił oboje zobaczyli Miśka siedzącego z błogą miną za kierownicą robiącego wrażenie, jakby się więcej, niż tylko relaksował.
- A gdzie Roxy?
- Co cię to obchodzi nagle?
- Rozumiem, sika za autem po drugiej stronie.
- Tak Słodziaczku, sika za autem po drugiej stronie. Jedź. Dogonią nas, nie zgubimy się, też znają trasę jak dojechać.
Anita spojrzała na Borka z nieukrywanym rozbawieniem...
Wreszcie wszyscy dojechali, zainstalowali się po swoich domkach. Akurat ich dwa były dość blisko siebie, tak zresztą miało być, więc na wypadek wspólnej potrzeby integracji była to korzystna okoliczność. Tak też zrobili nieco później, gdy Anita oprowadziła wszystkich po znanym już jej i Borkowi wcześniej terenie, razem też poszli coś zjeść do skromnego baru, który również funkcjonował na terenie ośrodka, razem też już po powrocie osuszyli butelkę wina okadzoną dymem Ziela ze świeżych anitowych zbiorów.
Za to niekorzystna była pogoda od rana dnia następnego. Ba, żeby tylko tego jednego. Było ich aż trzy takich dni, gdy po prostu padało, może niezbyt intensywnie, czy bez przerwy, jednak wystarczająco na tyle, aby zniechęcić do działań na świeżym powietrzu. Zapewne nasz czwórka nie nudziła się wtedy, gdyż inteligentny człowiek nigdy się nie nudzi. Jednak co wtedy robiła? No cóż, permanentnie wywieszone na klamkach drzwi domków tabliczki "nie przeszkadzać" jasno dawało do zrozumienia, aby się tym nie interesować. Wiadomo, że tylko wieczorami zbierali się wszyscy na werandzie któregoś domku osłonięci żywopłotem prywatności oddając jakimś czynnościom integracyjnym.
Dopiera dnia czwartego Frigga odkucła, Tlaloc schował swój siusiak, zaś Saule obnażając swą gorącą, świetlistą pupę przystąpiła do osuszania okolicznej okolicy. Już od rana nasza czwórka wykonała gruntowne porządki domków oraz okolic, zjadła wspólne śniadanko, po czym panowie poszli do auta aby udać się do pobliskiego miasteczka po jakieś większe zakupy. Ale przedtem Anita wręczyła im małą fiolkę ze słowami:
- To na wszelki wypadek.
- Co to jest?
- Magiczne Antyalko. Żebyście mogli bezpiecznie wrócić, gdy wam wpadnie do głowy wpaść gdzieś na piwo. Jedna, dwie krople niwelują na jakąś godzinę wszelkie działanie narkotyku, żaden alkomat nic nie wykaże.
Gdy wiedźmy zostały same Roxy zapodała:
- Chłopy z dupy - babom leżej. Proponuję spacerek na ten pomost, co go pokazywałaś pierwszego dnia. Przewietrzymy sobie cipska nad wodą. Nie wiem, jak tobie, ale mnie zaczyna być gorąco.
Koncepcja została przyjęta i już po iluś tam minutach panie maszerowały przez teren ośrodka, wreszcie dotarły nad jezioro. Rozłożenie koca oraz pozbycie się wszystkich szatek zajęło im kilka sekund, po czym Anita nagle pokręciła głową ze śmiechem:
- Czy twój Misiek trenuje może siatkówkę?
- A czemu?
- Wcięte ma łapsko chłopisko.
Mówiąc to dziobnęła palcem pośladek przyjaciółki.
- Lepiej popatrz na swoje siniaki na cyckach. Borek pewnie ćwiczy piłkę ręczną po pracy. Pewnie cię wszystko boli, bo mnie na pewno. Po tej trzydniówce dziś chwilowo praktykuję czystość.
- Znaczy umyjesz się porządnie?
- Dokładnie tak to znaczy. Higiena to podstawa.
Co prawda większość czarownic potrafi dość szybko pozbyć się śladów ostrej miłosnej sesji, ale tym razem, na wakacjach, po co nadużywać mocy? Tak sobie szczebiotały na luzie popijając wino, tudzież pogryzając ciasteczka przyniesione w piknikowym koszyku, wreszcie Anita spytała:
- Joint division?
Na co Roxy z udawanym oburzeniem spytała:
- Ależ moja droga! Co ty mi proponujesz? Kto to widział takie rzeczy? Od marychy się przecież zaczyna! Już po jednym razie...
W tym momencie obie zgodnie ryknęły głośnym śmiechem. Ten kretyński, marychofobiczny tekst zawsze śmieszy normalnych ludzi tak, że prawie nikomu nigdy nie udaje się go dociągnąć do końca. Ale nagle spoważniały.
- Chyba będziemy miały towarzystwo.
- Na to wygląda.
Anita zrobiła ruch, jakby chciała sięgnąć po ubranie, Ruda jednak syknęła do niej powstrzymująco:
- Siedź spokojnie korpodupko, nie pękaj, bądź dumna z tego, co masz. Niech wietrzyk ciepły owiewa pieszczotliwie kobiece walory twe.
- Nie wiem, czy to jest dobry pomysł, bo nie wyglądamy zbyt dumnie, tylko raczej jak ofiary przemocy domowej. NIe dajemy tym samym światu zbyt politycznego prospektu.
Zaczęły się ubierać, wiele tego zresztą nie było, tymczasem do wejścia na pomost zbliżała się ekipa czterech panów wieku niezbyt dokładnie określonego. Ubrani byli po letniemu, tak, że raczej nie było do rozpoznania, kim mogą być. Jednak kierunek, z którego nadeszli brzegiem sugerował, że:
- Nie wyglądają na mieszkańców ośrodka.
- Pewnie wleźli na obiekt przez jakąś dziurę w płocie. Tu kamery są tylko przy wjeździe, przy recepcji, przy barosklepiku, chyba nigdzie więcej.
- A ochrona gra w karty lub ogląda gołe baby na kompie.
- Co robimy?
- Zwijamy się. Co by się miało nie zadziać, to Święty Spokój szlag trafił. To co? Spadamy stąd? Pójdziemy sobie do lasu, tam spalimy sobie blancika.
- Nie kochana, tak to ja nie chcę. Najpierw mówisz siedź, potem że spadamy. Zapłacone, u siebie jesteśmy, więc niby czemu mamy stąd iść?
Roxy dała się przekonać, tymczasem wspomniana czwórka maszerowała już pomostem. Nieśli ze sobą karton zapewne piwa, każdy dzierżył w garści po puszce, zaś ton ich rozmowy świadczył, że jakieś piwa wcześniej już zaliczyli. Wreszcie doszli prawie do końca pomostu, zatrzymali się, zachowując jednak pewien dystans społeczny do siedzących na kocu kobiet. Tylko jeden podszedł bliżej, sądząc po niezbyt zachwyconej mnie Anity nawet mocno za blisko.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry.
- Czy sprawi kłopot, jeśli...
Wiedźma wpadła mężczyźnie w słowo:
- Nic nie sprawi kłopotu, jeśli usiądziecie sobie nieco dalej. Wy robicie swoje, my robimy swoje, nikt nikomu nie przeszkadza. Może tak być?
Mówiąc to Nita sięgnęła po butelkę z winem, upiła spory łyk, po czym podała trunek Rudej, która również się uraczyła lustrując stojącego śmiałka od stóp do głowy. Ten zaś odparł:
- To ja mam inną propozycję. Taką, że usiądziemy razem, napijemy się piwa, pogadamy, poznamy się jakoś bliżej. Co wy na to, moje panie?
Głos zabrała Roxy:
- Sprawa jest niestety taka, że to akurat my decydujemy, z kim i w jakich okolicznościach przyrody zawieramy znajomości, szczególnie bliższe, więc wypierdalać! Tam, na środek pomostu. Obiecujemy, że nic się wtedy przykrego nikomu nie stanie.
Po tych słowach bliżej podeszła reszta. Trudno dociec, co mówili, bo przekrzykiwali się nawzajem, można było jedynie rozpoznać pojedyncze słowa nie wszystkie uważane bynajmniej za ładne. Jeden z natrętów podszedł najbliżej, schylił się i wyciągnął rękę do Rudej, ta jednak szybko wstała, spojrzała mu w oczy, szybko coś wyszeptała, po czym wykonała identyczną czynność w kierunku drugiego pana. Anita wstała również i tak samo potraktowała dwóch pozostałych. Potem obie wiedźmy zabrały koc oraz koszyk, odeszły kilka kroków pomostem w stronę brzegu, odwróciły, zaś oczom ich zaprezentował się widok niczym na filadelfijskiej alei Kensington. Czterech facetów stało chwiejnie na nogach niczym zombies wodząc pustymi oczami za obiema czarownicami.
Jest nieco czasu do dyspozycji, więc wyjaśnijmy pokrótce, co się stało. Otóż wszyscy czterej zostali poddani urokowi znanemu wśród czarownic pod nazwą Głupi Jasio. To bardzo proste zaklęcie potrafi wykonać prawie każda, nawet adeptka po krótkim wstępnym szkoleniu bez jakichkolwiek rekwizytów. Jak pamiętamy, kiedyś użyła go Mala, aby na rozkaz matki zgwałcić Borka, ogólnie jednak rzadko jest stosowane do jakichś miłosnych celów, gdyż jego działanie trwa góra kwadrans, zaś ofiara pozbawiona jest świadomości. Typowe użycie wykonała kiedyś Kaśka, aby szybko pozbyć się kanara w autobusie. Faceta zauroczyło na kilka minut, ona zaś miała czas się oddalić. Anita i Roxy chwilę jeszcze popatrzyły na całą czwórkę, wreszcie ta pierwsza spytała:
- To wszystko, czy jeszcze coś?
- Kaśka pewnie by ich umyła na koniec wkopując wszystkich do wody, ale szkoda ryb, jeszcze się potrują. Ja mam inny pomysł.
- Perfidny, jak mniemam?
- Pewnie. Ale spokojnie, mamy nieco czasu.
Mówiąc to Roxy schyliła się do koszyka wyjmując zeń dość sporą kosmetyczkę. Pogmerała w niej chwilę, po czym pokazała już nie fiolkę, ale jeszcze nie buteleczkę. Anita uśmiechnęła się.
- Znam styl tych naczynek. Dekokty Cioci Lali.
- Też masz takich wiele, prawie połowę apteczki.
Mentorka obu wiedźm była także mistrzynią magicznej farmacji, zaś Nita and Ruda były jej najlepszymi, ulubionymi uczennicami, więc miały od niej sporo różnych eliksirów, które starannie reglamentowała wśród wybranych.
- A co to jest centralnie?
- Sugestrik.
- Ujuj. Grubo.
Jak działał ów konkretny eliksir?  Teoretyczny opis jest dość prosty. Najpierw płyn musi dostać się do ustroju obiektu. Można komuś dodać do napoju, ale wystarcza już kilka kropel zadanych na skórę. Już prawie natychmiast obiekt doznaje transu typu hipnotycznego, przy okazji też traci zdolność do samodzielnego ruchu. Ten stan utrzymuje się od dziesięciu do piętnastu minut, taki czas wystarcza, aby zaprogramować danego osobnika, przekazać mu sugestie, co ma robić, jak ma działać po ustąpieniu pierwszej fazy transu. Sugestia jest bardzo silna, silniejsza, niż takowa podczas zwykłej hipnozy, kiedy pewnych zachowań obiektu nie da się spowodować. Co ciekawe, obiekt jest wciąż świadomy tego, co robi, ale nic nie może na to poradzić. Drugą ważną własność Sugestriku można uznać za wadę lub zaletę, zależnie od punktu widzenia. Otóż środek działa na wszystkie osoby pozbawione mocy. Czyli na przeważającą większość. Odporne są wiedźmy, magowie, krypty obojga płci oraz niebinarne. To zaś oznacza, że czarownica może go zaaplikować gołą dłonią.
Tak też zrobiła Roxy. Zakraplała sobie na własną dłoń po kilka kropel Sugestriku, po czym nacierała po kolei skronie wybudzających się złoli. Anita była wyraźnie zaintrygowana:
- Co będą musieli robić?
- Tych dwóch było grzeczniejszych, więc potraktujemy ich jakby amnestyjnie. Choć potem... Nie wiem. Też będą mieli przesrane wśród swoich. Za to tych dwóch... Cierpliwości Niteczko. 
Ruda podchodziła kolejno do chwiejących się na nogach mężczyzn, po czym każdemu coś mówiła do ucha. To nie wyglądało na krótkie polecenia, tylko na dłuższe instrukcje. Wreszcie wróciła do Anity, wzięła od niej koc, po czym złożywszy go na deskach pomostu zrobiła zeń improwizowane siedzisko.
- Posadź pupinkę wygodnie, ja sobie siądę obok ciebie, mamy jeszcze resztkę ciasteczek, po łyku winka, do tego zajaramy sobie wreszcie blancika. Tych dwóch wyjmie zaraz telefony, zaś tych drugich dwóch...
- No, właśnie? Co z nimi? 
- Pamiętasz, jak byłyśmy siusiary i strasznie nas kręciło yaoi hentai? Wiesz, te gejowskie anime dla dorosłych. To teraz będzie show na żywo.
Roxy zaciągnęła się głęboko dymem Ziela, potem jeszcze raz, wreszcie przekazała skręta przyjaciółce. Zaś oczy obojga pań śledziły hardkorową scenkę miłości dwóch panów. Pozostałych dwóch starannie filmowało przebieg wypadków. Kobiety przytuliły się do siebie dopijając resztę wina.
- Tak sobie zwizualizowałam teraz, co się będzie dalej działo, gdy ci kolesie puszczą te ich filmy dalej w obieg. Do neta, między sobą... Po mojemu, to oni się tam zaczną nieźle prać w swoim gronie.
- Było nas nie zaczepiać. Czekaj śliczna, ja też zrobię nagrywkę paru minut. Jak już wrócimy do miasta, to pokażę dziewczynom w Pleciudze, trochę się pośmieją, pochachają z naszej przygody.
Po kilku minutach Roxy zaczęła kończyć filmować, zaś Nita wrzuciła peta do pustej już butelki po winie, która wylądowała w koszyku razem z pustym opakowaniem po ciasteczkach. Wreszcie Ruda włożyła tam telefon i podała psiapsi jej własny. Po czym wstała z koca mówiąc:
- Ja już chyba dobrze się nie bawię. Znaczy świetnie się bawię, ale ten widok mnie już nie bawi.
- Mnie też już to znudziło.
- Dlatego ci daję telefon. Dzwoń po ochronę.
- Zadzwonię, ale może zobaczymy ich miny jak przyjdą.
- Naprawdę ci zależy? Bo mnie raczej zależy, żeby ci ochroniarze nie mieli przykrości. Wiesz, że nie dopilnowali terenu.
- Co racja, to racja. To już klikam, potem pójdziemy do recepcji. Spotkamy pewnie po drodze ochronę, oni pójdą na pomost, a my w tej recepcji bardzo ładnie poprosimy, żeby ich nie gęgano. Potem wrócimy do nas, trochę poleżymy sobie, wymyślimy jakieś fajne wspólne jedzonko i je zrobimy jak nasze chłopaki wrócą.
Tak też zrobiły, ochroniarzom włos z głów nie spadł, tylko musieli zająć się szybko porządną naprawą ogrodzenia, bo rzeczywiście w jednym miejscu było ono w stanie bardzo stanowczo niecywilizowanym.
Za to dwa tygodnie później w Pleciudze...
Malina wprost nie mogła oderwać wzroku od filmiku na telefonie Roxy, chichrała się przy tym nieustannie nad wyraz gimnazjumicznie. Wreszcie aparat przejęła Kaśka, która obejrzawszy wszystko bez słowa komentarza westchnęła i spojrzawszy na jego właścicielkę takim jakby filozoficznym spojrzeniem oświadczyła:
- Wiesz Ruda, co ja ci powiem, to co bym ci nie miała powiedzieć, czy nie powiedzieć, to ci jednak powiem. Jeteś niedobrą, wręcz złą, bezwględną, bezlitosną, do tego okrutną kobietą.
Na te słowa Anita, najlepsza psiapsia Rudej zareagowała błyskawicznie. Położyła na stoliku z głośnym stuknięciem kolorowe sportowe pisemko na którego rozkładówce jawiła się obficie zalana krwią twarz Maczugi, ciężko znokautowanej w oktagonie przez Maczetę kilka dni wcześniej. Gest ten okrasiła pytaniem:
- I kto to mówi?
Telefon Roxy trafił do Mali. Naprawdę trudno oszacować, czy obejrzała ona filmik. Mina dziewczyny wyraźnie wskazywała, że była ona kompletnie nieobecna, czy raczej obecna, ale na jakimś swoim osobnym tripie. Być może miała ku temu powody, gdyż niecałą godzinę wcześniej Kaśka na mocy własnej samodzielnej, z nikim nie konsultowanej decyzji przywiozła ją do kafejki jako Piątą Siostrę domykającą hermetyczny pentagram Czterech Sióstr. Zaś na miejscu Mala dowiedziała się, że za dwa dni ma się stawić na sabacie równonocowym w domu Anity, zaś obecność jej nie podlega żadnym negocjacjom. Jak jej powiedziały Kaśka i Malina:
- Jesteś nasza, Nitka i Ruda mają to samo zdanie.
Wspomniane wiedźmy zgodnie kiwnęły głowami uśmiechając się życzliwie.
Ale do obłędnej kariery życiowej ślicznej, przemiłej, tudzież pracowitej Turbinki, do szalonego tempa, jakim gnała przez całe Lato wrócimy przy innej okazji, w którymś kolejnym opowiadaniu cyklu.