Nie wiadomo dokładnie, jak powinna zachowywać się młoda szefowa działu technicznego po powrocie ze swojego pierwszego urlopu. Być może istnieją jakieś instrukcje, czy podręczniki na ten temat, jednak Mala nigdy takich nie czytała. Gdy po raz pierwszy od paru tygodni weszła rano do fitness klubu Oktagon działała spontanicznie. Najpierw swoim zwyczajem obeszła cały obiekt witając się ze wszystkimi, kogo tylko spotkała na swojej drodze. Nie pominęła nikogo, dla każdego miała porcję swojego radosnego uśmiechu. Przy okazji też jej mangowym oczom nie umknęło nic, co mogłoby być do zrobienia. Po tym wstępnym obchodzie poszła do magazynku, wzięła pierwszy wolny wózek ze sprzętem oraz środkami czyszczącymi, po czym poszła do którejś szatni, aby zrobić tam porządek. Mala nigdy nie wydawała nikomu żadnych poleceń, tylko świeciła własnym przykładem, co najwyżej jedynie bardzo, bardzo ładnie prosiła, aby coś zostało zrobione. Nikogo też nigdy nie opierdalała, bo skoro wszystko szło jak należy, to nie było takiej potrzeby. Swego czasu Roxy nie chciała przyjąć Mali do pracy, do tej pory uważa to za swój wielki błąd życiowy. Gdy Turbina ogarnęła już szatnię chwyciła za komplet narzędzi, po czym wykonała kolejny obchód klubu. Tym razem zajęła się wszystkimi mijanymi urządzeniami, między innymi podokręcała wszystkie możliwe śruby maszyn do ćwiczeń. Dopiero około pory lunchu bardzo, bardzo ładnie poprosiła zastępującą ją do tej pory podczas urlopu koleżankę, aby spotkały się przejrzeć bieżące faktury oraz inne papiery, które niejako siłą rzeczy są generowane podczas większości takich prac. Potem zajrzała do gabinetu Stryja, głównego szefa klubu na kawę, zaś audiencja zakończyła się tradycyjnym klapsem na szczęście.
Te klapsy mają swoją długą historię. Gdy Stryjo dowiedział się, że Mala ma chłopa próbował zaprzestać tych praktyk uważając, że nie wypada. Jednak Mala była uparta tłumacząc mu, że te klapsy nie mają żadnych erotycznych podtekstów. Po czym bardzo, bardzo ładnie go poprosiła, aby nadal kontynuowali ten zwyczaj. Na wszelki jednak wypadek na czas tego rytuału zamykano drzwi do gabinetu, aby uniknąć zbędnych, głupich plotek. To była tylko ich tajemnica. No, może jeszcze Kaśka coś tam wiedziała, ale Kaśka to Kaśka, prawdziwa psiapsia, której mówi się wszystko. Skoro zaś Kaśka, to także Malina, ale dalej już panowała ścisła omerta.
Pod koniec szychty Mala bardzo, bardzo ładnie poprosiła właśnie Kaśkę, aby ta jej pożyczyła esesmana. Jak pamiętamy, esesman to jest oldskulowy, vintażowy motocykl Maczety, którego nigdy nie pożyczała nikomu. Ale Mala była wyjątkiem, gdyż potrafiła dobrze powozić każdym pojazdem, mógł to być czołg, kombajn rolniczy, czy też nawet monstrualna psyklokańska pancerna podsiębiernie zasięrzutna koparka zaczepno obronna. Piątka wiedźm umówiła się na czwartkowe spotkanie na babskie ploty, ale że czarownice nie tworzą problemów tam, gdzie ich nie ma, więc czwartek czasem może być poniedziałkiem. Mala jednak przedtem chciała zajrzeć do kilku miejsc na mieście, więc esesman był najlepszą miotłą na tą okoliczność.
Poźnym popołudniem przy stoliku w Pleciudze umościły się cztery znane nam panie. Jak zwykle zamówiły po dużej pleciugato na cipę, plus rurkę z bitą śmietaną dla Maliny. Ta rurka to jest temat na całkiem osobne opracowanie. Oferta kafejki zawierała wiele znakomitych łakoci, także takie rurki. Ale jakże epicko Lalka potrafiła ten przysmak konsumować! Kiedyś za taki publiczny pokaz spalono by ją na stosie plus wszystkich innych, którzy widząc to nie rzuciliby pierwsi bambulem. Obecne czasy są normalne, zepsute do szpiku kości, więc choć każda siusiara potrafi już to samo, to nikt na to nie zwraca uwagi.
W pewnym momencie Kaśka nadstawiła ucha i oznajmiła:
- Jedzie. Dojechała. Właśnie parkuje.
Do przytulnego wnętrza Pleciugi raczej nie docierały odgłosy uliczne, ale huk silnika esesmana to nie był jakiś tam sobie tylko zwykły odgłos uliczny.
- Kiedyś mi za to wsadzą.
Mruknęła Kaśka, zaś Malina pisnęła:
- Mi, czy mnie? Ci, czy ciebie?
- Ojtamojtam, pomyłka freudowska.
Zaś po minucie, czy dwóch w drzwiach lokalu pojawiła się Mala, co wywołało pewne ożywienie przy stoliku:
- Wygląda jak milion dolarów.
- Ale moc jej pulsuje prawidłowo.
- Tylko majtki jej widać.
- Tak się teraz szyje sukienki, żeby się zadzierało.
- Wiem, sama takie nieraz noszę. Tylko od kiedy top do pępka to się nazywa sukienka?
- Pierdolisz jak dziaders. Jeszcze powiedz do kompletu, że cycki ma na wierzchu.
- Ciuch ma fajny, ale z aurą coś u niej nie tak.
- Zaraz ją przepytamy, jak podejdzie.
Mala zaiste wyglądała zjawiskowo, gdy jak zwykle uśmiechając się całą sobą kroczyła przez kafejkę, jednak jej aura była dostępna już tylko oczom czarownic. Gdy tylko podeszła do stolika już się schylała, aby uściskać i polizać siedzącą najbliżej Malinę, jednak Kaśka był szybsza. Uniosła się, chwyciła Turbinę wpół, obróciła pupą do reszty, po czym uniosła jej rąbek sukienki.
- Ożkurwa!
- Masakra!
- Ten twój Mirek ma wciętą rękę!
Kaśka zaoponowała:
- Nic z tych rzeczy. To tylko esesman ją pocałował siodełkiem na wyboju. Mówiłam ci Słodka już nieraz, że do tego motoru trzeba zakładać odpowiednie gacie.
Niczym nie skonfundowana Mala wywinęła się psiapsi i ruszyła na czułe obściski z pozostałymi. Dopiero gdy zaczęła się mościć na krzesełku syknęła:
- Ała!
- No, i właśnie. Niebieska plama na dupie to nie kłopot, kłopotem jest to ała. Jak jedziesz, to nie czujesz, zabawa jest potem.
Co prawda wszystkie wiedźmy posiadają pewną zdolność szybkiej regeneracji, jednak życie to nie komiks, zaś czarownice to nie mutantki typu Sabretooth, więc podlegają pewnym ograniczeniom.
- Pocałujesz? Szybciej mi przejdzie.
- Kasia jest zbyt pruderyjna, ale ja to wykonam z przyjemnością. Wstawaj Młoda.
Mówiąca to Malina wykonała zabieg tak szybko, że Anita i Roxy nie zdążyły sięgnąć po telefony, aby uwiecznić tą scenę. Za to gdy Mala znowu usiadła sama wyjęła telefon, po czym puściła go dookoła do obejrzenia.
- To jest cała moja dokumentacja z wyjazdu. Bierzcie, oglądajcie, zaspypujcie mnie pytaniami. Tylko się nie pobijcie.
- Tu też możemy zajrzeć?
Malina pokazała na ekranie folder oznaczony serduszkiem.
- To są fotki dla dorosłych, nie znasz zaklęcia.
Przez najbliższą godzinę sytuacja przy stoliku była dynamiczna. Panie wyrywały sobie telefon, faktycznie też zasypywały Malę pytaniami, do grona przyłączyła się też kelnerka, która donosiła jakieś kolejne zamówienie, wreszcie aparat wrócił do właścielki. Zapadła chwila ciszy zaburzanej jedynie odgłosami siorbania zawartości filiżanek, wreszcie odezwała się Anita:
- No, toście trochę świata oboje objeździli. Jeszcze nieraz do tego wrócimy, ale ja mam, jakby to powiedzieć, taką ochotę zapytać...
Przerwała jej Roxy:
- Nita, nie zamulaj. Uproszczę: Maleczko, nie podoba nam się twoja aura. Czy chcesz nam coś powiedzieć, o czymś z nami pogadać? Nie musisz, ale... Prawdziwe psiapsie mówią sobie wszystko.
Radosny uśmiech Mali nie zniknął, ale jakby nieco przygasł.
- No... Dobrze... Było coś takiego. Ale ja najpierw siku.
Zaś gdy wróciła zakontynuowała:
- Było coś takiego... Nie wiem, było, może jest...
- Coś z Mirkiem?
- Cicho, daj jej mówić.
- Bo wiecie, ja tak naprawdę jestem młoda dupa, nie mam żadnych doświadczeń... No, oprócz tych kiedyś, ale tego nie liczę. Po prostu nie znam się na chłopach. Tyle tylko, co wiem od was. Kiedyś, jakoś tak niedawno Ciocia Lala mi powiedziała, że nawet po jakimś czasie bycia razem mogą wyleźć różne dziwne rzeczy. Nitka, ty wiesz najlepiej, masz najdłuższy związek, to jak to jest?
- Hm... Borek jakoś od dawna mnie niczym nie zaskoczył, zwłaszcza niczym przykrym, ale ja przy Cioci Lali to jestem mniej niż siusiumajtka. Nikt jej biografii dokładnie nie zna, ale chłopów zaliczyła legiony na różne sposoby, więc raczej wie, co mówi.
- Roxy, a ty co mi powiesz?
- Ja się może znam na chłopach, ale bardzo słabo na związkach. To jest istotna różnica. Ale może przejdźmy do tematu. Czym cię ostatnio zaskoczył ten twój Mirek?
Malina i Kaśka spojrzały na siebie wymieniając komunikat:
- Nie wiem, kurwa, o co chodzi.
Za to piłkę znowu przejęła Anita:
- Na pewno nie wylazło, że pije, bije, czy puka jakieś szony na boku, bo wtedy by chyba nie było tej całej rozmowy, ty zaś byś już była singielką, tak? Czyli jakaś niższa półka, jednak wyższa, niż nie zamykanie deski na dzbanie. To co to jest?
- Nie pije, nie bije, deski to akurat ja nieraz nie zamykam, ale on za to... Jakby to krótko ująć? On strzela.
Cała pozostała czwórka spojrzała na siebie, a Roxy zagaiła:
- Rozumiem, że nie o takie kosmetyczne strzelanie chodzi? Bo to akurat jest super, dobrze robi na cerę, tylko czasem oko szczypie, jak źle trafi.
Tu Anita przerwała:
- Ruda, bądź może poważna, co? A ty nam Młoda powiedz, kim on jest? Płatnym killerem? Tajnym agentem? Czy może myśliwym?
- Kurwa, myśliwym, ale syf!
To był akurat wtręt Maliny. Za to Mala dodała:
- Prawie myśliwym.
- Jak to prawie?
- No, takim początkującym.
- To znaczy?
To akurat Kaśka uznała za stosowne coś powiedzieć.
- To znaczy, że... To ja może od początku.
- Znakomity pomysł.
- Bo jak już wracaliśmy do kraju, to on mnie spytał, czy mam jakieś ciuchy moro. Rzadko takie noszę, ale coś tam by się znalazło. To on mówi, że w sobotę jedziemy na polowanie. Jakie znowu kurwa polowanie? Tak krok po kroku wreszcie zeń wszystko wydłubałam. Że nie jest myśliwym, że nie należy do żadnego klubu, że nie ma nawet broni, tylko dadzą mu na miejscu, ale że go zaprosili. Nie pierwszy zresztą raz. Takie spotkanie integracyjne. Że przy okazji omawia się tam ważne interesy.
Roxy ożywiła się nagle:
- To tak, jak faceci umawiają się na golfa, czy tenisa. Sama byłam kiedyś na takim tenisie. Ale był czad! Tylu chłopów, ona jedna, do tego grać nie umie. Ale opłacało się, bo ogarnęłam jedną ważną sprawę dla mojej firmy.
- Tak, tylko że przy golfie, czy tenisie nie morduje się nawet przepiórek. No, to ja go bardzo, bardzo ładnie poprosiłam, żebyśmy nie jechali. Trochę marudził, ale wtedy go dalej bardzo, bardzo ładnie poprosiłam, żeby przestał marudzić.
- Zadziałało?
- Pewnie, ale obawiam się, że to nie koniec.
Wtedy wtrąciła się Anita:
- To mi coś przypomina. Nasze firmowe tartaki.
- Co to jest?
- To są wyjazdy integracyjne. Głównie ostre ćpanie, zaś jak nazwa wskazuje także ostre dymańsko. Ale żeby nie było, to ważne firmowe sprawy też się tam przy okazji ogarnia. Kiedyś na to jeździłam, Borek zresztą też. Ale jak zaczęliśmy być razem, to pojechaliśmy tylko raz. Potem jakoś nam wyszło, że już nas to nie bawi. Do tej pory firma się nie zawaliła od naszej absty... Absencji, ale na jedno wychodzi. Aha, tylko raz jeszcze Borek pojechał sam. Jako ochroniarz swojej ukochanej siostrzyczki Malinki, bo ją dupa tak swędziała, że go uprosiła, żeby ją tam wkręcił jako osobę towarzyszącą. Lalka, pamiętasz?
- Pewnie. Fajnie było. Rypałam pięciu na raz, czy też oni mnie, na jedno wychodzi. Ale wiecie co? To jest zabawa na raz. Potem już mi się odechciało.
Tu odezwała się Kaśka:
- Dobrze, ale to już ma się nijak do sprawy. Mala, powiedz czy masz problem, jeśli tak, to jaki i jak ci możemy pomóc?
- Właściwie to mi wciąż wszystkie pomagacie, już prawie od roku. Najważniejsze jest, że mnie teraz słuchacie, że mam się komu wygadać. Teraz wiem jedno, że uwielbiam się z tym chłopem miziać, mój ci on jest, ale nie chcę się miziać z mordercą niewinnych zwierzaczków. Więc mam pewien pomysł.
- No?
- Na następne polowanie z nim pojadę, ale nie dam mu dotknąć broni. Ma fiuta jak trzeba, nie musi go sobie sztukować. Za to na kolejne pojedziemy też razem, też do lasu, ale sami, zero broni. Jestem pewna, że jego biznesy od tego nie ucierpią, ale on musi sam się do tego przekonać. Może być taki plan?
Anita skinęła głową.
- Seems good. Nie wiem, jak reszta, ale na dziś ten temat można zamknąć. Za to ja teraz ponowię moje stare, wścibskie pytanie. Czy on już wie?
- Że czaruję? Wie. Powiedziałam mu, ale nie wierzył, nie za bardzo zresztą rozumiał. To ja mu coś pokazałam. Zaklęcie metamorfo, najprostsza wersja, zmiana koloru włosów. Jak się kochaliśmy. Bo daje mu głowy naturalna blondynka, on zamyka oczy, a gdy otwiera nagle widzi rudą. Ale miał minę! To jeszcze nie koniec, bo jeszcze pukał mnie od tyłu, a tu nagle na moich plecach wyświetla mu się napis mocniej kochanie.
Roxy aż się usmarkała ze śmiechu.
- Po takim numerze powinien trafić do Oblęcina.
- Był na haju, prawie dochodził, więc dał radę. Ale to jeszcze nie wszystko. Parę dni później wyłapał ostrą sraczkę po jakimś badziewnym ulicznym egzotyczny żarciu.
- Nie mogłaś go ostrzec, nie wyczułaś sprawy?
- Mnie przy tym nie było, bo mierzyłam sukienkę, taką miejscową, narodową w takim małym sklepiku obok.
Tym razem wszystkie wiedźmy zarechotały chórem.
- Dopiero potem w hotelu, jak zobaczyłam, że on już godzinę koczuje na wazonie, to go szybko wyleczyłam. Położyłam mu dłoń na brzuchu, wymarotałam jakieś lipne zaklęcie dla efektu, po czym chory stał się zdrów. Wtedy chyba dopiero pojął, jaka mu się wspaniała kobieta trafiła.
Malina skwitowała to następująco:
- To była taka inna wersja lekcji przez dupę do głowy. Ale to też może znaczyć, że dość szybko dotrze do niego zasada, że do zwierzaczków się nie strzela.
Za to Anita spytała Mali:
- Czyli mam rozumieć, że na wieczornej imprezie po letnim sabacie będziecie razem? To zanim chłopaki zaczną go upijać my zrobimy mu takie pranie mózgu, że może nawet twój plan nie będzie potrzebny. Rzecz jasna bez czarów, samą magią naturalną.
Te klapsy mają swoją długą historię. Gdy Stryjo dowiedział się, że Mala ma chłopa próbował zaprzestać tych praktyk uważając, że nie wypada. Jednak Mala była uparta tłumacząc mu, że te klapsy nie mają żadnych erotycznych podtekstów. Po czym bardzo, bardzo ładnie go poprosiła, aby nadal kontynuowali ten zwyczaj. Na wszelki jednak wypadek na czas tego rytuału zamykano drzwi do gabinetu, aby uniknąć zbędnych, głupich plotek. To była tylko ich tajemnica. No, może jeszcze Kaśka coś tam wiedziała, ale Kaśka to Kaśka, prawdziwa psiapsia, której mówi się wszystko. Skoro zaś Kaśka, to także Malina, ale dalej już panowała ścisła omerta.
Pod koniec szychty Mala bardzo, bardzo ładnie poprosiła właśnie Kaśkę, aby ta jej pożyczyła esesmana. Jak pamiętamy, esesman to jest oldskulowy, vintażowy motocykl Maczety, którego nigdy nie pożyczała nikomu. Ale Mala była wyjątkiem, gdyż potrafiła dobrze powozić każdym pojazdem, mógł to być czołg, kombajn rolniczy, czy też nawet monstrualna psyklokańska pancerna podsiębiernie zasięrzutna koparka zaczepno obronna. Piątka wiedźm umówiła się na czwartkowe spotkanie na babskie ploty, ale że czarownice nie tworzą problemów tam, gdzie ich nie ma, więc czwartek czasem może być poniedziałkiem. Mala jednak przedtem chciała zajrzeć do kilku miejsc na mieście, więc esesman był najlepszą miotłą na tą okoliczność.
Poźnym popołudniem przy stoliku w Pleciudze umościły się cztery znane nam panie. Jak zwykle zamówiły po dużej pleciugato na cipę, plus rurkę z bitą śmietaną dla Maliny. Ta rurka to jest temat na całkiem osobne opracowanie. Oferta kafejki zawierała wiele znakomitych łakoci, także takie rurki. Ale jakże epicko Lalka potrafiła ten przysmak konsumować! Kiedyś za taki publiczny pokaz spalono by ją na stosie plus wszystkich innych, którzy widząc to nie rzuciliby pierwsi bambulem. Obecne czasy są normalne, zepsute do szpiku kości, więc choć każda siusiara potrafi już to samo, to nikt na to nie zwraca uwagi.
W pewnym momencie Kaśka nadstawiła ucha i oznajmiła:
- Jedzie. Dojechała. Właśnie parkuje.
Do przytulnego wnętrza Pleciugi raczej nie docierały odgłosy uliczne, ale huk silnika esesmana to nie był jakiś tam sobie tylko zwykły odgłos uliczny.
- Kiedyś mi za to wsadzą.
Mruknęła Kaśka, zaś Malina pisnęła:
- Mi, czy mnie? Ci, czy ciebie?
- Ojtamojtam, pomyłka freudowska.
Zaś po minucie, czy dwóch w drzwiach lokalu pojawiła się Mala, co wywołało pewne ożywienie przy stoliku:
- Wygląda jak milion dolarów.
- Ale moc jej pulsuje prawidłowo.
- Tylko majtki jej widać.
- Tak się teraz szyje sukienki, żeby się zadzierało.
- Wiem, sama takie nieraz noszę. Tylko od kiedy top do pępka to się nazywa sukienka?
- Pierdolisz jak dziaders. Jeszcze powiedz do kompletu, że cycki ma na wierzchu.
- Ciuch ma fajny, ale z aurą coś u niej nie tak.
- Zaraz ją przepytamy, jak podejdzie.
Mala zaiste wyglądała zjawiskowo, gdy jak zwykle uśmiechając się całą sobą kroczyła przez kafejkę, jednak jej aura była dostępna już tylko oczom czarownic. Gdy tylko podeszła do stolika już się schylała, aby uściskać i polizać siedzącą najbliżej Malinę, jednak Kaśka był szybsza. Uniosła się, chwyciła Turbinę wpół, obróciła pupą do reszty, po czym uniosła jej rąbek sukienki.
- Ożkurwa!
- Masakra!
- Ten twój Mirek ma wciętą rękę!
Kaśka zaoponowała:
- Nic z tych rzeczy. To tylko esesman ją pocałował siodełkiem na wyboju. Mówiłam ci Słodka już nieraz, że do tego motoru trzeba zakładać odpowiednie gacie.
Niczym nie skonfundowana Mala wywinęła się psiapsi i ruszyła na czułe obściski z pozostałymi. Dopiero gdy zaczęła się mościć na krzesełku syknęła:
- Ała!
- No, i właśnie. Niebieska plama na dupie to nie kłopot, kłopotem jest to ała. Jak jedziesz, to nie czujesz, zabawa jest potem.
Co prawda wszystkie wiedźmy posiadają pewną zdolność szybkiej regeneracji, jednak życie to nie komiks, zaś czarownice to nie mutantki typu Sabretooth, więc podlegają pewnym ograniczeniom.
- Pocałujesz? Szybciej mi przejdzie.
- Kasia jest zbyt pruderyjna, ale ja to wykonam z przyjemnością. Wstawaj Młoda.
Mówiąca to Malina wykonała zabieg tak szybko, że Anita i Roxy nie zdążyły sięgnąć po telefony, aby uwiecznić tą scenę. Za to gdy Mala znowu usiadła sama wyjęła telefon, po czym puściła go dookoła do obejrzenia.
- To jest cała moja dokumentacja z wyjazdu. Bierzcie, oglądajcie, zaspypujcie mnie pytaniami. Tylko się nie pobijcie.
- Tu też możemy zajrzeć?
Malina pokazała na ekranie folder oznaczony serduszkiem.
- To są fotki dla dorosłych, nie znasz zaklęcia.
Przez najbliższą godzinę sytuacja przy stoliku była dynamiczna. Panie wyrywały sobie telefon, faktycznie też zasypywały Malę pytaniami, do grona przyłączyła się też kelnerka, która donosiła jakieś kolejne zamówienie, wreszcie aparat wrócił do właścielki. Zapadła chwila ciszy zaburzanej jedynie odgłosami siorbania zawartości filiżanek, wreszcie odezwała się Anita:
- No, toście trochę świata oboje objeździli. Jeszcze nieraz do tego wrócimy, ale ja mam, jakby to powiedzieć, taką ochotę zapytać...
Przerwała jej Roxy:
- Nita, nie zamulaj. Uproszczę: Maleczko, nie podoba nam się twoja aura. Czy chcesz nam coś powiedzieć, o czymś z nami pogadać? Nie musisz, ale... Prawdziwe psiapsie mówią sobie wszystko.
Radosny uśmiech Mali nie zniknął, ale jakby nieco przygasł.
- No... Dobrze... Było coś takiego. Ale ja najpierw siku.
Zaś gdy wróciła zakontynuowała:
- Było coś takiego... Nie wiem, było, może jest...
- Coś z Mirkiem?
- Cicho, daj jej mówić.
- Bo wiecie, ja tak naprawdę jestem młoda dupa, nie mam żadnych doświadczeń... No, oprócz tych kiedyś, ale tego nie liczę. Po prostu nie znam się na chłopach. Tyle tylko, co wiem od was. Kiedyś, jakoś tak niedawno Ciocia Lala mi powiedziała, że nawet po jakimś czasie bycia razem mogą wyleźć różne dziwne rzeczy. Nitka, ty wiesz najlepiej, masz najdłuższy związek, to jak to jest?
- Hm... Borek jakoś od dawna mnie niczym nie zaskoczył, zwłaszcza niczym przykrym, ale ja przy Cioci Lali to jestem mniej niż siusiumajtka. Nikt jej biografii dokładnie nie zna, ale chłopów zaliczyła legiony na różne sposoby, więc raczej wie, co mówi.
- Roxy, a ty co mi powiesz?
- Ja się może znam na chłopach, ale bardzo słabo na związkach. To jest istotna różnica. Ale może przejdźmy do tematu. Czym cię ostatnio zaskoczył ten twój Mirek?
Malina i Kaśka spojrzały na siebie wymieniając komunikat:
- Nie wiem, kurwa, o co chodzi.
Za to piłkę znowu przejęła Anita:
- Na pewno nie wylazło, że pije, bije, czy puka jakieś szony na boku, bo wtedy by chyba nie było tej całej rozmowy, ty zaś byś już była singielką, tak? Czyli jakaś niższa półka, jednak wyższa, niż nie zamykanie deski na dzbanie. To co to jest?
- Nie pije, nie bije, deski to akurat ja nieraz nie zamykam, ale on za to... Jakby to krótko ująć? On strzela.
Cała pozostała czwórka spojrzała na siebie, a Roxy zagaiła:
- Rozumiem, że nie o takie kosmetyczne strzelanie chodzi? Bo to akurat jest super, dobrze robi na cerę, tylko czasem oko szczypie, jak źle trafi.
Tu Anita przerwała:
- Ruda, bądź może poważna, co? A ty nam Młoda powiedz, kim on jest? Płatnym killerem? Tajnym agentem? Czy może myśliwym?
- Kurwa, myśliwym, ale syf!
To był akurat wtręt Maliny. Za to Mala dodała:
- Prawie myśliwym.
- Jak to prawie?
- No, takim początkującym.
- To znaczy?
To akurat Kaśka uznała za stosowne coś powiedzieć.
- To znaczy, że... To ja może od początku.
- Znakomity pomysł.
- Bo jak już wracaliśmy do kraju, to on mnie spytał, czy mam jakieś ciuchy moro. Rzadko takie noszę, ale coś tam by się znalazło. To on mówi, że w sobotę jedziemy na polowanie. Jakie znowu kurwa polowanie? Tak krok po kroku wreszcie zeń wszystko wydłubałam. Że nie jest myśliwym, że nie należy do żadnego klubu, że nie ma nawet broni, tylko dadzą mu na miejscu, ale że go zaprosili. Nie pierwszy zresztą raz. Takie spotkanie integracyjne. Że przy okazji omawia się tam ważne interesy.
Roxy ożywiła się nagle:
- To tak, jak faceci umawiają się na golfa, czy tenisa. Sama byłam kiedyś na takim tenisie. Ale był czad! Tylu chłopów, ona jedna, do tego grać nie umie. Ale opłacało się, bo ogarnęłam jedną ważną sprawę dla mojej firmy.
- Tak, tylko że przy golfie, czy tenisie nie morduje się nawet przepiórek. No, to ja go bardzo, bardzo ładnie poprosiłam, żebyśmy nie jechali. Trochę marudził, ale wtedy go dalej bardzo, bardzo ładnie poprosiłam, żeby przestał marudzić.
- Zadziałało?
- Pewnie, ale obawiam się, że to nie koniec.
Wtedy wtrąciła się Anita:
- To mi coś przypomina. Nasze firmowe tartaki.
- Co to jest?
- To są wyjazdy integracyjne. Głównie ostre ćpanie, zaś jak nazwa wskazuje także ostre dymańsko. Ale żeby nie było, to ważne firmowe sprawy też się tam przy okazji ogarnia. Kiedyś na to jeździłam, Borek zresztą też. Ale jak zaczęliśmy być razem, to pojechaliśmy tylko raz. Potem jakoś nam wyszło, że już nas to nie bawi. Do tej pory firma się nie zawaliła od naszej absty... Absencji, ale na jedno wychodzi. Aha, tylko raz jeszcze Borek pojechał sam. Jako ochroniarz swojej ukochanej siostrzyczki Malinki, bo ją dupa tak swędziała, że go uprosiła, żeby ją tam wkręcił jako osobę towarzyszącą. Lalka, pamiętasz?
- Pewnie. Fajnie było. Rypałam pięciu na raz, czy też oni mnie, na jedno wychodzi. Ale wiecie co? To jest zabawa na raz. Potem już mi się odechciało.
Tu odezwała się Kaśka:
- Dobrze, ale to już ma się nijak do sprawy. Mala, powiedz czy masz problem, jeśli tak, to jaki i jak ci możemy pomóc?
- Właściwie to mi wciąż wszystkie pomagacie, już prawie od roku. Najważniejsze jest, że mnie teraz słuchacie, że mam się komu wygadać. Teraz wiem jedno, że uwielbiam się z tym chłopem miziać, mój ci on jest, ale nie chcę się miziać z mordercą niewinnych zwierzaczków. Więc mam pewien pomysł.
- No?
- Na następne polowanie z nim pojadę, ale nie dam mu dotknąć broni. Ma fiuta jak trzeba, nie musi go sobie sztukować. Za to na kolejne pojedziemy też razem, też do lasu, ale sami, zero broni. Jestem pewna, że jego biznesy od tego nie ucierpią, ale on musi sam się do tego przekonać. Może być taki plan?
Anita skinęła głową.
- Seems good. Nie wiem, jak reszta, ale na dziś ten temat można zamknąć. Za to ja teraz ponowię moje stare, wścibskie pytanie. Czy on już wie?
- Że czaruję? Wie. Powiedziałam mu, ale nie wierzył, nie za bardzo zresztą rozumiał. To ja mu coś pokazałam. Zaklęcie metamorfo, najprostsza wersja, zmiana koloru włosów. Jak się kochaliśmy. Bo daje mu głowy naturalna blondynka, on zamyka oczy, a gdy otwiera nagle widzi rudą. Ale miał minę! To jeszcze nie koniec, bo jeszcze pukał mnie od tyłu, a tu nagle na moich plecach wyświetla mu się napis mocniej kochanie.
Roxy aż się usmarkała ze śmiechu.
- Po takim numerze powinien trafić do Oblęcina.
- Był na haju, prawie dochodził, więc dał radę. Ale to jeszcze nie wszystko. Parę dni później wyłapał ostrą sraczkę po jakimś badziewnym ulicznym egzotyczny żarciu.
- Nie mogłaś go ostrzec, nie wyczułaś sprawy?
- Mnie przy tym nie było, bo mierzyłam sukienkę, taką miejscową, narodową w takim małym sklepiku obok.
Tym razem wszystkie wiedźmy zarechotały chórem.
- Dopiero potem w hotelu, jak zobaczyłam, że on już godzinę koczuje na wazonie, to go szybko wyleczyłam. Położyłam mu dłoń na brzuchu, wymarotałam jakieś lipne zaklęcie dla efektu, po czym chory stał się zdrów. Wtedy chyba dopiero pojął, jaka mu się wspaniała kobieta trafiła.
Malina skwitowała to następująco:
- To była taka inna wersja lekcji przez dupę do głowy. Ale to też może znaczyć, że dość szybko dotrze do niego zasada, że do zwierzaczków się nie strzela.
Za to Anita spytała Mali:
- Czyli mam rozumieć, że na wieczornej imprezie po letnim sabacie będziecie razem? To zanim chłopaki zaczną go upijać my zrobimy mu takie pranie mózgu, że może nawet twój plan nie będzie potrzebny. Rzecz jasna bez czarów, samą magią naturalną.
Zwierzaczków nie ruszą, ale człowieka maczetą potrafią potraktować. :)
OdpowiedzUsuńTe chłopaki od czarownic lubią chlać? Lubią ten narkotyk? Wiem, że Borek i Adaśko piwem nie gardzą, ale żeby się upijać.
maczetą jak pamiętasz było w obronie własnej i w ramach odwetu za pobicie Roxy, po prostu wyrwanie chwasta...
Usuńnie sądzę, żeby naprawdę ktoś chciał tam kogoś upić, co najwyżej panowie uraczą go kontrolnie piwskiem, tak więc słowa Anity potraktowałbym jedynie jako żart...
jeszcze parę lat temu na tych imprezach upijała się tylko Malina, nietypowo zresztą jak na kobietę, bo nieuciążliwie dla otoczenia, ale obecnie są to już tylko jakieś tam wspominki...
Przestań Piotr. Pyfko to też ćpanko. Niskoprocentowe, ale zawsze to coś tam jest. I tym można się ululać.
Usuńale przecież my nie o tym, czy pyfko to ćpanko, bo tu mamy zgodne zdania... chodziło o to, że chlopacy dawkują to pyfko kontrolnie, tak więc o ululaniu się mowy nie ma... także Adaśko, który ma wyjątkowy metabolizm i może wlać w siebie dowolną ilość, mimo to wciąż jest trzeźwy i przytomny...
UsuńNiestety, ale intersey Mirka pewnie ucierpią. Jak się ma kolegów biznesmenów i najważniejsze sprawy są omawiane przy polowaniach, to jedziesz na polowania. Albo zmieniasz kręg osób, z którymi robisz interesy i teraz spotykasz się na golfie, kręglach, na chlaniu, na ramen itp, itd. A druga sprawa. Takie odciąganie od czegokolwiek wydaje mi się nie w stylu naszych czarownic. Czy one nie uważają, że każdy jest wolny, ma swój mózg i może sobie robić, co mu się podoba? Może sobie palić, może sobie pukać wszystko, albo być w związku, stanowić o swoim ciele, ma wolność wyboru, a tu nagle nie wolno mu chodzić na polowania i trzeba mu to grupowo wybić z głowy? No to są za wolnością i samostanowieniem o sobie danej jednostki czy nie?
OdpowiedzUsuńI tak się jeszcze zastanawiam, czy Mala poradziłaby sobie w dużej firmie? Bo w rodzinnej i małej to oczywiście, można świecić przykładem i ładnie prosić jako szefowa. Ale w dużej? Podwładni by ją już dawno zjdeli, jakby w taki łagodny sposób nimi ,,zarządzała''.
tak, Mala, choć taka super, jak na swój wiek, to mało jeszcze wie i są mocne przesłanki przypuszczać, że jej plan wypali tylko do połowy... czyli może spowodować, że Mirek nie będzie polować, w sensie strzelać, nie weźmie broni do ręki, ale nie spowoduje, aby nie brał udziału w tych imprezach jako takich, nie był na nich obecny... tak samo jest choćby np. na takim golfie, gdzie nie wszyscy grają, nawet nie dotykają się kijów, tylko po prostu towarzyszą tej aktywności... a już na pewno w pojedynkę nie zlikwiduje tradycji tych polowań, które będą się odbywać niezależnie od tego, czy Mirek tam będzie jeździł, czy nie...
Usuń...
na razie Oktagon wciąż jest małą firmą rodzinną i strategia Mali kierowania zespołem działa, ale małego prztyczka w nos już dostała kilka opowiadań temu, a Stryjo trafnie skomentował całą sytuację... pozostaje jedynie czekać do chwili, aż klub rozwinie się do całej sieci, a wtedy zobaczymy, czy Mala temu sprosta, czy zostanie szefową całego działu tej sieci, czy zatrzyma się na poziomie kierowniczki pojedynczego obiektu...
...
każda czarownica, tak jak każdy inny człowiek, ma swój prywatny pakiet, czy też system wartości i trzeba by przyjrzeć się każdej z osobna, jak która podchodzi do kwestii wolności osobistych innych ludzi... zaś skupiając się na jednym omawianym konkrecie, to trudno powiedzieć, na ile brać końcową deklarację Anity poważnie, czy może wyskoczyła tylko przed szereg, aby zademonstrować, jak ona chce dobrze dla Mali... poza tym do imprezy jest jeszcze nieco dni, Mala z Mirkiem w tym czasie pewnie jeszcze sami obgadają sprawę i może się okazać, że żadna pomoc nie jest potrzebna, bo albo się dogadali, albo... związek się im rozleciał... ta ostatnia opcja wydaje się być bardzo mało prawdopodobna, ale wykluczyć jej do zera nie można...
Złośliwie powiem, że te czarownice, tak wyzwolone od ,,zazdrości o partnera'', tak wyzwolone od zemst na laskach, do których ich faceci odeszli i tak wyzwolone od lęku, że pozwalają swoim facetom pukać inne w trójkącie, nie powinny być szarymi myszkami i próbować sobie wychować faceta (oduczyć go polowania albo zabraniać mu innych rzeczy). To nie pasuje do wszystkich ich wyzwolonych tekstów i tego, że bardzo bardzo mocno wszystkie, każda jedna, bazują na partnerstwie, a nie na standardowo praktykowanym przez kobiety wychowywaniu sobie faceta : ) A tu proszę, nagle mają ciągoty do wychowywania i zmieniania partnera na swoją modłę. Myślałam, że nie są lękowe i biorą faceta jakim jest, a nie mają nadzieję, że się do nich dostosuje i zmieni po ślubie. Złośliwie oczywiście teraz wyolbrzymiam, ale naprawdę mi to nie gra z ich charakterami.
Usuńzwiązki czarownic chyba z założenia nie mogą być tak stuprocentowo partnerskie, skoro dysponując bronią atomową zawsze mogą mieć ostatnie słowo... oczywiście można sobie zadać pytanie, czy smycz tak długa i elastyczna, że się jej nie czuje, że jest, nadal jest jeszcze smyczą?... ale to już by było jałowe filozofowanie...
Usuńtylko trzeba zwrócić uwagę na jeden drobiazg... we wspomnianych dotąd przypadkach nie ma ani krzty hipokryzji... jedna sama nie zabija niewinnych zwierzaków i pewnie nigdy by żadnego nie zabiła... za to druga nabrała ochoty na zabawę w trójkącie z żywą lalą i nie ma nic przeciwko temu, żeby jej chłop brał w tym udział...
...
branie kogoś takim jaka/i jest?... czyli miłość bezwarunkowa?... to utopia i oxymoron na raz... to by znaczyło, że mamy się pukać, przyjaźnić, czy też tworzyć związki, czy inne pozytywne relacje z pierwszą napotkaną osobą bez żadnej selekcji i nie marudzić, gdy coś idzie nie tak... c'mon...
Burgundowa daje mądrze do gara.
UsuńNie ma ludzi wyzwolonych. Każdy ma jakieś przekonania i chce świat na własną modłę przerabiać, bo chce w tym świecie czuć się bezpiecznie. Tzn. bezpiecznie po swojemu. Czyli i te panienki czarownice, są lękowe- mówiąc twoim językiem.
@Ania...
Usuń"każda czarownica, tak jak każdy inny człowiek, ma swój prywatny pakiet, czy też system wartości"... to ja akurat napisałem nieco wcześniej, więc może nie graj w Eris, nie twórz konfliktu z niczego...
Ale żeby marnować MOC na takie sztuczki, jak zmiana koloru włosów? mało dojrzale...
OdpowiedzUsuńczy czarownice muszą zajmować tylko poważnymi czarami?... wiedźma też człowiek, też się lubi bawić...
UsuńTo taka raczej czarodziejka:-)
Usuńczarodziejka... niezłe... to faktycznie taka wiedźma/czarownica (to akurat synonimy) młoda duchem, choć niekoniecznie już ciałem, która najchętniej się właśnie bawi, a takie poważne sprawy, jak równowaga świata nie jest dla niej zbyt istotna...
Usuń"Mangowe oczy". To znaczy takie przerośnięte i w przerośniętej głowie?
OdpowiedzUsuńmoże po prostu duże i emocjonalne w swoim wyrazie?...
UsuńMoja córka jest mocno mangolubna, stąd napatrzyłam się bardzo dużo (47 tomów "Ataków tytanów", po japońsku "Shingoku no Kyojin") przeczytałam osobiście. Okropnie mi się nie podobają te postacie z przerośniętymi łbami i oczami, szczurzymi pyszczkami (szczurom jest daleko lepiej ze szczurzymi pyszczkami 😅 ). No ale nie będziemy się czepiać czarownicy Mali, bo to zupełnie inna postać 😁.
UsuńNawias otwierający dałam w złym miejscu, ale jesteś inteligentny, to zrozumiesz.
Usuń47?... tyle samo liczy "Saga o Ludziach Lodu"... to jakaś magiczna liczba...
Usuńza to wracając do tematu, to Mala z pewnością ma wszystko prawidłowych rozmiarów, może pominąwszy siniaka na pupie po jeździe na kaśkowym motorze bez odpowiednich gaci, ale to był tylko taki chwilowy kryzys...
Tak, "Sagę o Ludziach Lodu" też mam, liczy 47 tomów, czytałam ją chyba trzy razy. Cudna jest.
Usuńpróbowałem potem czytać inne książki Gośki Sandemo, ale to już było nie to, jakoś mi wchodziły, to już nie było to, o co chodzi... ale okay, to tylko mój gust...
UsuńJa nawet nie próbowałam. Efekt byłby zapewne ten sam, co u Ciebie.
Usuńto się nazywa artyści jednego dzieła... ale okay... tak się nieraz dzieje... nie zmniejsza jednak wartości samego dzieła...
Usuń"Saga" jest świetna.
Usuńniop... wciąga niesamowicie... do tej pory pamiętam sporo wątków i postaci, a przecież czytałem to trochę lat temu...
UsuńNo, chyba że się okaże takim zapaleńcem polowań, że nawet czarownica nie pomoże... Wtedy co? Maczeta? (zainspirowane pierwszym komentarzem :D)
OdpowiedzUsuńoj tam od razu maczeta, poza tym Mala nie używa żadnego żelastwa, tylko bardzo, bardzo ładnie prosi, taki ma styl... ale sprawa wygląda na rozwojową, bo to, że on ustąpił za pierwszym razem nie przesądza jeszcze dalszego biegu akcji...
UsuńDobrze ,ze Mala zamierza namówić tego swojego faceta na rezygnacje z zabijanie zwierzaków dla zabawy. Zwłaszcza , ,ze ten jej facet nie jest jakimś miłośnikiem strzelania do zwierzaków ale dopiero zaczyna ten ohydny proceder z powodu biznesu jaki prowadzi. Jeśli go nie przekona do rezygnacji z tego procederu niech go kopie w cztery litery. Myślistwo jest wstrętne .
OdpowiedzUsuńuchwyciła sprawę w zarodku, gorzej by było, gdyby on był bardziej w to strzelanie wpuszczony... zapewne sobie poradzi, po prostu bardzo, bardzo ładnie poprosi i ma Mirka jak kaczkę na ruszcie...
UsuńHmmm... Niby tradycjonalistka, bo zawzięcie sprząta, a nie chce chłopa myśliwego, co by zwierzynę do domu przynosił? Mogłaby się nauczyć oprawiać skóry...
OdpowiedzUsuńskórą to ona się lubi bawić i wciąż się uczy, ale tylko tą konkretną :)
UsuńZgadzam się, że strzelanie do zwierzaczków w dzisiejszych czasach to lipa.
OdpowiedzUsuńJedzenie można kupić w każdym sklepie.
jak zwykle się zgadzamy, przynajmniej w tym temacie :)
UsuńAle jednak ktoś musi zabić tego kurczaczka, czy tę świnkę, żeby jedzenie znalazło się w sklepie. No, chyba że rozmawiam z samymi wegetarianami.
UsuńRzeczywiście nie bardzo wiem o co chodzi 🤔
UsuńJa też w wieku około 40- tki należałam do stowarzyszenia wiedźm. Te, co wiedzą 😊👏 wyprawialiśmy całonocne imprezy, co miesiąc u innej wiedźmy, piłyśmy do rana " teraz Polska", powoli nadchodziła moda na niepalenie🤣mężczyźni do nas lgnęli, najbardziej cudzy mężowie. Z naszymi bywało różnie.A dzieci były nastolatkami. Cieszyły się, że matki znikają z domu.
Myśliwego pewnie twoje wiedźmy przeklęły, bo był w naszym towarzystwie, teraz mocno osłabnięty po wylewie.
A życie toczy się dalej. Wybory, wojny, cudze śmierci.
@NItager...
Usuńtak, ale chyba jest różnica między ubojem hodowlanym, a strzelaniem dla czystego funu?... przynajmniej ja tak rozumiem komentarz Iw i stanowisko czarownic... ten sport już nie jest nikomu potrzebny do przeżycia...
@Ardiola...
z pewnością warto jest cofnąć się do starszych opowiadań, ale nie jest to takie konieczne... nieco informacji na zachętę jednak wrzucę:
Anita i Ruda Roxy dobijają do trzydziestki, czarują od dawna, zaś Malina "Lalka" i Kaśka "Maczeta" są jakieś trzy lata młodsze, jeszcze niedawno były to ich uczennice, bo czarować zaczęły dość późno... Mala "Turbina" właśnie skończyła siedemnaście, ale w papierach ma dziewiętnaście, do ekipy dołączyła niecały rok temu, zaś szkoli ją mentorka wszystkich, Ciocia Lala, która ma, jak sama twierdzi, tysiąc lat, choć wcale tego nie widać, ona żyje własnymi sprawami, dość rzadko się pojawia na scenie, ale jak się pojawi, to porządnie... za to wspomniana Anita jest taką nieformalną liderką całej piątki plus jeszcze kilka wiedźm zakolegowanych z nimi...
piją dość niewiele, bo palą albo wapują Zioło, zaś co do chłopów... to dość złożona sprawa, ich biografie w temacie spraw bazowych są raczej bogate, ale na chwilę obecną wszystkie są dość ustatkowane, także Malina, która ma dziewczynę...