24 października 2023

CIASTECZKA /Karyna zmieniona nieco/

Status przyjaciółki, czy też przyjaciela domu ma to do siebie, że zanim się naciśnie piczek dzwonka testuje się reakcję drzwi na użycie klamki. Karyna tą rangę już była osiągnęła z pewnością, więc wykonała taki test, po czym weszła do mieszkania Zetek jak do swojego. Na mieście było sucho, więc tylko zdjęła kurtkę, po czym stanęła w kolejnych drzwiach.
- Tadam! Ups, sorry...
Szybko cofnęła się za drzwi i spytała:
- Zły moment? Mam poczekać?
Zoja uniosła głowę tkwiącą pomiędzy udami Zuli mówiąc:
- Luz Karynko, wchodź śmiało, nie twórz problemu już na starcie. Trochę się spóźniałaś, więc praktykowałyśmy zen z braku lepszych zajęć.
Karyna weszła z mocno zdziwioną miną.
- To tak się teraz praktykuje zen?
- Tak też.
Gdy Karyna kręcąc głową i mrucząc coś pod nosem położyła na stole torbę, Zetki już siedziały sobie nader grzecznie na kanapie z cipkami w ciup oraz pupkami w małdrzyk, czy jakoś tak patrząc łakomie na przyniesiony pakunek. Zoja zakontynuowała ostatnią kwestię:
- Znasz tą starą historyjkę o mistrzyni zen, która dorabiała dupą? Cała masa jej klientów wychodziła od niej oświecona. Jak sobie myślisz, co oni tam mogli robić? Może siedzieli zazen pod ścianą? Albo rozkminiali koany?
Zula zasekundowała:
- No. Zen tartaczny. Bardzo fajna szkoła zresztą.
Kiedy Karyna usiadła w fotelu spytała:
- A tak w ogóle, to co ty masz na sobie? Ja nie jestem chłop, więc wszystko widzę. Nowy ciuch, nowy fryz, nowa tapeta, oko zrobione jakoś po nowemu. Po prostu nowa Karyna nas nawiedziła.
- Nie ma obowiązku być tą samą osobą, którą się było pięć minut temu. Czy jakoś tak. Bo to nie moje, tylko cytuję.
Tu odezwała się znowu Zoja:
- Dobre cytaty warto cytować. 
- Tylko żeby nie było, jak z tym palcem.
To wtrąciła Zula, zaś Karyna spytała:
- Jakim palcem? 
- Obciętym. Zojka opowiedz jej, ty masz lepsze gadane.
- Więc to było tak, że pewien mistrz zen miał trochę inną technikę nauczania, niż wspomniana wcześniej pani. Powiedzmy, że bardziej nudną. Otóż na każde zadane pytanie odpowiadał lakonicznie mimicznie podnosząc palec do góry. Zgapił to odeń jakiś uczeń i zaczął tak samo odpowiadać na wszystkie pytania. Gdy mistrz się o tym dowiedział, zaprosił go do siebie na dywanik, po czym zadał mu jakieś tam pytanie koanowe. Gdy chłopak podniósł palec, mistrz, który właśnie przy okazji był również mistrzem miecza, błyskawicznie wyjął wakizashi i ciachnął mu ten palec. Szczeniak zerwał się na równe nogi, ruszył z głośnym bekiem do drzwi, ale mistrz go jeszcze głośniej zawołał, zaś gdy ten się doń odwrócił to pokazał mu palec.
- Ten obcięty?
- Nie. Swój.
- I co było dalej?
- Nic. Jak prawie spora połowa tych wszystkich idiotycznych opowiastek zen ostatnie zdanie brzmi, że chłopak na ten widok doznał kensho.
Zula szybko dodała:
- Ale my ci Karynko wcale nic nie obetniemy, bo ty się przecież grzecznie przyznałaś, że tylko cytujesz.
- Aha. Już czuję morał. Ale mam jeszcze pytanie. Dlaczego tak wielu mistrzów zen było przy okazji mistrzami miecza, czy też jakiegoś mordobicia?
Zoja wzruszyła ramionami.
- To chyba dość proste. Nie każdy wtedy był tak miły, jak tamta kurtyzana, co więcej to przeważnie były bardzo upierdliwe wujki, które same się prosiły aby dostać po ryju. Więc siłą rzeczy musieli umieć jakoś się bronić.
Po nanosekundzie ciszy Zula zapytała:
- No, dobrze, ale co się jeszcze w tobie zmieniło ostatnio? Tak we wnętrzu już twoim, nie tylko kudły na głowie, czy nowy zestaw tipsów. Mam nadzieję, że ogrodów nie zaczęłaś znowu zapuszczać?
- Zulka! Daj już jej spokój w tym temacie.
Ale Karyna jakby tego nie słyszała, tylko zmarszczyła czoło coś rozważając, po czym oświadczyła:
- Wewnętrznie to chyba nic mi się nie zmieniło. W ciąży nie jestem, tylko ostatnio dziwnie mnie żołądek bolał, zrobiłam rentgena, ale wrzoda nie mam. Morfologia i o-be z grubsza po staremu, syfa, hifa i hacefała też ostatnio nie wyłapałam, takie przynajmniej mam informacje. Miałam tak jakoś niedawno kwaśną piczkę, Zenek by mi nie kłamał, ale nadżerki też mi nie wykryto.
- Ale nam chodzi o takie zmiany mentalne, niecielesne.
- Chyba coś takiego mam. Ostatnio jestem bardziej pomysłowa w mizianiu. Dziś wpadłam na taki patent, że Zenek się aż ciut zbulwersował. Trochę więc to wszystko się nam przeciągnęło, więc dlatego się nieco spóźniłam do was.
Zoja spojrzała na Zulę i spytała:
- Czy my chcemy znać detale?
- No pewnie. W tych sprawach nauki nigdy za wiele.
- Karynko, opowiesz?
Za Karynę odpowiedziała Zula:
- No pewnie. Karyna nie chłop, baby zawsze sobie takie rzeczy opowiadają. Tylko może najpierw coś zjedzmy. Co mistrzyni rondla dziś zapodaje?
- Naleśniki z różą. Znaczy konfiturą taką.
- Domową? Nie sklepową?
- Zojeczko, nie obrażaj, dobre?!
- Ja pierdolę! Na samą nazwę już mam mokro.
To ostatnie wypowiedziała już Zula, bo jak wiadomo wszem wobec Zoja pewnych słów publicznych nie zwykła praktykować.
Gdy już wspomniany wcześniej produkt gastronomiczny ulegał procesowi eschatologicznego wciągu Zoja spojrzawszy czule na Karynę oświadczyła:
- Karynko, możesz sobie ulegać dowolnie dowolnym zmianom, przemianom, metamorfozom, ale na jedno naszej zgody nie ma na pewno.
Zula, która wnikliwie kontemplowała obracany w dłoni widelec z nabitym nań ostatnim kęsem naleśnika dodała lakonicznie:
- No.

45 komentarzy:

  1. Nie potrafię zapamiętać, które cechy należą do której, ale dobrze widzę, że obie Zetki są wredne. Zapewne już dawno poobcinały by Karynie palce, ale boją się, że bez palców nie będzie mogła przyrządzać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. z męskiego punktu widzenia każda leska jest wredna z definicji, bo chłopom nie daje... z grubsza biorąc Zula jest wredna wprost, jak chili, a Zoja na słodko, jak czekolada z tym chili, a Twoja hipoteza ma ręce i nogi, przód i tył, bo faktycznie, jak tu pichcić bez tych cholernych palców...

      Usuń
  2. Za takie naleśniki wybaczyłabym wszystko, a kobieta zmienną jest , to fakt.
    Ale w sumie nie wyjawiła z jakiej okazji nowy look, czyżby dla uczczenia dobrych wyników badan?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. toć przecież Karyna nie jest chłop, nie musi mieć okazji, aby wydać furę kasy na ten nowy look :)

      Usuń
  3. Gdybym Cię nie znała pomyślałabym sobie, że te notki pisze jakiś erotoman - gawędziarz :)
    Karyna jak zwykle wnosi powiew praktyczności i życzliwości. Wiadomo, samym Zenem się nie najesz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "erotoman - gawędziarz" to takie ktoś, kto opowiada o swoich (w większości zmyślonych) przeżyciach, czy też przygodach erotycznych... za to według Twojej definicji, to każdy pisarz, twórca literatury, który wtrąci do akcji opowiadania jakiś nawet śladowy motyw, nawet niekoniecznie erotyczny, wystarczy nawet, gdy bohaterowie są odrobinę bardziej mili wobec siebie i sobie to okażą... ciekawe :)
      oczywiście, że samym zenem najeść się trudno, chyba że się jest np. zawodowym nauczycielem, autorem książek, sprzedawcą gadżetów pomocnych w praktyce albo wynajmuje komuś pomieszczenia do niej, etc... ale jednym ze skutków ubocznych praktyki jest na przykład łatwiejsze osiągnięcie stanu najedzenia bez czynienia sobie szkody...

      Usuń
  4. "za to według Twojej definicji, to każdy pisarz, twórca literatury, który wtrąci do akcji opowiadania jakiś nawet śladowy motyw, nawet niekoniecznie erotyczny, wystarczy nawet, gdy bohaterowie są odrobinę bardziej mili wobec siebie i sobie to okażą... ciekawe :)" A gdzie ja taką definicję wygłosiłam?! U Twardocha np. często występuje motyw erotyczny, a jest moim ulubionym pisarzem, a już okazywanie sobie sympatii zawsze sobie bardzo cenię, nie tylko w literaturze. No i wyrażenie "jakiś śladowy motyw" jest nadmierną skromnością z Twojej strony :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czy to skromność?... raczej stwierdzenie faktu... być może miałbym ochotę napisać opowiadanie erotyczne, a może nawet jakieś porno, ale nie umiem, nie mam stosownego warsztatu literackiego, aby to robić... poza tym owe śladowe motywy erotyczne, bardziej aluzyjne, niż opisowe funkcjonują jedynie jako ozdobniki, nie są wiodące w moich pracach, czyli tym bardziej te prace to nie są żadne erotyki... ale nic już nie poradzę na czytelniczki/ów, dla których, niczym dla małolatów z wywieszonymi ozorami liczą się tylko same "momenty" i na nich jedynie skupiają uwagę...
      Graham Masterton w swoich powieściach często (bo nie zawsze) wrzuca jedną, czasem nawet dwie krótkie scenki miziane, do tego bardziej rozbudowane, niż u mnie... mimo to nie ma żadnych podstaw, aby nazwać go "pisarzem erotycznym"... i już na pewno nie ma podstaw do przypisania mu "erogawędziarstwa", bo to nie są jego autobiografie, on tam nic o sobie nie pisze...

      Usuń
    2. Lubię Karynę za to, że wnosi do ciasteczek coś więcej, niż tylko mizianie. Naleśniki, na przykład. Albo pierogi. I jakąś opowieść spoza erotycznego świata Zetek.

      Usuń
    3. swój erotyczny świat Karyna ma przy Zenku, ale pomyśl sobie, jaka mu się wspaniała kobieta trafiła jeśli chodzi o catering właśnie...

      Usuń
    4. W końcu w czymś się zgadzamy: Karyna jest super :)

      Usuń
    5. myślę, że Zenek nie zaprzeczy :)

      Usuń
  5. "Nie ma obowiązku być tą samą osobą, którą się było pięć minut temu." Nie ma obowiązku, ale na zaufanie wtedy nie ma co liczyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. poniekąd słuszna uwaga, tylko pojawia się jeszcze pytanie, kto tworzy to zaufanie?... podmiot, czy obiekt?...
      wychodzi na to, że (chyba?) to pierwsze, bo zaufanie (do kogoś) to skłonność do ponoszenia ryzyka odnośnie danej osoby, więc to podmiot ma ostatnie słowo, czy chce to ryzyko ponieść...
      bywają ludzie szybko ufający innym, a bywają też nieufni bez względu na wszystko... co jest lepszą strategią?... być może jak zwykle optimum jest gdzieś pomiędzy, w jakimś złotym środku...
      z kolei zaś całe mnóstwo ludzi zabiega o czyjeś zaufanie (osoby lub grupy), stara się, pręży, a tu ciągle nie ma efektów... inni za to mają dziwną zdolność zdobywania czyjegoś zaufania bardzo szybko, bez wysiłku i co ciekawe, niekoniecznie to zależy od ich zmienności, a im samym na tym zaufaniu zbytnio nie zależy...
      a tak poza tym, to brak obowiązku bycia tym samym nie oznacza przymusu, aby co chwila być innym...

      Usuń
    2. Tak, podmiot ponosi ryzyko, dlatego napisałam- niech się nie dziwi, kiedy w oczach innych straci zaufanie. Zważ, że nie każdy podmiot jest od razu świadomy, z czym się wiąże taka jego chwiejność zachowań. Może to być dla niego ot taka zabawa, a dla innych poważna rzecz.
      I tu, i tu nie ma przymusu, ale ludzie niestabilni, chwiejni, nawet, gdy im nie zależy na zaufaniu innych, stają się męczący dla otoczenia. No ale... nie ma musu:)

      Usuń
    3. A przyszło mi jeszcze do głowy- ktoś sobie może szpanować, że mu nie zależy na zaufaniu innych, ale uważam, że to szpanerstwo jest na wyrost. Nie ma chyba takiego człowieka, któremu nie zależało by na wszystkim u wszystkich (zaufaniu, opinii, ocenie itp.)

      Usuń
    4. wróć, nieporozumienie, coś jest nie tak...
      podmiot to jest ten, który ufa (lub nie), a obiekt to ten, któremu się ufa (lub nie)... czyli ewentualna zmienność podmiotu nas teraz nie interesuje...
      proponuję cofnij taśmę i odpowiedz na moją odpowiedź (13:19) jeszcze raz :)

      Usuń
    5. a w międzyczasie coś na temat zdobywania zaufania przez obiekt... jest akurat przeważnie tak, że im bardziej komuś na czymś zależy, tym trudniej przychodzi mu to osiągnąć, niż temu, komu mniej zależy... ten pierwszy za dużo myśli i się spina, a to mu utrudnia "zadanie", a ten drugi jest bardziej na luzie, więc łatwiej mu to wychodzi...

      Usuń
    6. Podmiot tworzy zaufanie, tak? No tak, ale przez swoje zachowanie ( chce ufać lub nie) tak? Czy znowu coś pokręciłam:) Obiekt- jemu się ufa tak? Ale on tez się zachowuje tak, by mu ufać.
      I żeby dobić- może być, że zmienność i tego, i tego wpływa na wspólne zaufanie.
      Jeżeli komuś mniej zależy, mniej się przykłada, wynik może być dużo gorszy od tego, jaki uzyska kto, komu bardzo zależy. Może mi bardzo zależeć, ale wcale nie muszę się spinać, że mi nie wyjdzie. Skupiam się na pracy ze świadomością, że może nie wyjść.
      Chyba to zależy od racjonalności w podejściu do tego "zależy", "nie zależy"

      Usuń
    7. numer polega na tym, że jeśli obiekt się stara, to gubi naturalny luz i w efekcie wychodzi to sztucznie, automatycznie wzbudza to pewne podejrzenia i w efekcie strzela sobie w plecy, efekt jest odwrotny do zamierzonego, bo podmiot może chciałby mu zaufać z jakichś tam powodów, ale czuje, że coś tu jest nie tak...

      Usuń
    8. Nie no, ja wiem, o co Ci chodzi, ale nie zgadzam się z takim podejściem. Masz rację, takie sytuacje, kiedy "staranie się" bardziej szkodzi noż pomaga, są. Ale są i takie, jakie opisałam. Wcale to mocne staranie się nie musi szkodzić.

      Usuń
    9. okay, kontekst sytuacyjny bywa czasem istotny, choćby przypadek nowego, młodego pracownika, który po prostu musi się starać, aby szef mu zaufał i powierzał atrakcyjniejsze zadania, a nie stawał przed wyborem "zwolnić, czy nie zwolnić"... mnie jednak tutaj bardziej chodziło o kontekst ogólnych relacji międzyludzkich, w których szybciej można pozyskać zaufanie będąc po prostu sobą... co bynajmniej też nie musi gwarantować sukcesu, bo jakby nie było, nie wszyscy wszystkim muszą ufać, to już by była jakaś utopia...

      Usuń
    10. No dobra, ale skąd ma wiedzieć ten, który ma zaufać, że ta osoba "jest sobą", kiedy ona co chwilę zmienia się? Która jej twarz jest godna zaufania?

      Usuń
    11. nie wiem, ale na pewno doświadcza wtedy niezłego testu na komunikację z własną intuicją i na próg lęku, LOL...

      Usuń
    12. To ja dziękuję za takie testowanie, wolę ludzi o zachowaniach raczej stałych:):):)

      Usuń
    13. tacy raczej to jeszcze mogą być, ale tacy za bardzo stali są raczej nudni, LOL...
      tylko tak ciut poważniej, to moim zdaniem nie uczyć się, nie rozwijać, nie pracować nad sobą po to, aby zdobyć czyjeś zaufanie wydaje mi się raczej słabe...

      Usuń
    14. Sorry Piotrze, ale my tu nie mówimy o rozwoju osobistym, tylko zmienności zachowań według widzi mi się. Takich lekkich, bo Tak, bo zaszokować, bo zaszpanować, bo "tak mi się teraz podoba". I do takich ludzi nie mam zaufania.

      Usuń
    15. mówimy o jakichkolwiek zmianach zachowania, które mogą być i konsekwencją rozwoju, i regresu /pomińmy już kwestię względności pojęć "rozwój" i "regres"/, a mogą być też wynikiem chwilowych fluktuacji...
      a teraz zadam Ci (prywatne) pytanie:
      osoba A jest zawsze punktualna i słowna, ale ubiera się raz tak, raz srak, raz jest wesoła, raz poważna, raz używa języka salonowego, a raz rynsztokowego...
      osoba B jest zawsze ubrana tak samo, ma zawsze taki sam nastrój, humor podczas spotkań i styl wysławiania, ale nigdy nie wiesz, czy dotrzyma słowa, czy dotrzyma terminu, raz jest u niej tak, raz siak...
      której z nich byś była skłonna bardziej zaufać?...
      zanim odpowiesz (lub nie), to tylko wspomnę, że sama zmienność zachowań nie jest istotna, ważna jest kwestia jakich, których zachowań...

      Usuń
    16. Ano, sedno tkwi w określeniu o jakie zachowania chodzi. Ale... wprowadziłeś tyle zmiennych, że trudno będzie to jakoś usystematyzować. No i włączyłeś cechy charakteru. Mówimy o stałych zachowaniach wynikających z cech charakteru, wychowania itp. czy mówimy o zachowaniach typu zmienność ubioru i nastrojów, bo już się gubię.

      Usuń
    17. po prostu każda zmiana w swej ogólności nie da się wartościować jako dobra, czy zła, bez sprecyzowania jaka to zmiana i w jakich okolicznościach ocenianie jej jest kompletnie pozbawione sensu, a sama sentencja nic nie mówi, o jaką stałość (czyli brak zmian) chodzi, pozostawia tą kwestię otwartą do indywidualnej interpretacji...

      Usuń
    18. Czyli wracamy do punktu wyjścia "Nie ma obowiązku być tą samą osobą, którą się było pięć minut temu."

      Usuń
    19. tu może na przykład chodzić nie o kwestie funkcjonowania wśród innych, ale o kurczowe przywiązywanie się wielu ludzi do takich siebie, jacy są w danej chwili, walki o to na skutek omamienia iluzją, że stale wciąż będzie tak samo... okazuje się jednak nagle, że iluzja jest tylko iluzją, gubią się w tym i nie wiedzą, co z tym robić, jak się harmonijnie wpasować w upływający nurt czasu...

      Usuń
    20. Coś w tym jest, o czym piszesz- przywiązanie do takich siebie, jacy są w danej chwili. Niemniej ta chwila mija, zmienia się rzeczywistość, a człowiek? Jest constans z tej chwili , która minęła?

      Usuń
  6. Przyznam Ci się, że gdy to czytam, czuję się strasznie stary. Niby wiek nie ma tu nic do rzeczy, bo zawsze byli na świecie ludzie bardziej i mniej otwarci, ale choć nastrój tych opowiadań bardzo mi się podoba, chyba nie umiałbym się w nim znaleźć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiek tu faktycznie nie ma znaczenia, bo te postacie tak narysowałem, aby po pytaniu o ten ich wiek każda (prawie) odpowiedź mogła być trafna i jednocześnie błędna... natomiast co do znalezienia się w tym klimacie to kompletne nic nie mogę Ci podpowiedzieć, bo jako autor po prostu muszę to umieć robić, nie mam innej opcji :)

      Usuń
  7. Dobrze ,że zrobiłeś wreszcie etykiety choć ich nazwy są trochę hm pokręcone ;-) ale wreszcie można coś odnaleźć . Jeśli chodzi o Zoje i Zule, to fragment o kurtyzanach , które oświecały swoich klientów mnie rozśmieszył a jednocześnie pamiętam taki ebook , które wydały sex workerki doświadczalink pdf ( można ściągnąć z netu ) i one tam opisywały różne techniki manipulacji energią w masażach c.C prawda to nie Zen ,ale jak wiadomo sexworkerki to najlepsze czarownice ,;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. etykiety po części są zasługą mojej Lady, która od dłuższego czasu tak wierciła mi o to dziurę w brzuchu, aż się dowierciła...
      no cóż, zen to jest codzienność, zwykle, normalne życie, więc oprócz praktyki formalnej zazen jest też zen pracy, zen tworzenia sztuki, zen gotowania i jedzenia, zen walki, zen tarmoszenia kota lub chodzenia z psiakiem na spacer, etc, więc naturalne jest istnienie zen miziania, bo zen można praktykować podczas każdej czynności życiowej... jak wiadomo, zen siedzi się umysłem, a nie tyłkiem... co oznacza też istnienie zen czarowstwa, gdyż nabycie magicznych mocy i umiejętności bywa czasem również jednym ze skutków ubocznych praktyki...

      Usuń
    2. I bardzo dobrze ,że ta twoja Lady przekonała cię do etykiet. Słuchaj zawsze swojej Lady .;-) A etykiety fajne takie w twoim stylu . Naleśniki z różą chętnie bym zjadła . ;-)

      Usuń
    3. najlepsze zapewne są te od Karyny, fikcyjne literacko, ale najlepsze realnie jadłem w Krakowie, w jadłodajni Jabłonka przy ulicy Jabłonowskich...

      Usuń
  8. Niby jak kobieta zmienia fryzure to zmienia całe swoje życie. Muszę iść do fryzjera i coś ze sobą zrobić, albo zrobić naleśniki... to jest dobry pomysł

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. naleśniki chyba raczej, a może nawet stanowczo taniej wyjdą, byle nie z konfiturą z melona yubari :)

      Usuń
  9. Naleśniki lubie, z różą to juz w ogóle. Zdanie na czerwono mnie sie podoba, bo nie lubie byc nudna jak flary z olejem. Zmieniam wszystko😂😂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Włosy skarpetki zdanie gdy ktoś mnie przekona facetów. Bawię się życiem..

      Usuń
    2. nie ma nudniejszej kobiety od kobiety w nudnych skarpetkach :)

      Usuń
    3. Skarpetki tylko z Pan tu nie stał świetne polecam.

      Usuń