Misiek leżał na łóżku wpatrzony ogłupiałym wzrokiem w lustrzany sufit sypialni, za to Ruda Roxy siedziała wpatrzona w wyświetlacz swego telefonu i zastanawiała się, które ujęcie własnego selfie wysłać Anicie. Obie wiedźmy od dawna miały taki zwyczaj, że gdy miziana sesja kończyła się maseczką, to dokumentowały to na świeżo, po czym wysyłały do swojej psiapsi. Co jakiś czas, gdy się potem spotykały dokonywały wzajemnego przeglądu, tudzież omówienia swoich kolekcji. Ot, takie tam hobby, nic szczególnego.
Wreszcie odłożyła telefon i rzuciła okiem na tyłek swojego chłopa, który akurat wstał, aby zapewne udać się do łazienki. Zapewne też odwiedził kuchnię, bo gdy wrócił po kilku minutach niósł tacę zastawioną dwiema parującymi filiżankami. Ruda spojrzała nań oburzonym wzrokiem.
- Kurwa, tyle razy prosiłam, nie przynoś tu takich rzeczy. Się coś wyleje, się napaprze, się nasyfi zaraz. Potem weź i to pierz.
On jednak zawsze przynosił ignorując jej marudzenie, które zresztą bardzo szybko ustawało, gdyż miśkowej kawie nie sposób się było oprzeć. Wszystkie psiapsie Rudej, które zapraszała do siebie na tą kawę były zgodne, że jest lepsza nawet od pleciugowej. Tak więc namiętne usta czarownicy zamilkły, zmieniły tryb na wiatr pod nosem, którym to wiatrem została potraktowana przyniesiona kawa. Zaś ona sama jak zwykle nie rozumiała tej sytuacji, powtarzającej się od mniej więcej roku. To znaczy rozumiała, że ten facet jest najlepszy, nie tylko jako barista, to wyjaśnienie jej całkiem wystarczało, czasem tylko dla czystego sportu lubiła sobie przez chwilę podrążyć ten temat. Kiedyś też drążyła to Anita:
- Ruda, co jest z tobą? Zawsze używałaś chłopów jak podpaski, na jeden raz, może czasem dwa, ale tego, co się teraz dzieje to ja nie rozumiem. Odmieniło cię.
Niekoniecznie zawsze. Raz oto kiedyś Roxy wkręciła się w maga, trwało to kilka miesięcy, do tego przemocowego, który jej używał jak podpaski, co więcej nieraz, na wiele sposobów. Zostawmy jednak tą sprawę, nie do końca dla niej miłą, zwłaszcza, że chłopa już nie ma, zaś nieboszczykami nie będziemy się teraz zajmować. Ale jeśli kogoś ciekawi ten temat, to opisany jest w mini serialu 'PLUSKWA W MAJTKACH", zajrzenie do archiwum to chyba dość zerowy wysiłek. Czyż nie tak?
Generalnie jednak wiedźma nie przywiązywała się do zaliczonych facetów, dopiero tak mniej więcej rok temu stało się coś dziwnego. Otóż przyholowała sobie do domu pewnego pana, do jego domu zresztą, tak gwoli ścisłości. Nie uroczyła go czarami, wystarczała jej magia mniejsza, naturalna, która jest dostępna większości kobiet, także bezmocek. Tak naprawdę, to jako wiedźma wysokiej klasy nikogo nie musiała uroczyć magicznie. Jednak czasem to robiła, gdy albo jej się spieszyło, nie miała czasu na jakieś podchody, durne gry wstępne, albo gdy miała kaprys ostro podominować, istniało bowiem pewne ryzyko, że jej wybranek może nie chcieć tak się bawić. Tegoż jednak wieczoru ów pan przyjął się naturalnie. Zabawa już się rozkręciła, głowa pana tkwiła między udami pani, zadzwonił jednak jej służbowy telefon. Tu przypomnijmy, że Roxy jest biznes woman, zaś jej firma nie jest jeszcze taką potęgą na rynku, aby olewać telefony. Wyłączała swoje aparaty tylko na czas sabatów. Więc odebrała, przytrzymując przy okazji głowę pana, aby kontynuował swoje. Telefon jednak nie okazał się dotyczyć zarabiania pieniędzy, tylko był jak najbardziej prywatny, po linii rodzinnej. Nagle nastąpiła konieczność przerwania igraszek i szybkiego ruszenia na drugi koniec kraju, gdzie wybuchła drobna epidemia wśród bliskich Rudej. Mimo to jednak czarownica obiecała sobie, jak też owemu panu, że sprawę dokończą. Nie znając jednak jego imienia zapisała sobie, że ma być mu Misiek. Po czym, gdy kryzys został zażegnany obietnicy ochoczo dotrzymała. Po czym tak już im zostało. Być może naukowo można to wytłumaczyć tak, że wysuszone do cna podczas wyjazdu ratunkowego receptory opioidowe Roxy zostały tak mocno zalane endorfinami, że wiedźma uznała, iż inaczej ich zalewać już nie chce.
Tyle historii tej pary, którą Anita oraz inne psiapsie nazywały związkiem bez żadnych dyskusji, zaś Ruda nie oponowała. Wróćmy do sytuacji, gdy ów związek raczy się kawą i small talksami. Roxy zdążyła już dostać odpowiedź od Anity, która skomentowała otrzymaną, już zresztą nie istniejącą realnie maseczkę, zaśmiała się pod nosem, za to Misiek westchnął:
- Wiesz Lisiczko, tak sobie pomyślałem...
- Teraz? To chyba nie jest dobry pomysł.
- Ale ja pomyślałem na temat.
- Aha. No, jak na temat, to opowiadaj, coś pomyślał.
- No, bo wiesz... Ludzie miewają różne fantazje...
- Jak do tej pory chyba nieźle nam to idzie?
- Fantazjowanie?
- Nie, realizacja.
- Tak, nawet znakomicie. Ale nie wszystkie są realizowalne.
- No pewnie. Ja mam ostatnio na przykład taką.
Mówiąc to przesunęła dłonią w powietrzu. Przed łóżkiem nagle pojawiło się pięciu golasów, zdrowo dopakowanych panów różnych ras, tudzież urody. Były to fantomy, hologramy, dość na szybko wyczarowane, więc łatwe do rozpoznania, że to tylko iluzje. Ale kiedyś Roxy zrobiła Miśkowi pranka starannie już zrobionym fantomem. Wyczarowała siebie niekompletnie ubraną pochylającą się nad czymś w kuchni, sama zaś schowała się za drzwiami. Gdy chłopisko weszło, to wykonało klapsa automatycznie, po czym nastąpiło wielkie zdziwienie, gdy jego dłoń nie napotkała żadnego oporu. Perlisty śmiech Rudej sfinalizował sytuację.
- Mamy cię!
Potem Misiek już się przyzwyczaił do tych kawałów, dość ciekawy był taki, gdy Roxy wyczarowała holo stadka białych myszek na stole. Akurat pili wtedy wino do kolacji, ale on nie dał się złapać.
- Kobieto! Przecież wypiliśmy dopiero po jednej lampce.
Tym razem jednak pięciu bysiów robiło pewne wrażenie.
- Rozumiem. Tą fantazję. Rozumiem, że niewykonalna, bo na nią się nie piszesz. Słyszałem, że Malina kiedyś...
- Tak, Malina zaliczyła pięciu naraz. Podobno było nieźle, ale zbyt męczące, więc to był jej pierwszy i ostatni raz. Ja bym się pogubiła już przy dwóch joystickach. Przy jednym się potrafię zgubić...
- Wcale się nie gubisz.
- Wiem, kokietuję cię tylko. Tylko jest taka drobna sprawa, że ty chyba za dobrze nie zrozumiałeś tej mojej fantazji.
- Znaczy?
- Bo oni nie mają się pukać ze mną, tylko z tobą.
- Co?
- Ja chcę sobie tylko popatrzeć.
- Lisiczko, czy możesz ich zniknąć?
- Mogę. Dość tego mięcha tyle naraz.
Hologram trafił w niebyt.
- Ja cię tu rozumiem, bo chyba nawet wielu gejom by się nie uśmiechała taka totalna demolka dupska, ale za to ci powiem, dlaczego zacząłeś tą całą rozmowę. Nie pieprzysz się z idiotką, jakby nie było. Opowiem ci, jaką tym masz fantazję. Mam szansę dziewięć na dziesięć, że trafię, bo to jest bardzo typowa męska fantazja. Bardzo prosta zresztą, bo wy w ogóle jesteście prości. Chłopy rzadko o niej mówią swoim babom, bo boją się focha. Ale, że jak już wspomniałam, nie pieprzysz się z idiotką, więc ja jestem dość zdecydowanie niefochliwa.
- To co to za fantazja? Rzekomo moja.
- Druga dupeczka do naszej kompanii. Proste, jak lizanie rowa.
Zapadła nieco krępująca cisza. Wreszcie Roxy dosiorbała resztę kawy, po czym odstawiła gdzieś tam na bok pustą już filiżankę. Spojrzała na jakby zamyślonego Miśka.
- No, królewiczu, pogadaliśmy, a teraz odstaw łaskawie tą skorupę. Nie umiem się realnie rozdwajać, takie rzeczy to tylko potrafi Mardox z komiksu. Ale będzie pan zadowolony.
Misiek nadal milczał, więc Ruda sama mu wyjęła filiżankę z dłoni, po czym bezceremonialnie usiadła mu kroczem na twarzy...
= = = = = =
Minął tydzień, podczas którego działy się różne rzeczy, nas jednak interesuje jego zakończenie, czyli niedziela. Gdy Misiek zbudził się rano, to odkrył, że Roxy jest cosik nieobecna. Gdy wyszedł na mieszkanie również to stwierdził. Tylko w łazience na desce leżała kartka z treścią:
"Jestem na mieście, babskie sprawy, będę do dziesiątej, czekaj grzecznie z kawką i jakimś większym śniadankiem".
To większe śniadanko go zaintrygowało. Roxy rano jadała zawsze mniej, niż koliber, więc what da fuck? Zajrzał do lodówki, po czym zaczął kombinować, co oraz ile tego można uznać za większe. Wreszcie obrał koncepcję, zaś przed dziesiątą wszystko już było gotowe. Ruda była dość nietypową kobietą. Jak mówiła, że będzie do którejś, to była, zaś większość dupek gdy to mówi, to tylko mówi. Tak też się stało tym razem, ale nie weszła sama. Tu mu się zapaliło kolejne what da fuck. Wzorem Anity i Borka niedziele przeznaczali tylko sami dla siebie, goście tego dnia byli zwykle wykluczeni. Ale to wyjaśniało kwestię większego śniadanka, choć owa druga osoba nie robiła wrażenia obżartuszki. Tak, obżartuszki, bo była to kobieta, czy może raczej dziewczyna, jak na jego gust bardzo ładniutka. Weszła śmiało do pokoju ze słowami:
- Cześć, jestem Jolasia.
Zanim zdążył zareagować wspięła się na palce stóp i ucałowała go w usta. Po czym spojrzała to na Roxy, to na niego i spytała:
- Gdzie mogę...
- Tam.
Roxy wskazała jej drzwi do łazienki, po czym spytała:
- Bączusiu, co z tym jedzonkiem?
- Już gotowe, ale kto to jest?
- Jolasia. Mówiła przecież.
- Jej imię to akurat ostatnia rzecz, która mnie interesuje.
- Ale fajna, co?
- W jakim sensie?
- Zasadniczym, a w jakim byś chciał?
- Jakaś wasza siostra wiedźma?
- Nie, nic z tych rzeczy, zwykła dupa. Po prostu koleżanka.
Koleżanka zwykła dupa wyszła z łazienki, więc Misiek urwał tą indagację i poszedł do kuchni. Gdy wracając wnosił tacę ze śniadaniem, ujrzał jak obie panie całują się zbyt czule, tak na jego wyczucie, jak na po prostu koleżanki. Co prawda był dobrze oswojony z widokiem wiedźm, psiapsiek Rudej liżących się po buziach, ale to było już coś nowego. Cała trójka zabrała się do jedzenia, jednak po paru minutach Misiek trącił Roxy łokciem:
- Lisiczko, pozwól ze mną na chwilę.
Gdy wyszli do kuchni od razu zapytał:
- Co tu się dzieje tak naprawdę?
- Nic. Realizujemy naszą fantazję.
- Jaką znowu...
- Rozmawialiśmy jakiś czas temu? Nie pamiętasz?
- Ale to jest moja fantazja. A ty jaką masz?
- Tą samą. Podłączyłam ci się do niej. Bo wiesz, potem sobie uświadomiłam, że ja jeszcze nigdy z inną dupą. Czy rozumiesz już całą sytuację?
- Już rozumiem, ale jeszcze nie czuję.
- Mamy dużo czasu. Zdążysz poczuć.
Akurat Roxy łgała w żywe oczy, bo okoliczność z inną panią, czy raczej panienką już miała. Dokładnie zaś z Anitą. To było ich pierwsze doświadczenie, utrata dziewictwa niejako. Znały się od dziecka, zaś jako czternastolatki wpadły na taki pomysł, aby spróbować ze sobą. Potem obie już szybko przerzuciły się na chłopaków, ale co doświadczyły to ich. Był to ich absolutny sekret, którego nie znał nikt. Choć nie można wykluczyć, że Ciocia Lala coś czuła, gdy je po jakimś czasie wzięła na szkolenie, ale Ciocia Lala to Ciocia Lala, wiedźma na wskroś wyjątkowa, która naprawdę wie więcej, niż duże sporo. Ale jak widać, Misiek nie miał prawa, aby się tego dowiedzieć.
Za to miał prawo być dumny niczym paw, gdy wnosił swoją słynną kawę, parzoną według jego sekretnego patentu z kolei. Nawet Roxy tego nie znała, tylko że jej to akurat wcale nie interesowało. Nie miała ambicji bycia baristrix, nawet taką z najniższych półek. Gdy stało się jasne, że śniadanie dobiegło końca, Ruda wzięła Jolasię za rękę i poszła z nią do sypialni. Na odchodnym tylko cmoknęła Miśka w policzek ze słowami:
- Zajrzyj do nas Bączusiu, jak ogarniesz ten bajzel.
To był akurat dobry pomysł, żeby posprzątać po śniadaniu. Misiek zawsze miał śmiałość do kobiet, ale tym razem wyjątkowo czuł się dość dziwnie, wręcz idiotycznie. Roxy po prostu zabiła go swoim pomysłem na takie spędzenie niedzieli. Tak więc chwilowo stanął do boju z brudnymi naczyniami aby rozładować nadmiar napięcia. Mył je długo, porządnie, bo jakby nie było bycie chłopem szefowej renomowanej firmy sprzątającej do czegoś go zobowiązywało. Zaś gdy umył zajrzał jeszcze do łazienki sprawdzić, czy go tam nie ma, wreszcie pojawił się pod drzwiami sypialni. Zaczął kretyńsko:
- Można tam do was?
- No pewnie, właź gamoniu!
To nie był głos Roxy, która tylko chichotała akompaniująco...
Zaś tak pod wczesny wieczór Ruda i Misiek znowu znaleźli się sami we dwoje w kuchni. On po to, aby przygrzać na szybko jakąś obiadokolację, ona zaś tak dla towarzystwa. Zagaiła wtedy:
- Słuchaj, zróbmy może tak, że skoro ja ją przywiozłam, to ty ją odwieziesz do domu. Tak? Może tak być?
- Luz, czemu nie? Tylko mam jedno pytanie, wcześniej nie było kiedy. Czy ty ją uroczyłaś? Tak wiesz, magicznie. Bo rozumiem, że nie wynajęłaś jej za kasę?
- Pojebało cię? Płacić za mizianie? To nie nasz poziom.
- Ale zaczarowałaś?
- Delikatnie, tak kontrolnie. Wie co robi, żaden gwałt. Dla mnie to akurat nie problem zrobić z kogoś zombie, sexy doll, robota, ale ciebie bym w takie coś nigdy nie wkręciła. Poza tym frajda wtedy mniejsza, ciućkanie manekina z żelu balistycznego. Ale czekaj chwilę, coś ci dam.
Roxy wyszła na chwilę z kuchni, a gdy po tej chwili wróciła podała mu jakiś kamyk zawieszony na łańcuszku.
- Pod domem pożegnaj ją czule i dotknij tym jej skroni.
- Co to jest?
- Taki magiczny delikatny amnezjogen.
- Czyli?
- To jej trochę zmuli pamięć, jak urok przestanie działać. Mogę ją całkiem zresetować, ale po co mam jej to robić? Niech ma fajne wspomnienia, bo miła dupa, tylko niech pewne detale zapomni. Na przykład jak do nas trafić. Chyba nie chcemy kłopotów, gdy zacznie nas nachodzić, bo jej się za bardzo spodobało?
- Rozumiem, już wszystko jasne.
Tak więc po pewnym czasie Misiek zabrał Jolasię autem do jej domu, ale wcale zbyt szybko nie wrócił. Zaś gdy już wrócił Roxy pokręciła głową z rozbawieniem.
- Nic nie mów, wiem co się stało. Doskonale rozumiem, że nie mogłeś jej po chamsku wykopać z auta. Więc jeszcze ci dała głowy na pożegnanie. Dałeś w ogóle radę?
- Ledwo, ledwo co...
- Ach, ty mój dżentelmenie. Ale wszystko gra, należało się jej. Bardzo fajna, miła dziewczyna. To jeszcze mi oddaj to cacko magiczne i marsz do łóżka.
Miśkowi nie trzeba było tego powtarzać nawet raz...
Wreszcie odłożyła telefon i rzuciła okiem na tyłek swojego chłopa, który akurat wstał, aby zapewne udać się do łazienki. Zapewne też odwiedził kuchnię, bo gdy wrócił po kilku minutach niósł tacę zastawioną dwiema parującymi filiżankami. Ruda spojrzała nań oburzonym wzrokiem.
- Kurwa, tyle razy prosiłam, nie przynoś tu takich rzeczy. Się coś wyleje, się napaprze, się nasyfi zaraz. Potem weź i to pierz.
On jednak zawsze przynosił ignorując jej marudzenie, które zresztą bardzo szybko ustawało, gdyż miśkowej kawie nie sposób się było oprzeć. Wszystkie psiapsie Rudej, które zapraszała do siebie na tą kawę były zgodne, że jest lepsza nawet od pleciugowej. Tak więc namiętne usta czarownicy zamilkły, zmieniły tryb na wiatr pod nosem, którym to wiatrem została potraktowana przyniesiona kawa. Zaś ona sama jak zwykle nie rozumiała tej sytuacji, powtarzającej się od mniej więcej roku. To znaczy rozumiała, że ten facet jest najlepszy, nie tylko jako barista, to wyjaśnienie jej całkiem wystarczało, czasem tylko dla czystego sportu lubiła sobie przez chwilę podrążyć ten temat. Kiedyś też drążyła to Anita:
- Ruda, co jest z tobą? Zawsze używałaś chłopów jak podpaski, na jeden raz, może czasem dwa, ale tego, co się teraz dzieje to ja nie rozumiem. Odmieniło cię.
Niekoniecznie zawsze. Raz oto kiedyś Roxy wkręciła się w maga, trwało to kilka miesięcy, do tego przemocowego, który jej używał jak podpaski, co więcej nieraz, na wiele sposobów. Zostawmy jednak tą sprawę, nie do końca dla niej miłą, zwłaszcza, że chłopa już nie ma, zaś nieboszczykami nie będziemy się teraz zajmować. Ale jeśli kogoś ciekawi ten temat, to opisany jest w mini serialu 'PLUSKWA W MAJTKACH", zajrzenie do archiwum to chyba dość zerowy wysiłek. Czyż nie tak?
Generalnie jednak wiedźma nie przywiązywała się do zaliczonych facetów, dopiero tak mniej więcej rok temu stało się coś dziwnego. Otóż przyholowała sobie do domu pewnego pana, do jego domu zresztą, tak gwoli ścisłości. Nie uroczyła go czarami, wystarczała jej magia mniejsza, naturalna, która jest dostępna większości kobiet, także bezmocek. Tak naprawdę, to jako wiedźma wysokiej klasy nikogo nie musiała uroczyć magicznie. Jednak czasem to robiła, gdy albo jej się spieszyło, nie miała czasu na jakieś podchody, durne gry wstępne, albo gdy miała kaprys ostro podominować, istniało bowiem pewne ryzyko, że jej wybranek może nie chcieć tak się bawić. Tegoż jednak wieczoru ów pan przyjął się naturalnie. Zabawa już się rozkręciła, głowa pana tkwiła między udami pani, zadzwonił jednak jej służbowy telefon. Tu przypomnijmy, że Roxy jest biznes woman, zaś jej firma nie jest jeszcze taką potęgą na rynku, aby olewać telefony. Wyłączała swoje aparaty tylko na czas sabatów. Więc odebrała, przytrzymując przy okazji głowę pana, aby kontynuował swoje. Telefon jednak nie okazał się dotyczyć zarabiania pieniędzy, tylko był jak najbardziej prywatny, po linii rodzinnej. Nagle nastąpiła konieczność przerwania igraszek i szybkiego ruszenia na drugi koniec kraju, gdzie wybuchła drobna epidemia wśród bliskich Rudej. Mimo to jednak czarownica obiecała sobie, jak też owemu panu, że sprawę dokończą. Nie znając jednak jego imienia zapisała sobie, że ma być mu Misiek. Po czym, gdy kryzys został zażegnany obietnicy ochoczo dotrzymała. Po czym tak już im zostało. Być może naukowo można to wytłumaczyć tak, że wysuszone do cna podczas wyjazdu ratunkowego receptory opioidowe Roxy zostały tak mocno zalane endorfinami, że wiedźma uznała, iż inaczej ich zalewać już nie chce.
Tyle historii tej pary, którą Anita oraz inne psiapsie nazywały związkiem bez żadnych dyskusji, zaś Ruda nie oponowała. Wróćmy do sytuacji, gdy ów związek raczy się kawą i small talksami. Roxy zdążyła już dostać odpowiedź od Anity, która skomentowała otrzymaną, już zresztą nie istniejącą realnie maseczkę, zaśmiała się pod nosem, za to Misiek westchnął:
- Wiesz Lisiczko, tak sobie pomyślałem...
- Teraz? To chyba nie jest dobry pomysł.
- Ale ja pomyślałem na temat.
- Aha. No, jak na temat, to opowiadaj, coś pomyślał.
- No, bo wiesz... Ludzie miewają różne fantazje...
- Jak do tej pory chyba nieźle nam to idzie?
- Fantazjowanie?
- Nie, realizacja.
- Tak, nawet znakomicie. Ale nie wszystkie są realizowalne.
- No pewnie. Ja mam ostatnio na przykład taką.
Mówiąc to przesunęła dłonią w powietrzu. Przed łóżkiem nagle pojawiło się pięciu golasów, zdrowo dopakowanych panów różnych ras, tudzież urody. Były to fantomy, hologramy, dość na szybko wyczarowane, więc łatwe do rozpoznania, że to tylko iluzje. Ale kiedyś Roxy zrobiła Miśkowi pranka starannie już zrobionym fantomem. Wyczarowała siebie niekompletnie ubraną pochylającą się nad czymś w kuchni, sama zaś schowała się za drzwiami. Gdy chłopisko weszło, to wykonało klapsa automatycznie, po czym nastąpiło wielkie zdziwienie, gdy jego dłoń nie napotkała żadnego oporu. Perlisty śmiech Rudej sfinalizował sytuację.
- Mamy cię!
Potem Misiek już się przyzwyczaił do tych kawałów, dość ciekawy był taki, gdy Roxy wyczarowała holo stadka białych myszek na stole. Akurat pili wtedy wino do kolacji, ale on nie dał się złapać.
- Kobieto! Przecież wypiliśmy dopiero po jednej lampce.
Tym razem jednak pięciu bysiów robiło pewne wrażenie.
- Rozumiem. Tą fantazję. Rozumiem, że niewykonalna, bo na nią się nie piszesz. Słyszałem, że Malina kiedyś...
- Tak, Malina zaliczyła pięciu naraz. Podobno było nieźle, ale zbyt męczące, więc to był jej pierwszy i ostatni raz. Ja bym się pogubiła już przy dwóch joystickach. Przy jednym się potrafię zgubić...
- Wcale się nie gubisz.
- Wiem, kokietuję cię tylko. Tylko jest taka drobna sprawa, że ty chyba za dobrze nie zrozumiałeś tej mojej fantazji.
- Znaczy?
- Bo oni nie mają się pukać ze mną, tylko z tobą.
- Co?
- Ja chcę sobie tylko popatrzeć.
- Lisiczko, czy możesz ich zniknąć?
- Mogę. Dość tego mięcha tyle naraz.
Hologram trafił w niebyt.
- Ja cię tu rozumiem, bo chyba nawet wielu gejom by się nie uśmiechała taka totalna demolka dupska, ale za to ci powiem, dlaczego zacząłeś tą całą rozmowę. Nie pieprzysz się z idiotką, jakby nie było. Opowiem ci, jaką tym masz fantazję. Mam szansę dziewięć na dziesięć, że trafię, bo to jest bardzo typowa męska fantazja. Bardzo prosta zresztą, bo wy w ogóle jesteście prości. Chłopy rzadko o niej mówią swoim babom, bo boją się focha. Ale, że jak już wspomniałam, nie pieprzysz się z idiotką, więc ja jestem dość zdecydowanie niefochliwa.
- To co to za fantazja? Rzekomo moja.
- Druga dupeczka do naszej kompanii. Proste, jak lizanie rowa.
Zapadła nieco krępująca cisza. Wreszcie Roxy dosiorbała resztę kawy, po czym odstawiła gdzieś tam na bok pustą już filiżankę. Spojrzała na jakby zamyślonego Miśka.
- No, królewiczu, pogadaliśmy, a teraz odstaw łaskawie tą skorupę. Nie umiem się realnie rozdwajać, takie rzeczy to tylko potrafi Mardox z komiksu. Ale będzie pan zadowolony.
Misiek nadal milczał, więc Ruda sama mu wyjęła filiżankę z dłoni, po czym bezceremonialnie usiadła mu kroczem na twarzy...
= = = = = =
Minął tydzień, podczas którego działy się różne rzeczy, nas jednak interesuje jego zakończenie, czyli niedziela. Gdy Misiek zbudził się rano, to odkrył, że Roxy jest cosik nieobecna. Gdy wyszedł na mieszkanie również to stwierdził. Tylko w łazience na desce leżała kartka z treścią:
"Jestem na mieście, babskie sprawy, będę do dziesiątej, czekaj grzecznie z kawką i jakimś większym śniadankiem".
To większe śniadanko go zaintrygowało. Roxy rano jadała zawsze mniej, niż koliber, więc what da fuck? Zajrzał do lodówki, po czym zaczął kombinować, co oraz ile tego można uznać za większe. Wreszcie obrał koncepcję, zaś przed dziesiątą wszystko już było gotowe. Ruda była dość nietypową kobietą. Jak mówiła, że będzie do którejś, to była, zaś większość dupek gdy to mówi, to tylko mówi. Tak też się stało tym razem, ale nie weszła sama. Tu mu się zapaliło kolejne what da fuck. Wzorem Anity i Borka niedziele przeznaczali tylko sami dla siebie, goście tego dnia byli zwykle wykluczeni. Ale to wyjaśniało kwestię większego śniadanka, choć owa druga osoba nie robiła wrażenia obżartuszki. Tak, obżartuszki, bo była to kobieta, czy może raczej dziewczyna, jak na jego gust bardzo ładniutka. Weszła śmiało do pokoju ze słowami:
- Cześć, jestem Jolasia.
Zanim zdążył zareagować wspięła się na palce stóp i ucałowała go w usta. Po czym spojrzała to na Roxy, to na niego i spytała:
- Gdzie mogę...
- Tam.
Roxy wskazała jej drzwi do łazienki, po czym spytała:
- Bączusiu, co z tym jedzonkiem?
- Już gotowe, ale kto to jest?
- Jolasia. Mówiła przecież.
- Jej imię to akurat ostatnia rzecz, która mnie interesuje.
- Ale fajna, co?
- W jakim sensie?
- Zasadniczym, a w jakim byś chciał?
- Jakaś wasza siostra wiedźma?
- Nie, nic z tych rzeczy, zwykła dupa. Po prostu koleżanka.
Koleżanka zwykła dupa wyszła z łazienki, więc Misiek urwał tą indagację i poszedł do kuchni. Gdy wracając wnosił tacę ze śniadaniem, ujrzał jak obie panie całują się zbyt czule, tak na jego wyczucie, jak na po prostu koleżanki. Co prawda był dobrze oswojony z widokiem wiedźm, psiapsiek Rudej liżących się po buziach, ale to było już coś nowego. Cała trójka zabrała się do jedzenia, jednak po paru minutach Misiek trącił Roxy łokciem:
- Lisiczko, pozwól ze mną na chwilę.
Gdy wyszli do kuchni od razu zapytał:
- Co tu się dzieje tak naprawdę?
- Nic. Realizujemy naszą fantazję.
- Jaką znowu...
- Rozmawialiśmy jakiś czas temu? Nie pamiętasz?
- Ale to jest moja fantazja. A ty jaką masz?
- Tą samą. Podłączyłam ci się do niej. Bo wiesz, potem sobie uświadomiłam, że ja jeszcze nigdy z inną dupą. Czy rozumiesz już całą sytuację?
- Już rozumiem, ale jeszcze nie czuję.
- Mamy dużo czasu. Zdążysz poczuć.
Akurat Roxy łgała w żywe oczy, bo okoliczność z inną panią, czy raczej panienką już miała. Dokładnie zaś z Anitą. To było ich pierwsze doświadczenie, utrata dziewictwa niejako. Znały się od dziecka, zaś jako czternastolatki wpadły na taki pomysł, aby spróbować ze sobą. Potem obie już szybko przerzuciły się na chłopaków, ale co doświadczyły to ich. Był to ich absolutny sekret, którego nie znał nikt. Choć nie można wykluczyć, że Ciocia Lala coś czuła, gdy je po jakimś czasie wzięła na szkolenie, ale Ciocia Lala to Ciocia Lala, wiedźma na wskroś wyjątkowa, która naprawdę wie więcej, niż duże sporo. Ale jak widać, Misiek nie miał prawa, aby się tego dowiedzieć.
Za to miał prawo być dumny niczym paw, gdy wnosił swoją słynną kawę, parzoną według jego sekretnego patentu z kolei. Nawet Roxy tego nie znała, tylko że jej to akurat wcale nie interesowało. Nie miała ambicji bycia baristrix, nawet taką z najniższych półek. Gdy stało się jasne, że śniadanie dobiegło końca, Ruda wzięła Jolasię za rękę i poszła z nią do sypialni. Na odchodnym tylko cmoknęła Miśka w policzek ze słowami:
- Zajrzyj do nas Bączusiu, jak ogarniesz ten bajzel.
To był akurat dobry pomysł, żeby posprzątać po śniadaniu. Misiek zawsze miał śmiałość do kobiet, ale tym razem wyjątkowo czuł się dość dziwnie, wręcz idiotycznie. Roxy po prostu zabiła go swoim pomysłem na takie spędzenie niedzieli. Tak więc chwilowo stanął do boju z brudnymi naczyniami aby rozładować nadmiar napięcia. Mył je długo, porządnie, bo jakby nie było bycie chłopem szefowej renomowanej firmy sprzątającej do czegoś go zobowiązywało. Zaś gdy umył zajrzał jeszcze do łazienki sprawdzić, czy go tam nie ma, wreszcie pojawił się pod drzwiami sypialni. Zaczął kretyńsko:
- Można tam do was?
- No pewnie, właź gamoniu!
To nie był głos Roxy, która tylko chichotała akompaniująco...
Zaś tak pod wczesny wieczór Ruda i Misiek znowu znaleźli się sami we dwoje w kuchni. On po to, aby przygrzać na szybko jakąś obiadokolację, ona zaś tak dla towarzystwa. Zagaiła wtedy:
- Słuchaj, zróbmy może tak, że skoro ja ją przywiozłam, to ty ją odwieziesz do domu. Tak? Może tak być?
- Luz, czemu nie? Tylko mam jedno pytanie, wcześniej nie było kiedy. Czy ty ją uroczyłaś? Tak wiesz, magicznie. Bo rozumiem, że nie wynajęłaś jej za kasę?
- Pojebało cię? Płacić za mizianie? To nie nasz poziom.
- Ale zaczarowałaś?
- Delikatnie, tak kontrolnie. Wie co robi, żaden gwałt. Dla mnie to akurat nie problem zrobić z kogoś zombie, sexy doll, robota, ale ciebie bym w takie coś nigdy nie wkręciła. Poza tym frajda wtedy mniejsza, ciućkanie manekina z żelu balistycznego. Ale czekaj chwilę, coś ci dam.
Roxy wyszła na chwilę z kuchni, a gdy po tej chwili wróciła podała mu jakiś kamyk zawieszony na łańcuszku.
- Pod domem pożegnaj ją czule i dotknij tym jej skroni.
- Co to jest?
- Taki magiczny delikatny amnezjogen.
- Czyli?
- To jej trochę zmuli pamięć, jak urok przestanie działać. Mogę ją całkiem zresetować, ale po co mam jej to robić? Niech ma fajne wspomnienia, bo miła dupa, tylko niech pewne detale zapomni. Na przykład jak do nas trafić. Chyba nie chcemy kłopotów, gdy zacznie nas nachodzić, bo jej się za bardzo spodobało?
- Rozumiem, już wszystko jasne.
Tak więc po pewnym czasie Misiek zabrał Jolasię autem do jej domu, ale wcale zbyt szybko nie wrócił. Zaś gdy już wrócił Roxy pokręciła głową z rozbawieniem.
- Nic nie mów, wiem co się stało. Doskonale rozumiem, że nie mogłeś jej po chamsku wykopać z auta. Więc jeszcze ci dała głowy na pożegnanie. Dałeś w ogóle radę?
- Ledwo, ledwo co...
- Ach, ty mój dżentelmenie. Ale wszystko gra, należało się jej. Bardzo fajna, miła dziewczyna. To jeszcze mi oddaj to cacko magiczne i marsz do łóżka.
Miśkowi nie trzeba było tego powtarzać nawet raz...
Dziwne imię w sumie - Jolasia, jak niepełnoletnia dziewuszka...
OdpowiedzUsuńdlaczego niepełnoletnia?... inna Jolasia: Pupcia - Kiepska de domo Kopciarz, żona Waldemara vel Cycu jest jak najbardziej pełnoletnia... natomiast nie można wykluczyć, że oficjalnie ma inaczej na imię, a Jolasią jest tylko dla rodziny i bliższych znajomych...
UsuńZgoda, ale w opowieściach różnych, jakoś mi imiona czy ksywki infantylne nie pasują do bohaterów. Kiedyś odłożyłam książkę tylko dlatego, że autorka uparcie dorosłych facetów nazywała imionami Maciuś, Edzio...no nie!
Usuńjeden z drugoplanowych bohaterów "Czarownic" ma na imię Adaśko, choć Kaśka, jego aktualna kobitka mawia Dasiek... być może w papierach ma Adam... ale teraz pytanie, czy te wymienione zdrobnienia pasują do niego, skoro wiemy, że jest to wielki, wysportowany, dopakowany mężczyzna, zaś z charakteru uosobienie łagodności i dobroduszności?...
Usuńzaś co do Twojego przykładu trudno mi się wypowiedzieć, bo sporo też zależy, jak poważnie traktowane jest samo universum... jeśli do śmiechu, z pewnym przymrużeniem oka, to czemu właśnie Edzie i Maciusie nie miałyby go zaludniać?... ale to już jest po prostu kwestia gustu i naszego wczucia się w klimat autora/ki... jedyne, z czym można się zgodzić, że jak czegoś jest naszym zdaniem za dużo, to i sama książka nam nie wchodzi...
I ta Jolasia z Kiepskich źle się większości widzom kojarzy. Taka pupcia właśnie do wypinania się, bo tylko to umi. I taki skład: czarownica, jej "doopa" co to mu się marzy, ale nie powiedział co. Kobiety bywają nadgorliwe w uszczęśliwianiu swoich doop. I zamiast wyszkolonej w sprawie trójkątów przynajmniej pani mgr, taka tam Jolasia z sutereny z łapanki, i nie
Usuńwiadomo co do wyrka im zniesie. Najważniejsze, że chętna do zabawy jest.
Dzwignij poziom.:)))
Jolasia Kiepska, jak pamiętamy, zajmowała się raczej obżeraniem teściów i wykradaniem im żarcia z lodówki, o przywłaszczeniu sobie frytkownicy już nie wspomnę... tak więc lubić się jej nie da, mimo pomysłowych fryzur i takiej Jolasi z pewnością Roxy nie zaprosiłaby do wspólnej zabawy...
Usuńza to ta z opowiadania jest okay, już ją Lisiczka wcześniej dobrze prześwietliła, w końcu Misiek nie pieprzy się z idiotką...
No popatrz, a ja pomyślałam, że Misiek jest bezwolny. Zgadza się na wszystkie fotomontaże. Co ruda na chatę przyprowadzi to bez protestu przyjmuje...Ma on jakieś swoje własne zdanie? Potrafi walnąć pięścią w stół, czy to jednak mamleja?
Usuńjest ciekawsze pytanie: kim by się on okazał, gdyby właśnie walnął pięścią w stół?... może właśnie mamleją nie umiejącą sprostać niespodzianej sytuacji?... zresztą ta spryciara Roxy tak to skonstruowała (np. dobrała odpowiednią panienkę), aby nie było żadnych konfliktów... żadnych, czyli także aby on nie miał wewnętrznych, zwanych dylematami...
Usuń...
tak nawiasem mówiąc, to niektóre baby są dziwne... chcą, żeby chłop walił pięścią w stół, ale jak już taki walnie, to podnoszą jazgot i strzelają fochy... i robi się z tego porąbana sytuacja, jak u niejakiego Pana Czesia, który wciąż nie wiedział, czy ma grać, czy ma nie grać, LOL...
Zależy. Niektóre lubią poddanych panów, oby nie mieli tylko własnego zdania. A są takie, zmęczone ciągłą gotowością do podejmowania decyzji, że tęsknią za decyzyjnym facetem.
Usuńokay, bywają takie i takie... ale ja mam na myśli te, które nie wiedzą, czego chcą, nie umią się zdecydować i wcale nie jest ich tak mało...
Usuń«Był to ich absolutny sekret, którego nie znał nikt."
OdpowiedzUsuńNo teraz znamy go my wszyscy.
literacki narrator wszechwiedzący się nie liczy, poza tym sekret nadal jest sekretem, bo wciąż nikt nie wie, czyj to sekret...
UsuńNarrator się nie liczy, ale rozpaplał tajemnicę na prawo i lewo.
Usuńczy mam rozumieć, że jeśli lekarz opowie na wykładzie dla studentów, że miał kiedyś pacjenta chorego na grypę, to znaczy, że złamał tajemnicę lekarską?... c'mon, o czym Ty w ogóle do mnie rozmawiasz?...
Usuńchcę wierzyć, że tylko się droczysz, LOL...
Jeżeli opowie coś w stylu, że miał pacjenta, który coŝ tam ... to nic nie zdradza.
UsuńAle jak już powie, że :" mój sąsiad.. " to naprowadza i można by już było sąsiada namierzyć.
A ty konkretnie z imionami. I teraz blohowy świat wie, że Anita i Roxy się dziewictwa pozbawiły:))
filozofujesz już od samego początku, zupełnie niepotrzebnie, bo przy postaciach fikcyjnych obowiązują inne prawa... pamiętasz odcinek, w którym Kaśka robi kupę rozważając ofertę wystąpienia w klatce?... jakoś wtedy nie miałaś zastrzeżeń...
UsuńDobry text-rude wiedźmy zawsze bywały czarujące zarówno owa Roxi jak i Jolasia. Swego rodzaju o Jolasiach śpiewało nawet całe disco-polo gdzie to radośnie zespół Classic podśpiewywał "Jolka, Jolka to dziewczyna. Tylko ona jedna i jedyna(...)". Myślę,że gdyby Misiek mógł wybrać między Roxi a Jolasią wybrałby Jolkę na bank :-)
OdpowiedzUsuńmoże najpierw wyjaśnijmy, że tylko Roxy jest wiedźmą, Jolasia akurat nie... do tego nie znamy koloru włosów tej drugiej, postaci epizodycznej zresztą... znamy tylko włosy pięciu czarownic, głównych bohaterek cyklu...
Usuńale zajmijmy się Twoją hipotezą... czy imię Jolasia, Yolanda, czy po prostu Jolka może być dla Miśka taką atrakcją, tak mocnym argumentem, żeby wystarczył, aby przeważyć jego decyzję w sytuacji ewentualnego wyboru?... zwróć uwagę na jeden drobiazg, przypomnę, zacytuję ten fragment:
"- Bączusiu, co z tym jedzonkiem?
- Już gotowe, ale kto to jest?
- Jolasia. Mówiła przecież.
- Jej imię to akurat ostatnia rzecz, która mnie interesuje."
i co teraz? :)
Imię babki, z którą pójdą okazjonalnie do łóżka mało facetów interesuje. Ważne co ma pod spódnicą.
UsuńAle chciałbyś w trójkąciku być przedstawionym jako np.: Pitrunia? Albo Fujara od bzykanka?
Takie to mało szlachetne jak i ten sport, który uprawiają.
@ Florianna
Ten misiu pysiu nie ma za bardzo wyboru. Od Roxy nie odejdzie, bo mu tak ta wiedźma życie urządzi, łącznie z bolącymi pypciami na prąciu, że seksem to on do końca nie porozkoszuje się. No chyba, że to Roxy by się misiaczka kłapoucha odechciało.
nikogo zdrowego na umyśle to nie interesuje nawet przy nieokazjonalnym chadzaniu... gdy imię tej osoby jakoś nam nie pasuje, z różnych powodów, czy nawet bez powodu, to zawsze można używać innego, jeśli w ogóle jest taka potrzeba...
Usuńaczkolwiek...
jak pamiętamy, to Malina kiedyś zrobiła sobie z tego problem, więc profilaktycznie nigdy nie pytała chłopów o imię, bo jedno jej się kojarzyło z takim, który chciał jej zrobić kuku... ale ona jeszcze była w traumie po tej akcji, poza tym dopiero startowała jako wiedźma, więc miała prawo mieć te sprawy nieprzepracowane do końca...
A mnie interesuje, ale ja nie jestem zdrowa na umyśle przecież.
Usuńno, niech będzie, że nawet interesuje, ale nie jest to priorytetem...
UsuńMisiek nie ma łatwo z Rudą ta mu hologramy wyświetla facetów co mają go przelecieć no może się chłopakowi ciśnienie podnieść . Gotować musi i przynosić dobrą kawę . Trudny los dla faceta . ;-)
OdpowiedzUsuńale on lubi robić dobrą kawę i robi najlepszą, nawet lepszą, niż robią w Pleciudze, więc gdzie tu jest ten trudny los?... zwłaszcza, że Ruda też robi pewne rzeczy znakomicie, też najlepiej zresztą :)
UsuńMusiałam wpis przemyśleć. Chyba nawet najbardziej pewna siebie czarownica powinna porządnie przemyślećkwestię zapraszania trzeciej osoby do łóżka. Nie jestem zwolennikiem teorii, że tego kwiatu pół światu i jak nie ten, to inny. Zwyczajnie dlatego, że jednak człowiek się przyzwyczaja do danej osoby, jej przyzwyczajeń, charakteru, upodobań, na świecie jest teoretycznie tysiące ludzi, którzy idealnie pasują w cechy, których poszukujemy u partnera, a potem okazuje się, że z tego tysiąca, to tylko kilka sztuk ma ,,to coś''. Więc jak dla mnie jak już znajdę faceta, to się go trzymam, a nie kreuję możliwości jego ucieczki. Taki trójkącik uważam, że jest właśnie taką możliwością - bonie daj boże w przyszłości pojawi się w związku zgrzyt (a w każdym się pojawia: choroba, utrata pracy, stresujący okres, wydarzenia w dalszej rodzinie, dzieci, mieszkanie, cokolwiek) i facet będzie wracać myślami do tamtej. Taki trójkącik jest dla mnie tak samomałoetyczny i jest kreowaniem niepotrzebnych pokus, co wynajmowanie dziewczyny przed ślubem po to, żeby uwiodła i sprawdziła wierność przyszłego męża.Dla mnie trójkąciki tylko z facetami, na których mi nie zależy. Tych, na których mi zależy, uważam, że mądrzej i bezpieczniej jest mieć na wyłączność, a nie z dobroci serca i chęci poświęcenia siebie, wystawiać na sprzedaż i dzielić się nimi.
OdpowiedzUsuńmasz rację, to nie jest spontaniczny trójkąt luźno ze sobą związanych osób, tylko zaproszenie żywej lali do zabawy do (raczej) stałego związku... natomiast czy Roxy (dobrze) przemyślała to zaproszenie?... tu już co człowiek to inna odpowiedź, zależna od mnóstwa rzeczy, nie tylko od poglądów na sprawy bazowe, ale choćby od tego, jak ktoś postrzega tą postać, czy ją lubi, czy niekoniecznie... ale jakby nie było, to gdyby jej się ten pomysł nie spodobał, to tematu by w ogóle nie było, przy jej skłonnościach do dominacji sprawa zostałaby zamknięta, czy raczej sama by wygasła, przynajmniej na dłuższy czas... zwróćmy uwagę na to, że to Ruda podtrzymała piłkę w grze stawiając Miśka przed faktem dokonanym i jakoś mało prawdopodobne jest, żeby koleś zamiast się przyłączyć zostawił panie same znajdując sobie inne zajęcie...
Usuńale nie zgodzę się z porównaniem do tego przedślubnego testu na wierność przy pomocy wynajętej panienki... tak akurat robią kobiety lękowe, bez zbytniej wiary w siebie, niepewne swoich decyzji, a Roxy z pewnością do nich się nie zalicza...
O matko! Bardzo często u ciebie ten wątek lękliwości się pojawia, każdy jest lękliwy, w jakichś tam sobie znanych obszarach życia. Każdy się czegoś boi. Każdy ma swoje " demony". To nie obciach ani bycie gorszym posiadanie lęku związanego z utratą partnera.
UsuńA ty, mówiąc twoimi tekstami, robisz u tego zagadnienie. Podług ciebie tylko nielękowa partnerka daje facetowi wolność seksualną i sama przy okazji mogłaby co nieco uszczknąć.
Nie podoba mi się ta zwierzęca- kopulacyjna moralność.
lękliwość i lękowość to dwa różne pojęcia, o pierwszym nie wspominałem... no, ale lapsusy językowe zdarzają się wszystkim...
Usuńmało się orientujesz w tym, co jest "podług mnie"... lękowa partnerka jak najbardziej może dawać partnerowi "wolność", czyli w tym kontekście nie wymagać od niego przestrzegania paktu na wyłączność, choć rzecz jasna nie każda, bo paranoje bywają rozmaite... tylko my akurat nie o tym rozmawiamy... tu jest mowa o takiej paranoi, że on ją zdradza, czy chce zdradzać, taka paranoja nazywa się "zazdrość w związku"... nielękowa, partnerka, pewna siebie, swojej wartości takich problemów z niczego sobie nie tworzy...
za to nie do końca rozumiem, co ma moralność do tego wszystkiego... możesz mi to jakoś wyjaśnić?...
W dalszej wypowiedäzi wyprostowałam myśl. Zresztą zwał jak zwał, ale ty na serio robisz z tego zagadnienie.
UsuńLęk bywa potrzebny chociażby po to aby przetrwać.
Zazdrość w związku może być sumą wcześniejszych negatywnych doświadczeń z płcią przeciwną. Nie mówimy tu chyba o zespole Otella? O chorobliwej zazdrości.
Tylko o takiej, nazwałabym ją: dopuszczalną.
Ktoś się boi zaufać, odpuścić podejrzliwość, bo jak ufał to przyprawiano mu rogi.
To należałoby niewątpliwie wyprostować w sobie, bo to życie utrudnia. Z taką osobą, nazwijmy to po twojemu " lękową" należałoby sporo na dany temat rozmawiać i w takim związku nie ma miejsca na słodkie tajemnice.
A czego niby o zwierzęco - kopulacyjnej moralności nie kumasz?
tak, ja wiem o tej odrobinie lęku potrzebnej nagiej małpie, aby nie pchała lapy do każdej dziury, dziupli, czy nory, to się wtedy "ostrożność" nazywa... ale w związku to nawet ta odrobina jest czymś chorym, bo albo ufamy sobie w sprawach zasadniczych, albo jesteśmy tylko w jakimś układzie... oczywiście każdy taki, czy inny układ można sobie nazywać "związkiem" i tak się zresztą często dzieje... ale wtedy trzeba najpierw ustalić, jaki układ chcemy tak nazywać...
Usuńz tej "zwierzęco - kopulacyjnej moralności" nie kumam wszystkiego, włącznie z nazwą na wstępie, nie wiem po prostu, co ona znaczy...
Ojeny jak ty czyściutko bycie ludzi ze sobą widzisz. Mają sobie ufać w sprawach zasadniczych.A potem okazuje się, że kobieta albo facet wierzyli- ufali i nagle...on nie wytrzymał, bo taka fajna doopcia z nim pracowała, że grzech było nie skorzystać, tym bardziej że chętna i parła.
UsuńOna zbłądziła bo też coś tam i najlepiej upchnąć to gdzieś, bo niewygodne.
Pewnie, że ufać trzeba ale różne przejścia ludzie mają i czasami takie zaufanie wyrabia się poprzez szczerość i rozmowy. Nie olewanie pytań i lęków partnera. A takie kwitowanie, że to chore i ja się od tego dystansuje, odsuwam ... to już chyba najlepiej zakończyć związek bo tam uczuć chyba nie ma ani krzty.
szczerość, rozmowy, takie tam inne, ja się z tym wszystkim zgadzam, bo co to za związek, w którym się szczerze nie rozmawia, albo co gorsza wcale nie rozmawia?... tylko, że to jest omijanie kluczowego tematu... a tymczasem pytanie jest proste: czy tworzenie sobie paranoi, że partner(ka) zdradza, zdradzi lub ma taki zamiar, czyli innymi słowy bycie zazdrosną/ym w związku spowoduje, że partner(ka) nie zdradzi lub chociaż zmniejszy prawdopodobieństwo tej zdrady?...
Usuńsam odpowiem:
NIE...
taki sposób jest totalnie do dupy, po prostu nie działa, co więcej, może co najwyżej taką zdradę sprowokować...
to po kiego sobie w umyśle taką zazdrość tworzyć i rozwijać?...
szach i mat, proszę Szanownej Koleżanki, makao i po makale...
Makao kakao i dupa blada, bo nie opalona.
UsuńMasz do czynienia z żywym człowiekiem a nie teorią jak być powinno. Teoretyzuj sobie, że to sensu nie ma, że tak być nie powinno, ale co zrobić kiedy się tak zdarzy? Rozstać się? Skreślić związek choć to jeszcze nie przypadek chorobowy?
lęk, jego drobna ilość może być przydatny w pewnych sytuacjach, ale w tej konkretnej sytuacji jest całkiem zbędny, bo niczemu nie zapobiega i czasem nawet może być szkodliwy... to żadna teoria, tylko praktyka: trzeba pracować nad sobą, trzymać pewien poziom, aby takiemu lękowi nie ulegać...
Usuńzdrada może się zdarzyć niezależnie od tego, czy się jest zazdrosną/ym, czy nie, a do tego, jak już wspomniano, zazdrość może tą zdradę czasem wywołać... za to jeśli się zdarzy, są na to niezbite dowody, a nie tylko jakieś urojenia, to pojawia się całkiem nowa sytuacja... osoba zdradzona ma do czynienia z realnym faktem, nie ma wtedy żadnej zazdrości, tylko może się pojawić i zwykle się pojawia urażona damska/męska ambicja, stres z powodu złamania pewnej umowy przez tą drugą stronę... ale co ta zdradzona osoba ma zrobić z tą sytuacją, na to żadnej jednoznacznej odpowiedzi nie ma... to już zależy od konkretnej sytuacji, jakie się ma podejście do swojego związku i zdrady jako takiej... a także od osobniczej reakcji na stres oraz od przyczyn samej zdrady... nie ma żadnego schematu postępowania w takiej sytuacji... jedni mogą zerwać związek, inni mogą próbować wybaczyć licząc na to, że sprawa się więcej nie powtórzy, a cale wydarzenie potraktować jako pewną lekcję na przyszłość dla siebie i samego związku... a jeszcze inni mogą się w tym pogubić i zacząć wyczyniać jakieś dziwne ruchy... tego ostatniego raczej bym nikomu nie polecał, ale na pytanie, co ktoś ma dalej robić ze swoim związkiem, czy go zakończyć, czy próbować go ratować rady nikomu nie udzielę, bo taka jedna rada na wszystko nie istnieje...
Wszystko gra, tylko mnie interesuje coś innego.
UsuńSkreślić zazdrośnika z myślą, że obrzydza ciebie ten rodzaj uczuć, czy jednak będąc już w związku z kimś takim próbować pomóc mu to zmienić?
pytanie jest ogólniejsze: coś nam w partnerce/rze nie pasuje, coś, co wiemy od razu lub wylazło po jakimś czasie, to co z tym robić?... chyba świetnie wiesz, że to jest sprawa indywidualna... i świetnie wiesz, że decyzja zależy od bilansu wad i zalet tej drugiej osoby, a także mnóstwa innych rzeczy... i świetnie też wiesz, że ten bilans może być inny dziś, inny jutro, za miesiąc itd...
Usuńz całym szacunkiem, ale zadałaś raczej dziecinne pytanie...
...
jeśli pytasz mnie centralnie, co bym zrobił w tej chwili, gdyby mojej obecnej Lady nagle odbiło i zaczęłaby być zazdrosna, to pewnie bym najpierw spróbował ją z tego leczyć, ale w razie braku postępów chyba szybko bym stracił cierpliwość :)
Zgadzam się z Anią. W większości związków jest zazdrość w mniejszymlub większymstopniu, bo każdy z ludzi ma jakieś lęki, ma gorszy dzień, dzisiaj myśli o sobie gorzej, w pracy partnera pojawiła się ładniejsza itd. Każdy człowiek mateż jakieś przejścia z przeszłości i jeśli kilka razy dostał po głowie, to będzie na przyszłość ostrożniejszy. Trzeba ufać, ale nie ślepo i kiedy zaczyna nam coś intuicyjnie nie pasować to się albo sprawdza, albo konfrontuje z partnerem itp, itd. Moja mama zawsze powtarzała, że nie ma facetów wiernych, są tylko dobrze pilnowani. Uważam, że ma rację tylko w części, ale ma: jeśli partnerka od czasu do czasu przejawia delikatną zazdrość, albo coś sprawdzi, albo da do zrozumienia drugiej stronie, że jak przyłapie, to zabije, to ma większe szanse na nie bycie zdradzaną niż taka, co ,,ufa i tyle''. Nie biorąc pod uwagę dziwnych panów, co ,,zdradzą ze złośliwości, jeśli ktoś ich sprawdza, podejrzewa, albo jest zazdrosna'', bo tacy są dla mniedziwni i dziecinni, to większość osób zastanowi się osiem razy przed zdradą, jeśli przeanalizuje sobie, że im się nie opłaca (bo kredyt, bo mieszkanie, bo mój obecny standard życia, bo jego pensja, bo wygoda, bo przyzwyczajenie, bo się wyda i mnie zatłucze) i wtedy opierają się pokusie sięgania po szczęście. Po czym po kilku miesiącach lub latach myślą sobie ,,no i dobrze, że odmówiłem sobie szczęścia wtedy, bo i tak każdy związek w końcu nudzi, a ja przynajmniej mam święty spokój, bezpieczeństwo i wygodę''.
UsuńOj dzieje się tu u ciebie na wielu płaszczyznach, całkiem miły sobie świat równoległy wymyśliłeś. I taki bardzo z zasadami, mimo że lekką ręką narysowanymi.
OdpowiedzUsuńMiłej niedzieli :))
cała zabawa zaczęła się od pomysłu przygód pana obdarzonego nadnaturalną mocą, choć bynajmniej nie magiczną, ale gdy formuła szybko się wyczerpała nagle pojawił się nader żyzny obszar do ogarnięcia... do głowy by mi wtedy nie przyszło, że tak się sprawy mogą potoczyć...
Usuńmiłej niedzieli i dni następnych, oby nie ostatnich :)
Jolasia. Mój brachol nazywa tak pewną wredną sucz, którą też mam nieprzyjemność znać. Ta chyba taka nie była.
OdpowiedzUsuńAha, jaki fajny trójkąt Penrose’a na tej ilustracji! Lubię takie grafiki z figurami niemożliwymi.
OdpowiedzUsuń