14 czerwca 2025

NIE PIJE, NIE BIJE, ALE... /suplement/

Mimo poniedziałkowego spotkania wiedźmy i tak się jeszcze zebrały w czwartek. Pierwsze pojawiły się Anita i Roxy, po czym ta druga szybko zdążyła opowiedzieć tej pierwszej jak ją ostatnio przeleciał Misiek, tudzież vice versa. Ruda już tak ma, że zasadę, iż prawdziwe psiapsie mówią sobie wszystko traktuje wyjątkowo poważnie. Od erotomańskiego gawędziarstwa różni się to tym, że ona nie kłamie, poza tym relacjonuje to tylko właśnie Nicie. Tej zaś czasem udaje się temu zapobiec, ale czasem nie udaje, więc dostaje kolejną lekcję, jak to się robi. Potem przyszła Malina ze swoją tradycyjną miną słodkiej idiotki, która to niejednych już zwiodła. Zaraz po niej dołączyła Mala jak zwykle radośnie roześmiana całą sobą. Na jej widok Roxy zrobiła zdziwioną minę popartą pytaniem:
- Słodka, co ty masz na sobie?
- To jest ta kiecka regionalna, którą kupiłam sobie na wyjeździe.
- A, ta, co Mirek dostał sraczki przez nią, tak?
- Może niedokładnie tak było, ale niech już będzie. Aha, za to Kasi dziś nie będzie. Od razu po pracy wzięła pojechała do...
Tu Anita weszła jej w słowo:
- Do nas, wiem. Znaczy centralnie do Borka. 
- Czemu?
- Bo to najlepsza psiapsia jego siostry?
- Chyba niewiele mi wyjaśniłaś.
- Dokładnie to już trzeci raz pod rząd.
- Skąd u niej nagle taki napływ uczuć?
Mala spojrzała na Malinę, ale ta nie zareagowała. Za to Anita pokręciła głową i oświadczyła z głębokim przekonaniem.
- To nie jest dobry pomysł pytać właśnie jej.
- Nie wie?
- Wie, ale nie powie. Kaśka sama ci nie powiedziała?
- Może nie zdążyła, a ja nie pytałam.
- To czemu mnie nie zapytasz?
- Bo sama mi powiesz.
Tu Roxy nagle dokonała wtrętu:
- Ciekawie rozmawiacie. Gdzie ta nasza pani od zamawiania kawy? To po pierwsze. Po drugie, to mnie też zaciekawiło, jakie Piękna ma konszachty z Faliborem.
- Kaśka rozkiminia.
- Twojego chłopa?
- Nie jego centralnie. Tylko jego mutację. Borek umie emitować impulsy antygrawitacyjne. Za to Kaśka chce się tego nauczyć. Tak jej odbiło ostatnio.
- To jest możliwe w ogóle?
- Nie. Ale możliwa jest magiczna emulacja takiej emisji. To się jej uda, bo choć krótko czaruje, to jej zdolność wynajdywania nowych zaklęć jest wielka. Dimak już rozpracowała, to z antygrawem też sobie świetnie da radę.
- Co to jest dimak?
- To jest taki ni to cios, ni to nie cios. To działa tak, że na przykład dotykam ci czoła, po czym masz krwiaka na mózgu. Koncentracja uaktywnionej energii we wnętrzu ciała. Właściwie to jest fikcja, miejska legenda, ale my akurat możemy to emulować magią.
- Ty to umiesz?
- Może tak, może nie.
- Nauczysz mnie? 
- Ciebie uczy sama Ciocia Lala, nie chcę jej zaburzać procesu dydaktycznego. Zresztą po co ci magia bojowa? Ty wystarczy, że bardzo, bardzo ładnie poprosisz, po czym złol sam się kładzie.
Tu do rozmowy wcisnęła się Roxy:
- Czekaj Młoda, ja ci to wyjaśnię nic nie zaburzając. Czynna magia bojowa to dość specyficzna odmiana klątw. Działają szybko, od razu, nie można ich zdjąć, tak, jak innych klątw, bo po prostu nie ma czego już zdejmować. Według naszej linii przekazu dość niechętnie się uczy młode dupy takiej magii jeszcze przed inicjacją. Mnie i Nity Ciocia Lala nie uczyła tych technik zbyt entuzjastycznie, same musiałyśmy się nauczyć tkania wielu takich zaklęć. My też nikogo nie uczymy. Dopiero jakiś czas po inicjacji, wtedy można się indywidualnie jakoś dogadać. Czy to jest dobry pomysł, nie wiem. Od teorii jest Anita, ja się mniej na tym znam.
Anita korzystając z pauzy, którą wykonała Roxy uzupełniła:
- Ja uważam, że dobry. Większość zwykłych klątw wymaga co najmniej chwili pomyślenia. Przy zaklęciach bojowych nie ma na to czasu. Działasz spontanicznie. Założenie jest takie, że do inicjacji taka początkująca wiedźmulka niekoniecznie ten swój spontan kontroluje. Ale są wyjątki. Być może z tobą bym zaryzykowała. Ale może poczekaj jeszcze te kilka dni do sabatu. Potem będzie inna rozmowa. Wiedźma pełną dupą to wiedźma pełną dupą.
Mala zrobiła lekko zdziwioną minę:
- Zaryzykowała? Czym tobie może grozić uczenie takich zaklęć?
- Mnie niczym. Ale może zagrozić uczennicy.
Przybycie kelnerki przerwało ten temat, przerwało również Malinie wiercenie się na krzesełku, nie spowodowane jednak robakami, tylko raczej zniecierpliwieniem. Za to gdy na stoliku pojawiły się parujące filiżanki pleciugato i rurka z kremem Turbina zagaiła:
- Niteczko, ja bym cię bardzo, bardzo prosiła...
Ta jej jednak przerwała:
- Po takim początku nie sposób ci odmówić.
- To żebyś na imprezie po sabacie nie gadała z Mirkiem o tych polowaniach. Dobrze?
- O jakich polowaniach? A, o polowaniach. A czemu?
- Bo my już się dogadaliśmy. Ruszyłam temat jeszcze raz, obiecał mi, że nie będzie strzelał. Nie dotknie się nawet do fuzji.
- To chyba już mówiłaś. 
- Tak, ale ja mam jeszcze pomysł. Plan dodatkowy.
Malina nagle się ożywiła:
- No? Co to ma być?
- Pojadę z nim na najbliższe polowanie.
- To też już mówiłaś.
Za to Roxy wtrąciła:
- Myślałam, że to raczej męski sport.
- Nie, dlaczego? Niektórzy jeżdżą z dziewczynami. Czasem też dziewczyny polują. Jak pojadę, to będzie zabawnie.
Anita kiwnęła głową.
- Dobrze, sama go nie zaczepię, ale jak wyjdzie coś na ten temat, to wyrażę opinię. Że polowanie to kiła i kupa.
- Tylko jednego mu nie mów.
- Dobrze, tylko czego mam nie mówić?
- O moim planie, tym dodatkowym.
Tu nagle znowu uruchomiła się Lalka:
- Maleczko, jakaś zakręcona jesteś. Ale może masz rację. Jak nam nie powiesz, jaki to plan, to faktycznie żadna cię nie wyda.
- Właśnie wam mówię.
- To zacznij wreszcie.
- Pamiętacie Sylwestra?
Roxy spojrzała po wszystkich i spytała:
- My znamy jakiegoś Sylwestra?
- O imprezie mówię. Cośmy wtedy zrobiły?
Anita nagle okazała zrozumienie i zaśmiała się.
- Ahaaa. To. Dobre!
Za to Malina nie rozumiała.
- Co myśmy zrobiły?
- Przede wszystkim wykonałyście z Mariolką genialny striptiz, ale za to dzień wcześniej pojechałyśmy wszystkie na stare lotnisko i...
Lalka pacnęła się dłonią w czoło.
- Już kojarzę. Skasowałyśmy wszystkie fajerwerki w mieście.
Popatrzyła na Malę i dodała:
- A ty, niedobra dziewczyno chcesz wykręcić taki sam numer na polowaniu. Wtedy nas była jakaś setka piczek. Dasz radę sama?
- Wtedy było wielkie miasto do ogarnięcia, mnóstwo materiałów wybuchowych. Teraz będzie niewielka grupka osób, to ile będą mieli amunicji? Raczej sobie poradzę, ale jakby co...
- Jakby co, to od czego masz siostry? Zadzwonisz do nas, a my ci wykonamy transfer mocy. Możemy to zresztą przećwiczyć na sabacie, co ty Nita myślisz?
- Czemu nie? Będzie straszny rejwach, bo mamy już ponad trzydzieści zgłoszeń, jedno wielkie cipowisko. Ale po to jest sabat, żeby czarować. Maleczko, kiedy to polowanie ma być?
- Jakaś połowa lipca. Dokładnie się jeszcze dowiem.
- To mamy dogadane.
- Kaśki pytać nie trzeba, na pewno w to wejdzie.
- Jutro w klubie jej powiem. Tylko dziewczyny...
- Wiemy, wiemy. Dupska na kłódki. Bo jak się Mirek dowie, to może być bardzo mało fajnie. Za to już na miejscu nikt nie wpadnie na pomysł, że mają jonaszkę, sabotażystkę, która im zepsuła zabawę.
- Nic im nie zepsuję. Co najwyżej zmodyfikuję sposób spędzenia czasu. Będą sobie strzelać, ale fotki. Poza tym już po fakcie, jak wrócimy to nawet mogę Mirkowi powiedzieć, co się stało. Próbkę czarów już miał. Przemyślę to sobie jeszcze.
Temat zamknęła Malina ideologiczną konkluzją:
- Wszystkich polowań nie zmodyfikujesz. Ale próbować trzeba.

08 czerwca 2025

NIE PIJE, NIE BIJE, ALE...

Nie wiadomo dokładnie, jak powinna zachowywać się młoda szefowa działu technicznego po powrocie ze swojego pierwszego urlopu. Być może istnieją jakieś instrukcje, czy podręczniki na ten temat, jednak Mala nigdy takich nie czytała. Gdy po raz pierwszy od paru tygodni weszła rano do fitness klubu Oktagon działała spontanicznie. Najpierw swoim zwyczajem obeszła cały obiekt witając się ze wszystkimi, kogo tylko spotkała na swojej drodze. Nie pominęła nikogo, dla każdego miała porcję swojego radosnego uśmiechu. Przy okazji też jej mangowym oczom nie umknęło nic, co mogłoby być do zrobienia. Po tym wstępnym obchodzie poszła do magazynku, wzięła pierwszy wolny wózek ze sprzętem oraz środkami czyszczącymi, po czym poszła do którejś szatni, aby zrobić tam porządek. Mala nigdy nie wydawała nikomu żadnych poleceń, tylko świeciła własnym przykładem, co najwyżej jedynie bardzo, bardzo ładnie prosiła, aby coś zostało zrobione. Nikogo też nigdy nie opierdalała, bo skoro wszystko szło jak należy, to nie było takiej potrzeby. Swego czasu Roxy nie chciała przyjąć Mali do pracy, do tej pory uważa to za swój wielki błąd życiowy. Gdy Turbina ogarnęła już szatnię chwyciła za komplet narzędzi, po czym wykonała kolejny obchód klubu. Tym razem zajęła się wszystkimi mijanymi urządzeniami, między innymi podokręcała wszystkie możliwe śruby maszyn do ćwiczeń. Dopiero około pory lunchu bardzo, bardzo ładnie poprosiła zastępującą ją do tej pory podczas urlopu koleżankę, aby spotkały się przejrzeć bieżące faktury oraz inne papiery, które niejako siłą rzeczy są generowane podczas większości takich prac. Potem zajrzała do gabinetu Stryja, głównego szefa klubu na kawę, zaś audiencja zakończyła się tradycyjnym klapsem na szczęście.
Te klapsy mają swoją długą historię. Gdy Stryjo dowiedział się, że Mala ma chłopa próbował zaprzestać tych praktyk uważając, że nie wypada. Jednak Mala była uparta tłumacząc mu, że te klapsy nie mają żadnych erotycznych podtekstów. Po czym bardzo, bardzo ładnie go poprosiła, aby nadal kontynuowali ten zwyczaj. Na wszelki jednak wypadek na czas tego rytuału zamykano drzwi do gabinetu, aby uniknąć zbędnych, głupich plotek. To była tylko ich tajemnica. No, może jeszcze Kaśka coś tam wiedziała, ale Kaśka to Kaśka, prawdziwa psiapsia, której mówi się wszystko. Skoro zaś Kaśka, to także Malina, ale dalej już panowała ścisła omerta.
Pod koniec szychty Mala bardzo, bardzo ładnie poprosiła właśnie Kaśkę, aby ta jej pożyczyła esesmana. Jak pamiętamy, esesman to jest oldskulowy, vintażowy motocykl Maczety, którego nigdy nie pożyczała nikomu. Ale Mala była wyjątkiem, gdyż potrafiła dobrze powozić każdym pojazdem, mógł to być czołg, kombajn rolniczy, czy też nawet monstrualna psyklokańska pancerna podsiębiernie zasięrzutna koparka zaczepno obronna. Piątka wiedźm umówiła się na czwartkowe spotkanie na babskie ploty, ale że czarownice nie tworzą problemów tam, gdzie ich nie ma, więc czwartek czasem może być poniedziałkiem. Mala jednak przedtem chciała zajrzeć do kilku miejsc na mieście, więc esesman był najlepszą miotłą na tą okoliczność.
Poźnym popołudniem przy stoliku w Pleciudze umościły się cztery znane nam panie. Jak zwykle zamówiły po dużej pleciugato na cipę, plus rurkę z bitą śmietaną dla Maliny. Ta rurka to jest temat na całkiem osobne opracowanie. Oferta kafejki zawierała wiele znakomitych łakoci, także takie rurki. Ale jakże epicko Lalka potrafiła ten przysmak konsumować! Kiedyś za taki publiczny pokaz spalono by ją na stosie plus wszystkich innych, którzy widząc to nie rzuciliby pierwsi bambulem. Obecne czasy są normalne, zepsute do szpiku kości, więc choć każda siusiara potrafi już to samo, to nikt na to nie zwraca uwagi.
W pewnym momencie Kaśka nadstawiła ucha i oznajmiła:
- Jedzie. Dojechała. Właśnie parkuje.
Do przytulnego wnętrza Pleciugi raczej nie docierały odgłosy uliczne, ale huk silnika esesmana to nie był jakiś tam sobie tylko zwykły odgłos uliczny.
- Kiedyś mi za to wsadzą.
Mruknęła Kaśka, zaś Malina pisnęła:
- Mi, czy mnie? Ci, czy ciebie?
- Ojtamojtam, pomyłka freudowska.
Zaś po minucie, czy dwóch w drzwiach lokalu pojawiła się Mala, co wywołało pewne ożywienie przy stoliku:
- Wygląda jak milion dolarów.
- Ale moc jej pulsuje prawidłowo.
- Tylko majtki jej widać.
- Tak się teraz szyje sukienki, żeby się zadzierało.
- Wiem, sama takie nieraz noszę. Tylko od kiedy top do pępka to się nazywa sukienka?
- Pierdolisz jak dziaders. Jeszcze powiedz do kompletu, że cycki ma na wierzchu.
- Ciuch ma fajny, ale z aurą coś u niej nie tak.
- Zaraz ją przepytamy, jak podejdzie.
Mala zaiste wyglądała zjawiskowo, gdy jak zwykle uśmiechając się całą sobą kroczyła przez kafejkę, jednak jej aura była dostępna już tylko oczom czarownic. Gdy tylko podeszła do stolika już się schylała, aby uściskać i polizać siedzącą najbliżej Malinę, jednak Kaśka był szybsza. Uniosła się, chwyciła Turbinę wpół, obróciła pupą do reszty, po czym uniosła jej rąbek sukienki.
- Ożkurwa!
- Masakra!
- Ten twój Mirek ma wciętą rękę!
Kaśka zaoponowała:
- Nic z tych rzeczy. To tylko esesman ją pocałował siodełkiem na wyboju. Mówiłam ci Słodka już nieraz, że do tego motoru trzeba zakładać odpowiednie gacie.
Niczym nie skonfundowana Mala wywinęła się psiapsi i ruszyła na czułe obściski z pozostałymi. Dopiero gdy zaczęła się mościć na krzesełku syknęła:
- Ała!
- No, i właśnie. Niebieska plama na dupie to nie kłopot, kłopotem jest to ała. Jak jedziesz, to nie czujesz, zabawa jest potem.
Co prawda wszystkie wiedźmy posiadają pewną zdolność szybkiej regeneracji, jednak życie to nie komiks, zaś czarownice to nie mutantki typu Sabretooth, więc podlegają pewnym ograniczeniom.
- Pocałujesz? Szybciej mi przejdzie.
- Kasia jest zbyt pruderyjna, ale ja to wykonam z przyjemnością. Wstawaj Młoda.
Mówiąca to Malina wykonała zabieg tak szybko, że Anita i Roxy nie zdążyły sięgnąć po telefony, aby uwiecznić tą scenę. Za to gdy Mala znowu usiadła sama wyjęła telefon, po czym puściła go dookoła do obejrzenia.
- To jest cała moja dokumentacja z wyjazdu. Bierzcie, oglądajcie, zaspypujcie mnie pytaniami. Tylko się nie pobijcie.
- Tu też możemy zajrzeć?
Malina pokazała na ekranie folder oznaczony serduszkiem.
- To są fotki dla dorosłych, nie znasz zaklęcia.
Przez najbliższą godzinę sytuacja przy stoliku była dynamiczna. Panie wyrywały sobie telefon, faktycznie też zasypywały Malę pytaniami, do grona przyłączyła się też kelnerka, która donosiła jakieś kolejne zamówienie, wreszcie aparat wrócił do właścielki. Zapadła chwila ciszy zaburzanej jedynie odgłosami siorbania zawartości filiżanek, wreszcie odezwała się Anita:
- No, toście trochę świata oboje objeździli. Jeszcze nieraz do tego wrócimy, ale ja mam, jakby to powiedzieć, taką ochotę zapytać...
Przerwała jej Roxy:
- Nita, nie zamulaj. Uproszczę: Maleczko, nie podoba nam się twoja aura. Czy chcesz nam coś powiedzieć, o czymś z nami pogadać? Nie musisz, ale... Prawdziwe psiapsie mówią sobie wszystko.
Radosny uśmiech Mali nie zniknął, ale jakby nieco przygasł.
- No... Dobrze... Było coś takiego. Ale ja najpierw siku.
Zaś gdy wróciła zakontynuowała:
- Było coś takiego... Nie wiem, było, może jest...
- Coś z Mirkiem?
- Cicho, daj jej mówić.
- Bo wiecie, ja tak naprawdę jestem młoda dupa, nie mam żadnych doświadczeń... No, oprócz tych kiedyś, ale tego nie liczę. Po prostu nie znam się na chłopach. Tyle tylko, co wiem od was. Kiedyś, jakoś tak niedawno Ciocia Lala mi powiedziała, że nawet po jakimś czasie bycia razem mogą wyleźć różne dziwne rzeczy. Nitka, ty wiesz najlepiej, masz najdłuższy związek, to jak to jest?
- Hm... Borek jakoś od dawna mnie niczym nie zaskoczył, zwłaszcza niczym przykrym, ale ja przy Cioci Lali to jestem mniej niż siusiumajtka. Nikt jej biografii dokładnie nie zna, ale chłopów zaliczyła legiony na różne sposoby, więc raczej wie, co mówi. 
- Roxy, a ty co mi powiesz?
- Ja się może znam na chłopach, ale bardzo słabo na związkach. To jest istotna różnica. Ale może przejdźmy do tematu. Czym cię ostatnio zaskoczył ten twój Mirek?
Malina i Kaśka spojrzały na siebie wymieniając komunikat:
- Nie wiem, kurwa, o co chodzi.
Za to piłkę znowu przejęła Anita:
- Na pewno nie wylazło, że pije, bije, czy puka jakieś szony na boku, bo wtedy by chyba nie było tej całej rozmowy, ty zaś byś już była singielką, tak? Czyli jakaś niższa półka, jednak wyższa, niż nie zamykanie deski na dzbanie. To co to jest?
- Nie pije, nie bije, deski to akurat ja nieraz nie zamykam, ale on za to... Jakby to krótko ująć? On strzela.
Cała pozostała czwórka spojrzała na siebie, a Roxy zagaiła:
- Rozumiem, że nie o takie kosmetyczne strzelanie chodzi? Bo to akurat jest super, dobrze robi na cerę, tylko czasem oko szczypie, jak źle trafi.
Tu Anita przerwała:
- Ruda, bądź może poważna, co? A ty nam Młoda powiedz, kim on jest? Płatnym killerem? Tajnym agentem? Czy może myśliwym?
- Kurwa, myśliwym, ale syf!
To był akurat wtręt Maliny. Za to Mala dodała:
- Prawie myśliwym.
- Jak to prawie?
- No, takim początkującym.
- To znaczy?
To akurat Kaśka uznała za stosowne coś powiedzieć.
- To znaczy, że... To ja może od początku.
- Znakomity pomysł.
- Bo jak już wracaliśmy do kraju, to on mnie spytał, czy mam jakieś ciuchy moro. Rzadko takie noszę, ale coś tam by się znalazło. To on mówi, że w sobotę jedziemy na polowanie. Jakie znowu kurwa polowanie? Tak krok po kroku wreszcie zeń wszystko wydłubałam. Że nie jest myśliwym, że nie należy do żadnego klubu, że nie ma nawet broni, tylko dadzą mu na miejscu, ale że go zaprosili. Nie pierwszy zresztą raz. Takie spotkanie integracyjne. Że przy okazji omawia się tam ważne interesy. 
Roxy ożywiła się nagle:
- To tak, jak faceci umawiają się na golfa, czy tenisa. Sama byłam kiedyś na takim tenisie. Ale był czad! Tylu chłopów, ona jedna, do tego grać nie umie. Ale opłacało się, bo ogarnęłam jedną ważną sprawę dla mojej firmy. 
- Tak, tylko że przy golfie, czy tenisie nie morduje się nawet przepiórek. No, to ja go bardzo, bardzo ładnie poprosiłam, żebyśmy nie jechali. Trochę marudził, ale wtedy go dalej bardzo, bardzo ładnie poprosiłam, żeby przestał marudzić.
- Zadziałało?
- Pewnie, ale obawiam się, że to nie koniec. 
Wtedy wtrąciła się Anita:
- To mi coś przypomina. Nasze firmowe tartaki.
- Co to jest?
- To są wyjazdy integracyjne. Głównie ostre ćpanie, zaś jak nazwa wskazuje także ostre dymańsko. Ale żeby nie było, to ważne firmowe sprawy też się tam przy okazji ogarnia. Kiedyś na to jeździłam, Borek zresztą też. Ale jak zaczęliśmy być razem, to pojechaliśmy tylko raz. Potem jakoś nam wyszło, że już nas to nie bawi. Do tej pory firma się nie zawaliła od naszej absty... Absencji, ale na jedno wychodzi. Aha, tylko raz jeszcze Borek pojechał sam. Jako ochroniarz swojej ukochanej siostrzyczki Malinki, bo ją dupa tak swędziała, że go uprosiła, żeby ją tam wkręcił jako osobę towarzyszącą. Lalka, pamiętasz?
- Pewnie. Fajnie było. Rypałam pięciu na raz, czy też oni mnie, na jedno wychodzi. Ale wiecie co? To jest zabawa na raz. Potem już mi się odechciało.
Tu odezwała się Kaśka:
- Dobrze, ale to już ma się nijak do sprawy. Mala, powiedz czy masz problem, jeśli tak, to jaki i jak ci możemy pomóc?
- Właściwie to mi wciąż wszystkie pomagacie, już prawie od roku. Najważniejsze jest, że mnie teraz słuchacie, że mam się komu wygadać. Teraz wiem jedno, że uwielbiam się z tym chłopem miziać, mój ci on jest, ale nie chcę się miziać z mordercą niewinnych zwierzaczków. Więc mam pewien pomysł.
- No?
- Na następne polowanie z nim pojadę, ale nie dam mu dotknąć broni. Ma fiuta jak trzeba, nie musi go sobie sztukować. Za to na kolejne pojedziemy też razem, też do lasu, ale sami, zero broni. Jestem pewna, że jego biznesy od tego nie ucierpią, ale on musi sam się do tego przekonać. Może być taki plan?
Anita skinęła głową.
- Seems good. Nie wiem, jak reszta, ale na dziś ten temat można zamknąć. Za to ja teraz ponowię moje stare, wścibskie pytanie. Czy on już wie?
- Że czaruję? Wie. Powiedziałam mu, ale nie wierzył, nie za bardzo zresztą rozumiał. To ja mu coś pokazałam. Zaklęcie metamorfo, najprostsza wersja, zmiana koloru włosów. Jak się kochaliśmy. Bo daje mu głowy naturalna blondynka, on zamyka oczy, a gdy otwiera nagle widzi rudą. Ale miał minę! To jeszcze nie koniec, bo jeszcze pukał mnie od tyłu, a tu nagle na moich plecach wyświetla mu się napis mocniej kochanie.
Roxy aż się usmarkała ze śmiechu.
- Po takim numerze powinien trafić do Oblęcina.
- Był na haju, prawie dochodził, więc dał radę. Ale to jeszcze nie wszystko. Parę dni później wyłapał ostrą sraczkę po jakimś badziewnym ulicznym egzotyczny żarciu.
- Nie mogłaś go ostrzec, nie wyczułaś sprawy?
- Mnie przy tym nie było, bo mierzyłam sukienkę, taką miejscową, narodową w takim małym sklepiku obok.
Tym razem wszystkie wiedźmy zarechotały chórem.
- Dopiero potem w hotelu, jak zobaczyłam, że on już godzinę koczuje na wazonie, to go szybko wyleczyłam. Położyłam mu dłoń na brzuchu, wymarotałam jakieś lipne zaklęcie dla efektu, po czym chory stał się zdrów. Wtedy chyba dopiero pojął, jaka mu się wspaniała kobieta trafiła.
Malina skwitowała to następująco:
- To była taka inna wersja lekcji przez dupę do głowy. Ale to też może znaczyć, że dość szybko dotrze do niego zasada, że do zwierzaczków się nie strzela.
Za to Anita spytała Mali:
- Czyli mam rozumieć, że na wieczornej imprezie po letnim sabacie będziecie razem? To zanim chłopaki zaczną go upijać my zrobimy mu takie pranie mózgu, że może nawet twój plan nie będzie potrzebny. Rzecz jasna bez czarów, samą magią naturalną.

02 czerwca 2025

w poniedziałki nic się nie dzieje /chwilówka/

- Kto umarł?
- Polska.
- Znowu? Co teraz?
- Nic. Na razie się kurwa upijemy. Kontrolnie!
- Znaczy pod Zioło?
- Nie inaczej. Kto jara Ziele chla niewiele.
- Co potem? Znaczy we wtorek, jak odeśpimy.
- To, co zawsze. Po porannych rytuałach zapierdalamy dalej swoje.
- Robota w czarnej dupie przeważnie dostarcza nieco problemów. Pierwszy jest taki, że robi się w czarnej dupie.
- Damy radę, mamy to oblatane.