Mimo poniedziałkowego spotkania wiedźmy i tak się jeszcze zebrały w czwartek. Pierwsze pojawiły się Anita i Roxy, po czym ta druga szybko zdążyła opowiedzieć tej pierwszej jak ją ostatnio przeleciał Misiek, tudzież vice versa. Ruda już tak ma, że zasadę, iż prawdziwe psiapsie mówią sobie wszystko traktuje wyjątkowo poważnie. Od erotomańskiego gawędziarstwa różni się to tym, że ona nie kłamie, poza tym relacjonuje to tylko właśnie Nicie. Tej zaś czasem udaje się temu zapobiec, ale czasem nie udaje, więc dostaje kolejną lekcję, jak to się robi. Potem przyszła Malina ze swoją tradycyjną miną słodkiej idiotki, która to niejednych już zwiodła. Zaraz po niej dołączyła Mala jak zwykle radośnie roześmiana całą sobą. Na jej widok Roxy zrobiła zdziwioną minę popartą pytaniem:
- Słodka, co ty masz na sobie?
- To jest ta kiecka regionalna, którą kupiłam sobie na wyjeździe.
- A, ta, co Mirek dostał sraczki przez nią, tak?
- Może niedokładnie tak było, ale niech już będzie. Aha, za to Kasi dziś nie będzie. Od razu po pracy wzięła pojechała do...
Tu Anita weszła jej w słowo:
- Do nas, wiem. Znaczy centralnie do Borka.
- Czemu?
- Bo to najlepsza psiapsia jego siostry?
- Chyba niewiele mi wyjaśniłaś.
- Dokładnie to już trzeci raz pod rząd.
- Skąd u niej nagle taki napływ uczuć?
Mala spojrzała na Malinę, ale ta nie zareagowała. Za to Anita pokręciła głową i oświadczyła z głębokim przekonaniem.
- To nie jest dobry pomysł pytać właśnie jej.
- Nie wie?
- Wie, ale nie powie. Kaśka sama ci nie powiedziała?
- Może nie zdążyła, a ja nie pytałam.
- To czemu mnie nie zapytasz?
- Bo sama mi powiesz.
Tu Roxy nagle dokonała wtrętu:
- Ciekawie rozmawiacie. Gdzie ta nasza pani od zamawiania kawy? To po pierwsze. Po drugie, to mnie też zaciekawiło, jakie Piękna ma konszachty z Faliborem.
- Kaśka rozkiminia.
- Twojego chłopa?
- Nie jego centralnie. Tylko jego mutację. Borek umie emitować impulsy antygrawitacyjne. Za to Kaśka chce się tego nauczyć. Tak jej odbiło ostatnio.
- To jest możliwe w ogóle?
- Nie. Ale możliwa jest magiczna emulacja takiej emisji. To się jej uda, bo choć krótko czaruje, to jej zdolność wynajdywania nowych zaklęć jest wielka. Dimak już rozpracowała, to z antygrawem też sobie świetnie da radę.
- Co to jest dimak?
- To jest taki ni to cios, ni to nie cios. To działa tak, że na przykład dotykam ci czoła, po czym masz krwiaka na mózgu. Koncentracja uaktywnionej energii we wnętrzu ciała. Właściwie to jest fikcja, miejska legenda, ale my akurat możemy to emulować magią.
- Ty to umiesz?
- Może tak, może nie.
- Nauczysz mnie?
- Ciebie uczy sama Ciocia Lala, nie chcę jej zaburzać procesu dydaktycznego. Zresztą po co ci magia bojowa? Ty wystarczy, że bardzo, bardzo ładnie poprosisz, po czym złol sam się kładzie.
Tu do rozmowy wcisnęła się Roxy:
- Czekaj Młoda, ja ci to wyjaśnię nic nie zaburzając. Czynna magia bojowa to dość specyficzna odmiana klątw. Działają szybko, od razu, nie można ich zdjąć, tak, jak innych klątw, bo po prostu nie ma czego już zdejmować. Według naszej linii przekazu dość niechętnie się uczy młode dupy takiej magii jeszcze przed inicjacją. Mnie i Nity Ciocia Lala nie uczyła tych technik zbyt entuzjastycznie, same musiałyśmy się nauczyć tkania wielu takich zaklęć. My też nikogo nie uczymy. Dopiero jakiś czas po inicjacji, wtedy można się indywidualnie jakoś dogadać. Czy to jest dobry pomysł, nie wiem. Od teorii jest Anita, ja się mniej na tym znam.
Anita korzystając z pauzy, którą wykonała Roxy uzupełniła:
- Ja uważam, że dobry. Większość zwykłych klątw wymaga co najmniej chwili pomyślenia. Przy zaklęciach bojowych nie ma na to czasu. Działasz spontanicznie. Założenie jest takie, że do inicjacji taka początkująca wiedźmulka niekoniecznie ten swój spontan kontroluje. Ale są wyjątki. Być może z tobą bym zaryzykowała. Ale może poczekaj jeszcze te kilka dni do sabatu. Potem będzie inna rozmowa. Wiedźma pełną dupą to wiedźma pełną dupą.
Mala zrobiła lekko zdziwioną minę:
- Zaryzykowała? Czym tobie może grozić uczenie takich zaklęć?
- Mnie niczym. Ale może zagrozić uczennicy.
Przybycie kelnerki przerwało ten temat, przerwało również Malinie wiercenie się na krzesełku, nie spowodowane jednak robakami, tylko raczej zniecierpliwieniem. Za to gdy na stoliku pojawiły się parujące filiżanki pleciugato i rurka z kremem Turbina zagaiła:
- Niteczko, ja bym cię bardzo, bardzo prosiła...
Ta jej jednak przerwała:
- Po takim początku nie sposób ci odmówić.
- To żebyś na imprezie po sabacie nie gadała z Mirkiem o tych polowaniach. Dobrze?
- O jakich polowaniach? A, o polowaniach. A czemu?
- Bo my już się dogadaliśmy. Ruszyłam temat jeszcze raz, obiecał mi, że nie będzie strzelał. Nie dotknie się nawet do fuzji.
- To chyba już mówiłaś.
- Tak, ale ja mam jeszcze pomysł. Plan dodatkowy.
Malina nagle się ożywiła:
- No? Co to ma być?
- Pojadę z nim na najbliższe polowanie.
- To też już mówiłaś.
Za to Roxy wtrąciła:
- Myślałam, że to raczej męski sport.
- Nie, dlaczego? Niektórzy jeżdżą z dziewczynami. Czasem też dziewczyny polują. Jak pojadę, to będzie zabawnie.
Anita kiwnęła głową.
- Dobrze, sama go nie zaczepię, ale jak wyjdzie coś na ten temat, to wyrażę opinię. Że polowanie to kiła i kupa.
- Tylko jednego mu nie mów.
- Dobrze, tylko czego mam nie mówić?
- O moim planie, tym dodatkowym.
Tu nagle znowu uruchomiła się Lalka:
- Maleczko, jakaś zakręcona jesteś. Ale może masz rację. Jak nam nie powiesz, jaki to plan, to faktycznie żadna cię nie wyda.
- Właśnie wam mówię.
- To zacznij wreszcie.
- Pamiętacie Sylwestra?
Roxy spojrzała po wszystkich i spytała:
- My znamy jakiegoś Sylwestra?
- O imprezie mówię. Cośmy wtedy zrobiły?
Anita nagle okazała zrozumienie i zaśmiała się.
- Ahaaa. To. Dobre!
Za to Malina nie rozumiała.
- Co myśmy zrobiły?
- Przede wszystkim wykonałyście z Mariolką genialny striptiz, ale za to dzień wcześniej pojechałyśmy wszystkie na stare lotnisko i...
Lalka pacnęła się dłonią w czoło.
- Już kojarzę. Skasowałyśmy wszystkie fajerwerki w mieście.
Popatrzyła na Malę i dodała:
- A ty, niedobra dziewczyno chcesz wykręcić taki sam numer na polowaniu. Wtedy nas była jakaś setka piczek. Dasz radę sama?
- Wtedy było wielkie miasto do ogarnięcia, mnóstwo materiałów wybuchowych. Teraz będzie niewielka grupka osób, to ile będą mieli amunicji? Raczej sobie poradzę, ale jakby co...
- Jakby co, to od czego masz siostry? Zadzwonisz do nas, a my ci wykonamy transfer mocy. Możemy to zresztą przećwiczyć na sabacie, co ty Nita myślisz?
- Czemu nie? Będzie straszny rejwach, bo mamy już ponad trzydzieści zgłoszeń, jedno wielkie cipowisko. Ale po to jest sabat, żeby czarować. Maleczko, kiedy to polowanie ma być?
- Jakaś połowa lipca. Dokładnie się jeszcze dowiem.
- To mamy dogadane.
- Kaśki pytać nie trzeba, na pewno w to wejdzie.
- Jutro w klubie jej powiem. Tylko dziewczyny...
- Wiemy, wiemy. Dupska na kłódki. Bo jak się Mirek dowie, to może być bardzo mało fajnie. Za to już na miejscu nikt nie wpadnie na pomysł, że mają jonaszkę, sabotażystkę, która im zepsuła zabawę.
- Nic im nie zepsuję. Co najwyżej zmodyfikuję sposób spędzenia czasu. Będą sobie strzelać, ale fotki. Poza tym już po fakcie, jak wrócimy to nawet mogę Mirkowi powiedzieć, co się stało. Próbkę czarów już miał. Przemyślę to sobie jeszcze.
Temat zamknęła Malina ideologiczną konkluzją:
- Wszystkich polowań nie zmodyfikujesz. Ale próbować trzeba.
- Słodka, co ty masz na sobie?
- To jest ta kiecka regionalna, którą kupiłam sobie na wyjeździe.
- A, ta, co Mirek dostał sraczki przez nią, tak?
- Może niedokładnie tak było, ale niech już będzie. Aha, za to Kasi dziś nie będzie. Od razu po pracy wzięła pojechała do...
Tu Anita weszła jej w słowo:
- Do nas, wiem. Znaczy centralnie do Borka.
- Czemu?
- Bo to najlepsza psiapsia jego siostry?
- Chyba niewiele mi wyjaśniłaś.
- Dokładnie to już trzeci raz pod rząd.
- Skąd u niej nagle taki napływ uczuć?
Mala spojrzała na Malinę, ale ta nie zareagowała. Za to Anita pokręciła głową i oświadczyła z głębokim przekonaniem.
- To nie jest dobry pomysł pytać właśnie jej.
- Nie wie?
- Wie, ale nie powie. Kaśka sama ci nie powiedziała?
- Może nie zdążyła, a ja nie pytałam.
- To czemu mnie nie zapytasz?
- Bo sama mi powiesz.
Tu Roxy nagle dokonała wtrętu:
- Ciekawie rozmawiacie. Gdzie ta nasza pani od zamawiania kawy? To po pierwsze. Po drugie, to mnie też zaciekawiło, jakie Piękna ma konszachty z Faliborem.
- Kaśka rozkiminia.
- Twojego chłopa?
- Nie jego centralnie. Tylko jego mutację. Borek umie emitować impulsy antygrawitacyjne. Za to Kaśka chce się tego nauczyć. Tak jej odbiło ostatnio.
- To jest możliwe w ogóle?
- Nie. Ale możliwa jest magiczna emulacja takiej emisji. To się jej uda, bo choć krótko czaruje, to jej zdolność wynajdywania nowych zaklęć jest wielka. Dimak już rozpracowała, to z antygrawem też sobie świetnie da radę.
- Co to jest dimak?
- To jest taki ni to cios, ni to nie cios. To działa tak, że na przykład dotykam ci czoła, po czym masz krwiaka na mózgu. Koncentracja uaktywnionej energii we wnętrzu ciała. Właściwie to jest fikcja, miejska legenda, ale my akurat możemy to emulować magią.
- Ty to umiesz?
- Może tak, może nie.
- Nauczysz mnie?
- Ciebie uczy sama Ciocia Lala, nie chcę jej zaburzać procesu dydaktycznego. Zresztą po co ci magia bojowa? Ty wystarczy, że bardzo, bardzo ładnie poprosisz, po czym złol sam się kładzie.
Tu do rozmowy wcisnęła się Roxy:
- Czekaj Młoda, ja ci to wyjaśnię nic nie zaburzając. Czynna magia bojowa to dość specyficzna odmiana klątw. Działają szybko, od razu, nie można ich zdjąć, tak, jak innych klątw, bo po prostu nie ma czego już zdejmować. Według naszej linii przekazu dość niechętnie się uczy młode dupy takiej magii jeszcze przed inicjacją. Mnie i Nity Ciocia Lala nie uczyła tych technik zbyt entuzjastycznie, same musiałyśmy się nauczyć tkania wielu takich zaklęć. My też nikogo nie uczymy. Dopiero jakiś czas po inicjacji, wtedy można się indywidualnie jakoś dogadać. Czy to jest dobry pomysł, nie wiem. Od teorii jest Anita, ja się mniej na tym znam.
Anita korzystając z pauzy, którą wykonała Roxy uzupełniła:
- Ja uważam, że dobry. Większość zwykłych klątw wymaga co najmniej chwili pomyślenia. Przy zaklęciach bojowych nie ma na to czasu. Działasz spontanicznie. Założenie jest takie, że do inicjacji taka początkująca wiedźmulka niekoniecznie ten swój spontan kontroluje. Ale są wyjątki. Być może z tobą bym zaryzykowała. Ale może poczekaj jeszcze te kilka dni do sabatu. Potem będzie inna rozmowa. Wiedźma pełną dupą to wiedźma pełną dupą.
Mala zrobiła lekko zdziwioną minę:
- Zaryzykowała? Czym tobie może grozić uczenie takich zaklęć?
- Mnie niczym. Ale może zagrozić uczennicy.
Przybycie kelnerki przerwało ten temat, przerwało również Malinie wiercenie się na krzesełku, nie spowodowane jednak robakami, tylko raczej zniecierpliwieniem. Za to gdy na stoliku pojawiły się parujące filiżanki pleciugato i rurka z kremem Turbina zagaiła:
- Niteczko, ja bym cię bardzo, bardzo prosiła...
Ta jej jednak przerwała:
- Po takim początku nie sposób ci odmówić.
- To żebyś na imprezie po sabacie nie gadała z Mirkiem o tych polowaniach. Dobrze?
- O jakich polowaniach? A, o polowaniach. A czemu?
- Bo my już się dogadaliśmy. Ruszyłam temat jeszcze raz, obiecał mi, że nie będzie strzelał. Nie dotknie się nawet do fuzji.
- To chyba już mówiłaś.
- Tak, ale ja mam jeszcze pomysł. Plan dodatkowy.
Malina nagle się ożywiła:
- No? Co to ma być?
- Pojadę z nim na najbliższe polowanie.
- To też już mówiłaś.
Za to Roxy wtrąciła:
- Myślałam, że to raczej męski sport.
- Nie, dlaczego? Niektórzy jeżdżą z dziewczynami. Czasem też dziewczyny polują. Jak pojadę, to będzie zabawnie.
Anita kiwnęła głową.
- Dobrze, sama go nie zaczepię, ale jak wyjdzie coś na ten temat, to wyrażę opinię. Że polowanie to kiła i kupa.
- Tylko jednego mu nie mów.
- Dobrze, tylko czego mam nie mówić?
- O moim planie, tym dodatkowym.
Tu nagle znowu uruchomiła się Lalka:
- Maleczko, jakaś zakręcona jesteś. Ale może masz rację. Jak nam nie powiesz, jaki to plan, to faktycznie żadna cię nie wyda.
- Właśnie wam mówię.
- To zacznij wreszcie.
- Pamiętacie Sylwestra?
Roxy spojrzała po wszystkich i spytała:
- My znamy jakiegoś Sylwestra?
- O imprezie mówię. Cośmy wtedy zrobiły?
Anita nagle okazała zrozumienie i zaśmiała się.
- Ahaaa. To. Dobre!
Za to Malina nie rozumiała.
- Co myśmy zrobiły?
- Przede wszystkim wykonałyście z Mariolką genialny striptiz, ale za to dzień wcześniej pojechałyśmy wszystkie na stare lotnisko i...
Lalka pacnęła się dłonią w czoło.
- Już kojarzę. Skasowałyśmy wszystkie fajerwerki w mieście.
Popatrzyła na Malę i dodała:
- A ty, niedobra dziewczyno chcesz wykręcić taki sam numer na polowaniu. Wtedy nas była jakaś setka piczek. Dasz radę sama?
- Wtedy było wielkie miasto do ogarnięcia, mnóstwo materiałów wybuchowych. Teraz będzie niewielka grupka osób, to ile będą mieli amunicji? Raczej sobie poradzę, ale jakby co...
- Jakby co, to od czego masz siostry? Zadzwonisz do nas, a my ci wykonamy transfer mocy. Możemy to zresztą przećwiczyć na sabacie, co ty Nita myślisz?
- Czemu nie? Będzie straszny rejwach, bo mamy już ponad trzydzieści zgłoszeń, jedno wielkie cipowisko. Ale po to jest sabat, żeby czarować. Maleczko, kiedy to polowanie ma być?
- Jakaś połowa lipca. Dokładnie się jeszcze dowiem.
- To mamy dogadane.
- Kaśki pytać nie trzeba, na pewno w to wejdzie.
- Jutro w klubie jej powiem. Tylko dziewczyny...
- Wiemy, wiemy. Dupska na kłódki. Bo jak się Mirek dowie, to może być bardzo mało fajnie. Za to już na miejscu nikt nie wpadnie na pomysł, że mają jonaszkę, sabotażystkę, która im zepsuła zabawę.
- Nic im nie zepsuję. Co najwyżej zmodyfikuję sposób spędzenia czasu. Będą sobie strzelać, ale fotki. Poza tym już po fakcie, jak wrócimy to nawet mogę Mirkowi powiedzieć, co się stało. Próbkę czarów już miał. Przemyślę to sobie jeszcze.
Temat zamknęła Malina ideologiczną konkluzją:
- Wszystkich polowań nie zmodyfikujesz. Ale próbować trzeba.