Misiek leżał na łóżku wpatrzony ogłupiałym wzrokiem w lustrzany sufit sypialni, za to Ruda Roxy siedziała wpatrzona w wyświetlacz swego telefonu i zastanawiała się, które ujęcie własnego selfie wysłać Anicie. Obie wiedźmy od dawna miały taki zwyczaj, że gdy miziana sesja kończyła się maseczką, to dokumentowały to na świeżo, po czym wysyłały do swojej psiapsi. Co jakiś czas, gdy się potem spotykały dokonywały wzajemnego przeglądu, tudzież omówienia swoich kolekcji. Ot, takie tam hobby, nic szczególnego.
Wreszcie odłożyła telefon i rzuciła okiem na tyłek swojego chłopa, który akurat wstał, aby zapewne udać się do łazienki. Zapewne też odwiedził kuchnię, bo gdy wrócił po kilku minutach niósł tacę zastawioną dwiema parującymi filiżankami. Ruda spojrzała nań oburzonym wzrokiem.
- Kurwa, tyle razy prosiłam, nie przynoś tu takich rzeczy. Się coś wyleje, się napaprze, się nasyfi zaraz. Potem weź i to pierz.
On jednak zawsze przynosił ignorując jej marudzenie, które zresztą bardzo szybko ustawało, gdyż miśkowej kawie nie sposób się było oprzeć. Wszystkie psiapsie Rudej, które zapraszała do siebie na tą kawę były zgodne, że jest lepsza nawet od pleciugowej. Tak więc namiętne usta czarownicy zamilkły, zmieniły tryb na wiatr pod nosem, którym to wiatrem została potraktowana przyniesiona kawa. Zaś ona sama jak zwykle nie rozumiała tej sytuacji, powtarzającej się od mniej więcej roku. To znaczy rozumiała, że ten facet jest najlepszy, nie tylko jako barista, to wyjaśnienie jej całkiem wystarczało, czasem tylko dla czystego sportu lubiła sobie przez chwilę podrążyć ten temat. Kiedyś też drążyła to Anita:
- Ruda, co jest z tobą? Zawsze używałaś chłopów jak podpaski, na jeden raz, może czasem dwa, ale tego, co się teraz dzieje to ja nie rozumiem. Odmieniło cię.
Niekoniecznie zawsze. Raz oto kiedyś Roxy wkręciła się w maga, trwało to kilka miesięcy, do tego przemocowego, który jej używał jak podpaski, co więcej nieraz, na wiele sposobów. Zostawmy jednak tą sprawę, nie do końca dla niej miłą, zwłaszcza, że chłopa już nie ma, zaś nieboszczykami nie będziemy się teraz zajmować. Ale jeśli kogoś ciekawi ten temat, to opisany jest w mini serialu 'PLUSKWA W MAJTKACH", zajrzenie do archiwum to chyba dość zerowy wysiłek. Czyż nie tak?
Generalnie jednak wiedźma nie przywiązywała się do zaliczonych facetów, dopiero tak mniej więcej rok temu stało się coś dziwnego. Otóż przyholowała sobie do domu pewnego pana, do jego domu zresztą, tak gwoli ścisłości. Nie uroczyła go czarami, wystarczała jej magia mniejsza, naturalna, która jest dostępna większości kobiet, także bezmocek. Tak naprawdę, to jako wiedźma wysokiej klasy nikogo nie musiała uroczyć magicznie. Jednak czasem to robiła, gdy albo jej się spieszyło, nie miała czasu na jakieś podchody, durne gry wstępne, albo gdy miała kaprys ostro podominować, istniało bowiem pewne ryzyko, że jej wybranek może nie chcieć tak się bawić. Tegoż jednak wieczoru ów pan przyjął się naturalnie. Zabawa już się rozkręciła, głowa pana tkwiła między udami pani, zadzwonił jednak jej służbowy telefon. Tu przypomnijmy, że Roxy jest biznes woman, zaś jej firma nie jest jeszcze taką potęgą na rynku, aby olewać telefony. Wyłączała swoje aparaty tylko na czas sabatów. Więc odebrała, przytrzymując przy okazji głowę pana, aby kontynuował swoje. Telefon jednak nie okazał się dotyczyć zarabiania pieniędzy, tylko był jak najbardziej prywatny, po linii rodzinnej. Nagle nastąpiła konieczność przerwania igraszek i szybkiego ruszenia na drugi koniec kraju, gdzie wybuchła drobna epidemia wśród bliskich Rudej. Mimo to jednak czarownica obiecała sobie, jak też owemu panu, że sprawę dokończą. Nie znając jednak jego imienia zapisała sobie, że ma być mu Misiek. Po czym, gdy kryzys został zażegnany obietnicy ochoczo dotrzymała. Po czym tak już im zostało. Być może naukowo można to wytłumaczyć tak, że wysuszone do cna podczas wyjazdu ratunkowego receptory opioidowe Roxy zostały tak mocno zalane endorfinami, że wiedźma uznała, iż inaczej ich zalewać już nie chce.
Tyle historii tej pary, którą Anita oraz inne psiapsie nazywały związkiem bez żadnych dyskusji, zaś Ruda nie oponowała. Wróćmy do sytuacji, gdy ów związek raczy się kawą i small talksami. Roxy zdążyła już dostać odpowiedź od Anity, która skomentowała otrzymaną, już zresztą nie istniejącą realnie maseczkę, zaśmiała się pod nosem, za to Misiek westchnął:
- Wiesz Lisiczko, tak sobie pomyślałem...
- Teraz? To chyba nie jest dobry pomysł.
- Ale ja pomyślałem na temat.
- Aha. No, jak na temat, to opowiadaj, coś pomyślał.
- No, bo wiesz... Ludzie miewają różne fantazje...
- Jak do tej pory chyba nieźle nam to idzie?
- Fantazjowanie?
- Nie, realizacja.
- Tak, nawet znakomicie. Ale nie wszystkie są realizowalne.
- No pewnie. Ja mam ostatnio na przykład taką.
Mówiąc to przesunęła dłonią w powietrzu. Przed łóżkiem nagle pojawiło się pięciu golasów, zdrowo dopakowanych panów różnych ras, tudzież urody. Były to fantomy, hologramy, dość na szybko wyczarowane, więc łatwe do rozpoznania, że to tylko iluzje. Ale kiedyś Roxy zrobiła Miśkowi pranka starannie już zrobionym fantomem. Wyczarowała siebie niekompletnie ubraną pochylającą się nad czymś w kuchni, sama zaś schowała się za drzwiami. Gdy chłopisko weszło, to wykonało klapsa automatycznie, po czym nastąpiło wielkie zdziwienie, gdy jego dłoń nie napotkała żadnego oporu. Perlisty śmiech Rudej sfinalizował sytuację.
- Mamy cię!
Potem Misiek już się przyzwyczaił do tych kawałów, dość ciekawy był taki, gdy Roxy wyczarowała holo stadka białych myszek na stole. Akurat pili wtedy wino do kolacji, ale on nie dał się złapać.
- Kobieto! Przecież wypiliśmy dopiero po jednej lampce.
Tym razem jednak pięciu bysiów robiło pewne wrażenie.
- Rozumiem. Tą fantazję. Rozumiem, że niewykonalna, bo na nią się nie piszesz. Słyszałem, że Malina kiedyś...
- Tak, Malina zaliczyła pięciu naraz. Podobno było nieźle, ale zbyt męczące, więc to był jej pierwszy i ostatni raz. Ja bym się pogubiła już przy dwóch joystickach. Przy jednym się potrafię zgubić...
- Wcale się nie gubisz.
- Wiem, kokietuję cię tylko. Tylko jest taka drobna sprawa, że ty chyba za dobrze nie zrozumiałeś tej mojej fantazji.
- Znaczy?
- Bo oni nie mają się pukać ze mną, tylko z tobą.
- Co?
- Ja chcę sobie tylko popatrzeć.
- Lisiczko, czy możesz ich zniknąć?
- Mogę. Dość tego mięcha tyle naraz.
Hologram trafił w niebyt.
- Ja cię tu rozumiem, bo chyba nawet wielu gejom by się nie uśmiechała taka totalna demolka dupska, ale za to ci powiem, dlaczego zacząłeś tą całą rozmowę. Nie pieprzysz się z idiotką, jakby nie było. Opowiem ci, jaką tym masz fantazję. Mam szansę dziewięć na dziesięć, że trafię, bo to jest bardzo typowa męska fantazja. Bardzo prosta zresztą, bo wy w ogóle jesteście prości. Chłopy rzadko o niej mówią swoim babom, bo boją się focha. Ale, że jak już wspomniałam, nie pieprzysz się z idiotką, więc ja jestem dość zdecydowanie niefochliwa.
- To co to za fantazja? Rzekomo moja.
- Druga dupeczka do naszej kompanii. Proste, jak lizanie rowa.
Zapadła nieco krępująca cisza. Wreszcie Roxy dosiorbała resztę kawy, po czym odstawiła gdzieś tam na bok pustą już filiżankę. Spojrzała na jakby zamyślonego Miśka.
- No, królewiczu, pogadaliśmy, a teraz odstaw łaskawie tą skorupę. Nie umiem się realnie rozdwajać, takie rzeczy to tylko potrafi Mardox z komiksu. Ale będzie pan zadowolony.
Misiek nadal milczał, więc Ruda sama mu wyjęła filiżankę z dłoni, po czym bezceremonialnie usiadła mu kroczem na twarzy...
= = = = = =
Minął tydzień, podczas którego działy się różne rzeczy, nas jednak interesuje jego zakończenie, czyli niedziela. Gdy Misiek zbudził się rano, to odkrył, że Roxy jest cosik nieobecna. Gdy wyszedł na mieszkanie również to stwierdził. Tylko w łazience na desce leżała kartka z treścią:
"Jestem na mieście, babskie sprawy, będę do dziesiątej, czekaj grzecznie z kawką i jakimś większym śniadankiem".
To większe śniadanko go zaintrygowało. Roxy rano jadała zawsze mniej, niż koliber, więc what da fuck? Zajrzał do lodówki, po czym zaczął kombinować, co oraz ile tego można uznać za większe. Wreszcie obrał koncepcję, zaś przed dziesiątą wszystko już było gotowe. Ruda była dość nietypową kobietą. Jak mówiła, że będzie do którejś, to była, zaś większość dupek gdy to mówi, to tylko mówi. Tak też się stało tym razem, ale nie weszła sama. Tu mu się zapaliło kolejne what da fuck. Wzorem Anity i Borka niedziele przeznaczali tylko sami dla siebie, goście tego dnia byli zwykle wykluczeni. Ale to wyjaśniało kwestię większego śniadanka, choć owa druga osoba nie robiła wrażenia obżartuszki. Tak, obżartuszki, bo była to kobieta, czy może raczej dziewczyna, jak na jego gust bardzo ładniutka. Weszła śmiało do pokoju ze słowami:
- Cześć, jestem Jolasia.
Zanim zdążył zareagować wspięła się na palce stóp i ucałowała go w usta. Po czym spojrzała to na Roxy, to na niego i spytała:
- Gdzie mogę...
- Tam.
Roxy wskazała jej drzwi do łazienki, po czym spytała:
- Bączusiu, co z tym jedzonkiem?
- Już gotowe, ale kto to jest?
- Jolasia. Mówiła przecież.
- Jej imię to akurat ostatnia rzecz, która mnie interesuje.
- Ale fajna, co?
- W jakim sensie?
- Zasadniczym, a w jakim byś chciał?
- Jakaś wasza siostra wiedźma?
- Nie, nic z tych rzeczy, zwykła dupa. Po prostu koleżanka.
Koleżanka zwykła dupa wyszła z łazienki, więc Misiek urwał tą indagację i poszedł do kuchni. Gdy wracając wnosił tacę ze śniadaniem, ujrzał jak obie panie całują się zbyt czule, tak na jego wyczucie, jak na po prostu koleżanki. Co prawda był dobrze oswojony z widokiem wiedźm, psiapsiek Rudej liżących się po buziach, ale to było już coś nowego. Cała trójka zabrała się do jedzenia, jednak po paru minutach Misiek trącił Roxy łokciem:
- Lisiczko, pozwól ze mną na chwilę.
Gdy wyszli do kuchni od razu zapytał:
- Co tu się dzieje tak naprawdę?
- Nic. Realizujemy naszą fantazję.
- Jaką znowu...
- Rozmawialiśmy jakiś czas temu? Nie pamiętasz?
- Ale to jest moja fantazja. A ty jaką masz?
- Tą samą. Podłączyłam ci się do niej. Bo wiesz, potem sobie uświadomiłam, że ja jeszcze nigdy z inną dupą. Czy rozumiesz już całą sytuację?
- Już rozumiem, ale jeszcze nie czuję.
- Mamy dużo czasu. Zdążysz poczuć.
Akurat Roxy łgała w żywe oczy, bo okoliczność z inną panią, czy raczej panienką już miała. Dokładnie zaś z Anitą. To było ich pierwsze doświadczenie, utrata dziewictwa niejako. Znały się od dziecka, zaś jako czternastolatki wpadły na taki pomysł, aby spróbować ze sobą. Potem obie już szybko przerzuciły się na chłopaków, ale co doświadczyły to ich. Był to ich absolutny sekret, którego nie znał nikt. Choć nie można wykluczyć, że Ciocia Lala coś czuła, gdy je po jakimś czasie wzięła na szkolenie, ale Ciocia Lala to Ciocia Lala, wiedźma na wskroś wyjątkowa, która naprawdę wie więcej, niż duże sporo. Ale jak widać, Misiek nie miał prawa, aby się tego dowiedzieć.
Za to miał prawo być dumny niczym paw, gdy wnosił swoją słynną kawę, parzoną według jego sekretnego patentu z kolei. Nawet Roxy tego nie znała, tylko że jej to akurat wcale nie interesowało. Nie miała ambicji bycia baristrix, nawet taką z najniższych półek. Gdy stało się jasne, że śniadanie dobiegło końca, Ruda wzięła Jolasię za rękę i poszła z nią do sypialni. Na odchodnym tylko cmoknęła Miśka w policzek ze słowami:
- Zajrzyj do nas Bączusiu, jak ogarniesz ten bajzel.
To był akurat dobry pomysł, żeby posprzątać po śniadaniu. Misiek zawsze miał śmiałość do kobiet, ale tym razem wyjątkowo czuł się dość dziwnie, wręcz idiotycznie. Roxy po prostu zabiła go swoim pomysłem na takie spędzenie niedzieli. Tak więc chwilowo stanął do boju z brudnymi naczyniami aby rozładować nadmiar napięcia. Mył je długo, porządnie, bo jakby nie było bycie chłopem szefowej renomowanej firmy sprzątającej do czegoś go zobowiązywało. Zaś gdy umył zajrzał jeszcze do łazienki sprawdzić, czy go tam nie ma, wreszcie pojawił się pod drzwiami sypialni. Zaczął kretyńsko:
- Można tam do was?
- No pewnie, właź gamoniu!
To nie był głos Roxy, która tylko chichotała akompaniująco...
Zaś tak pod wczesny wieczór Ruda i Misiek znowu znaleźli się sami we dwoje w kuchni. On po to, aby przygrzać na szybko jakąś obiadokolację, ona zaś tak dla towarzystwa. Zagaiła wtedy:
- Słuchaj, zróbmy może tak, że skoro ja ją przywiozłam, to ty ją odwieziesz do domu. Tak? Może tak być?
- Luz, czemu nie? Tylko mam jedno pytanie, wcześniej nie było kiedy. Czy ty ją uroczyłaś? Tak wiesz, magicznie. Bo rozumiem, że nie wynajęłaś jej za kasę?
- Pojebało cię? Płacić za mizianie? To nie nasz poziom.
- Ale zaczarowałaś?
- Delikatnie, tak kontrolnie. Wie co robi, żaden gwałt. Dla mnie to akurat nie problem zrobić z kogoś zombie, sexy doll, robota, ale ciebie bym w takie coś nigdy nie wkręciła. Poza tym frajda wtedy mniejsza, ciućkanie manekina z żelu balistycznego. Ale czekaj chwilę, coś ci dam.
Roxy wyszła na chwilę z kuchni, a gdy po tej chwili wróciła podała mu jakiś kamyk zawieszony na łańcuszku.
- Pod domem pożegnaj ją czule i dotknij tym jej skroni.
- Co to jest?
- Taki magiczny delikatny amnezjogen.
- Czyli?
- To jej trochę zmuli pamięć, jak urok przestanie działać. Mogę ją całkiem zresetować, ale po co mam jej to robić? Niech ma fajne wspomnienia, bo miła dupa, tylko niech pewne detale zapomni. Na przykład jak do nas trafić. Chyba nie chcemy kłopotów, gdy zacznie nas nachodzić, bo jej się za bardzo spodobało?
- Rozumiem, już wszystko jasne.
Tak więc po pewnym czasie Misiek zabrał Jolasię autem do jej domu, ale wcale zbyt szybko nie wrócił. Zaś gdy już wrócił Roxy pokręciła głową z rozbawieniem.
- Nic nie mów, wiem co się stało. Doskonale rozumiem, że nie mogłeś jej po chamsku wykopać z auta. Więc jeszcze ci dała głowy na pożegnanie. Dałeś w ogóle radę?
- Ledwo, ledwo co...
- Ach, ty mój dżentelmenie. Ale wszystko gra, należało się jej. Bardzo fajna, miła dziewczyna. To jeszcze mi oddaj to cacko magiczne i marsz do łóżka.
Miśkowi nie trzeba było tego powtarzać nawet raz...
Wreszcie odłożyła telefon i rzuciła okiem na tyłek swojego chłopa, który akurat wstał, aby zapewne udać się do łazienki. Zapewne też odwiedził kuchnię, bo gdy wrócił po kilku minutach niósł tacę zastawioną dwiema parującymi filiżankami. Ruda spojrzała nań oburzonym wzrokiem.
- Kurwa, tyle razy prosiłam, nie przynoś tu takich rzeczy. Się coś wyleje, się napaprze, się nasyfi zaraz. Potem weź i to pierz.
On jednak zawsze przynosił ignorując jej marudzenie, które zresztą bardzo szybko ustawało, gdyż miśkowej kawie nie sposób się było oprzeć. Wszystkie psiapsie Rudej, które zapraszała do siebie na tą kawę były zgodne, że jest lepsza nawet od pleciugowej. Tak więc namiętne usta czarownicy zamilkły, zmieniły tryb na wiatr pod nosem, którym to wiatrem została potraktowana przyniesiona kawa. Zaś ona sama jak zwykle nie rozumiała tej sytuacji, powtarzającej się od mniej więcej roku. To znaczy rozumiała, że ten facet jest najlepszy, nie tylko jako barista, to wyjaśnienie jej całkiem wystarczało, czasem tylko dla czystego sportu lubiła sobie przez chwilę podrążyć ten temat. Kiedyś też drążyła to Anita:
- Ruda, co jest z tobą? Zawsze używałaś chłopów jak podpaski, na jeden raz, może czasem dwa, ale tego, co się teraz dzieje to ja nie rozumiem. Odmieniło cię.
Niekoniecznie zawsze. Raz oto kiedyś Roxy wkręciła się w maga, trwało to kilka miesięcy, do tego przemocowego, który jej używał jak podpaski, co więcej nieraz, na wiele sposobów. Zostawmy jednak tą sprawę, nie do końca dla niej miłą, zwłaszcza, że chłopa już nie ma, zaś nieboszczykami nie będziemy się teraz zajmować. Ale jeśli kogoś ciekawi ten temat, to opisany jest w mini serialu 'PLUSKWA W MAJTKACH", zajrzenie do archiwum to chyba dość zerowy wysiłek. Czyż nie tak?
Generalnie jednak wiedźma nie przywiązywała się do zaliczonych facetów, dopiero tak mniej więcej rok temu stało się coś dziwnego. Otóż przyholowała sobie do domu pewnego pana, do jego domu zresztą, tak gwoli ścisłości. Nie uroczyła go czarami, wystarczała jej magia mniejsza, naturalna, która jest dostępna większości kobiet, także bezmocek. Tak naprawdę, to jako wiedźma wysokiej klasy nikogo nie musiała uroczyć magicznie. Jednak czasem to robiła, gdy albo jej się spieszyło, nie miała czasu na jakieś podchody, durne gry wstępne, albo gdy miała kaprys ostro podominować, istniało bowiem pewne ryzyko, że jej wybranek może nie chcieć tak się bawić. Tegoż jednak wieczoru ów pan przyjął się naturalnie. Zabawa już się rozkręciła, głowa pana tkwiła między udami pani, zadzwonił jednak jej służbowy telefon. Tu przypomnijmy, że Roxy jest biznes woman, zaś jej firma nie jest jeszcze taką potęgą na rynku, aby olewać telefony. Wyłączała swoje aparaty tylko na czas sabatów. Więc odebrała, przytrzymując przy okazji głowę pana, aby kontynuował swoje. Telefon jednak nie okazał się dotyczyć zarabiania pieniędzy, tylko był jak najbardziej prywatny, po linii rodzinnej. Nagle nastąpiła konieczność przerwania igraszek i szybkiego ruszenia na drugi koniec kraju, gdzie wybuchła drobna epidemia wśród bliskich Rudej. Mimo to jednak czarownica obiecała sobie, jak też owemu panu, że sprawę dokończą. Nie znając jednak jego imienia zapisała sobie, że ma być mu Misiek. Po czym, gdy kryzys został zażegnany obietnicy ochoczo dotrzymała. Po czym tak już im zostało. Być może naukowo można to wytłumaczyć tak, że wysuszone do cna podczas wyjazdu ratunkowego receptory opioidowe Roxy zostały tak mocno zalane endorfinami, że wiedźma uznała, iż inaczej ich zalewać już nie chce.
Tyle historii tej pary, którą Anita oraz inne psiapsie nazywały związkiem bez żadnych dyskusji, zaś Ruda nie oponowała. Wróćmy do sytuacji, gdy ów związek raczy się kawą i small talksami. Roxy zdążyła już dostać odpowiedź od Anity, która skomentowała otrzymaną, już zresztą nie istniejącą realnie maseczkę, zaśmiała się pod nosem, za to Misiek westchnął:
- Wiesz Lisiczko, tak sobie pomyślałem...
- Teraz? To chyba nie jest dobry pomysł.
- Ale ja pomyślałem na temat.
- Aha. No, jak na temat, to opowiadaj, coś pomyślał.
- No, bo wiesz... Ludzie miewają różne fantazje...
- Jak do tej pory chyba nieźle nam to idzie?
- Fantazjowanie?
- Nie, realizacja.
- Tak, nawet znakomicie. Ale nie wszystkie są realizowalne.
- No pewnie. Ja mam ostatnio na przykład taką.
Mówiąc to przesunęła dłonią w powietrzu. Przed łóżkiem nagle pojawiło się pięciu golasów, zdrowo dopakowanych panów różnych ras, tudzież urody. Były to fantomy, hologramy, dość na szybko wyczarowane, więc łatwe do rozpoznania, że to tylko iluzje. Ale kiedyś Roxy zrobiła Miśkowi pranka starannie już zrobionym fantomem. Wyczarowała siebie niekompletnie ubraną pochylającą się nad czymś w kuchni, sama zaś schowała się za drzwiami. Gdy chłopisko weszło, to wykonało klapsa automatycznie, po czym nastąpiło wielkie zdziwienie, gdy jego dłoń nie napotkała żadnego oporu. Perlisty śmiech Rudej sfinalizował sytuację.
- Mamy cię!
Potem Misiek już się przyzwyczaił do tych kawałów, dość ciekawy był taki, gdy Roxy wyczarowała holo stadka białych myszek na stole. Akurat pili wtedy wino do kolacji, ale on nie dał się złapać.
- Kobieto! Przecież wypiliśmy dopiero po jednej lampce.
Tym razem jednak pięciu bysiów robiło pewne wrażenie.
- Rozumiem. Tą fantazję. Rozumiem, że niewykonalna, bo na nią się nie piszesz. Słyszałem, że Malina kiedyś...
- Tak, Malina zaliczyła pięciu naraz. Podobno było nieźle, ale zbyt męczące, więc to był jej pierwszy i ostatni raz. Ja bym się pogubiła już przy dwóch joystickach. Przy jednym się potrafię zgubić...
- Wcale się nie gubisz.
- Wiem, kokietuję cię tylko. Tylko jest taka drobna sprawa, że ty chyba za dobrze nie zrozumiałeś tej mojej fantazji.
- Znaczy?
- Bo oni nie mają się pukać ze mną, tylko z tobą.
- Co?
- Ja chcę sobie tylko popatrzeć.
- Lisiczko, czy możesz ich zniknąć?
- Mogę. Dość tego mięcha tyle naraz.
Hologram trafił w niebyt.
- Ja cię tu rozumiem, bo chyba nawet wielu gejom by się nie uśmiechała taka totalna demolka dupska, ale za to ci powiem, dlaczego zacząłeś tą całą rozmowę. Nie pieprzysz się z idiotką, jakby nie było. Opowiem ci, jaką tym masz fantazję. Mam szansę dziewięć na dziesięć, że trafię, bo to jest bardzo typowa męska fantazja. Bardzo prosta zresztą, bo wy w ogóle jesteście prości. Chłopy rzadko o niej mówią swoim babom, bo boją się focha. Ale, że jak już wspomniałam, nie pieprzysz się z idiotką, więc ja jestem dość zdecydowanie niefochliwa.
- To co to za fantazja? Rzekomo moja.
- Druga dupeczka do naszej kompanii. Proste, jak lizanie rowa.
Zapadła nieco krępująca cisza. Wreszcie Roxy dosiorbała resztę kawy, po czym odstawiła gdzieś tam na bok pustą już filiżankę. Spojrzała na jakby zamyślonego Miśka.
- No, królewiczu, pogadaliśmy, a teraz odstaw łaskawie tą skorupę. Nie umiem się realnie rozdwajać, takie rzeczy to tylko potrafi Mardox z komiksu. Ale będzie pan zadowolony.
Misiek nadal milczał, więc Ruda sama mu wyjęła filiżankę z dłoni, po czym bezceremonialnie usiadła mu kroczem na twarzy...
= = = = = =
Minął tydzień, podczas którego działy się różne rzeczy, nas jednak interesuje jego zakończenie, czyli niedziela. Gdy Misiek zbudził się rano, to odkrył, że Roxy jest cosik nieobecna. Gdy wyszedł na mieszkanie również to stwierdził. Tylko w łazience na desce leżała kartka z treścią:
"Jestem na mieście, babskie sprawy, będę do dziesiątej, czekaj grzecznie z kawką i jakimś większym śniadankiem".
To większe śniadanko go zaintrygowało. Roxy rano jadała zawsze mniej, niż koliber, więc what da fuck? Zajrzał do lodówki, po czym zaczął kombinować, co oraz ile tego można uznać za większe. Wreszcie obrał koncepcję, zaś przed dziesiątą wszystko już było gotowe. Ruda była dość nietypową kobietą. Jak mówiła, że będzie do którejś, to była, zaś większość dupek gdy to mówi, to tylko mówi. Tak też się stało tym razem, ale nie weszła sama. Tu mu się zapaliło kolejne what da fuck. Wzorem Anity i Borka niedziele przeznaczali tylko sami dla siebie, goście tego dnia byli zwykle wykluczeni. Ale to wyjaśniało kwestię większego śniadanka, choć owa druga osoba nie robiła wrażenia obżartuszki. Tak, obżartuszki, bo była to kobieta, czy może raczej dziewczyna, jak na jego gust bardzo ładniutka. Weszła śmiało do pokoju ze słowami:
- Cześć, jestem Jolasia.
Zanim zdążył zareagować wspięła się na palce stóp i ucałowała go w usta. Po czym spojrzała to na Roxy, to na niego i spytała:
- Gdzie mogę...
- Tam.
Roxy wskazała jej drzwi do łazienki, po czym spytała:
- Bączusiu, co z tym jedzonkiem?
- Już gotowe, ale kto to jest?
- Jolasia. Mówiła przecież.
- Jej imię to akurat ostatnia rzecz, która mnie interesuje.
- Ale fajna, co?
- W jakim sensie?
- Zasadniczym, a w jakim byś chciał?
- Jakaś wasza siostra wiedźma?
- Nie, nic z tych rzeczy, zwykła dupa. Po prostu koleżanka.
Koleżanka zwykła dupa wyszła z łazienki, więc Misiek urwał tą indagację i poszedł do kuchni. Gdy wracając wnosił tacę ze śniadaniem, ujrzał jak obie panie całują się zbyt czule, tak na jego wyczucie, jak na po prostu koleżanki. Co prawda był dobrze oswojony z widokiem wiedźm, psiapsiek Rudej liżących się po buziach, ale to było już coś nowego. Cała trójka zabrała się do jedzenia, jednak po paru minutach Misiek trącił Roxy łokciem:
- Lisiczko, pozwól ze mną na chwilę.
Gdy wyszli do kuchni od razu zapytał:
- Co tu się dzieje tak naprawdę?
- Nic. Realizujemy naszą fantazję.
- Jaką znowu...
- Rozmawialiśmy jakiś czas temu? Nie pamiętasz?
- Ale to jest moja fantazja. A ty jaką masz?
- Tą samą. Podłączyłam ci się do niej. Bo wiesz, potem sobie uświadomiłam, że ja jeszcze nigdy z inną dupą. Czy rozumiesz już całą sytuację?
- Już rozumiem, ale jeszcze nie czuję.
- Mamy dużo czasu. Zdążysz poczuć.
Akurat Roxy łgała w żywe oczy, bo okoliczność z inną panią, czy raczej panienką już miała. Dokładnie zaś z Anitą. To było ich pierwsze doświadczenie, utrata dziewictwa niejako. Znały się od dziecka, zaś jako czternastolatki wpadły na taki pomysł, aby spróbować ze sobą. Potem obie już szybko przerzuciły się na chłopaków, ale co doświadczyły to ich. Był to ich absolutny sekret, którego nie znał nikt. Choć nie można wykluczyć, że Ciocia Lala coś czuła, gdy je po jakimś czasie wzięła na szkolenie, ale Ciocia Lala to Ciocia Lala, wiedźma na wskroś wyjątkowa, która naprawdę wie więcej, niż duże sporo. Ale jak widać, Misiek nie miał prawa, aby się tego dowiedzieć.
Za to miał prawo być dumny niczym paw, gdy wnosił swoją słynną kawę, parzoną według jego sekretnego patentu z kolei. Nawet Roxy tego nie znała, tylko że jej to akurat wcale nie interesowało. Nie miała ambicji bycia baristrix, nawet taką z najniższych półek. Gdy stało się jasne, że śniadanie dobiegło końca, Ruda wzięła Jolasię za rękę i poszła z nią do sypialni. Na odchodnym tylko cmoknęła Miśka w policzek ze słowami:
- Zajrzyj do nas Bączusiu, jak ogarniesz ten bajzel.
To był akurat dobry pomysł, żeby posprzątać po śniadaniu. Misiek zawsze miał śmiałość do kobiet, ale tym razem wyjątkowo czuł się dość dziwnie, wręcz idiotycznie. Roxy po prostu zabiła go swoim pomysłem na takie spędzenie niedzieli. Tak więc chwilowo stanął do boju z brudnymi naczyniami aby rozładować nadmiar napięcia. Mył je długo, porządnie, bo jakby nie było bycie chłopem szefowej renomowanej firmy sprzątającej do czegoś go zobowiązywało. Zaś gdy umył zajrzał jeszcze do łazienki sprawdzić, czy go tam nie ma, wreszcie pojawił się pod drzwiami sypialni. Zaczął kretyńsko:
- Można tam do was?
- No pewnie, właź gamoniu!
To nie był głos Roxy, która tylko chichotała akompaniująco...
Zaś tak pod wczesny wieczór Ruda i Misiek znowu znaleźli się sami we dwoje w kuchni. On po to, aby przygrzać na szybko jakąś obiadokolację, ona zaś tak dla towarzystwa. Zagaiła wtedy:
- Słuchaj, zróbmy może tak, że skoro ja ją przywiozłam, to ty ją odwieziesz do domu. Tak? Może tak być?
- Luz, czemu nie? Tylko mam jedno pytanie, wcześniej nie było kiedy. Czy ty ją uroczyłaś? Tak wiesz, magicznie. Bo rozumiem, że nie wynajęłaś jej za kasę?
- Pojebało cię? Płacić za mizianie? To nie nasz poziom.
- Ale zaczarowałaś?
- Delikatnie, tak kontrolnie. Wie co robi, żaden gwałt. Dla mnie to akurat nie problem zrobić z kogoś zombie, sexy doll, robota, ale ciebie bym w takie coś nigdy nie wkręciła. Poza tym frajda wtedy mniejsza, ciućkanie manekina z żelu balistycznego. Ale czekaj chwilę, coś ci dam.
Roxy wyszła na chwilę z kuchni, a gdy po tej chwili wróciła podała mu jakiś kamyk zawieszony na łańcuszku.
- Pod domem pożegnaj ją czule i dotknij tym jej skroni.
- Co to jest?
- Taki magiczny delikatny amnezjogen.
- Czyli?
- To jej trochę zmuli pamięć, jak urok przestanie działać. Mogę ją całkiem zresetować, ale po co mam jej to robić? Niech ma fajne wspomnienia, bo miła dupa, tylko niech pewne detale zapomni. Na przykład jak do nas trafić. Chyba nie chcemy kłopotów, gdy zacznie nas nachodzić, bo jej się za bardzo spodobało?
- Rozumiem, już wszystko jasne.
Tak więc po pewnym czasie Misiek zabrał Jolasię autem do jej domu, ale wcale zbyt szybko nie wrócił. Zaś gdy już wrócił Roxy pokręciła głową z rozbawieniem.
- Nic nie mów, wiem co się stało. Doskonale rozumiem, że nie mogłeś jej po chamsku wykopać z auta. Więc jeszcze ci dała głowy na pożegnanie. Dałeś w ogóle radę?
- Ledwo, ledwo co...
- Ach, ty mój dżentelmenie. Ale wszystko gra, należało się jej. Bardzo fajna, miła dziewczyna. To jeszcze mi oddaj to cacko magiczne i marsz do łóżka.
Miśkowi nie trzeba było tego powtarzać nawet raz...