19 października 2025

SYTUACJA MALI + NOWA SYTUACJA ANITY

Przygoda Mali w klubie techno nie była zbyt długo przedmiotem zainteresowania. Kaśka tylko następnego dnia widząc dziewczynę przy pracy, jak zwykle pełną krasy swojej formy, skwitowała wszystko następująco:
- To trochę tak, jakby maratończyk przebiegł całą trasę sprintem. Dobrze, że Lalka zaczuwała nad tobą i cię nawilżała. Wielu ludzi zapomina sobie wtedy o wodzie, zwłaszcza, jak się jeszcze czymś przedtem naćpają.
- Przecież wiesz, że nic nie ćpam.
Mala zrobiła minę, jakby chciała się naburmuszyć.
- Tak, wiem. Tylko dziecinny szampan bezalkoholowy.
Zaś wątek miłosny mający tam miejsce Kaśka już kompletnie zignorowała. Ale ona taka jest, mało romantyczna. Już trochę bardziej zwróciły na to uwagę urlopujące Anita i Roxy, gdy Malina zadzwoniła do bratowej przewinąć jej przebieg wypadków. Przy czym nie sam moment, ale kwestia maga wydały im się bardziej wart omówienia. Za to Lalka dotrzymała danego słowa. Przekazała Mali numer jego telefonu, poprosiła ją też, aby doń zadzwoniła.
- W pierwszej chwili przypanikowałam, że on cię chce porwać. Ale co za idiotka ze mnie, bo dotarło do mnie zaraz, że każdy normalny człowiek by cię chciał wynieść na powietrze z tej duchoty. Zrobisz co chcesz, ale ja bym do niego zadzwoniła na twoim miejscu. Na mnie zrobił fajne wrażenie. Naprawdę się troszczył o ciebie, czy wszystko jest w porządku.
Do tematu powrócono dopiero wtedy, gdy cała piątka w komplecie spotkała się podczas pleciugowego czwartku, gdy Nita i Ruda już wróciły z urlopu. Roxy zapytała od razu, bezceremonialnie:
- No Maleczko, jak tam było z tym magiem?
- Słodko.
Mówiąc to Turbinka zmysłowo oblizała usta.
- Tego się domyślam, ale czy jest jakiś dalszy ciąg?
- Jest. Spotykamy się czasami. Testuję na nim różne techniki.
W tym momencie odezwała się Anita:
- No, a ten jak mu tam, Grzesio? Co z nim?
- Też testuję. Chcesz znać szczegóły?
- Może niekoniecznie.
- A ja z przyjemnością.
To wtrąciła Roxy, co Nita skomentowała:
- Byłabym w szoku, gdybyś nie chciała.
Po czym zwracając się do Mali dodała:
- Czyli obecnie ogarniasz dwa siusiaki?
- Coś w tym rodzaju. I niech nikt mi nie pieprzy żadnych bzdur typu, że w związkach fuckin' friends nie ma uczuć, bo prawdziwe emocje są właśnie w seksie, a ja akurat jestem zakochana w obu swoich gamoniach. Teraz kombinuję, jakby tu zrobić, żeby tak sobie ich przelecieć naraz. Ale...
Turbi upiła łyk kawy, poprawiła się na krzesełku i oznajmiła:
- Coś wam muszę wyjaśnić. Ostatnio jestem coraz bardziej zajętą osobą. Od niedawna doszły mi jeszcze zajęcia na uczelni. Do tego w klubie, odkąd Stryjo przejął nowy obiekt mam zapierdol nie do opisania. Więc nie mam czasu na związki w waszym stylu, tak, jak kiedyś byłam z Mirkiem. Z Grzesiem mam to już dogadane, bo on ma podobnie. Studiuje, pracuje, trenuje, coś tam jeszcze robi. Tyle, ile dajemy sobie siebie tyle nam wystarcza.
Roxy szybko weszła jej w słowo:
- Ależ ja to rozumiem. Teraz tak wiele par funkcjonuje. Mnie teraz jednak nie interesuje, jaki masz system miziania się, tylko powiedz mi coś więcej na temat tego maga. I wcale nie o te, najważniejsze sprawy mi teraz chodzi.
- To może od początku. Mag to jest za dużo powiedziane. To taki raczej uczeń czarnoksiężnika, raczej niedzielny, z doskoku. Moc mu wykryto jakoś niedawno, na początku lata. Niewiele zresztą ma tej mocy. Niech Malina powie, bo ja na początku byłam zaiste w transie i nic nie poczułam. Dopiero jak się znowu spotkaliśmy.
Lalka kiwnąła głową i dodała:
- To prawda. Ja moc czułam, ale dużo tego nie było.
Wtedy spytała Anita:
- Ale uczy się na maga, jak rozumiem?
- I tak, i nie.
- Doprecyzujesz?
- No. Tu w mieście mieszka chwilowo. U swojej ciotki, zawodowej wiedźmy zresztą. Tobie i Rudej może być ona nawet znana, bo mnie na pewno nie. On uczy się od niej.
Nagle wtrąciła się Malina:
- Jak to? Facet szkoli się u czarownicy? Coś tu nie tak.
- Nie powiedziałam, że jest na szkoleniu. On tylko się uczy od niej wybranych elementów teorii magii. Mówiłam, że ta jego ciotka jest zawodową. Głównie leczy. Za to on jest lekarzem. Przyjechał na dość krótko coś tam od niej sobie pouzupełniać, poznać inny punkt widzenia. Mniej myślenia, więcej czucia.
Wtedy wtrąciła się Roxy:
- Teoretycznie to raczej nie powinno działać. Bez przeszkolenia od podstaw to on wiele nie pojmie. Te podstawy może mu dać tylko facet. Nie będę już rozwijać, czemu to tak jest. Ale magia realna ma sporo elementów, które są jakby wspólne dla obu płci. Ta jego ciotka maga z niego nie zrobi. Ale jako lekarzowi niektóre sprawy mogą się przydać. Ułatwić mu pracę.
- On mi tak właśnie to tłumaczył. Że on nie chce uczyć się magii, tylko spojrzeć inaczej na pewne aspekty swojej pracy. Intuicję chce sobie poprawić.
Tu odezwała się Anita:
- Dla mnie to jest uczciwe podejście do sprawy. Co prawda mam dość duże wątpliwości, jak go to może wzbogacić, jego wiedzę lekarską, czy umiejętności. Ale na pewno go nie zuboży. Czyli rozumiem, że on niedługo wyjedzie? Co wtedy z wami?
Zanim Mala odpowiedziała wtrąciła się Ruda:
- Co ty się Nita martwisz? Jak wyjedzie to oni sami dogadają, czy zrobić z tego problem, czy nie. Ty lepiej popatrz na Młodą, aż cała kwitnie od tych miłości. Niech ci to wystarczy.
- Pewnie, że się cieszę. Ja tak tylko pytałam może nie z troski, ale takiej zwykłej babskiej ciekawości. Już więcej nie cisnę.
W tym momencie Mala poprosiła:
- To może teraz wy nam coś opowiedzcie o waszym urlopie. Fajnie się bawiłyście? Były jakieś zabawne akcje? O pogodę nie pytam, bo dobrze się bawić można w każdą pogodę.
- Jedna akcja była na pewno.
Mówiąc to Roxy spojrzała wymownie na Anitę i dodała:
- No, powiedz im. Mówimy sobie wszystko, tak?
- Co mam im powiedzieć?
- Ty już dobrze wiesz co. Bo zaraz ja im powiem.
Malina, Kaśka i Mala zmieniły się nagle w trzy znaki zapytania. Zapadła chwila ciszy. Anita uniosła się nieco nad krzesełkiem, rozejrzała dookoła, poprawiła majtki wcinające się w pupę, po czym usiadła i siorbnęła łyka kawy. Wreszcie oświadczyła:
- Więc zaistniała taka sytuacja, że jestem w ciąży. Nie robiłam jeszcze testu, ale my przecież czujemy takie rzeczy.
Po chwili ciszy pierwsza zareagowała Malina:
- Ulala. Brat i bratowa mi się rozmnażają. Będę ciocią? Bo jak dobrze rozumiem, to jest twoja chciana ciąża, tak?
Kaśka spojrzała na nią jakby karcąco.
- Głupszego pytania to już nie było na składzie? Jakby była niechciana, to Nitka by się od ręki pozbyła kłopotu, a nam nic nie mówiła. Bo po co?
To akurat jest prawda. Doświadczona czarownica potrafi dobrze kontrolować swoje kobiece sprawy. Na przykład regulować swój cykl wedle życzenia. Zaś usunięcie sobie pechowej ciąży to dla niej jak zrobić siku. Wiedza o sobie i panowanie nad tym to podstawa bazowego szkolenia wiedźmy. Taką szkołę przynajmniej wyznaje linia nauki magii realnej według Cioci Lali. Anita uśmiechnęła się tylko kontynując:
- Temat mamy z Borkiem dogadany już od jakiegoś czasu. Tylko musiałam jeszcze przemyśleć, jak to wszystko zrealizować. Bo ja od zawsze bałam się zmasakrować sobie cipę. Mam ją na przyjemniejsze cele, niż rodzenie dzieci. Rozważałam cztery opcje. Adopcję, surogatkę, cesarskie i na koniec naturkę. Sporo gadałam ze starszymi siostrami, które już mają dzieci. Które rodziły naturalnie dodam. Trochę mnie odparanoizowały, sporo ja sobie przepracowałam w głowie, w końcu wybrałam to ostatnie. Ale...
Tu Anita zawiesiła głos i znowu sięgnęła po filiżankę.
- Na pewno nie chcę rodzić tutaj, w tym kraju. Coś sobie wybiorę za granicą, pieniędzy trochę mamy odłożonych. Do tego pojedzie ze mną Roxy. Medycyna medycyną, ale osłona magii medycznej też jest ważna. No, i sama obecność Rudej, tak w ogóle.
Roxy znamy głównie jako zdolną biznes woman i ekspertkę od magicznych uroków, szczególnie miłosnych. Mało jednak było dotąd wspomniane, że magia medyczna to dziedzina, w której jest ona również znakomita.
Pytań żadnych już nie było, za to Mala zaczęła się kręcić, chować telefon, ogarniać jak do pójścia sobie. Na zdziwione spojrzenia czarociółek odparła:
- Bo mam jeszcze randkę z Łukaszem.
- Łukaszem? Tak go nazwałaś, czy...
- Na pewno go nie pytałam. Sam się szarmancko przedstawił na pierwszym spotkaniu, znaczy pierwszym jak zadzwoniłam do niego. Mnie się podoba, więc nic nie zmieniałam.
Wykonała swój rutynowy rytuał oblizywania i obściskiwania pozostałych pań, na koniec długo nie mogła się odlepić od Anity. Wreszcie oświadczyła:
- Kurwa! Ale fajna mamucha z ciebie będzie. Wzruszyłam się.
Za to gdy odchodziła swym radosnym krokiem Kaśka mruknęła:
- Czy to nie ona dziś miała płacić rachunek za kawę?
Potem wskazując palcem na Anitę oznajmiła:
- Kochana, rozumiem, że teraz często do klubu będziesz zaglądać? Mamy nowy produkt: zajęcia dla dupek w sytuacji jak twoja. Przed i po porodzie. Żeby szybko wracały do formy. Świetna instruktorka prowadzi, a twoja darmowa karta wjazdu cały czas jest ważna.

10 października 2025

GDY DEMONICA RUCHU MOCNO SIĘ ZMĘCZY

Tego czwartku skład przy stoliku w Pleciudze był mocno okrojony. Anita i Roxy wyjechały na urlopy, mocno zresztą spóźnione na skutek równie spóźnionych zbiorów nitowego Ziela. Nie miały zbyt oryginalnego pomysłu na ich spędzenie. Ubiegłoroczny wspólny wyjazd do leśnego ośrodka nad jeziorem wspominały nader fajnie, więc postanowiły to powtórzyć. Borek i Misiek przystali na ten koncept, zaś czy ochoczo, tego za bardzo nie wiadomo. Nikt ich za bardzo o to nie pytał, zresztą czy mieli jakiś wybór? 
Tak więc Malina, Kaśka i Mala siedziały tylko we trójkę siorbiąc jak zwykle znakomite pleciugato i paplając beztrosko na różne ważne babskie sprawy. Zaś gdy Lalka skończyła sprzątanie swojej ślicznej buzi umazanej bitą śmietaną z konsumowanej podczas rozmowy rurki pisnęła radośnie:
- Mam! Jedziemy do klubu potańczyć!
Kaśka i Mala wymieniły spojrzenia, po czym zwróciły oczy na psiapsię niemo żądając wyjaśnień. Więc Malina wyjaśniła:
- Oj jest taki fajny klubik techno, nie tak daleko stąd. Mariolka go odkryła jakieś dwa tygodnie temu, potem zajrzałyśmy tam we dwie i wygląda to na dosyć ciekawe miejsce. Dobrze nam to zrobi, jak porządnie wytrzęsiemy dupska.
Kaśka pokręciła głową mówiąc:
- Ja już wyczerpałam mój dzisiejszy limit trząchania dupskiem. Musiałam prowadzić trzy sesje ostrego aerobiku pod rząd. Żaneta zachorowała, zastępstwo było konieczne.
- Żaneta? A, ta, wiem która.
Mala przytaknęła, po czym dodała:
- Ale ja nie umiem tańczyć.
Kaśka zaoponowała od razu.
- Co tu jest do umienia? Widziałam, jak dziś twerkowałaś myjąc okna. Bardzo motywująco to działało na chłopaków z siłki. Tak się teraz tańczy obecnie. Żadna filozofia.
Notabene Mala, jak szefowa techniczna wcale nie musiała tych okien myć, wystarczyło tylko, że bardzo, bardzo ładnie poprosiła podległy jej personel. Ale wiadomo, jaka ona jest. Sensem życia Turbinki jest ustawiczne ruszanie się. Kaśkę wsparła Malina:
- Nie bądź Młoda taka skromna. Wystarczy, że się przejdziesz ulicą tym swoim radosnym krokiem i wszystkie maszty dookoła stają na baczność. Czyli ustalone. Niedługo zajrzy tu Mariolka i spadamy. Tak? Dogadałyśmy się?
Spojrzała na Maczetę, ale ta pokręciła głową.
- Beze mnie. Mam zresztą inne plany taneczne.
- Rozumiem, taniec na Daśku. Ale to masz zawsze...
- Właśnie nie zawsze. Trzy dni go nie było, bo gdzieś wyjechał służbowo. Wyskoczyło mu nagle i połamało nam plany. A ja ze swoimi osami w dupie raczej nie polemizuję. Zresztą komu ja to tłumaczę? Pierwszej piczce na dzielni.
Co prawda Kaśka była znana z kontrolowania własnej chuci, ale od czasu do czasu miewała takie napady kompulsji, że klękajcie narody. Tu nagle odezwała się Mala:
- Ja niby też miałam trochę inne plany taneczne, ale Grzesio jak kocha, to może poczekać. Za to nigdy jeszcze nie byłam w żadnej tancbudzie. Więc ja w to wchodzę.
- Grzesio? Tak ma na imię?
- Tak, znaczy nie. Ja nie wiem, jak on ma na imię, ale tak go roboczo nazwałam, dla celów komunikacyjnych. Czasem muszę go przecież jakoś zawołać.
- Do ciebie wołać? Do ciebie chłopy same biegną.
Malinie przerwała Kaśka:
- Ja rozumiem, że na pierwszych randkach imię nie jest istotne, ale ty się z nim już walisz jakieś kilka tygodni, więc...
- No, to jest Grzesio. A co, brzydkie?
- Już dobrze, dobrze. Bardzo fajne imię.
Tak się droczyły przez kilka minut, gdy zadzwonił telefon Maliny.
- No, Mariolka jest już na parkingu zwarta i gotowa. Młoda, zadzieramy kiece i wymarsz. Na kogo wypadło, na tego bęc. Kasia płaci dzisiejszy rachunek.
Wspomniana Kasia nagle została sama przy stoliku.
Co prawda powyższy klip nie jest techno, ale że ładnie konweniuje z całością, więc niech już sobie będzie. Za to techno wdzierało się do wnętrza auta Maliny, którym trójka pań podjechała pod klub. Ale zanim jednak wysiadły, Lalka sięgnęła po coś ze schowka.
- Lustereczko powiedz przecie, gdzie najbielszy śnieg na świecie?
Sprawnym ruchem podzieliła proszek na dwie ścieżki, zaś Mariolka zrolowała rurkę z banknotu. Tylko dwie, gdyż jak wiemy, Mala nie używała żadnych narkotyków, nie licząc rzecz jasna szałwii wieszczej podczas niektórych sabatów. Symulowała jedynie to używanie od czasu do czasu popijając swojego ulubionego szampana dla dzieci, zerowoltowego resztą. Więc Lalka wręczyła jej tylko lufkę nabitą Zielem, co Turbinki bynajmniej wcale nie zmartwiło. Po chwili wszystkie opuściły auto, zaś bramkarz przy wejściu do klubu kiwnął tylko głową z życzliwym, przyjaznym, uśmiechem i odprowadził wzrokiem trzy prześliczne blondynki zatrzymując go jedynie na ich pośladkach gdy już go minęły. Te blondynki zresztą przestały być blondynkami, gdy weszły do środka klubu. Malina i Mala bowiem utkały zaklęcie metamorfo, po którym fryzury całej trójki zaczęły błyszczeć trzema kolorami rastafariańskiej tęczy.
Tu wyjaśnijmy kwestię techniczną owego zaklęcia. Właściwie jest to cała obszerna grupa zaklęć, którym wiedźma może zmienić jakiś element swojej lub czyjejś powierzchowności. Tak naprawdę, to żadna fizyczna zmiana nie ma miejsca. Metamorfo jest urokiem, któremu ulega obserwator widząc iluzję czegoś, czego nie ma. Akurat zmiana koloru włosów, obrazek na ciele, czy jakaś korekta makijażu jest czymś banalnym nawet dla nowicjuszki po wstępnym szkoleniu, ale bardziej zaawansowane zmiany, na przykład wzrostu, figury, czy rysów twarzy to już wyższa szkoła. Tak umieją tylko tej klasy wiedźmy, co Anita lub Roxy. Na przykład ulubionym kawałem tej pierwszej było powiększanie sobie piersi, gdy szła do łóżka ze swoim chłopem. Mimo, że Borek znał tą zabawę, to zawsze dawał się na to nabierać, jego mina była wtedy bezcenna, gdy dłoń mu tonęła w ciele Anity, zatrzymując się nieco niżej, na tej prawdziwej piersi, odrobinę mniejszej. Za to czarownice z tej najwyższej półki, typu Ciocia Lala potrafiły na oczach zdumionego widza przybrać postać słonia, drzewa lub kotła pełnego fasolki po bretońsku. Jednak Malina i Mala, dość młode stażem wiedźmulki zadowoliły się wspomnianą zmianą koloru włosów. To już robiło wrażenie, choć one wcale nie były jedyne. Kilka dziewczyn na sali miało podobnie, do tego zresztą nie trzeba żadnych czarów, wystarczy odpowiedni lakier. Jednak nasze wiedźmy poszły krok dalej, gdyż włączyły sobie i Mariolce pulsację świateł na głowach, co już nie wydawało się takie proste do wykonania. Szczególnie imponująco wyglądała Mala, której rozpuszczone włosy sięgały prawie do talii. W pewnym momencie Malina podeszła do Mariolki, nachyliła się do niej i oświadczyła z dość marną zresztą nadzieją na bycie usłyszaną:
- I ona mi dziś mówi, że nie umie tańczyć.
Bo faktycznie, mimo swoich wcześniejszych obaw Turbina po wejściu na salę rzuciła tylko okiem po sytuacji, błyskawicznie rozpoznała, co się dzieje, po czym wskoczywszy w samo centrum zamieszania dała taki pokaz, jakby to robiła non stop od dziecka.
Co prawda kokaina działa bardzo krótko, co najwyżej kwadrans, ale Lalce i jej dziewczynie nie psuło to bynajmniej humorów. Pląsały radośnie, robiąc sobie przerwy od czasu do czasu, za to Mala była niezmordowana. Za to Malina, mimo że sama zajęta swoim transem, miała ją na oku, zaś po dłuższym czasie pokręciła głową i znowu odezwała się do Mariolki, która zapewne znowu jej nie słyszała:
- Trzeba Młodą nawilżyć, bo może być nieszczęście.
Odeszła do baru i po chwili wróciła taszcząc dwie butelki wody. Jedną wręczyła Mariolce, drugą zaś zaniosła Mali. Widać było, jak coś jej tłumaczy, wreszcie chwyciła ją mocno za kark i zaczęła poić z tejże butelki. Chyba nie było to zbyt łatwe, gdyż Turbinka ani myślała przejść w stan spoczynku, jednak zabieg nawilżania jej doszedł do skutku. Gdy wróciła powiedziała tylko:
- Nieźle jej odpierdoliło.
Tego jednak jej partnerka na pewno już nie mogła usłyszeć. Po czym trans trwał dalej, jak wcześniej do tej pory, Malina jednak czuła się jakoś odpowiedzialna za swoją psiapsię, więc co jakiś czas wyławiała ją wzrokiem. Przy okazji też sensowała otoczenie...
Przypomnijmy, że czarownice i magowie dysponują dodatkowym zmysłem, który pozwala im wykrywać źródła mocy w okolicy. Różna bywa czułość tego zmysłu, zależna od wielu czynników. Od cech osobniczych, od stażu czarowania, a także, między innymi, czy przyjęło się jakąś psychozabawkę. Na przykład Ziele wzmacnia tą czułość, psychodeliki jeszcze bardziej, ale już zwykłe narkotyki, takie jak alkohol, czy koka, mocno ją potrafią upośledzić. Gdy Malina weszła do klubu przez niecały kwadrans była ślepa i głucha na emanacje mocy, ale już potem jej percepcja wróciła na swoje miejsce. Niewiele jednak tej mocy stwierdziła w otoczeniu, być może miały ją jakieś nieliczne, nieświadome jej krypty. Ale sprawa nie jest bynajmniej taka prosta. Otóż wiedźmy, tudzież magowie, zwykle potrafią maskować swoją moc, czasem siłą samej woli, czasem też dla wygody podpierając się stosownym amuletem, który te emanacje tłumi. Mniej lub bardziej skutecznie, ale już nie komplikujmy. Niektóre starsze stażem wiedźmy z linii nauk Cioci Lali, takie jak Anita, czy Roxy miały po prostu tatuaże, bardzo niewielkie, prawie niewidoczne kropeczki nieco poniżej pępka, jednak młodsze, jak Malina, Kaśka, czy Malina musiały jeszcze poczekać, aż ich moc się bardziej ugruntuje, jakby dojrzeje. Dlatego też nosiły właśnie amulety. To mógł być kolczyk, wisiorek albo bransoletka, zależnie od upodobań. Ale na przykład czarownice z zakonu Benges wcale nie maskowały mocy, taką na przykład Zirę, z którą od niedawna kumplowała się Anita czuć było na kilkadziesiąt metrów, gdy przyjeżdżała do miasta. Pomińmy już kwestię, że żadne maskowanie nie jest doskonałe, stuprocentowo pewne, zgodnie z zasadą, że na każde czary można wynaleźć mocniejsze. Jeśli się umie.
Tak więc Malina nie czuła mocy Mali, gdyż nosiła ona dość silny amulet, bransoletkę otrzymaną od samej Cioci Lali. Nagle jednak poczuła. Wyjaśnienie mogło być tylko jedno: zwykłe zmęczenie materiału, przez które tańcząca Turbina po prostu zgubiła ów drobiazg. Szukanie takiej zguby w zaistniałej sytuacji było raczej niewykonalne, poza tym strata nie była aż taka wielka. Po upływie około doby amulet pozbawiony kontaktu z nosicielką tracił moc, wtedy dla przypadkowego znalazcy był niewiele wartym śmieciem. Niemniej jednak Malina wzmogła czujność, bardziej miała Malę na oku. Taka emanacja mocy mogła kogoś zwabić, bynajmniej niekoniecznie pozytywnie nastawionego.
I zwabiła. Aczkolwiek trudno powiedzieć, czy to centralnie ona, czy po prostu uroda Mali. Właściwie to od samego początku kręcili się przy niej jacyś gamonie, tak samo zresztą, jak przy Malinie lub Mariolce, ale to jednak ona zwracała na siebie największą uwagę. Tylko, że Turbi na nikogo nie zwracała uwagi. Była w transie, we swoim własnym świecie, poza tym wszechobecny huk muzyki tym bardziej nie pomagał, gdy ktoś od czasu do czasu próbował do niej zagadnąć. Dopiero gdy Malina podeszła po raz drugi, aby nawilżyć swoją psiapsię spojrzała nieco nieprzytomnym wzrokiem na mężczyznę, który podrygiwał obok i wyraźnie się do niej uśmiechał. Lalka zobaczyła to kątem oka, ale przy okazji poczuła też moc. Nie było jej zbyt wiele, ale na pewno nie była to uśpiona moc nieświadomego jej krypciaka. To był mag, niezbyt silny, zapewne niezbyt zaawansowany, ale zawsze mag. Wiekiem przypominał jej brata, ale w tych kręgach powierzchowność bywa bardziej myląca, niż wśród zwykłych bezmoców. On jej na pewno nie czuł, ale Malinie wcale nie zależało na tym, aby ktoś ją czuł. Wróciła do Mariolki, ale nie tańczyła już tak aktywnie, jak wcześniej, raczej leniwie podrygiwała do rytmu skupiając więcej uwagi na Mali i jej chwilowym sąsiedzie. O magach wiedziała niewiele, nigdy żadnego nie widziała, nie znała, większość jej danych to były opinie Roxy, przeważnie negatywne. Akurat, jak pamiętamy, Ruda była kiedyś w niezbyt długim związku z magiem, który zresztą źle potem skończył podczas nieudanej próby gwałtu na Kaśce. Mówiła po prostu tak:
- Magowie to chuje. Albo pedały, albo impotenci, albo jebani przemocowcy. Naprawdę bardzo nieciekawy rodzaj nagiej małpy.
Już bardziej obiektywnie wyrażała się Ciocia Lala:
- Procentowo jest ich sporo mniej, niż nas. Do tego są bardziej nietowarzyscy, niż nasze niektóre siostry. Ilu jest wśród nich gejów? Nie wiem, podobno faktycznie sporo. Za to takich sensownych, abstrahując już od seksualnych gustów spotkałam może ze trzech, czy pięciu. Dwóch nawet udało mi się zaliczyć, ale wiązać się z takim? Masakra. Nawet jako fuckin' friends. To zawsze musi się skończyć rzeźnią, bo zbyt silne, dominujące indywidualności się ze sobą ścierają. Zresztą Roxy sama tego doświadczyła, a jej siniaki kiedyś leczyłyśmy, pamiętacie przecież, jak ją obił.
Tak więc Malina miała pewne przesłanki, aby bardzo nieufnie przyglądać się relacji, która zaczęła rodzić się na jej oczach. Bo Mala wreszcie się do kogoś odezwała. Widać było wyraźnie, że on coś do niej mówi, ona coś do niego. Zapewne nie było to łatwe wśród grzmotów, które emitowały głośniki, ale na jakiś rodzaj dialogu to wyglądało. Ale było jeszcze coś. Od samego początku Mala tańczyła w jednym miejscu, prawie się nie przemieszczała. Jednak odkąd pojawił się mag, odkąd nawiązali kontakt, powoli zaczęli się przesuwać do boku sali. Wreszcie przystanęli przy ścianie, tym razem wyraźnie zamienili kilka słów, po czym uplasowali się w samym rogu. Tam już wyraźnie nawet nie podrygiwali, tylko toczyli rozmowę, zaś w końcu... Zniknęli.
Mariolka, która również od paru minut zaczęła obserwować całą scenę przysunąwszy się nagle do Maliny spytała jej prosto do ucha:
- Gdzie oni są? Co się dzieje?
- Są. Pod kopułą niewidką. Tylko ja ich widzę, chyba że jest jakaś jeszcze inna widząca na tej sali. Ale nie sądzę.
- Co robią?
- Na razie stoją. Ale czekaj, Mala przykucnęła, przyklęknęła... Juj, żesz kurwa! Widzę ją od tyłu, ale na przyszywanie guzika do rozporka to nie wygląda.
- Czy to znaczy, że...
- Co?!
Mariolka nic nie powiedziała tylko pokazała gestem dłoni i ustami jeden ze sposobów uprawiania miłości. Lalka kiwnęła głową dodając przy tym:
- Chyba tak.
Odwróciła głowę mówiąc raczej do siebie:
- Nie będę podglądać, głupio tak trochę...
Mariolka jednak domagała się dalszej relacji:
- No, i co dalej?
- Miolka, weź! Taktu może, co?
Malina wciąż patrzyła gdzieś w bok, trwało to wszystko jakieś ładne kilka minut, do chwili, aż usłyszała:
- Już są.
- Aha. Widzę.
Mala już stała twarzą do sali ocierając usta i otrzepując kolana. Po czym ze swoim jak zwykle radosnym uśmiechem ruszyła do miejsca, gdzie tańczyła od początku. Mag poszedł za nią i oboje już podrygiwali do rytmu wyraźnie uśmiechając się do siebie. Malina uśmiechnęła się i znowu mruknęła do siebie:
- Gol na wyjeździe liczy się podwójnie.
- Co mówisz?!
- Nie, nic. Chodźmy do baru, koniec przestawienia.
Czule klepnęła Miolkę w pupę i obie już po chwili raczyły się jakimiś drinkami. Tak upłynęła następna mniej więcej godzina. Obie panie wróciły na parkiet, Lalka podrygując co chwila patrzyła na tańczącą parę, ale nic nie dojrzała, co mogłoby wzbudzić jej niepokój. Jednak nagle Mala się zachwiała i choć jej nowy kolega próbował ją chwycić upadła na powierzchnię płaską. Malina ruszyła w tamtą stroną, ale po drodze zderzyła się z idącym tamże ochroniarzem. Zanim wymienili uprzejmości mag podniósł Turbinę, po czym niosąc ją na rękach ruszył do wyjścia. Lalka jednak zastąpiła mu drogę dość zdecydowanie.
- Gdzie?!
Mężczyzna wskazał głową na owo wyjście mówiąc:
- Na świeże powietrze!
- No tak, idź.
Malina machnęła ręką na Miolkę i ruszyła za nim. Już na zewnątrz mag posadził Malę na pobliskiej ławeczce, ona zaś otworzyła oczy. Mężczyzna oświadczył:
- Już lepiej? Jedziemy do domu.
Zrobił taki ruch, jakby chciał ją znowu wziąć na ręce, ale stojąca tuż obok Malina szybko zaprotestowała:
- Nie mój książę, ja ją zabieram.
- A kto ty jesteś?
- Jestem jej siostrą. Jesteśmy tu razem. I jeszcze coś.
Mówiąc to Lalka zdjęła maskę mocy. Mag cofnął się gwałtownie, po czym przyjrzał się jej dokładnie. Jakby się zawahał, ale w końcu wykrztusił pojednawczym tonem:
- Aha, czarodziejki, jakby jednej było mało. Na taką władzę to ja nic nie poradzę. Mogę jechać za wami? A może trzeba do szpitala, czy gdzieś?
Mala przymknęła oczy i opadła jej głowa, zaś Lalka odparła:
- Nic jej nie jest, po prostu przesiliła się i zemdlała. Nie możesz za nami jechać, ale jeśli ci jakoś na niej zależy, jeśli cię obchodzi, to daj mi swój numer telefonu. Obiecuję, że jej przekażę, poproszę, żeby zadzwoniła jak już dojdzie do siebie. Nie pytam, czy na to idziesz, bo innej opcji nie masz. Mioleczko masz kluczyki i podholuj proszę auto. Aha, i jeszcze to.
Malina podała Mariolce wisiorek na osobnym breloczku.
- Tym odklniesz antywora, dotknij nim tylko do klamki. A ty co, magiku? Czy moja siostra dostanie ten telefon, czy...
Mężczyzna szybko wyrecytował serię cyfr.
- Spokojnie, jeszcze raz.
Lalka sięgnęła po aparat. Mag powtórzył numer, po czym zapytał:
- Przepraszam, a jak twoja siostra ma na imię?
Malina parsknęła śmiechem.
- Po pierwszej randce już chcesz znać imię? Bardzo lubię ten nowy romantyzm, ja pytam dopiero po trzecim numerku. Sama ci powie, jak będzie chciała. A teraz daj jej grzecznie buzi i zabieramy panienkę do domu. 
Już w drodze Mala się ocknęła jakby bardziej zdecydowanie. Uniosła głowę odtuliwszy się od Maliny i spytała:
- Co się stało? 
- Nic, po prostu poszalałaś po całości i organizm puścił. Walniesz w domu porcję regenerum, wyśpisz się porządnie i jutro znowu będziesz zdolna do twerkowania. Wiesz, nawet fajny ten twój nowy kolega. Jakoś uczciwie mu z oczu patrzyło. A Ruda tak wiesza psy na magach.
- Jak to na magach?
- Nie poczułaś? W sumie miałaś prawo, byłaś na takim odlocie, że mogłaś tego nie zauważyć. Tak kochanie moje, miałaś szybki numerek z magiem. Musisz wiedzieć, że widziałam wszystko, no, prawie wszystko. Aha, i zgubiłaś amulet do maskowania mocy. Jutro na sabacie musimy ci z Kaśką zrobić nowy, tak na razie. Ciotki przyjadą, to ci zmontują porządniejszy.
- Mówisz, że widziałaś wszystko? Ale nie powiesz...
- Grzesiowi? Nie, nic nie powiem Grzesiowi. Po pierwsze, to ja go prawie wcale nie znam, a po drugie, to nie obrażaj, dobre? Ja nie kapuję, kapować nie wolno. 
- Motor został pod Pleciugą. Podjedziemy?
- Zapomnij. Ja cię na motor teraz nie puszczę, a my na nim nie umiemy. Jak zaklęty antyworem, to do jutra go nikt nie buchnie.
Ale Mala mogła już tego nie usłyszeć. W aucie było tak cieplutko, że po prostu zasnęła jak kotek. Tańczenie techno czasami bywa bardzo, bardzo męczące, nawet dla Turbinek.