Odkąd stało się dla obojga jasne, że są razem, to Borek zawsze lubił cieszyć oczy widokiem ubierającej się Anity. Jednak tegoż niedzielnego południa, czy raczej już wczesnego popołudnia ów show został mu nagle przerwany:
- No, Słodziak, ogarniaj się.
- Niby dlaczego?
- Przecież jedziemy na obiad.
- Na obiad? To nie zamówimy pizzy, czy też może...
- Nie. Dziś nie zamówimy ani pizzy, ani morza.
- Dobrze, to ja mogę szybko skoczyć po coś do...
- Nie. Nigdzie nie masz skoczyć. To ty nic nie wiesz?
- Powinienem?
- Twoja siostra nic ci nie mówiła?
- Nie gadałem z Maliną chyba ładne parę dni. Ty mi powiesz?
- Niestety muszę. Nie jedziemy na obiad jako na nażarcie się, tylko na obiad. Takie spotkanie towarzyskie w miłym gronie.
- To teraz podczas obiadów się nie je?
- Zaraz ci jebnę. Jedziemy do mamy. Znaczy do twojej i Maliny mamy, mojej teściowej zresztą, jakby kto pytał. Taki był plan, który zrealizujemy.
- Taki był plan? Czemu nic o tym nie wiem?
- Bo jesteś idiotą? No, dobrze, niech będzie, że to ja jestem głupia. Bo sobie wymyśliłam, że Lalka ci powie. Czy też mama. To przecież ona nas zaprasza.
- Od kogo to wiesz?
- Od mamy. Właśnie wczoraj do mnie zadzwoniła w tej sprawie.
- To po co ktoś ma jeszcze dzwonić do mnie?
- Żebyś wiedział.
- Przecież już wiem. Od ciebie.
- To na co czekasz? Do łazienki kurwa!
Gdy wyjechali Borek po drodze zapytał Anity:
- Z jakiej okazji w ogóle ten obiad?
- Bo wasza mama nas kocha?
- A tak poważnie?
- Tak poważnie, to teraz skręć w lewo i stań tam.
- Tam mama nie mieszka.
- Ale tam wyskoczę kupić jakieś sensowne wino.
- Mogliśmy od razu kupić pod domem. Teraz jest dużo sensownego wina na rynku. Nawet w zwykłych, prostych sieciówkach.
- Masz rację, ale nie bardzo. Tak się kupuje wino do chipsów, czy jakichś innych pogryzajek. Nie znamy się na winach, nie jesteśmy koneserami, więc wtedy kupujemy na czuja, tak raczej randomowo. Bo jaka wtedy różnica? Wino jest wino. Ale jak kupujesz wino do konkretnego dania, na przykład do gołąbków, to trzeba konsultacji. Taka zwykła dziunia za kasą sieciówki się nie zna nic, ona ci gówno powie. Ale szefuńcio tego sklepu już zna ten temat na wylot. Takich sklepów jest niewiele na całe miasto. Ten akurat znam.
- Pupcia sorry, ale my tu już stoimy, do tego parę minut. Więc czemu zamiast wyskoczyć szybko po to wino ty mi teraz robisz taki wykład?
- Bo mnie trzymasz za cipę?
- Aha... Faktycznie. To teraz kicaj, czekają na nas.
Gdy już ruszyli spod sklepu i stanęli na światłach Borek zapytał:
- Czy mi się zdawało, czy coś wspomniałaś o gołąbkach?
- Zdawało ci się. A teraz zabieraj tą łapę, zielone mamy.
Wreszcie dotarli na przedmieście pod niewielki domek, w którym jak wiemy mieszka też Malina. Plus Mariolka, tak jednym pośladkiem, dziewczyna Lalki ostatnimi czasy. To ona właśnie otwarła drzwi, zaś gdy już weszli do środka, rozpłaszczyli się, Borek pociągnął nosem mrucząc:
- Kapustą faktycznie jakby nie pachnie. Ale...
Jednak gdy ruszył do kuchni drogę zastąpiła mu Malina:
- Wypad! Wynocha do pokoju! Ręce myć i do stołu.
Za Lalką wyjrzała też główna gospodyni. Pokazała nowym gościom, jakby wyjaśniająco dłonie odziane w kuchenne rękawice, więc przywitała ich dość symbolicznie. Do Borka tylko się uśmiechnęła, zaś Anitę uraczyła buziakiem w policzek, odwzajemnionym zresztą. Ale ta przy okazji lekko drgnęła, jakby nieco zesztywniała, tak na nanosekundę, więc nikt tego nie zauważył, jednak spojrzała jeszcze za teściową wracającą do kuchni. Zdążyła za to chwycić Malinę za łokieć, zanim ta też tam weszła:
- Lalka, musimy pogadać.
- Teraz? Nie ma opcji, robię coś.
- Nie teraz, nie aż tak. W pierwszej wolnej chwili.
- Coś się dzieje?
- Nie wiem. Mówię tylko, że musimy pogadać.
Zanim jednak doszło do tej ich wolnej chwili podano do stołu, na nim zaś honorowe miejsce zajęły dwie duże wazy. Gdy już zdjęto ich pokrywy Borek uniósł się ze swojego krzesła aby zajrzeć do ich wnętrz. Po czym spojrzał na Anitę jakby z wyrzutem mówiąc:
- Zdawało mi się, tak? Wiedziałaś wcześniej?
- Wiedziałam. Ale to miała być niespodzianka taka. Więc jak już się mało nie wygadałam, to paliłam głupa, żeby się nie rozpruło do końca.
- No, już dobrze. Ale te gołąbki są jakby takie...
Wtedy odezwała się Malina:
- Braciszku, może przestań gadać, tylko jako jedyny facet przy stole obsłuż panie. Albo nie, zróbmy inaczej. Myśmy tu we trzy już się zapachem wstępnie najadłyśmy, więc zacznij od swojej pani, potem się sobą zajmij. No! Ruchy! Hophophophop...
Mama za to dodała:
- Za to ja, jako najmłodsza skoczę po korkociąg i otworzę butelkę.
Czy coś jest nie tak z gołąbkami?
Co Anita ma nagle do powiedzenia Malinie?
W tym odcinku to się już nie wyjaśni...
- No, Słodziak, ogarniaj się.
- Niby dlaczego?
- Przecież jedziemy na obiad.
- Na obiad? To nie zamówimy pizzy, czy też może...
- Nie. Dziś nie zamówimy ani pizzy, ani morza.
- Dobrze, to ja mogę szybko skoczyć po coś do...
- Nie. Nigdzie nie masz skoczyć. To ty nic nie wiesz?
- Powinienem?
- Twoja siostra nic ci nie mówiła?
- Nie gadałem z Maliną chyba ładne parę dni. Ty mi powiesz?
- Niestety muszę. Nie jedziemy na obiad jako na nażarcie się, tylko na obiad. Takie spotkanie towarzyskie w miłym gronie.
- To teraz podczas obiadów się nie je?
- Zaraz ci jebnę. Jedziemy do mamy. Znaczy do twojej i Maliny mamy, mojej teściowej zresztą, jakby kto pytał. Taki był plan, który zrealizujemy.
- Taki był plan? Czemu nic o tym nie wiem?
- Bo jesteś idiotą? No, dobrze, niech będzie, że to ja jestem głupia. Bo sobie wymyśliłam, że Lalka ci powie. Czy też mama. To przecież ona nas zaprasza.
- Od kogo to wiesz?
- Od mamy. Właśnie wczoraj do mnie zadzwoniła w tej sprawie.
- To po co ktoś ma jeszcze dzwonić do mnie?
- Żebyś wiedział.
- Przecież już wiem. Od ciebie.
- To na co czekasz? Do łazienki kurwa!
Gdy wyjechali Borek po drodze zapytał Anity:
- Z jakiej okazji w ogóle ten obiad?
- Bo wasza mama nas kocha?
- A tak poważnie?
- Tak poważnie, to teraz skręć w lewo i stań tam.
- Tam mama nie mieszka.
- Ale tam wyskoczę kupić jakieś sensowne wino.
- Mogliśmy od razu kupić pod domem. Teraz jest dużo sensownego wina na rynku. Nawet w zwykłych, prostych sieciówkach.
- Masz rację, ale nie bardzo. Tak się kupuje wino do chipsów, czy jakichś innych pogryzajek. Nie znamy się na winach, nie jesteśmy koneserami, więc wtedy kupujemy na czuja, tak raczej randomowo. Bo jaka wtedy różnica? Wino jest wino. Ale jak kupujesz wino do konkretnego dania, na przykład do gołąbków, to trzeba konsultacji. Taka zwykła dziunia za kasą sieciówki się nie zna nic, ona ci gówno powie. Ale szefuńcio tego sklepu już zna ten temat na wylot. Takich sklepów jest niewiele na całe miasto. Ten akurat znam.
- Pupcia sorry, ale my tu już stoimy, do tego parę minut. Więc czemu zamiast wyskoczyć szybko po to wino ty mi teraz robisz taki wykład?
- Bo mnie trzymasz za cipę?
- Aha... Faktycznie. To teraz kicaj, czekają na nas.
Gdy już ruszyli spod sklepu i stanęli na światłach Borek zapytał:
- Czy mi się zdawało, czy coś wspomniałaś o gołąbkach?
- Zdawało ci się. A teraz zabieraj tą łapę, zielone mamy.
Wreszcie dotarli na przedmieście pod niewielki domek, w którym jak wiemy mieszka też Malina. Plus Mariolka, tak jednym pośladkiem, dziewczyna Lalki ostatnimi czasy. To ona właśnie otwarła drzwi, zaś gdy już weszli do środka, rozpłaszczyli się, Borek pociągnął nosem mrucząc:
- Kapustą faktycznie jakby nie pachnie. Ale...
Jednak gdy ruszył do kuchni drogę zastąpiła mu Malina:
- Wypad! Wynocha do pokoju! Ręce myć i do stołu.
Za Lalką wyjrzała też główna gospodyni. Pokazała nowym gościom, jakby wyjaśniająco dłonie odziane w kuchenne rękawice, więc przywitała ich dość symbolicznie. Do Borka tylko się uśmiechnęła, zaś Anitę uraczyła buziakiem w policzek, odwzajemnionym zresztą. Ale ta przy okazji lekko drgnęła, jakby nieco zesztywniała, tak na nanosekundę, więc nikt tego nie zauważył, jednak spojrzała jeszcze za teściową wracającą do kuchni. Zdążyła za to chwycić Malinę za łokieć, zanim ta też tam weszła:
- Lalka, musimy pogadać.
- Teraz? Nie ma opcji, robię coś.
- Nie teraz, nie aż tak. W pierwszej wolnej chwili.
- Coś się dzieje?
- Nie wiem. Mówię tylko, że musimy pogadać.
Zanim jednak doszło do tej ich wolnej chwili podano do stołu, na nim zaś honorowe miejsce zajęły dwie duże wazy. Gdy już zdjęto ich pokrywy Borek uniósł się ze swojego krzesła aby zajrzeć do ich wnętrz. Po czym spojrzał na Anitę jakby z wyrzutem mówiąc:
- Zdawało mi się, tak? Wiedziałaś wcześniej?
- Wiedziałam. Ale to miała być niespodzianka taka. Więc jak już się mało nie wygadałam, to paliłam głupa, żeby się nie rozpruło do końca.
- No, już dobrze. Ale te gołąbki są jakby takie...
Wtedy odezwała się Malina:
- Braciszku, może przestań gadać, tylko jako jedyny facet przy stole obsłuż panie. Albo nie, zróbmy inaczej. Myśmy tu we trzy już się zapachem wstępnie najadłyśmy, więc zacznij od swojej pani, potem się sobą zajmij. No! Ruchy! Hophophophop...
Mama za to dodała:
- Za to ja, jako najmłodsza skoczę po korkociąg i otworzę butelkę.
Czy coś jest nie tak z gołąbkami?
Co Anita ma nagle do powiedzenia Malinie?
W tym odcinku to się już nie wyjaśni...
No nie, nie każ długo czekać na ciąg dalszy...
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle to tez nie znam się na winach, a głowa nie boli tylko po Martini.
też się nie znam na winach, ale chociaż wiem, że wino słodkie i deserowe to dwie różne sprawy, dziunie w sieciówkach tego już nie wiedzą... za to do gołąbków podałbym jakieś wytrawne, według zasady białe do białego, czerwone do czerwonego, czyli zależnie od tego, czy gołąbki robimy w sosie pomidorowym, czy nie... a najchętniej to po prostu jakieś godne piwo...
UsuńZ wielką przyjemnością posłuchałam tej piosenki...
OdpowiedzUsuńwersja i wykonanie też fajne, bo artystka godna, byłem kiedyś na jej koncercie, to na pewno nie był stracony czas...
UsuńMoże gołąbki były zqwinięte w coś nie do końca kapuścianego, albo pływały w innym sosie niż powinny? Zdziwiło mnie kiedyś, że w bodajże Egipcie? dali nam takie mikrogołąbki. Po czym się okazało, że one są zawijane w jakieś dziwne liście niekapuściane i środku też nie są takie, jak powinny być. To był zwykły bliskowschodni plagiat naszych gołąbków...
OdpowiedzUsuńgdy Borek wszedł do domu nie czuł za bardzo zapachu gotowanej kapusty, czyli bardzo prawdopodobne, że liście były inne, albo mogła to być potrawa, z którą zetknąłem się stosunkowo niedawno w polskiej jadłodajni, nazywało się to "gołąbki leniwej gospodyni" i były to po prostu klopsy z samego farszu w nic nie zawijane... za to w Twoim przypadku to mogła być odmiana popularna w Grecji, w Turcji, czy tym podobnych regionach, gdzie farsz jest na bazie baraniny, jakiejś miejscowej kaszy i czegoś tam jeszcze zawijany w liście winogron, takie spotkałem kiedyś nawet w Warszawie w jakiejś greckopodobnej knajpce i faktycznie wielkością nie porażały, były takie na jeden chaps sztuka...
UsuńMoże u Borka rozwija się dar jasnowidzenia skoro potrafi przewidzieć potrawy, które będą podawane na spotkaniu ? Talenty się rozwijają powoli bywa ,że niezauważenie . Mama Borka i Maliny ma urodziny ? Tak ? Czyli pewnie jak tu o faceta nie ma pamięci do dat. Czekam na dalszy ciąg opowiadania .
OdpowiedzUsuńwyjaśnienie jest chyba prostsze, wynikające z tekstu, że Anita jakby częściowo się wygadała znając wcześniej menu, a Borek szybko to podchwycił, bo z dawnych mamowych obiadków pamiętał akurat gołąbki, które lubił...
Usuńczy urodziny lub jakaś inna okazja jest konieczna, aby chcieć się spotkać i pobyć razem w ścisłym rodzinnym gronie?... ja bym się zadowolił najprostszym wyjaśnieniem Anity: mama kocha swoje dzieci i ich żywe, życiowe wybory, więc nagle jej odbiło, aby sprawić im frajdę...
Tak coś czuję, że to wcale nie będą gołąbki. Albo... gołąbki, jak najbardziej, ale takie prawdziwe, co jeszcze rano na parapecie guaniły.
OdpowiedzUsuńaha, takie gołąbki, według kuchni francuskiej...
UsuńNo, jestem ciekawa, co będzie dalej? Na winach się nie znam, na gołąbkach jedynie w wersji vege, ale Gabę Kulkę uwielbiam. Dobrej środy!
OdpowiedzUsuńczęść owijająca gołąbki zawsze jest vege...
Usuńano dobrej, zwłaszcza, że niewiele od tej środy wymagam :)
Gołąbki w wazie?! No ludzie!
OdpowiedzUsuńkieliszek za mały, nawet na małe gołąbki...
UsuńA to były gołąbki w płynie???
Usuńnieee, próbuję tylko dociec, w czym powinny być te gołąbki...
UsuńW rondlu, brytfannie (zwanej przez niektórych gęsiarką), naczyniu żaroodpornym...
Usuńbrytfanna ujdzie, rondel trochę mniej, jako nie do końca elegancki, za to naczynie żaroodporne źle się komponuje literacko... za to ciekawe byłyby wielkie gary, takie, jak ćwierć kotła do bielizny, dwuosobowe wnoszone przez Malinę i Miolkę pod dyktando głównej gospodyni...
UsuńWiesz, także pomyślałam o kotłach. To przecież ulubione naczynie czarownic!
Usuńtylko kocioł do bielizny ma nieco inny kształt, więc ja nie wiem za bardzo, jak to do końca jest z tymi kotłami...
Usuń